#psychiatria

12
267

#fafasiezaburza #depresja #mania #psychologia #psychiatria #chad #zalesie


TLDR: Nawet nie wiem jak przedstawić i wytłumaczyć Wam, jak wielką gorycz czuję teraz.


56.

Zasypianie po 2 i pobudka o 6 to była już miesięczna codzienność. Jeszcze wczoraj po północy ogarniałam szafę, którą zaniedbywałam parę miesięcy. Tanecznym krokiem wracałam z treningu, czując muzykę w każdej komórce ciała. Byłam na posiedzeniu zespołu orzeczniczego angażując się w udawanie poważnego, dorosłego człowieka. Bawiłam się, śmiałam, wymyślałam zadania, momentami do ostrej przeginki. To co czułam nie nazwałabym szczęściem. To przedłużająca się głupawka, kóra daje radość, ale z czasem znacznie bardziej męczy, niż cieszy.


Bywałam agresywna, nie radziłam sobie ze złością. Moje zachowania, były tak wysoce skrajne, że aż się bałam siebie momentami. Od zapalnika do działania dzieliły mikrosekundy. Dosłownie. Aż mnie coś ściska jak pomyślę o tych konfrontacjach z ludźmi, a jak trafił swój na swego to i sk⁎⁎⁎⁎syny razem z ku⁎⁎⁎mi leciały na lewo i prawo. Jak bajeczne kwiaty patologii. Wstyd mi, bo czasem mogło pójść o coś tak prozaicznego jak wolne pakowanie zakupów. A i tak się hamowałam, uwierzcie mi. Nie umiałam inaczej.


Ja wiedziałam, że coś jest nie tak. Czułam że na tym Everescie zabawy, zaczyna mi brakować tlenu. Poszłam do psychiatrki, która zna mnie bardzo dobrze. Od razu nowe piksy. K⁎⁎wa nie mogę. Już 4. I biorę to wszystko, dzień w dzień. Pilnuje, bo chce normalnego życia, a nie pierdolnika, czy zbędnego cierpienia. A to wszystko dlatego, bo moje chemiczne-mózgowe laboratorium przypomina bardziej te polowe narkorykowe w Kolumbi, niż te na Uniwersytecie Cambrige. Nie widomo jaki kociął się tym razem wypierdoli.


Powiedziałam, że nie umiem stać. Kręcę kółka na przystanku. Nie umiem już chodzić, tylko tańczę. Koleżanki mi mówią w pracy że c⁎⁎⁎ek ze mnie wychodzi, gdzie zawsze żyłam w chęci czucia szacunku do każdego.

Wczoraj na jodze, bo poszłam aby się wyciszyć c'nie, w każdej przerwie robiłam kółka na sali. Wiedziałam, że nie powinnam czułam się zawstydzona, ale musiałam. Był tylko bodziec, który trzeba zaspokoić. Już czekałam na pierwszą dawkę, z lękiem i nadzieją.


A teraz siedzę pod kocem, ani to nie śpię, ani to czuwam usychając z żalu, że to tak musi wyglądać. Że ja już sama nie wiem, czy umiem być normalnie szczęśliwa.

No i znów, jak w pętli myślę o śmierci.

47e5f8f4-c796-42e3-93f6-6ff37ad41d83
zoltyrogalzkremem

@Fafalala (づ•﹏•)づ jesteśmy z Tobą, trzymaj się mocno

Odczuwam_Dysonans

@Fafalala u mnie tak samo, całe życie sinusoida. Było dobrze dosyć długo, a ostatnie parę miesięcy się męczę i siada mi już trochę na łeb - prawdopodobnie się zwalniam, bo chyba potrzebuję zmiany. Ech, chyba już tak musi być. Więc rozumiem, i współczuję. Trzymaj się.

ErwinoRommelo

Ehh najgorzej tak jak lezysz patrzysz w ciemny sufit i wiesz ze trzeba wstac za 4h. Nawet nienajgorsze sa te przyplywy i odplywy ale pewnie brak jakiejkolwiek kontroli nad nimi. I nic nie poradzisz potem sie lezy a kazdy powod wstania z wyrka wazy ponad tone. Trzymaj sie tam cieplutko.

Zaloguj się aby komentować

Drugi wpis z tagu #psychiatria (https://www.hejto.pl/wpis/podziele-sie-z-wami-swoimi-obserwacjami-zwiazanymi-z-oddzialem-zamknietym-w-psyc)


2. LEKARZ-PACJENT


- Czy w szpitalu psychiatrycznym istnieje duża szansa skutecznego wy/leczenia swojej choroby bądź zaburzeń?


To zależy.. fundamentem jest oczywiście współpraca pacjenta z personelem szpitala. Jeżeli stan pacjenta pozwala mu/jej "prowadzić mózg" to nie powinno się kłamać i manipulować.


Z takich ciekawostek: Kobiety w oddziałach zamkniętych częściej bardzo "naginają" prawdę, przez co na początku utrudniają rozpoznanie choroby (chociaż ta potrzeba atencji to też część zaburzeń).


Najłatwiej jest zdiagnozować osoby które są już w zaawansowanym stopniu swojej choroby. Z minusów, takie osoby się już tylko leczy, ale nie wyleczy do stopnia samodzielności (np. otępienie alkoholowe).


Tak więc, prowadzenie mózgu to na oddziale duży przywilej i pacjent który chętniej będzie współpracował może dostać dokładniejszą diagnozę i leczenie.


- Czyli poprawa zdrowia pacjenta zależy głównie od pacjenta?


Oczywiście, że nie.


Świat nie jest idealny i na psychiatrów/psychologów również można trafić różnych.


Po czym więc poznać w publicznym szpitalu dobrego psychiatrę?


Psychiatra to co prawda nie psycholog, ale dobry psychiatra nie powinien się ograniczać do absolutnego minimum jeżeli chodzi o interakcję z pacjentem oraz np. jego rodziną. Po dokładnym wywiadzie i na koniec wypisie (opis obserwacji pacjenta podczas jego pobytu) można liczyć na lepsze leczenie. No.. ale przy oszczędnej pracy personelu jest to trudne do zrealizowania.

Winić można po części system: Jeżeli lekarz po pracy na etacie idzie jeszcze na X godzin do prywatnego gabinetu, to w szpitalu często się bardziej oszczędza. Dodatkowo, ciągłe kawkowanie i długie ploteczkowanie to też częsta choroba systemu.

Dodatkowo, psychiatrom którzy chcą wykonywać swoją pracę dokładnie i faktycznie zajmować się pacjentami jest to utrudniane przez.. biurokrację. Bez wchodzenia w szczegóły jest dużo zadań pobocznych do których przydał by się asystent. Wyrabiając się ze wszystkimi zadaniami, jeżeli nie chce się zostawać dłużej w pracy, trzeba iść na jakiś kompromis.


Jeżeli trafi się na lekarza rezydenta (lekarz który jeszcze nie ma ukończonej specjalizacji, tzw. świeżynka) to nie musi to być minus. Psychiatrzy z długim stażem mają co prawda więcej doświadczenia, ale po latach u niektórych potrafi się ukazywać większa obojętność. Jest to też w pewnym sensie system obronny, żeby się nie wypalić.


- Jedni mają lepiej, a drudzy mają gorzej?


Jeżeli chodzi o przydzielanie pacjentów na zamkniętych oddziałach to specjaliści (lekarze po specjalizacji) decydują w jakim oddziale znajdzie się pacjent. U którego konkretnego psychiatry wyląduje pacjent jest już zależne od samego systemu pojedynczych szpitali. Nie jest jednak tak jak na znanymlekarzu, że pacjent wybiera sobie lekarza. Jeżeli jest to osoba powracająca to co najwyżej może dostać z automatu tego samego lekarza którego miał wcześniej.


Oczywiście na oddziały trafiają mniej lub bardziej zamożni ludzie.


Różni się to jakoś w ich traktowaniu albo warunkach?


