Czytałam trochę o regresji hipnotycznej do poprzednich wcieleń i mam mieszane uczucia. Z jednej strony mega ciekawi mnie, co można zobaczyć, ale z drugiej trochę się boję – co jeśli zobaczę coś strasznego albo zostanie mi to w głowie? Ktoś ma jakieś doświadczenia? #psychologia #zdrowie #hipnoza
#psychologia
a co jak w poprzednim wcieleniu byles tasiemcem?
Komentarz usunięty przez moderatora
Komentarz usunięty przez moderatora
Zaloguj się aby komentować

Teoria ewolucji i leczenie depresji: wszystko kręci się wokół kałamarnic i okonia morskiego
Streszczenie
Zgodnie z hipotezą analitycznego rozmyślania, depresja jest ewolucyjną adaptacją (podobną do bólu lub lęku), która w naszej przodkowej przeszłości służyła do utrzymywania ludzi skupionych na złożonych problemach interpersonalnych, dopóki nie mogli dojść do rozwiązania (spontanicznej...
Tabsy i ich efekty - życie z depresją oraz nerwicą lękową.
*nie zagłębiam się czasem w szczegóły, aby chronić swoją prywatność. Nie jestem pisarzem, więc będzie może nieco chaotycznie, z pominięciem wielu kwestii, ale nie chcę zanudzać.
Złe początki złego.
[skocz do następnego rozdziału jeśli kontekst Cię nie interesuje]
To co opiszę w tym rozdziale, zrozumiałem dopiero w ostatnich latach. Przeżycia które opiszę były wtedy dla mnie nie tyle „normalne”, co nie łączyłem ich z żadną przypadłością. Pojawiały mi się myśli, że może jakieś stany depresyjne mam, albo że mam niską tolerancję na stres (w istocie tak jest), ale to wszystko. Dopiero z perspektywy czasu, wiem, że zaczęło się dosyć wcześnie tj. w w okresie dorastania, prawdopodobnie końcówka liceum i początek studiów. Wahania nastroju (często z niewiadomego powodu), które z błachego powodu powodowały nawet myśli samobójcze, czarna rozpacz bo czekam od kilku godzin na kontakt od dziewczyny… po czym uspokojenie, marazm. Niczym reset komputera, wracałem do względnego balansu, prawie jak po medytacji z Dalaj Lamą. Bardzo lubiłem ten stan, bo mogłem działać, choć na relatywnie niskich obrotach, jednocześnie miałem w sobie zdrową „wyjebkę”. Czułem się spokojny, czułem się jak prawdziwy praktyk stoicyzmu.
Te myśli samobójcze szczególnie towarzyszyły mi w okresie dojrzewania i na studiach. Tylko raz było na tyle źle, że przestudiowałem materiały w internecie o sposobach na „dobre” samobóje (ah ten internet circa 2000 rok) że po celowo nieprzespanej nocy, wykończony wziąłem dodatkowo tabletki ziołowe (:D) na wspomaganie snu, zszedłem do garażu i uruchomiłem auto. Po 15 minutach, nie mogąc zasnąć i będąc z własnymi myślami, otrzeźwiałem, że przecież ktoś tu będzie musiał w końcu wejść i od razu padnie po paru wdechach. To była jedyna próba „samobója”. Nawet trochę ciężko mi nazwać to próbą
W okolicach studiów zaczęły się u mnie rozwijać „nadprogramowe” lęki. Zwykły egzamin powodował u mnie takie natężenie emocji jakbym zaraz miał lądować na plaży Omaha. W nocy przed egzaminem nie spałem, byłem sparaliżowany, ciśnienie gigantyczne itd. Im lepiej byłem przygotowany, tym bardziej się stresowałem. Jak niewiele umiałem, to z góry pojawiała mi się „wyjebka”. I to był spory problem, bo skoro dobrze się czuję wtedy kiedy mam wyjebkę, a wyjebka jest tylko wtedy jak nie umiem… Egzamin na 11, pojawiałem się na uczelni o 6. Dopiero wtedy lęki oraz chęć zaliczenia powodowały dużą dozę skupienia (coś z czym miałem problem wcześniej) i miałem kilka godzin nauki.
Imperium upada.
Pierwsza bomba atomowa (Hiroshima) spadła na mnie na początku kariery zawodowej, gdy rozsypał się mój związek z prawdopodobnie miłością mojego życia. Nawet nie opiszę Wam tego dobrze, ale byłem w takim stanie psychicznym, że do teraz jest kilka sytuacji które nie wiem czy miały miejsce czy tylko w mojej głowie zaszły (!!!) Minęło wiele lat zanim się z tym jako-tako pogodziłem, ale więcej nie chcę o tym pisać, bo nadal czuję ból. Druga bomba atomowa (Nagasaki) spadła na mnie w pracy. Śmieszne, bo przecież moje pierwsze lata w tej bardzo fajnej firmie przebiegały dosyć dobrze (mimo sytuacji które powodowały u mnie palpitacje
Neurolog jakieś tam badania porobił, okazało się że w spoczynku mam ciśnienie 160/110, powiedziałem o częstych migrenach i bólach głowy od ciśnienia, dostałem tabletki na migreny i tekst „pójdzie Pan do psychiatry”.
To był ten moment, w którym zacząłem mocno się zastanawiać nad swoim zdrowiem, również psychicznym. Symptomy takie jak częsta pikawa w klatce piersiowej, nieprzerwany stres przeplatany stanami depresyjnymi, bóle głowy które średnio raz na tydzień wyłączały mnie z dnia, tendencje ucieczkowe, regularne wybudzanie o 5 nad ranem, no i przecież rzecz najważniejsza - potwornie obniżone libido
Leczenie czas zacząć, czyli psychiatra, psycholog i tabletki dla pojebów.
