#pasta

36
636

#pasta O serwerowni Hejto, #kawiarenka Style. Wymaga dopracowania xD

ZBIEŻNOŚĆ NICKÓW Z OBECNYMI LUB BYŁYMI UŻYTKOWNIKAMI PRZYPADKOWA!!! (xD)


W podmokłej piwnicy, gdzie serwer stoi

Ciasna komórka, z adminami w niedoli

@ebe , @kris i @bartas , trzej admini dzielni

Aktualizują stronę, kradnąc prąd z rozdzielni


Stworzyli AI, ze znanego kawiarenki członka

Nadzieja że strona ruszy, polali już samogonka

Zgrali Dziwena umysł do swojego komputera

Obyło się nawet bez cyfrowego konwertera

@Dziwen Umysł jest na dyskietce w tekstowym pliku

Plik zawiera jedną literę, więc jest bez mętliku


Próbują to wgrać, co za umiejętności test!

Serwer crashuje, tylko wiatraka został szelest

Admini trzej dzielni, chleją więc z rozpaczy

Kogo tu winić? Nie naszych trzech dzielnych badaczy!


@bojowonastawionaowca , jak zwykle nic nie robi

Najwyżej zaległości w sonetach już nie nadrobi

Gdy strona wciąż w rozsypce, użytkownicy w rozterce,

Czego chcieliście od adminów występujących w "Usterce"?


#tworczoscwlasna

Zaloguj się aby komentować

Poszedłem wczoraj na siłownie, i trafiłem na gościa który tam długo ćwiczy. Chwile gadamy, po czym stwierdził że jak na mój staż to ch⁎⁎⁎wy mam progres, i mi kazal robić plecy pod jego okiem. No więc wyglądało to jak w tej paście xD


O ja głupi chciałem się zapisać do siłowni, coby sobie przykabanić i zaimponować miejscowym Karynom muskulaturą, i się wybrałem do renomowanego fitness klubu. Nie zdawałem sobie sprawy co mnie tam może czekać, ale po kolei. Początkowo spoko luz, zwłaszcza, że darmowa wejściówka na próbę (można sobie zarezerwować na PESEL, na ich stronie i masz dzień otwarty w zasadzie). Pracownicy widzą, że potencjalny klient to mili i pomocni, pokazują jak co obsługiwać żeby sobie nie zrobić kuku, zachwalają saunę, opowiadają, że wypasiona solara za symboliczną złotówę, no i trenerzy do dyspozycji. Trochę się pomachało żelastwem, popróbowało maszynki, to z ciekawości spytałem jak to wyglada ten personal trainer. Okazuje się, że płatny dodatkowo sporo, ale za jakość trzeba płacić, a oni mają najlepszych trenerów w mieście. A zresztą dzisiaj gratis mogę się przekonać i zawołali go. Tą górę mięcha. "Panie Sławku, pan chce się dowiedzieć jak tam u nas z prywatnym treningiem" Usłyszałem głośne "FAAAAAAAAAAAAAAAAAK!" i dźwięk upuszczanych hantli. Podbiegł do nas światowej sławy strongmen Sławomir Toczek. Byłem zachwycony, bo taki kolos, strongmen miał mi dawać wskazówki. Toczek powiedział tylko "Cho!" i złapał za koszulkę i pociągnął w stronę drążka do podciągania się na drążku. Chłopak, który się podciągał jak tylko zobaczył Toczka, to odskoczył od drążka jak Jasiu Mela od transformatora. Toczek mówi do mnie "Wskakuj i się podciągnij 20 razy." na co ja w śmiech i mu mówię, że jak 4 razy się podciągnę to będę zaskoczony. Jemu do śmiechu nie było. Wydarł się na mnie "FAAAAK! Wskakuj na drążek!" Podciągnąłem się z 5 razy i już nie miałem sił, a ten krzyczy "Podciągnij się! Jeszcze trochę. Jeszcze 2 razy i dostaniesz mordoklejkę!" Nie dałem rady to ten zwyrol wziął jakąś miotłę i mnie kłuje w odbyt, że niby na motywację. No w sumie zadziałało, bo nie chciałem mieć kija od szczotki w d⁎⁎ie. Podciągnąłem się jeszcze 2 razy a Toczek zadowolony "FAAAAAAAAAAK! No i to je motywancja! Tak wygląda personal trening, motywancja żeby przełamywać bariery." Po czym odkleił z papierka mordoklejkę i wsadził mi ją do gęby. Długo sobie nie odpocząłem, bo Toczek zaczął ciągnąć mnie na ławeczkę. Chciałem powiedzieć, żeby poczekał bo jestem jeszcze wyczerpany tym podciąganiem, ale miałem sklejoną mordę mordoklejką. Wszystkie ławeczki były zajęte, więc pan Sławek podszedł do pierwszego z brzegu kafara i uprzejmie go przeprosił mówiąc "Wypi**alaj! FAAAAAK!" Pokaźnie umięśniony facet odłożył ciężar i posłusznie wyp**erdolił. Toczek nawet nie zmniejszył ciężaru, tylko kazał mi siadać i wyciskać, a on będzie mnie asekurować. Jak to złapałem, to mnie pryszpiliło do ławeczki. Toczek na to "weź wyciśnij z 3 razy to dostaniesz mordoklejkę." Ja na to wysapałem, że w d⁎⁎ie mam jego mordoklejkę, jak tego nie uniosę. On zdziwiony zapytał "CO KU---A?" To mu odpowiedziałem, że się zaraz zesram z wysiłku, i do d--y z jego mordoklejką. A ten wyciąga z ryja na wpół przerzutą mordoklejkę i zaczyna ściągać mi pory. Ja do niego krzyczę co on odp---la, a on "FAAAAK! No sam mówisz żebym ci zapchał d⁎⁎ę bo się zesrasz." Wydukałem już że spoko, i jakoś podniosłem to żelastwo 3 razy, nie wiem jak, chyba siłą woli. Zadowolony Toczek odwinął nową mordoklejkę i wsadził mi ją do ust. Powiedział, że idzie się wyszczać, a ja mam iść do rowerków, to mi pokaże co to jest motywancja do szybkiego pedałowania. Wiedziałem, że muszę uciec. Zwlokłem się z ławeczki i doczłapałem do szatni. Nie mogłem podnieść ramion. Przebranie się zajęło mi zbyt długo. Usłyszałem jego ryk zza drzwi "FAAAAAAAAAAK! Gdzie ty jesteś?" Wiedziałem, że to tylko moment zanim się zorientuje, że jestem w szatni. Wrzuciłem pierwszą z brzegu monetę do solarki i wskoczyłem do środka. Kilka sekund później Toczek wparował do pomieszczenia. Słyszałem jak chodzi po szatni, i zastanawia się gdzie jestem. Tak jak się spodziewałem, zapukał do kabiny solarium i się pyta "FAAAAAAAAAAAAK! Jesteś tam?" na co odpowiedziałem najniższym możliwym dla siebie, nienaturalnym basem "Zajęte, ziom." Dał się nabrać. Wyszedł, podejrzewam do recepcji żeby się spytać czy nie wyszedłem z klubu. Postanowiłem, że poczekam z 10 minut w solarce, co powinno mi starczyć na odzyskanie wystarczająco sił, żeby dać szybko dzidę z klubu, na wypadek gdyby Toczek mnie przyuważył. Po 5 minutach Toczek wlazł z powrotem do szatni i zaczął mnie szukać, tym razem po szafkach. Chwilę potem do szatni wszedł jakiś chłopak na co Toczek wykrzyknął "FAAAAAAAAAAK! gotowy na trening?" Chłopaczynacoś tam zaczął dukać, i najwyraźniej nawet nie zdążył się przebrać. To był kolejny nowy w klubie, który miał darmową wejściówkę, który jak ja padł ofiarą Toczka. Ten kazał mu zrobić 300 pompek w szatni, to dostanie mordoklejkę. Zastrzegł, że nie wypuści go na salę dopóki nie zrobi porządnej rozgrzewki, czyli tych pompek. Minęła z godzina, ale biedak zrobił te 300 pompek, z przerwami, ale Toczka to zadowoliło i wziął swoją nową ofiarę na salę. Mogłem wyjść z solary. Skóra mnie piekła, o mały włos bo wrzuciłem piątraka i starczyło jeszcze tylko na kilkanaście minut opalania. Wyszedłem z klubu. Po drodze ludzie dziwnie się na mnie patrzyli. W domu okazało się, że po godzinie w solarium wyglądam jak brązowa mordoklejka Toczka. Nie polecam treningów personalnych.


#hejtokoksy #pasta

SuperSzturmowiec

nauczony przeczuciem zjechałem szybko na tagi

Zaloguj się aby komentować

Catrtagena, @bartek555 nieśmiało wysiada z okrętu, a że na morzu trzęsie, to i Bartkiem otrząsnęli.


Siada więc w kafejce obok. Piję lure, ale lepsza niż w każdym polskim hotelu i mówi:

"Penne!"

I zjawia się tam kobieta przyjmująca zamówienia. A Bartosz na to rzecze:


  • te k⁎⁎wa weź naprawi te moje termo alarmy w domu bo się pochlastam, place w hrywnach marokańskich

I tak upłynął dzień szósty.


P.s. Bartosz nikogo nie zabił.


#pasta #heheszki #tworczoscwlasna

Wiertaliot

@wiatraczeg Ja pier*ole jaka żenada. Jeszcze bartusiowi celebrycie klęknij do miecza, może coś o tobie napisze, będziesz miał co wspominać na starość.

Zaloguj się aby komentować

Jestem behapowcem w pewnej firmie. Nadzoruję ponad 200 pracowników. Powiem tak. Kierowcy ciężarówek to są największe matoły z jakimi w życiu pracowałem. Większość z tych ludzi ma problem z pisaniem i czytaniem a ja muszę ich uczyć zasad BHP i bezpiecznej jazdy. Nie da się! chociaż bym wychodził z siebie i stawał obok to się k⁎⁎wa nie da. Im się mózgi resetują metr za progiem sali szkoleniowej. Codziennością jest, że oni nie zdają prostych testów po szkoleniu. Nawet jak im dyktuję odpowiedzi to źle zaznaczają i nie zdają!


Wszystkie szkolenia jak krew w piach. Oni k⁎⁎wa nie są w stanie przyswoić żadnych zasad BHP. Mają zdrowie i życie innych ludzi kompletnie za nic. Tłukę im do tych zakutych łbów, że zdrowie i życie człowieka jest bezcenne i że muszą uważać na innych na drodze bo nie mają z nimi szans. Myślicie, że to coś daje? Mamy 40 wypadków przy pracy rocznie...


Najgłupszy wypadek przy pracy kierowcy w mojej historii? Facet olał zalecenia ze szkolenia, nie stosował się do instrukcji producenta pasów do mocowania ładunków "on wie lepiej bo pracuje 10 lat". Tak k⁎⁎wa naciągnął pas rurką, że jak go odpinał to pas wystrzelił jak kusza i mu uciął palec...

