Zdjęcie w tle
George_Stark

George_Stark

Gruba ryba
  • 541wpisy
  • 3234komentarzy
Kilka rzeczy złożyło się na na wytwór poniższy.

Po pierwsze mój autoban (albo autocenzura) na sonety w obecnej edycji naszej zabawy sonetowej, a nieco jestem jednak poetycko wyposzczony.

Po drugie wpis koleżanki @KatieWee , bo jeśli będzie reedycja tej opisywanej książki, to ja chętnie do takiej reedycji dołączę.

Po trzecie pogoda za oknem i wspomnienie tego, co już w tym roku przerabialiśmy, a nad czym w tym roku ubolewałem już w wytworze zeszłotygodniowym .

Po czwarte wreszcie zdobyte w związku z trzecim doświadczenie. Bo, jak to mawiali starożytni Amerykanie: fool me once – shame on you; fool me twice – shame on me.

Wiosno, więc – drugi raz już ci się mnie oszukać nie uda!

***

Nauczony doświadczeniem
czyli Widzę, ale nie wierzę (a przynajmniej nie ufam)

Za oknem słońce –
wyczuwam podstęp.

„Cudne manowce”
pisał Stachura
i ta wczorajsza pogoda bura
na takie chyba właśnie manowce
(mniej cudne – bo zimnym deszczem podmokłe)
prowadzić próbuje. Lecz nic nie wskóra.

Dwa razy się nabrać? Aha – akurat!

***

#zafirewallem
2
splash545

@George_Stark słusznie wyczuwasz podstęp, bo jutro ma już padać.

Zaloguj się aby komentować

Postaram się nie obciążać koleżanki @Wrzoo zanadto, stąd jest to prawdopodobnie ostatni mój wytwór w tej edycji (chyba że kolega @moderacja_sie_nie_myje3 nic do piątku nie napisze, to wtedy, zgodnie z zapowiedzią – groźbą? – zrobię to za niego ja).

Jest taki stereotyp (albo topos – jak kto woli), że jeżeli stara pana, no to z kotem. A stary kawaler? I oto, w ramach walki o równouprawnienie, przychodzę do Państwa z odpowiedzią:

***

Gadzie pożądanie

„Krokodyla daj mi luby!” –
takie właśnie wymaganie
zakończyło podrywanie
gdy mi we łbie były śluby.

Nie że byłem ja za gruby,
nie że zbyt oddany mamie,
ale gadzie pożądanie
przyczyniło się do zguby.

Lecz nie z rozpaczy, a z radości piję,
gdy widzę moich kumpli-geniuszów
co żony trzymają ich nie marchwią: kijem.

I nie mam wcale problemów by zasnąć,
i kawalerkę mam nawet własną
gdzie krokodyla drapię po brzuchu.

***

#nasonety
#zafirewallem
6
fonfi

@George_Stark niczym Don Johnson w Miami Vice 😎

Zaloguj się aby komentować

Mokry (z)gon

Zwłoki. Topielcy. Zwyczajne trupy.
Nie przy niebiańskiej, a przy Wodnej Bramie,
przy bramie, gdzie święty Pieter nie stanie,
bo stoją tam diabły i belzebuby.

I spod tej bramy orszak wyruszył
– takie grudziądzkie kolędowanie –
a gdy pod domem ten orszak stanie
to już za późno by pływać się uczyć.

Zaś Wisła znowu inaczej się wije –
po raz kolejny mapy retuszuj!;
uwzględnij: teraz ku Czechom płynie!

Orszak wyruszył już poza miasto
i ciągnie za sobą tę swoją straszność:
zmierza wzdłuż Wisły ku miastu Otmuchów.

***

#nasonety
#zafirewallem
2
splash545

A bardzo ładna wodna brama i jej okolica również.

Zaloguj się aby komentować

Ponieważ kolega @Dziwen ubolewa, że symulacja mu się sypie i że w kawiarence nie jest już tak jak dawniej bywało , postanowiłem wyjść mu naprzeciw i jakoś mu tę symulację spróbować załatać. Chęci miałem dobre, wymyśliłem nawet – całkiem moim zdaniem zgrabny – ostatni wers, który później (nawet w prawie niezmienionym brzemieniu) użyłem w wersji ostatecznej poniższego wytworu. Droga do tego wytworu była jednak kręta i, przyznaję, zgubiłem się na niej. Nie osiągnąłem zamierzonego celu, bo wiersz miał być o czymś zupełnie innym, ale patrząc na ten wers, który miał wieńczyć zamierzony utwór, pomyślałem sobie że przywołany w nim mięsień może boleć również z innych powodów, nie tylko w wyniku zbyt obfitej defekacji, co miało być tego zamierzonego wiersza tematem przewodnim. No a skoro o mięśniu mowa, a mięśnie się przecież trenuje, to osiągnąłem cel inny niż zamierzony, ale moim zdaniem również zgrabny:

***

Po sobotnim treningu

Siłownie wieczorną porą pęcznieją –
chłopaki ostro żelazo grzeją!
Rzeźby się jeden z drugim spodziewa:
bicka, co będzie twardy jak heban.

Myśli, że będzie suczki wyrywał,
a tu kolega tylko podziwia
ciało błyszczące od potu, olei –
komplement rzuci, rady udzieli.

Uwaga, jaka by tam nie była,
zawsze mężczyźnie jest przecież miła.
A więc kolejny wieczór – sobota,
odwiedził kolegę, ten go omotał,

bo inne mięśnie trenować by wolał:
później przez tydzień zwieracz go bolał!

***

#nasonety
#zafirewallem
2

Zaloguj się aby komentować

To było tak, że koleżanka @UmytaPacha wspomniała. Mnie się wtedy łza w oku zakręciła i też wspomniałem. I zatęskniłem. I tym tęsknym, załzawionym wzrokiem spojrzałem na nasze wspaniałe logo i wtedy zatęskniłem jeszcze bardziej. Więc napisałem:

***

Tęskny wiersz poety tęskniącego

W kawiarni nad kawą goście smutnieją,
bo on był jeden, a dziś jest zero;
i pustka z jego miejsca rozbrzmiewa,
bo stolik pusty – gdzież się podziewa

orator, który nas głosem swoim porywał
kiedy wytwory nasze nagrywał
i myśmy wtedy podwójnie się śmieli?
I znów podwójnie śmiać byśmy się chcieli.

Co go zabiło? Grypa czy kiła?
A może wąsa mu ogoliła
niewiasta, którą urokiem omotał?
I wstyd bez wąsa wyściubiać mu nosa?

Więc pytam: Kolego! Gdzie żeś ty polazł?
Zostało nam po nim logo Mongoła.

***

#nasonety
#zafirewallem
6
ErwinoRommelo

Ehh Mongole wracaj do nas

Wrzoo

@George_Stark Wciąż myślę o Khanie i Czosnku ;_;

Zaloguj się aby komentować

PaczamTylko

Kosmonauci z wieży T-72


No i widzicie wstrętne ruskie dranie

czym się kończy na czołgu Z wpisywanie

literze tej grozi rychłe dronem moderowanie

a potem leć w górę wieżo na wybuchowym bananie*


(*no takim z Wormsów)

Fafalala

Nie mam dzisiaj czasu na to dranie

Niech spontaniczne będzie moje wpisywanie

Bawicie w kosmosu moderowanie

A nawet nie nadajecie się do tego aby latać na bananie.

motokate

Ach, ci Marsjanie, ironii wiadra nie

starczy, gdy celują na X wpisy w Anie.

Chyba chcą zostać wymoderowani, e?

Bo chyba wyłapać od razu bana nie?