Jak dziecko we mgle zacząłem się zastanawiać jak sobie pomóc. Zacząłem od psychologa, a na początku pandemii w grę wchodziło tylko spotkanie wirtualne. Po godzinnym spotkaniu byłem w lekkim szoku jak bardzo niezainteresowana była pani prowadząca spotkanie, po czym od razu skierowała mnie na tabletki. Nawet nie zaproponowała drugiego spotkania itd. Drugie spotkanie z inną psycholog było równie owocne - kompletny brak zainteresowania. Pomyślałem - j⁎⁎ać tych „specjalistów”, idę do psychiatry. A wierzcie mi, to był ogromny krok, bałem się tabletek.
Nie wiedząc gdzie iść i jak to wygląda, wybrałem psychiatrę z dobrymi ocenami niedaleko miejsca zamieszkania. Po krótkim 5-10 minutowym wywiadzie, gdzie głównie ja mówiłem jak się czuję, dostałem Trittico CR („pan się wyśpi, uspokoi, i libido wróci”). Wbrew tego co mi mówiono i czego oczekiwałem już po pierwszej lub drugiej nocy i przyjęciu 25mg wstałem rano z drągiem i przede wszystkim życie było w innych kolorach. Moje obawy, że będę innym człowiekiem po przyjęciu tabletek dla pojebów zupełnie się nie sprawdziły. Popatrzyłem na siebie w lustrze - „ten sam człowiek” pomyślałem. Co więcej… przyszła do mnie przerażająca myśl: „To tak się czuje zdrowy człowiek? Tak normalnie?” I to uświadomienie, że żyłem okropny sposób przez ostatnie ~15 lat, a ostatnie lata wręcz równia pochyła.
Niestety Trittico CR po 2 miesiącach „przestało działać”, spróbowaliśmy Trittico XR. Przez 5 miesięcy było dobrze, ale zwiększane dawki dawały coraz więcej efektów ubocznych (np. senność w trakcie dnia) a coraz mniej korzyści. Trittico odrzuciliśmy i zaczęliśmy spokojnie… tj od Agomelatyny. Z której jestem zadowolony i nadal korzystam. Lek pierwszego rzutu tj. z tego co mi powiedziano często przepisywany osobom relatywnie zdrowym ale z „lekkim” snem - oczywiście dramatycznie upraszczam. Agomelatyna jest miła ( i nie dawała żadnych efektów ubocznych), ale niestety niewystarczająca. Czułem że kręcę się w koło, a dodatkowo zacząłem zwracać uwagę na to że w zasadzie lekarz po prostu strzela i próbuje.
U innego psychiatry przepisano mi Bupropion po 5-10 minutowym wywiadzie. Tym razem musiałem poczekać na efekty 3 tygodnie. I tylko się poirytowałem, ponieważ (ponoć nie jest to standardowa reakcja!) zwiększyła mi się senność, nie odczuwałem żadnej poprawy jeśli chodzi o nastrój, a dodatkowo moje libido sięgnęło absolutnego dna.
Zacząłem czuć pewnego rodzaju desperację, bo już wiedziałem jak się czuje zdrowa osoba i wiedziałem że tabletki mogą pomóc… Do trzech razy sztuka. Poszedłem do psychiatry dosyć młodego, być może nawet młodszego ode mnie (no zabrzmiało to jakbym był młodziakiem!) i tu po raz pierwszy poczułem różnicę w jakości lekarza. Wywiad trwał 40 minut, nie tylko mówiłem, ale pytania jakie mi zadawał psychiatra były bardzo przenikliwe, w punkt i doskonale pomagały mi wyrazić swój stan. Dodatkowo empatia z drugiej strony (nawet jak wyuczona) i jasne komunikaty jak widzi moją terapię, jakie będą wyzwania i czego się spodziewać spowodowały że się trochę uspokoiłem. Podtrzymał Agomelatynę, ale w pierwszym okresie leczenia dołączył Tianesal, który może być pomocny w przypadkach wieloletniego uporczywego stresu. Nie dawał żadnych efektów ubocznych i po wielu miesiącach mogłem odstawić czując poprawę w moich reakcjach na stres - mój system się zresetował i mózg i organizm zaczął bardziej prawidłowo interpretować i reagować na bodźce. Dostałem też pół roku temu Mozarin, który okazało się pozytywnie zaczął wpływać na stany lękowe. Spowodował że mam bardziej „normalne podejście” do życia. Nie jest to jeszcze to czego oczekuję, i mamy w zanadrzu jeszcze jedno rozwiązanie ale to dopiero za dwa miesiące, w trakcie których również będę odstawiał Agomelatynę.
Efekty uboczne
Jeśli chodzi o efekty uboczne terapii, w zasadzie większość tabletek miała niewielkie minusy (głównie senność w trakcie dnia przy większych dawkach - aby była jasność dla tych którzy nie mają nic wspólnego z takimi tabletkami - ta senność jest taka, że jak pracujesz z domu, to w końcu nie dasz sobie rady i Twoja drzemka w trakcie dnia będzie trwała 3 godziny np. , więc nie można zignorować tego efektu).
Trittico XR: gdy testowałem większe dawki, powodował u mnie brak skupienia, „pustkę” w głowie (np. brałem książkę i nie mogłem przebrnąć jednej strony!). Efekt nieprzyjemny.
Trittico CR: większa dawka powodowała u mnie senność w trakcie dnia.
Bupropion: działał na mnie najgorzej - spowodował prawie całkowity zanik libido, przesadzony spokój (w zasadzie marazm), brak energii itd. Nie było też pozytywnych efektów więc szybko odpuściłem ten lek.
Agomelatyna - wspomaga sen, brak efektów ubocznych
Tianesal - brak efektów ubocznych - uregulował reakcje na stres.
Mozarin - brak efektów ubocznych, dobre efekty terapeutyczne, jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że polepszyło mi się trochę libido (aczkolwiek bez szału), i mogę znacznie przedłużyć stosunek (ale bez problemu z osiągnięciem orgazmu, co ponoć czasem niektórzy pacjenci zgłaszają gdy się leczą psychiatrycznie..)