Jeżeli chodzi o same pomieszczenie i konkretne przywileje udostępniane przez szpital to --> nie. Chorzy nie trafiają na oddział zamknięty przypadkowo i warunki pobytu są zależne od przebiegu leczenia i zachowania samego pacjenta. Jeżeli pacjent wyraźnie stanowi zagrożenie albo mocno przeszkadza w pracy szpitala to jest zapinany w pasy (w ostateczności), niezależnie od jego statusu. Tak samo jest z "przepustkami". Personel musi ocenić czy pacjent XY może wyjść z grupą bądź samemu.


Bliscy mogą przynosić zapasy dla osoby na oddziale. Oczywiście są przy tym różne ograniczenia, bo psychiatryk nie jest losowym miejscem i nie znajdują się tam przypadkowe osoby.

Nie da się też ukryć, że bogata/wpływowa rodzina zachęca szpital oraz cały personel do "lepszego" zajęcia się ich chorym krewnym. Nie są to oczywiście łapówki, po prostu kwestia możliwości zbudowania prestiżu.

Jest różnica czy feedback na temat szpitala i personelu przy leczeniu pochodzi od losowej "osoby z ulicy" czy od kogoś "ważniejszego". Może przykre, ale prawdziwe.


#rozkminy

0528d5cc-720c-4679-b3dc-30f4b8cc5623
nobodys

Wołam @Panda@Chrabonszcz

Zaloguj się aby komentować

Jako zawodowy psychiatra tak sobie to wszystko obserwuję i muszę powiedzieć, że pomysł aby obserwować skutki odstawienia przez Pszemka tabletek przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Nie dość że przewód doktorski tutaj zrobiłem, to jeszcze materiał na habilitację już mam.


#sowieuniwersum #medycyna #psychiatria #heheszki

28ee5167-a391-450b-973f-27d2144c35d4
Taxidriver

@bori ale ja nie mam telefonu

Dziwen

@bori dottore, mogie wymagać diagnozzo. xd

Precell

A czy teraz Przemek jest z Tobą w pokoju?

Zaloguj się aby komentować

Kończyłem dwa kierunki studiów. Pierwszy był stricte nauczycielski, drugi w zakresie mojej obecnej pracy (w sumie od początku kariery zawodowej). Jako młody chłopak, student na licencjacie miałem praktyki w szkole, do której uczęszczałem. Równolegle robiłem praktyki w klubie bokserskim, w którym boksowałem jako młody chłopak, jako asystent trenera. To był wolontariat do odbębnienia, ale podszedłem do tego na serio.


To co mi zapadło w pamięć, to podejście trenera vs nauczycieli i pedagogów. Podczas wizyty w gabinecie pedagogicznym rozmawialiśmy o trudnych uczniach, bo zapoznawała mnie z dokumentacją. Z ust Pani pedagog padły słowa "On ma ADHD, to w ogóle nie warto z nim nic zrobić, a jakikolwiek sport to byłaby dla niego nagroda, to jest debil". Poczułem się jak zdzielony szmatą w twarz. Przypomniałem sobie czasy (wtedy) 10-12 lat wstecz. Też jestem nadpobudliwy, mam ADHD. Problem w tym, że gro kadry nie ma pojęcia czym się to objawia (do tego wrócę). Jeden z nauczycieli WF (ten, u którego robiłem praktyki to był mój były nauczyciel i był nim z pasji) miał taki sam punkt widzenia, kiedy na zastępstwie miałem zajęcia z 6 klasą. I było tam 2 chłopaków właśnie z sekcji bokserskiek.


Sport wyciągnął mnie w życiu na prostą. Nauczył mnie więcej niż cokolwiek innego. Jako chłopak w szkole podstawowej sprawiałem problemy wychowawcze. Słabo się też uczyłem, bo mi się nie chciało. Byłem skreślony. Nauczyciele traktowali mnie pogardliwie. MImo to, miałem swoje pasje, które nigdy nikogo nie interesowały, bo wychowywaliśmy się w pruskim systemie, gdzie nagradzano tylko "dobrych ze wszystkiego". I to nic, że mogłeś być świetny z 2-3 rzeczy, nie byłeś dobry ze wszystkich po trochu, nie byłeś dobry wcale. W wieku 13 lat piłem pierwszą wódkę, latem z 1 na 2 klasę gimnazjum robiliśmy pijackie eskapady na osiedlu. Trzymałem się z chłopakami z robotniczych rodzin, choć sam pochodziłem z bardzo wykształconej. W międzyczasie popalanie szlugów, w wieku 15 lat posmakowałem "dopalacza" (myślałem, że to trawa). Chwilę potem doszły mi problemy nerwicowo-depresyjne.


Zawsze byłem sportowcem, ale dopiero boks nauczył mnie w życiu wszystkiego. Wygrywać, przegrywać, pokory, skromności, zasad i przede wszystkim walki o siebie i dążenia do celu, ogólnie ciężkiej pracy. Mniej więcej wtedy podciąnąłem się w nauce, nauczyciele zaczęli mnie dostrzegać wyłącznie dlatego, że zacząłem mieć z ulubionych przedmiotów dobre oceny. Finalnie dziś mam niezłą pracę, grupę przyjaciół, jakieś oszczędności, mieszkanie (to akurat w spadku), nienajgorsze auto (kupiłem za własne pieniądze, zaoszczędzone żyjąc na wynajmie, więc spoko), kobiety mnie lubią i uważają za fajnego gościa, choć w gimnazjum uchodziłem za zjeba.


Sport mnie wyciszył i nauczył dyscypliny. Pytanie tylko ile dzieciaków dostało szanse? Ilu z nich mogło rozwijać swoje pasje, nauczyć się czegoś w życiu, a na ilu postawiono krechę, bo nie byli tacy jak wszyscy - zwyczajni? I teraz po długim wstępie - o czym jest ten post.


ADHD to nie tylko nadpobudliwość ruchowa. Istniej pierdyliard rodzajów tego zaburzenia. Moja siostra o swoim ADHD dowiedziała się w wieku 33 lat. I często jest to wymówka dla ludzi, lub "o, wow, jestem jakiś inny". Nie. Przyjrzyjmy się nieco pewnym objawom, niewidocznym gołym okiem. Z takich bardziej błahych:


-impulsywność

-upartość

-gadatliwość i ogólny ekstrawertyzm

-ogromna wyobraźnia


A teraz z innej beczki:


1.Niedobory dopaminy - osoby z ADHD potrzebują często bodźców. Niektórzy uzależniają się od adrenaliny (sporty ekstremalne i tym podobne), seksu, alkoholu, nikotyny. Świat to dla nich za mało. Potrzebują nieustannych bodźców. W zależności od nasilenai, ale siedzenie w domu i prowadzenie szarego życia jest jak sznur na szyi.


2.Pamięć krótkotrwała - nie zawsze pamiętam o czym rozmawiałem z ludźmi, mam tendencję do problemów ze skupieniem się, w dodatku szybko zapominam mało ważne rzeczy. W pracy wszystko notuję w excelu, prowadzę kalendarz, bo bez tego ani rusz


3.Wszystko albo nic - osoby z ADHD są często idealistami i perfekcjonistami. Jest czarne i białe. Albo coś się uda na 100 %, albo się nie udało wcale. Albo odnosisz sukces, albo porażkę. Wszystko chcesz osiągnąć od razu. Masz wobec siebie bardzo duże wymagania. Jeśli ogarnąłeś te "basicowe" ADHDowe objawy i dążysz do czegoś w życiu, to zjada cię twoja własna ambicja. Ambitny plan zrealizowany na 80 % jest dla ciebie porażką. Dla innego człowieka średnio-ambitny zrealizowany na 70 % to sukces. Jednego dnia czuję się, jakbym miał podbić świat, innego, jakbym przegrał wszystko.


4.Radość - nie potrafię celebrować małych sukcesów. Z dużych sukcesów cieszę się chwilę i potrzebuję kolejnego bodźća. Mój pasek "baterii" w postaci dopaminy rozładowuje się zdecydowanie szybciej niż u was. Często jeśli odniosę mały sukces, uśmiechnę się kącikami ust i powiem "Fajnie". Przy dużym - nie rozpamiętuje.


