Jesteśmy bowiem w błędzie, oczekując śmierci w przyszłości: w znacznej mierze nastąpiła już ona w przeszłości. Cokolwiek życia mamy poza sobą, należy to do śmierci.

Seneka, Listy moralne do Lucyliusza
#stoicyzm
ba76250e-0bf1-477f-9215-f86185d4a180
Dudleus

Nie kumam. Definicję śmierci to chyba każdy ma swoją.

JakTamCoTam

@Dudleus tłumaczenie chyba jest dość kiepskie.

Zaloguj się aby komentować

Cóż za różnica, jaka kogo wada ogłupia? Głupota jednako patronuje wszystkim.

Seneka, O gniewie
#stoicyzm
ded5ac1e-fdc4-4069-b3d6-a9127f89a1db
vredo

Gniew to zło, wiem po sobie.

Już się nie odpalam a ZWŁASZCZA po pijaku.

Wkurw to co innego, chwilowe "uczucie" ale gniewu od dawna nie zaznałem.

splash545

@vredo złości i gniewu czy tego wkurwu każdy doświadczy i nic na to nie poradzimy. Ważne, żeby nie dać się temu gniewu ponieść, kontrolować i działać pod jego wpływem bo z tego nigdy nic dobrego nie wyniknie

vredo

@splash545 Dokładnie, zawsze staram się mieć zimną krew ale nie zawsze się udaje, czasem mam ochotę coś rozjebać, bo to się zbiera a później wybucha ;(

Zaloguj się aby komentować

Pakuwiusz , który z Syrii uczynił swoją domenę oraz przyswoił sobie tamtejsze zwyczaje, gdy na cześć swojej śmierci składał z wina ofiarę i urządzał stypy, przenoszony był z uczty do sypialni w ten sposób, iż wśród oklasków hultajskiej młodzieży śpiewane były chórem słowa: «Βεβίωται, βεβίωται», co znaczy:
«Życie zakończył, życie zakończył». Tak sprawiał sobie pogrzeb każdego dnia. Otóż to, co on czynił z wyuzdania, my czyńmy z dobrym nastawieniem, a idąc spać, z radością i pogodą ducha mówmy:
Swojem już przeżył i drogi przez los wyznaczonej dokonał.
Jeśli Bóg dorzuci nam jeszcze dzień jutrzejszy, przyjmijmy to z zadowoleniem. Beztroskim i najszczęśliwszym panem siebie jest ten, kto wygląda jutra bez niepokoju. Kto powiedział sobie «swojem już przeżył», codziennie wstaje po nowy zysk.

Seneka, Listy moralne do Lucyliusza
#stoicyzm
4d5f97fd-240c-4e3a-a162-fd9d70c47a8e
marianmarcin

@splash545 Pokurwiusz, niezły gagatek

Zaloguj się aby komentować

(...) troszcz się przede wszystkim o to, byś zgadzał się ze sobą. Ilekroć zechcesz się przekonać, czy powinieneś coś przedsięwziąć, zastanów się, czy pragniesz dziś tego samego, czego pragnąłeś wczoraj : zmiana pragnień dowodzi chwiejności ducha, który skłania się w coraz to inną stronę stosownie do każdego powiewu wiatru.
Co jest mocno utwierdzone i utrwalone, to nigdy się nie chwieje.

Seneka, Listy moralne do Lucyliusza
#stoicyzm
c0cd9c5f-660e-49e4-ac56-307e77af0e11
CzosnkowySmok

@splash545 zacząłem wczoraj

0042f6b1-032c-4783-9c92-037adbc3620c
splash545

@CzosnkowySmok Fajno, gratki Myślę, że każdy coś na plus wyciągnie z tej książki

Ja to muszę do tego Stankiewicza napisać, żeby mi jakiś % odpalał xd

Zaloguj się aby komentować

(...) można przecież mówić prawdę jedynie temu, kto chce słuchać. (...) Bo i cóż przyjdzie z tego, że ktoś karci głuchych?

Seneka, Listy moralne do Lucyliusza
#stoicyzm
9a58f8d7-a34b-4ae4-aaae-0d7826435320
Dudleus

Jak prawidłowo słuchać?

splash545

@Dudleus słuchaj xd akurat Ty nie masz problemu ze słuchaniem. Tobie brakuje cierpliwości przy wdrażaniu dobrych rad, bo jak coś nie zadziała natychmiast to od razu się zniechęcasz i mówisz, że to nie dla Ciebie. Oczekujesz natychmiastowej gratyfikacji a to tak nie działa. Tu trzeba cierpliwie dążyć do celu jak na siłowni

Dudleus

@splash545 jak długo trzeba wdrażać? Jakie trzeba mieć cele na siłowni? Ja ćwiczę bo jest to modne i w sumie tyle, dokładam co miesiąc, ale wyglądam okropnie i nie jestem w stanie jeść 200g białka dziennie.

Zaloguj się aby komentować

Otóż takich rzeczy, które nas tylko przestraszają, jest więcej, Lucyliuszu, niźli takich, które istotnie uciskają;
i częściej trapimy się urojeniem aniżeli czymś rzeczywistym.

