@ataxbras
Cześć, bardzo dziękuję za odpowiedź.
Powiem to tak po swojemu, wiem, że to zapewne nie ma sensu.
Mój "pomysł" jest taki, że fala grawitacyjna "walnie" w "elektron" czy falę elektronu z taką siłą, że zmusi jego "falę" do kolapsu.
"Obserwacja" która załamie tą falę to może np. być interferencja z falą grawitacyjną elektronu? Sam nie wiem do końca. No w każdym razie będzie takie (jeszcze bardziej jak dziecko powiem) "uderzenie" falą grawitacyjną w elektron. Bo skoro fala grawitacyjna ma energię... to może można nią, tą energią w fali "uderzyć" jakoś w ten elektron (celowo teraz pisze o elektronie jako o punkcie, a nie fali, bo mam braki w wiedzy i nie umiem tego inaczej opisać).
Po prostu zamiast elektromagnetyzmu używamy "fali grawitacyjnej" do wykrycia cząstki. Ma to jakiś sens?
I z drugiej strony dlaczego nie miałoby mieć? tzn. te mikro-fale grawitacyjne, jeżeli były na początku wszechświata, to też mogły, biorąc pod uwagę jego gęstość, robić takie "uderzenia"? kolapsy? ew. fale grawitacyjne z primordial black holes hawkinga? ale ta kwestia to już takie moje chłopskorozumowanie^2.
Generalnie można przyjąć, że "chciałem wykazać", że ta grawitacja właśnie jest kwantowa i ten "grawiton napakowany b. wysoką energią" wchodzi w interakcję z elektronem.
Wiem, że to tak głupiutko wygląda jak laik o tym pisze tak czy siak dziękuję za odpowiedź.