Zdjęcie w tle
Cerber108

Cerber108

Osobistość
  • 188wpisy
  • 911komentarzy

1617 + 1 = 1618

Tytuł: Kapitularz Diuną

Autor: Frank Herbert

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

Format: książka papierowa

ISBN: 9788381884648

Liczba stron: 576

Ocena: 3/10


Ciężko napisać tutaj cokolwiek, o czym nie wspomniałbym już w poprzednich wpisach. Innymi słowy wracamy do poziomu pod dnem morskim. Postacie jojczą, kręcą się w kółko, przeczą samym sobie i innym wokół, by potem od tak ginąć. Jakby tego było mało, to z braku laku, ni stąd, ni zowąd, bez zapowiedzi, do akcji wkracza nikt inny, a lud Izraela. Trudno wymyślić mi opis na tyle kwiecisty, by wyrazić stopień mojej dezorientacji po jego pojawieniu się na kartach książki oraz jednocześnie w ogóle sens jego wprowadzenia, a na dokładkę możliwość ciągłego istnienia we właściwie niezmienionej formie po tysiącach lat. Z nieco innej beczki, to wyjaśnia się wreszcie tajemnica dziwnego tytułu, choć domyślni wpadną na trop już w Bogu Imperatorze. I to tyle o tym tomie, autentycznie nie mam sił ani weny pisać czegokolwiek więcej; niżej będzie o całym cyklu.

Słyszałem pogłoski o spadającym poziomie, ale nie spodziewałem się czegoś tak drastycznego. Szczerze, wolałbym już ponownie przeczytać Cykl demoniczny, który od lat stanowi u mnie literacki przykład równi pochyłej, ale w nim przynajmniej dzieją się rzeczy do pewnego momentu ciekawe i dynamiczne, a postacie są o rzędy wielkości bardziej charakterystyczne (wiele z nich pamiętam ze szczegółami do dziś), nawet jeżeli później seria zamienia się w - momentami dosłownie - turecką telenowelę. Teraz jednak to niechlubne miejsce zajmą Kroniki Diuny właśnie. Dodatkowo, nawiasem mówiąc, bodaj najciekawszym elementem przewijającym się przez wszystkie książki jest postać Duncana. Co się z nią wyprawiało przyprawia o ból głowy, ale w sumie każdorazowo sytuacje, w jakich był stawiany oraz jego reakcje i postępowanie w odpowiedzi na nie stawiały przed czytelnikiem ciekawe pytania.

Po prostu "Diuna"? Świetny kawałek literatury z wyjątkowym światem i wciągająca na wielu frontach siecią intryg i zależności. Ale później? Nie obchodzi mnie, czy Herbert pisał kontynuacje z własnej woli, pod presją fanów lub wydawcy, czy też w pogoni za kasą. Nie zmienia to faktu, że szkoda na ich druk ścinać drzewa. Jeżeli potencjał zmarnowany w przypadku "Czekania na smoka" lub "Pawany" określiłem swego czasu mianem zbrodni, to jak nazwać okropieństwo, które dokonało się tutaj? Mój ranking tomów pozwolę sobie przedstawić w formie nawiązującej do past: 1 >>>>> 5 > długo nic > 2 > Afryka > 3 > chatki z gówna > 6 > 4. Jeżeli ktoś jest podobny do mnie pod tym względem, że zawsze kończy zaczętą rzecz, nieważne jak paskudną i tandetną, to lepiej w ogóle niech sobie tę serię odpuści. Nie ma co tracić czasu, nerwów i kasy. A szkoda, o matkooo, jak szkoda. A żeby dostrzec tę wydumaną "dekonstrukcję mitu bohatera i tworzenia się mesjasza" wpierw musiałbym mieć do czynienia z sensowną literaturą, czym Kroniki Diuny absolutnie nie są. Masakra po prostu.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #frankherbert #diuna #rebis #ksiazkicerbera

48d21609-af75-4534-bcd7-c8e832f7ffef
Kuba0788

A ostrzegałem już chyba przy "Mesjaszu..." Ale duży szacun za to, że wytrwałeś do końca. Ja też byłem przekonany, że nie jestem w stanie przerwać w połowie cyklu którego zacząłem ale Diuna mnie z tego skutecznie wyleczyła. Po czwartym tomie zapytałem sam siebie "Na c⁎⁎j ja to robię, są setki dobrych książek które mógłbym czytać w tym czasie". A najlepsze podsumowanie tych pseudorozmyślań którymi kolejne tomy są wypchane po brzegi jakie przeczytałem gdzieś w necie (niestety nie pamiętam autora) to: "Nawet kałuża wydaje się głęboka jeżeli jest wystarczająco mętna".

Cerber108

@Kuba0788 jakbym czytał spiracone ebooki, to pewnie bym rzucił w cholerę, ale jako że mam w papierze, a tego nie sprzedaję, temu kończę, choć to nawet nie o to do końca chodzi. Po prostu od dawna tak mam.

3t3r

@Cerber108 szacun, za doczytanie do konca, a nie jest latwo xD O ile Franka dalem rade doczytac do konca tak przy ksiazkach Briana poleglem calkowicie i oglosilem kapitulacje. Byla to pierwsza seria ktora mnie pokonala.

Cerber108

@3t3r od syna rozważałem co najwyżej dokończenie Kronik, a to i tak tylko, gdyby główny cykl mi podszedł. Jak widać po ocenie, zakupu nie będzie.

3t3r

@Cerber108 rozsadnie

Zaloguj się aby komentować

1574 + 1 = 1575

Tytuł: Heretycy Diuny

Autor: Frank Herbert

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

Format: książka papierowa

ISBN: 9788381884631

Liczba stron: 568

Ocena: 6/10


Największe zaskoczenie w tej książce stanowi fakt, że czyta się ją zaskakująco dobrze, przynajmniej w odniesieniu do poprzednich części. Jasne, początek nosi ich znamiona, ale później jest o dziwo lepiej.

Tom ten rozpoczynamy od poznania Szieny i zdarzenia wywracającego jej życie do góry nogami, a potem śledzimy urywki z kilku następnych lat, podczas których - jako że zostaje uznana za wysłanniczkę boga - rozstawia kapłanów po kątach. Jest to zarówno najmniej porywający segment książki jak i najbardziej obojętna dla mnie postać spośród tych co istotniejszych.

Od pewnego ciężkiego do określenia momentu akcja zaczyna się nieśmiało zagęszczać, całkiem ciekawie śledzi się ewoluującą dynamikę między dwoma parami Bene Gesserit, a także różnorodne perypetie baszara Tega i - trochę mniej - kolejnego wcielenia Duncana Idaho. Swoją drogą nie dadzą chłopu odpocząć, choć tutaj jego sytuacja przedstawia się jeszcze inaczej niż we wcześniejszych tomach.

W trakcie rozwoju fabuły autor serwuje niemożliwy do przewidzenia ciąg zbiegów okoliczności, który to z kolei goni hipotetyczny potrójny spisek, a na dokładkę dostajemy przerzucanie się i chwalenie znajomością ilości seksualnych pozycji, sfer i kombinacji, nawet dla najbardziej obcykanych w temacie niemożliwych do pojęcia. Był to jeden z tych rzadkich, szczerze komicznych fragmentów, który nawet u mnie wywołał cichy rechot. Czego by też nie mówić o tomie czwartym, tak można tutaj dostrzec faktyczny cel działań bachora-czerwia - by ludzkość rozprzestrzeniła się po kosmosie, nawet jeżeli konsekwencje tego mogą być dla niej różne.

Blisko końca książki, rosnące w tempie wręcz geometrycznym umiejętności jednego z bohaterów z jednej strony może i noszą lekkie znamiona deus ex machiny (swoją drogą nie tylko one, były jeszcze np. pojemniki zeroentropijne pozwalające przetrzymywać m.in. jedzenie i picie zdatne do spożycia przez nieokreślony czas), z drugiej jednak było to rozwiązanie dosyć satysfakcjonujące, a poza tym dostarczyło kilku niezłych scen, co w tym cyklu zakrawa o cud. Dodatkowo, odnoszę wrażenie, jakby między rozdziałem trzecim i drugim od końca brakowało kilku innych, bo z trzech ugrupowań rozrzuconych po dwóch planetach przenosimy się nagle na jedną z nich, wszyscy są prawie na miejscu i szykują się do ostatecznej rozgrywki. Identycznie ma się sprawa z rozdziałem ostatnim i przedostatnim - pozbawieni zostaliśmy opisu wielkiej bitwy. Książka powinna posiadać przynajmniej 3-4 rozdziały więcej, bo w obecnej formie zakończenie jest po prostu poszatkowane.

Generalnie na plus zaliczam zintensyfikowane przedstawianie świata Diuny: poznajemy różne nowe grupy, dowiadujemy się więcej o obu organizacjach z Bene w nazwie oraz odwiedzamy wspominane dawno miejsca przekształcone przez tysiąclecia zawirowań. Wszystko jest lepsze niż kręcenie się wokół półczerwia, jego pałacu i przydupasów.

Na minus chaotyczna niekiedy chronologia i przyczynoskutkowość - oddzielanie scen lub perspektyw postaci pustymi linijkami - co jest standardem w innych książkach - duży by pomogło. Do tego psie fotele. Co to do cholery jest? Spada to na czytelnika jak grom z jasnego nieba i zostawia go porażonego abstrakcją przedmiotu, a autor ucieka bez słowa wyjaśnienia, choć nazwa może dać pewne wyobrażenie. O urywanym zakończeniu i pewnych sprzyjających i wygodnych rozwiązaniach już wspomniałem.

W ogólności: po oryginalnej Diunie jest to kolejna najlepsza książka cyklu, a szósta część zdecydowanie się między nie nie wkradnie.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #frankherbert #diuna #rebis #ksiazkicerbera

d9d6cb38-52f1-4f53-995f-178db39ee768

Zaloguj się aby komentować

1531 + 1 = 1532

Tytuł: Bóg Imperator Diuny

Autor: Frank Herbert

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

Format: książka papierowa

ISBN: 9788381884785

Liczba stron: 496

Ocena: 3/10


I znowu ciężko mi znaleźć jakikolwiek sensowny punkt zaczepienia. A nie, czekaj. Od zakończenia poprzedniej książki minęło 3500 lat - oczywiście wewnątrz świata, a nie wydania lub mojego czytania - spotykamy wreszcie tego legendarnego, brzmiącego dla niewtajemniczonych ponad miarę absurdalnie człowieka-czerwia, a reszta ma się po staremu, choć początek daje złudną nadzieję na zmianę kierunku na lepszy.

Mam na myśli fragmenty będące m.in. raportami z odległej przyszłości, posiadające ten unikalny charakter odkrywania i obcowania z nieznanym i mistycznym. Gdyby tylko w książce znalazło się ich więcej lub po prostu grały istotniejszą rolę, to z automatu mielibyśmy do czynienia z pozycją niepomiernie bardziej ciekawą i intrygującą.

Tak to niestety po rzeczonych raportach i dynamicznym prologu wracamy na stare śmieci, które pomimo upływu ponad trzech tysiącleci niezmiennie zalatują nudą. W niektórych aspektach jest nawet gorzej: Duneworm-Man uskutecznia rozważania wymykające się jakiemukolwiek pojmowaniu, a jego działania są często po prostu wewnętrznie sprzeczne (choć zapewne zamierzone jako zupełnie logiczne); inne natomiast nie wywołały we mnie jednoznacznie negatywnych odczuć, jak np. perypetie pewnego gholi, choć później i one niezmiennie zboczyły w specyficznych kierunkach. Więcej nie piszę, bo nie ma o czym. Po prostu nic nie zagrzewa miejsca w szufladach pamięci.