5.Związki - bardzo dużo rozpamiętywania nieporozumień, potrzeba absolutnej pewności, że wszystko jest dobre i stabilne, częsty strach przed jutrem, poczucie niezrozumienia


6.Niepokój - jestem przyzwyczajony do uczucia niepokoju. Odczuwam je bardzo często. To taka mieszanka podwyższonego kortyzolu z niedoborem dopaminy. Wyobrażasz sobie, że masz ważną wizytę u lekarza za 3 dni lub ważny egzamin? Czasem czuję się tak codziennie, czasem nie.


7.Bujanie w obłokach - Są takie dni, że potrafię pracować na 20 % efektywności bo myślę o niebieskich migdałach i marzę. Potem potrafię to odbić pracą na 200 % i naprawdę mega wynikami.


8.Inteligencja emocjonalna - bardzo łatwo potrafię rozgryźć problemy drugiego człowieka, mam wrażenie, że czuję i widzę więcej niż inni, szybko zdobywam zaufanie, ludzie mają tendencje do zwierzania mi się ze swoich problemów, umiem przekonać do siebie ludzi, łatwo "się sprzedaje" (pracuję jako handlowiec b2b do kluczowych klientów w branży, z której mam wykształcenie). Jestem bardzo dobrze odbierany.


Moja terapeutka powiedziała mi, że duży wpływ na te czujkę miała psychoterapia (jako nastolatek chodziłem 2 lata. Wyleczyłem problemy nerwicowo-depresyjne do 0 i zbudowałem mega pewność siebie. Obecnie chodzę, bo jestem rok po rozstaniu z planami na życie i próbuję przepracować swoje problemy. Poszedłęm tam, bo jestem dojrzały i rozumiem problematykę, nie dlatego, że mam jakąś depresję czy lęki/myśli natrętne).


Powiedziała mi też, że jestem taką osobą, z którą można siedzieć przy piwie do 5 rano i konie kraść. Nasze spotkania na zaplanowaną godzinę częśto wydłużają się do godziny 10 minut, godziny 15 minut. Mówi mi też, że mężczyzn takich fajnych do pogadania i ze sztywnymi zasadami i etyką moralną jest dziś bardzo mało i że to świat nie pasuje do mnie, nie ja do świata.


Podsumuję to tak. Jedna z najbardziej inteligentnych osób, które znam, jest skrajnym przypadkiem ADHD. Niesamowicie inteligentny gość, który potrafi rozgryźć drugą osobę ot tak, przejrzeć w 5 minut, rozwiązać każdy problem, przekonać do siebie każdego. Powiedziałbym urodzony handlowiec lub tepraueta. I wiecie co? Kilka lat na emigracji, zaledwie średnie wykształcenie, brak planów na życie. Podróżuje po Europie i nie może się nigdzie odnaleźć, bo po prostu nie wysiedzi w miejscu. Nikt z nim nic nie przepracował, nikt go nie nauczył jak sobie radzić. Za to jest uzależniony od seksu i ma tendencje do próbowania różnych używek psychoaktywnych, zazwyczaj takich, które interpretuje jako wycieczki duchowe. Pogubiony chłopak.


Smutne jest to, że przypadków takich jak np Kuba Wojewódzki (choć prywatnie go nie lubię), Szymon Majewski czy ze "świata" - Jim Carrey, Michael Phelps czy WInston Churchill - jest niewiele. Z reguły potencjał tych ludzi ginie pod butem systemu.


A dla osób z ADHD świat to za mało. I mogą naprawdę dużo osiągnąć. Potrzebują tylko mentora, który poprowadzi ich przez życie. Mi go zabrakło, bo mój tata jest specyficzny i zabrakło mi ojcowskiej ręki (myślę, że może mieć aspergera). Ojcowską ręką był dla mnie boks, który uratował mi życie. Ale co z tymi, którzy nie mieli szczęścia?


#psychologia #adhd #adhddoroslych #psychiatria #gownowpis #przemyslenia #sport #edukacja #szkola #takaprawda #zycie

Lubiepatrzec

W sumie to smutny wpis. Może teraz jest trochę inaczej ale ludzie mający obecnie 30-40 lat raczej byli niezrozumiani jako dzieci i pewnie dalej są, bo większość nie ma diagnozy.

TRPEnjoyer

Sporo z rzeczy i cech, które opisujesz, nie są w ogóle związane z ADHD.


>-upartość

> -gadatliwość i ogólny ekstrawertyzm


czy


>8.Inteligencja emocjonalna


z tych bardziej odstających.

ruhypnol

Spoko się czytało. Mam zgrzyt odnośnie komentarzy terapeutki: nie wydają Ci się nieprofesjonalne i nazbyt osobiste jak na relację terapeutyczną?

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #mania #psychologia #psychiatria #choachingtomojepaliwo


TLDR: Pysznię się do siebie, ale to nie z próżności, lecz szczerej radości.


55.

Właśnie dzisiaj mi stuka 32 rok mojego szalonego życia. Trudnego, zadziwiającego, intensywnego i dobrego zarazem. Sama czasami nie wiem co na to życie powiedzieć, ale chyba tylko to, że przeszłość jest historią. Można się na niej uczyć, wyciągać wnioski, ale nie ma mocy na niebie i ziemi aby ją zmienić. Mam teraz gotowość aby to zaakceptować. Pomimo że nadal ta "historia" potrafi żywo zaboleć to najważniejsze jest, co jest teraz. A teraz jest gitówa ziomy i ziomczynie.

<br />

Probuje sobie przypomnieć poprzednie urodziny i mam problem. Gdzie byłam, co robiłam, z kim... pustka. Jakby mi ktoś może coś przypomniał, to by klikło ale tak sama z siebie to nie umim. Nic w sumie dziwnego, niedługo po nich wylądowałam na oddziale psychiatrycznym w pełnowymiarowej manii z objawami psychotycznym. Była heca, zresztą sami wiecie. Ten ostatni rok znaczył dla mnie, tyle samo, co nie wiem... załóżmy 5. Zrobiłam tak wielki progres. Tak dużo się zmieniło. Tak zmądrzałam. Pojawiły się nowe problemy, inne straciły na ważności, no normalne żyćku. W końcu!


Jestem dumna z siebie, bo w końcu wiem gdzie są moje nogi, a gdzie głowa. Oddzielam swoje ja od świata. Nie idealnie, ale już wiem co co chodzi.


Jestem dumna, bo szukałam pomocy i z niej skorzystałam. Dzięki temu pewnie nie muszę pisać zza grobu. Śmierć była zdecydowanie zbyt wiele razy blisko mnie i to na moje życzenie.


Jestem dumna, bo uczę się spokoju i pokory w stosunku do siebie i świata. Powtarzane jak mantra "Nie denerwuj się na rzeczy, na które nie masz wpływu" pozwala uratować się przed niepotrzebnym morzem frustracji. W tym miejscu bardzo dziękuje Tobie @splash545 . To Ty mi pokazałeś tę drogę, którą mogłam się wybrać. Prawie że, wskazałeś palcem mówiąc: "pa, to stąd spokój i akceptacja wyszli".


Jestem dumna, bo naznaczam granice. Przestaje działać według zasady, nic nie mów bo się narazisz, a działam bardziej w kierunku stop being nice. Oczywiście nie patologicznie, ale nie silę się już na uśmiechy w stosunku do osób, które mnie drażnią swoim zachowaniem. Jako człowiek mam do tego prawo. Nie muszę być odzwierciedleniem oczekiwań innych w stosunku do mnie, bo w jakiś irracjonalny sposób boję się, że ktoś rzuci się na mnie i złoi mi skórę. Jak kochany tatuś.


Jestem dumna, za to jaka jestem. Doceniam to kim jestem. Za swoje dobre cechy, które sprawiają że robi mi się ciepło w serduszku, jak i te złe, które w jasny sposób pokazują mi co jeszcze powinnam zadziałać aby było mi lepiej. To prawie jak droga w trakcie której, mogę nauczyć się czytać drogowskazów, aby lepiej wiedzieć w jakim kierunku jechać.


Jestem dumna, bo jestem dobra w tym co robię i mam zawodową misję. Mam swoją specjalizację, która mnie czasem frustruję, ale jak zaczynam wariować i gadać z dzieciakami na sali to jakoś czas tak szybciej leci. Chcę im pomagać, aby nie musiały potem aż tak wydrapywać wszystkiego pazurami w życiu. Moje działania to setna procenta ich potrzeb, ale jak chociaż przez te 45 min u mnie w sali mogą poczuć się dobrze i bezpiecznie, to zdecydowanie warto.