O przygodach z psychologami mógłbym poopowiadać, ale i tak już przesadziłem z długością tego tekstu… dość powiedzieć, że w końcu jestem na terapii z psychologiem z którym znalazłem wspólny język i wsparcie którego potrzebuję.
Przede mną długa droga (dlatego zapodam sobie Krejzi Froga), ale jest światełko w tunelu - mam tylko nadzieję, że to nie pociąg towarowy.
#psychologia #psychiatria #depresja #medycyna #ciekawostki
Bardzo ciekawy tekst, pisz więcej. Mnie też zapewne czekają tabletki.
Zaloguj się aby komentować
Gatunek gier, o którym mogliście nie słyszeć. To taki rodzaj tytułów, których główny cel jest inny, niż wyłącznie zabawowy. Dotyczą takich procesów jak zmiana społeczna, wsparcie w procesie terapii, edukacja czy też rehabilitacja.
O kilku takich opowiadam w tym materiale, plus przechodzę przez nieduży przegląd badań nad ich wykorzystaniem.
Zapraszam do sprawdzenia
#gry #nauka #psychologia
Zaloguj się aby komentować
"Dopóki nie uświadomisz sobie nieświadomego, będzie ono kierowało twoim życiem, a ty nazwiesz to przeznaczeniem."
Carl Jung
Znalazłem w książce "Atomowe nawyki". Tak mi się spodobało, że aż zechciałem się podzielić.
#cytaty #psychologia
"A i jakby co, sypianie z pacjentkami jest okej, jeśli powiesz, że to przez Twój cień"
~ Też Carl Jung, ale bardziej w myślach
A swoją drogą, Atomowe nawyki dobra książka, taki faktycznie sensowny poradnik bez bullshitu.
Zaloguj się aby komentować

Psycholog: język, którym się posługujemy, może wpływać na nasze decyzje
Decyzja podjęta w oparciu o dane przedstawione w wyuczonym języku obcym może być inna, niż gdybyśmy podjęli ją na podstawie danych w języku ojczystym. Język zmienia intensywność odczuwanych emocji, ale także wpływa na zdolność analizowania problemów i wybierania rozwiązań - wynika z badań dr....
Diagnoza ADHD jest na NFZ? #przegryw #psychologia
dla dzieci tak dla dorosłych chyba nie
@samotnik92 dla ciebie to
SPIER DO LE NIE
A nie A D H D
Można zrobić diagnozę psychologiczna prywatnie a później iść do psychiatry na NFZ. To takie optimum czasów kosztowe.
Diagnoza ADHD to dużo wizyt, ja miałem w sumie 4 u psychologa Prz czym 3 diagnostyczne. Jakby na NFZ robili o czym nie wiem to trzebaby się na oddział zapisać bo tak to możnaby czekać latami, a licząc stratę czasu i hajsu będąc ja tym oddzielę to to się nie opłaca.
Zaloguj się aby komentować
#psychologia #psychoterapia #przegryw ale nie do końca #wspomnienia #przemyslenia
tag do obserwowania/czarnolistowania #chcewyjsczbagna
Pomyślałem sobie, że jednak hejto to nieco lepszy (czy wyższy, to nie wiem) poziom niż wykop i postanowiłem opisywać tutaj w możliwie skondensowany sposób moje refleksje związane z wychodzeniem z bagna, jakim są depresja, niska samoocena, OCD i ADHD. To ostatnie nie jest bagnem, a raczej czymś, co czasami przeszkadza, ale do rzeczy.
Ja chłop z żoną, dziećmi, kilkoma pasjami, lvl 40+.
Po co? Żeby może pomóc innym. Żeby ktoś czytając to nie myślał, że na tzw. walkę o siebie jest za późno. Nie jest. Nigdy. Uwierzcie mi.
Prolog
Żeby maksymalnie skrócić wstęp i nie zanudzać. Lata 80. ja zwykły dzieciak. Szare osiedle w polskiej palecie barw w niewielkim mieście. Typowa polska powiatowa. Dwupokojowe mieszkanie umeblowane PRL-owsko, życiowy standard na poziomie mocno średnim. Już przedszkole było dla mnie obcą ziemią, czułem jakbym nie pasował do tej zgrai drących mordy i walczących o zabawki jak IRA o niepodległość Irlandii Północnej dzieciaków. Szkoła podstawowa odmieniła mnie. Trafiłem fartownie do Szkoły nr 3 popularnie zwanej "Trójką". Fajni nauczyciele i jeszcze lepsi koledzy. Przeszedłem to suchą nogą. Szkoła średnia to był dramat, trafiłem do Zespołu Szkół Ekonomicznych. Kiepska szkoła, jeszcze gorsi nauczyciele i banda nastolatków, która była zbieraniną tych, którzy nie trafili do wymarzonych ogólniaków czy techników albo tych, którzy nie mieli kompletnie pomysłu, co ze sobą zrobić. Zresztą kto ma taki pomysł w wieku 14-15 lat? Mniej więcej w tym właśnie wieku poczułem, że jest ze mną źle. Życie jest pasmem udręk i niepowodzeń, jestem zawiedziony ludźmi, sobą... generalnie wszystkim. Mama coś wyczuła i wylądowałem u pani psycholog, która bardzo chciała pomóc, ale nie starczyło jej warsztatu. Poza tym do akcji wkroczył mój ojciec, stwierdzając, że "w naszej rodzinie wariatów nie ma" a pani psycholog chce mu z syna "idiotę zrobić". No finał. Jakimś szczęśliwym zrządzeniem losy nie stałem się piwniczniakiem AKA przegrywem i nie siedziałem w domu, grając w gry. Trafiłem na osiedlu na fajnych ludzi i szybko wszedłem w krąg imprez, kolegów, koleżanek, pierwszych kontaktów z używkami itp. co chyba paradoksalnie uratowało mi życie. Jednak demon zwany depresją gdzieś cały czas się czaił. Czułem, że nad całym moim życiem wisi jakaś ciemna burzowa chmura, smutek i permanentne poczucie, że to wszystko jednak nie ma sensu. Potwór wyszedł w pełni sił ze swojej pieczary, gdy byłem już dorosły. Kilka miesięcy temu pani psychiatra oznajmiła ze wzrokiem pełnym empatii "proszę pana, pan ma depresję. Zapewne od jakichś 20-30 lat. Pan sobie zdaje z tego sprawę?". No... zdawałem sobie, ale jak to w memie z profesorem Miodkiem "niby tak, ale nie do końca". Zaczęła się walka.