Naprawdę żal mi tych książek.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #frankherbert #diuna #rebis #ksiazkicerbera

0637cd8a-1824-4457-93bf-248846ef3057
NiebieskiSzpadelNihilizmu

@Cerber108  Duneworm-Man xD Ale słowo, że z książki na książkę, tym jest nudniej i bardziej nijako Też mi żal, że ten cykl tak smutno skończył, ale no cóż, ja się poddałem i nie mam zamiaru się męczyć z czytaniem kolejnych tomów. Czytanie to ma być przyjemność, a nie mordęga i powrót to siłowego klepania lektur w szkole.

Cerber108

@NiebieskiSzpadelNihilizmu  ja zawsze kończę, co zaczynam. Tyle dobrego, że kupiłem tylko oryginalny cykl, a nie morbilion fanfików od syna.

bori

@Cerber108 Ech, pomyśleć że napalony po pierwszym filmie kupiłem od razu 6 części Diuny...

Cerber108

@bori  hohoho, wspaniale! Sam czekam na 3 film, by móc porównać z książkami.

AureliaNova

Pamiętam jak zacząłem czytać Diunę (wiedząc tylko, że był film o niej) i dopiero w trakcie się dowiedziałem, że to jest cykl. Miałem już kupować kolejne tomy, ale drugą połowę książki coraz gorzej mi się czytało, więc zerknąłem na wiki, żeby się zorientować w którą stronę to będzie szło. Miałem takie "o cie c⁎⁎j, nope" XD

Cerber108

@AureliaNova  dobrze zrobiłeś.

Zaloguj się aby komentować

1508 + 1 = 1509

Tytuł: Dzieci Diuny

Autor: Frank Herbert

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

Format: książka papierowa

ISBN: 9788381884792

Liczba stron: 536

Ocena: 4/10


Ponownie przedstawione są obiecujące pomysły - w stylu Kaznodziei, dominacji Złego ducha czy wielotorowych politycznych zagrywek w rodzince Atrydów - mogące popchnąć fabułę i rozważania w interesujących kierunkach, ale swój pełny potencjał osiągnęłyby dopiero pod pieczą uzdolnionego pisarza, a nie naczelnego nudziarza Franka. Dopiero w połowie książki mają miejsce rzeczy ważkie: ujawnienie się BARDZO tajemniczej postaci (choć zrealizowane w taki sposób, że "podejrzewaliśmy" to od pierwszych stron) oraz misternie zaplanowana zdrada starego towarzysza (która, jak to bohaterowie lubili gadać w pierwszej książce, była fintą w fincie fintę kryjącą). Niczego nie można być pewnym. Wspomniany wyżej, jak i przy poprzedniej książce, "towarzysz", nawet pomimo wyjaśnienia się jego skomplikowanej sytuacji, dalej toczy wielotorową grę. Inny kompan również nie daje sobie w tej materii w kaszę dmuchać. I to wszystko jest dobre.

Jednak co z tego, jeżeli przeważnie, nawet pomimo najszczerszych chęci do robienia częstych notatek, człowiek nie ma za bardzo się na czym oprzeć. Nie da się zrozumieć pobudek ważniejszych graczy, ich motywacje obierają abstrakcyjne tory (choć akurat przy tej niefortunnej okazji dowiadujemy się nieco o funkcjonowaniu umysłów z dostępem do mnemopsychik swoich przodków). Autor uskutecznia za dużo meandrowania i opisywania metafizycznych, niedookreślonych rzeczy, które niewiele do historii wnoszą.

Z rzeczy raczej zabawnych mógłbym wymienić zaskakująco zauważalne przekształcanie się planety, co dziwi mając na uwadze komentarze Kynesa, który twierdził, że cały proces zajmie kilkaset lat, a tu po ledwie 9 mamy już wyraźnie widoczne rezultaty.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #frankherbert #diuna #rebis #ksiazkicerbera

cc6725e3-ff8c-45e4-95d2-0257f1426bbe

Zaloguj się aby komentować

1478 + 1 = 1479

Tytuł: Mesjasz Diuny

Autor: Frank Herbert

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

Format: książka papierowa

ISBN: 9788381884532

Liczba stron: 288

Ocena: 6/10


Nie wiem za bardzo od czego zacząć. Paul sobie imperatoruje, jedni trochę na tym fakcie korzystają, inni go za to nienawidzą, niemniej najistotniejszym jest to, że w tle rodzi się nowy spisek, a uwikłani są w niego przedstawiciele wszystkich liczących się w znanym wszechświecie organizacji, w tym jednej niewymienionej w pierwszej książce. I to w sumie wszystko czego się dowiadujemy, bo nawet sami zainteresowani nie są do końca pewni konkretów. Czego by jednak nie mówić, to wprowadza to ciekawą dynamikę już na pierwszych stronach.

Dawny ideały Paula zderzają się z bezlitosną ścianą panowania nad imperium, poznaje on jego niepozorne aspekty oraz z czym wiąże się bycie centralną, wywyższaną postacią międzyplanetarnego dżihadu, a wszystko to wywołuje w nim rosnącą zgryzotę. Jego podróż/drogę można określić mianem specyficznej - moc zaglądania w strzępki hipotetycznej przyszłości doprowadza go do szału oraz paradoksalnie pozwala dalej trwać po najcięższych przeżyciach. Jednakże w bodaj najistotniejszym momencie owa umiejętność go zawodzi.

Nawet podoba mi się przemiana, jaką przechodzi pewien stary towarzysz, co stanowi jeden z lepszych i ciekawszych elementów tej książki: nie wiemy, czy nie jest przypadkiem oszustem, nie znamy jego celów itp.

Zwróciłem też uwagę na to, że tak jak "Diuna" był w pełni poważna lub wręcz teatralna, tak tutaj znajduje się kilka wymian zdań, gdzie bezsilność lub irytacja jednej ze stron przedstawiona zostaje w sposób wręcz humorystyczny. W sumie takie rozwiązanie odbieram jako plus, bo ileż można patrzyć na rasowych stoików.

Niestety autor za bardzo bawi się w puste pisanie, które niewiele do historii wnosi. Fabuła jest właściwie szczątkowa, natomiast zbyt dużo miejsca zajmuje wyolbrzymione opisywanie wewnętrznych rozterek lub rozmyślań.

Tendencja spadkowa jest aż nadto widoczna, choć to dopiero drugi tom.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #frankherbert #diuna #rebis #ksiazkicerbera

8d601d4a-d05c-43d6-b75a-3083e398f56a
Aleksandros

@Cerber108 Jednym z głównych problemów, jakie miałem z tą książką, było to, że trudno mi się było utożsamić z jakimkolwiek z bohaterów. W pierwszej części czytelnik nawet podświadomie trzyma kciuki za Paula, który zmaga się z przeciwnościami, a tutaj jego problemy były dla mnie chyba zbyt abstrakcyjne. Doceniam konstrukcję fabuły, która jest w ramach konwencji spójna, ale książka nie "wciągała" tak jak pierwsza część.

Zaloguj się aby komentować

Polecam robienie interesów z użytkownikiem @adsozmelku - książka przyszła w najszybszym możliwym terminie, oczywiście biorąc pod uwagę konwencjonalne metody transportu.

Wybór padł na tego konkretnego Warcrafta, bo dziady ze Świata książki z nieokreślonego powodu nie chcą wprowadzić tej pozycji do oferty, a tak to w sierpniu wpadłaby za 25zł na wyprzedaży Insignisu. Poza tym w kolejce do kupienia nie miałem żadnych innych cegieł, których cenom niewiele brakuje do 3 cyfr, więc wybór był prosty.

Jeszcze raz dzięki. Wpisu na bookmeterze można się spodziewać za 5 lat.


https://www.hejto.pl/wpis/chcialbym-podarowac-komus-ksiazke-tak-po-prostu-hejto-od-poczatku-pozytywnie-mni


#ksiazki #czytajzhejto #hejtolos #rozdajo

d473f904-16f8-4540-ba99-652c91539288

Zaloguj się aby komentować

1445 + 1 = 1446

Tytuł: Diuna

Autor: Frank Herbert

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

Format: książka papierowa

ISBN: 9788381884471

Liczba stron: 696

Ocena: 8/10


Diuna to książka doprawdy wyjątkowa, zarówno w odniesieniu do swoich rówieśniczek czy innych kultowych już utworów, jak i pozycji nowszych. Brak tu standardowej fantasy sztampy objawiającej się choćby w typowych dla tego gatunku rasach, to samo można powiedzieć o aspektach sci-fi - nie idzie uświadczyć napędów nadświetlnych, rakiet pozawymiarowych, podróży w czasie czy innych elementów, które mogłyby w związku z tym hasłem przyjść na myśl.

Pierwszy akt stanowi solidny kawałek literatury - stopniowe wprowadzenie w świat i jego unikatowe elementy, zapoznanie z najistotniejszymi postaciami, zarysowanie sytuacji i problemów pierwszo- i drugoplanowych oraz nakreślenie czegoś, co sobie cenię, gdy jest zrealizowane co najmniej poprawnie - nieoczywista sieć zależności, sojuszy i vendett między jednostkami i grupami.

W kolejnym akcie poznajemy prawdziwe i dzikie oblicze planety oraz jej odwiecznych mieszkańców, a także obserwujemy powolną, acz nieuniknioną przemianę Paula w... człowieka o wielu umiejętnościach. Tutaj też zaczyna się lekkie przydłużanie oraz nadmierne skupianie na nużących po jakimś czasie aspektach narastającego fanatyzmu i pozornego prymitywizmu. Segment ten zawiera jednak fenomenalnie zrealizowaną, emocjonalną scenę, gdzie pierwsze skrzypce grają pojednanie i przebaczenie. Bodaj najlepsze strony w całej książce.

Ostatni akt czerpie z dwóch poprzednich wszystkiego po trochu, czy to dobrego, czy to gorszego, zamyka kilka wątków, które zamknięcia wymagały, obiecuje nowe rzeczy, by istniał sens brnięcia w kontynuację i kończy się w sposób jak najbardziej poprawny i satysfakcjonujący.

Książka ta obfituje w postaci o złożonym wnętrzu i nieoczywistych motywach; łatwiej wymienić takie, które do tej puli się nie łapią. Pięknie wiąże się to ze wspomnianą wcześniej siecią zależności, która przejmuje od postaci rzeczoną złożoność i nieoczywistość - aspekty te tyczą się nawet - a raczej zwłaszcza - stron ze sobą sprzymierzonych.

Pod żadnym pozorem nie można autorowi odmówić wyjątkowych pomysłów na świat - niektórych dziwniejszych, niektórych bardziej zaskakujących. Część z nich opiera się wprawdzie na górnolotnym słowotwórstwie, za którym kryje się zwyczajny przedmiot, jednakże wiele aspektów - jak choćby czerwie, tarcze, czy Bene Gesserit - ma wszystko w swoim kółku wzajemnej adoracji ładnie, obszernie i stosunkowo spójnie ustalone.

Niegłupie są tu też sposoby na przekazanie czytelnikowi nowych informacji bez łopatologii stosowanej. Oczywistym przykładem są oczywiście fragmenty z encyklopedii i innych mądrych książek świata przedstawionego - powstałych swoją drogą jakiś czas po zakończeniu niniejszej historii - znajdujących się na początkach rozdziałów. Te w początkowych etapach fabuły w ciekawy sposób przygotowują do tego, co dopiero nastąpi. Nadają one też innego kontekstu poznawanym aktualnie wydarzeniom, gdyż wzbogacają nas o "zakazaną", przyszłą wiedzę. Później są to już suche, niejasne lub puste hasła i frazesy, o charakterze co najmniej patetycznym, a niekiedy wręcz pretensjonalnym. Jednakże jeszcze lepiej zostało to zrealizowane mniej więcej w połowie książki, gdzie pewne prawdy dotyczące funkcjonowania planety zostały nam przekazane przez sensownie wytłumaczone deliryczne przywidzenia jednej postaci, której ojciec na tej dziedzinie zjadł zęby.