Jestem dumna, bo kocham i jestem kochana. I wiem, że na to zasługuje.


Jestem dumna, bo uczę się systematyki w działaniu, zarówno w pracy jak i czasie wolnym. Ja do tej pory szyłam wszystko na bierząco, nie miałam dosłownie głowy aby myśleć o regularnym ganianiu na siłownię czy wyrabianiem się z rzeczami w pracy. W szkole też tak było, zdolna ale leniwa. Znacie ten vibe. Teraz to robię, naturalnie i mam takie czuj dobrze człowiek. Nie wiedziałam, że tak umiem. W ogóle za⁎⁎⁎⁎scie, że pomimo problemów mimo wszystko rozwijałam się zawodowo.


Jestem dumna, bo od paru miesięcy nie myślałam o własnej śmierci. Wręcz przeciwnie, zaczynam się martwić że mogłabym je stracić w momencie, gdy w końcu rozumiałam skąd ten cały fun.


Jestem dumna, bo jestem. Jestem w swoim domu z partnerem, jestem tutaj z Wami, jestem z mamą, przyjaciółmi... jestem, jestem, jestem i cieszę się bardzo! W końcu przestałam przepraszać za to że istnieje. Nie rozumiem teraz, tej potrzeby, ech zresztą nieważne.


Jestem daleka od tego, by mówić: dobrze że takie miałam życie, bo jestem dzięki temu jaka jestem. Oj nie. Nie wyobrażam sobie jak wielkiego poziomu akceptacji to wymaga, aby powiedzieć to szczerze. Zresztą czuję że nie muszę. "Nic nie muszisz, ale możesz" powtarza mój niebieskie wręcz z uporem maniaka.


To tyle, bajo jajo i życzę wszystkim Wam miłej, cieplutkiej niedzieli. Dbajcie o siebie, proście o pomóc jak trzeba i korzystajcie z niej. Pomyślcie dzisiaj chociaż o jeden rzeczy, z której jesteście dumni że wypracowaliście.


PS Myślę że tag z fafa się zaburza, powinnam chyba zmienić na fafa się odburza czy coś takiego. Trochę nieaktualne to teraz jak na to patrzę. :D

a99e9c7f-e575-4d5c-bd2f-f540b0d6dc07
LondoMollari

@Fafalala Zerkam na Twoje wpisy, gdy się od czasu do czasu pojawiają, i przyznam, że to dziwne uczucie. Z jednej strony, tak szczerze - nie znam Cię, jesteś tylko jedną z setek "nicków w internecie" - ludzi, z którymi na 99.99% nigdy na żywo się nie spotkam, i w żaden bezpośredni sposób nie mają wpływu na moje życie... z drugiej, widząc, że Ci się udaje wyjść na prostą, autentycznie się ucieszyłem. Przyznam, nawet, że dawno nie dotarł do mnie tak pozytywny news.


Tak czy siak, trzymaj tam się, i wiedz, że tym wpisem mocno poprawiłaś mi dzień.


[p.s] Tak jak przedmówcy już wspominali, po prostu dobrze się te Twoje teksty czyta. Niezależnie od tego jakie emocje stoją za tym co w danym momencie piszesz, zwinnie i ciekawie je wyrażasz.

Lemon_

@Fafalala Wspaniałe wieści. I wszystkiego dobrego z okazji urodzin!

Papa_gregorio

@Fafalala fajny wpis, wszystkiego najlepszego dla tak dzielnej i wspieranej persony nasxego uniwersum

Zaloguj się aby komentować

Podzielę się z wami swoimi obserwacjami związanymi z oddziałem zamkniętym w psychiatryku.

Oczywiście w całej Polsce są różne oddziały i niech to będzie taki "przeciętny" obraz.

Postaram się za bardzo nie zanudzać a treść będę dodawał raz na jakiś czas pod tagiem #psychiatria

Może jeszcze zaznaczę, że nie byłem pacjentem na oddziałach. Bez wchodzenia w szczegóły, jestem osobą znającą życie które się w nich toczy.


A więc, od czego by tu zacząć..


1. WSTĘP


- W większości przypadków jaka jest główna widoczna przyczyna wystąpienia zaburzeń psychicznych/psychiatrycznych?


Najczęściej nie jest tak, że zdrowie psychiczne ludziom zaczyna się sypać po "wyprowadzce" z domu.

W wieku dojrzewania ogromny wpływ ma na nas rodzina, znajomi i reszta otoczenia.

Osoby najbardziej skrzywdzone są też tymi, których w młodym wieku spotkała wielka trauma.

Częste scenariusze:


  • Od samego początku uczucie nieakceptowania przez rodziców,

  • Śmierć, albo nawet konkretnie samobójstwo członka rodziny bądź przyjaciela,

  • Częste przeprowadzki,

  • Rozwód rodziców,

  • Presja podjęcia zajęcia (ogólnie życia) wyznaczonego przez rodziców,

  • Złe towarzystwo, używki i uzależnienia w młodym wieku,


..


Przykładów można podać wiele.

Głównie chodzi o to, że w którymś momencie ludzie zaczynają sobie rekompensować braki/niestabilną sytuację różnymi używkami i/albo mózg sam zaczyna sobie "radzić" i mówiąc prosto, choruje.

Stabilny rozwój do okresu dorosłości nie jest gwarantem na całe szczęśliwe życie oraz zdrowie psychiczne, ale osoby które przynajmniej początkowo mają stabilną sytuację mają DUŻO lepszy start.


Tak, wiem, Ameryki nie odkryłem ale warto o tym pamiętać.


Poruszyłem też wątek dzieciństwa dlatego, bo naprawdę wiele ciężkich przypadków niezależnie od swojego wieku to dzieci w ciałach dorosłych. Jest to bardzo przykry widok, ale nie bierze się znikąd.

Nie napiszę tego ze złośliwości, ale w wielu przypadkach robiąc wywiad z pacjentami i rodziną można odnieść takie wrażenie: W sumie, to nic dziwnego, że osoba XY trafiła do psychiatryka. Każdy ma limit na obciążające życiowe sytuacje i w wielu przypadkach są one niestety przekraczane.


Żeby ktoś mnie też źle nie zrozumiał: Nie chcę bagatelizować chorób które ewidentnie mogły dopiero zacząć się rozwijać w wieku dorosłym, ale po dogłębnym poznaniu ludzi naprawdę częściej jest tak, że problemy które nasilają objawy zaczynają się wcześnie. Później.. trzeba się z nimi "bujać" przez resztę życia i w idealnym scenariuszu wy/leczyć.


- Profil pacjenta: Kto trafia na zamknięty oddział?


Jeżeli chodzi o status ludzi którzy trafiają do zamkniętego oddziału to jest bardzo różnie. Osoby majętne bądź po ukończonych dobrych szkołach wyższych nie są wcale rzadkością. Nie wszyscy też mieszkają w Polsce i nie wszyscy mają rodzinę w Polsce (chociaż sami mają polskie korzenie). Tak jak pisałem wyżej, bardziej chodzi o wczesną sytuację osoby niż jej miejsce zamieszkania czy "osiągnięcia" do tej pory. Na oddziałach jest więcej mężczyzn niż kobiet, ale ten wątek warto będzie jeszcze później rozwinąć.


Niestety są też "powracający" klienci.

Niektórzy mają grubą szpitalną kartotekę i w zasadzie ich życie składa się na odbijaniu się od psychiatryka do psychiatryka.

Innym przypadkiem są osoby z Domów Opieki Społecznej oraz podobnych, którzy okazjonalnie również potrzebują obserwacji i leczenia na oddziale zamkniętym.

Część dorosłych którzy w dzieciństwie znaleźli się na oddziale psychiatrycznym dla dzieci niestety również jest w mieszance pacjentów na oddziałach zamkniętych.


- No dobra, a można dobrowolnie zgłosić się do oddziału zamkniętego na obserwację/leczenie? A może jest to miejsce tylko dla osób zmuszonych do takiego pobytu?


To zależy.