Zaloguj się aby komentować

To miał być sonet, ale zaczął żyć swoim życiem, a żyć zaczął na temat, który nigdy mi się chyba nie znudzi, choć sonet miał być na ten sam temat:

***

O tym jak Jerzy trafił do stomatologa

Pachy zapachy Jerzego grzały,
ciała jamiste mu w członku twardniały
i Pacha mogła się nawet spodziewać,
że znowu mu się przyssać zachciewa.

Członek mu twardość osiągnął szkliwa,
które zębinę zębów pokrywa –
to porównanie pasuje jak ulał:
w członku, jak w zębie Jerzego: dziura.

A Pacha, zamiast przyjąć amory,
krzyczy: – Jerzy! Na ząb jesteś chory!
I Jerzy – biedny: cisnęła go żądza,
taką obronę ad hoc sporządzał:

– Ja, proszę mojej kochanej Pachy
łyknąłem już dzisiaj cztery Apapy
i – choć to rujnuje mój portfel –
to dokupiłem Ibuprom Forte.
A nim “lekoman” powiesz, obalę:
błękitnych tabletek nie trzeba mi wcale!

I Jerzy długo Pachę namawiał:
stękał i kwękał, przysięgi składał,
jęczał, marudził i nagabywał
aż w końcu Pacha tak się odzywa:
– Cholera! Jerzy! Boli mnie głowa!

Wtedy Ibuprom, co w kieszeni schował
wyjął i krzyknął Jerzy: – Tadam!
Na wszelkie bóle ja tutaj coś mam!

Cóż począć? Pacha, w wyniku zaszachowania
musiała się poddać próbie przyssania.
Jerzy z radością już zbliżał się do niej
gdy działań Apapu nastąpił koniec.

I wtedy Jerzy zaszachowany
do stomatologa został wysłany:
łyknąwszy tabletkę Ibupromu Forte
odwiedził dentystkę. Z dużym dekoltem.

***

#zafirewallem
10
George_Stark

No Jerzy już był o dentysty to i chyba więcej takich już nie będzie.

UmytaPacha

@George_Stark kyrie eleison xd

fonfi

@George_Stark genialne! Popłakałem się ze śmiechu. 🤣A to dopiero była pierwsza strofa!

Zaloguj się aby komentować

Śnieg stopniał i słońce wyszło no to poszłem se na spacer, niedziela w końcu. I marzłem trochę, ale widziałem nadzieję. Na drzewach ją widziałem, a co widziałem to i zapisałem:

***

Pączki
czyli Żart wiosenny

Tak jak na ranek koguty pieją,
tak też i kiedy jaskółki szaleją
– więcej niż jedna, to przyznać trzeba –
i kiedy pączki puszczają drzewa…

No właśnie: pączki – jest co podziwiać!
Aura się w końcu stała życzliwa
i doczekaliśmy, jak żeśmy chcieli
wiosny! I czapki żeśmy już z głów ściągnęli…

A wiosna nam jednak psikus zrobiła:
miała być z nami, a tylko była
dni ledwie kilka – znów mróz i słota.
A pączki przecież na drzewach! – popatrz!

Wiosno! Ten żart twój jednak trochę zabolał!
Wracaj już do nas! Najwyższa pora.

***

#nasonety
#zafirewallem
0

Zaloguj się aby komentować

Ponieważ kolega @fonfi twierdzi, że lubi pisać podsumowania, no to ja tak, z sympatii głównie, zapragnąłem mu dostarczyć jeszcze więcej materiału żeby musiał jeszcze więcej w podsumowaniu napisać i w związku z tym zaznał jeszcze więcej przyjemności. A w związku z tym z kolei, że od jakiegoś czasu toczy się u nas w kawiarni mniej lub bardziej otwarty i mniej lub bardziej liryczny dyskurs na temat wieku w ogóle, a wieku zaawansowanego w szczególe, to postanowiłem wziąć na warsztat przyjemności, które w tym zaawansowanym wieku człowiekowi pozostają. Stary dowcip mówi, że z czterech przyjemności na „p” to zostało mi już tylko pierdzenie, ale ten dowcip oparty jest na fałszywym założeniu. Zgodnie z zasadami logiki, żeby obalić tezę wystarczy jeden dowód przeciw i ja taki dowód przeciw założeniu tego przytoczonego wcześniej dowcipu we wierszu dostarczam. Przychodzę bowiem z jeszcze jedną, piątą już przyjemnością na „p”, a dostępną ludziom w każdym wieku, choć z pewnymi jednak zalecanymi – jak w przypadku każdej chyba przyjemności – ograniczeniami:

***

Pączki

Słodziutkie. I jeszcze lukrem zwykle się kleją.
I marmoladą je czasem nadzieją.
Albo i różą się czasem nadziewa.
I dobrze! Bo z różą też mi się czasem zachciewa.

Nie lubi ich moja cukrowa krzywa,
a i dietetyk nagle przybywa
nad ramię, jak kreskówkowi anieli
i krzyczy wtedy: – Kalorie przelicz!

Ale cóż zrobić gdy cukierni bryła,
wzniesiona po to żeby kusiła
mą silną wolę zdolna podkopać?

I tak codziennie, diecie na opak,
gdy osłabiona ma silna wolna
myśli ulegam: – „Ale bym pojadł!”

***

#nasonety
#zafirewallem
4
fonfi

@George_Stark z tym pierdzeniem to też trzeba uważać, bo mówi się, że na starość to nie można już ufać oczom, uszom i bąkom. A nadmienię tylko, że ja już na lewe ucho niedosłyszę, właśnie odbieram nowe okulary więc… te pączki to w samą porę! 😁

Zaloguj się aby komentować

Żeby zachęcić jeszcze pięć osób (no, może cztery, bo może i kolega @fonfi też coś napisze), to udowadniam, że tekst di proposta tej LXXI edycji zabawy #nasonety w kawiarni #zafirewallem jest bardzo przyjemny i pisze się do niego łatwo. Zaświadczam też, że pisze się do niego również przyjemnie:

***

Problem zardzewiałych zawiasów

Skrzyp – to zawiasy rdzewieją.
Konserwatorzy to pewnie oleją,
bo takie czasy – ja nie zalewam –
że każdy sobie robotę olewa.

A tu wystarczy byle oliwa
żeby się zawias przestał odzywać.
Żadnych wymyślnych nie trzeba olei –
daliby radę! Gdyby się wzięli.

Żeby oliwa na wierzchu była
czeka mnie z nimi rozmowa niemiła.
Sprawa jest śliska, więc niby ot tak
mówię: – Panowie! Czeka robota!

Odezwał się jeden, tłusty jak olej:
– Stachu, matole, no ja pi⁎⁎⁎⁎lę!
Weź i ten zawias idź i mu olej.

***

#nasonety
#zafirewallem
3
fonfi

@KatieWee @moll jakże znamienne jest to, że poza panem @George_Stark tylko panie ten komentarz „polubiły”… 🙄

Zaloguj się aby komentować

Ech – to moje ulubione słowo ostatnimi czasy, więc, dla własnej przyjemności, pozwolę sobie zacząć jeszcze raz:

Ech. Pogoda za oknem tak se. Niezachęcająca do wysiłku intelektualnego a nawet ten wysiłek intelektualny znacznie utrudniająca. Przynajmniej w moim przypadku. Nie lubię takiej pogody.