Muszę jeszcze wspomnieć o materiałach dodatkowych znajdujących się na końcu książki, traktujących o geografii i geologii, religii, ważnych organizacjach i kilku przedstawicielach wyższych rodów. Po ich przeczytaniu zupełnie nie dziwi mnie powstanie zyliona synalkowych fanfików - w tle znajduje się tak dużo niezmiernie ciekawych informacji, w przeszłości działo się tak wiele istotnych spraw, niewytłumaczonych lub zaledwie zarysowanych została taka liczba małych szczególików, że gdyby nie podobno mizerny poziom tych książek, to z chęcią bym po nie sięgnął (a mój wewnętrzny zbieracz zacierałby rączki na perspektywę nabycia kolejnych 2 metrów ładnej kolekcji).

Generalnie muszę przyznać, że pomimo przeważającej ilości elementów z gatunku "science z naciskiem na fiction", osobiście bardziej wyczuwam tu klimaty przynależne raczej fantasy - fabuła jest na tyle niespieszna, a wszelkie ustrojstwa na tyle drugoplanowe, że takie odczucie cały czas gościło mi z tyłu głowy.

"Pomaga" w tym wyczuwalny w dialogach lekko teatralny sznyt, przynajmniej w pierwszym akcie, gdyż te tracą później to zabarwienie. Kontynuując krótko o tym aspekcie: dość niecodziennym zabiegiem jest wprowadzenie pisanych w pierwszej osobie odczuć i przemyśleń postaci - niemal zawsze w otoczeniu dialogów - nierzadko łopatologicznych i infantylnych w swej prostocie, nawet jeżeli tyczą się spraw ważkich.

Jak już wspomniałem na początku, jest to książka inna niż pozostałe. W tle znajduje się bogactwo świata przedstawionego, z którego człowiek nawet nie zdaje sobie w pełni sprawy. Czy kolejne książki rozwiną to w stonowany, satysfakcjonujący i wciągający sposób? Nie wiem, choć się domyślam.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #frankherbert #diuna #rebis #ksiazkicerbera

4682e0f6-8a41-4854-a42f-61447732f9c3
Alembik

@Cerber108 Tolkien śmieszny człowiek trochę, nienawidził Diuny, bo w jego mniemaniu główny bohater był niejednoznaczny moralnie, a przecież u Tolkiena nie ma szarości, tylko czerń i biel.

Cerber108

@Alembik co prawda, to prawda, po prostu inne podejście do pisania. Mnie w dzisiejszej popkulturze trochę irytuje, że niemal wszystko MUSI mieć oDcIEniE sZAroŚci, a brak miejsca na prostą zerojedynkowość. Podobnie ze szczęśliwymi zakończeniami: "nieee, musimy dorzucić łyżkę dziegciu".

Oczk

nienawidził Diuny, bo w jego mniemaniu główny bohater był niejednoznaczny moralnie

@Alembik temat bardziej złożony niż sama moralność głównego bohatera Nie wiem czy aż nienawidził tej książki, na pewno nie podobała mu się wykreowana wizja świata przyszłości i rola religii, czy ogólnie antyreligijny przekaz.


@Cerber108

Książka świeta, sam niedawno dopiero przeczytałem Styl pisania bardzo mi się podoba, pozwala świetnie "widzieć" co się dzieje i mimo, że znałem fabułę po obejrzeniu filmu, to dalej czytałem z zainteresowaniem


Czy kolejne książki rozwiną to w stonowany, satysfakcjonujący i wciągający sposób? Nie wiem, choć się domyślam.

A odnoście całej serii (niedługo skończę 3. tom), to bardzo spodobało mi się jak znajomy to określił (i coraz bardziej się do tego przychylam)


Dobra seria o czymś zupełnie innym, niż się spodziewałem po pierwszym tomie

fonfi

@Cerber108 Nie zniechęcaj się do tych pozostałych. Oczywiście odbiegają jakością od głównej serii, ale są zarówno lepsze jak i gorsze. A nawet te powszechnie uważane za gorsze przeczytałem (co prawda jeszcze nie wszystkie) i nie trafiłem na taką, którą miałbym chęć odłożyć. Jeśli po prostu weźmiesz poprawkę na to, że to są - tak jak sam napisałeś - w zasadzie fanfiki, to czyta się całkiem przyjemnie - ot różnej jakości książki sci-fi.

Cerber108

@fonfi zobaczymy, jak ukształtują się moje odczucia po skończeniu Kronik. Książek do kupienia i tak mam jeszcze sporo, więc będę musiał intensywnie pomyśleć.

fonfi

@Cerber108 Zerknij na wiadomości

Hilalum

@Cerber108 polecam przeczytać dwie kolejne i na tym zakończyć

Cerber108

@Hilalum (nie)stety zawsze czytam całość.

Hilalum

@Cerber108 no ja niestety też, dlatego gdzieś tu można znaleźć moje narzekania na część 4. i 6. xD

Zaloguj się aby komentować

1403 + 1 = 1404

Tytuł: Omen

Autor: David Seltzer

Kategoria: horror

Wydawnictwo: Vesper

Format: książka papierowa

ISBN: 9788377313152

Liczba stron: 248

Ocena: 5/10


Bodaj pierwszy raz spotykam się z książką, gdzie bohater jeszcze przed rozpoczęciem historii był osobą ze wszech miar wpływową: ambasador USA, przewodniczący Światowej Konferencji Gospodarczej, filantrop, który wojenny biznes ojca przekształcił w imperium niosące pomoc potrzebującym, wreszcie człowiek uważany przez wielu za dobrego kandydata na prezydenta. Nie jest to kaprys autora, a zabieg uzasadniony przynajmniej pod jednym względem, ale o tym później.

Fabuła? Raczej standardowa jak na starszy horror. Para stara się o dziecko, długo nie wychodzi, a gdy wreszcie się udaje, do akcji wkracza przedwieczna sekta, o czym oczywiście rodzice nie wiedzą. Ojciec zgadza się na "adopcję" innego dziecka tak, by nic nie pozostało w papierach - nie informuje przy tym żony. Czas sobie leci, wszystko jest IDEALNIE IDEALNE (aż do porzygu, ile razy można to podkreślać?), do momentu pierwszego incydentu. Jednakże wszystko daje się stosunkowo racjonalnie wyjaśnić, sprawa wygląda podobnie z kolejnymi niepokojącymi przypadkami, choć ziarno niepewności zostaje zasiane. Później do akcji wkraczają duszpasterz dręczony wyrzutami sumienia oraz wyjątkowo namolny i śliski dziennikarz, któremu jednak nie można odmówić daru przekonywania - dzięki niemu też późniejsze wydarzenia nabierają na szczęście rozpędu i kolorów (raczej brudnych, ale wciąż).

Niestety jednak, tak jak miało to już miejsce z wieloma horrorami z kilkoma krzyżykami na karku, tak i tutaj zamysł jest dosyć ciekawy, ale praktycznie wszystko inne nie domaga: dialogi może i nie są stricte drewniane, ale za to ascetyczne i lakoniczne - niewiele w nich emocji, chyba że zupełnego zmęczenia i rezygnacji; zachowania dziwaczne i momentami sztuczne, pobudki absurdalne. Pierwsza połowa książki to przeważnie chodzenie rodziców na niezrozumiałe kompromisy i ustępstwa (choć to może perspektywa czytelnika z wiedzą niedostępną bohaterom), dopiero później akcja, motywy i tajemnice wchodzą na wyższy bieg. Wszystko to zaczyna się w momencie, gdy ojciec postanawia wziąć sprawy w swoje ręce.

Czego by nie mówić, to całkiem nieźle zostały zrealizowane makabryczne i zalatujące fatum sceny kończące przygody niektórych osób na tym świecie. Książka przedstawiała też ciekawe oraz zajmujące problemy i dylematy natury moralnej, wywierające całkiem mocne wrażenie, niestety tylko po to, by za chwilę zaprzepaścić je dziwnymi zabiegami. Wspomniana na początku pozycja bohatera ma swoje uzasadnienie: po pierwsze wiąże się ono z biblijną przepowiednią, a po drugie, wg mnie, jeszcze bardziej uwypukla bezsilność działań wobec diabelskich sił, bez względu na posiadane wpływy i bogactwa.

Mimo licznych wad, lektura ta jest dosyć znośnym przedstawicielem motywu "przybycia diabła". Czyta się ją dosyć sprawnie, a druga połowa historii trzyma w napięciu. Jeżeli akurat nic nie macie pod ręką, to na 2-3 wieczory znajdziecie zajęcie.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #seltzer #vesper #ksiazkicerbera

42a04d85-513b-47c1-9429-884dd46ad14e

Zaloguj się aby komentować

1396 + 1 = 1397

Tytuł: Dom burz

Autor: Ian R. MacLeod

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: MAG

Format: książka papierowa

ISBN: 9788366712546

Liczba stron: 400

Ocena: 4/10


W przypadku tej książki nie mamy do czynienia z kontynuacją będącą bezpośrednim podjęciem wydarzeń i wątków przedstawionych w "Wiekach światła", zamiast tego odwiedzamy ten sam świat mniej więcej 100 lat później, przy czym przez tak długi czas zaszło tam mniej zmian, niż można się było spodziewać. Książka ta nie podtrzymała niestety dobrego wrażenia wytworzonego przez pierwszą część, choć też nie wszystko zamieniło się w lipę.

Fabułę śledzimy z 3 perspektyw: wiejskiej dziewczyny Marion, sytuowanego lecz chorowitego młodzieńca Ralpha oraz jego obrzydliwie ambitnej matki Alice, która to jest potomkinią pewnych postaci z poprzedniej książki, choć ta informacja nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Mogłoby się wydawać, że główną osią historii będzie rozwijająca się relacja między młodymi, ale nic bardziej mylnego - w trakcie rozwoju wypadków następuje stopniowe poszerzanie się zależności w tym trójkącie, rodzą się tajemnice, niepewności, konflikty. Czego by nie mówić o Alice, jest ona zdecydowanie najciekawszą postacią w tej książce: obserwujemy jej metody, dzięki którym osiągnęła swój cel tj. bogactwo i wpływy, utrzymuje swoją pozycję oraz planuje posunięcia ze sporym wyprzedzeniem - to wszystko przedstawiono naturalnie w niechronologicznej kolejności, by karty odkrywać powoli.

Pierwszy akt podobny jest do "Wieków światła" w dwóch aspektach: jego odpowiednik w tamtej książce także traktuje stricte o prywacie postaci, a nie skupia się na społeczeństwie; po drugie wywołuje ciekawe, niejednoznaczne odczucia, tak jak miało to miejsce dopiero w późniejszych aktach pierwszej części. Innymi słowy: dostarczył doznań podobnego kalibru, choć w innym wydaniu, a samo jego zakończenie daje mocnego kopa (przynajmniej młodemu bohaterowi).

Niestety, wszystko rozjeżdża się w drugim akcie, traktującym o wojnie między wschodem a zachodem Anglii. Od poprzedniego aktu minęło ok. 20 lat, tak więc ciężko czuć jakiekolwiek podbudowanie tego konfliktu. Nawet nie to jest najistotniejsze: młodzieńcy (już nie tacy młodzi) znajdują nowe powołanie, Alice dalej knuje, poznajemy też nowego bohatera, którego perspektywa polega na byciu przez całe życie odciętym od świata zewnętrznego i poznawaniu go na nowo (w bardzo irytujący sposób), ale co z tego, jeżeli przedstawiane wydarzenia - pomimo ich powagi, przecież mamy do czynienia z wojną - nie są za grosz interesujące, opisy zaczynają być długawe i nużące - w przeciwieństwie do pierwszej książki i poprzedniego aktu - a magia tego świata zaczyna wchodzić na ścieżki nazbyt metafizyczne i bełkotliwe. Podobnie zresztą napisałem w notatniku w trakcie czytania: "w pewnym momencie historia przekształca się w deliryczny, bełkotliwy sen: rzeczy podążają losowym torem, przeskakują, przejawiają zaskakujące zbiegi okoliczności". To dobre podsumowanie mniej więcej drugiej połowy drugiego aktu.

