1650 + 1 = 1651
Tytuł: Słup ognia
Autor: Ken Follett
Kategoria: powieść historyczna
Wydawnictwo: Albatros
Format: e-book / audiobook
ISBN: 9788367759458
Liczba stron: 832
Ocena: 3/10 (słaba)
Trzeci pod względem daty wydania, a pod względem umiejscowienia historycznego czwarty tom serii Kingsbridge. Jego akcja rozgrywa się w 2. połowie XVI i na początku XVII wieku, za panowania Marii Tudor, Elżbiety Tudor i Jamesa Stuarta.
Główny bohater powieści, Ned Willard, pragnie poślubić Margery Fitzgerald, córkę burmistrza Kingsbridge. Ponieważ jednak rodzina Willardów to protestanci, a Fitzgeraldowie pozostali przy katolicymie, dziewczyna zostaje ostatecznie wydana za innego „prawowiernego” mężczyznę. Jakby złamanego serca było mało, machinacje ojca Margery doprowadzają do finansowej ruiny rodziny Willardów. Rozczarowany i pozbawiony zajęcia Ned znajduje zatrudnienie u Williama Cecila, sekretarza przyszłej królowej Elżbiety I. Po wstąpieniu Królowej-Dziewicy na tron, Ned pomaga Cecilowi w stworzeniu siatki wywiadowczej mającej chronić życie monarchini. Wtedy też styka się z Pierrem Aumandem, ambitnym karierowiczem, wykonującym identyczną robotę dla adwersarzy Elżbiety, francuskiej rodziny Gwizjuszów, zajadłych wrogów protestantyzmu. Tych dwoje mężczyzn, stojących po przeciwnych stronach barykady, odegrać ma w przyszłości niebagatelną rolę w najważniejszych wydarzeniach epoki.
Ci, którzy mnie skojarzyli, pamiętają być może, że z serii Kingsbridge przeczytałam dwie książki: wydany parę lat temu prequel całej serii Niech stanie się światłość oraz Filary Ziemi. Obie książki oceniłam jako dobre, jednak nie podbiły mojego serca na tyle, bym chciała dokończyć serię. Za Słup ognia najprawdopodobniej wcale bym się nie wzięła, gdyby w wakacje na Audiotece nie dropnął audioserial. Skusiłam się więc na ten tom…
I o Boże, to najgorsza książka Folletta, jaką czytałam! Jest tak zła, że podczas lektury często zadawałam w sobie pytanie, czy napisał ją Follett, czy jakiś pozbawiony talentu ghostwriter. Dramatyczny spadek poziomu, widoczny w porównaniu nie tylko z Filarami Ziemi, ale też prequelem.
A teraz po kolei, co poszło nie tak (achtung, bo będą spoilery):
1. Fabuła i akcja
- Chociaż powieść jest częścią serii Kingsbridge, tak naprawdę nie powinna się do niej zaliczać. Dlaczego? Bo bardzo mało tu samego Kingsbridge. Znaczna część historii rozgrywa się poza miasteczkiem, które dało swoją nazwę serii i myślę, że czytelnicy, którzy Filary Ziemi i Świat bez końca pokochali przede wszystkim za ukazanie losów maluczkich z prowincji w czasach dziejowych przemian, będą srogo zawiedzeni, otrzymawszy powieść historyczną w klimacie płaszcza i szpady o spiskach na dworach królewskich. Zwłaszcza, że Follett wcale nie przedstawia intryg politycznych w lepszy sposób, niż to uczynili choćby Aleksander Dumas albo Philippa Gregory.
- Akcja jest dość poszatkowana, między kolejnymi częściami, a czasem nawet rozdziałami, następują kilkuletnie przeskoki czasowe, a pewne ważne z punktu widzenia protagonistów, wydarzenia wspomniane zostały mimochodem.
2. Realia historyczne
Ponieważ akcja powieści rozgrywa się na przestrzeni ok. 70 lat, wydarzenia po obu stronach Kanału La Manche opisano w mocno telegraficznym skrócie. Trochę szkoda, ale OK. Niestety, w przedstawieniu pewnych kwestii powieść znacząco rozmija się z faktami historycznymi:
- Przede wszystkim, Słup ognia powiela klasyczną anglosaską narrację o miłujących wolność i pokój protestantach i złych katolikach, którzy najchętniej zorganizowaliby wielką czystkę i utopili Europę we krwi. A hiszpańska Inkwizycja oczywiście najgorsza ze wszystkich instytucji Kościoła Katolickiego. Chociaż mit krwiożerczego KK dalej mocno się trzyma w popkulturze, krótki research w Google wystarczy aby przekonać się, że nawet owiana złą sławą hiszpańska Inkwizycja w ciągu ponad 300 lat działalności spaliła na stosie jakąś 1/10 liczby ofiar polowań na czarownice w samych tylko Niemczech podczas wojny trzydziestoletniej.
