GDZIE BYŁBY ŚWIAT, GDYBY NIE BIZNES?
Ostatnio na Kanale Zero pojawił się wywiad z wynalazczynią dr Olgą Manikiewicz. Osobą, którą okrzyknięto „polskim Edisonem” (choć ostatecznie podzieliła los Tesli). Mnóstwo nagród, okładki „Forbesa”, a jednak jej biznes oparty na jej wynalazku, upadł i tyle zostało z naszej rodzimej innowacji paneli fotowoltaicznych.
Stanowski zapytał panią Olgę, jak to możliwe, że nie wiedziała, z kim współpracuje. "Przecież mogła Pani zrobić research na temat inwestora, bo to człowiek o dość podejrzanej reputacji". Owszem, mogła. Ale prawda jest taka, że większość naukowców, zwłaszcza tych wybitnie utalentowanych, nie jest biznesmenami. Nie mają talentu do przedsiębiorczości ani intuicji biznesowej. Człowiek ma swoje ograniczenia. Jeśli ktoś spędza całe dnie w laboratorium, to siłą rzeczy traci w innych dziedzinach życia. Jasne, są naukowcy i wynalazcy pokroju Muska czy Edisona, którzy byli albo są również świetnymi biznesmenami, ale ich droga zdecydowanie nie jest oczywista. Zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie, że Edison był oskarżany o kradzież patentów Tesli.
Historia tej naukowczyni przypomniała mi dwie opowieści z uczelni, zasłyszane od profesorów. Jeden z nich zsyntetyzował związek chemiczny, który mógłby stać się przełomowym lekiem na padaczkę. Testy na zwierzętach dawały świetne wyniki. Stworzenie takiego leku jest niezwykle trudne, bo musi on przechodzić barierę krew–mózg, co wymaga, by był jednocześnie prosty związkiem i skutecznym. Profesor dostał wiele ofert zakupu patentu od firm farmaceutycznych. Sprzedał go, licząc na zysk z produkcji leku. I co się stało? Patent został wykupiony i schowany do szuflady, tak aby żadna inna firma nie mogła go wykorzystać. Nie chodziło o ratowanie ludzi, lecz o to, by nie tworzyć konkurencji dla istniejących, choć mniej skutecznych, leków.
Druga historia pochodzi od innego profesora, który opowiadał o metodach leczenia nowotworów. Istnieją techniki, które wyglądały obiecująco, a jednak nigdy nie trafiły do współczesnej medycyny. Wprowadzenie ich mogłoby zastąpić leki czy chemioterapię, które są po prostu bardziej opłacalne niż metody prostsze, tańsze i łatwiejsze do zastosowania, gdyby tylko dostały szansę wejścia na rynek. Oczywiście sytuacja nie jest czarno biała. Wprowadzenie nowej terapii czy leku jest kosmicznie drogie i wymaga lat badań, więc firmy nie chcą ryzykować, jeśli mogłyby na tym stracić. Ale to prowadzi do pytania, co liczy się najbardziej, bo ostatecznie wszystko sprowadza się do biznesu.
Często próbuję sobie wyobrazić świat, który kieruje się współpracą, a nie zyskiem i władzą. Może byłby gorszy, może lepszy. Mimo wszystko ogarnia mnie smutek, kiedy słyszę, że ktoś mógł coś zmienić, rozwinąć polski przemysł, ułatwić ludziom życie, uleczyć nieuleczalne choroby albo pomóc środowisku, ale wszystko to blednie, gdy na pierwszym miejscu staje Mamona, a raczej Władza, która dzięki niej się posiada.
#nauka #biznes #filozofia

