Resztę będę dopisywał w miarę możliwości.
Jak ktoś jest zainteresowany, to niech walnie piorunem. Będę wdzięczny.
Zdjęcie dołującego budynku dla uwagi.

@WatluszPierwszy dołóż jeszcze swój tag do obserwowania dalszych wpisów, będzie łatwiej Cię śledzić
Dawaj. Hejto dobry kumpel, wysłucha.
@WatluszPierwszy "No... zdawałem sobie"- i to jest w tym wszystkim najbardziej przykre. Bo z tego zdania wręcz wybrzmiewa ta utajona część "ale co miałem jej powiedzieć? Że ojciec stwierdził, że <<w naszej rodzinie wariatów nie ma>> więc musiałem siedzieć cicho?"
Niestety ale takie problemy to dalej w społeczeństwie wręcz tematy tabu. Nie mówić, nie ruszać, nie interesować się "bo jebnięty". "Bo co ludzie powiedzą". "Bo co rodzina powie". "Bo tobie się zwyczajnie nudzi". "Bo weź się wreszcie uśmiechnij i samo ci przejdzie". Takie chłopskorozumowe myślenie, że jak ci źle, to niech ci się zachce żeby nie było i problem z głowy. Jak renkom k⁎⁎wa odjoł. Tyle że nie, bo potem słyszymy o kolejnym człowieku, który skoczył z mostu, czy pod auto i jest narodowe przekrzykiwanie się w zadawaniu pytania "jak do tego doszło".
Zaloguj się aby komentować
#historyjki #psychologia
Mało społeczności, kurde. Zakładać w ramach wyzwań, bo nie mam gdzie dawać wpisów
Bardziej będzie o tym, że ludzie to, k⁎⁎wa, mnie wkurwiają niż DIY. I jeszcze o kruchości samooceny. Pewnie z winy rodziców
Zawsze mi się podobały takie lampki jak ta tutaj, więc jak kiedyś dorwałem taki telefon (tylko czerwony) to zrobiłem taką. Jako, że po pierwsze miałem wystarczającą ilość lampek, a niewystarczającą ilość pieniędzy, a po drugie posiadanie w domu przedmiotu, który się własnoręcznie wykonało wcale tak nie cieszy (myślałem o tym kiedys dlaczego i stanęło na tym, że ten przedmiot pozbawiony jest uroku tajemnicy
Czas mija (jakieś dwa lata pewnie), na olx natykam się na ten czarny ze zdjęcia. Dobra, biere. Robię lampkę, ale nie potrzebuję, a potrzebuję itd. Wrzucam na tę samą grupę. Po pięciu minutach odzywa się ten sam gość i pisze, że mają już taką jedną i że taka jest super, że chcą drugą. Piszę mu "to czemu żeś mi nie powiedział, myślałem, że się wam nie podoba, że źle zrobiona", a on, że "nie, nie, bardzo im się podoba i że może nie miał czasu czy coś". Ja mu piszę, że w sumie taka informacja zwrotna jest dość ważna, a on, że "sorki, racja". Płaci. Wysyłam. Czekam na jakiś feedback. C⁎⁎j, nic, k⁎⁎wa. Zero.
Tak że ten
PS. W tej historii jest jeszcze jedna rzecz, ale tak nieprawdopodobna, że jej nie napisałem

@KLH2 jak coś kupuje i jest ok to nie pisze nic zazwyczaj. Jak jest ch⁎⁎⁎we to pisze negatywny komentarz ¯\_( ͡° ͜ʖ ͡°)_/¯
Żona prowadziła firmę przez 5 lat i przy ~700 zadowolonych, stałych klientach 30 osób zdecydowało się napisać opinię.
Wincyj domów wychowujących konsumentów. Wincyj pracy zdalnej, zakupów czy zamawiania usług przez neta i wincyj mediów społecznościowych. To świetne miejsca, gdzie można się nauczyć wagi pozytywnej informacji zwrotnej. Tak jak i innych reguł budowania relacji z ludzkością.
Stary, możliwe że odkryłeś super niszę i możesz robić takie (i inne) rekwizyty do kawiarni/knajp dla hipsterów.
Dyndol opinie, tylko zrób że 3-4 sztuki, do dotychczasowej ceny dodaj 25% i promuj
Zaloguj się aby komentować
Wyobraźcie sobie, że przesłuchujecie rzeczy na Spotify.
W pewnym momencie algorytm podrzuca wam różne utwory spoza waszej listy. I nagle słyszycie coś, co sprawia, że zatrzymujecie się na moment. W życiu nie słyszeliście tak pięknej progresji akordów. Koniec z tym, nie będziecie już biernym słuchaczem. Pora nauczyć się grać na klawiszach.
Wyobrażamy sobie jak nasze palce będą pływać z gracją morskich stworzeń. Nie ma oporu, jest tylko poddanie się napływowi weny i magii skal. To działanie dopaminy, która motywuje nas do tego, aby spełniać te miłe obrazki naszych wyobrażeń.