Koniec końców, jest to książka nad wyraz nierówna: pierwszy akt dostarcza lektury podobnej jakości jak poprzedzająca go książka, drugi natomiast odpływa w niepojętych kierunkach. Powiedziałbym, że w tym wypadku większy nacisk został położony na pojedyncze postacie i ich kreację, niż ogół lub choćby fragment społeczeństwa. Tak jak z "Wiekami światła" miałem problem z polecajką, tak tutaj jestem w zupełnej kropce i po prostu nic nie napiszę.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #macleod #ucztawyobrazni #mag #ksiazkicerbera

4a3a2a36-8697-452b-aa78-5e776273e22b
Villdeo

czytałam tę książkę z 15 lat temu i najbardziej zapadło mi w pamięć łowienie kijanek czy innych małży, więc musiała być super xD

Cerber108

@Villdeo małży, na samym początku książki to było. Książki z Uczty to jest jednak "hit or miss".

Zaloguj się aby komentować

1370 + 1 = 1371

Tytuł: Wieki światła

Autor: Ian R. MacLeod

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: MAG

Format: książka papierowa

ISBN: 9788366712539

Liczba stron: 400

Ocena: 8/10


Tym razem przyszła kolej na książkę, po której nie wiedziałem, czego się spodziewać. Akcja, a przynajmniej pewna jej część, ma miejsce w Londynie - co samo w sobie zawsze stanowi dla mnie duży plus - natomiast czas jest bliżej nieokreślony: z jednej strony mamy wiele wynalazków, ruchów i postaw pojawiających się w rzeczywistości mniej więcej na przełomie XVIII i XIX wieku, z drugiej natomiast dowiadujemy się, że kilkaset lat wcześniej dokonał się pewien przełom, który przekreśla wszelkie próby skrupulatnego porównywania dat. Owa zmiana wiązała się z wprowadzeniem do większości dziedzin życia swoistej magii, przy czym zabieg taki przeważnie gryzie mi się z realiami okołohistorycznymi, choć muszę przyznać, iż w tym wypadku autor wybrnął z kabały niemalże obronną ręką.

Nie jest to jednak element kluczowy, prędzej pretekst, choć wiele istotnych wydarzeń się wokół niego kręci; książka ta błyszczy natomiast w innych aspektach, na samym jej początku niezaznaczających nawet swojej obecności. Pomimo braku wzbudzenia we mnie jakiegoś rodzaju zaangażowania - co ciągnęło się swoją drogą przez całą książkę - paradoksalnie czytało mi się ją z pewną ciekawością, która im dalej w las, tym bardziej się pogłębiała; nie będę jednak wchodził w szczegóły, gdyż to samo w sobie stanowi miłą niespodziankę.

Główny bohater oraz jego poznani później towarzysze w trakcie trwania historii zmieniają się dosyć znacząco pod wpływem doświadczeń, nabierają również dystansu, choć pozostają też wierni niektórym swoim cechom z młodości i spokojniejszych czasów. Stanowią oni, wraz z innymi, bardziej wpływowymi osobami, motor zmian, mających zmienić obecną rzeczywistość, wprowadzić powszechną sprawiedliwość i równość. Brzmi znajomo? Tematy klasizmu, kapitalizmu, komunizmu i innych przewijają się często i gęsto, ale traktowane są w sposób zrównoważony i bez irytującego moralizatorstwa. Spotykamy do tego "różne odmiany różnych typów ludzi" tj. życzliwych bogatych, namolnych biednych, tolerowanych wykrętów, znużonych hulaków, zmęczone - nie wiadomo do końca czy faktycznie, czy pozornie - wpływami i obecnym status quo osobistości oraz zupełne przeciwieństwa wszystkich powyższych, przy czym ciągnąć tak można bez końca, a każdy ma swoje miejsce w fabule.

Czasami wspominane są interpretacje legend o angielskim rodowodzie i idzie odnieść wrażenie, że w tym świecie mogą one zawierać znacznie więcej, niż ledwie ziarno prawdy. Sporo tu także opisów rzeczy wszelakich, ale przyznam szczerze, że nie są one nadzwyczaj uciążliwe. Do tego autor, i w rezultacie tłumacz, pozwolił sobie na wprowadzenie pewnej ilości niekiedy komicznych nazw, będących przeważnie zlepkami np. metrojard, smoczowesz i, mój ulubiony, psotwór. Na początku zgrzytały, ale później kolejne nie były już wprowadzane, a z obecnymi człowiek się oswoił.

To, za co doceniam tę książkę, to przedstawienie prób ratowania świata w sposób inny, niż to zwykle można uświadczyć: nie mieczem przed złym magiem czy smokiem, a metodami dostępnymi zwykłym ludziom przeciwko niesprawiedliwości. Do tego jest ona prowadzona spokojnie i w przyziemny sposób, bogata w zawartość i motywy; z pewnością wiele pominąłem - cześć świadomie, część nie.

Książkę podsumuję następująco: zabawnym jest, że chronologicznie pierwsza Uczta wyobraźni jest też pierwszą przeczytaną przeze mnie pozycją z tej serii - a tych mam już za sobą 14 - która faktycznie zasługuje na miano uczty dla wyobraźni.

Ciężko mi powiedzieć, komu mogę to polecić - granice elementów się zacierają np. Londyn to raczej scena, a nie pełnoprawny bohater, jak to przeważnie bywa z książkami w nim umiejscowionymi. Pozostaje wam oprzeć się na ogólności tego wpisu, blurbie oraz ewentualnie innych opiniach. Zaznaczonym gatunkiem proszę się nie sugerować, bo to kolejna rozmyta kwestia.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #macleod #ucztawyobrazni #mag #ksiazkicerbera

632864f1-8a20-4f67-855f-5b09b2157067

Zaloguj się aby komentować

1336 + 1 = 1337


Tytuł: Fiasko

Autor: Stanisław Lem

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie

Format: książka papierowa

ISBN: 9788308083987

Liczba stron: 432

Ocena: 10/10


Muszę przyznać, że Lem, oddając w ręce czytelników ostatni tekst o bardziej znaczącej objętości, zupełnie nie certolił się w tańcu. Rozmach, skomplikowanie i mnogość poruszanych tematów, podawane na tacy bez żadnego ostrzeżenia, robią piorunujące wrażenie.

Nawet sama - nazwijmy to - sceneria nie jest jednolita, tylko na przestrzeni poszczególnych rozdziałów zmienia się znacząco, a i tak wg mnie jest to aspekt, od którego w tego typu książce nie oczekiwalibyśmy jakiejś druzgocącej różnorodności, a raczej przejścia z punktu A do B.

Jednakże pozycja ta osiąga w dwóch aspektach absolutne wyżyny, szczyty wręcz. Po pierwsze: przedstawienie niepojętych naukowych teorii, biorących w obroty choćby czarne dziury i przerabiających je w wyjątkowo praktyczne narzędzia; wprowadzanie technologii przyszłości, których opisy - zarówno budowy, jak i działania - zawierają doprawdy wysokie stężenie skomplikowanych terminów; wreszcie sam rozmach i skala wszelkich operacji, czy to na powierzchni planety, czy to w przestrzeni kosmicznej. Spotkałem się z czymś takich choćby w Expanse, jednakże dopiero tutaj zostało to zrealizowane w sposób pozwalający odczuć choć ułamek potęgi tych dosłownie kosmicznych rozwiązań. Ilość rzeczonych wynalazków, zjawisk, teorii, technologii powinna rozłożyć na łopatki każdego amatora hard sci-fi.

Drugim aspektem jest warstwa filozoficzno-moralna. Nie kłamiąc, niemal w każdym rozdziale znajduje się jakiś dylemat, a stopień ich "dotkliwości" rozciąga się od kwestii stricte osobistych do takich o dosłownie planetarnych konsekwencjach. Nierzadko też dokonanie wyboru poprzedza (a niekiedy i wieńczy) istna kilkustronicowa rozprawa, mająca taką a nie inna decyzję uzasadnić lub też uwypuklić daremność danej sytuacji. Rezultatem jest unikatowe ukazanie prób kontaktu z obcą cywilizacją, których nie ułatwiają ani nieprzekraczalne ograniczenia rzeczywistości, ani tym bardziej niezmienne cechy natury człowieka.

Nie sposób nie wspomnieć o pokładowym superkomputerze - nazwanym przewrotnie GOD - oraz duchowym-naukowcu Arago, wprowadzających do utworu kolejną warstwę dynamiki m.in. na tle maszynowej niezależności, kwestii odpowiedzialności czy choćby nieoczywistej religijności.

Jestem też w stanie po części zrozumieć pewne rozczarowanie i zarzut części fanów wobec potraktowania Pirxa - i to wszystko, co w tej kwestii napiszę.

Człowiek mógłby tak nadawać i nadawać, ale powoli zacząłby też wchodzić na pole konkretnych przykładów, a tego oczywiście chciałbym uniknąć. Często zapisuję w notatniku fragmenty albo aspekty, które wywarły na mnie jakieś wrażenie, ale przeważnie wspominam o nich we wpisach tylko, jeżeli książka jest na tyle mierna, że jej nie polecę i nie zważam tym samym na spoilerowanie lub też jestem w stanie opisać je na tyle ogólnikowo, ale jednocześnie konkretnie, że nie zdradzę nic, a pewną myśl jednak przekażę. Koniec dygresji i prywaty.

Książka ta stanowi ciężki kawałek do przetrawienia, zarówno pod względem stylu i naukowej terminologii, jak i pesymistycznej oraz lekko straceńczej atmosfery. Mimo wszystko lektura jest najwyższej klasy przyjemnością, lasuje mózg w dobrym tego określenia znaczeniu, przy czym daje do myślenia. Polecam całym sobą i mam nadzieję, że inne książki autora utrzymają podobny poziom.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #lem #stanislawlem #wydawnictwoliterackie #ksiazkicerbera

aa5c82b9-9e91-4b39-a624-2017c49a84c4
Jarasznikos

@Cerber108 Pośród dzieł Lema nadal dużo bardziej pasuje mi Solaris czy Niezwyciężony, ale Fiasko było świetne.

Zaloguj się aby komentować

1335 + 1 = 1336


Tytuł: Nemezis i inne utwory poetyckie

Autor: H.P. Lovecraft

Kategoria: poezja

Wydawnictwo: Vesper

Format: książka papierowa

ISBN: 9788377313138

Liczba stron: 492

Ocena: 7/10


Tym razem przyszła kolej na tomik poezji. Gdy te kilka lat temu odkryłem Vespera, to po prostu kupiłem jak leci wszystko z napisem "Lovecraft" na okładce i takim właśnie sposobem na półce pojawiły się, poza dwoma wcześniej opisywanymi zestawieniami, mniejsze tomiki, pokrywające się z nimi w ogromnej mierze oraz ww. zbiór wierszy właśnie, za którymi to z reguły niezbyt przepadam. Była to jednak ciekawa odmiana, znacznie przyjemniejsza w odbiorze niż się spodziewałem; do tego obok tłumaczeń znalazły się tu także oryginały wszystkich zamieszczonych utworów, tak więc człowiek mógł posiłować się z angielskim w starym stylu.

Od razu zaznaczę, że jestem prostym człowiekiem i dla mnie wiersz musi się rymować, a ich odmiana biała nie zasługuje nawet na moje pogardliwe spojrzenie. Do tego zwracam szczególną uwagę na rymy, rytm i szeroko rozumianą płynność odbioru (oczywiście bez nazywania rzeczy po imieniu, bo, jak już mówiłem, jestem istotą nieskomplikowaną), natomiast niewielką wagę przykładam do faktycznego przekazu lub drugiego dna, bo do interpretowania lub odkrywania ich skutecznie zniechęciła mnie szkoła.