No ale: nie ma co narzekać, trzeba przeciwdziałać. Jakoś. No to w ramach tego przeciwdziałania pomyślałem, że włączę sobie coś wesołego. I włączyłem. Padło na parodie (bo lubię), więc włączyłem sobie Letni Chamski Podryw. Zacząłem od piosenki Polo (bo bardzo lubię), a później algorytm Youtube’a wybrał mi jeszcze kilka hitów tego zespołu, którego jeden z członków mieszkał w swojej i mojej młodości kilka bloków ode mnie i kiedyś, razem ze swoim kolegą (ale innym niż tym, z którym teraz nagrywa) skroił mnie z prawie pełnej paczki papierosów. To jednak, to moje chwalenie się swoimi dawnymi związkami z szołbiznesem, to tak na marginesie. A wracając do meritum, no to jeszcze później, po tych kilku hitach algorytm postanowił mi włączyć piękny utwór Człowiek (Złota ryba) w wykonaniu pana Marka Dyjaka. Nie mam pojęcia jakim sposobem algorytmowi Youtube’a udało się połączyć pana Dyjaka z Letnim Chamskim Podrywem, no ale jakoś mu się to udało. Tak samo jak nie mam też pojęcia jakim sposobem w mojej z kolei głowie Letni Chamski Podryw i pan Marek Dyjak zdołali się połączyć z moją obecną rangą na tym portalu i dodatkowo jeszcze z zasadami ustanowionymi w tej edycji naszego sonetowego konkursu przez kolegę @fonfi, no ale jakoś mi się to wszystko połączyło:

***

Człowiek (Gruba ryba)

Pioruny
dostawałem ja za wiersze
każdy z nich
w serwer zapisany jest

i czasami
dostawałem ich za dużo
trzeba było więc
może rzadziej pisać je?

Mam przy nicku
dopisaną grubą rybę
jeśli dasz pioruna
w końcu nią przestanę być.

Słuchaj Tomku
w sumie nie jest mi najgorzej
źle jest wtedy
kiedy trzeba prowadzić.

Gdy pisałem
nagradzali piorunami,
gdy czytałem
komentarze grzmocili

i mówili:
on jest chyba po⁎⁎⁎⁎ny,
on jest chyba po⁎⁎⁎⁎ny
żeby tyle aż tworzyć.

Mam przy nicku
dopisaną grubą rybę
jeśli dasz pioruna
w końcu nią przestanę być.

Słuchaj Tomku
w sumie nie jest mi najgorzej
źle jest wtedy
kiedy trzeba prowadzić.

Wiele razy
obawiałem się zwycięstwa
i niestety
przytrafiało to się mi;

wtedy w piątek
gdy edycję się kończyło:
podsumować –
ależ byłem wtedy zły.

Mam przy nicku
dopisaną grubą rybę
jeśli dasz pioruna
w końcu nią przestanę być.

***

#zafirewallem
6
pingWIN

Wiele razy

Dopadałem bramy kawiarenki

I @fonfiego

Mnie kusiły sonety


W głowie pustka,

Wszystkie pomysły dawno się skończyły

Puste wersy,

Pozostały tylko naczteryrymy

Zaloguj się aby komentować

I tak to jest, moi Drodzy, że jak Organizator nie daje rymów jak jakiś idiota, to i wiersze same się pisać zdają:

***

Bywa
czyli Degradacja klasowa

W młodości często randkował z nadzieją:
tory układał, by życia koleją
dojechać mógł tam, gdzie się spodziewał;
gdzie jeść miał kawior i szampan rozlewać.

Być było dobrze: gdzie mógł być – bywał;
lecz bywać przestał, bo tak już bywa,
że czasem pociąg się wykolei:
to tory krzywe, to trakcję wycięli.

I rzeczywistość, co tak cieszyła
bywa, że nie jest, choć przecież była
cieplutka i miękka – jak futerko kota.

I teraz w brodę pluje: – Idiota!;
albowiem byt jego jest bytem prola.
A pewnie pobędzie jeszcze ze sto lat.

***

#nasonety
#zafirewallem
3
fonfi

@George_Stark A co do rymów z poprzedniej edycji to pomimo, że trudne zadałeś to fajnie było się z nimi pomęczyć. Nie może być zawsze tak łatwo. Dla mnie się podobało.

Zaloguj się aby komentować

Antoni tonący

Dziwne doprawdy rzeczy się dzieją
kiedy gruczoły dokrewne szaleją
i ani się chłopiec nic nie spodziewa
a tutaj: szast-prast! – i już dojrzewa!

Już nie strażaków – dziewczęta podziwia;
i jedna z nich wtedy – dość urodziwa –
w głowie mu robi nie po kolei;
choć Antoniemu nie daje nadziei.

Ta miłość być mogła, ale nie była:
– O ty cholero! Obyś przytyła!
Oby spotkały cię same kłopoty! –
złorzeczył Antoni. – Antoni?! Co ty?!

Antoni złorzeczył, bo ból go bolał
i smutno skończyła się jego dola:
wybrał grudziądzki ze wszystkich końcy –
tak właśnie skończył Antoni tonący.

***

#nasonety
#zafirewallem
7
splash545

Bardzo dobre zakończenie.

Zaloguj się aby komentować

Dobry wieczór!

Nikt już chyba nic więcej nie napisze, więc napiszę ja. Ale i ja napiszę niewiele, no bo wiele do napisania to nie ma.

Zrobimy sobie teraz takie dziwne odliczanie. W dół i nie po kolei, a może po kolei, ale wyrywkowo:

Siedemdziesiąt – no bo ten wpis to #podsumowanienasonety w LXX edycji zabawy #nasonety w kawiarni #zafirewallem . A rymowaliśmy w niej do fragmentu utworu Śmierć poety autorstwa pana Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego , patrona mojego gimnazjum, co przypomniało mi się już po zadaniu zadania.

Dwa – no bo tylu uczestników wzięło w tej edycji udział, co być może symbolizują te dwa iksy w liczbie LXX. Co miałoby symbolizować el? – pojęcia nie mam.

Dwa – no bo tyle wierszy zostało w tej edycji napisane. A były to:

Latający Grudziądzanin autorstwa kolegi @George_Stark oraz

piękna Przewrotność losu autorstwa kolegi @fonfi – pod wierszem nie pochwaliłem, no to tutaj pochwalę, bo chwalić jest za co, a już szczególnie to za wyrażenie „Zrobiłem z Ciebie wuja!", bo bardzo mi się to wyrażenie spodobało i skłoniło mnie do uśmiechu, a i do pewnych przemyśleń nawet.

Jeden – no bo tylu może być zwycięzców i już miałem nadzieję, że to ja nim zostanę drugi raz z rzędu, co w historii jeszcze nigdy się nie zdarzyło, więc byłbym pierwszym, któremu się to zdarzyło, no ale wobec takiego obrotu rzeczy, jakim się te rzeczy obróciły, no to zwycięzcą ogłaszam kolegę @fonfi !

Serdeczne gratulacje, z ulgą jednak!
34
fonfi

@George_Stark Dziękuję. No nie mogłem Cię zostawić samego. Nawet te dzisiejsze czteryrymy to piją do mnie, bo skończyłem z sonetem (co nie jest sonetem) grubo po 2 w nocy - jak ta sowa. Bałem się zostawić do rana, żeby się nie okazało, że znowu będę zmuszony wrzucać po zamknięciu. Ale faktycznie ten układ rymów to ciężka sprawa była, żeby to się jakoś posklejało.


No i cieszę się, że Ci się "wuj" spodobał - w mediach mówią, że takie "wujowanie" to podobno teraz na czasie jest...

George_Stark

@fonfi


No nie mogłem Cię zostawić samego.


Mogłeś. Przecież nie ma zapisu w regulaminie, że nie mogłeś. A nawet jakby taki zapis w regulaminie był, no to co z tego? Niemniej dziękuję, że nie zostawiłeś.


skończyłem [...] grubo po 2 w nocy


Tym bardziej dziękuję. I nie wiem czy podziwiam, czy współczuję.


No i cieszę się, że Ci się "wuj" spodobał


No bo to jest tak nieoczywiście zgrabne sformułowanie, że wstyd byłoby się nim nie zachwycić i świetnie wplecione do tego trudnego, jak się okazało, utworu. Nie mówiąc już o moim odlocie w sprawie rozważania implikacji jakie niesie za sobą takie a nie inne zakomunikowanie tego faktu.