Nie jestem w stanie nauczyć tych durni do zapiania pasów! Oni uważają, że nie trzeba zapinać pasów jadąc ciężarówką. Facet zjechał z drogi do rowu. Wyjebało go z siedzenia i tak prz⁎⁎⁎⁎⁎⁎olił głową w podsufitkę, że połamał kręgi...


Najtrudniejsza branża świata. Ludzie trzymajcie mnie bo mi rozwali bebech ze śmiechu. Kierowcą tira nie zostaje się jak masz skończoną astronomię na Uniwersytecie Jagielońskim. Kierowcą tira zostaje się jak nie potrafi się robić w życiu k⁎⁎wa NIC. Ci goście byli w stanie przyswoić tylko umiejętność kręcenia kółkiem. 80% kierowców ma szkołę podstawową!


A co robią kierowcy ciężarówek każdy kto jeździ widzi. Mają w d⁎⁎ie wszystkich. Zajeżdżanie drogi na autostradach bo sobie robią wyprzedzanie-wyścigi słoni na tempomatach bo jeden ma 89,5 a drugi 89,7 km/h wiec go wyprzedza bo policzył, że na 10000 km zaoszczędzi cztery minuty. Szeryfowanie na zwężkach i utrudnianie jazdy innym. Opona mu pęknie to ją pierdolnie do lasu w krzaki albo zostawi na środku autostrady, żeby się ktoś na niej rozjebał. Włączcie sobie CB i posłuchajcie rozmów kierowców ciężarówek. To jest taki rynsztok, że warszawski furman dostaje opadu szczęki.

Do tego dochodzą kradzieże paliwa. Każdy kierowca tira kradnie paliwo ze swojego samochodu. U nas montuje się dziesiątki zabezpieczeń na auta, żeby nie kradli ale zawsze jesteśmy krok za nimi! zawsze znajdą sposób, żeby spuścić. Jak wam tirowiec powie, że nie kradnie to go zapytajcie po c⁎⁎j mu plastikowe bańki na pace.

Kolejna rzecz alkohol. Codziennie rano dymam przez firmę z alkomatem. Muszę k⁎⁎wa nie mam wyjścia! Ci ludzie są nieodpowiedzialni. Jak się zapomnę i ich nie sprawdzę to się napierdolą po pracy jak stonka po opryskach. Nie piją w pracy ale przychodzą w takim stanie, że ja biorę gościa na dmuchawkę o 12 w południe wychodzi wynik złoty dziewięćdziesiąt. Pytam się o co chodzi. On nie pił alkoholu! Gniotę go to mówi - wypił wczoraj 6 mocnych piw. Litrowych. Ale przecież piwo to nie alkohol!


Nie ma tygodnia, żeby nie złapać kierowcy, który przyszedł napierdolony do pracy.

U nas tego nie ma bo nasza branża cechuje się tym, że nie śpią w trasie bo objeżdżają wszystko w jeden dzień pracy ale co jeszcze robią tirowcy w innych firmach? Zgadzają się na każde zbydlęcenie jakie zaserwuje im pracodawca.

Wymyślono prawo o czasie pracy kierowców, które ma chronić innych przed nich zmęczeniem oraz ich samych przed nimi samymi a to bydło to prawo łamie, grzebią przy tachografach, kombinują z kartami kierowcy.

Śpią na pakach leją na koło, srają w krzakach jak zwierzęta, myją się pod kranami na stacjach benzynowych i wpierdalają karmę dla psów.


Nie ma takie upodlenia jakiego nie zniosą bo to są po prosty takie prymitywy.

Kierowca to nie jest najcięższy zawód. Kierowca to jest stan umysłu. Oni sami utrudniają sobie ten zawód bo sami zgadzają się na takie traktowanie!

Na koniec dodam, żeby być sprawiedliwym - znam paru kierowców swoich pracowników, którzy na szczęście są wyjątkami od tego co napisałem. Ale niestety ci prawdziwych fachowców na poziomie można policzyć na palcach może dwóch rąk!

https://www.youtube.com/watch?v=yH-mFYYeV28


#polska #wypadki #gownowpis #heheszki #pasta

American_Psycho

W sumie jak złamał pierwszy szlaban to mógł cofnąć się xd

Wyrocznia

Ja się dziwię, że na granicy z Białorusią i Rosją zamiast tego śmiesznego płotu nie odgrodziliśmy się jeszcze szlabanami kolejowymi. Przecież to nieprzekraczalna przeszkoda a tysiące ludzi umierają na miejscu próbując ją przekroczyć.

Pan_Buk

@maly_ludek_lego Jeszcze nie wspomniałeś o pisaniu sms-ów w trasie, wybieraniu kawałków na Spotify czy oglądaniu filmów podczas jazdy.

Zaloguj się aby komentować

Strasznie porąbana akcja, ale okazało się, że na jednym z warszawskich #rod (Rodzinnych Ogródków Działkowych) podczas remontu jednej z altanek odkryto… piramidy. Tak, dobrze czytacie – piramidy z kostki, które wyglądały, jakby stały tam od wieków. Początkowo myślano, że to zwykłe sterty kamieni, ale szybko sprawa nabrała rozmachu.


Historia zaczęła się niewinnie. Pan Zdzisław, lokalny działkowiec, postanowił w końcu odnowić swoją altankę, która, jak twierdził, „ledwo stoi od czasów Gierka”. Podczas kopania fundamentów natknął się na coś twardego. Myślał, że to korzenie albo jakieś zaległości budowlane, ale po kilku godzinach odkopywania oczom jego i kilku sąsiadów ukazały się idealnie ułożone piramidy z kostki brukowej. Co ciekawe, wyglądały, jakby były tam od zawsze, tylko przykryte warstwą ziemi i dzikiego bzu.


Na miejsce szybko zjechali działkowcy z sąsiednich ogródków, lokalni „eksperci” od wszystkiego oraz dwóch młodych archeologów z Warszawy, którzy akurat mieli wolne. Pierwsze teorie pojawiły się już po piętnastu minutach:


1. Teoria starożytnych działkowców – według tej wersji piramidy zostały zbudowane w czasach, gdy powstawały pierwsze ogródki działkowe. Miały one służyć jako rodzaj ołtarza, ale z biegiem czasu zapomniano o ich istnieniu.

Niektórzy sugerują, że konstrukcja może pełnić funkcję obrzędową – zwłaszcza że w ROD obok znajduje się altanka wyglądająca jak miniatura Stonehenge. Jeden z działkowców przysiągł, że raz widział tam gościa w szlafroku odprawiającego coś „dziwnego”.


2. Teoria prehistoryczna – niektórzy są przekonani, że konstrukcje mogą pochodzić z czasów sprzed naszej ery. „To na pewno coś od Słowian albo Egipcjan! Kiedyś tu były bagna, a teraz – proszę bardzo – Giza w miniaturze!” – mówił pan Wiesław, machając kieliszkiem kompotu domowej roboty.


3. Teoria kosmiczna – według najbardziej kreatywnych, piramidy są częścią tajemniczego systemu energetycznego Ziemi. „To pewnie jakieś urządzenie starożytnych kosmitów. Wiesz, jak w tych filmach!” – dodał młody sąsiad z działki obok, który w tym czasie montował antenę do Starlinka.


A to jeszcze nie koniec niespodzianek! Na prośbę „ekspertów” z okolicznych uniwersytetów sprowadzono georadar i lidar, żeby zbadać teren. Wyniki wprawiły wszystkich w osłupienie – pod powierzchnią ziemi znajdują się jeszcze większe konstrukcje. Warstwa ułożonej kostki brukowej to tylko wierzchołek piramidy! Urządzenia wykazały, że cała konstrukcja sięga co najmniej kilku metrów w głąb ziemi, a jej podstawy są znacznie większe, niż początkowo zakładano.


„To jest jak cebula – im głębiej kopiesz, tym bardziej nie wierzysz, co widzisz” – skomentował pan Andrzej, który przyniósł swój własny szpadel i koc piknikowy. Wyniki badań lidarem wskazują, że pod ziemią mogą znajdować się nawet korytarze albo inne tajemnicze struktury. Lokalne forum ROD już płonie od spekulacji – czy to przypadkiem nie zaginiony skarb z czasów wojny? Może bunkier? A może coś znacznie starszego, o czym milczą podręczniki do historii?


Pan Zdzisław, który chciał tylko odnowić altankę, teraz nie może spokojnie napić się kawy na swojej działce. Ludzie przychodzą z łopatami, miernikami i teoriami, a nawet lokalna telewizja planuje reportaż. Czy Warszawskie Piramidy skrywają większą tajemnicę? Jedno jest pewne – ROD już nigdy nie będzie takie samo. #chlopakizdzialeczek


Konstrukcja może mieć znaczenie strategiczne – być może stanowi schron na wypadek końca świata albo, co bardziej prawdopodobne, miejsce ukrycia przed gderaniem żony.


#ciekawostki #rod #nieruchomosci #teoriespiskowe #pasta

dfe9d017-c7ed-44a2-b301-577a7eb47a48
613494b1-d1ef-48b4-a408-9af9e9601266

Zaloguj się aby komentować

Jako Chłop Polski uwielbiam pracować ciężej i dłużej niż w sumie ktokolwiek inny w UE i co najważniejsze płacić ogromne podatki, które w większości idą albo na to, aby stare baby mogły żyć na emeryturze 30 czy 40 lat i to z darmową służbą zdrowia, albo aby młode p0lki będące na utrzymaniu rodziców (czyt. ojca) mogły popuszczać szpary arabom/murzynom będącym na utrzymaniu UE i nocującym w darmowych akademikach czy innych „ośrodkach integracji” a w razie wpadki i „zniknięcia” ojca, żeby mogły sobie żyć na bezrobociu w mieszkaniu socjalnym utrzymując się z funduszu alimentacyjnego, 800+ i innych „dajów” XD


Ten kraj to postkomunistyczny cyrk, gdyby rozdzielić budżet Polski zależnie od płci, to faceci byliby obciążeni podatkami na 5-10%* i żyli dużo lepiej niż teraz, a kobiety przy 99%* opodatkowaniu miałby o wiele gorzej niż mają dziś – bo i tak brakowałby na emerytury, lekarzy, zasiłki itp. itd.


Pomijam już wszelkie „wydatki z budżetu Polski na osoby niebędące obywatelami UE” bo to już w ogóle plucie w twarz wszystkim Polakom, którzy uczciwie pracują.


W przyszłym roku dziura budżetowa wyniesie 350-400 mld złotych przy spowalaniającej gospodarce i rosnącym bezrobociu, więc zrobi się naprawdę „wesoło”.


*suma podatków nałożonych na pracę i konsumpcję, czyli różnica superbrutto/netto + vat, akcyzy, opłaty klimatyczne i tak dalej


#pracbaza #pasta #heheszki #przegryw #polityka #czarnyhumor

bdfd1da5-960d-4d2b-8c89-84e89413f3d6
Wyrocznia

@Malarz2137 piękne kopiuj - wklej z W

Gustawff

252 dni 8-godzinnych zmian. Czyli tyle ile wychodzi z kalendarza. To na zachodzie mają więcej dni wolnych, czy krótsze dniówki?