Tym razem nie będę pisał o wszystkich utworach, bo nawet poświęcenie ledwie jednego zdania każdemu z nich dałoby w rezultacie ścianę bardzo powtarzalnego i zupełnie nieciekawego tekstu. Zamiast tego wspomnę o rzeczach, które wywarły na mnie jakieś wrażenie - czy to dobre, czy też nie - lub po prostu czymś się wyróżniły.


"Grzyby z Yuggoth" - z kronikarskiego obowiązku wspomnę o pierwszym w kolejności w tym zbiorze cyklu 36 sonetów traktujących o rzeczach przeróżnych, przy czym w części z nich można znaleźć fragmenty, które w późniejszych latach staną się mniej lub bardziej istotnymi elementami opowiadań i powieści.


"Aletheia Phrikodes" - wiersz biały, tak więc po prostu przez niego przeleciałem.


"Prastary szlak" - wreszcie aabb, do tego urokliwa, nostalgiczna, acz i posępna atmosfera powrotu na znajome tereny.


"Hallowe'en na przedmieściu" - (tytuł napisany poprawnie) na pierwszy rzut oka bez ładu i składu, ale posiada wyjątkową, bardzo melodyjną formę. Po Polsku nie dało się oddać wszystkich walorów oryginału jednocześnie - rytm trochę ucierpiał.


"Miasto" - ponownie zabawa formą, przy czym tutaj ostatniego wersu każdej zwrotki za nic nie umiałem sensownie wyrecytować. Tego typu utworów znalazło jeszcze kilka i nie wiem, jak się on zwie.


"Październik" - marzycielski, nostalgiczny, w oryginale płynniejszy.


"Do śniącego" - został po mistrzowsku przetłumaczony; oryginał człowiek duka, a spolszczenie recytuje niczym wieszcz. Nastrój także wysokiej próby.


"Psychopompos: opowieść rymowana" - wyróżniające się długością, przedstawia prostą historię.


"Poza Zimbabwe" - w oryginale niesamowicie melodyjne.


"Nathicana" - wiersz biały pełny żenujących powtórzeń i pozbawiony sensu.


"Na marność ludzkich dążności" - niesamowicie aktualne i piękne w swej prostocie.


"Na śmierć krytyka poezji" - po pierwsze zgrabne - zarówno w oryginale, jak i w tłumaczeniu - ale także na ciekawy temat: o tytułowym krytyku, człowieku pełnym sprzeczności, cenionym za jedne cechy, za drugie niemal wzgardzanym; o mieszanych uczuciach - podmiotu i innych - związanych z jego odejściem.


"Sir Thomas Tryout" - tak jak nie cierpię kotów, tak owy kawałek na cześć zmarłego przedstawiciela tego gatunku należącego do pewnego dżentelmena był doprawdy uroczy.


"Papier jałowy" - z dopiskiem "poemat o głębokiej nieistotności" jest wierny i jednemu, i drugiemu. Bełkot, w którym nawet nie próbowałem doszukać się sensu. W posłowiu okazuje się, że zawiera mrowie nawiązań. Jest to na szczęście parodia utworu, którego Lovecraft nie cenił, tak więc negatywne odczucia są jak najbardziej na miejscu.


"Wyrafinowanemu młodemu dżentelmenowi" - o problemach starszego pana w znalezieniu wartościowej lektury dla wnuka. Cały wiek później problemy wciąż te same.


Także i ten tomik wzbogacony jest o wartościowe posłowie nadające kontekstu i umiejscawiające poezję pośród całości twórczości Lovecrafta. Jak już wspomniałem na początku, ogólny odbiór większości zawartości tej książki był lepszy niż się pierwotnie spodziewałem: poza wierszami białymi i innymi dziwnymi przypadkami reszta utworów była napisana rymem, prostszym lub bardziej wyszukanym. Nastroje w nich panujące są różne, na takie też mniej więcej kategorie zostały podzielone.

Generalnie umiarkowanie polecam: jak ktoś lubi wiersze, to dlaczego nie spróbować tych spod pióra Lovecrafta? I na odwrót: jak ktoś lubi Lovecrafta, to dlaczego nie spróbować jego mniej typowej twórczości? Równie dobrze można potraktować to jako odskocznię od zwyczajowo pochłanianej prozy, tak jak miało to miejsce po części w moim przypadku (a tylko po części, bo sięgnąłem po to jako kontynuację styczności z tym autorem, a nie stricte przerwę od prozy).


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #lovecraft #vesper #poezja #ksiazkicerbera

283b99d1-c512-4096-9a64-6d6c6cf696ab

Zaloguj się aby komentować

Nie piszę tutaj o grach, bo i tak już wystarczająco bazgram o przeczytanych książkach, ale w tym wypadku po prostu musiałem zrobić wyjątek.

Pykam obecnie w Final Fantasy IX; wczoraj dotarłem do końcówki dysku 3. i sceny, w której gra "You are not alone". Jezu. Jakie to było fenomenalne. Muzyka arcygeniusza Uematsu, zabawa mechanikami oraz wyniesienie relacji postaci na absolutne wyżyny. Jeżeli muzyka nie zmiania się na motyw bitewny, gdy atakuje cię jakaś maszkara, to wiesz, że dzieją się rzeczy niezmiernie istotne. Coś niesamowitego. Aż mi się łezka w oku zakręciła, a to zdarza się BARDZO rzadko. Ten kawałek będzie mi teraz grał w głowie przez najbliższe tygodnie. Jak to możliwe, że jeden człowiek skomponował tyle wybitnych utworów tak bardzo od siebie różnych i idealnie pasujących do sytuacji?


https://youtu.be/Ha6iWPqrJeE


https://youtu.be/YXlE8ZESSEI


#gry #finalfantasy #finalfantasyix #nobuouematsu #muzykazgier

Bigos

Bardzo fajna część, chociaż jakoś nigdy nie chciało mi się do niej wracać. Podobno szykują remaster czy remake. Wtedy raczej się skuszę na powtórkę.

Cerber108

@Bigos z chęcią zagrałbym jeszcze raz choćby dla dubbingu.

koszotorobur

@Cerber108 - bardzo dobry fajnal - rozumiałem już prawie wszystko bo nauczyłem się angielskiego przy fajnalu siódmym

hellgihad

@Cerber108 Mój pierwszy FF jeszcze na staruszku PSX. Niesamowita rzecz, pierwszy raz zetknąłem się z tak rozbudowaną grą. Pograłem jeszcze w kilka części ale IX to dla mnie (może przez nostalgię) absolutny top.

Teraz już jrpgów za bardzo nie trawię, ale no to był sztos.

Cerber108

@hellgihad ja planuję na przestrzeni lat ograć wszystkie. Na ten moment era PS1 niemal za mną, a wszystko inne (poza sagą FF7) przede mną. Już nawet kupione i na półce czekają, nie licząc 11 i 14, a na port 13 na PS4 lub PS5 czekam nie tylko ja.

Zaloguj się aby komentować

1306 + 1 = 1307


Tytuł: Przyszła na Sarnath zagłada. Opowieści niesamowite i fantastyczne

Autor: H.P. Lovecraft

Kategoria: horror

Wydawnictwo: Vesper

Format: książka papierowa

ISBN: 9788377312377

Liczba stron: 624

Ocena: 6/10


"Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści" bardzo mi się podobała, postanowiłem więc iść za ciosem. Zbiór ten nie stoi niestety na poziomie ww. Tak jak poprzednio napiszę słów kilka na temat każdej pozycji; jest ich całkiem sporo, ale postanowiłem zawrzeć wszystkie, gdyż nie bazgrałem o nich tyle, co ostatnio.


"Grobowiec" - ot, młody facet o dziwnych zainteresowaniach, wśród nich zamiłowanie do grobowców, odkrył jeden okaz w gęstych chaszczach nieopodal domu i dostał na jego punkcie bzika do tego stopnia, że przez swoje szalone relacje wylądował w wariatkowie.


"Polaris" - zupełnie niezrozumiały dla mnie strumień świadomości, na szczęście króciutki.


"Biały statek" - sny na jawie samotnego latarnika z dziada pradziada.


"Przyszła na Sarnath zagłada" - tutaj zacząłem wyczuwać wpływy Dunsany'ego tj. oniryczne, mityczne opisy i niewiele faktycznych wydarzeń.


"Zeznanie Randolpha Cartera" - cmentarny horrorek z amnezją w tle oraz niespodziewanym zakończeniem, nawet mi się podobało.


"Celephais" - o potędze tworzenia światów w snach, staniu się od tej czynności zależnym aż do tragicznego, transcendentnego końca.


"Rycina w starym domu" - całkiem niezły tekst o napotkaniu chatki wyjętej rodem z XVIII - albo i wcześniejszego - wieku i jej szemranego lokatora. Rosnąca świadomość niepokojących faktów została nieźle zrealizowana, niestety zakończenie jest nagłe i niesatysfakcjonujące.


"Bezimienne miasto" - badanie prastarego, starszego niż Egipt miasta, zaginionego pośród piasków pustyni. Wszyscy od zawsze omijają to miejsce łukiem, ale bohater, jako pierwsza osoba od nieokreślonego czasu, zakłóca jego spokój.


"Wędrówka Iranona" - przygnębiający kawałek o próbach odnalezienia marzeń, by wreszcie zderzyć się ze ścianą prawdy i rzeczywistości.


"Księżycowe moczary" - o zamiarze zbrukania swego rodzaju świętego mokradła (chodzi o jego osuszenie), które takie bluźnierstwo karze w sposób surowy nie tylko prowodyra.


"Inni bogowie" - kilka stron o wyszukanym i nie do końca zamierzonym sposobie sprzeciwienia się istotom ciut ważniejszym od bogów.


"Reanimator Herbert West" - ze względu na drobne powtórzenia na początkach rozdziałów można odnieść wrażenie, jakby opowiadanie ukazywało się odcinkowo w gazecie. A tak, to mamy w mojej opinii do czynienia z najlepszym utworem tego zbioru: przez lata towarzyszymy dwóm kumplom ze studiów, gdzie jeden przejawia niepokojącą chęć wynalezienia serum umożliwiającego ożywianie zwłok, a drugi towarzyszy koledze w tym przedsięwzięciu ze względu na jego magnetyczną osobowość i nieliche umiejętności. Panowie, w zależności od szeroko pojętego szczęścia i okoliczności, przeprowadzają eksperymenty rzadziej lub częściej, niemniej z biegiem czasu dokonują niewielkich postępów w badaniach oraz coraz bardziej śmiałych i okropnych zbrodni. Nastrój jest niepodrabialny, wydarzenia z jednej strony nadprzyrodzone i lekko przesadzone, z drugiej strony nieciężko uwierzyć w odpowiedni ciąg przypadków trafiający na (nie)odpowiednią osobę. Tutaj Lovecraftowi udało się stworzyć dzieło faktycznie odpychające.


"Ogar" - o przykrych rezultatach niezaspokojonego apetytu na plugawe wrażenia.


"Pod piramidami" - dziwne przeżycia Houdiniego w Egipcie. Kontakty z lokalsami przybierają niespodziewaną formę.


"Opuszczony dom" - głównym obiektem zainteresowania jest tytułowa konstrukcja, która w swojej półtorawiecznej historii była miejscem cierpienia i zejścia wielu osób z tego łez padołu. Pewien mieszkaniec Providence od dziecka był owym budynkiem zainteresowany - tak samo jak jego wuj - gdy więc dorósł, połączył siły z krewnym i we dwóch zdecydowali się odkryć źródło przekleństwa i w miarę możliwości je usunąć. Na plus muszę zaliczyć opisanie historii domostwa i mieszkańców, którzy przewijali się przez jego mury oraz zmian w szerszym świecie, które też miały niebagatelny wpływ na rozwój wypadków.