Seneka, Listy moralne do Lucyliusza
#stoicyzm
7b8c80d2-8b4e-4a77-894d-c8dbc4cb73e6
DiscoKhan

@splash545 jak kurna się tutaj pytam dlaczego jak ktoś telefonem hałasuje to nikt nie zwraca uwagi, a najczęstszy powód, że ktoś za to może nożem dźgnąć xD


Normalnie życie na krawędzi, nie policzę ile razy to robiłem, medal hardkora mi się należy xDD

splash545

@DiscoKhan xd ja nie wiem czy tam medal od razu ale dyplom to powinien Ci ktoś wydrukować

DiscoKhan

@splash545 ja to bym wolał żeby innym czasem się po prostu chciało dupę pofatygować w takich błachych w sumie sprawach, ech.... xd

Zaloguj się aby komentować

Jest jedno tylko dobro, będące zasadą i podwaliną szczęśliwego żywota: polegać na sobie. Tego zaś człowiek osiągnąć nie może, jeżeli się obawia trudu i nie zalicza, go do tego, co nie jest ani dobre, ani złe. (...) Trud nie jest dobrem. Cóż więc jest dobrem? Nieobawianie się trudu. (...)
Dla dusz szlachetnych trud jest pokrzepieniem. Nie trzeba więc, byś wedle owego dawnego.... [wzoru] twych przodków wybierał to, co chciałbyś, żeby cię spotkało, i czego byś sobie życzył. W ogóle brzydko jest człowiekowi porwanemu przez najszczytniejsze zamierzenia wciąż jeszcze dokuczać bogom prośbami. Na cóż potrzebne ci są modły? Uczyń siebie szczęśliwym sam.

Seneka, Listy moralne do Lucyliusza
#stoicyzm
d5d7b473-8dd8-4b0f-a813-b1a346ba272e
CzosnkowySmok

@splash545 polegać na sobie.

Nic gorszego w życiu mnie nie spotkało

splash545

@CzosnkowySmok bo wiesz to najpierw trzeba wieść przemyślane życie i zastanawiać się co jest dobre dla siebie samego i wdrażać to w życie. Postawić na ciągły rozwój swojego charakteru, uczyć się czerpać radość z małych rzeczy. Umieć sobie wybaczyć i nie być dla siebie też tak surowym ale umieć się też poprawić i robić dla siebie to co najlepsze - testować i szukać tego, różnych rozwiązań. No i wtedy ten cytat ma sens


Bo jeśli się nie zastanawiasz na bieżąco co Ci się przytrafia a jedynie bierzesz to wszystko co Ci się wydaje na pierwszy odruch, przyjmujesz te wyobrażenia z tego wynikające. A do tego dajesz się nieść przez te odruchy a to tu a to tam bo ciągle Ci się coś wydaje, bo nie masz tej stałości. No to cóż, można skończyć tak jak ja kiedyś, uciekając przed sobą przez 15lat i wpierdalajac się w coraz większe bagno bo się ciągle wydawało, że lepiej uciec bo przez chwilę było lepiej i bojąc się zajrzeć w siebie bo co tam się strasznego znajdzie, albo podjąć jakąś ryzykowną decyzję bo mi się wydawało, że jak się uda to się wszystko poukłada. Albo właśnie myślenie w ten sposób, że jak zrobię to i to, osiągnę to i tamto to wtedy będzie dobrze i będę szczęśliwy i miał spokój w głowie i wtedy to se będę żył na luzie - nic bardziej mylnego. Bo tak to sobie można tylko krzywdę zrobić i na takim sobie nie można polegać bo się siebie tak naprawdę nie zna. Wtedy polegasz nie na sobie tylko na tym co Ci się wydaje, na fałszywych wyobrażeniach.

splash545

@CzosnkowySmok a tak btw jak czytasz tą "Sztukę życia" to wydaje mi się dobrym uzupełnieniem przesłuchać chociaż ten jeden odcinek podcastu "Ze stoickim spokojem" nr 5 o przeglądzie siebie na YT lub Spotify. Jest to podstawowa technika i myślę, że konieczna a Stankiewicz tylko gdzieś tam napomknął o niej w swojej książce. Pewnie i da się rozwijać bez tego ale to naprawdę wiele przyspiesza i ułatwia a wymaga jakieś 10min skupienia każdego dnia. Ja głównie przy pomocy tego narzędzia wylazłem z nałogów w ciągu miesiąca, a ile razy wcześniej próbowałem to nie zliczę.

Zaloguj się aby komentować

Nawet w tych tak zwanych nieszczęściach nie znajduję nic tak strasznego ani przykrego, jak przedstawia to groźnie wyobraźnia pospólstwa. Już samo słowo „nieszczęście” wskutek pewnego uprzedzenia i ogólnego przekonania brzmi w uszach raczej niemiło i razi słuchaczy jakby coś smutnego i przeklętego: tak bowiem zawyrokował lud, lecz mędrcy w dużej mierze odrzucają opinie ludu.

Seneka, O pocieszeniu do matki Helwii
#stoicyzm
bb308768-c137-4030-8af8-b4ef9ca98263
NiebieskiSzpadelNihilizmu

Już samo słowo „nieszczęście” wskutek pewnego uprzedzenia

No tak kurde, a ten prefix "nie" jako zaznaczenie antonimu to jest przypadkowo tam wrzucony xD

 tak bowiem zawyrokował lud, lecz mędrcy w dużej mierze odrzucają opinie ludu.

Nie kurwa, tak zawyrokowała gramatyka i składnia językowa. Po prostu na pewnym etapie ludzie zaczęli powszechnie używać słowa "pech" i nikogo to nie razi. I oczywiście mamy tu klasyczny chwyt erystyczny pod tytułem "odwołanie się do autorytetu". Mędrcy zawyrokowali, mędrcy wiedzą lepiej, więc musi być prawda. A jak zawyrokowali? Na jakiej podstawie? Dlaczego odrzucają te opinie ludu? Dlaczego rzekomo akurat ich zdanie jest tym prawdziwym? I kim w ogóle są ci mędrcy konkretnie? Nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz. Masz przecież autorytet, czego więcej potrzebujesz? Wystarczy, że przyjmiesz za pewnik to co mówią.


I dlatego mam zawsze taki problem z tym pseudofilozoficznym bełkotem. Wyjdzie taki na środek i zacznie swoje wywody o dupie marynie, że jak się dwie niedziele zejdą do kupy i uda ci się zaklaskać prawym uchem przez lewy półdupek o 21:37 będąc zwróconym w stronę Wadowic, to pobliskie drzewo się zrobi niebieskie i zacznie śpiewać "Barkę".

splash545

@NiebieskiSzpadelNihilizmu no to zamień sobie to słowo nieszczęście na pech albo krzywda albo jakieś inne słowo negatywnie nacechowane jeśli akurat to nieszczęście tak Ci nie pasuje, bo tu mowa o kwestii podejścia a nie o gramatyce i składni.