RogerThat

Chyba aż wrócę do sonetów, jak tak patrzę. Do samego końca, mojego lub kawiarenki. A może nie. Zobaczę.

moll

@RogerThat pisz pisz

bojowonastawionaowca

@moderacja_sie_nie_myje3 a ty kiedy do sonetów wracasz?

moderacja_sie_nie_myje3

@bojowonastawionaowca Jestem obecnie na emeryturze

Zaloguj się aby komentować

Pan Michau nie był dobrym gospodarzem. Pasza w jego gospodarstwie była coraz bardziej niestrawna, zbiory z roku na rok coraz gorsze (głównie za sprawą podeptanego przez złośliwe elfy zboża), ziarno coraz trudniej było oddzielić od plew, a na dodatek ogrodzenie było tak dziurawe, że do folwarku bez problemu nocą dostawali się pijani imigranci z Rumunii, którzy wykrzykiwali obraźliwe hasła o jakiejś Monice i jej magicznej waginie, w której według ich relacji znikały różne przedmioty.

Pan Michau nie chciał swojego gospodarstwa opuścić, pomimo nawet protestów zwierząt zbierających się pod hasłem Folwark upaństwowić, a parobków wypierdolić, wobec czego dwa niesubordynowane barany o imionach Emil i Krzysztof postanowiły założyć własne gospodarstwo. W 24 godziny wznieśli budynki gospodarskie i postawili ogrodzenie. Budynki chwiały się przy najmniejszym wietrze, zdarzało się, że spadały z nich dachówki, ale wszystko jako tako trzymało się kupy. Ogrodzenie za to wydawało się dość szczelne, a przynajmniej nic nam nie wiadomo o jego naruszeniach, choć powodem braku tych naruszeń może być brak prób ich podejmowania, bo gospodarstwo knurów nie cieszyło się zbyt dużą popularnością.

Barany od czasu do czasu pojawiały się gospodarstwie pana Michaua. Nie przez dziury w płocie, wchodziły tam bramą, bo pan Michau nie zamknął przed nimi drogi powrotnej. Barany prowadziły więc działalność dywersyjną – namawiały zwierzęta w zagrodzie pana Michaua do przenosin obiecując im gruszki na wierzbie zamiast znanych im już mirabelek, których zresztą wcale nie było u pana Michaua tak dużo. Na koniec barany odśpiewywały Barkę i wynosiły się do siebie, a niektóre zwierzęta podążały za nimi.

Pewnego dnia pan Michau postanowił polepszyć byt zwierząt znajdujących się pod jego opieką. Odpicował swoje budynki za pomocą farby w sprayu, w miejsce dziur w ogrodzeniu poupychał kartony i ogłosił zwycięstwo przeprowadzonej przez siebie rewolucji. Pan Michau nie wziął jednak pod uwagę jednego czynnika (być może uznał go za nieistotny?), a czynnikiem tym były potrzeby jego zwierząt. Wtedy rozpoczął się eksodus.

W gospodarstwie Emila i Krzysztofa w wyniku imigracji nastąpił skokowy przyrost populacji. Żeby nad tym wszystkim zapanować, zwierzęta ustanowiły mające rządzić ich społecznością przykazania, a przykazania te brzmiały tak:
– wszystko, co nie ma jajek jest wrogiem;
– wszystko co nie jest wrogiem, jest przyjacielem;
– żadne zwierzę nie będzie dodawać wpisów politycznych bez odpowiedniego tagu;
– w ogóle żadne zwierzę nie będzie dodawać wpisów bez odpowiednich tagów;
– żadne zwierzę nie będzie kazać innemu zwierzęciu usunąć konta;
– wszystkie zwierzęta są równe.
Zwierzęta były dumne z ustanowionych przez siebie przykazań, a przykazania te były przechowywane w niezabezpieczonym pliku tekstowym Przykazania.txt, który, jak głosi legenda, niektóre zwierzęta od czasu do czasu nawet czytały, a czytały go po to, żeby przypomnieć sobie jego treść. Strażnikiem przykazań został wyznaczony bojowo nastawiona owca.

Życie towarzyskie na farmie kwitło. Zwierzęta spotykały się ze sobą i wspólnie spędzały czas. Tworzyły się grupy, które wiązały wzajemne zainteresowania: pojawiali się miłośnicy perfum, wiecznych piór, książek, filmów, gier komputerowych, a nawet poezji. Zwierzętom nigdy nie brakowało żywności dostarczanej im z okolic Lublina, ani świeżej bałtyckiej wody odsalanej w Gdańsku.

Z czasem zwierzęta zaczęły wybierać się poza folwark. Grupy spotykały się ze sobą w mniejszych podgrupkach, które łączyła głównie geografia, ale zdarzało się że również i zainteresowania. Tak na przykład spotkali się w Warszawie miłośnicy poezji, co zorganizowała owca, bo knur Jerzy, który po rocznym błąkaniu się po bezdrożach po opuszczeniu gospodarstwa pana Michaua postanowił osiąść w tej ziemi obiecanej, zorganizować takiego spotkania nie potrafił. Wtedy zaczęły się kłopoty. Po takich spotkaniach zwierzęta zaczęły znikać.

Pierwszym, który zniknął był mongolski słoń dyskotekowy, słoń niezwykły, ze skórą nie w kolorze szarym, jak u zwykłego słonia, ale ze skórą lustrzaną, podzieloną w dodatku na segmenty, jak skóra pancernika tak, że przypominałby kulę dyskotekową, gdyby tylko nie te jego rude wąsy. Później, po kolejnym spotkaniu zniknął ostatni i jedyny na świecie czosnkowy smok. Zwierzęta poczuły się zaniepokojone, a były zaniepokojone bym bardziej, że przypomniało im się jeszcze wcześniejsze zniknięcie pewnego łosia o zbyt dużym popędzie. Niepokoje wiązały się też z pewną ptaszyną, która co jakiś czas odlatywała, ale później na szczęście wracała – być może nie leciała do Aryki wyłącznie na zimę, ale zawsze wtedy, kiedy robiło jej się zimno?

Ze względu na kurczącą się populację farmy robiło się na niej coraz mniej wesoło, więc pewnego dnia zaniepokojony pająk przyszedł do owcy i zapytał:
– Owca, coś niedobrego się dzieje. Zwierzęta nam z farmy uciekają. Może coś jest nie tak z naszymi przykazaniami?
– Nie z przykazaniami wszystko jest w porządku – odpowiedział owca. – Sam możesz sprawdzić, jeśli chcesz.

I pająk otworzył plik Przykazania.txt, a wszystkim jego dwunastu oczom ukazało się tylko jedno zdanie:

WSZYSTKIE ZWIERZĘTA SĄ RÓWNE, ALE OWCE SĄ RÓWNIEJSZE.

***

#naopowiesci
#zafirewallem
4
sireplama

Pamiętam, bylem tym płotem

Zaloguj się aby komentować

Dobrze, moi Drodzy!

W niedzielę, 16.03.2025 napisałem: Czekam na Wasze dzieła przez dwa tygodnie, do niedzieli, 30.04. Krzty w tym zdaniu sensu ni logiki, bo to ani dwa tygodnie nie było do 30.04 od tamtego dnia, kiedy te słowa pisałem, a najbliższa niedziela, która przypada 30.04 to będzie rok 2028 (o ile do tego czasu świat się nie skończy). Postanowiłem więc XXI edycję zabawy #naopowiesci w kawiarni #zafirewallem zakończyć dziś, to jest rzeczywiście po dwóch tygodniach od jej otwarcia, w niedzielę 30.03.2025 i tym samym publikuję #podsumowanienaopowieści .