"Zgroza w Red Hook" - tekst przejawia pewne odstępstwo od normy objawiające się w przeniesieniu miejsca akcji z typowego dla Lovecrafta cichego, odludnego miasteczka do zatłoczonej, szemranej i wielokulturowej dzielnicy metropolii. Faktycznej treści i historii jest tu niestety tyle co kot napłakał - reszta to wynurzenia o zakazanych mordach, dziwnych grupach i ich występkach, możliwych niepojętych rytuałach, przemianach fizycznych i psychicznych pewnego dziadka oraz mentalnych problemach detektywa.


"On" - kontynuujemy zagubienie i uczucie osamotnienia w wielkim mieście; bardziej też niż w tekście poprzednim czuć tutaj wyraźną nutę rasizmu. Fabułka niewiele sobą przedstawia, te kilkanaście stron to po prostu za mało.


"Zimno" - całkiem ciekawe opowiadanko, na wstępie wspominające o niecodziennym lęku - przed zimnem - a potem wyjaśniające jego źródło - ostatni etap krótkiej znajomości z pewnym ekscentrycznym doktorem. Ukazano też tutaj, jak łatwo można wpaść w pułapkę długu wdzięczności.


"Model Pickmana" - tutaj znowu mamy nowy zabieg, bo narrator swoich przemyśleń nie kieruje do niesprecyzowanego odbiorcy w przyszłości, a do swojego kolegi w teraźniejszości. Sama struktura i styl są identyczne jak w innych pozycjach, ale występujące wtręty nadają im nowy charakter. Historia też jest niczego sobie: pewien artysta tworzy obrazy o potwornej tematyce tak dobre, tak naturalne, tak rzeczywiste, że nie mogą być one wytworem samej tylko wyobraźni i talentu. Tekst ten zainspirował również niecodzienną postać Pickmana i jego galerię w Falloucie 4.


"Dziwny dom wysoko wśród mgieł" - całkiem ciekawy pomysł na fabułę: obok miasteczka znajduje się gigantyczny klif, a na nim chatka, w której nie wiadomo kto mieszka. Przyjezdny profesor postanawia wspiąć się tam i poznać jej tajemnicę. Niestety znowu kończymy na jakichś dziwnych wynurzeniach bez ładu i składu.


"Ku nieznanemu Kadath śniąca się wędrówka" - jest to autora najobszerniejszy utwór stricte fantastyczny, z którym to wiążą się także inne, czy to przez bohatera, czy to przez inne postacie, czy to przez świat. Karkołomne zadanie, jakie postawił przed sobą protagonista stanowi temat zajmujący, niestety okrężność pisaniny autora zupełnie w tym nie pomaga; niewiele tutaj dynamiki, głównie chodzenie lub oczekiwanie. Pojawiają się krótkie epizody z niespodziewanymi sprzymierzeńcami, z którymi bohater potrafi o dziwo się porozumiewać - mowa mianowicie o kotach oraz ghulach. Ci drudzy odgrywają całkiem istotną rolę w późniejszej części utworu, gdzie akcja na szczęście trochę przyspiesza i się urozmaica. Generalnie jednak tekst ten bardzo mi się dłużył. Wspomnę również, że czasami stosowano nazwę Inganok, czasem Ignanok i sam już nie jestem pewny, która jest tą poprawną, chyba pierwsza.


"Srebrny klucz" - ten krótki tekst diametralnie zmienia postrzeganie poprzedniego utworu i nadaje nowy sens zakończeniu.


"Coś na progu" - ostatni utwór fabularny w tym zbiorze kończy z wysoką notą. Ukazuje walkę między spokojnym, uległym facetem i plugawą duszą zaklętą w ciele kobiety. Uczucie niepewności, braku zaufania oraz zwroty akcji na duży plus.


"Nadprzyrodzona groza w literaturze" - całkiem długa rozprawa na tytułowy temat: geneza, jej przyczyny, przyczyny przyczyn, osobiste podejście, podział na "ery" wraz z wymienieniem bardziej lub mniej istotnych autorów w nich tworzących i ich dzieł oraz sytuacja współczesna autorowi. Pozycja niezmiernie ciekawa i zajmująca, choć raczej dla koneserów.


Dopiero w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że zbiór ten poświęcony jest także utworom o charakterze czysto fantastycznym, bez nuty grozy - świadczy to tylko o moim braku umiejętności czytania ze zrozumieniem; informacja ta znajduje się przecież w tytule - na szczęście nie było ich tak dużo, jak się na początku obawiałem. Niemniej jednak, gdy już przyszło co do czego, pozycje te niezmiennie nużyły mnie podczas lektury - za dużo w nich pustych opisów niepopychających w żadnym stopniu akcji do przodu. W tekstach grozy nawet jeżeli obszerne opisy się pojawiają, to mają one na celu albo wyjaśnienie sytuacji psychicznej/fizycznej bohatera, albo opisanie obecnego miejsca akcji lub wydarzenia, albo przedstawienie potrzebnego kontekstu; poza tym w horrorach Lovecrafta zawsze istnieje jakieś bliżej nieuchwytne zakotwiczenie, które chłonięcie takich opisów usprawiedliwia i ułatwia. W innych utworach tego brak i tym samym pochłanianie ich to zwykła, wyśniona nuda.

Generalnie jednak poziom tego zbioru stoi wyraźnie niżej niż poprzedniego: tamte teksty zapadają w pamięć i tylko kilka się dłuży lub nie wywiera większego wrażenia; tutaj natomiast mamy do czynienia z sytuacją zgoła odwrotną. Najlepszy był "Reanimator", "Opuszczony dom" całkiem niezły, "Rycina" też niczego sobie, kilka było ok, natomiast reszta niedługo wyparuje z mojej pamięci. Trochę szkoda, ale jak widać dobór tekstów do konkretnych tomów nie był kwestią przypadku.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #lovecraft #vesper #ksiazkicerbera

57d7799a-72cb-4f7d-920f-7c5dbbaf60d1
Barcol

@Cerber108 Trochę bardziej podobało mi się podzielenie tych opowieści na typowo świat snu (Koty Ultharu) vs inne (tutaj najwięcej chyba jest w Sny w Domu Czarownicy) między innymi dlatego że ten świat snu jest taki własnie... Specyficzny xd Jak czytałem Biały Statek to totalnie powątpiewałem w całą idee tego sposobu narracji, ale Ku nieznanemu Kadath śniąca się wędrówka w miarę wyrównała poziom i zespoła resztę w ładną całość.

Cerber108

@Barcol trochę właśnie byłem zdziwiony, że zamiast podzielić to na grozę i sny, to posortowali wg chronologii powstawania, tak jak w pierwszym zbiorze.

Zaloguj się aby komentować

1267 + 1 = 1268


Tytuł: Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści

Autor: H.P. Lovecraft

Kategoria: horror

Wydawnictwo: Vesper

Format: książka papierowa

ISBN: 9788377311578

Liczba stron: 792

Ocena: 9/10


Z braku laku i pomysłu na wybór kolejnej książki do przerobienia, wybór padł na absolutnego klasyka. Standardowo, o każdym tekście tego zestawienia napiszę co nieco (albo trochę więcej), a ogóle odczucia przedstawię na koniec.


"Dagon" - na temat samego utworu nie mam właściwie nic do powiedzenia, choć mgliście kojarzę pewne sceny, ale skąd? Nie mam pojęcia.


"Ustalenia dotyczące zmarłego Arthura Jermyna i jego rodu" - niby króciutkie, ale zwięźle nakreśla niefortunne dzieje kilku pokoleń pewnego rodu, którego to problemy zaczęły się po wizycie jednego jego przedstawiciela w Kongu. Dosyć szybko odkrywamy szokującą prawdę, która tytułowego bohatera - jak dowiadujemy się na samym początku - skłoniła do samobójstwa, a wszystkich innych do wymazania jej z pamięci i kartotek.


"Wyrzutek" - lekko przewrotne oraz jednocześnie przewidywalne i zaskakujące.


"Muzyka Ericha Zanna" - nic specjalnego, ot, przypadkowe natknięcie się na ekscentryczną i zaszczutą osobę mającą dostęp do okienka wychodzącego na niepojętą grozę.


"Szczury w murach" - w dużym skrócie: skomplikowana sytuacja dziejów pewnego rodu. Sam zainteresowany - ostatni jego przedstawiciel - na początku nie przykładał do tego większej wagi, ale po śmierci syna, z braku laku, postanowił zająć się tymi sprawami.


"Święto" - nic godnego naniesienia na wirtualny papier.


Generalnie powyższe teksty w ogóle nie zapadają w pamięć, później na szczęście sprawy prezentują się znacznie lepiej.


"Zew Cthulhu" - jedno z najsłynniejszych opowiadań, swoją drogą słusznie. Jest krótsze niż się spodziewałem i na tych 30 stronach mieści wszystko, co potrzebne - w odpowiednich proporcjach. To tutaj zaczyna się zamiłowanie autora do stosowania motywu "ktoś, już choćby w najmniejszym stopniu zainteresowany konkretnymi zagadnieniami, odkrywa zapiski swojego przodka lub po prostu innej osoby, która starała się zatrzeć fakt ich istnienia. Zagłębiając się w szczegóły, odkrywa pradawne i niepojęte maluczkim umysłem tajemnice, powoli doprowadzające do złamania jego ducha i umysłu". Pomimo wspomnianej niewielkiej objętości, otrzymujemy kilka solidnie nakreślonych warstw tajemnicy, gdzie z każdym kolejnym krokiem odkrywamy nowe poziomy starego dobrego bluźnierstwa.


"Przypadek Charlesa Dextera Warda" - zastosowano tutaj mniej standardowe rozwiązanie, mianowicie pierwszy rozdział to chronologicznie zakończenie tej historii, natomiast wszystkie kolejne stanowią bogate przedstawienie wydarzeń, które do niego doprowadziły.

Drugi osadzony jest w XVIII-wiecznym Providence i skupia się na działaniach zapomnianego przodka tytułowej postaci, przy czym wszystkie ukazane w nim wydarzenia oparto na informacjach zaczerpniętych z listów, wycinków gazet, spisanych wspominek i innych tego typu relacji, wydartych zapomnieniu dzięki mozolnym poszukiwaniom. Kolejne traktują o długich dociekaniach doktora rodziny bohatera, mających na celu odkrycie źródła postępującego zdziwaczenia tegoż. Zaczyna się oczywiście standardowo - od młodzieńczego zafascynowania - później następuje punkt krytyczny, który pozornie wydaje się niezbyt istotny, ale z perspektywy czasu to on odpowiada za wprowadzenie kostek domina w ruch; dalej przechodzimy do przeprowadzania coraz to bardziej niepokojących eksperymentów (choć z biegiem czasu lepszym określeniem byłyby obrzędy), do występowania budzących grozę zjawisk, wpływania na osoby postronne, aż wreszcie do nadejścia niepojętego. Autor świetnie buduje napięcie, bogato opisuje napotykane zjawiska i następujące zdarzenia oraz, co najważniejsze, stopniowo i z wyczuciem przeprowadza nas przez odkrywające nowe szczegóły szaleństwa śledztwo doktora.

Strony kończące ostatni rozdział stanowią faktyczne zamknięcie historii poprzez rzucenie na wydarzenia z pierwszego rozdziału nowego światła. Na trop tego twistu (choć nie jego formy) można w pewnym momencie wpaść, jednakże jego wykonanie i zamknięcie historii stanowią idealny przykład satysfakcjonującego zrealizowania "chłodnej pewności i profesjonalizmu". Jest to bezapelacyjnie najlepszy tekst tego zbioru i tylko na zdrowie wychodzi mu większa objętość, pozwalająca na bogate przedstawienie wydarzeń i zarysowanie tła.