ColonelWalterKurtz

Ej, gdzie są te darmowe akademiki. Może znasz jakiś w trójmieście to bym sobie na wakacje pojechał? Już trudno, nawet może być z czarnymi ale za darmo to dobra cena.

Zaloguj się aby komentować

#pasta


Krok po kroku, krok po kroczku, najpiękniejsze w całym roczku idą święta w Empiku, ale czytasz to dla slanderu. Do rzeczy:

-najnowsze wydanie świątecznego romansu w bieszczadzkim pensjonacie MIŁOŚĆ W KUTII ZAKLĘTA (na okładce ofc kobieta w czapce i rękawiczkach pijąca herbatę z cynamonem);

-wieża Babel kalendarzy na rok przyszły z setkami okładek;

-autobiografie znanych i lubianych ludzi jako prezent dla znanego i nielubianego wujasa;

-legion dekoracji świąteczno-noworocznych o 50% droższych niż identyczne w sklepach z pierdołami;

-nowe wydanie klasycznego bożonarodzeniowego czytadła w czerwono-zielonej okładce;

-płyta Zawiałow ft. Zalewski & Kwiat Jabłoni – Przy wigilijnym stole z Ikei;

-książki kucharskie, żeby dać ciotce pod choinką znać, że wszystkich nudzą opowieści o Thermomixie;

-sterta książek niesprzedawalnych przecenionych na święta o połowę, żeby na I kwartał było miejsce w magazynach;

-losowo wygenerowane świąteczne książki dla dzieci typu „Kicia Kocia budzi dom krzykiem, że ona to pi⁎⁎⁎⁎li i sami sobie róbcie makowca";

-książki dla nastolatków, żebyś na pałę wybrał coś dla kuzyna, bo się zatrzymałeś w rozwoju na Percym Jacksonie i Felixie, Necie i Nice;

-świąteczne promocje na gry komputerowe dla tego procenta, który wciąż musi mieć pudełko na półce, żeby jeszcze większy burdel w pokoju gracza był;

-szpej absolutnie nieksięgarniany typu świece zapachowe, kubki i bulbulatory wydawnictwa Niezwykłe z metali toksycznych;

-parę książek, które postanowiło mieć premierę, kiedy ludzie w księgarniach biegają w kurtkach puchowych i szukają na wczoraj jakiegoś kloca o kampanii na atolu Bara-Bara dla starego;

-pamiętająca broszki Beatki czekolada przy kasach w świątecznym opakowaniu;

-piąty krąg, czyli lenistwo i ludzie, którzy odłożyli kupno prezentów na 20 grudnia.


https://www.facebook.com/share/p/1H3Hxzn5rz/


#ksiazki #heheszki

0df4771e-53c1-4ce8-9bba-a0cbbf598b18
smierdakow

jakiegoś kloca o kampanii na atolu Bara-Bara dla starego;


albo dla @Whoresbane

Wrzoo

@smierdakow Ja się pytam, gdzie obligatoryjne skarpetki świąteczne są

bishop

Ta poprzednia pasta o empiku była lepsza

Zaloguj się aby komentować

#codziennyrewir 6/115


rozdział krótki jak mój benis ( ͡°͜ʖ͡°)


#pasta #coolstory #truestory #heheszki #2137 #lata90 #rewir


____________________________________________________


- Kamil, k⁎⁎wa, to nie jest śmieszne, wychodź wreszcie! – Krzyknął Młody, waląc pięścią w drzwi łazienki. Staliśmy w piątkę w wąskim korytarzyku należącym do „mieszkanka” Kamila, podczas tych trzech tygodni zielonej szkoły.

- Nie, idźcie sobie! – Odpowiedział nam wściekły głos.

- K⁎⁎wa, a jak on sobie coś tam na serio zrobi? – Zaniepokoił się Sperma.

- Hej, Kamil! Pogadaj z nami! – Spróbowałem wywabić na zewnątrz przyjaciela.

- Nie!

- No chodź, bo jej wszystko powiemy! – Zirytował się Patryk. Jak za dotknięciem magicznej różdżki, drzwi otworzyły się.

Kamil patrzał na nas pełnym nienawiści wzrokiem. Woda spływała z jego mokrych włosów na twarz i koszulkę.

- Nie zrobilibyście tego.

- Chcesz się przekonać? Co ty wyprawiasz? – Zapytał go Młody.

- Nie wasza sprawa. Czego ode mnie chcecie?

- Tak trudno się domyślić? Przyszliśmy żeby cię uratować. – Wzruszyłem ramionami, jakby było to oczywiste.

- Przed czym?

- Hmmm… Przed samobójstwem? Myślisz, że nie wiemy, że topiłeś się w umywalce? – Sperma skinął głową w stronę umywalki, wypełnionej po brzegi wodą. – Przez Monikę?

- Bo… Ona mnie nie chce… - Chłopak stracił panowanie nad sobą i zaczął głośno szlochać.

- No, daj spokój, będzie dobrze. – Pocieszałem go.

- No, chodź z nami. Pójdziemy na gofry, od razu ci przejdzie. – Poszedł w moje ślady Młody.

- Gofly? – Zapytał Kamil przez łzy.

- No, z sosem czekoladowym. Na dole w bufecie są.

- Dobla.

I tak potęga gofrów z sosem czekoladowym załatała złamane serce Kamila.

Zaloguj się aby komentować

Gdzie #codziennyrewir 4/115? Nie było bo leczyłem kaca ( ͡°ʖ̯͡°) Aaaale nie ma tego złego, macie więcej czytania ( ͡°͜ʖ͡°)


#codziennyrewir 4+5/115


#pasta #coolstory #truestory #heheszki #2137 #lata90 #rewir


_________________________________________________________


ROZDZIAŁ 3


Chyba dla każdego młodego chłopca zakup pierwszego prawdziwego roweru jest bardzo ważnym doświadczeniem, którego wspomnienie nie blaknie nawet po wielu latach.

Nie inaczej było ze mną – gdy tylko zdałem egzamin na kartę rowerową w drugiej klasie podstawówki, czekałem z wytęsknieniem na moment, w którym dostanę swoje własne dwa kółka i będę mógł jeździć gdziekolwiek tylko będę chciał. No, przynajmniej w obrębie naszego rewiru – dalej nie było mi wolno.

Tej nocy praktycznie w ogóle nie zmrużyłem oczu – byłem zbyt podekscytowany, by zasnąć i z wytęsknieniem odmierzałem upływające na zegarze minuty oraz godziny.

Wstałem, gdy tylko na niebie pojawiło się słońce, jak najszybciej ubrałem się (wieczór wcześniej przygotowałem sobie już wszystko co potrzebne, żeby nie tracić cennego czasu) i pobiegłem do kuchni, by zrobić kanapki na śniadanie. Kucharz był ze mnie żaden, więc kromki chleba wyglądały, jakby ucięto je piłą mechaniczną – ale czy to było ważne?

Nalałem sobie do szklanki trochę soku pomarańczowego i zacząłem pospieszne jedzenie.

- Cześć, co ty tu robisz? – Zapytała mnie nadchodząca z korytarza mama, na wpół jeszcze śpiąca.

- Zrobiłem śniadanie, żebyś nie musiała się przemęczać! – Odpowiedziałem wesoło, kłamiąc z nut, jak to na dziecko przystało. Wszyscy wiemy, że miałem w tym swój interes.

Ewelina wzięła szklankę, nalała sobie soku i usiadła naprzeciw mnie, podpierając dłonią głowę.

- Daj mi się najpierw obudzić, kochanie, dobra?

Nie dałem za wygraną. Nie wiem, czy było to efektem podniecenia całą sytuacją, czy może po prostu obsesyjnym pragnieniem posiadania roweru – ale w dosłownie kilka minut uwinąłem się ze śniadaniem, wrzuciłem talerz i szklankę do zlewu, a potem pobiegłem do łazienki.

Gdy ta okazała się zajęta, potruchtałem szybko po kluczyki do samochodu i przedni panel radia, a potem wyjąłem pierwszą lepszą parę butów z kolekcji mamy. Stanąłem przy drzwiach z nienaturalnym uśmiechem, a może grymasem na twarzy – i czekałem.

Dojechaliśmy do sklepu tuż przed otwarciem. Gdy już weszliśmy do środka, Ewelina powiedziała mi, żebym zapoznał się z dostępnymi rowerami, stojącymi przy całej długiej ścianie obiektu, co też radośnie uczyniłem, ona sam zaś opadła bezsilnie na pobliską ławeczkę, poprawiając bardzo pospiesznie upięte włosy.


Było tam chyba wszystko – rowery męskie, damskie, we wszystkich kolorach tęczy, w różnych rozmiarach, z koszykami, bagażnikami… Wybór tego jednego, odpowiedniego, zajął mi zapewne grupo ponad pół godziny, a kto wie, może i więcej? Czułem się jak we śnie i całkowicie straciłem poczucie czasu oraz przestrzeni.

Mama mimo wykończenia, wydawała się zadowolona. Wreszcie miała z głowy zakupy i mogła w spokoju zająć się swoimi sprawami. Ja zaś, poświęcałem uwagę tylko nowemu niebieskiemu rowerowi, ledwo mieszczącemu się w samochodzie.

Teraz byłem kimś.


W ciągu niecałego tygodnia, uformowaliśmy z kolegami z klasy własny gang rowerowy. Nasze zajęcia ograniczały się do wspólnych wyścigów, „objazdówek” (czyli po prostu jeździe w określonej formacji lub gęsiego) i przesiadywania na łąkach, gdzie w owym czasie mieliśmy bazę.

- Ale moglibyśmy zrobić, żeby każdy członek gangu musiał coś zrobić. – Powiedział nieskładnie Sperma (wtedy znany jeszcze jako Patryk).

- Co? – Zapytał Młody, zakładając łańcuch w swoim rowerze.

- No nie wiem, ochrzcijmy nasze maszyny.

Wszyscy wymieniliśmy w ciszy powątpiewające wspomnienia.

- No jak te, statki. Rozbijemy na nich butelki.

- No możemy. Ale nic się im nie stanie od tego? – Zapytał Kamil.

- To przecież szkło. Co ma się stać, jak trafisz w metal? – Zasugerował Sperma. Jego rozumowanie było oczywiście błędne.

Zostawiliśmy piątego z nas - Patryka w obozie, by pilnował rowerów, a we czterech poszliśmy w stronę śmietniska, by znaleźć jakieś butelki. Wpół drogi, rozdzieliliśmy się na dwie pary – Kamil ze Spermą, a ja z Młodym.

Doszliśmy do małej stromizny, w której znaleźliśmy kilka „setek” – czyli stumililitrowych buteleczek po wódce.

- Chyba mamy, czego chcieliśmy. – Powiedziałem do Młodego, podnosząc pięć butelek. – Wracamy?