W tym cytacie chodzi o to, żeby nie dokładać osądów do tego co nas spotyka a w szczególności tych negatywnie nacechowanych, bo nic nie jest dla nas krzywdą dopóki tej rzeczy za krzywdę nie uznamy.

Stoicy np. proponują wszelakie przeciwności, które nas spotykają traktować jako okazję do treningu swojej woli. Jeśli podejdziemy do tego w ten sposób to to pozorne nieszczęście może okazać się okazją do zahartowania się, żeby nie załamać się i nie poddać gdy nadejdzie jakaś większa trudność w przyszłości. Druga rzecz jest taka, że nigdy nie wiadomo czy pozornie zła rzecz, która nas spotyka czy nie zadziała na naszą korzyść w przyszłości i tak samo czy to co uznajemy za dobro niekoniecznie musi zadziałać na naszą korzyść. Tu wydaje mi się trafna opowieść o chińskim rolniku:

https://youtu.be/BN_kdBbc3LY?si=63TLOKNIYDxwtaUp

splash545

@NiebieskiSzpadelNihilizmu mędrcy w tradycji stoickiej są to osoby, którzy poświęcili swoje życie na próbę osiągnięcia wewnętrznej harmonii, czy tam szczęścia - byli to filozofowie. A zawyrokowali w taki sposób, że poprzez własne doświadczenie potrafili przejść przez życie w harmonii i nie załamywać się ani nie robić niczego wbrew sobie w takich sytuacjach w jakich taka przeciętna osoba się poddaje albo wpada w rozpacz.

Można sobie znaleźć i poczytać o wielu przykładach od Sokratesa przez Diogenesa i na Senece czy Epiktecie kończąc. W jaki sposób się te osoby zachowywały i czemu można by nazwać ich mędrcami. Oczywiście przykładów jest dużo więcej i mędrcami byli też ludzie, których sława i pamięć ominęła.

A dowód na to, że w jakimś sensie mieli rację, że takie podejście działa dobrze na ludzką psychikę jest taki, że ze stoicyzmu wywodzi się obecny nurt psychologii poznawczo-behawioralnej.

Dlaczego rzekomo akurat ich zdanie jest tym prawdziwym?

Nawet bym powiedział, że niekoniecznie jest prawdziwym. Oni proponują pewną drogę i podejście, które ma swoje zalety wyżej wymienione jak i wady. Też nikt nie twierdzi, że to jest ta jedyna prawdziwa słuszna droga i że każdy ma tak robić. Na pewno jest ona skuteczna i jeśli ktoś jest tym zainteresowany i do niego to przemawia to na tym skorzysta.


A też nie było nigdy tak a może było ale bardzo rzadko, że wyszedł taki na środek i głosił swoje mądrości. Te treści Seneki, które ostatnio wrzucam to są prywatne listy skierowane do konkretnych osób w konkretnej sytuacji i Seneka ich do ludu nie głosił. A ja też te treści wrzucam do osób zainteresowanych, które obserwują #stoicyzm a jak kogoś razi to polecam go dać na czarno i po problemie.

Zaloguj się aby komentować

W Brukseli k... , a gdzie? 😁
#zwiedzajzhejto #belgia #bruksela
eed4ef8c-92bb-47bd-94d4-ef1b7ac0eda8
fa09f657-6fb6-4b22-a7ff-8e70640a92b9
fe5910dc-904b-41f0-bf8b-a4c67b682bcb
3b748835-0f5e-4bb7-b854-80461cd8788d
a99d2ec8-eda6-4f2a-8a0b-f0dcd45ddae8
bucz

tym wozkiem widłowym z roboty przyjechałes?

Rmbajlo

Byłem w zeszłym roku to straszna bieda na ulicach i bród, ale to tak jak paryż. Niby na obrazkach pięknie, ale jak się już tam pojedzie czar pryska. Więcej śmieci na ulicach niż Polsce, bo nie ma obowiązku trzymania worków w kontenerach, więc większość worków walą się na ulicy. Tak mają klimat.

qqterens

@Rmbajlo no nie wiem. Przeszlismy naprawde duzo po miescie i to nie tylko centrum i nie zauwazylem zeby byl jakis syf. Worki ofszem byly, ale tylko przy posesjach i pewnie czekaly na ekipe zeby je zabrala, byly normalnie ulozone, a nie jakies rozwalone czy cos 🤷🏻

Rmbajlo

To zależy w której dzielnicy byłeś. Są lepsze i gorsze dzielnicy. Są i takie gdzie nie warto się wybierać, bo jest niebezpiecznie.

ostrynacienkim

Bardzo ładne miasto, szczególnie "starówka". Obowiązkowo gofry i fryty z majonezem

Zaloguj się aby komentować

To jest życie 😁😁
#niedzielawieczor
9930126e-1c53-4cd6-9fc6-2eed89f90bcb
cododiaska

Ej, ale wiecie, że paleczki do sushi to można osobno dostać? Nie trzeba tymi z pachnidełek.

RACO

@cododiaska mogli sobie wziac widelec. te pałeczki w zmywarce sie niszczą.

bartek555

@RACO dlatego uzywa sie metalowych

derv

Bez chleba się nie najecie

RACO

tyle zapłacił a ryba niedosmażona...

Zaloguj się aby komentować

Dzień dobry,
Mój ostatni wpis z fotkami Chełmna jak na moje standardy cieszył się popularnością. Więc chciałbym pokazać kolejne miejsce które odwiedziłem podczas majówki (poza Toruniem i Płockiem ale te miasta chyba zna każdy) . Tym razem Kruszwica. Mamy tam robiąca niesamowite wrażenie kolegiata z XII wieku oraz pozostałości Zamku z wieku XIV.