Osoby które popełniły przestępstwo i u których istnieje podejrzenie choroby psychicznej (albo została już potwierdzona) trafiają do zamkniętego oddziału psychiatrii sądowej o podstawowym, bądź wzmocnionym zabezpieczeniu.

Przestępca nie trafia tam oczywiście dobrowolnie ani nie może się wypisać na żądanie. O "sądówkach" nie będę wiele pisał, bo po prostu je słabo znam (chociaż na pewno są ciekawe).


Na oddziałach zamkniętych które nie są psychiatrią sądową można trafić dobrowolnie. Oczywiście muszą być w szpitalu dostępne wolne miejsca. Jeżeli potencjalny pacjent jest zdecydowany na taki krok to najlepiej skonsultować się z izbą przyjęć szpitala.

Takie osoby mogą się wypisać w dowolnym momencie, musi się jedynie zgodzić na to lekarz. W większości przypadków jeżeli nic nie wskazuje na to, że pacjent mógłby sobie albo komuś zagrażać zostaje bez problemu wypisany.

Oczywiście gdyby pacjent chciał się wypisać na żądanie, ale jego zachowanie było zagrażające to lekarz ma prawo odmówić. Może się to wydawać "surowe", ale odpowiedzialnością psychiatry i ordynatora jest ocena stanu pacjenta.


(Może tutaj jeszcze mała podpowiedź: Jeżeli osoba XY nie ma ogromnych problemów psychicznych przy których musi być monitorowana przez cały czas, to dobrym pomysłem są oddziały dzienne. Lista zaburzeń z którymi można zgłosić na taki oddział jest zazwyczaj długa (np. zaburzenia nerwicowe i psychosomatyczne, obsesyjno-kompulsywne, adaptacyjne i w kryzysach psychicznych, afektywne i psychotyczne), więc wystarczy zapytać się na miejscu czy oddział dzienny w naszej sytuacji może pomóc.)


Do oddziałów zamkniętych trafiają również osoby z przymusu. Nie są przestępcami w dogłębnym znaczeniu tego słowa. O kogo chodzi? Są to bardzo różne przypadki, ale dla zobrazowania duża część to po prostu próby samobójstwa albo po niebezpiecznych akcjach np. bezpośrednio powiązanych z nałogiem albo widoczną chorobą psychiczną. Jeżeli istnieje ryzyko (szczególnie poparte dowodami), że osoba może przez swój stan psychiczny zagrażać sobie bądź innym to jest "zamykana" i leczona. O tym kiedy taka osoba wyjdzie z oddziału zamkniętego decydują lekarze.


#rozkminy

4107f3bc-d35b-4969-9801-3fb0e345288b
nobodys

Wołam @Panda @Chrabonszcz

Tak jak pisałem wcześniej, wpisy będą pod tagiem psychiatria

Zaloguj się aby komentować

Ostatnio zastanawiałem się czy ktoś na hejto miałby ochotę poczytać dłuższy tekst na temat psychiatryków, a konkretnej oddziałów zamkniętych? Od zeszłego roku otaczam się tematami oraz ludźmi bezpośrednio powiązanymi z psychiatrią i zdążyłem sobie wyrobić zdanie na temat funkcjonowania tej części służby zdrowia. Mam też w głowie profil osób które najczęściej potrzebują pomocy oraz pewną teorię czemu w ogóle większa część pacjentów tam trafia (chociaż ameryki pewnie nie odkryję ). Dodatkowo różne ciekawostki, które oczywiście w żaden sposób nie podlegają pod dane poufne bądź mogłyby ujawnić jakiekolwiek dane pacjentów. Myślałem raczej nad dosyć luźnym wpisem, bez wielkich sensacji ani głośnej krytyki, który nadal jednak mógłby być ciekawy


#kiciochpyta #psychiatria

Jak myślicie?

253 Głosów
Zjedzon

@nobodys mnie wczoraj wypuścili z jednego z nich, już nie od-czuję tego, co tam przeżyłem.

winiucho

Ziomek pracował w psychiatryku jako ten silnoręki, olał bo za okolo 3k nie bedzie pracował, dodatkowo nie mozesz nic zrobić kiedy pacjent Cię okłada tym czym ma pod ręką bo on jest chory, ch⁎⁎⁎wa praca.

kitty95

Żeby być w psychiatryku wystarczy na ulicę z piwnicy wyjść.

Zaloguj się aby komentować

maximilianan

@A_a raczej na odwrót powinno być

Zaloguj się aby komentować

Zaloguj się aby komentować

Zaloguj się aby komentować

Dzisiaj czytanka na dobranoc. Czytam fragmenty książki „Bezbronni dorośli w Kościele: dlaczego nie potrafimy przeciwstawić się krzywdzie”, wyd. WAM, 2024. A dokładnie rozdział dotyczący egzorcyzmów.


Ojciec Tomasz Franc, psychoterapeuta i psycholog, delegat prowincjała dominikanów ds. ochrony małoletnich i osób w duszpasterstwie, w poruszającej rozmowie z Magdaleną Dobrzyniak opowiada, w jaki sposób działają sprawcy przemocy psychicznej, duchowej i fizycznej w Kościele, i jakie zranienia powoduje ich działanie. Odsłania mechanizmy nadużyć i sposoby przeciwdziałania im. Radzi, gdzie szukać pomocy i podpowiada, jak na wyrządzone zło powinny reagować kościelne instytucje.


https://www.youtube.com/watch?v=n69WIRdUmac


#egzorcyzmypolskie #psychologia #psychiatria

Iknifeburncat

@pkostowski rozumiem, że ten Pan jest osobą duchowną, tak? Jak jego krytyka ma się do tego, że przecież egzorcyzmy są usankcjonowane w KK? On krytykuje część tych procesów, całość ogólnie czy jak? Jeżeli odpowiedź jest w filmie to przepraszam, obejrzę jutro, bo dzisiaj już nie mam możliwości.

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #mania #chad #psychologia #psychiatria


TLDR: Jak różowe ściany mogą napawać lękiem.


54.

Zastanawiam się często, czy po bólu jaki doświadczyłam w życiu wypada mi być szczęśliwą. Znacie tą wątpliwość? To tak jakby ktoś zasadził Ci bułę w ryło, a Ty zamiast płakać czy bać się zaczynasz śmiać się w głos. Zupełnie jakby oszukiwało się system i działało na przekór wszystkiemu. Jestem niezwyciężona czy niezrównoważona? Biorę 500 zł od każdej drużyny i słucham Państwa.


Przybyłam do domu rodzinnego. Obiadki na życzenie, pogaduszki przy kawie z mamą, cała sobota przebimbana w piżamie. Niebo na ziemi... teraz, ale działo się tutaj zdecydowanie zbyt dużo. Nie mogę spać w swoim starym pokoju, bo aż czuje bijącą ze ścian rozpacz. Tam widziałam diabła stojącego nademną o 3 w nocy, tam przelewałam swoją krew w prawie codziennych rytułałach w skarpetę z flagą Kanady, tam myślałam o śmierci przekładając swoje nogi za okno na 10 piętrze i tam chowałam się przed gniewem ojca, modląc się z bezsilności do wgapujacego się upiornie we mnie znad drzwi Jezusa i błagajac o to, by go uśmiercił. Nie wierzę, że to miało miejsce. Nie umiem zestawić się z przeszłością i sobą. Wiem, że mielę ten temat od jakiegoś czasu, ale dopada mnie nawrotowo takie dziwne uczucie, które sprawia że moja przeszłość jest odległa, obca. Zupełnie jakbym obejrzała film ze swojego życia, a nie realnie tego wszystkiego doświadczyła. No nie wiem, dziwne to takie wszystko. Niezrozumiałe i pomieszane.


Jak sobie radzicie z cierpieniem z przeszłości? Daję 10 gum turbo, za każdą strategię i radę.

16c946f0-b1e9-4b05-b232-5cc4c1775c7c
PaczamTylko

Nie mam podobnych doświadczeń, więc i każda rada, która pałęta mi się po głowie, brzmi banalnie. Z tego co piszesz wynika jednak, że jesteś świadoma tego co przeszłaś, wydaje mi się również że znalazłaś sposoby, dzięki którym potrafisz poradzić sobie z sytuacjami, kiedy przeszłość powraca.