- Czekaj, nie bierz ich.

Spojrzałem na niego pytająco.

- Klucha, mój brat, robił kiedyś coś podobnego. Potem przez tydzień płakał, bo wygiął rurę od ciosu.

- To co on zrobił?

- No przywalił czymś takim właśnie w rower. Ale mam pomysł. Patrz na to. – Chłopak wyjął z kieszeni zaśniedziałą jednogroszówkę i wcisnął ją w szyjkę jednej z butelek. Rozkręcił nią i uderzył w podeszwę buta. Czynność powtórzył kilkukrotnie, a potem zrobił to samo z drugą butelką.

- Trzymaj. Tylko uważaj z nią. Udawaj, że rozbije się normalnie.

Nie do końca rozumiałem, o czym kolega mówi, ale uwierzyłem mu.

- Hej, mamy butelki! – Ryknął na całe gardło.

Ceremonia miała się odbyć w naszym obozie. Podstawiliśmy na ziemi płytę dykty, by można było oprzeć na czymś stopkę chrzczonego roweru, a Kamil uroczyście nałożył na ramę pierwszej maszyny starą szmatę.

- Jesteś gotowy? – Spytał Młody Patryka i podał mu jedną z butelek. – Od tej pory, będziesz członkiem naszego gangu, na dobre i na złe.

Patryk uderzył buteleczką w ramę, tuż pod siodełkiem. Metal wydał głuchy odgłos, ale szkło nie pękło. Chłopak spróbował jeszcze raz – również bez skutku. Dopiero za trzecim razem, gdy wziął zauważalnie większy zamach, osiągnął sukces.

Kamil podbiegł i usunął szmatkę. Rurka ramy była wyraźnie wgięta, a lakier w kilku miejscach odprysł, ku niezadowoleniu właściciela.

Swój rower wyprowadził teraz Młody, a Kamil wyrecytował mu tą samą formułkę. Chłopak zamachnął się – przy uderzeniu butelka pękła w drobny mak, nie uszkadzając jednak ramy.

Chwilę później, do dzieła przystąpił Kamil – również pozostawiając po sobie niezbyt estetycznie wyglądające wgniecenie i przy okazji nieco uszkadzając lakier.

Przyszła pora na mnie. Z całej naszej paczki, mój rower był najmłodszy, więc z oczywistych względów bałem się go uszkodzić. Gdybym w pierwszym tygodniu wrócił do domu z wgniecioną ramą, napytałbym sobie tylko biedy u mamy.

- Jesteś gotów? – Zwrócił się do mnie Sperma. Przytaknąłem. - Od tej pory, będziesz członkiem naszego gangu, na dobre i na złe.

Zamachnąłem się spreparowaną butelką i uderzyłem w ramę. Szkło wyprysło z hukiem na wszystkie strony, ale po zdjęciu szmatki zobaczyłem, że metal pozostał nietknięty. Poczułem jak żołądek z gardła wraca na swoje miejsce. Uśmiechnąłem się do Młodego, dziękując mu w duchu za pomoc.

Zaraz potem, wyrecytowałem formułkę Spermie, który podobnie jak Kamil i Patryk, zostawił po sobie spory półkolisty ślad w rurce ramy.

Z Młodym nigdy nie wyznaliśmy przyjaciołom prawdy.


ROZDZIAŁ 4


Będąc na zielonej szkole, mieszkaliśmy w dwuosobowych pokojach, każdym z łazienką (co było poniekąd prawdziwym luksusem). I jeśli chcecie wiedzieć, to ja, Kamil, Młody i Patryk trafiliśmy do zupełnie oddzielnych mieszkanek. Ale my jesteśmy w tej historii jedynie postaciami epizodycznymi – ważny natomiast jest tu Sperma, wtedy wciąż znany jeszcze po imieniu i Tymek, którzy jakimś cudem, zostali przydzieleni razem.

Tymek był od zawsze klasowym popychadłem. Jeśli wierzyć opowieściom, urodził się kilka minut po swojej siostrze bliźniaczce Adzie, nieco podduszony, co niekorzystnie wpłynęło na jego rozwój umysłowy. Chłopiec był inny od rówieśników, co wraz z upływem czasu było widoczne coraz bardziej, ale dzięki staraniom rodziców, nie trafił do szkoły specjalnej i mógł uczyć się z normalnymi dziećmi.

Co nie znaczy oczywiście, że sam był normalny.

Już od pierwszych dni pobytu w ośrodku, Tymkowi było ciężko. Musiał kolejno rozpakować rzeczy współlokatora, później włożyć wszystkie jego ubrania do szafy, a gdy przychodził czas jakiejś wycieczki, nosił jego plecak. Robił za przysłowiowego Rumuna, mówiąc krótko.

Prawdopodobnie jeszcze pierwszego tygodnia, Patryk obmyślił więc plan wykorzystania Tymka do zarobienia paru złotych ekstra - nie mógł ich od niego „pożyczyć”, bo chłopak był już wtedy spłukany - kupił kilka drobnych pamiątek rodzicom, a resztę gotówki przetracił na automatach do gry.

Koncepcja była prosta: Tymek kładzie się na łóżku, przykrywa kołdrą, a klienci płacą za skakanie po nim (10 gr za dwa skoki). Potem chłopcy dzielą się łupem pół na pół.

Interes życia.

Wierzcie lub nie, ale w przeciągu godziny cały korytarz na naszym piętrze wypełnił się kolejką dzieci – z naszej i równoległych klas. Byli tam wszyscy – chłopaki, dziewczyny, kujony, łobuzy. Przy drzwiach do swojego pokoju stał Sperma, ubrany w zapiętą pod szyję koszulę (do kompletu z gumowymi klapkami na nogach), pobierając opłaty i wpuszczając klientelę do środka.

Tymek zaś leżał na łóżku pod oknem, w pozycji żółwik, starając się po prostu przeżyć. I tutaj wcale nie przesadzam – takich skoków, ciosów kolanami i łokciami jakie otrzymywał, nie powstydziliby się zawodowi wrestlerzy.

Po jakimś czasie, w pokoju Spermy i Tymka zjawił się kilkuletni Marcin, syn wychowawczyni jednej z równoległych klas - zabrany na doczepkę, żeby zwiedził trochę świata. Nie miał przy sobie ani grosza, więc wykidajło Sperma oczywiście szybko go zbył.

Kilka minut później interes nagle się zakończył – do pokoju wpadła wychowawczyni naszej klasy oraz matka Marcina, obie przerażone i wściekłe.

Tymek ostatni raz jęknął, gdy jeden z klientów wylądował na nim z impetem, z zastygłym wyrazem zakłopotania na twarzy.

Jak się okazało, gdy został spławiony przez Spermę, Marcin pobiegł do mamy i poprosił, by dała mu 10 groszy. Na pytanie „po co ci pieniądze?” odpowiedział: „żeby poskakać po Tymku”.

Co tu dużo mówić – mieliśmy przechlapane. Wszyscy lokatorzy piętra zostali wyproszeni przed swoje pokoje, stanęli w dwóch rzędach po obu stronach korytarza, a krok naprzód mieli zrobić ci, którzy nie brali udziału w tym „godnym pożałowania precedensie”, jak to ujęła nasza wychowawczyni.

Zapanowała chwila ciszy, po czym wystąpiło dosłownie kilka osób – nie więcej niż 5-10. Oczywiście, większość stanowiły „grzeczne” dziewczęta, pod dowództwem córki wychowawczyni równoległej klasy (nie tej, którą opiekowała się matka Marcina), Oli. Oczywistym jest też, że połowę, jeśli nie więcej osób stanowili winni obawiający się zasłużonej kary.

Wszyscy zostali wygwizdani i powitani tupotem nóg – zupełnie jak w więzieniu.

Bilans zabawy:

- Tymek był posiniaczony od stóp do głów, miał rozciętą wargę, czoło oraz rozbity nos.

- Wszyscy niegrzeczni (99% zielonej szkoły) miało zakaz odwiedzania hotelowej dyskoteki przez kilka dni. Później wszystko wróciło do normy.

- Ci, którzy wyłamali się z szeregu, zostali ukarani bardzo szybko, bez udziału nauczycieli. Później byli unikani przez uczniów, którzy potrafili przyznać się do winy i stawić czoła konsekwencjom.

- Sperma zarobił około dwudziestu złotych. Tymek nigdy nie dostał swojej działki.


__________________________________________________________


https://www.youtube.com/watch?v=1dk_lkr4E_Y

Zaloguj się aby komentować

Podczas sprzątania peceta, między memami z papajem a folderem z gondolami znalazłem coś, czym szkoda byłoby się nie podzielić. Złoto polskich czanów, jedna z niewielu dobrych rzeczy, które wyszły z tego obsranego gównem chlewa: Cykl past o Sebastianku, znany również jako Rewir. Autorze, gdziekolwiek teraz jesteś, dziękuję za świetną lekturę!


Zacząłem postować na portalu z nieśmiesznymi prawakami trzy dni temu, ale pomyślałem, że z Tomeczkami też powinienem się podzielić. W ramach rekompensaty, dostaniecie dzisiaj prolog oraz dwa pierwsze rozdziały na raz.


Bez zbędnego pierdolenia, #codziennyrewir 1, 2 i 3/115 czas zacząć!


#pasta #coolstory #truestory #heheszki #lata90 #rewir

__________________________________________________________


PROLOG


Właściwie rzecz biorąc nigdy nie miałem rodziny – jeśli nie liczyć oczywiście matki, Eweliny. Odkąd pamiętam, mieszkaliśmy tylko we dwójkę, zdani wyłącznie na samych siebie.

Wszelacy krewni - jak dziadkowie, ojciec czy wujkowie, byli w naszym życiu nieobecni. Ewelina zerwała kontakty z jej rodzicami po tym jak „pokłócili się” z nią na temat jej wpadki – czyli mnie, jakkolwiek by to nie brzmiało.

Oczywiście nigdy nie powiedziała tego głośno, ale nie trzeba być geniuszem żeby wiedzieć, że dwudziestolatki z reguły nie zakładają rodzin, prawda?

Ojciec opuścił matkę, gdy już się urodziłem – nigdy o niego nie pytałem, nigdy go nie szukałem, nigdy się nim nie interesowałem. Od najmłodszych lat wiedziałem za to, że nie chcę mieć niczego do czynienia z takim człowiekiem. O ile w ogóle zasługiwał na to miano.

No i w końcu, była jeszcze siostra mamy – czyli ciocia Iza. Starsza od niej o tych kilka lat, bodajże siedem, ale zupełnie oderwana od rzeczywistości, jak gdyby były to lata świetlne. Ewelina utrzymywała z nią kontakty przez jakiś czas, ale przestała z nią rozmawiać, gdy ta próbowała przekonać mnie, żebym zamieszkał z nią, jej mężem i ich dziećmi. Miałem wtedy sześć lat.

