Przeczytałem wpis @A_a o klasowych spędach i przed oczami mi stanęły moje "spotkania klasowe". Czy raczej ich to co miało nimi być. @Rimfire rzucił tam w sumie dość trafnym spostrzeżeniem, bo byłem na tak dwóch, w sumie to na półtorej, i takiego festiwalu żenady to ze świecą szukać. Nigdy więcej. Można by pomyśleć, że ludzie już dorośli, znormalnieli, że po prostu się spotkasz ze starą paczką i będzie to w takiej lekkiej formule gadania o wszystkim i niczym, może jakiś zaplanowany gdzieś wypad, może jakieś piwko, pizza, może tam kilka osób postanowi się pokazać z drugą połówką, wiadoma rzecz, ale tak ogólnie to przyjdziemy, popierdolimy, przypomnimy sobie stare czasy, mały update co tam u kogo słychać, pełny niezobowiązujący chillout i każdy siedzi ile chce czy może i się zawija w swoją stronę, jak uzna, że to już ta pora.
A jak w rzeczywistości to wyglądało? Wyobraź sobie takie coś. Przychodzisz na spotkanie po latach z podstawówki, ludzie się zbierają, cześć, cześć, co tam słychać, jedni przychodzą sami, inni w towarzystwie rodzinki, ci co bardziej ekstremalni ze swoimi malutkimi dzieciakami (!). Ty już podskórnie czujesz co z tego wybije, ale siedzisz cicho, bo kilka osób już złapało matkopolkowego bakcyla zachwycania się jakie to dzidzi jest piękne cudowne i w ogóle chwalmy pana. W końcu jak już wydaje się, że chyba wszyscy przyszli to pada sakramentalne pytanie "no to co robimy" iiii w tym momencie oczami wyobraźni widzisz te kręcące się w westernach tumbleweedy, bo nawet organizator tak daleko nie pomyślał. Yhhhh. No dobra, to czas na improwizację, bo widać minęło ~15 lat, a ci ludzie to dalej takie same nieogary jak w podstawówce- żałość człowieka skręca jak na to patrzy. I w tym momencie otwierają się bramy piekła mimo, że jeszcze tego nie jesteś świadom.
To może jakiś spacer po mieście, nie wiem, jakaś biedra po drodze, żeby kupić paluszki i siadamy gdzieś, gdzie jest wolne miejsce? Pytanie proste jak sranie, ale właśnie zaczęła się debata, jakby to o losy Ziemi chodziło. Eeee może taaak, eeee może jednak nieee, w sumie temu nie pasuje, inny może by i poszedł ale nie sam bo jakoś tak nie wypada (??!), tamten nie wziął ze sobą portfela (i przy okazji nie ma blika w telefonie, w który jest wpatrzony od samego początku jak w święty obrazem; wcale to nie ma związku z tym, że już w szkole pożyczał od każdego na wieczne nieoddanie jakieś złocisze, bo tak żydził mimo że biedny to on zdecydowanie nigdy nie był), kilka innych osób nie czuje potrzeby.
No spoko, to może jakaś knajpa, żeby piwko sobie strzelić? Jest tylko 5 w okolicy, 3 mają ogródki piwne, ciepło jest, rozsiądziemy się na słoneczku. Tu już większość stwierdza, że w sumie dobry pomysł i zaczyna się zbierać... ale w tym momencie mamusie zaczęły swoje święte oburzenie madki p0lki, że jak śmiesz, Tu Są MaŁe DzIeCi NiE bĘdZiEsZ mI tRuŁ BrAjAnKa!!!. Myślisz tak k⁎⁎wa, jakby im ktoś kazał te gówniaki siłą przyprowadzić, ale jeszcze się gryziesz w język. Nikt nie zmusza każdego do tego, żeby wypił tego browca, przecież możesz też zamówić sobie jakiś sok czy herbatę/kawę... NIE! Nie bo nie! Widać, że u niej z myśleniem dalej po staremu- kiedyś wpadała w histerię jak nie dostała 5 z kartkówki, więc mamusia goniła jak na sranie do szkoły "na herbatkę" do dosłownie wszystkich nauczycieli, żeby ich urabiać, i tak aż do matury, licząc, że wyniki tejże też jej się uda zakłamać- teraz księżniczka widać rozszerzyła repertuar starych sprawdzonych metod manipulacji i wymuszania. J⁎⁎ać, nie chce ci się wykłócać, nie wypijesz, to też się nic nie stanie. Najwyżej po drodze kupisz sobie jakąś wodę.