Ale, gdy tylko siadamy do grania dzieje się coś niedobrego. Lewa ręka nie chce oderwać się od prawej, naśladując jej poczynania. To nie brzmi tak, jak chcemy. Pytamy dopaminy o co chodzi, ale jej nie ma, ona już zrobiła swoje, zostawiła nas samych z tym rozczarowaniem.
Trochę tak jak zaczęliśmy swój build maga, wpadamy do Addamasartus, próbujemy walić z przepotężnej kuli ognia i nagle nic się nie dzieje. Poza strzałą, która właśnie w nas trafiła. Resetujemy grę, robimy builda wojownika i wpadamy tam z dwuręcznym mieczem.
System skilli w Morrowind nie odbiega szczególnie mocno od tego, w jaki sposób przychodzi nam zdobywać nowe umiejętności i stawać się w nich coraz lepszymi. Jasne, jest uproszczony, bo w rzeczywistości, te czynności, w których jesteśmy coraz lepsi automatyzują się, a za ich „obsługę” zaczynają odpowiadać ośrodki podkorowe, nie nasza kora. Dlatego możemy prowadzić samochód i śpiewać jednocześnie soundtrack z Vaiany.
Generalnie nasz mózg wydaje się nie być za bardzo po naszej stronie, czy to przy buildzie maga, czy to przy siadaniu do gry na pianinie po raz pierwszy. Jeśli odczuwamy zbyt duże poczucie straty, na przykład czasu, przedni zakręt obręczy (ACC) będzie popychać nas w stronę rezygnacji, aby nie tracić swoich zasobów (Botvinick, 2007). A jest to tym bardziej prawdopodobne, im bardziej w przeszłości zdarzało nam się odpuszczać (por. Walton i in.., 2007).
W każdym razie – znowu, patrząc na system w Morrowind od trochę innej strony – powtarzanie danej czynności est niczym innym jak wzmacnianiem połączenia pomiędzy neuronami, które odpowiada za tę czynność (zob. Magallón i in., 2016). A im więcej powtórzeń, tym to połączenia jest silniejsze i trwalsze.
Ok, ale jak długo musimy coś robić, aby stać się w tym mistrzem (i z miejsca walić kulą ognia w tych rzułtomordych High Elfów)
Mogliście się spotkać z tą zasadą, że należy na coś poświęcić 10 000 godzin, aby stać się w tym czymś rzeczonym mistrzem (Ericsson i in., 1993).
No cóż, nie jest to takie proste. Jak ze wszystkim. Skupianie się na jednym czynniku/zmiennej/wartości/whatever, jako czymś, co miałoby w pełni wyjaśnić tym bardziej jeszcze złożone zjawisko, musi liczyć się z polemiką (zob. np. Miall, 2013; North, 2012), chociaż broniąc trochę autorów – nie chodziło w tym o sam czas, jako taki, ale właśnie o jakość tego czasu (zob. Harwell i Southwick, 2021).
Ale wiecie co, zastanawianie się nad tym odciąga nas od sedna, czyli tego, że po prostu praktyka czyni mistrza, i to jest ten rzadki przypadek, kiedy grupa starych ludzi, dawno nieżyjąca, przekazała nam mądrość dziejową, która faktycznie działa.
Bibliografia:
#nauka #psychologia #gry

To o grze. Poza obszarem moich zainteresowań, nawet daleko. Ale opakowane tak ładnie, że leci piorun.
@Michot Dzięki
@Psychologia_Gier_Wideo atletyka, akrobatyka, pancerz i miecz wybrane jako główne umiejętności i levele w Morrku robi się w try miga, tylko w sumie nie wiem, czy to ma sens, żeby tam tak szybko progressować
Zaloguj się aby komentować
jakimi emocjami?
@xepo jakie k⁎⁎wa spanko?
Ucieczka w sen? A czemu by nie...
@Byk to nawet lepsze niż pójść pobiegać.
Jebać Falubaz!
Zaloguj się aby komentować
Nie wiedziałem za bardzo gdzie wrzucić, padło tutaj
Zajmuję się popularyzacją psychologii za sprawą gier wideo.
Jeśli kogoś zaciekawi co się może kryć za Teorią Dialogowego Ja i/lub lubił grać w Disco Elysium, myślę, że polubi ten materiał:
#nauka #psychologia #gry #discoelysium

Temat bardzo ciekawy, ale nie potrafię przebić się przez ten syntetyczny przekaz nacechowany za⁎⁎⁎⁎ście psychologiczną nomenklaturą. To trochę jakbym gadał moim językiem branżowym do zwykłych czarnuchów (vide co oznacza „security control”?).
@AndrzejZupa Nie da się trochę bez tego :x Generalnie celuję w studenciaków psychologii. Tu jest chociaż jakiś przykład z czegoś w miarę namacalnego, wyobraź sobie siedzieć na wykładzie i mieć tę nomenklaturę, ale tylko ją
@Psychologia_Gier_Wideo jednego takiego studenta mam pod ręką - z nudów wyślę mu do zrecenzowania ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Zaloguj się aby komentować
Czasami, nie ciągle, ale cały czas krąży i drąży wokół mnie jakiś taki pierwotny strach.
Przeczucie jakby się wszystko miało zjebać bo nie zasługuję na bycie szczęśliwym.
Jak w tej piosence, którą ostatnio cytowałem:
Nie wiem skąd przyjdzie cios
Szukam go na oślep, lecz wciąż
Nie nadchodzi, chociaż wiem
Choć czuję, że to będzie ten
Co zwali mnie z nóg
Wyrwie z czarnych płuc tlen
Jest przede mną o krok
Nie ucieknę, nie
I tej wrednej suce cały czas mówię "spierdalaj, Bóg jest ze mną- c⁎⁎ja możesz" i odpuszcza ale za jakiś czas znowu próbuje.
Ja za to nie odpuszczam- uduszę, zagłodzę cię maro, sukkubie, wampirze. Jam warchoł, pierwszy w Rzeczypospolitej i nikt poza mną nie będzie mi mówił czy mogę być szczęśliwy!