- Sportretowanie Katarzyny Medycejskiej jako rozsądnej, tolerancyjnej władczyni, która nie miała zielonego pojęcia o planowanych czystkach w Noc św. Bartłomieja. No tak, zacytujmy klasyka:
Nie ma takiego dowodu, powtarzam jeszcze raz, jest nagroda pół miliona su dla człowieka, który wskaże cień dowodu, że Katarzyna Medycejska wiedziała o hugenotach w Noc św. Bartłomieja. Po prostu nie wiedziała. Proszę sobie wyobrazić. Znaczy wiedziała albo nie wiedziała. Nie wiem, czy wiedziała, ale istnieje wielka możliwość, że nie wiedziała. Jest nawet taka wypowiedź Charlesa de Louviersa, który zrobił ten słynny zamach na Gasparda de Coligny’ego, który poprzedził wesele królowej Margot. On powiedział taki zmęczony do Henryka Walezego: "Zrobiłem coś strasznego, ale imię Katarzyny pozostanie nieskalane”.
- Last, but not least, XVI-wieczne angielskie i holenderskie społeczeństwo ukazane jako wyjątkowo progresywne i bez problemu akceptujące osoby o afrykańskich korzeniach, do tego stopnia, że przedstawiciele rasy czarnej nie mają problemu z dobrym ożenkiem i prowadzeniem interesów. Tak było, nie zmyśla pan, panie Follett.
- Była beczka dziegciu, teraz łyżka miodu – autorowi świetnie wyszedł opis okrucieństw rzezi hugenotów.
3. Postacie
- Typowy dla Folletta wyraźny czarnobiały podział postaci, które głębi charakteru mają w sobie tyle, co kałuża. Jedyną bohaterką dającą się lubić była Sylvie. Niestety, Follett jakoś nie poczuł do niej sympatii i dziewczyna w gruncie rzeczy nie zaznała szczęścia – najpierw małżeństwo ze zdradzieckim karierowiczem Pierrem, potem bycie zapchajdziurą po Margery. Co, wg autora, Sylvie przyjęła z taką radością, że sama pragnęła, aby mąż spiknął się z dawną flamą. Ugh, jak ja nienawidzę takich wątków – jeden z klasycznych przykładów „men writing women”.
- Główni adwersarze w tej powieści, Ned i Pierre (później Ned vs Rollo) napisani są w konwencji Forresta Gumpa – ludzie znikąd, którzy nagle znajdują się w centrum przełomowych historycznych wydarzeń i sami inspirują kolejne. Osobiście nie cierpię tego rodzaju bohaterów w powieściach historycznych, przede wszystkim dlatego, że potem cała fabuła jest naciągana jak guma od gaci.
4. Romans
Znakiem rozpoznawczym serii Kingsbridge są zakazane romanse.
Wątek miłosny ze Słupa ognia skojarzył mi się z romansem Wiktora i Zuli z filmu Zimna wojna. Skąd to skojarzenie? Otóż Follett, ponownie jak reżyser filmu Paweł Pawlikowski, usiłuje wmówić odbiorcy, że uczucie łączące bohaterów to najpiękniejsza miłość, jaka kiedykolwiek przydarzyła się komukolwiek, jednak średnio uważny czytelnik dość szybko orientuje się, że ten romans wszechczasów opiera się na obściskiwaniu i dymaniu się po kątach, bo poza chucią bohaterów dzieli wszystko – poglądy, aspiracje, doświadczenie życiowe. Tutaj kochankom, których los miał ściskać czytelnika za gardło, brakuje nawet chęci poświęcenia się dla drugiej osoby, albo inaczej – chęci owej nie brakuje Nedowi, który w pewnym momencie ryzykuje życiem, żeby pomóc Margery, jednak Margery tak naprawdę ma Neda w głębokim poważaniu. Zawsze na pierwszym miejscu stawia rodzinę, potem swoją pozycję społeczną, a Neda traktuje jako bolca na boku, z którym fajnie zabawić się z nudów, ale bez wahania rzuca go, gdy przychodzi czas poważniejszych deklaracji. Dopiero jako podstarzała, zubożała wdowa (czyli kobieta pozbawiona wianuszka przyszłościowych adoratorów), wychodzi wreszcie za Willarda (który w międzyczasie dorobił się, zyskał tytuł szlachecki i ogromne wpływy u królowej). Oczywiście wspominam o tym dlatego, ponieważ w zamierzeniu Folletta miało wyjść zupełnie inaczej (Bubblesmeme.jpg). Wątek miłosny w Słupie ognia jest nawet poniżej poziomu romansów w innych powieściach cyklu – w Niech stanie się światłość Ragnę i Edgara, oprócz pociągu fizycznego, łączą wspólne poglądy i aspiracje; w Filarach Ziemi Aliena z niemowlakiem na ręku przemierza pół Europy, by połączyć się z ukochanym; nawet wątek Toma Budowniczego i Ellen, rozpoczęty co prawda od niesmacznej sceny seksu, ma więcej racji bytu, niż para Ned & Margery, bowiem jako samotni rodzice wychowujący dorastające dzieci, Tom i Ellen są sobie potrzebni.
Podsumowując powyższą rozprawkę, absolutnie nie polecam tej powieści, nawet fanom serii Kingsbridge. Niestety, audiobooka też nie polecam – Filary Ziemi i Świat bez końca miały naprawdę mocne ekipy, a tutaj praktycznie same aktorskie nołnejmy świeżo po PWST.
Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
#bookmeter