Więc radził nie będę, w zamian trzymam kciuki i przesyłam pozytywne wsparcie (nie wiem czemu objawiło się ono w postaci pioruna).

splash545

@Fafalala

Zastanawiam się często, czy po bólu jaki doświadczyłam w życiu wypada mi być szczęśliwą.

Na świadomym poziomie wiem, że znasz odpowiedź na to pytanie. Gdzieś głęboko w podświadomości masz wątpliwości i jest to typowy błąd poznawczy. Wiesz gdzie jest problem, teraz wypadałoby się nim zająć.


dopada mnie nawrotowo takie dziwne uczucie, które sprawia że moja przeszłość jest odległa, obca. Zupełnie jakbym obejrzała film ze swojego życia, a nie realnie tego wszystkiego doświadczyła.

Bardzo dobrze, jest to zdrowe i stoicy polecają myśleć o swojej przeszłości właśnie w ten sposób. Zdejmujesz wtedy z siebie jej ciężar:

Wyobrażaj też sobie, że to, co ci się wydaje twoją przeszłością, co pamiętasz z dzieciństwa, młodości, wszystkich lat dorosłego życia, także ostatnie dni, zapisane w twojej pamięci najbardziej żywymi barwami, że wszystko jest jedynie snem albo obejrzanym wczoraj filmem - nic z tego nie jest naprawdę twoje. Twoja dziedzina, twoje jedyne królestwo, jedyna rzeczywista przestrzeń twojego życia zaczyna się w tej chwili, w chwili przebudzenia - a objęcie panowania to przepatrzenie twoich zasobów, wszystkiego, co ci przypadło w udziale, a następnie podjęcie decyzji, jak dzisiaj będziesz tym zarządzał.

Podobnie wyobrażaj sobie, że jutrzejszy i wszystkie następne dni, lata dorosłego życia, jakie cię jeszcze czekają, następnie starość i umieranie, wreszcie śmierć, czymkolwiek ta ostatnia jest, to inny sen, właściwie baśń, której ci jeszcze nie opowiedziano, a ty słyszałeś dopiero jedynie jej zapowiedź - nic z tego nie jest naprawdę twoje, nic z tego nie musi się przydarzyć tak, jak to sobie wyobrażasz, jak byś tego sobie życzył. Jeśli masz jakieś nadzieje i obawy związane z przyszłością, potraktuj je jak fantazje wokół opowieści, której ci jeszcze nie opowiedziano. Jutro przejdzie ci może nawet ochota, żeby jej wysłuchać.

Tomasz Mazur, Nieustające napomnienia

pluszowy_zergling

Mam farta, że nie miałem w życiu żadnej tego typu traumy, mi się dom rodzinny zawsze kojarzyć będzie z ciepłem, wychowywała mnie bardzo opiekuńcza i kochająca, ale samotna Mama. Ciężko mi powiedzieć @Fafalala czy lepiej unikać domu rodzinnego ? Czy warto tam przebywać ? Na bank masz choć trochę dobrych wspomnień, ale faktycznie warto unikać ruminacji, tu Ci ślicznie @splash545 Pana Mazura zacytował.


Pewno grubą krechą się odciąć nie da, ale Ja bym po takich doświadczeniach nie przebywał zbyt długo, przy czym, co Ja tam wiem.


Cieszę się, że znalazłaś odskocznię, to jest bardzo ważne!

Trzymam kciuki za Ciebie, niech Ci się wiedzie! \o/

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #mania #psychologia #psychiatria #iinnetakietakie


TLDR: Wracam do swojej głowy myśląc o tym kim i czym jestem.


53.

Jak to mówią mądre ludzia, najtrudniej jest zacząć. Dlatego rozpoczynam powolutku od marszu, który zaraz zamieni się w trucht, następnie bieg, by na końcu zapierdzielać na łeb na szyję w szalonym sprincie, czyli w skrócie... chciałbym się streszczać, ale ja już się znam i jak usiądę i zajrzę do tej swojej głowy, to będę miała problem by z niej wyjść. A dzieje się w niej sporo, zresztą jak zawsze.


Pomysł na treść przewijały mi się w głowie w sumie większość czasu. Chyba w jakiś sposób jestem uzależniona od pisania i analizowania siebie i swoich działań. Atencjuszka alert! Nie dzwońcie tylko po wykopków, bo mnie rozszarpią. Nie wiedziałam też do końca, czy chcę się zestawiać obecną siebie z tym co było wcześniej, ale doszłam do jedynej słusznej myśli - i ta i tamta ja, to nadal ta sama osoba, choć potrafi to zaboleć. Zwłaszcza obrazy i poczucie abstrakcyjnosci niektórych sytuacji. To, że można szaleć tak, że tak może boleć ból istnienia, że może mnie tak odcinać od świata. Psychiatryk był dla mnie trudnym doświadczeniem. Nawet wspomnienie tego białego światła, odbijającego się od jasnych ścian aktywuje jakieś dziwne obszary w głowie, doprowadzając do tego, że mnie ściska w klatce piersiowej. Nawet to mnie rusza. Powinni czasem odpalać tam jakieś kolorowe ledy, byłoby weselej, a tak smród, bród i ubustwo. I chrapiacy ludzie, wszędzie w każdej sali. Czasami wręcz łapali synchro. No nie polecam ogółem, chyba że chce się mieć dużo czasu na czytanie książek i spanie to wtedy tak.


Co do samopoczucia, to często czuje że chodzę po krawędzi. Nie wiem, czy czuje się dobrze i radośnie, czy do drzwi puka już hipomania. To wydaje mi się najgorsze, że sam nie wiem skąd wynika mój stan. Czy podejmuję się nowych działań, bo mam do tego gotowość, czy może poszukuję zwiekszonych bodźców? Czy gniew na innych wynika z potrzeby wyznaczenia granic, czy wykazuje zwiększony poziom rozdrażnienia? Czy radosny zryw tańca na ulicy jest wynikiem osobistej ekspresji i czucia muzyki, czy może znowu powoli odrywa mnie od norm społecznych? Gubię się w tym wszystkim, tego co jest moje, a co jest chorobą. Zabiera mi to osobowość. Lecz dla mnie wszystko jest okej, czuje się dobrze i tylko łykanie dzień w dzień różnorakich piguł ratuje mnie od szaleństwa, a zarazem bólu istnienia. W sumie dobrze że są.


Dobra, już widzę że nie udało mi się krótko. Bywa, z fartem. A! Dzięki że jesteście. Myślę, że tworzymy tutaj coś wyjątkowego.


PS Pochwalę się, że rozkręcamy poradnię zdrowia psychicznego i dołączyłam do zespołu orzecznictwa o niepełnosprawności dzieci. To dla mnie duży krok w karierze. Jest trudno, czasem bardzo trudno, zwłaszcza na początku, ale myślę że będzie warto. Fun fact: sposobem na określenie tego czy ktoś jest - powiem to niegrzecznie -"spierdolony" jest głosowanie. Tak też banda różnorakich specjalistów i psychiatra na komendę przewodniczącego podnoszą pokornie rączkę do góry, zupełnie tak gdy zgłaszało się do odpowiedzi w szkole. Później zlicza się głosy i większość wygrywa w pojedynku. Bawi mnie to, że tak infantylna rzecz decyduje o tak ważnym aspekcie życia innych.

4e930a2a-f960-4ba9-b9c9-c5d3bb5aff02
splash545

@Fafalala

Chyba w jakiś sposób jestem uzależniona od pisania i analizowania siebie i swoich działań.

Polecam pisanie dziennika codziennie, albo co drugi dzień byle by regularnie. Widać, że masz taką potrzebę, a może i częściej by Ci się samoistnie napisało coś fajnego czym byś się tu z nami podzieliła.

Wpis bardzo fajny, lubię ten Twój styl pisania. To dobrze, że jest dobrze, a to, że się gubisz i nie wiesz co jest od Ciebie a co od choroby, to cóż sądzę, że każdy tak ma, ale niewiele osób się nad tym zastanawia.