#podroze #podrozujzhejto #ciekawostki #architektura
f930fd2b-1029-4e2c-b9e5-6c0a76e0a7c8
c3de5fb9-8285-4b74-8269-3e42d1f8d0f0
82093e33-ee73-4eeb-9e84-2bb4394c4a6b

Zaloguj się aby komentować

#nostalgia
Ehh.. ale to był fajny odtwarzacz MP3, spisywał się bardzo fajnie do umilania czasu spędzonego w busie na dojazdach do szkoły, na studia. Działa u mnie do tej pory ale już obudowa sparciała i aku można by było wymienić na świeży. 15 lat temu oferował:
-8 GB pamięci na muzyczkę + możliwość dołożenia 16 GB w slot micro SD
-działał oczywiście jako pendrive (w gimnazjum-liceum to był zajebisty bajer, tylko mus było kabelek ze sobą mieć)
-70 godzin muzyczki na jednym ładowaniu (ale to pewnie przy świeżym aku na 50% głośności)
-prosty, kontrastowy wyświetlacz OLED
-Radio FM
-Dyktafon
-TRANSMITER FM - bardzo ciekawy bajer, do starszego radia / auta bez AUX czy innego blutut - można było muzyczkę swoją puszczać po FM
-Czytnik TXT xD
-oczywiście equalizery, SRSy, true bassy, playlisty, albumy i inne mumbo-jumbo
-nawet tekst piosenki mógł wyświetlać - tylko formaty plików do tekstów były raczej rzadko używane i kończyło się na tym, że samemu trzeba było taki pliczek przygotować.

Jak komuś się wala po szufladzie PENTAGRAM VANQUISH VOLT wersja 8 GB - niech da znać, z chęcią odkupię bo jak ten co mam mi padnie to wtedy smutek tylko pozostanie..
3fdbbdae-f8e2-4b18-9c8a-63e799e5d280
szponovic

@Dalmierz_Ploza 

Miałem i pamiętam że transmiter był dość słaby. Przy radiu się jeszcze sprawdzał, ale do auta był za słaby i ciągle trzeszczało przy odtwarzaniu muzyki.

irbis9

Gdzieś tam walą mi się iriver t10 i sony nw-a3000

t0mek

@Dalmierz_Ploza przypomniałeś mi mój telefon Sony Ericsson, który miał bardzo dobry, rozbudowany odtwarzacz muzyki, z equalizerem, miał kompozytor muzyki, (skomponowany kawałek można było użyć np. jako dzwonek), kartę pamięci dostępną jednym prostym ruchem w obudowie (można było wyjąć, włożyć do gniazda w kompie, kopiuj-wklej empetruchy z chomikuj.pl i z powrotem do telefonu - i od razu słuchać. Jakie to proste było.). Karta jak to karta, można było zapisać na niej wszystko jak na pendrive, albo przez czytnik kart, albo bezpośrednio z kompa. Wszystkie pliki widoczne, wszystko proste, użyteczne, niepotrzebujące dodatkowych aplikacji, poszukiwań, nieobciążające pamięci i baterii...i komu to przeszkadzało....

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Zapraszam na #piechurwedruje Znowu Mogielica? Znowu. W komentarzu więcej zdjęć - zachęcam do oglądania
---------
Szczyt: Mogielica (Beskid Wyspowy)
Data: 6/7 lutego 2023 (poniedziałek/wtorek)
Staty: 12.5km, 6h45, 600m przewyżyszeń

Czasem człowieka najdzie uporczywa myśl, która mimo starań nie chce odpuścić. Na początku lutego tą myślą była dla mnie nocna eskapada na Mogielicę. Według prognoz temperatura w tamtym czasie miała wynosić poniżej -10°C, śniegu również miało być sporo, zachmurzenie małe, także warunki wydawały się idealne. Szybki telefon do taty i już miałem ochotnika na wspólne wyjście.

Na parking w Gryblówce dojechaliśmy o 20. Okolicę pokrywała gruba warstwa śniegu, także nasze twarze od razu rozpromieniły się w uśmiechu. Wysiedliśmy z ciepłego samochodu i momentalnie zaatakował nas mróz. Szybko zaczęliśmy pakowanie, ubieranie stuptutów i mocowanie do plecaków rakiet śnieżnych, które tata tego samego dnia wypożyczył. Wszystko to trwało ledwie 10 minut, ale wystarczyło, żeby zimno stało się nieznośnie dotkliwe: dłonie zaczęły grabieć i szczypać, chłód ogarniał całe ciało. Nie było na co czekać - ruszyliśmy w drogę.

Udaliśmy się niebieskim szlakiem, który prowadził stromym zboczem, na którym stało kilka domów. Ten krótki, ale męczący odcinek, zapowiadał jak miała wyglądać reszta drogi: śniegu było po kolana, szło się ciężko, ale dzięki temu krew zaczęła sprawniej krążyć po organiźmie i niebawem znów poczułem w dłoniach ciepło.

Weszliśmy w końcu w las, w którym warunki nie były lepsze. Za to widoki... Księżyc świecił intensywnie rozświetlając drobinki lodu pokrywające grubą warstwę śniegu, sprawiając, że skrzył się on jak gdyby na jego powierzchni rozsypane były niezliczone ilości małych brylancików. Niesamowity widok.

Doszliśmy do polanki, z której końca mogliśmy podziwiać dalej ten wspaniały zimowy pejzaż. Następnie ruszyliśmy dalej, powoli przedzierając się przez zaspy. Nachylenie nie było wielkie, jednak warunki na trasie bardzo nas spowalniały. W końcu, po sporym kawałku, stwierdziliśmy, że warto założyć rakiety. Ciężko opisać jak zwiększył się komfort chodzenia, gdy to zrobiliśmy: nie zapadaliśmy się już tak bardzo, a dzięki szerokiej podstawie kwestia wyciągania nóg ze śniegu odeszła w zapomnienie. Mam nadzieję, że uda mi się wrzucić film w komentarzu, który to pokaże.