No to co... może jakaś pizza? Też jest jedna dobra pizzeria niedaleko, w sumie dobry kumpel tam robi, to może przy większym zamówieniu uda się jakiś grosz urwać. No i znowu się zaczyna- ludzie mówią, że spoko i zaczynają się zbierać, ale frakcja żydowska jęczy, że uuu trza płacić, ktoś zaczyna płakać, że to dyskryminacja, bo on jest uczulony na laktozę, bo znowu- myślenie boli i przecież to normalne, że będzie zmuszony jeść. Ktoś inny zaczyna pytać, czy pizza będzie wegańska A któraś mamuśka zaczyna robić wykład, że w knajpie na pewno będzie głośno i jej gówniak się obudzi. Ja pi⁎⁎⁎⁎le
No to już wiesz jak to się zaraz skończy. Właśnie na twoich oczach spełnia się to co podejrzewałeś- że całe spotkanie zostaje przejęte przez takich narzekaczy-generatorów-problemu, ale w swojej naiwności jakaś osoba próbuje ten jeden ostatni raz- ogarnięcie jakiejś miejscówki żeby się rozłożyć- tak po prostu, bez niczego, gdziekolwiek, jakiś plac, park, może jakieś ubocze koło rzeki- nieważne. Ktoś, kto rzucił tym pomysłem nawet nie zdążył dokończyć zdania- tu nie bo za blisko i głośno, tam nie bo za daleko od domu i długo by wracał, temu się nie chce chodzić, rzeka nie bo nie ma ławek i chodnika, w parku nie "bo co jak mi kleszcze brajanka pogryzą?!?!" Kurwa gówno, współczuję tym kleszczom, bo jak ten gówniak jest chociaż w 10% tak toksyczny jak ty to będą zdychać w niezasłużonych męczarniach, ja pi⁎⁎⁎⁎le ile można. O super, jeden z tatusiów w typie pantofla-białorycerzyka, który się przywlókł też w sumie cholera wie skąd i po co zaczął robić pokaz świętego oburzenia, że postanowiłeś nie kręcić posłusznie całego spotkania wokół jakiegoś losowego bachora.
Organizator nawet nie próbuje udawać, że nad czymkolwiek panuje, ani się odzywać z jakimkolwiek pomysłem. Super spotkanie. I tak już po godzinie okazuje się, że jesteście dokładnie w tym samym miejscu, w którym byliście na początku, w międzyczasie jeszcze przyszło kilku spóźnionych królewiczów. Ci k⁎⁎wa też dobrzy są, 15 lat minęło, jak w czasach szkolnych na żadne spotkanie nie potrafili przywlec dupska na czas mimo że ten był ustalony tydzień wcześniej, tak dalej uważają, że zegarek ich nie obowiązuje. W końcu jak autobus z wycieczką ma ogłoszoną zbiórkę 8:30, bo wyjazd zapowiedziano o 9, to może sobie przecież wyjechać 9:40, nie? O co taki wielki szum? Tak więc wszyscy stoją dalej w tym samym miejscu na losowym chodniku, jeden ze spóźnialskich zaczyna innym opowiadać o tym jakim to super biznesmenem jest... recytując formułki MLMowe, no k⁎⁎wa nie wierzę w to co się dzieje Jedna z mamusiek zaczyna przy wszystkich tak ot przewijać swojego brajanuszka bardzo werbalnie narzekając, że na zwykłym chodniku przy drodze nie ma stanowisk do przewijania, nawet 2 metry nie odejdzie, gdzie był jakiś chociaż niski murek "bo to tylko zdrowa kupka co wam to przeszkadza".
