1702 + 1 = 1703
Tytuł: Saga rodu Forsyte'ów (tom 1)
Autor: John Galsworthy
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Wydawnictwo: Świat Książki
Format: audiobook
ISBN: 9788368350203
Liczba stron: 448
Ocena: 2/10 (bardzo słaba)
Saga rodu Forsyte’ów to dość zapomniany już dzisiaj klasyk – nie znajdziecie tej trylogii na listach pokroju „100 książek, które musisz przeczytać”, ja sama dowiedziałam się o istnieniu cyklu z fragmentu którejś powieści Musierowicz, jak Borejkowe dyskutowały o literackich heroinach.
Po przesłuchaniu audiobooka doskonale wiem już, czemu trylogia Galsworthy’ego popadła w zapomnienie. Ba, dziwię się, że kiedykolwiek była przez kogokolwiek ceniona!
Skąd taka opinia? Ano stąd, że książka cierpi na niemal całkowity zanik fabuły. To zbiór obrazków z życia codziennego angielskiej burżuazyjnej rodziny u schyłku XIX wieku. Powiedziałabym, że to swego rodzaju literacka telenowela, ale w telenowelach często pojawiają się intrygi z jakąś konkretną akcją, a tu cały czas wieje nudą. Wnoszę, że miała to być pełna ironii satyra na konserwatywne mieszczaństwo, jednak ktoś zapomniał autorowi powiedzieć, że satyra powinna być zabawna (bez porównania chociażby z Błękitnym zamkiem).
Jedynym wyraźnie rysującym się wątkiem jest historia małżeństwa Soamesa Forsyte’a i Ireny. Niestety, jest to element, który w oczach współczesnego czytelnika powieść tę może jedynie pogrążyć. Irena to kobieta, do której wszyscy naokoło spermią z powodu jej urody i której wszyscy współczują nieudanego małżeństwa z Soamesem. Ja tę postać odebrałam jako głupią i antypatyczną. Głupią, bo laska wyszła za mąż wyłącznie dla kasy, a potem dawała wszystkim do zrozumienia, jak bardzo cierpi. Antypatyczną, ponieważ ani przez moment nie starała się poprawić relacji z małżonkiem – od początku jest on jedynie zapchajdziurą, beciakiem, którego można łatwo rzucić, gdy tylko w pobliżu pojawi się chad dynamiczniak. Na nieudolność autora trzeba zwalić fakt, że Soames, który od początku rysowany jest jako szwarccharakter, do pewnego momentu budzi jedynie współczucie, bo chociaż traktuje małżonkę powierzchownie, to jednak bez szemrania spełnia jej zachcianki i stara się, aby żyło się jej jak najwygodniej. Chyba sam Galsworthy zorientował się w środku pisania powieści, że powinno wyjść inaczej (Bubblesmeme.jpg), skoro z dvpy zafundował plot twist wręcz wrzeszczący do czytelnika „Soames to świnia!!!11oneone!!1!”.
Kompletna strata czasu, nawet świetny Marcin Popczyński nie zdołał odczarować tej ramoty.
Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
#bookmeter