I nawet wziąłem pod uwagę to, że mamy tutaj takiego ananaska i osobę odmiennie gospodarującą czasem, którzy lubią dodawać swoje teksty w ostatniej chwili (absolutnie nie chroni to przed zwycięstwem, jak mogłoby się niektórym wydawać; nic nie chroni przed zwycięstwem! – haha!), więc jeśli koleżanka @KatieWee albo kolega @fonfi mieli taki zamiar, to można swoje opowiadania opublikować już po tym ogłoszeniu wyników. Jeśliby nawet ewentualnie opublikowali te swoje ewentualne opowiadania przed ogłoszeniem tego werdyktu, to, przyznam,: tegowerdyktu i tak by to nie zmieniło. Werdykt bowiem w tej edycji zapadł bardzo wcześnie, zapadł już po minucie od ogłoszenia konkursu.

Zrobię wszystko nie po kolei. Najpierw ogłoszę zwycięzcę:

a zwycięzcą XXI edycji zabawy #naopowiesci w kawiarni #zafirewallem zostaje kolega @bojowonastawionaowca za wspaniałe dzieło bez tytułu (brak tytułu dodatkowo podkreśla zwięzłość tego dzieła – tym większe za to dzieło należy się uznanie), a dzieło to wspaniałe można znaleźć tutaj .

Gratulacje!

***

Pozostałe opowiadania, które opublikowano w czasie trwanie właśnie kończącej się edycji to:
– piękny tekst koleżanki @moll pod tytułem Niefortunny zakład o wspaniałych pomysłach, które to mogą przyjść do głowy tylko po pijaku (a być może szkoda, że nie na trzeźwo, bo to jednak człowiek niepijący dużo z życia tarci);
– oraz mało kreatywny tekst kolegi @George_Stark pod tytułem Ławka łaski, któremu to koledze nie chciało się nic wymyślać (choć miał taki zamiar!) więc popisał coś tam coś tam sięgając do jakichś swoich wyeksploatowanych staroci i odrzutów, no bo owszem: można to opowiadanie nazwać odciętym kuponem, niemniej będzie się jednak wtedy w błędzie.

Koleżance @moll gratulujemy więc również!

A ja dziękuję za kolejną już edycję – tak piszącym, jak i czytającym, których to zachęcam do pisania! – i niecierpliwie czekam na kolejną!
10
KatieWee

@George_Stark wypraszam sobie nazywanie ananaskiem, ja po prostu odmiennie gospodaruję czasem, ot co!

@bojowonastawionaowca gratulacje, no nie mogę się doczekać na otwarcie następnej edycji

George_Stark

@KatieWee Już wprowadziłem odpowiednie zmiany we wpisie.

KatieWee

@George_Stark dziękuję bardzo

bojowonastawionaowca

Damn it, niby człowiek wiedział, ale i tak się rozczarował

moll

@bojowonastawionaowca gratulacje, nawet nie wiesz jak mi ulżyło xD


Dziękuję @George_Stark

bojowonastawionaowca

@moll nie polecam się, to mój ostatni występ tutaj XD ale mogę sobie wpisać do CV, że niniejszym wziąłem udział we wszystkich 3 kawiarenkowych rywalizacjach I w dwóch z nich udało mi się wygrać :p ale niestety tryplet jest ponad moje siły ;)

fonfi

Gratuluję wszystkim Państwu, którzy do tej edycji przystąpili świadomie, a dla Pana @bojowonastawionaowca szczególne gratulacje z powodu wygranej pomimo udziału nieświadomego. Wygrana w pełni zasłużona!


Ja z bólem przyznaję się, że odmienne gospodarowanie czasem w tym, kończącym się tygodniu mnie pokonało. Nie pozostaje mi nic innego jak z niecierpliwością czekać na kolejną edycję.

Zaloguj się aby komentować

Nawet miałem ochotę napisać jakiś wstęp, ale kiedy skończyłem pisać to opowiadanie i przeczytałem je później w celu zgrubnego go zredagowania, to może jednak lepiej, żebym nic już więcej nie pisał:

***

Ławka łaski

Trójpodział władzy w Obozie polegał na tym, że Plusk sprawował władzę ustawodawczą w poniedziałki i czwartki, władzę wykonawczą we wtorki i piątki, a władzę sądowniczą w środy i soboty. W niedziele Plusk odpoczywał.

W każdej dobrze wykreowanej antyutopii w stworzonym przez tyrana systemie istnieje jakaś luka. Dziura jakaś czy wyrwa w tej szczelnej tkance nadzoru i inwigilacji, powstała – zdaje się – na skutek przeoczenia twórcy (twórcy systemu, nie wizji literackiej), którą to lukę bohaterowie znajdują i wykorzystują do działania przeciwko temu systemowi, bo inaczej trudno byłoby autorowi poprowadzić fabułę, a już na pewno trudno byłoby mu nadać tej fabule żądanego dramatyzmu. Później system orientuje się (a być może wie od samego początku?), że taka luka istnieje. Mało tego! System orientuje się, że jest osoba bądź grupa, która tę lukę znalazła i wykorzystuje ją do działania niezgodnie z założeniami systemu bądź też temu systemowi całkowicie przeciw. System jest jednak skuteczny. Buntowników dosięga więc karząca ręka sprawiedliwości – sprawiedliwości w jej systemowym rozumieniu oczywiście, bo czy znamy jakąkolwiek inną sprawiedliwość? System, nawet pomimo tych swoich słabości, nawet pomimo istniejących w nim luk, na koniec zawsze okazuje się zwycięski. Pada więc w tym momencie na luki i słabości systemu uzasadnione podejrzenie, że i one również mogą być zaprojektowanym elementem tego dziurawego systemu. Cały ten powyżej teoretycznie rozpisany proces miał miejsce również i w praktyce, w grudziądzkim Obozie Marka Pluska. Posłuchajcie:

Było ich trzech (naprawdę czterech)
w wiślanej wodzie chcieli schłodzić się

– Cholera, gorąco dzisiaj – mruknął Portos do siedzącego obok niego Atosa. – Niechże on już wreszcie kończy! Wskoczyłbym do wody!
– No. Dobrze byłoby się ochłodzić Wiśle. I dobrze, że ta Wisła jest tak blisko – dopowiedziała Aramis.
– A na koniec to mu powiemy, że chcieliśmy się utopić? Jak zwykle? – upewnił się Atos. – Tylko że te kamizelki nam na to nie pozwalają?
D’Artagnan, czwarty z trzech muszkieterów, jak nazywała siebie grupa obozowych buntowników, milczał. Zajęty był obgryzaniem skórek przy paznokciach. Miał z nimi duży problem i rzeczywiście, był to dla niego jeden z powodów wyczekiwania śmierci, bo nie wierzył w to, że z tym problemem uda mu się kiedykolwiek sobie poradzić.

Był wtedy czwartek, dzień ustawodawczy. Plusk przemawiał na Forum Grudziądzanum w trakcie trwającego właśnie zwołanego przez niego sejmu. Był rozdarty. Z jednej strony chciał być jednowładcą i nawet jego zaufany Ostrowski nie miał w Obozie żadnego prawa głosu, z drugiej zaś strony Plusk był patriotą. Sięgał więc do najwspanialszych tradycji demokracji szlacheckiej I RP: sam zwoływał sejmy, sam proponował ustawy, sam zgłaszał do nich weta, sam obrady zrywał i sam je później wznawiał. Plusk wyciągnął jednak z historii wnioski i przeciwdziałał możliwym trudnościom, które, jak wiedział z historii, już kiedyś sprowadziły na jego ojczyznę niemałe problemy. Z tego właśnie powodu w Obozie zabronione było noszenie imion takich jak Józef, Fryderyk, a już na pewno zabronione było noszenie imienia Katarzyna. Tym, którzy takie imiona nosili w momencie trafienia do obozu na mocy wydanego przez Pluska któregoś poniedziałku edyktu zostały te imiona w następujący po tym poniedziałku wtorek zmienione. W taki właśnie sposób Atos został Atosem, Portos został Portosem, a Aramis została Aramisem. D’Artagnan, który wcześniej miał na imię Tadeusz, chciał po prostu dołączyć do kolegów i koleżanki. Wystąpił więc w środę do sądu, a łaskawy Plusk, który ten sąd przeprowadzał, do wniosku Tadeusza się przychylił.