Brak krewnych nie znaczył jednak, że mieliśmy problemy finansowe czy społeczne. Mówiąc szczerze, było wręcz przeciwnie… Jeśli nie liczyć plotek okolicznych dewot, dawno temu. Chyba wszyscy bowiem wiemy, jak czasami oczerniane są samotne matki – a zwłaszcza takie, które mają czelność wychylać się przed szereg, paradując w kolorowych krótkich sukieneczkach i szpilkach. A do takich osób należała właśnie Ewelina. Lubiła rzucać się w oczy.

Jako dziecko, nigdy nie zwracałem na to uwagi, bo wydawało mi się, że to powszechnie spotykana norma – do czasu, gdy poznałem zwyczaje panujące w domach kolegów, gdzie szczytem higieny było mydło Biały Jeleń, a mody - zwyczajna para jeansów lub czasami nawet spódnica uszyta ze starej zasłony. Wtedy też zrozumiałem, że moja mama zdecydowanie wyróżnia się na tle innych.

Odstępstwa były widoczne również w jej zachowaniu – bo mimo, iż byłem jedynakiem, nie była wobec mnie szczególnie nadopiekuńcza – przynajmniej nie do przesady. Doskonale rozumiała potrzeby młodych i chyba nie powiem na wyrost, że była dla mnie zazwyczaj bardziej koleżanką niż rodzicielką.

No, przynajmniej póki zachowywałem się grzecznie.


* * *


Dziadkowie Kamila urodzili się, wychowali i zestarzeli w jednej miejscowości – tutaj też spłodzili dwie córki, które podobnie jak rodzice, nigdzie nie wyjechały. Miejscowi, po prostu.

Starsza córka – Milena, zaszła w ciążę bardzo młodo, będąc jeszcze nieletnią. Razem ze świeżo upieczonym mężem-tatą, zamieszkała w rodzinnym domu, zajmując górne pomieszczenia.

Kobieta zgarnęła w puli genowej wszystko co najlepsze, co w połączeniu z odważnym sposobem bycia i zamiłowaniem do kobiecych, kusych ubrań, wyrobiło jej w pewnych kręgach opinię puszczalskiej, ladacznicy – co kompletnie mijało się z prawdą. Plotki, plotki.

Jej odmienność podkreślała również krótka fryzura, jej znak firmowy – kontrowersyjna trzystusześćdziesięciostopniowa grzywka, w kolorze jasnego blond, z krótko wystrzyżonym dołem, naturalnie brązowym - która naprawdę podkreślała jej urodę, co zaskakujące.

Zresztą, podobnie było z Eweliną, z którą zresztą dzięki znajomości ich synów, zaprzyjaźniła się na dobre i na złe. Dwie „bezwstydne dziwaczki”.

Młodsza o rok od niej siostra, Agata, po dwóch latach również została młodą mamą. Niedługo potem, przeprowadziła się z mężem do niskiego bloku mieszkalnego, oddalonego o kilkaset metrów od domu jej rodziców.

Niestety, parze nie wyszło. Mąż odszedł po kilku latach, porzucając syna (Emila), gdy ten miał iść do szkoły podstawowej. Słuch o nim zaginął kompletnie, jeśli nie liczyć informacji, że „zakochał się w młodszej”.

Agata zaś, która całe życie spędziła w cieniu dużo bardziej atrakcyjnej i towarzyskiej siostry, powoli zaczęła stawać się własnym… Cieniem, no właśnie.

Samotne życie odcisnęło na niej swoje piętno i chociaż nigdy do specjalnych piękności nie należała, to z czasem, było tylko gorzej. Kobieta zaczęła chudnąć, przestała dbać o swój wygląd i w końcu, zaczęła nałogowo palić (mniej więcej wtedy, kiedy jej syn), co miało fatalne następstwa dla skóry, włosów, zębów i paznokci. Ale, to miało wydarzyć się dopiero w dalszej przyszłości.

Dziadkowie Kamila i Emila, kilka lat później również przenieśli się do nowego miejsca – również bloku mieszkalnego (ale wyższego i bardziej obskurnego), zostawiając Milenie i jej mężowi cały dom dla siebie.


* * *


Spośród wszystkich członków naszej paczki, Sperma wychował się chyba w najbardziej toksycznym środowisku. Na pozór, był w dużo lepszej sytuacji niż ja czy Emil, którzy dorastali bez ojców. Z drugiej strony, trzeba wziąć pod uwagę całokształt – a nie tylko jeden element składowy.

Rodzice Spermy sprowadzili się do miasta prawdopodobnie w latach osiemdziesiątych. Jak wielu przyjezdnych, osiedlili się w blokach mieszkalnych – przy czym mieli na tyle szczęścia, by trafić do czteropiętrowców, które w porównaniu do sąsiadujących z nimi „dziesiątek”, były dużo bardziej luksusowe (czyli nie miały głośnych i zdezelowanych wind, piwnice ukryte pod ziemią, większe mieszkania i mniejsze zagęszczenie sąsiadów).

Niedługo potem, rodzina powiększyła się o córeczkę – Martę, a kilka lat później o syna – Patryka (później znanego właśnie jako Sperma).

Ojciec, żeby zapewnić byt rodzinie, zaczął ciężko pracować w różnych zakładach przemysłowych. Wkrótce padł ofiarą choroby zawodowej, trawiącej niższe klasy społeczne – czyli zaczął pić.

Ela, jego żona, zajęła się domem i utrzymaniem przy życiu dzieci. Nie było to zadaniem prostym, ponieważ z pensji prostego robotnika po podstawówce (lub „nawet” zawodówce) trudno było związać koniec z końcem jako tako, nie wspominając o stale przepijanym procencie pieniędzy.

Jakimś jednak cudem, rodzina trwała przez lata, dzieci posłano do szkoły, a Ela zaczęła zyskiwać na wadze, w przeciwieństwie do męża, który z roku na rok stawał się chudszy.

Marta została zapisana do okolicznej szkoły podstawowej, gdzie poznała kilku mieszkańców „slamsów” – czyli obszaru zamieszkałego przez najniższą możliwą klasę społeczną, w której wykształcenie gimnazjalne jest czymś niezwykłym, a środki antykoncepcyjne… Cóż, one były nawet ponad sferą science fiction.

Z jakiegoś powodu, młoda dziewczyna odnalazła tam swoje miejsce - gdzie nauczyła się pić, palić i ćpać, a po jakimś czasie, w jej ślady miał pójść młodszy braciszek, chcący być tak fajny, jak jego siostra.


* * *


Młody wychował się w normalnej rodzinie, będącej żywcem wyjętą z obrazka – jego ojciec był inżynierem, matka nauczycielką, a brat szkolnym prymusem. Chłopak już od najmłodszych lat wyróżniał się więc na ich tle, chcąc zwrócić na siebie uwagę otoczenia poprzez nie do końca poprawne zachowanie. Prawdziwa czarna owca, wypisz wymaluj.

Koledzy Kluchy (czyli Piotrka, starszego brata) szybko ochrzcili kilkuletniego Patryka pseudonimem Młody – i tak już zostało.

Jeszcze przed tym, jak wszyscy poszliśmy do szkoły podstawowej, Młody poznał Spermę (wtedy znanego jeszcze po imieniu) i oboje stali się nierozłącznymi osiedlowymi rozrabiakami. „Dwóch Patryków – jeden duży, drugi mały”, jak zwykła mawiać czasami Milena, matka Kamila.

Mimo próśb i gróźb rodziców, żaden z nich nie starał się poprawić swojego zachowania – i tym samym, inne dzieci z bloków autentycznie się ich bały.

Jednak, strach ma wielkie oczy – i ich lęk nie zawsze był w pełni uzasadniony. Młody bowiem, mimo całej tej buntowniczej otoczki i nieprzewidywalności, już wtedy miał silnie rozwinięty instynkt przywódczy i wiedział, co to lojalność.

W późniejszych latach, gdy nasza paczka została na dobre uformowana, pełnił więc on rolę naszego niepisanego lidera… I w zasadzie, dzięki niemu, byliśmy też postrzegani przez pewnych ludzi jako łobuzy i chuligani. Cóż, nie można nikogo za to winić, prawda?


* * *


Rodzice trzeciego z kolei Patryka i jego starszego brata Bartka, przeprowadzili się w nasze okolice w czasach, gdy mieliśmy nie więcej niż pięć lat. Mieszkania w „luksusowych” blokach, w których żyli Sperma i Młody były już dawno zajęte, ale udało im się wynająć małe lokum w sąsiednim betonowcu, po drugiej stronie ulicy, przeznaczonym dla nieco niższej klasy społecznej.

Ojciec chłopców zatrudnił się w jednej z malutkich ekip remontowych, przeważnie pracując w okolicznych dziesięciopiętrowcach.

Jego żona z początku zajmowała się domem – przynajmniej dopóki, dopóty obaj synowie nie mogli bezpiecznie zostawać sami. Potem zaczęła rozglądać się za pracą – padło na kasę w osiedlowym sklepie, co i tak nie było najgorszą możliwą posadą, zwłaszcza, gdy nie ma się żadnego znaczącego wykształcenia.

Bartek załapał się do jednej z fal dzieci urodzonych i wychowanych na wsi, które w wieku szkolnym zderzyły się z miejską rzeczywistością. Okazało się bowiem, że lokalni rówieśnicy mówią, myślą i zachowują się znacząco inaczej od przyjezdnych. To zaś owocowało wewnętrznymi sporami i dyskryminacją. Finalnie, chłopak zaklimatyzował się w nowym świecie, ale zajęło mu to wiele lat.

Patryk miał na tyle szczęścia, by przed pójściem do pierwszej klasy zrozumieć, jak żyje się w blokach i czego nie należy robić. Znalazł sobie znajomych, z którymi grał w piłkę na jednym z prowizorycznych boisk – i jak się okazało, miał do tego wrodzony talent, z którym w przyszłości, chciał wiązać przyszłość.

Kiedy inni chłopcy pragnęli być policjantami i strażakami, jego marzeniem było zostać profesjonalnym piłkarzem.


_________________________________________________________


SZKOŁA PODSTAWOWA

_________________________________________________________


ROZDZIAŁ 1


Po latach nie pamięta się traumy związanej z pierwszym dniem w szkole. Pierwszego dnia w zupełnie nowym świecie – ogromnym i po brzegi wypełnionym kilkuletnimi rówieśnikami – równie zagubionymi i przerażonymi co my sami.

I w końcu, nie pamięta się spokoju rodziców, którzy z jakiegoś powodu, wcale nie podzielali niepewności dzieci – przeciwnie, zdawali się doskonale wiedzieć, co czeka nas w przeciągu następnych sześciu lat.

Wtedy nie mogłem nadziwić się, jak moja mama może czuć się pewnie w miejscu takim jak to, podczas gdy ja dreptałem tuż koło niej, trzymając ją za rękę i marząc tylko o tym, by z powrotem znaleźć się w doskonale mi znanym, bezpiecznym domu.