'Co jest moje a co mi się przypałętało c⁎⁎j wie skąd?' - Myślę, że każdy powinien sobie stawiać takie pytanie i im częściej tym lepiej. Ty to robisz i idziesz dzięki temu w stronę rozwoju samoświadomości a to jest niekonczaca się, ale też ciekawa droga.

Fajnie, że udało Ci się załapać tak ciekawą pracę. Podziel się czasem jakimiś smaczkami bo strasznie mnie interesują tego typu tematy.

DerMirker

Czy dobrze rozumiem, że wciąż jesteś chora, ale będziesz pracować z innymi chorymi?

Zaloguj się aby komentować

Gepard_z_Libii

Miałem kiedyś wariatke, co mi na złość przez okno wyskoczyć chciała z czwartego piętra xD

Zaloguj się aby komentować

O ile z karą 20k za krzyczenie „kulą w łeb” na posła z innego ugrupowania się zgadzam, o tyle badanie posłów alkomatem to moim zdaniem absurd.


Oprócz alkoholu, mamy jeszcze conajmniej kilka bardzo widocznych substancji (marihuana, mdma, amfetamina) ale mamy i takie, których nie widać (benzodiazepiny, kokaina). Wszystkie zmieniają postrzegania świata i podejmowanie decyzji, w różnych kierunkach.


No więc co dalej? Narkotesty? Opinia psychiatry przed objęciem urzędu? Jaki jest tego cel?


Moim zdaniem dowolność „prowadzenia się” w tym zażywania substancji jest częścią mandatu reprezentowania wyborców. Jeśli chcecie, żeby na⁎⁎⁎⁎ny albo skacowany chłop Was reprezentował, Wasza sprawa. Jeśli chłop potrzebuje wciągnąć szczura zanim wyda oświadczenie że potrzebuje amunicji a nie podwózki (wątpię żeby tak było, podaję wymyślony przykład) to na zdrowie.


Jeśli wydaje Wam się, że alkohol to jedyna używka znana posłom, to beka z Was w c⁎⁎j xD


https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/ostra-reakcja-marszalka-holowni-po-skandalu-w-sejmie-bedzie-surowa-kara/3z9j5rt,79cfc278


#polityka #bekazlewactwa #bekazkonfederacji #bekazprawakow trochę #medycyna #psychiatria poprawcie mnie proszę jeśli się bardzo mylę

jonas

W sumie spoko, mogą wciągać, chlać i wstrzykiwać co się któremu nawinie. Wprowadzić jednocześnie odpowiedzialność karną za złe lub zbrodnicze decyzje, do czapy włącznie i droga wolna.

RogerThat

Narkotesty, wyrywkowe kontrole - oczywiście. Za złamanie czystości - dymisja. Nie będzie 460 posłów? A co to za problem? Przy wyborach się dobierze. I tak ich jest za dużo.

Panda

@wombatDaiquiri Powiedz, że masz jakieś hejto wyzwanie, żeby Ci dużo komentarzy ludzie pisali, bo nie wiem jak inaczej można by takie durnoty napisać xD

W robocie każdy powinien być trzeźwy i elo

Zaloguj się aby komentować

Tabsy i ich efekty - życie z depresją oraz nerwicą lękową.


*nie zagłębiam się czasem w szczegóły, aby chronić swoją prywatność. Nie jestem pisarzem, więc będzie może nieco chaotycznie, z pominięciem wielu kwestii, ale nie chcę zanudzać.


Złe początki złego.

[skocz do następnego rozdziału jeśli kontekst Cię nie interesuje]


To co opiszę w tym rozdziale, zrozumiałem dopiero w ostatnich latach. Przeżycia które opiszę były wtedy dla mnie nie tyle „normalne”, co nie łączyłem ich z żadną przypadłością. Pojawiały mi się myśli, że może jakieś stany depresyjne mam, albo że mam niską tolerancję na stres (w istocie tak jest), ale to wszystko. Dopiero z perspektywy czasu, wiem, że zaczęło się dosyć wcześnie tj. w w okresie dorastania, prawdopodobnie końcówka liceum i początek studiów. Wahania nastroju (często z niewiadomego powodu), które z błachego powodu powodowały nawet myśli samobójcze, czarna rozpacz bo czekam od kilku godzin na kontakt od dziewczyny… po czym uspokojenie, marazm. Niczym reset komputera, wracałem do względnego balansu, prawie jak po medytacji z Dalaj Lamą. Bardzo lubiłem ten stan, bo mogłem działać, choć na relatywnie niskich obrotach, jednocześnie miałem w sobie zdrową „wyjebkę”. Czułem się spokojny, czułem się jak prawdziwy praktyk stoicyzmu.


Te myśli samobójcze szczególnie towarzyszyły mi w okresie dojrzewania i na studiach. Tylko raz było na tyle źle, że przestudiowałem materiały w internecie o sposobach na „dobre” samobóje (ah ten internet circa 2000 rok) że po celowo nieprzespanej nocy, wykończony wziąłem dodatkowo tabletki ziołowe (:D) na wspomaganie snu, zszedłem do garażu i uruchomiłem auto. Po 15 minutach, nie mogąc zasnąć i będąc z własnymi myślami, otrzeźwiałem, że przecież ktoś tu będzie musiał w końcu wejść i od razu padnie po paru wdechach. To była jedyna próba „samobója”. Nawet trochę ciężko mi nazwać to próbą


W okolicach studiów zaczęły się u mnie rozwijać „nadprogramowe” lęki. Zwykły egzamin powodował u mnie takie natężenie emocji jakbym zaraz miał lądować na plaży Omaha. W nocy przed egzaminem nie spałem, byłem sparaliżowany, ciśnienie gigantyczne itd. Im lepiej byłem przygotowany, tym bardziej się stresowałem. Jak niewiele umiałem, to z góry pojawiała mi się „wyjebka”. I to był spory problem, bo skoro dobrze się czuję wtedy kiedy mam wyjebkę, a wyjebka jest tylko wtedy jak nie umiem… Egzamin na 11, pojawiałem się na uczelni o 6. Dopiero wtedy lęki oraz chęć zaliczenia powodowały dużą dozę skupienia (coś z czym miałem problem wcześniej) i miałem kilka godzin nauki.


Imperium upada.


Pierwsza bomba atomowa (Hiroshima) spadła na mnie na początku kariery zawodowej, gdy rozsypał się mój związek z prawdopodobnie miłością mojego życia. Nawet nie opiszę Wam tego dobrze, ale byłem w takim stanie psychicznym, że do teraz jest kilka sytuacji które nie wiem czy miały miejsce czy tylko w mojej głowie zaszły (!!!) Minęło wiele lat zanim się z tym jako-tako pogodziłem, ale więcej nie chcę o tym pisać, bo nadal czuję ból. Druga bomba atomowa (Nagasaki) spadła na mnie w pracy. Śmieszne, bo przecież moje pierwsze lata w tej bardzo fajnej firmie przebiegały dosyć dobrze (mimo sytuacji które powodowały u mnie palpitacje Doczłapałem się nawet stanowiska managerskiego z fantastycznym zespołem, a następnie po zaledwie kilku latach kolejny awans na managera „średniego” (kontrowersyjne stwierdzenie) szczebla, ale z zespołem i managerem, który spowodował lawinę. Jak tu być managerem gdy struktura ogranicza decyzyjność, przy jednoczesnych oczekiwaniach że „dowieziesz”. Mój dyrektor dobry człowiek, ale w komunikacji bardzo szorstki, czasem z dnia na dzień wymagał przygotowania podsumowań na specjalne spotkania. Zespół przejęty na miesiąc przed pandemią i całkowitą pracą z biura, więc żadnych głębszych relacji nie stworzyłem, a co więcej mój brak umiejętności czytania ludzi, oraz ich reakcji na odległość spowodowało, że przez 2 lata żyłem w ciągłym stresie. Pomijam już to, że trafiły mi się dwa gagatki które latały dwa szczeble wyżej za każdym razem gdy im się coś nie podobało. Managerowie dawali mi wsparcie, ale funkcjonowanie w ciągłym napięciu co nowego zaraz się odjebie, nie służyło mi. I pewnego dnia, siedzę sobie na podłodze w mieszkaniu, oglądam YouTube, jest piątek wieczór, a ja mam totalną pikawę w klatce piersiowej i nie wiem jak sobie z nią poradzić. Stan paniki, stan totalnego pomieszania - myślę „przecież nic się nie dzieje, przecież już weekend, czas odpocząć, wszystko ok”. Bańka w końcu prysła i wiedziałem, że zadziało się coś złego, wiedziałem, że muszę zobaczyć lekarza… oczywiście zacząłem od neurologa


Neurolog jakieś tam badania porobił, okazało się że w spoczynku mam ciśnienie 160/110, powiedziałem o częstych migrenach i bólach głowy od ciśnienia, dostałem tabletki na migreny i tekst „pójdzie Pan do psychiatry”.