Mogę!
Będę!
Więc spierdalaj.
#psychologia #rozkminy
@AdelbertVonBimberstein Różne, ciężkie i długotrwałe rozkminy mogą zamienić się w samonakręcającą się która zacznie wyniszczać Cię psychicznie. Poczytaj o defuzji myśli
@bori miałem defuzje po grzybach. Byłem całkiem obok swoich myśli, obok siebie, obok swojego ja. To było najbardziej wzruszające doświadczenie w moim dorosłym życiu. Pozwoliło mi ukochać małego siebie i powiedzieć mu, że jest warty miłości. Obiecałem mu, że dam świadectwo swoim życiem. Ja obietnic dotrzymuję.
@AdelbertVonBimberstein "Ukochać małego siebie" - piękny aforyzm, a jakież kryje bogactwo znaczeń i możliwości
Pomyśl o pierwszym razie, kiedy to miało miejsce. Tam jest dużo wskazówek.
Good luck.
@Afterlife nie ma pierwszego razu. To nie da takie, nie wiem, napady lęku? Całe życie to pewnie mam. Większość życia to zajadałem.
Zaloguj się aby komentować
Mieliście tak kiedyś, że zbierając się do roboty łapie was jakieś irracjonalne zdenerwowanie, bo X lat temu było sporo stresujacych sytuacji, ale dawno ich już nie ma - ale zdenerwowanie zostaje?
A po wejściu do firmy znika. No bo jest spokojnie.
Dziwne i głupie trochę. Tak się czasem zdarza w nowej pracy, nie w starej.
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/L%C4%99k
#praca #pracbaza #psychologia #stres

Niesmak pozostał?
@Wlacza
Ja tak nie mam. Tylko rozmyślania o tym jak mi się nie chce.
@Opornik w pracy odpoczywam. Pierdolnik, polnische wirtschaft, który w sumie lubię. "Zamiatam" swój kawałek podwórka i jest git. Jakby nie było git, to bym nie siedział tutaj od 8 lat.
Zaloguj się aby komentować
Zimno, ciemno i do d⁎⁎y, czyli typowa zima od pewnego czasu. Za oknem wyją psy w hodowli malamutów nieopodal, tylko księżyca nie ma, więc wuj wie do czego wyją. Ale ja nie o tym.
Wróciwszy z impresski, na której to wzięło się na wspominki, że kiedyś to było, a teraz to nie jest, rozkminiam fakt, że dużo ludzi ma i miało do bólu nudne życie, w zasadzie w 95% skupione na tyrce, odchowywaniu bombelków i spłatach kredytów.
Często jest tak, że jedziemy na tzw. oczekiwaniach społecznych. Zmień pracę, weź kredyt, a tyranie w korpo, fabryce smrodu albo na magazynie 8-16, to plan na resztę życia. Oczywiście każdy chciałby być słynny i bogaty (a przynajmniej bogaty), ale życie to nie bajka o kopciuszku i cała masa ludzi po prostu nie ma predyspozycji intelektualnych i emocjonalnych żeby cokolwiek super ważnego w życiu osiągnąć, a jeżeli nie osiągnąć, to przynajmniej nie przespać go na kanapie przed Netflixem i z browarem w ręku. Albo nie przećpać ((nie)pozdrawiam rekreacyjnych ćpunów).
Bardzo duże znaczenie ma to jakie wzorce wyniesiemy z domu, o ile w ogóle je wyniesiemy. Jednakowoż otrzymanie tzw. dobrego startu, to gwiazdka z nieba i nie każdemu jest dane. Dużo częściej ludzie otrzymują zły start albo totalną obojętność w tym temacie ze strony rodziców (to po c⁎⁎j te bombelki robić?).
Jednak moim zdaniem najgorszy i najczęstszy jest brak inspiracji z najbliższego otoczenia. Niewielu ma wujków obieżyświatów, kuzynów biznesmenów, a matkę gwiazdę estrady (i kulis często też), czy tatę wziętego neurochirurga.
Inspirację ludzie obecnie czerpią z Internetu, gdzie każdy sławny i bogaty, z biografii miliarderów (którym rodzice parę baniek na rozruch dali) albo gwiazd popkultury, gdzie poza talentem równie ważne jest np. opłacenie przez tatę nietanich nagrań w studiu w Izabelinie (piję do gwiazdy na S).
Ale płyńmy do brzegu. Do czego zmierzam. Praktyczny brak jest przykładów/odniesień do karier, choć to za duże słowo, lepszym będzie "do życia", które jest ciekawe, rozwijające, a nawet burzliwe i takie gdzie na emeryturze będzie co wspominać. Oczywiście wiadomo. Nie każdemu jest to potrzebne. Ale droga środka jest często najlepszą drogą, zamiast skrajności nudy codziennego łopenspejsa albo kariery influencera-milionera.
Zrobiłbym tu chętnie odnośnik do swojej, nieco burzliwej biografii pana nikt, anonka z netu, ale nie wiem, czy do tego dojrzałem.
Reasumując szukajcie, przede wszystkim nie bójcie się szukać alternatyw do sztampowych życiowych ścieżek. Milionów może nie zarobicie, ale to czego się nauczycie i doświadczycie zostanie z wami na zawsze. I wbrew pozorom dobre wykształcenie jest bardzo ważne, bo potrafi wiele interesujących opcji otworzyć.
Piszę to trochę z punktu widzenia boomera, który kiedyś się na system zbuntował i miał wyebongo na tyranie od rana do wieczora i robienie kariery w stylu Capital City (taki serial starszy ode mnie). W efekcie nie wyszło najgorzej, choć do pewnych "wyznaczników" statusu, jak np. dom na zadupiewie, dochodzę dopiero teraz, a nie kilkanaście lat temu, jak większość kolegów. Jednak nie wyłysiałem, ominęły mnie zawały i nie mam kredytu po jaja, więc są jakieś plusy.