Zgodnie z tym, co powiedziała mi wcześniej Ewelina, w klasie powinna znajdować się tablica – i rzeczywiście, kiedy wszedłem do pomieszczenia, ciemnozielony prostokąt wisiał na ścianie… Ale naprzeciw niego, na drugim końcu sali, był kolejny.

- Dwie tablice? – Zapytał sam siebie chłopiec, który znikąd pojawił się koło mnie, jakby czytając w moich myślach. Miał brązowe włosy, z grzywką starannie przyciętą nad wysokością brwi i okrążającą głowę jak grzyb albo garnek.

Niepewny, obróciłem się za siebie, by zapytać mamę, gdzie i w którą stronę powinienem usiąść - ale gdy podniosłem wzrok, zobaczyłem, że jest zajęta rozmową z inną kobietą – o włosach praktycznie takich samych jak te należące do chłopaka stojącego koło mnie. Obie wydawały się być w doskonałych humorach.

- Chodź, poszukamy wolnych miejsc. – Zaproponowałem nowemu znajomemu, nie chcąc przeszkadzać dorosłym.

- Dobra! – Odparł uradowany. – Jestem Kamil. Będziemy najlepszymi kumplami?

Poczułem, że strach, który mnie trawił od środka nagle przepadł. Roześmiałem się serdecznie do Kamila i podałem mu rękę.

Usiedliśmy w ostatniej ławce, nie mając pojęcia, czy jest to przód, czy tył klasy. Po naszej lewej, przy oknie, siedzieli razem dwaj chłopcy, którzy głośno żartowali i wygłupiali się. Jeden z nich był wyjątkowo wysoki i chudy jak na swój wiek, a drugi z kolei był niepozorny i znacząco niższy, mniej więcej mojego wzrostu. Mimo to, zdawał się jakby emanować jakąś dystynkcją, powagą.

On też jako pierwszy zwrócił uwagę na mnie i na Kamila.

- Hej! – Krzyknął. Obróciłem się w jego stronę, nie wiedząc, jak zareagować. – Cześć. Ostatnia ławka, co?

- Chyba tak. – Zaśmiałem się, zdając sobie sprawę, że rzeczywiście znajdujemy się na końcu klasy.

- Jestem Patryk, ale kumple wołają na mnie Młody. A ten obok to też Patryk.

Podszedłem do obu chłopców i przywitałem się z nimi.

I tak, poznałem Młodego i Spermę.


_________________________________________________________


ROZDZIAŁ 2


Pierwsza klasa była okresem aklimatyzacji i nawiązywania znajomości – w szkole i poza nią przebywałem głównie w towarzystwie Kamila, co z kolei pomogło zaprzyjaźnić się naszym mamom. Poza tym, powoli zaczęła się formować nasza paczka – coraz więcej czasu spędzaliśmy z trzema Patrykami, którzy mieszkali w pobliskich blokach.

Gdzieś w tle przewinęła się jeszcze postać Maćka, mieszkającego nieopodal naszej podstawówki, w przedwojennym zrujnowanym domu, razem z kilkorgiem rodzeństwa, rodzicami, dziadkami i wujostwem. Była to rodzina biedna, prosta i bogobojna – jedna z wielu, które przybyły do miasta ze wsi, by rozkoszować się urokami kapitalizmu, do czasu gdy jej członkowie nie zdali sobie sprawy, że pieniądze są niestety poza ich zasięgiem.

Jeszcze wczesną jesienią, czyli na samym początku mojego pierwszego roku szkolnego, Maciek zapytał się mnie, czy nie wpadłbym do niego po lekcjach. Chłopak do tej pory nie znalazł sobie żadnych znajomych i zazwyczaj do nikogo się nie odzywał, więc nie wiedziałem do końca co o nim sądzić. Powiedziałem mu, że muszę poprosić mamę o zgodę (a przy okazji pewnie i o radę).

Ewelinę zauważyłem od razu, kiedy wyszedłem ze szkoły – nawet pomimo swojego niskiego wzrostu, była mniej więcej dwukrotnie wyższa od większości dzieci zmierzającym do domów. Dopiero gdy podszedłem bliżej, zobaczyłem, że tuż koło niej stoi Maciek, mówiąc coś z wyrazem podekscytowania na twarzy.

- Cześć, mamo! – Krzyknąłem.

- Cześć. Jak było w szkole? – Zapytała się mnie mama, schylając się by dać mi buziaka w policzek.

- Fajnie. – Odparłem.

- Twój kolega przed chwilą zapytał się mnie, czy wpadniesz do niego po południu.

Maciek przytaknął uradowany.

- No… Miałem się ciebie zapytać najpierw. – Powiedziałem niepewnie.

- Och, nie ma problemu. Odrobimy tylko lekcje, zjesz obiad i cię podrzucę.

Z jakiegoś powodu, nie poczułem się specjalnie szczęśliwy.

Dom rodziny Maćka znajdował się przy gruntowej drodze, otoczony podobnymi mu zabudowaniami. W powietrzu czuć było odór krowiego łajna, bowiem niektórzy sąsiedzi hodowali zwierzęta użytkowe. Zaskakujące, biorąc pod uwagę rozmiary ich działek i fakt, że teoretycznie przebywaliśmy w mieście, a nie na wsi.

Zadziwiająca była również różnica kulturowa pomiędzy tą właśnie uliczką a ulicą, przy której mieszkałem ja z mamą. Były to dwa zupełnie odmienne światy, choć oddalone zaledwie o kilometr.

Zatrzymaliśmy się przy zardzewiałym ogrodzeniu.

- To chyba tutaj. – Powiedziała Ewelina, gasząc silnik i otwierając drzwi. – O kurczę! – Dodała poirytowana, gdy jeden z jej wysokich obcasów zatopił się do połowy w błocie.

Na powitanie wyszedł nam Maciek, a zaraz za nim starsza, nieco przygarbiona i wyraźnie zmęczona życiem kobieta – pomyślałem wtedy, że to jego babcia, ale pomyliłem pokolenia – była to jego matka.

- Cześć! – Maciek pomachał mi i podbiegł roześmiany od ucha do ucha. – Dzień dobry pani!

- Dzień dobry. – Odpowiedziała Ewelina, skoncentrowana na stąpaniu po kępkach trawy i unikaniu błota, jakby miało to coś zmienić. Jeden z jej butów był już i tak kompletnie brązowy.

- Chodź, pokażę ci fajne miejsca! I tutaj jest sklep niedaleko! – Krzyczał kolega.

- Tylko uważajcie, dobra? – Powiedziała mama i skinęła mi głową, żebym podszedł. – Skoro idziecie do sklepu, to masz tutaj złotówkę. Kupcie sobie coś, jeśli będzie okazja. – Pocałowała mnie w policzek i uśmiechnęła się.

Pobiegliśmy do sklepu.

Sklep znajdował się kilka domów dalej i stanowił jedyne miejsce publiczne w tej okolicy. Weszliśmy do dusznego pomieszczenia, będącego przerobionym garażem i rozejrzeliśmy się dokoła. Wybór był niewielki, o ile nie gustowało się w tanich trunkach.

Maciek podszedł do lady i poprosił o dwie miętowe gumy do żucia – wtedy pierwszy raz spotkałem się ze sprzedawaniem ich na sztuki. Sprzedawca wyciągnął z napoczętego opakowania dwa listki i podał je klientowi.

- Podać co? – Zapytał się mnie.

Wcześniej zastanawiałem się nad kupieniem paczki bekonowych Lay’sów (które niestety zostały w przyszłości wycofane ze sprzedaży), ale widząc co kupił Maciek, postanowiłem pójść w jego ślady. Skoro ten chciał się ze mną podzielić, to niegrzecznie byłoby nie dać niczego w zamian.

Zamówiłem dwie owocowe gumy, zapłaciłem, podziękowałem i razem z kolegą wyszliśmy.

Od razu otworzyłem jedną gumę, a drugą podałem Maćkowi.

- Dzięki! – Ucieszył się i włożył gumę do kieszeni. Jedną ze swoich, miętowych, odpakował i włożył do ust. – Chodź, pokażę ci ogródek!

Przez ułamek sekundy zastanawiałem się, czy czasami coś nie umknęło mojej uwadze. Było nas dwóch, każdy miał po dwie gumy. Mama zawsze uczyła mnie, bym dzielił się z innymi, jeśli tylko mogłem. Tak też zrobiłem, ale Maciek zdawał się albo nie rozumieć sytuacji, albo udawał, że jej nie rozumie. Mój dziecięcy umysł był skołowany.

- Hej, a po co ci były dwie gumy? – Zapytałem w końcu, po dłuższym namyśle, starając się nie zabrzmieć nachalnie.

- A bo mama mi kazała kupić dla siebie i dla niej.

Pobiegłem za Maćkiem, nie okazując zawodu, choć wewnątrz czułem się nierad. Swoją gumę wyplułem po zaledwie kilku minutach, gdy zaczęła wydawać mi się gorzka.

3aa1f848-44c9-4993-a6e6-c91ee3f0c69d

Zaloguj się aby komentować

U mnie na wiosce był duet Bigos i Radar. Nie wiem skąd się wzięła ksywa bigosa ale radara stąd, że miał uszy jak dziecko Jerzego Urbana i słoniątka Dumbo. Bez przesady każde ucho jak spodek pod filiżankę. Co najlepsze sam Radar myślał chyba, że ksywa wzięła się stąd, że jest niby taki czujny bo nikt nie był na tyle odważny żeby mu powiedzieć, że ma wielkie uszy a u niego w domu była taka bieda i patologia, że na pewno nie mieli lustra.

Radar z bigosem byli sąsiadami i zawsze wszystko robili razem. Oczywiście terroryzowali całą wieś tak, że ludzie się bali zgłaszać na policję (na wsi są inne układy z policją niż w mieście i ogólnie mundurowi się nie mieszają na siłę do spraw między ludźmi). Z moich czasów gimbazjalnych to nie pamiętam jakichś większych inb poza standardowym napierdalaniem ludzi czy drobnymi kradzieżami typu kradzież górala za 300zł (super mafia k⁎⁎wo). Do licbazy chodziłem już w mieście powiatowym i mieszkałem tam na stancji więc sporo mnie omineło ale na bieżąco dostawałem relacje od znajomych jak przyjeżdżałem do domu na weekend. Pamiętam jak przyjechałem jakoś w klasie maturalnej i znajome sebki mnie namówiły żebym z nimi poszedł się napić pod lokalne disko.

Miastowym anonom wytłumaczę na czym polega ta rozrywka:

W każdym powiecie jest kilka takich tańcbud, do których w piątki i soboty zjeżdża się okoliczna młodzież aby się na⁎⁎⁎ać, potańczyć i ewentualnie ponapierdalać. Zabawa w picie pod dyskoteką polega na tym, że siedzi się w golfie (zima) lub na jego masce/w otwartym bagażniku (lato), chleje się, pozdrawia się przechodzących znajomych i zaprasza na lufę, obraża się nieznajomych i zaprasza na wpierdol, puszcza własną muzykę z samochodu, patrzy kto idzie dymać jaką karynę itd. Zaletą picia na zewnątrz jest to, że możesz pić własną wódkę, można pogadać bo muzyka nie napierdala i nie płacisz 20zł za wejście więc jesteś flachę do przodu.