Dzięki rakietom nasze tempo nieznacznie wzrosło i w końcu doszliśmy do przełęczy pod Małym Krzystonowem. Od tamtego miejsca druga była już ubita pod trasy narciarskie. Spróbowałem zdjąć rakiety, ale buty przebijały wierzchnią warstwę lodu i zapadały w znajdujący się pod spodem śnieg, co utrudniało chodzenie. Założyłem je więc ponownie i ruszyliśmy dalej.

Księżyc cały czas lśnił na niebie, a wokół niego lśniły gwiazdy, widoczne na ciemnym niebie jak na dłoni. Przeszliśmy przez małą polanę, która migotała wesoło kryształkami lodu. Tuż za nią teren zaczął wznosić się bardziej pod górę, ale nie odczuliśmy tego znacząco dzięki temu, że droga była twarda. Niebawem weszliśmy na Polanę Stumorgową, na końcu której widać było nasz cel: przykryty chmurą szczyt Mogielicy. Klimat był nierealny.

Przed końcowym podejściem znajdowała się wiata z ławą, więc postanowiliśmy zatrzymać się przy niej na chwilę w drodze powrotnej. Zaczęliśmy wspinaczkę, która była bardzo męcząca: było stromo, a śniegu znowu było po kolana. Udało się nam jednak dotrzeć pod wieżę, która w tamtych warunkach wyglądała jak wyjęta z jakiejś powieści fantastycznej. Ostrożnie weszliśmy na górę po jej oblodzonych stopniach. Oczywiście nie liczyliśmy na żadne widoki, jednak sama wieża, obrośnięta lodem, kusiła swoim wyglądem, przynoszącym skojarzenia z kopalnią soli.

Po zejściu postanowiłem spróbować przybić pieczątkę do #diadempolskichgor , a że mróz był bezlitosny, umówiliśmy się z tatą, że zejdzie już do wiaty i odpali kuchenkę, aby przygotować kawę. Z przybijania pieczątki nic nie wyszło: co prawda tusz był, jednak gąbka zamarzła, więc stempel nie został odpowiednio odsądzony i zamiast ładnego rysunku wyszła ogromna plama. Straciłem na tej zabawie zbyt dużo czasu i powoli przestałem czuć palce, więc zabrałem bety i zszedłem do umówionego miejsca. Taty jednak tam nie było.

Od razu domyśliłem się, co się stało - schodząc tata nie odbił w prawo na niebieski szlak, tylko poszedł na wprost żółto-zielonym. Ręce drżały mi już z zimna i ledwo udało mi się wykręcić do niego numer. Na szczęście odebrał i potwierdził, że źle idzie i musi zwrócić. Wyciągnąłem z plecaka koc termiczny, owinąłem się nim jak się dało i czekałem. Było wręcz okrutnie, a ja miałem na sobie bieliznę termoaktywną, podkoszulek, cienki sweter i cienką kurtkę - odpowiedni ubiór do wędrówki, beznadziejny przy długich postojach.

Tata w końcu dotarł, ale zrezygnowaliśmy z robienia kawy, zamiast której rozgrzaliśmy się herbatą z termosa, po czym udaliśmy się w drogę powrotną. Część trasy mieliśmy schodzić czerwoną ścieżką dydaktyczną, która odbijała od żółtego szlaku z polany Stumorgowej. Żadnej ścieżki jednak nie było, bo wszystko przysypane było grubą warstwą śniegu. Kolejny raz dziękowaliśmy za cud w postaci rakiet śnieżnych; nie wiem, jak poradzilibyśmy sobie bez nich.

Schodzenie było już samą przyjemnością. Las wyglądał obłędnie, co chwila widzieliśmy bałwanki stworzone z obsypanych białym puchem niskich drzewek, gałęzie wysokich uginały się natomiast tworząc jak gdyby bramy. W pewnym momencie zeszliśmy ze znakowanej ścieżki i skręciliśmy w jedną z oznaczonych na mapach dróżek. Chyba byliśmy pierwszymi osobami, które szły nią od długiego czasu, bo nie było na niej widać żadnych śladów. Rakiety sprawowały się perfekcyjnie, ułatwiając marsz i dając sporo radości.

Wkrótce doszliśmy do utwardzonej już drogi biegnącej wzdłuż Mogielicznego Potoku, którą też trafiliśmy na parking, gdzie czekał na nas oblodzony, gotowy do skrobania samochód. I teraz podsumowanie: według map ta trasa miała nam zająć 3h50, co w latem zajęłoby pewnie 3h. W ciężkich zimowych warunkach trwała jednak 6h45 i to z odpowiednim sprzętem (kijki, rakiety). Wybierając się w góry zimą trzeba mieć zawsze na uwadze, że planowana droga zajmie dłużej, niż może być to pokazywane na mapach turystycznych. Dobrze dobrany sprzęt oraz kondycja to podstawa, żeby taka wycieczka zakończyła się sukcesem.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #wycieczka #zima #fotografia #beskidwyspowy #noc
8010fe9e-1679-4adc-8e21-550fe2815424
03dccce1-1c16-4bea-84ce-35301e66dad7
bdac6a8a-f244-4d06-8fa1-c1a0c3f13038
0843650d-3d77-4daf-ae04-cb7fefb22567
c5fc15d9-2cf9-4101-94dd-217105cbbb50
Piechur

Tutaj tata pokazuje kijkami grubość pokrywy śnieżnej.


https://streamable.com/3jikky

moderacja_sie_nie_myje

@Piechur Fajny trip. W plecakach to coście nosili? Jedzonko jakieś? Czy to atrapa żeby wygląało na poważne wyjście w góry jak w paście?

Piechur

@moderacja_sie_nie_myje Tata miał w swoim prowiant i chyba pół szafy na wszelki wypadek. Ja zwykle chodzę z 20l plecakiem, mieści się w nim wszystko, czego potrzebuję.