Ahooy (wam do tego)! - takie żeglarskie pozdrowienie.
Ps. To nie ma być tekst motywacyjny, tylko skłaniający do refleksji nad marnym losem. Swoim i innych.
#hydepark #rozkminy #spoleczenstwo #psychologia #kittytheskipper
@kitty95 ja znalazłem się jako opiekun/sanitariusz w psychiatryku zupełnie przypadkowo - jak każdemu tutaj nigdy by mi do głowy nie przyszło, że będę się tym zajmował.
Ale spełnia to moje oczekiwania co do pracy bo
a) całkiem dobrze płacą;
b) to praca pożyteczna co jest dla mnie ważne.
W ogóle to uważam, że o pożyteczności się za rzadko myśli w kontekście wyboru zawodu...
Nie patrz się na innych.
@kitty95 to jest moje motto życiowe. Jak przestaniesz w końcu to przestaniesz myśleć szablonowo i odnajdziesz siebie. I jeszcze: wykształcenie nie daje z automatu pieniędzy a za pieniądze szczęścia nie kupisz.
@kitty95 wpadłem w trybu machiny nazywanej rekonstrukcja historyczna. Trochę zwiedziłem, poznałem kupę wspaniałych i inspirujących ludzi (od sportowców ultramaratończyeów, przez polityków, lekarzy, żołnierzy, studentów, kucharki, koniarzy, leśników, rolników, długo by wymieniać).
Każde miejsce gdzie są ludzie z pasją jest inspirujące.
Zaloguj się aby komentować
Generalnie, jestem jedyną osobą, która chociaż spróbowała przebadać Post-Game Depression, o którym piszą gracze :v
Badanie ukazało się dwa lata temu w czasopiśmie Cyberpsychology Journal of Psychosocial Research on Cyberspace.
Czym jest Post-Game Depression?
"After comparing the results between the two groups, the general conclusion is that post-game depression is a state of media anhedonia and reminiscing about the game that gave a visceral, insightful, thought-provoking and emotionally driven experience where players had parasocial relationships with in-game characters and/or their avatars/protagonists."
A tłumacząc:
"Po porównaniu wyników między dwiema grupami ogólny wniosek jest taki, że post-game depression to stan medialnej anhedonii oraz rozpamiętywania gry, która dostarczyła intensywnych, wnikliwych, skłaniających do refleksji i emocjonalnych doświadczeń, w których gracze nawiązywali paraspołeczne relacje z postaciami w grze i/lub swoimi awatarami czy protagonistami."
Szerzej możecie przeczytać tutaj:
#nauka #psychologia #gry
Komentarz usunięty przez moderatora
@Psychologia_Gier_Wideo Ja po fallout 1 miałem niezlego doła. Nie mogłem długo do siebie po tym dojść.
@plemnik_w_piwie Największe P-GD jakie widziałem to u mojego Taty. Literalnie przerobić można pastę o fanatyku wędkarstwa. W3 go zabiło po prostu od środka. Nie potrafi się pogodzić z tym, że to koniec
@Psychologia_Gier_Wideo artykułu nie czytałem, ale czy to nie jest dokładnie to samo zjawisko, które występuje w przypadku książek?
Przynajmniej mój "dół" po niektórych grach jak i książkach oraz uczucia jakie tam identyfikuję wydają się być praktycznie identyczne.
@Stashqo Raczej to na pewno to samo. Mam tez czasem tak z filmami albo serialami.
@Stashqo Podobne, ale jakościowo inne, piszę też o tym tam
Zaloguj się aby komentować
Miłość
Oczywiście, w nauce swoich sił próbowali przedstawiciele różnych nauk, którzy starali się ją zdefiniować, nakreślić jej dynamikę, funkcje i tak dalej. Jednym z co częściej cytowanych badaczy jest Lee (1973), który wyodrębnił 6 typów miłości:
Z połączenia tychże wychodzą:
Jak pisze Lewis (2017) kochankowie myślą obsesyjnie o swoich ukochanych, przeceniają ich pozytywne cechy i unikają myślenia o możliwych, przyszłych reperkusjach. Miłość romantyczna może szybko stać się kompulsywna, trudna do kontrolowania i zafiksowana na pożądliwym „tu i teraz”.
A czy można się od niej uzależnić
No cóż, jak z większością uzależnień, które nie opierają się na przyjmowaniu substancji psychoaktywnych, sytuacja jest dość skomplikowana (Earp i in., 2017). Pomimo relatywnie bogatej literatury na ten temat, danych na temat potencjalnie efektywnych metod leczenia jest jak na lekarstwo (Sanches, John, 2019).
A samo uzależnienie charakteryzuje się w podobny sposób, jak większość uzależnień behawioralnych – patologiczny wzorzec zachowania, w którym głównym motywem działania jest podporządkowanie życia uzależnieniu – w tym wypadku osobie lub osobom, które darzy się uczuciem romantycznym – brak kontroli nad zachowaniem, rezygnacja z innych zainteresowań i szereg innych, negatywnych konsekwencji.
Wróćmy do Doki Doki Literature Club.
Sam tytuł wygląda nam na typową visual novel haremówkę, w której miłość gra pierwsze skrzypce. Protagonista, w którego się wcielamy, otoczony jest dziewczętami, a całość dzieje się w szkole. Nie da się być bardziej stereotypowym romansidłem, prawda
Cóż.
Nie bez powodu piszę o Doki Doki w kontekście uzależnienia od miłości.
Tytuł, jak chyba żaden inny, pokazuje, w jaki sposób miłość może faktycznie odebrać zdrowy rozsądek i popchnąć człowieka (?) do czynów, które są okropne, ale właśnie popełnianych z miłości.
Patrząc też na kierunek, w który rozwijają się pewne obszary technologii gra pozostawia nas przed „ciekawym” dylematem.
Ale resztę pozostawiam już Wam do sprawdzenia na własnej skórze.