– Weto! Weto! – krzyczał Plusk tamtego czwartku sam do siebie zrywając wieczorem obrady i te jego krzyki niemal zagłuszyły rozmowę trzech muszkieterów, której z uwagą przysłuchiwał się Jerzy Ostrowski, szpieg Pluska – mistrz kamuflażu, człowiek o pięćdziesięciu twarzach, z których to twarzy każda była w jakimś odcieniu szarości. Twarze Ostrowskiego były szare tak z powodu niedożywienia, bo w Obozie zakazane były jego ulubione dania kuchni ormiańskiej – podawano wyłącznie zimnioki pozyskiwane od bratniego stoickiego narodu łotewskiego, czasami tylko polane sosem z odnajdywanych jeszcze gdzieniegdzie parówek, jak i były szare z powodu jego seksualnego niespełnienia, bo przyssanie się (do kogokolwiek, było mu już wtedy naprawdę wszystko jedno) nie było tym, co Jerzy Ostrowski kiedykolwiek byłby w stanie osiągnąć – taka już była jego konstrukcja psychiczna, nie wspominając o mocno poszarzałej aparycji, co stanowi pewien rodzaj błędnego koła, a dodatkowo zadaje też kłam twierdzeniu, że każda zmora znajdzie swego amatora. Kiedy okazało się bowiem, że amatorek na Ostrowskiego nie ma, Ostrowski rzeczywiście próbował znaleźć sobie chociaż jakiegoś amatora. Tych również jednak nie było.

Ostrowski był więc sfrustrowany. To właśnie z tego powodu bez wahania zgodził się na przedstawioną mu przez Pluska propozycję zostania agentem bezpieczeństwa (szpiegiem, szpiclem, donosicielem, konfidentem, konfiturą, ubekiem, wtyczką, kapusiem – czasami, kiedy Ostrowski się nudził, bawił się w wymyślanie synonimów dla swojego urzędu). Ostrowski propozycję Pluska przyjął, wychodził bowiem z założenia, że jeśli on ma źle – bo nie jest mu dane ani się przyssać, ani posilić się bozbaszem – i nie jest w stanie w żaden sposób swojej sytuacji poprawić, nie jest w stanie zrobić tak żeby miał lepiej, to mógł przynajmniej zrobić tak, żeby inni mieli gorzej. Sytuacji Ostrowskiego to nie poprawiało, ale poprawiało przynajmniej jego humor, a to zawsze przecież coś. Ostrowski nudził się jednak rzadko – stąd też biedne bogactwo synonimów dla jego urzędu, które udało mu się wynaleźć, a nudził się rzadko z tego powodu, że ciągle zajęty był pisaniem donosów. Donosów Ostrowski pisał dużo, bo pisać Ostrowski lubił.

W piątek wylądował więc na biurku Pluska donos w sprawie podsłuchanej rozmowy trzech muszkieterów, w sobotę zaś wszyscy czterej trzej muszkieterowie stanęli przed obliczem Pluska, Ostrowski bowiem, swoim zwyczajem relację trochę ubarwił dodając do niej kilka słów, których milczący D’Artagnan wcale nie wypowiedział. Ostrowski wychodził jednak z założenia, że D’Artagnan mógłby je wypowiedzieć, zresztą: czy cała czwórka z tej trójki nie kierowała się zasadą Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego? Dopiero później, kiedy przypomniał sobie to hasło, Ostrowski uświadomił sobie, że w zasadzie to nawet wyświadczył D’Artagnanowi przysługę.

– Winni! – zadecydował Plusk po krótkim procesie ograniczającym się w zasadzie tylko do wydania tego jednowyrazowego werdyktu, podniósł się zza biurka i ruszył w kierunku drzwi. Na starannie napisany i zredagowany przez Ostrowskiego donos Plusk nawet nie spojrzał, w tamtą sobotę nie miał bowiem czasu: musiał nadrabiać robienie pompek, które to zaniedbał w czasie swoje ostatniej wyprawy do Włoch w celu pozbierania z plaż Morza Środziemnego kamizelek ratunkowych, które porzucali tam przybywający do Europy nielegalni imigranci.
– No a kara? – zapytał Ostrowski, który jeszcze bardziej poszarzał na twarzy rozgoryczony swoim kolejnym niepowodzeniem – tym, że tworzonych przez niego tekstów nie chciał czytać już nawet Plusk.
– Nie wiem. Weź coś wymyśl – rzucił Plusk nie zatrzymując się, po czym zawołał psa: – Ziomuś, do nogi! – powiedział, i wyszedł zostawiając przygnębionego Ostrowskiego samego w pustym gabinecie.

Tak to właśnie Ostrowski został sam na sam z problem, co na początku mocno go zmartwiło. Zastanawiał się nad karą, którą mógłby ukarać wszystkich czterech trzech muszkieterów i nic nie przychodziło mu do głowy. Dopiero później uświadomił sobie, że Plusk właśnie po raz pierwszy oddał mu część władzy, którą – jeśli rozegrałby to sprytnie – Ostrowski mógł wykorzystać do własnych celów. I wtedy Ostrowski rozmarzył się. Wymyślił sobie, że – jeśli udałoby mu się dobrze wywiązać z powierzonego mu przez Pluska zadania – to być może udałoby mu się później przekonać w jakiś sposób Cesarza do tego, żeby pozwolił mu wybrać się do Lublina?
– „Nie no, bez przesady. Do Lublina to na pewno mnie nie puści, mowy nawet nie ma, bo i po co zresztą miałbym tam do tego Lublina jechać? Tam przecież kapoków nie znajdę, a nawet i Jednego z dziesięciu to już od jakiegoś czasu znowu nagrywają w Warszawie” – uświadomił sobie Ostrowski. – „No ale może udałoby się go na przykład przekonać żeby wysłał mnie na poszukiwanie kapoków nad Morze Czarne? Wylądowałbym sobie wtedy w Batumi, stamtąd niedaleko do Armenii, no to jak nie do Lublina, to może chociaż do Erywania by mi się udało? I może Gruzinki okazałyby bardziej łaskawe dla mojej szarzyzny niż te wstrętne p0lki? Tylko, cholera, co by tutaj dla tych czterech trzech muszkieterów wymyślić? No bo to musi być coś efektownego. Coś oryginalnego. Coś, co zrobiłoby wrażenie na Plusku.”

I próbował się Ostrowski skupić na tym zadaniu, ale nie potrafił zebrać myśli. Myśli jego uciekały już do Batumi, a oczami wyobraźni widział już wszystko to, co będzie robił z Gruzinkami tam, na tych dzikich plażach Morza Czarnego. Widział tę erotyczną konsumpcję dokonywaną zaraz po konsumpcji gastronomicznej przywiezionego im przez kuriera bozbaszu zamówionego przez jakąś stronę w rodzaju pyszne.ge czy innego pyszne.am. A miało to być wszystko to, co Ostrowski chciał zrobić z Pachą, a na co ta Pacha nigdy mu nie pozwoliła ze względu na stan jego uzębienia. Kiedy jednak Ostrowski wspomniał Pachę, zrobiło mu się przykro. Wspomniał wtedy to swoje piękne kocie życie u jej boku i zatęsknił za nim. Ostrowski bowiem Pachę stracił.