Felonious_Gru

@Piechur tym razem nie dam się nabrać

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Ostatnio była Mogielica, więc dziś dla odmiany Mogielica. Zachęcam do czytania i obserwowania #piechurwedruje
---------
Szczyt: Mogielica (Beskid Wyspowy)
Data: 1 kwietnia 2024 (poniedziałek)
Staty: 8km, 3h50, 360m przewyżyszeń

Ten wypad wisiał w powietrzu już od długiego czasu. Po 3 miesiącach bezruchu spowodowanego pojawieniem się małego Robaczka oraz ciągłymi chorobami Myszy, nareszcie trafiła się okazja na krótką trasę: na święta przyjechali do nas teściowie, więc postanowiłem to w niecny sposób wykorzystać. Jak zwykle zadzwoniłem do taty z informacją, że mam zielone światło na wyjście, także pierwszego członka ekipy już miałem.

Żeby jak najkrócej zostawiać żonę i teściów z dzieciakami, postanowiłem iść gdzieś niedaleko na wschód słońca tak, aby wrócić do domu jak najwcześniej. W głowie miałem kilka szczytów, lecz gdy dość niespodziewanie na wyprawę wyraziła chęć również moja babcia, to obciąłem je do tych, które nie będą ponad jej możliwości. Stanęło na Mogielicy, na którą mieliśmy wejść z parkingu Zalesie-Wyrębiska. Trasa ta była nam znana, ponieważ dwa lata wcześniej szliśmy tam razem z Myszą (opowiadałem o tym w jednym z wcześniejszych wpisów).

Poniedziałkowym rankiem, około 2 w nocy, wyruszyliśmy z Krakowa. Z poprzedniego wypadu pamiętałem, jak wyglądała droga prowadząca na parking: szerokości jednego samochodu, kręta, prowadząca ostro pod górę. Nastawiona na mapach Google nawigacja kazała mi się kierować na Szczawę i w jej okolicy skręcić w bardzo nachyloną drogę. Była gorsza niż pamiętałem i ręce miałem spocone z nerwów, wyjeżdżając większość czasu na jedynce. W pewnym momencie dojechaliśmy pod jakiś dom, spod którego nawigacja kazała jechać na wprost. Pokręciłem głową z niedowierzaniem i wysiadłem z auta, jednak wzrok mnie nie mylił: przede mną była zwykła, błotnista, leśna droga ze sporymi koleinami po traktorach. Mapy postanowiły zrobić mi psikusa na Prima Aprilis.

Jakoś udało się zawrócić i równie powolnie zjechać z powrotem do drogi głównej. Tata w międzyczasie szukał prawidłowej trasy prowadzącej na parking. Wjechaliśmy w ciasne osiedle domków jadąc tak, jak kierowała nas nawigacja, i znowu okazało się, że poprowadziła nas nie do końca właściwie, ponieważ przed nami pojawił się znak zakazu wjazdu z wyłączeniem mieszkańców. Czas naglił, więc licząc na to, że nikt nie będzie tamtędy zjeżdżać w świąteczny poranek, pojechałem dalej. Po kilkunastu minutach stresującej jazdy byliśmy już na miejscu. (Dla zainteresowanych: na parking powinno się wjeżdżać od Przełęczy Słopnickiej.)

Wysiedliśmy z samochodu i zaczęliśmy przygotowania. Babcia dostała dwie latarki (jedną na pas, drugą na głowę) oraz kijki, i gdy mieliśmy pewność, że niczego nie zapomnieliśmy, wyruszyliśmy w drogę. Trasa prowadzącą zielonym szlakiem trochę się zmieniła od czasu, gdy szliśmy nią poprzednio - po sam krzyż partyzantów wylany został asfalt i wszystko wskazywało, że w planach jest kładzenie go również dalej. Niestety, w niedalekiej przyszłości Mogielica najpewniej straci swój urok, bo jeśli dobrze pamiętam na Polanie Stumorgowej znajdującej się pod samym szczytem ma pojawić się jakiś kompleks wypoczynkowy (w internecie można znaleźć określenie "bacówka", ale wiemy, jak to w Polsce wygląda).

Spod krzyża rozpoczęliśmy podejście na Przehybę. Babcia złapała lekkiej zadyszki, więc robiliśmy co jakiś czas krótką przerwę. Nie czuła się jednak słabo i chyba spodobał jej się klimat nocnej wyprawy. Na ścieżce pojawiły się kamienie, na których poprzednim razem babcia się wywróciła, więc razem z tatą szliśmy w niedalekiej odległości, żeby móc ją skutecznie asekurować.

Dość szybko złapaliśmy wszyscy dobry rytm i kontynuowaliśmy marsz. Trasa nie była wymagająca i trochę ostrzej zaczęło się robić dopiero kawałek za Przehybą, chwilę przed połączeniem się ze szlakiem żółtym. Wkrótce szliśmy już Rezerwatem, podziwiając rozjaśniające się niebo, które raczyło nas pięknymi kolorami widocznymi spomiędzy nagich jeszcze drzew. Wiedziałem już, że nie zdążymy zobaczyć wschodu na wieży, jednak najważniejsze było to, żeby babcia szła swoim tempem (które tak czy siak było dobre).

Przed samą Mogielicą kawałek trasy prowadził ostrzej pod górę po wystających z ziemi skałach, więc szliśmy bardzo ostrożnie, uważając cały czas na każdy krok. Po tym krótkim odcinku dotarliśmy w końcu pod okazałą wieżę, która niedawno została ponownie oddana do użytku. Weszliśmy na nią licząc na ładne widoki, jednak trochę się rozczarowaliśmy, bo pył z Sahary, którego w tamtych dniach naniosło sporo nad Europę, skutecznie ograniczał widoczność. Ledwo było widać sąsiedni Ćwilin, a Tatry pozostało nam sobie wyobrazić.