"Kolor z innego wszechświata" - przytłaczający i obrazowy opis stopniowego, dosłownego rozpadu pewnej farmy w okolicach Arkham oraz jej mieszkańców. Pokazuje przy tym, jak wpierw przywiązanie lub przyzwyczajenie, potem upór, aż wreszcie bezsilność i otępienie potrafią w pewnych sytuacjach doprowadzić do rzeczy okropnych.


"Zgroza w Dunwich" - ten tekst jakoś nie zwalił mnie z nóg. Ot, standardowa, zabita dechami mieścina, do której mało kto waży się zapuszczać jest świadkiem narodzin dziwnej istoty - na poły ludzkiej, na poły "jakiejś" - z biegiem czasu przejawiającej niewytłumaczalne cechy, która to okazuje się ledwie zwiastunem okropności i koszmarów, które dopiero tytułowe miasteczko nawiedzą.


"Szepczący w ciemności" - tutaj z kolei mamy do czynienia z licznymi, odnotowywanymi na przestrzeni wieków, przesłankami o istnieniu dziwnych, pochodzących z odległych gwiazd, a może i spoza znanego wszechświata, potworach, których to aktywność zaczął badać Akeley mieszkający niezmiernie blisko terenów rzekomego występowania wspomnianych poczwar. Znaczna część tego utworu to albo dosłowne listy wymieniane między Akeley'em a narratorem, Wilmarthem, albo ich streszczona i sparafrazowana wersja. Nadaje to tym fragmentom pewnej nierzetelności (co swoją drogą później nabiera znaczenia), gdzie niby otrzymujemy informacje z pierwszej ręki, bezpośrednio od zainteresowanego, ale z drugiej strony nie jest to rozmowa twarzą w twarz. Dopiero pod koniec autor wyprowadza bohatera z domu, a samą akcję wprowadza z kolei na bardziej dynamiczne tory. Bardzo dobra pozycja.


"W górach szaleństwa" - na początku zapowiadało się znakomicie: spora ekspedycja na Antarktydę, wpierw statkiem, potem składanymi samolotami (taki to był rozmach przedsięwzięcia). Klimat surowy, atmosfera jeszcze nie tak gęsta, cel wyprawy raczej przyziemny: odwierty i pobranie próbek. Odkopane jednak zostaje coś sprzecznego z wszelką wiedzą ludzką; prowadzi to do zupełnej reformy założeń wyprawy - spora część ekipy wyrusza w inne rejony. Tam dokonuje się jedno fantastyczne odkrycie za drugim, atmosfera w istocie zaczyna się już zagęszczać, aż wreszcie kontakt z ekipą się urywa. Na miejsce wyrusza mniejsza grupa, w skład której wchodzi narrator i odkrywają przyczynę milczenia, ale nie jego bezpośrednie źródło. Potem rozpoczyna się kolejny epizod, którego początki faktycznie wprowadzają w zdumienie, później jednak niezmiennie się on ciągnie, nawet jeżeli wyjaśnia sporo rzeczy, a do tego w dużym stopniu poszerza szeroko pojętą mitologię autora. Fragment ten może nie tyle nie spełnia oczekiwań, co po prostu nie stoi na takim samym poziomie co, nazwijmy ją, część "ekspedycyjna". Na wzmianę zasługuje fakt, że bohater wspomina krótko o Wilmarthcie z poprzedniego utworu.


"Widmo nad Innsmouth" - bodaj nigdy nie czułem takiego napięcia przy czytaniu. Atmosfera bezpośredniego zagrożenia jest oczywiście obecna w niektórych utworach tego zbioru, ale tutaj wprowadzona została ona na inny poziom. Pomimo świadomości tego, że narrator przeżyje (zaznaczone na początku, jak to u Lovecrafta), w żadnym stopniu nie wpłynęło to na jakość wrażeń. Zakończenie zaskakujące i różne od innych w tym zbiorze: bohater nie tyle zdecydował się mówić, co uległ niepojętemu. To właśnie na tym utworze bazuje luźno (i przewrotnie, mając na uwadze tytuł) "Call of Cthulhu: Dark Corners of the World".


"Cień spoza czasu" - utwór mający z "W górach szaleństwa" ten wspólny element, że bohater w pewnym momencie przemierza przestrzenie opuszczonego od eonów miasta istot, które zamieszkiwały Ziemię na długo przed pojawieniem się choćby pierwszych praprzodków ludzi. Nawet jeżeli ten aspekt zrealizowano w sposób bardziej wciągający niż w ww. tekście, a obcy - Wielka Rasa - zostali solidnie opisani i głęboko wpleceni w fabułę, etapowi "przygotowań i eksploracji" zdecydowanie brakuje rozmachu i uczucia badania prawdziwie nieznanego tak, jak miało to miejsce w "Górach". Z podobieństw można również wymienić serwowanie informacji poszerzających wiedzę o kosmicznej mitologii.


"Nawiedziciel mroku" - bardzo dobre. Nawiedzony kościół, przeklęty artefakt, bluźniercza sekta, pozakosmiczna bestia. Jak to często bywa u Lovecrafta, zakończenie historii poznajemy na samym początku, a dopiero dalej dowiadujemy się, jakie ciągi wydarzeń do niego doprowadziły. Atmosfera zagubienia - dosłownego i przenośnego - jest tutaj gęsta, warunki ATMOSFERYCZNE także dokładają swoje 3 grosze do budowania nastroju, no i wreszcie elementy nadprzyrodzone dopełniają obrazu niepokojącej opowiastki.


Słowem wstępu do zakończenia powiem tak: parodystyczne pasty czytane w czasach gimnazjum w jednym nie kłamały - wszystko jest plugawe, bluźniercze i obmierzłe. Na uznanie zasługuje praca tłumacza, gdyż świetnie oddał nie tyle styl czasów, w których Lovecraft pisał - jak wytłumaczono w posłowiu, swoją drogą bardzo dobrym, bogatym w informacje i konteksty - a raczej styl bardziej zamierzchły i jednocześnie dżentelmeński. Trzeba zauważyć, że pewne - memiczne i jednocześnie kultowe w odniesieniu do autora - słowa i zwroty dosyć często się powtarzają, ale nie przeszkadza to w czytaniu, a wręcz przeciwnie - potęguje kreację i oddziaływanie atmosfery. Muszę też przyznać, że sporo motywów, zagrań czy rozwiązań nosi w wielu tekstach znamiona leciutkiego recyklingu, ale, zupełnie szczerze, wcale mi to nie przeszkadza. Niezmiennie do coraz gwałtowniejszego śmiechu doprowadzała mnie swoją prostą barwnością obecność w niemal każdym utworze wzmianki o "«Necronomiconie» szalonego Araba Abdula Alhazreda"; w tej powtarzalności jest coś przewrotnie komicznego.


Zbiór zdecydowanie polecam. Komu? Każdemu, a zdecydowanie (szok) fanom horroru, którzy jakimś sposobem jeszcze się z tym autorem nie zapoznali, miłośnikom archaicznego, acz bardzo przyjemnego w odbiorze stylu oraz ew. osobom pragnącym sprawić sobie detoks po bardziej bezpośrednich przedstawicielach gatunku, kipiących obrzydliwymi opisami i sprośnymi rytuałami; tutaj wszystko jest pod tym względem "bezpieczne", jakkolwiek by to słowo nie brzmiało w odniesieniu do autora.

Nie ukrywam też, że w swoim czasie z chęcią zapoznam się z ilustrowanymi wersjami poszczególnych opowiadań


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #lovecraft #hplovecraft #cthulhu #vesper #ksiazkicerbera

67a90e48-5e1b-4933-81a6-c109397e15de
bori

@Cerber108 Oj nie mogę się zgodzić co do "Gór Szaleństwa" - w mojej opinii to jedno z najlepszych opowiadań Lovecrafta, a klimat jest tam wyjątkowo duszny

Cerber108

@bori mnie to wędrowanie po opuszczonych korytarzach w pewnym momencie zaczęło nużyć.

Zaloguj się aby komentować

Odebrane wczoraj w ŚK. Kolonia i Post internetowo z kartą klienta wyszły po 23,74zł/szt. Warcrafta nie ma dostępnego online, ale na szczęście napotkałem go w salonie - 24,99zł. Zastanawiam się czy jest sens dublować Future Glukhovsky'ego. Z Postem i tak już to zrobiłem, ale tutaj przynajmniej jest inna forma książki, a Future to dokładnie to samo, ale w twardej.

Przy okazji: czy ktoś widział Wojnę Starożytnych z Warcrafta lub Trylogię Metra w jednym tomie w salonie ŚK? Empik rzekomo ma na nie wyłączność, ale wydawca odpowiedział mi, że już nie powinna obowiązywać, jednak, jakby nie patrzeć, ŚK nie posiada tego w ofercie internetowej, a w salonie też nie widziałem.


#ksiazki #czytajzhejto #dmitryglukhovsky #maxkidruk #worldofwarcraft

f3a9f29c-d085-408d-8154-d813215aa307
Bing0Bang0Bong0

@Cerber108

Zastanawiam się czy jest sens dublować Future Glukhovsky'ego.


Też się nad tym zastanawiałem, bo mam w miękkiej, a potem się zorientowałem, że wersja w twardej jest sporo większa, praktycznie takiej samej wielkości jak, POST, który masz na zdjęciu i zakupiłem właśnie w tej promocji, Futu.Re, Post i Tolkien w XXI wieku. Co dziś znaczy dla nas Śródziemie, te trzy książki. Dlatego uważam, że warto, bo masz to samo tylko większe (zdjęcia) i w twardej.


A w razie czego to możesz potem odsprzedać z zyskiem, bo książka normalnie w księgarniach jest za 50-60zł.

Cerber108

@Bing0Bang0Bong0 chyba cholibka kupię, bo Glukhovsky'ego jednak lubię, a to nie są jakieś duże pieniądze.

Bing0Bang0Bong0

@Cerber108 Dokładnie, stratny na pewno nie będziesz.

Zaloguj się aby komentować

1239 + 1 = 1240


Tytuł: Oszczędnego czarodzieja poradnik przetrwania w średniowiecznej Anglii

Autor: Brandon Sanderson

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: MAG

Format: książka papierowa

ISBN: 9788367353472

Liczba stron: 384

Ocena: 7/10


Kończąc tę książkę wyczerpałem swój zapas niecosmere'owych pozycji Sandersona, więc jak już przyjdzie co do czego i sięgnę po coś nowego od niego, to będzie to niemałe przedsięwzięcie. Ale ja nie o tym.

Historia ta opowiada o facecie, który bez żadnych wspomnień i informacji (poza kilkoma stronicami tytułowego Poradnika) znalazł się w świecie na pierwszy rzut oka wyglądającym na średniowieczną Anglię. Z biegiem czasu, poprzez błądzenie myślami w różnych kierunkach, przypomina sobie fragmenty ze swojej przyszłości, z jednej strony odpowiadające na pewne pytania, a z drugiej stawiające kolejne. Dosyć wcześnie napotyka nowych kompanów, a podróż w ich towarzystwie i własne obserwacje pozwalają mu zdać sobie sprawę z odmienności odwiedzonego świata od faktycznej wersji średniowiecza. Potrzeba sytuacji zmusza go również do odgrywania roli "aelva" - pewnego rodzaju istoty nadprzyrodzonej - a umożliwiają to różnorakie gadżety z rodzimego świata.