Któregoś dnia, kiedy poszli na zwyczajowy spacer nad Wisłę, Wisła nie zmieniła swojego biegu i udało mu się wtedy (nie bardzo jednak błyskawicznie, bo z pewnym trudem i po długiej walce) uporać z zamkiem błyskawicznym w kieszeni swojej kurtki i wyjąć zaręczynowy pierścionek, ale Pacha powiedziała wtedy:
– Odchodzę.
I odeszła.

Związki, nawet tak upośledzone jak ten związek Pachy i Jerzego, nie rozpadają się z dnia na dzień. Były wcześniej znaki że między tą dwójką nie dzieje się dobrze, ale Jerzy te znaki postanowił zignorować. Zamiast zająć się rozwiązaniem problemów w swoim związku, wolał wylegiwać się na ciepłym parapecie nad grzejnikiem. Pierwszym sygnałem, że coś się zmienia, była rezygnacja Pachy z paznokci hybrydowych, którymi to paznokciami hybrydowymi Pacha sprawiała tyle przyjemności Jerzemu w kociej postaci drapiąc go po jego włochatym brzuchu tak, że Jerzy aż mruczał wtedy z rozkoszy. Rozkosz się skończyła, ale grzejnik dalej był ciepły, miska dalej była pełna, a w kociej postaci Jerzy mógł sam lizać się po jądrach, więc był w stanie zastąpić sobie brak przyjemności drapania tą właśnie przyjemnością lizania. Z jego perspektywy nie było więc żadnego problemu.

Później Pacha zamieniła swoją różową hybrydową Toyotę Yaris na w pełni elektrycznego Nissana Leafa. To auto, ku zaskoczeniu wielu, było w kolorze zielonym, Pacha wymyśliła sobie bowiem, że na takim zielonym liściu będą przysiadać ptaki i ona wtedy będzie mogła je obserwować. To jej przypuszczenie okazało się słuszne – ptaki rzeczywiście na tym jej aucie przysiadały. Pacha nie wzięła jednak pod uwagę tego, że w związku z tym będzie ono nieustannie obsrane, wzorem jakiegoś pomnika, a późną wiosną i latem auto zmieni kolor na czarny za sprawą obsiadających je mszyc.

Pacha znikała wtedy z domu coraz częściej i na coraz dłużej, zamieniając swoje dni home-office na dni car-office lub forrest-office, bo jeździła wtedy do lasu.
– Jadę poobserwować ptaki – mówiła Jerzemu wychodząc z domu, ale Jerzy wtedy nawet nie podnosił powieki. Czasem machnął tylko ogonem.
Pacha zaniedbywała też swoje domowe obowiązki, przestała między innymi czyścić kuwetę Jerzego, Jerzy więc, z powodu tej niewyczyszczonej kuwety, wzorem holywoodzkich gwiazd, zmuszony był kiedyś nasrać do łóżka, o co Pacha miała do niego całkowicie nieuzasadnione pretensje. W taki właśnie sposób przebiegał powolny, acz stopiony rozpad ich związku.

Pacha lubiła tego swojego w pełni elektrycznego zielonego Nissana Leafa. Można powiedzieć nawet, że elektryczność ją wtedy zelektryzowała. Z perspektywy Jerzego ta elektryczność zelektryzowała Pachę jednak aż za bardzo.
– Dlaczego? – zapytał Jerzy, kiedy Pacha powiedziała mu „Odchodzę”. – Już zapisuję się do tego dentysty – powiedział ze zrezygnowaną miną i wyciągnął nawet z kieszeni telefon, a poszło mu to nawet sprawniej niż w przypadku pierścionka.
– Nie, Jerzy – odpowiedziała Pacha. – Tu już nie chodzi o twoje uzębienie. Na to jest już za późno. Po prostu poznałam pewnego tancerza electric-boogie i wystąpiło między nami pewne napięcie. Sam chyba rozumiesz.
Jerzy nie rozumiał, więc Pacha mu wszystko szczerze wyjaśniła. No, może nie do końca wszystko, bo Jerzy do dzisiaj nie wie czy Pacha, jeżdżąc swoim zielony Nissanem Leafem obserwować ptaki, obserwowała wtedy również ptaka tancerza electric-boogie.

I Ostrowskiemu zrobiło się smutno z powodu tych wspomnień dotyczących utraconej Pachy, ale w końcu udało mu się wziąć w garść. Nie bez znaczenia były tutaj nauki, których udział mu Plusk, nauki stoickie, no bo co Jerzy w końcu mógł poradzić na to, że ósemka mu się psuła? Pod wpływem jednak tych wspomnień przyszedł mu do głowy pewien pomysł:
– „Starożytni wierzyli w żywioły!” – pomyślał. – „Wierzyli w ogień, wierzyli w wodę, wierzyli w ziemię i wierzyli w powietrze. A prąd elektryczny? Ten, który tak zelektryzował Pachę?”
Więc wymyślił Ostrowski na początku krzesło elektryczne, ale później uświadomił sobie związane z ukaraniem w ten sposób czterech trzech muszkieterów problemy. Po pierwsze krzesło elektryczne jest jednoosobowe, a trzech muszkieterów jest czterech, więc się wszyscy na tym krześle nie zmieszczą. Po drugie krzesło elektryczne jest metodą egzekucji, a Plusk nie byłby z takiego rozwiązania zadowolony – nie chodziło mu przecież o to żeby ludzie umierali, ale żeby o śmierci pamiętali. Ostrowski miał ciągle w głowie najsłynniejsze słowa Pluska, motto jego wszystkich nauk: Przecież w życiu nie chodzi o to żeby umrzeć, tylko żeby o pamiętać o śmierci, a jak tu pamiętać o czymkolwiek, kiedy się już nie żyje? Ostrowski zmodyfikował więc swój pomysł.

Atos, Portos, Aramis i D’Artagnian siedzieli we czwórkę na drewnianej ławce na środku ogromnej hali przemysłowej, która wcześniej służyła do mechanicznego oddzielania mięsa, czego ślad można było odnaleźć jeszcze w zachowaniu czwartego spośród trzech muszkieterów: D’Artagnian w dalszym ciągu bowiem mechanicznie, to jest za pomocą zębów, oddzielał skórki wyrastające mu przy paznokciach od pozostałej części dłoni. Drewniana ławka stała na drewnianym podeście, a drewniany podest ustawiony był na betonowej posadzce. Po tej posadzce biegły druty pod napięciem, a biegły tak, że gdyby któreś z czwórki trzech muszkieterów opuściło podest i stanęło na tej posadzce zostałoby natychmiast usmażone przez prąd elektryczny. W celu zyskania jeszcze większego uznania u Pluska Ostrowski wymyślił też dodatkowy element kary. Przed skazanymi zawiesił wielki telewizor plazmowy, na którym to telewizorze przez dwadzieścia cztery godziny na dobę był wyświetlany mający przypominać im o śmierci film, film z dodatkowym, lokalnym, grudziądzkim zabarwieniem. Była to Śmierć w Wenecji – film o facecie na łódce.