Pod wieżą zrobiliśmy przerwę na posiłek i odpoczynek, po czym ruszyliśmy w drogę powrotną, zatrzymując się jeszcze przy punkcie widokowym z Krzyżem Papieskim. Następnie kontynuowaliśmy zejście pięknie oświetlonym lasem. Humory mieliśmy fantastyczne, poranny spacer dobrze nam zrobił. Idąc tą samą ścieżką odkrywaliśmy ją na nowo, tym razem mogąc w pełni docenić jej walory estetyczne. Często zatrzymywaliśmy się, żeby po prostu posłuchać lasu i poczuć wiatr na policzkach.

Zejście minęło raz dwa i bardzo szybko znaleźliśmy się z powrotem na parkingu. Zapakowaliśmy rzeczy do bagażnika i ruszyliśmy do domu. Wycieczka była bardzo udana i cieszyłem się z tego, że udało nam się spędzić wspólnie czas w tak przyjemny sposób. Coś czuję, że babcię uda się namówić w tym roku na jeszcze jeden wschód.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wycieczka #wedrujzhejto #fotografia #beskidwyspowy
2e1d6699-09e8-49ff-a308-6b90d23d0341
ccfb210e-d809-4af6-a988-1a680b291c02
926a7f02-3757-4b28-ad09-efe35c3e3294
31b1f331-aed9-466c-a2b5-095897f3bc23
5dec2486-b01a-4ff9-803c-6ac415c9d7d5
Pouek

Wchodziłem na Mogielicę tym żółtym szlakiem od zachodniej strony na ciężko, tj z plecakiem 120l. Nigdy nie zapomnę tej pionowej ściany na ostatnim odcinku, część mnie tam została xD

Piechur

@Pouek Przez Polanę? No to szacun, ten ostatni kawałek to morderca

Pouek

@Piechur wróć, skłamałem. To był niebieski szlak, konkretnie picrel, przed spankiem na Polanie. Gdybym miał ująć jednym słowem charakter tej niepozornej, niebieskiej nitki byłby to "ból"

22ac92c3-6aa0-437d-ba29-1d4dbd5b8791

Zaloguj się aby komentować

(...) jeśli chodzi o tych, którzy od jednych zamierzeń przeskakują do innych albo nawet nie przeskakują sami, lecz bywają przerzucani przez jakowyś przypadek, to w jakiż sposób ci trwożliwi i chwiejni ludzie mogą mieć coś pewnego albo trwałego? Mało jest takich, którzy kierują sobą i swymi sprawami z rozwagą; reszta na podobieństwo rzeczy, które płyną w rzekach, nie idzie sama, lecz daje się unosić.

Seneka, Listy moralne do Lucyliusza
#stoicyzm
47cb9f4e-0570-46a1-9086-05256a432fc5
radziol

@splash545 

-z prądem, to nawet gówno płynie

-panie Seneka, to trzeba jakoś ładniej zapisać

-notuj: ...

Zaloguj się aby komentować

Siema,
W dzisiejszym #piechurwedruje nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni: Mogielica. Zapraszam
---------
Szczyt: Mogielica (Beskid Wyspowy)
Data: 3 października 2021 (niedziela)
Staty: 10.5km, 3h40, 580m przewyżyszeń

Na tę krótką wycieczkę wybrałem się z żoną, dzięki uprzejmości mojej kochanej mamy, która w tym czasie zajęła się Myszą. Nareszcie mogliśmy spędzić razem kilka chwil bez dziecka i chcieliśmy to dobrze wykorzystać. Pogoda zapowiadała się piękna, także postanowiliśmy udać się w góry na znaną nam już Mogielicę.

Tym razem startowaliśmy z przełęczy Rydza-Śmigłego i tu czekała nas najtrudniejsza część całej wyprawy: znalezienie miejsca do zaparkowania. Aut było mnóstwo, każdy chciał wykorzystać sprzyjającą niedzielną aurę. W końcu udało się zostawić samochód i ruszyliśmy w trasę.

Zielony szlak prowadził chwilę leśną drogą, po czym dołączył się do asfaltowej nawierzchni idącej między gospodarstwami. Na szczęście odcinek ten był krótki i wkrótce znów weszliśmy w las. Ścieżka, którą się wspinaliśmy, usiana była dużymi kamieniami i na początku płynęła nią woda, trzeba więc było uważać, żeby się nie poślizgnąć.

Po jakimś czasie podejście zrobiło się ostrzejsze, co trochę nas spowolniło. Warunki były jednak świetne: poza tym, że było wyjątkowo ciepło jak na październik, to dookoła robiło się coraz bardziej kolorowo od żółtych, pomarańczowych i brązowych liści, rozświetlanych przez słoneczne promienie. Złota Polska Jesień w całej krasie.

Doszliśmy na polanę Wyśnikówkę, skąd rozpościerał się piękny widok na Beskid Wyspowy oraz sąsiedni Ćwilin. Wśród wysokich, wyblakłych traw dużo osób zrobiło sobie piknik i korzystało ze słońca. My jednak nie zatrzymywaliśmy się i weszliśmy na teren Rezerwatu Mogielica.

Po krótkim odcinku prowadzącym po skalistym podłożu i pomiędzy przepięknie ubarwionymi drzewami, znaleźliśmy się na szczycie. Wieża widokowa niestety była zamknięta, więc nie było nam dane podziwiać z niej widoków. Zrobiliśmy krótką przerwę na posiłek i zdecydowaliśmy, że czas na powrót.

Zejście zaplanowaliśmy żółtym szlakiem, który przez pierwszą część, znajdującą się jeszcze na terenie rezerwatu, prowadził bardzo kamienistą ścieżką, z której w kilku momentach wystawały duże skały. Kolejny etap, mimo, że bardziej nachylony, był już całkiem przyjemny. Podłoże usiane było opadłymi liśćmi, tworząc z nich pomarańczowy dywan.