To był ten moment, w którym zacząłem mocno się zastanawiać nad swoim zdrowiem, również psychicznym. Symptomy takie jak częsta pikawa w klatce piersiowej, nieprzerwany stres przeplatany stanami depresyjnymi, bóle głowy które średnio raz na tydzień wyłączały mnie z dnia, tendencje ucieczkowe, regularne wybudzanie o 5 nad ranem, no i przecież rzecz najważniejsza - potwornie obniżone libido


Leczenie czas zacząć, czyli psychiatra, psycholog i tabletki dla pojebów.


Jak dziecko we mgle zacząłem się zastanawiać jak sobie pomóc. Zacząłem od psychologa, a na początku pandemii w grę wchodziło tylko spotkanie wirtualne. Po godzinnym spotkaniu byłem w lekkim szoku jak bardzo niezainteresowana była pani prowadząca spotkanie, po czym od razu skierowała mnie na tabletki. Nawet nie zaproponowała drugiego spotkania itd. Drugie spotkanie z inną psycholog było równie owocne - kompletny brak zainteresowania. Pomyślałem - j⁎⁎ać tych „specjalistów”, idę do psychiatry. A wierzcie mi, to był ogromny krok, bałem się tabletek.


Nie wiedząc gdzie iść i jak to wygląda, wybrałem psychiatrę z dobrymi ocenami niedaleko miejsca zamieszkania. Po krótkim 5-10 minutowym wywiadzie, gdzie głównie ja mówiłem jak się czuję, dostałem Trittico CR („pan się wyśpi, uspokoi, i libido wróci”). Wbrew tego co mi mówiono i czego oczekiwałem już po pierwszej lub drugiej nocy i przyjęciu 25mg wstałem rano z drągiem i przede wszystkim życie było w innych kolorach. Moje obawy, że będę innym człowiekiem po przyjęciu tabletek dla pojebów zupełnie się nie sprawdziły. Popatrzyłem na siebie w lustrze - „ten sam człowiek” pomyślałem. Co więcej… przyszła do mnie przerażająca myśl: „To tak się czuje zdrowy człowiek? Tak normalnie?” I to uświadomienie, że żyłem okropny sposób przez ostatnie ~15 lat, a ostatnie lata wręcz równia pochyła.


Niestety Trittico CR po 2 miesiącach „przestało działać”, spróbowaliśmy Trittico XR. Przez 5 miesięcy było dobrze, ale zwiększane dawki dawały coraz więcej efektów ubocznych (np. senność w trakcie dnia) a coraz mniej korzyści. Trittico odrzuciliśmy i zaczęliśmy spokojnie… tj od Agomelatyny. Z której jestem zadowolony i nadal korzystam. Lek pierwszego rzutu tj. z tego co mi powiedziano często przepisywany osobom relatywnie zdrowym ale z „lekkim” snem - oczywiście dramatycznie upraszczam. Agomelatyna jest miła ( i nie dawała żadnych efektów ubocznych), ale niestety niewystarczająca. Czułem że kręcę się w koło, a dodatkowo zacząłem zwracać uwagę na to że w zasadzie lekarz po prostu strzela i próbuje.


U innego psychiatry przepisano mi Bupropion po 5-10 minutowym wywiadzie. Tym razem musiałem poczekać na efekty 3 tygodnie. I tylko się poirytowałem, ponieważ (ponoć nie jest to standardowa reakcja!) zwiększyła mi się senność, nie odczuwałem żadnej poprawy jeśli chodzi o nastrój, a dodatkowo moje libido sięgnęło absolutnego dna.


Zacząłem czuć pewnego rodzaju desperację, bo już wiedziałem jak się czuje zdrowa osoba i wiedziałem że tabletki mogą pomóc… Do trzech razy sztuka. Poszedłem do psychiatry dosyć młodego, być może nawet młodszego ode mnie (no zabrzmiało to jakbym był młodziakiem!) i tu po raz pierwszy poczułem różnicę w jakości lekarza. Wywiad trwał 40 minut, nie tylko mówiłem, ale pytania jakie mi zadawał psychiatra były bardzo przenikliwe, w punkt i doskonale pomagały mi wyrazić swój stan. Dodatkowo empatia z drugiej strony (nawet jak wyuczona) i jasne komunikaty jak widzi moją terapię, jakie będą wyzwania i czego się spodziewać spowodowały że się trochę uspokoiłem. Podtrzymał Agomelatynę, ale w pierwszym okresie leczenia dołączył Tianesal, który może być pomocny w przypadkach wieloletniego uporczywego stresu. Nie dawał żadnych efektów ubocznych i po wielu miesiącach mogłem odstawić czując poprawę w moich reakcjach na stres - mój system się zresetował i mózg i organizm zaczął bardziej prawidłowo interpretować i reagować na bodźce. Dostałem też pół roku temu Mozarin, który okazało się pozytywnie zaczął wpływać na stany lękowe. Spowodował że mam bardziej „normalne podejście” do życia. Nie jest to jeszcze to czego oczekuję, i mamy w zanadrzu jeszcze jedno rozwiązanie ale to dopiero za dwa miesiące, w trakcie których również będę odstawiał Agomelatynę.


Efekty uboczne


Jeśli chodzi o efekty uboczne terapii, w zasadzie większość tabletek miała niewielkie minusy (głównie senność w trakcie dnia przy większych dawkach - aby była jasność dla tych którzy nie mają nic wspólnego z takimi tabletkami - ta senność jest taka, że jak pracujesz z domu, to w końcu nie dasz sobie rady i Twoja drzemka w trakcie dnia będzie trwała 3 godziny np. , więc nie można zignorować tego efektu).


Trittico XR: gdy testowałem większe dawki, powodował u mnie brak skupienia, „pustkę” w głowie (np. brałem książkę i nie mogłem przebrnąć jednej strony!). Efekt nieprzyjemny.

Trittico CR: większa dawka powodowała u mnie senność w trakcie dnia.

Bupropion: działał na mnie najgorzej - spowodował prawie całkowity zanik libido, przesadzony spokój (w zasadzie marazm), brak energii itd. Nie było też pozytywnych efektów więc szybko odpuściłem ten lek.

Agomelatyna - wspomaga sen, brak efektów ubocznych

Tianesal - brak efektów ubocznych - uregulował reakcje na stres.

Mozarin - brak efektów ubocznych, dobre efekty terapeutyczne, jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że polepszyło mi się trochę libido (aczkolwiek bez szału), i mogę znacznie przedłużyć stosunek (ale bez problemu z osiągnięciem orgazmu, co ponoć czasem niektórzy pacjenci zgłaszają gdy się leczą psychiatrycznie..)


O przygodach z psychologami mógłbym poopowiadać, ale i tak już przesadziłem z długością tego tekstu… dość powiedzieć, że w końcu jestem na terapii z psychologiem z którym znalazłem wspólny język i wsparcie którego potrzebuję.


Przede mną długa droga (dlatego zapodam sobie Krejzi Froga), ale jest światełko w tunelu - mam tylko nadzieję, że to nie pociąg towarowy.


#psychologia #psychiatria #depresja #medycyna #ciekawostki

DerMirker

Bardzo ciekawy tekst, pisz więcej. Mnie też zapewne czekają tabletki.

Zaloguj się aby komentować

serotonin_enjoyer

Widzialam kiedys ten obrazek u mojej wróżki

Roark

Hatfu sertralina, niby dało się żyć, ale co to za życie...

Inhibitory MAO gurom! 😁

Zaloguj się aby komentować