Więc siedzimy sobie tak i opowiadam chłopakom co tam słychać w wielkim świecie czyli w mieście 10.000 mieszkańców a tu nagle z dyskoteki wylatuje Bigos z taką ekipą z innej wsi i kręci z nią na⁎⁎⁎⁎ny aferę. Do tamtych typów doszło jeszcze kilku (łącznie już z 10) i bigos nagle jest ze wszystkich stron otoczony ale nie daje jebania tylko dalej ich bluzga i zachęca "NO WYPIERDOL MI K⁎⁎WO J⁎⁎⁎NA, NO WYPIERDOL MI TO ZOBACZYSZ CO BĘDZIE KONDONIE". Tamci już byli gotowi zobaczyć co będzie Bigosowi, a tu nagle zza dyskoteki wyskakuje Radar z tą słynną sztachetą, wskakuje do bigosa w sam środek kółka i zapierdala sztachetą dookoła jak barbarzyńca w diablo 2. Uszy nie tylko go nie spowolniły ale widocznie zadziałały jak śmigło bo tak mocno się zakręcił że dwóch typów straciło po jednym oku, kilku zęby a i Radar jeszcze wyłapał w potylicę i padł nieprzytomny. Zaraz była policja, karetka itd. ale chłopaki z tamtej wsi zachowali się prawilnie i wyszło na to, że byli pijani i nie pamiętają kto im oczy wydłubał xD

Po tej całej aferze wszystkie seby z tamtej wsi poprzysięgły, że Bigosa i Radara normalnie zabiją za tą akcję. Radar z Bigosem byli mocni ale tamtych było łącznie kilkunastu i na prawdę nie żartowali więc obydwaj spierdolili do roboty do Niemiec. Ślad po nich zaginął na dwa lata, ja już poszedłem na studia i do domu przyjeżdżałem tylko na święta, aż któregoś pięknego dnia nagle podjeżdżają do wsi dwa wyjebane audi na niemieckich rejestracjach i wysiadają z nich Bigos i Radar. Podobno byli nie do poznania bo z wiejskich mirków w 5 letnich dresach zmienili się w poważnych biznesmeno-gangsterów w skórach i po solarium. Nakupowali wszystkim dzieciakom słodyczy, sebkom wódki i zacząli świętowanie wielkiego powrotu na ojcowiznę.

Powitanie na ich koszt trwało kilka dni aż którejś nocy pokłócili się nagle przy wszystkich o jedną pierdoloną butelkę wódki za 20zł i skończyło się tak, że Bigos potłukł tą butelkę wódki o płot tak, że powstał "tulipan" a potem wsadził rzeczonego tulipana Radarowi prosto w brzuch. Krew trysnęła, ktoś zadzwonił na pogotowie ale zanim przyjechało to Radar już zamknął oczy (jeszcze wtedy myśleli, że tylko stracił przytomność) a jak przyjechało pogotowie to lekarze od razu stwierdzili zgon. Bigos ocipiał i pognał przed siebie a następnego dnia policja go znalazła nad jeziorem powieszonego na pasku.


#pasta

Heheszki

Tymczasem autor tej historii ukończył studia i znalazł pracę w zawodzie. Cała wieś patrzy z zawiścią na jego Audi Q7 gdy odwiedza rodziców ze swoją piękną żoną.

Bo nie ma dróg na skróty.

wiatrodewsi

Myślę że każdy mieszkaniec wioski co przeżył parędziesiąt wiosen jest w stanie znaleźć tu choć kawałek swojej młodości. Piękna pasta.

Zaloguj się aby komentować

Rzecz działa się, gdy byłem w gimnazjum - zamierzchłe czasy, gdy telefony komórkowe były zarezerwowane dla elity, a palacze byli odrzutkami społecznymi.

Może ze dwa lata wcześniej, przeprowadził się w nasze okolice Antek - taki typowy wieśniak (jak zresztą parę osób go nazywało), ale w gruncie rzeczy w porządku. Chciał pokazać się w nowym miejscu z jak najlepszej strony, więc bardzo szybko przylgnęła mu łatka lizusa i konfidenta - co nie podobało się kilku "fajnym" chłopakom.

Wśród nich był Patryk i Kamil, którzy całe dnie spędzali razem. Siedzieli razem na lekcjach, na przerwach razem łazili po korytarzu - praktycznie jak geje (bez uprzedzeń).

No więc Antek pewnego dnia musiał zrobić jakieś zakupy w aptece, dla babci czy dziadka, więc postanowił zerwać się z lekcji żeby jechać po lekarstwa (jakieś specjalne, sprzedawane w specjalistycznej aptece, w innej dzielnicy miasta) - a że ja, Kamil i Patryk nie mieliśmy co robić, to pojechaliśmy z nim.

Antek kupił leki, porzucaliśmy się chwilę śnieżkami (bo była zima) i postanowiliśmy wracać do domu. Po drodze jednak okazało się, że Antek zgubił gdzieś swój telefon. Zaczęliśmy przeszukiwać teren, na którym rzucaliśmy się tymi śnieżkami, ale nikt niczego nie znalazł.

Po paru minutach Kamil i Patryk powiedzieli, że pójdą sprawdzić, czy komórki nie ma za pobliskim wzgórzem (razem, oczywiście).

Zostałem z Antkiem, niezręczna cisza.

- Ojciec mnie zabije jak się dowie. - Mówi.

- Spoko, znajdziemy ten telefon - musi tu gdzieś być.

Jak się okazało, nie było. Zniknął, przepadł bez śladu. K i P wrócili po parunastu minutach, jacyś tacy k⁎⁎wa dziwni, zarumienieni, ale niczego nie znaleźli.

W końcu jakoś się rozdzieliliśmy - Antek został sam żeby dalej szukać komórki, a my pojechaliśmy do domu.


Po południu ktoś puka do moich drzwi - otwieram, patrzę, ojciec Antka. Cały w nerwach, mówi, że syn jest w szpitalu, bo został pobity, jak wracał z apteki.

Ja oczywiście w szoku, pytam się co z nim i w ogóle.

Ojciec poszedł, ja się ubrałem i pobiegłem do Kamila, bo mieszkał bliżej od Patryka. Wchodzę do niego, mówię co się dzieje, a ten w śmiech.

Rozumiecie - taki typowy k⁎⁎wa perfidny śmiech.

Patrzę na biurko, a tam szczątki telefony Antka.

- Znaleźliśmy go z Patrykiem i rozjebaliśmy na torach za górką xD Szkoda, że z nami nie poszedłeś, była beka.


Zna się człowieka całe życie praktycznie, chodzi z nim grać w piłkę i pić piwo na czterech w krzakach, a on odpierdala takie cuda.

Antek tak się bał, że dostanie wpierdol w domu, że poszedł do jakichś okolicznych dresów i zaczął się do nich przystawiać żeby mu najebali, by potem powiedzieć, że ukradli mu ten j⁎⁎⁎ny telefon.

Koledzy mocno.


#pasta

Zaloguj się aby komentować

Kap.

Kap.


Ogarnij się, chłopie.


Kap.


Nie wytrzymam.


Kap.


- przepraszam, proszę używać ręcznika.

- słucham?

- pot z pańskich jaj kapie mi na plecy.


Ostatni raz przyszedłem do Aquaparku w godzinach popołudniowych.

Opuszczam saunę i idę do bufetu.


- sałatka Colesław i Pepsi Max

- Kolslo i Pepsi Max

- Colesław - upewniam się.

- Kolslo.


Chyba ma udar.

Płacę i zajmuję miejsce przy stoliku.

W oczekiwaniu próbuję naliczyć trzy z rzędu przechodzące osoby bez garba.


- mogę się dosiąść?


To prezydent Wrocławia, Jacek Sutryk.


- jak Twoje kolslo?

- Colesław? Dobry.

- Mój pomysł. - uśmiechnął się i sięgnął po serwetkę.

- gratuluję.

- masz jakieś hobby?

- ee, muzyka. Dlaczego?


Zapisał kilka zdań i przesunął serwetkę w moją stronę.


- właśnie zostałeś członkiem rady programowej ds. kultury w Aquaparku. Dwa koła na miesiąc.


- praca w młodym dynamicznym zespole i owocowe czwartki? Pan żartuje.


- owocowe czwartki nie, ale mamy warzywne środy. Podpisz na dole. - wyszczerzył zęby.


- może pan rozdawać kolejne stanowiska bez żadnych ograniczeń?


- nie no, ograniczenia są. Na przykład ilość tuszu długopisie he, he.


- pan jest socjopatą.


- lepiej socjopatą niż socjologiem xD


Wstałem i szybkim krokiem ruszyłem w stronę przebieralni.


Przy wyjściu minąłem grupę osób poruszących się na wózkach inwalidzkich.

Dopiero teraz moją uwagę przykuł wiszący na drzwiach plakat - „nauka pływania dla niepełnosprawnych”.


- warzywna środa - pomyślałem i opuściłem kąpielisko


#wroclaw #pasta

Cybulion userbar

Zaloguj się aby komentować

- Spójrz, jak ci słowianie sie ruszają! Nie sądzisz, ze chłopakom z cesarstwa też przydałoby się trochę luzu? Przekumaj ten taniec plemienny! Moglibyśmy się od słowian wiele nauczyć. Sława i do przodu, to moje hasło. Dobre, nie? Czasami żałuje że nie urodziłem się słowianinem. Ej, chłopaki, a może macie ochotę przeczytać Historię Sekretną? Ja czytam po kilka razy dziennie. Zagadki, intrygi, dworskie skandale – to mój chleb codzienny. Mam nowy, za⁎⁎⁎⁎sty poemat: "Śmierć w Konstantynopolu". Nieźle brzmi, co?


- Ty, jak ty się nazywasz?, bo zapomniałem... Kleks? Pumeks?


- Aleksy...


- No, więc posłuchaj mnie teraz uważnie, Alek. Byłeś na słowiańszczyźnie?


- Nie.


- No właśnie, a ja... znam kogoś, kto był i opowiedział mi to i owo. Wiesz, skąd się wzieli słowianie w cesarstwie?


- Awarowie ich przyprowadzili.


- No właśnie... Awarowie ich sobie podporządkowali, przywieźli ich z północy... A myślisz, że to taka prosta sprawa pójść do północnej puszczy, złapać w siatkę zwinnego, silnego słowianina i wywieźć go na bałkany?


- Chyba nie.


- No jasne, że nie... udało im się to zrobić ponieważ brali tylko takich co albo nie potrafili spierdolić przed siatką, albo byli największymi głąbami z plemienia i wódz sprzedawał ich za worek paszy, bo i tak nie miałby z nich pożytku. I ci wszyscy nieudacznicy wyruszyli na bałkany. Pożenili się, porobili dzieci... świat poszedł do przodu... pojawił się ogień grecki, trójpolówka, pronoia... ale co z tego, jeżeli ich serca pompują tę samą krew, są potomkami człowieka, który na własnym podwórku dał się złapać w siatkę, więc nie uważam, że naszym chłopakom brakuje luzu...