I teraz wszyscy muszą uczestniczyć w tej aromaterapii połączonej z jakimś nibywykładem na temat sraki. No super, tego na pewno każdy chciał idąc na klasowe spotkanie- słuchania o gównie i MLMach będąc głodnym i nie mogąc nigdzie iść i nic zrobić, bo reszta to takie spierdoxy, że nic im nie pasuje i żaden nie odpuści. Laski zebrane na boku zaczynają właśnie robić jakiś dziwny kącik westchnień do nauczycielek, o których można wiele powiedzieć, ale nie to, żeby były normalne. Potem się to przeradza w kącik obrabiania d⁎⁎y dosłownie każdemu. Czyli nihil novi, bo już w szkole siadały w ławkach razem i lekcja sobie, a one sobie.
I tak sobie to wszystko stoi w zawieszeniu, zamieniam kilka słów z kumplami, z którymi co bardziej byłem zżyty, dopiero jak z nimi pogadać w małym gronie, to można dostrzec zamysł tego co pomysłodawca tego spędu miał w głowie póki nie postanowił zaprosić wszystkich "no bo przecież nie wypada nie". Trochę postaliśmy, trochę pogadaliśmy, jeszcze raz pytanie, czy się gdzieś nie zbieramy, "eee nieeee no nie wypaaadaaaaa". No wiadomo- co ludzie powiedzą wiecznie żywe. I po jakiejś godzinie takich smutów po prostu zacząłem się zawijać, bo tam autentycznie tak wiało c⁎⁎⁎em, że się nie dało. Żegnając się z innymi najbardziej zdziwieni, że się zbieram byli ci, co torpedowali dosłownie każdy pomysł, żeby w którąś stronę to poszło zamiast stać na chodniku jak jakaś wyjebana w kosmos banda drombo. Na wylocie jeszcze kątem oka widziałem, jak MLMowiec dalej śmiertelnie poważnie nawijał komuś makaron na uszy, że on cały czas musi być pod telefonem, ostentacyjnie pokazując tenże telefon jakby to był jakiś nieosiągalny klucz do szczęścia, bo zaraz będzie miał deal na miliony od poważnego biznesu. Ta, na pewno xD
Spotkanie po 10 latach z ekipą ze szkoły średniej- przyjście zadeklarowała mniej więcej połowa, ze wszystkich, którzy się zadeklarowali przyszło trochę więcej, jak połowa. Mając na uwadze, że byliśmy tak naprawdę połączeniem dwóch profili, a więc tak lekko licząc prawie 60 osób to jednak i tak kilka osób się zebrało. Może i tym razem nie było gówniaków i naganiaczy od piramid finansowych (co aż mnie zaskoczyło), ale... No właśnie. Może i tak samo jak poprzednio nie potrafili ogarnąć miejscówki, ale za to większość, która się pojawiła nawet się nie kryła z tym, że od samego początku przyszli tylko po to, żeby uprawiać kucową agitację polityczną jeszcze wtedy kurwina. 10 lat i ta banda nie zmieniła się ani na jotę- jak w techbazie bredzili na przerwach o wyrwanych z kontekstu tekstach krula i jego niezrozumianym geniuszu, tak teraz słuchałeś dokładnie tego samego. Po co? Dlaczego? Tak samo nie mam pojęcia. Tu wytrzymałem aż całą godzinę licząc, że ktoś normalny się pojawi i nawet nie udawałem, że chce mi się tam dalej siedzieć i słuchać tego pierdolenia, albo z kimś żegnać, tylko po prostu wstałem i wyszedłem. Jestem przekonany, że jakby dziś zrobić takie samo spotkanie, to te same osoby by przyszły i też by pieprzyły, ale jakieś memcenizmy, czyli najpewniej coś o niskich i prostych podatkach.
Ja rozumiem wiele, ale faktycznie normalne osoby to dopiero zacząłem mieć na studiach, wcześniej to były co najwyżej pojedyncze przypadki, a z resztą tych zjebów to ja nie chcę mieć żadnego kontaktu. Zresztą pamiętając ten ostatni dzień rozdawania świadectw i po podstawówce i po szkole średniej, te płaczliwe teksty, że "będziemy się ciągle spotykać", "będziemy pamiętać", "nasza przyjaźń przetrwa", to nie wiem czy to były słabe dowcipy, czy groźby. #heheszki #gownowpis #zalesie