Minęliśmy polanę u Błazka, na której rosły pojedyncze drzewa (chyba) jabłoni, skacząc po kamieniach przeszliśmy przez potok Czarna Rzeka i po jakimś czasie znaleźliśmy się w Słopnicach Królewskich. Stamtąd, niestety, czekała nas droga pod górkę prowadzącą poboczem jezdni - mało ciekawy końcowy etap.

W ten sposób miła wycieczka i fajnie spędzony wspólnie czas się skończył. Chcąc go jeszcze trochę wydłużyć, zatrzymaliśmy się w drodze powrotnej w jednej z przydrożnych karczm, żeby zjeść obiad, a piszę o tym tylko dlatego, bo zamówiłem w niej przepyszne zsiadłe mleko, takie które trzeba było wyjadać łyżką. Idealne zakończenie pięknego dnia.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #beskidwyspowy
54506f27-f329-4136-ac14-5e24701c1eb1
c4d4b7e1-0aca-4fe5-956f-7690ccfd3b0d
d116e59b-5e1a-4180-8b72-e82ad6339552
530d7970-98a2-439f-9096-1ca9e7b72b4c

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Dzisiaj w #piechurwedruje bezczelny filler episode. Zapraszam!
---------
Szczyty: Ostrysz, Trupielec (Podgórze Wiśnickie)
Data: 7 kwietnia 2024 (niedziela)
Staty: 5km, 2h50, 175m przewyżyszeń

Wiosna tego roku dopisała, więc żal było tego nie wykorzystać do uroczystego zainaugurowania sezonu wycieczek górskich z rodzinką i wdrożenia najmłodszego, 8-miesięcznego Robaczka, w ten cudowny świat pocenia się, sapania i ciężkiego dyszenia. Jak to bywa przy takich dzieciaczkach, trasa musiała być krótka i w miarę bliskiej odległości. Na szczęście było z czego wybierać, bo od stycznia marzyłem o tym momencie i miałem kilka propozycji w zanadrzu.

Kilka dni wcześniej dałem znać o wycieczce Myszy, żeby miała czas się oswoić z tą ideą: polecam tę metodę; zwykle na początku jest opór, ale im bliżej terminu tym lepiej. W końcu, w piękne, niedzielne przedpołudnie wyruszyliśmy w stronę Dobczyc z ogonem w postaci szwagierki i brata, którzy zdecydowali się do nas dołączyć i jechali za nami na motorze.

Trasę zaczynaliśmy z miejscowości Kornatka, z miejsca, w którym kończyła się asfaltowa droga. Po szybkim spsikaniu się środkiem przeciw kleszczom zapakowałem Robalka do nosidła na brzuchu, które postanowiłem zabrać zamiast chusty. Ruszyliśmy w drogę, która według map miała trwać 1h20 - o naiwności!

Mysz dreptała na nogach z tyłu, trzymając mamę i ciocię za ręce. Co jakiś czas zatrzymywała się i pytała, czy daleko jeszcze - wycieczkowy klasyk. Ja starałem się iść bez zatrzymywania, licząc na to, że miarowe bujanie uśpi młodą w nosidle. Nie myliłem się i wkrótce, po odśpiewaniu sobie serii kołysanek, zasnęła.

Żółtym szlakiem weszliśmy na Ostrysz. Podejście nie sprawiło problemów, choć były krótkie momenty zasapania. Ciocia i wujek stawali na wysokości zadania wynajdując różne rzeczy, które mogłyby zainteresować i rozkojarzyć Mysz tak, aby szła i nie marudziła: patyk, błoto, którego było dużo, kałuża, kupa na drodze. Aż do Ostrysza te metody działały, ale na górze trzeba było już wyciągnąć coś słodkiego na zachętę.

Następnie niebieskim szlakiem rozpoczęliśmy krótki marsz do Trupielca, który swoją uroczą nazwę zawdzięcza temu, że przy okazji jakichś dawnych potyczek pełno było na jego zboczu trupów, których szczątki zostały poroznoszone po lesie przez dzikie zwierzęta. Robak spał w najlepsze, Mysz dreptała tym razem ze mną i bratem, więc wszystko szło zgodnie z planem. Przed Trupielcem było miejsce na postój, ale zaplanowałem go dopiero po zdobyciu tego imponującego szczytu.

Może teraz napiszę o wrażeniach wizualnych ze szlaku: otóż było łyso i tak sobie. Na drodze błoto, drzewa jeszcze nie do końca porośnięte liśćmi, ściółka za to była ich pełna, z tym, że odkąd jesienią spadły z gałęzi, zdążyły wyblaknąć i stracić jakiekolwiek urok. I w takim otoczeniu przyrody znaleźliśmy się pod Trupielcem, gdzie pod tabliczką ze szkieletem zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie.

Następnym krokiem był powrót do mijanej wcześniej ławeczki, gdzie zrobiliśmy przerwę. Wyszło idealnie, bo najmłodszy członek wyprawy domagał się już coraz rozpaczliwiej cycusia. Reszta również się posiliła (kanapkami), napoiła (herbatą) i odpoczęła (na ławce).

Do samochodu wróciliśmy szeroką, nieoznakowaną szlakiem drogą. Ostatecznie wycieczka trwała 2h50, czyli mniej więcej te dwa razy dłużej, niż pokazują mapy, a jak kiedyś wspominałem taki przelicznik najlepiej mi się sprawdza przy planowaniu trasy z dziećmi. W każdym razie, byłem zadowolony z jej przebiegu, choć mogła być ostatecznie 30 minut krótsza ze względu na Robaczka. Wszyscy jednak daliśmy radę i obyło się bez płaczów i większego narzekania, także wyszło na plus.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #wycieczka #wedrujzhejto #fotografia #podgorzewisnickie
29cb6b27-b449-411f-a89e-508a4ef69b97
94e6a73f-6aea-491f-83ec-fde783a389b7
c55e2b69-7dac-43e1-a71d-473391d8cd27
b1aac8d5-4d7a-45ba-9e71-d2b041a929db

Zaloguj się aby komentować