Plusk jeszcze nie wrócił.
– „Pewnie poszedł gdzieś nad Wisłę pooglądać topiki” – pomyślał Ostrowski, który siedział zadowolony z siebie w gabinecie Cesarza. Ach, jaki Ostrowski był wtedy z siebie zadowolony! Wiedział, że wykonał dobrą robotę i już widział te Gruzinki na plaży w Batumi i widział też siebie pośród tych Gruzinek, już czuł dotyk rozpalonych ich ciał i czuł ten rozlewający mu się po języku boski, gorący, pikantny bozbasz! Czerpał z tego swojego zadowolenia przyjemność, a żeby tę przyjemność jeszcze zwiększyć, w odruchu warunkowym, pozostałym mu jeszcze z beztroskich kocich czasów, bezwiednie spróbował się polizać po jądrach. Spotęgowanie przyjemności uniemożliwiła mu jednak budowa szkieletu kostnego człowieka.
– „Cholera jasna!” – zdenerwował się, choć nie miał powodu żeby się denerwować, bo na budowę szkieletu kostnego człowieka nie miał przecież żadnego wpływu. To zdenerwowanie wpłynęło jednak na snute przez niego marzenia – Gruzinki stały się mniej chętne, a bozbasz zimny i niedoprawiony. Wtedy w Ostrowskim pojawiły się wątpliwości:
– „A jak i w tym Batumi też mi się nie uda?” – pomyślał drapiąc się po swojej łysinie. – „No nic. Z Gruzji to już całkiem niedaleko do Turcji, to przynajmniej włosy pojadę sobie naprawić. A – kto wie jak ta turecka medycyna jest już zaawansowana? – może uda mi się też znaleźć jakiegoś fachowca, który wyciąłby mi kilka dolnych żeber? No ale to tylko tak, na wszelki wypadek.”
Uspokoiwszy się tą myślą i zadowolony ze swojej przebiegłości Ostrowski postanowił więcej nie zastanawiać się, bowiem z tego zastanawiania się nic dobrego mu nie przychodziło, a postanowił zamiast tego zaznać należnego mu po ciężkim dniu relaksu. Ostrowski relaksował się słuchając muzyki, dlatego też włączył sobie utwór Krzesło łaski w wykonaniu pana Kazika Staszewskiego i pięcioosobowego Kwartetu Proforma .

***

2538 słów, choć nie wiem po co to policzyłem.

***

#naopowiesci
#zafirewallem
0

Zaloguj się aby komentować

Znacie legendę o Latającym Holendrze? O tym niby okręcie-widmo z równie widmową trupią załogą? No to z tą legendą jest podobnie jak z tym że to my, Wielcy Lechici, uczyliśmy Francuzów jeść nożem i widelcem, który to sukces Francuzi teraz sami sobie przypisują. Widmowo-marinistyczne opowieści również wywodzą się z Wielkiej Lechii, a konkretnie to z Grudziądza właśnie:

***

Latający Grudziądzanin

Stanęły żałobniki
we chłodzie bazyliki;
kapłan nad księgą
przy żałobników wtórach,
i przy anielskich chórach
zamknął mi wieko.

Złożyli mnie do dołu
i na stypę pospołu
już się wynoszą.
W grobie jest raczej szpetnie,
leżeć mi się tu nie chce:
marzę szeroko!

Bo śmierć to nie jest koniec,
to port po drugiej stronie –
trumny to łodzie,
a że żyć mi się chciało,
wiatr w żagle łapię śmiało:
nurt niech mnie porwie!

***

#nasonety
#zafirewallem
2
splash545

@George_Stark bardzo fajny.

George_Stark

@splash545 Bardzo dziękuję.

Zaloguj się aby komentować

No dobra, otwieramy LXX edycję zabawy #nasonety w kawiarni #zafirewallem !

Ponieważ nazwisko pana Juliana Tuwima działa na mnie jak magnes to, kiedy dowiedziałem się, że kielecki amatorski Teatr bez Suflera (piękna inicjatywa!; całkiem niedługo może uda mi się na coś podobnego załapać) planuje premierę spektaklu Na pięterku w Ziemiańskiej, który to spektakl jest oparty na twórczości patrona naszej kawiarenki, no to musiałem tam być. I byłem.

I właśnie w związku z tym wydarzeniem (i trochę po to, żeby poeksperymentować z ciekawym układem rymów), weźmiemy sobie na warsztat jako wiersz #diproposta utwór innego bywalca Ziemiańskiej, a mianowicie pana Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, a będzie to wiersz pod tytułem Śmierć poety, w którym to wierszu zresztą w jednym z wersów pada nazwa wspomnianej wcześniej kawiarni. Cały ten utwór wygląda tak:

***

Konstanty Ildefons Gałczyński
Śmierć poety

Nie pomogły zastrzyki,
recenzje i pomniki
ni kwaśne mleko:
Przyszedł szarlatan-szuja,
opukał go, pobujał:
– Dementia praecox.

Toż radość była w domu,
nareszcie koniec sromu,
skończony kłopot!
Dozorca śmiał się setnie:
– Zaraz mu nitkę przetnie
panna Atropos.

Żona klaskała w dłonie:
- Ach, przecie nadszedł koniec
pijackich orgii.
Bólów miałam niemało,
nareszcie twoje ciało
wezmą do morgi.

Wszyscy stanęli kołem
z czołem bardzo wesołem:
Prasa, kuzyni;
i szacowne to grono
orzekło unisono:
– Dobrze tak świni!

Po co dziewki uwodził,
nocą domy nachodził,
sen rwąc dzieciątek;
i po co Pod Zegarem
lał w brzucho wino stare
świątek i piątek?

Zna go dobrze Warszawa:
Pożyczał – nie oddawał,
nasienie drańskie;
a "poetyczne dale"
to były te skandale
w Małej Ziemiańskiej.

Dobrze ci, stary draniu,
za grzechy nad otchłanią
inferna zwisasz.
Najprzód gwiazdy i róże,
potem stołek w cenzurze –
sprzedajny pisarz!

Tak to nadobne grono
radziło unisono
w śmiertelnej sali.
A że lico miał bladsze
orzekli: – Pewnie nadszedł
koniec kanalii.

Zapachniały zefiry,
brzękły potrójne liry,
pierzchnęła tłuszcza.
Serce alkoholowe
unieśli aniołowie
na złotych bluszczach.

***

No ale, jak z wierszami niebędącymi sonetami, a na dodatek jeszcze charakteryzującymi się nietypowymi układami rymów bywa, powodują one pewne problemy. Problem ze Śmiercią poety jest taki, że wykorzystany przez pana Gałczyńskiego układ rymów ciężko jest skroić do czternastu wersów. Proponuję wobec tego albo wersów dwanaście (pogrubione końcówki) albo też wersów osiemnaście (dodatkowo końcówki pogrubione i pochylone). Albo, jak to mamy w zwyczaju: piszcie po prostu jak komu pasuje, mniej więcej tylko przejmując się tym, co ja tutaj o zasadach powypisywałem. Proszę się tylko przy tym pisaniu dobrze bawić, bo przecież o to wszystkim nam tutaj chyba chodzi.

Ale: – Zaraz, zaraz, Dżordżu – może ktoś powiedzieć. – A piękna aranżacja muzyczna? Przecież zwykle do wiersza dodajesz jakąś piękną aranżację muzyczną?
– Racja – odpowiedziałbym na takie pytanie. – Piękna aranżacja muzyczna tutaj .
5
splash545

@George_Stark

praecox - rozumiem, że się to wymawia 'praeko'?

George_Stark

@splash545 Na potrzeby pisania można dwa razy zrymować do "mleko". Takie oszukanie systemu powinno zadziałać.


A jeśli ktoś jest purystą, no to w ilustracji muzycznej pan Staszewski śpiewa tam coś jak prekoks.

splash545

@George_Stark do koksu też mogę zarymować. xd

Zaloguj się aby komentować

splash545

Wiele trumn z dębowych dech

Każdy zdech a teraz niech

Niesie je mój pusty śmiech

Bo sam nie dam rady, pech

Kaligula_Minus

Miało być cudownie, że ech

Pozwólcie, że ulżę sobie niech

A zrobię to przez głupi śmiech

Wszak na drugie imię mi pech...

fonfi

Pyrrusowe zwycięstwo


Na figle mnie naszło, więc wziąłem wdech

I rzekłem: “Małżonko, czy może nie ch…”

Lecz pogardliwy jej przerwał mi śmiech.

Więc owszem - figluję - lecz solo... no pech.

George_Stark

@fonfi A jakbyś poszedł do sąsiadki, to może i jakiś koń trojański by się zamiast Pyrrusa pojawił?

fonfi

@George_Stark powiedział Pan od bakłażana...

Zaloguj się aby komentować

Następna