Odkrywanie życiorysu bohatera (w jego przypadku na nowo) igra z oczekiwaniami czytelnika, choć sam zainteresowany za często jest pod tym względem zbyt melodramatyczny - praktycznie przy każdej nowo uzyskanej informacji użala się nad sobą i obecną (ale i przeszłą) sytuacją. Do tego, niestety, sama fabuła jest dosyć miałka i sztampowa - bez fajerwerków, a "przemiana" bohatera i członków drużyny - mdła i bezpieczna do bólu. Muszę jednak przyznać, że jednego twistu się nie spodziewałem, a jego implikacje były wobec protagonisty doprawdy chamskie. Książka ta charakteryzuje się też tym, że bohater zachowuje się trochę tak, jak gdyby grał w filmie albo po prostu, o ironio, był głównym bohaterem - pewne osoby może ten zabieg irytować.

Oprócz faktycznej historii powiedziałbym, że pozycja ta zawiera jeszcze 2 poboczne: jedna z nich przejawia się w dosłownych stronach z tytułowego Poradnika, przybliżających nam działanie wymiarów (do jednego z których trafił bohater) oraz, pośrednio, trochę prześmiewcze i niezbyt optymistyczne funkcjonowanie tamtejszego rzeczywistego świata; druga, na obrazkach znajdujących się na sporej ilości marginesów stron, przedstawia luźno ze sobą powiązane perypetie maskotki (?) firmy Frugal Wizard (która to sprzedaje dostęp do wspomnianych wymiarów) i pewnych archetypicznych wręcz postaci.

Generalnie książka nie jest zła: ma, jak to u Sandersona, ciekawy pomysł na siebie i niezgorszą jego realizację, ale niestety aspekty te ciągnie w dół nieinspirująca fabuła i niezapadająca w pamięć obsada. Trochę szkoda, bo fundamenty są solidne. Z drugiej strony autor pisał to jako niezobowiązujący projekt dla żony, więc być może niekoniecznie podchodził do tego jak do czegoś uber-istotnego (choć aspekty historyczne opisał ponoć solidnie). Dobre jako czytadło, ale błędem jest oczekiwać od tego rzeczy niesamowitych.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #brandonsanderson #tajneprojektysanderson #mag #ksiazkicerbera

a1294526-bd34-4f8e-a751-cbe272ccb560
Ten_koles_od_bialego_psa

@Cerber108 dziękuję za recenzję, zamówione XD

Cerber108

@Ten_koles_od_bialego_psa zawsze służę pomocą

Zaloguj się aby komentować

1232 + 1 = 1233


Tytuł: Inwazja porywaczy ciał

Autor: Jack Finney

Kategoria: horror

Wydawnictwo: Vesper

Format: książka papierowa

ISBN: 9788377314791

Liczba stron: 244

Ocena: 7/10


Na szczęście ten Wymiar - w przeciwieństwie do poprzedniego - nie wywołał u mnie skrętu kiszek.

Mamy tutaj do czynienia z mniej standardowym podejściem do ukazania inwazji obcych. Nie uświadczymy agresywnych Marsjan dezintegrujących wszystko na swojej drodze, tylko niepozorne przejmowanie kontroli nad mieszkańcami pewnego obszaru.

Rzecz dzieje się w miasteczku Mill Valley w hrabstwie Marin w latach 70. Wszystko zaczyna się od kobitki twierdzącej, że jej wuj nie jest tak naprawdę jej wujem - niby każdy element znajduje się na swoim miejscu, ale intuicja mówi jej, że coś jest nie w porządku. Główny bohater - Miles Bennell - będący lekarzem, jednakże nie specjalistą od dolegliwości głowy, nie będąc w stanie jej pomóc, przekierowuje ją do znajomego profesjonalisty. I tak to się przez spory fragment książki toczy: coraz więcej osób relacjonuje podobne obserwacje, specjaliści zrzucają to na karb zbiorowej halucynacji i samospełniającej się przepowiedni aż wreszcie wszystko pozornie zanika. Jednakże Miles oraz znajomy pisarz Jack - z jednej strony mając rzekome twarde dowody na faktyczne istnienie inwazji, z drugiej bardzo sensowne wyjaśnienia fachowców - nie odpuszczają w drążeniu tematu i tym samym lądują w samym środku obcego przedsięwzięcia.

Mam wobec całego tego procesu trochę mieszane odczucia: z jednej strony faktycznie korzysta on wielce z niedoskonałości ludzkiej psychiki i skłonności do nielogicznych zachowań i toku myślenia (co jest istotnym elementem tej książki), ale z drugiej niektóre przykłady i kontrprzykłady są po prostu idiotyczne; w porządku, jestem w stanie zrozumieć pozorne pomylenie przez jedną osobę kokonu ze stertą szmat w piwnicy, ale jeżeli 4 osoby widzą ciało w garażu, to chyba im się to nie przyśniło? Również niektóre decyzje obsady, gdy akcja odrobinę się już zagęszcza, można zaliczyć do wątpliwych, ale to już chyba standard.

O dziwo na plus muszę zaliczyć wątek miłosny, co w starych sajfajach właściwie się nie zdarza. Brak tutaj typowych wujowych opisów w stylu "czułem jej jędrne bimbały przez cieniutką koszuleczkę". Nie, całość jest przedstawiona w stonowany sposób, brak niepotrzebnego epatowania szczegółami, sama relacja ma podbudowaną przeszłość, no i po prostu obie strony są zgodne.

Nie jest to może pozycja niesamowita, ale czytało się ją dobrze, większość elementów została zrealizowana poprawnie, więc stanowi dobry wybór na zajęcie kilku wieczorów.

A teraz deser: autor posłowia, Rafał Nawrocki, za przykład dzieła kultury kręcącego się wokół kordycepsów podaje The Last of Us. Serial. Nie grę, a serial. Do tego określa jego gatunek jako weird fiction. Niektórzy w swoim profesjonalizmie zapędzają się aż za daleko.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #jackfinney #wymiaryvesper #vesper #ksiazkicerbera

0d753ecb-f791-4d03-8feb-096c2637fa8e
AndrzejZupa

C⁎⁎j z recką! Daję pioruna za tytuł! 🙃

Cerber108

@trixx.420 jak praktycznie wszystkie w Wymiarach.

ciszej

@trixx.420 ja mam od vespera starsze wydanie, ma taki vibe literatury pulp, dobrze że zmienili XD

af267bc9-2ed0-48b0-85a9-39d738bb6352
WujekAlien

@Cerber108 dzięki za polecenie, mam na półce od dłuższego czasu, ale nie było okazji się zabrać

Zaloguj się aby komentować

1211 + 1 = 1212


Tytuł: Więcej niż człowiek

Autor: Theodore Sturgeon

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

Format: książka papierowa

ISBN: 9788381882897

Liczba stron: 280

Ocena: 6/10


Co do tej książki mam bardzo mieszane odczucia, a powiem nawet inaczej: nie jestem do końca pewny, co wobec niej czuję.

Opowiada ona o grupce dzieci i osób na granicy dorosłości posiadających różne nadludzkie moce w stylu teleportacji, telekinezy, sugestii i wywołania amnezji, odczytu wiedzy itd., które to z biegiem czasu wpadają na siebie i formują grupę o iście symbiotycznych właściwościach.

Niemal wszystkie postacie są lub stają się wyrzutkami, doświadczyły konfliktów rodzinnych (które jednak były ledwie skutkiem ubocznym, a nie bezpośrednim rezultatem posiadania unikalnych umiejętności), czy też nie potrafią dopasować się do społeczeństwa na zwyczajnych zasadach. I to było niezłe; autor ukazał osobiste problemy, które dotknęły niektóre postacie lub osoby z ich bliższego otoczenia. Na wspomnienie zasługuje również język, zupełnie różny od tego, czego można by się spodziewać po pozycji należącej do Wehikułu czasu. Nie jest on suchy czy techniczny, a wręcz przeciwnie; znajdzie się tu trochę ciekawych porównań czy opisów, a rozmowy wychodzą całkiem naturalnie - najlepszym tego przykładem nazwałbym wizytę Gerarda u doktora.

Jednakże, pomimo wszystkich tych dobrych elementów, za nic nie potrafiłem się w opowiadaną historię zaangażować, zupełnie mnie ona nie wciągnęła i nie jestem w stanie konkretnie powiedzieć dlaczego, choć zdaję sobie sprawę, że to dobra książka. Może chodzi o pewne poszatkowanie perspektyw, o chaos narracyjny, o zagmatwane ciągi przyczynowo-skutkowe? Albo o brak choćby mglistego pojęcia o kierunku, w jakim to wszystko zmierzało i tym samym niemożliwym było zakotwiczenie się w opowieści? Nie wiem, choć bodaj z czystej ciekawości przeczytam ją sobie jeszcze raz za jakieś 10 lat i zobaczę, co z ponownej lektury wyciągnę.

Sądzę, że warto się z tą książką zapoznać, choćby dla wyrobienia własnego zdania.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #theodoresturgeon #papierowywehikulczasu #rebis #ksiazkicerbera

c9244635-edad-4d4d-89d1-c7967ea9a0cf

Zaloguj się aby komentować

1176 + 1 = 1177


Tytuł: Jedyni dobrzy Indianie

Autor: Stephen Graham Jones

Kategoria: horror

Wydawnictwo: MAG

Format: książka papierowa

ISBN: 9788367353090

Liczba stron: 288

Ocena: 8/10


"Jedyni dobrzy Indianie" to powieść łącząca w sobie ukazanie różnych aspektów przyziemnego życia wiedzionego przez kilku przedstawicieli tytułowej grupy, którzy w mniejszym niż większym stopniu mają z tradycją za pan brat z nadnaturalnymi aspektami wywodzącymi się z ich rodzimych terenów.

Historia skupia się na paczce czterech przyjaciół, których życie - ze sporym, swoją drogą, opóźnieniem - wywraca się do góry nogami po pewnym pamiętnym polowaniu. Stanowią oni postacie scharakteryzowane w takim stopniu, by całkiem szybko zacząć ich rozróżniać i umieszczać w szerszym kontekście przedstawionej historii, ale nie na tyle, by na dłużej zapadli w pamięć - w przeciwieństwie do tego, co się im przytrafia.

Niesamowicie podoba mi się ww. ukazanie zwykłego życia zwykłych Indian, którzy postanowili nie tyle odciąć się, co raczej oddalić od tradycji, choć czasami zdarza im się "odnowić" z nią kontakty. Koniec końców są to przeciętni ludzie, a nie kosmici nieprzystosowani do funkcjonowania wśród innych przedstawicieli naszego gatunku. Równie dobre, o ile nie lepsze, jest też bardzo powolne budowanie suspensu i wzbudzanie naszej podejrzliwości, by w pewnym momencie strzelić z grubej rury gęstym i - delikatnie mówiąc - niepokojącym rozwojem akcji. Muszę też wspomnieć o świetnie zrealizowanym wzbudzaniu w czytelniku uczucia bezsilności wobec wydarzeń dotykających bohaterów - są one zaskakujące, bezlitosne, bezsensowne (w tym znaczeniu, że doprowadziły do nich błahe rzeczy) i - gdy klocki domina zostają wprawione w ruch - nieuniknione.

Aspekt "indiańskości" został tutaj wpleciony w zrównoważony sposób: jest go na tyle dużo, by poczuć, iż dzięki niemu książka posiada swoistą duszę, ale też na tyle mało, by nie przypominał o swojej obecności na co drugiej stronie.

Nienazwana seria grozy MAGa ponownie nie rozczarowuje: powoli buduje, a potem trzyma w napięciu, dialogi są napisane naturalnie, nie uświadczymy niepotrzebnych kwiecistych opisów, a aspekt kulturowy nie przytłacza. Dostrzegam sporo podobieństw do świetnej "Objawicielki", lecz opisywanej pozycji brakuje w porównaniu do niej tego "czegoś". Jest to też zdecydowany progres względem wybitnie nijakiej "Mapy wnętrza" tego samego autora.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #stephengrahamjones #grozamag #mag #ksiazkicerbera

8d79e42b-2766-4c6a-8081-549802d59b73

Zaloguj się aby komentować

Następna