Bibliografia:
#nauka #gry #psychologia

@Psychologia_Gier_Wideo Ech, zachecony przez kilka materialow ogralem ten doki doki i bylem w szoku jaka krotka i mialka to jest pozycja xD
Dobra, pierwszy playthrough robi robote chociaz tez spodziewalem sie wiekszego rozpierdolu po tym co japonczyki czasem potrafia odkrecic z fabula, ale to w sumie wszystko co ta gra oferuje.
Nie ma tam wiecej czego szukac, probowalem roznych wyborow i wszystko w koncu leci do tego samego zakonczenia, z kilkoma rozgalezieniami pomiedzy - imo przereklamowane, juz lepiej Danganrompe odpalic
@hellgihad Ja nie mam psychy do takich gier i dlatego w to zagrałem, bo mimo wszystko, dobrze było trochę się odmulić takim poczucie, czy zaraz mnie coś nie wybije z rytmu
No i lubię gry narracyjne, a ta ma fajny twist.
Zaloguj się aby komentować
Terapeutka odwołała w ostatniej chwili, a miałem dla niej bombę. Ehh.
#psychologia
Zaloguj się aby komentować
Nasz piękny kraj, to jest kraj w którym do perfekcji opanowano zrzucanie odpowiedzialności na osoby drugie, trzecie, bądź okoliczności przyrody.
Od polityki najwyższego szczebla, po menela pod sklepem.
Ino piniondz brać, a potem niech spierdalajo.
Brak odwagi brania na klatę własnych błędów.
Rozumiem zjawisko, mam co chwilę doczynienia, ale nie pojmuję skąd tego taka skala.
I jeszcze wszyscy udają, że nie ma problemu, a chociażby koszty społeczne takich postaw są kolosalne.
Obrazek dla uwagi.
#rozkminy #hydepark #psychologia #spoleczenstwo

@kitty95 no koszty jednostkowe są niskie
@moll z chujowej gliny nie zrobisz dobrego garnka.
@kitty95 ale jakie dobre koryto wychodzi xD
Zobacz, rozmyta odpowiedzialność jest ujowa i nieefektywna, ale dla ogółu. Za to na tym korzystają jednostki - nie odpowiadają za nic, za to w przypadku innych (im smarujących) jednostek można systemowo stworzyć luki, interpretację, dobrą wolę urzędniczą i kto ma coś załatwić, to załatwia.
Na tym opiera się cała kultura od góry do dołu drabiny społecznej. A jak zaczynasz chcieć to zmienić, zacząć czegoś wymagać to albo jesteś karyna od wołania menadżera, albo kuc-korwinista, co życia nie zna.
Zaloguj się aby komentować
"Z alkoholem mi do twarzy". Prawdziwa historia podróży przez życie z alkoholem.
Zapraszam do materiału:
https://youtu.be/xpvuiOWdNAI?si=1a12vFWDEdtV5ZHk
#alkoholizm #psychologia #zdrowie #uzaleznienie #psychoterapia
Alkohol to gówno, odcinek pierdyliard pierwszy. Zadziwia mnie popularność tego syfu w Polsce. W kraju od lat szarganym rodzinnymi tragediami. Każdy z nas zetknął się z ciężkim alkoholizmem, pośrednio lub bezpośrednio. Ha tfu na to gówno.
@WysokiTrzmiel wszystko zależy od głowy.
@WysokiTrzmiel nie alkohol to gowno, tylko alkoholicy są gówniani xD gdyby nie woda znaleźli by inne uzależnienie, to taki typ ludzi poprostu
Mocne i prawdziwe. Alko nie tylko niszczy to co już masz i kim jesteś. Niszczy również to co mógłbyś mieć i kim mógłbyś być.
Słuchając twojej historii mam dejavu z mojego życia, tyle że ja byłem po drugiej stronie. Jestem synem alkoholika i pamiętam doskonale rozpierdolone wszystkie wakacje i święta. Pamiętam, że zawsze z matką wstydziliśmy się za ojca. Wydawało mu się, że świetnie panuje nad sytuacją i jest zabawny a w rzeczywistości zachowywał się jak nieodpowiedzialny kretyn. W niektóre dni umiał być miły by potem gnoić nas i manipulować nami jak mu było wygodnie. Nie stosował przemocy fizycznej tylko psychiczną. Niszczył nas i wystawiał nasze uczucia na próbe. Musiałem szybko dorosnąć i jedenastolatek byłem bardziej odpowiedzialny niż on. Atmosfera w domu była zawsze podminowana. matka starała się usuwać mu z drogi wszystkie problemy. Umiał zrobić awanturę dosłownie o wszystko np. że nie kupiło się jego ulubionej kawy. Pamiętam też, że ojciec często oskarżał nas o wrogość i pretensje choć wszystko kręciło się wokół jego i jego potrzeb. Odpowiedzią na wszystkie problemy, które sam stworzył były ucieczki do picia lub do kochanki. Gdy raz się tak spił, że wylądował na kilka dni w szpitalu wreszcie się przestraszył i zaczął leczyć. Trwało to długo, ponad dwa lata. W domu było jeszcze gorzej niż jak był uwalony. Mógł sobie teraz pozwolić na gnojenie nas bo był chory więc uważał, że choremu to wszystko należy wybaczyć choć sam nigdy nie przepraszał za nic. Miałem już 17 lat i nieraz chciałem mu przywalić albo uciec ale nie chciałem zostawiać matki samej z nim. Robiła dla niego wszystko, załatwiała leki, sanatorium a jak w końcu stanął na nogi to oświadczył, że odchodzi by ułożyć sobie życie na nowo. Uważam, że to jak ktoś pije i co robi swoim bliskim zależy tak naprawdę od jego charakteru. Znam sympatycznych pijaków co muchy by nie skrzywdzili i alkohol nie wywleka ich najgorszych cech.
Zaloguj się aby komentować