- Zaraz będę miał sakiewkę, ubijemy interes...


-Nie przerywaj mi kiedy zbieram myśli! Przełknąłem te zniewagę, bo pomyślałem sobie: najważniejsze w tej chwili to ubić interes.


- Nie ma sprawy, ubijemy ten interes!


- Masz eunucha, ktory wygląda jak małpa, gibasz sie jak pierdolony derwisz, zachwycasz się panem Chujomirem, marnujesz mojemu towarzyszowi beczki gruzińskiego wina, a na koniec pokazujesz nam poemat o facecie w dromonie. I ty chcesz, żebyśmy ubili interes?


- No właśnie, kim ty k⁎⁎wa jesteś, ikonoklasto?


- Rzeczywiście, może nie wszystko wyszło tak jak należy, ale to da się naprawić... zaraz przyjdą dziewczyny i ubijemy ten interes.


- Po tym co tu zobaczyłem, nie wiem czy chciałbym z tobą ubić turka na stepie.


#pasta #heheszki #chlopakinieplacza #bizancjum

Pan_Buk

@AndzelaBomba Pan Pazura musi to przeczytać! Trzeba mu to natychmiast wysłać.

AndzelaBomba

@Pan_Buk do Milowicza i Zbrojewicza w sumie też by pasowało xD

Pirazy

@Pan_Buk zatem na co czekasz?

Zaloguj się aby komentować

#pasta


Czasy się zmieniają, a zawartość półki z fantastyką i SF w Empiku pozostaje taka sama. Co możemy tam znaleźć?

- najnowszy zbiór opowiadań Pilipiuka, w którym doktor Skórzewski bawi się w carskiego Indianę, Storm znajduje sanacyjne artefakty, a za cara to w ogóle było;

- kolejny tom kosmicznej sagi, w której drobny przemytnik firaksytu z Io musi uporać się z nagłym brakiem wodoru na Słońcu;

- żołnierze wyklęci, ale to antykomunistyczne wilkołaki;

- nowe wydanie Lema z posłowiem redaktora poprzedniego wydania;

- powieść średniowieczno-fantastyczna z magicznymi Piastami ganiającymi się po lasach;

- przetłumaczona na szybko książkowa wersja filmu SF będącego hitem ostatniego lata;

- Mordimmer Maddderdin znowu rozpierdala całe Cesarstwo III, czyli Piekara robi wszystko, żeby nie ruszać najciekawszych fragmentów świata;

- cegła Dukaja stojąca na półce od 12 lat;

- kolejny tom magicznej sagi o spisku, smoku i spusze w style „Sztylet krwi”, „Korona popiołów” albo „Tron pogardy”;

- stalker znowu snuje się przez Zonę po ikonach, rękopisach, karabinach w poszukiwaniu spełniacza życzeń, żeby uleczyć córkę, a tak naprawdę to nie;

- coś dla YA (ang. gówniarze), czyli nowelizacja nowego Assasyna albo trzy fantasy fanficki z Wattpada w prochowcu i kapeluszu udające powieść;

- Ziemiański pisze o swoich fetyszach i Wielkim Dolnym Śląsku;

- Pratchett, czyli 31 część opowieści dla nielubianych nerdów;

- „Bulbulator Diuny" na podstawie zachowanej listy zakupów Herberta;

- kolejne wydanie Hobbita albo Władcy Pierścieni z plakatem filmowym na okładce;

- nowa powieść „Kinga” na gościnnych występach;

- na pewno nie Głowacki xD

- steampunk, czyli para w ruch, zioła buch, bonusowe punkty za akcję w Polsce pod zaborami, motyw buntu podziemi przeciw dzielnicy bogaczy i latające pancerniki Wokulskiego;

- spermiarska powieść o azjatyckiej wojowniczce walczącej ze złym imperium i sypiającej z kim popadnie;

- „Ostatnie życzenie”.


#ksiazki #scifi #fantasy #heheszki

4f373bd9-7fb4-4482-b996-d0ba0f61de14
Romanzholandii

A ja czekam na nastepne ksiazki Brandona Sanderso a z Cosmere.

Catharsis

@smierdakow

- spermiarska powieść o azjatyckiej wojowniczce walczącej ze złym imperium i sypiającej z kim popadnie;

Da ktoś jakiś przykład, nudzi mi się i poczytałbym coś takiego xD.

smierdakow

@Catharsis mi przychodzi do głowy po okładce Wojna lotosowa, ale to @Wrzoo wie o czym to jest xd

Wrzoo

@smierdakow ej, ona nie sypiała z kim popadnie xD ale to naprawdę dobra seria jest

Zaloguj się aby komentować

Mialem odpalony portal na w z ostatniej sesji (raz na miesiąc, może dwa wchodzę , co by poczuć głębsze wody), ale do rzeczy.

Skroluje czytam dwa posty, komentarze i myślę kurde co z tym hejto, tragedia itp.

Szybka dedukacja, gdzie ja jestem.

Po czym szybko wróciłem na ten nudny portal dla dziadków.

Miłej soboty wszystkim

#pasta

Zaloguj się aby komentować

#pasta


Byłem ostatnio w Empiku, spojrzałem na półki z “literaturą kobiecą” i dochodzę do wniosku, że zarząd składa się z Patricka Batemana, dzieciaka z ostatniej ławki w garniaku i najświętszego Ala Bundy’ego, bo inaczej tego doboru pozycji nie da się wytłumaczyć. Jakie arcydzieła możemy tam znaleźć?

- Generowane przez AI obyczajowe romanse polskich autorek z kobietą w czapce z kubkiem na okładce o tytule typu “Miłość w szmaragdowych oczach zaklęta”, bonusowe punkty za akcję w pensjonacie na Mazurach w Boże Narodzenie;

- Herstoria, czyli o roli kobiet w II wojnie światowej / na dworze sułtana / historii seksuologii / hodowli jedwabników;

- Popłuczyny po dystopii z silną, niezależną i wrażliwą bohaterką, która walczy ze złym imperium i miłością do dwóch chłopaków naraz;

- POLSKA ODPOWIEDŹ NA GREYA, czyli molestowanie magicznie znika, kiedy facet ma 2 m, Bentleya, willę z basenem, kwadratową szczenę i włoski akcent;

- Najnowsza książka Sparksa, Evansa czy Picoult o nieszczęśliwej miłości / kochankach z amnezją / romantycznej dramie sądowej;

- Poważny medyczny poradnik życia z BPD / ChADem / OCD / depresją / pierdolcem;

- Psychoterapeutka z obozu, czyli jak bolcowałam się z esesmanem, ale było mi przykro;

- POLSKA ODPOWIEDŹ NA GREYA 2, czyli Giovanni ma brata bliźniaka Giorgio, który jest gangsterem, ale ma helikopter i większego;

- Blondynka w Bydgoszczy / Kobieta na końcu świata XVII: Bałuty;

- Zbiór reportaży rodem z Wyborczej o ciężkim życiu kobiet na plantacji śniegu w Magadanie;

- Autobiografia kolejnej autorki napisana na akord przez ghost writera, żeby wyrobić się na benefis;

- POLSKA ODPOWIEDŹ NA GREYA 3, czyli Giovanni walczy z Giorgio, a główna bohaterka znajduje prawdziwą miłość z ogrodnikiem (z największym);

- Książka kucharska i poradnik dietetyczny w jednym, jak schudnąć bez ćwiczeń i odstawiania czekolady (amfa);

- Poradnik sprzątania, czyli jak oczyścić szafę i wyczyścić sobie umysł;

- Wydany na szybko kolejny apoteozowany fanfic z Wattpada z pseudonimem autorki;

- POLSKA ODPOWIEDŹ NA GREYA 4, czyli bohaterka cofa się w czasie do sułtańskiego haremu;

- Jakaś klasyka romansu typu Przeminęło z Wiadrem, Duma i uprzedzenie, milionowe wydanie Romea i Julii czy Mistrza i Małgorzaty (oczywiście z czarnym kotem na okładce);

- Coś autorki, której ostatnio się odeszło do krainy wiecznych łowów ze spacjami;

- Poradnik silnej niezależnej businesswoman o ćwiczeniach, kryptowalutach i ars amandi;

- 365 dni w Auschwitz.


#ksiazki #heheszki #pasta

a22c3bc9-b2c1-46e4-89ac-8c4b0a33e7c2
GazelkaFarelka

@smierdakow normalnie że weź

alaMAkota

A później ona taka oczytana, wykształcona i nie da sobie nic powiedzieć. To jakiś rak, który z nawet mądrej dziewczynki tworzy tępą juleczke

Shivaa

Zapomniałeś o tonie wariacji z arabskim księciem

Zaloguj się aby komentować

Wątek z pastami, nie piorunujesz, tylko wklejasz swoja ulubioną ( albo jakąkolwiek ( ͡° ͜ʖ ͡°) )


Pozwolisz, że wtrącę się na momencik. Rzecz do której się odnosisz jako Linux, to w gruncie rzeczy GNU/Linux lub jak ostatnio zacząłem to nazywać - GNU plus Linux. Sam Linux nie jest systemem operacyjnym, lecz kolejnym wolnym (od wolności) składnikiem w pełni funkcjonalnego systemu GNU, użytecznego dzięki głównym bibliotekom GNU, narzędziom powłoki oraz niezbędnym składnikom systemu, składającym się na kompletny system operacyjny, zdefiniowany przez POSIX (ang. Portable Operating System Interface for Unix – przenośny interfejs dla systemu operacyjnego Unix). Wielu użytkowników komputera, nie zdając sobie z tego sprawy, codziennie używa zmodyfikowanej wersji systemu GNU. Poprzez dziwny zbieg okoliczności, wersja GNU używana na szeroką skalę, nazywana jest "Linux" i wielu jego użytkowników nie jest świadomych, że w rzeczy samej jest to system GNU rozwinięty przez GNU Project. Linux naprawdę istnieje i ci ludzie go używają, ale to jest tylko jeden ze składników systemu operacyjnego. Linux to jądro - program w systemie operacyjnym, odpowiedzialny za przydzielanie zasobów sprzętowych do innych programów których używasz. Jądro jest niezbędną częścią systemu operacyjnego, ale samo jest bezużyteczne - może funkcjonować jedynie w odniesieniu do całego systemu operacyjnego. Linux jest zazwyczaj używany w połączeniu z systemem operacyjnym GNU - cały system to w zasadzie GNU z dodanym Linuxem, lub GNU/Linux. Wszystkie tak zwane dystrybucje "Linuxa" to w rzeczy samej dystrybucje GNU/Linux.


#pasta

wonsz

Idę z psem na wystawę do galerii sztuki nowoczesnej.

- Tu nie wolno z psami - mówi ochroniarz.

- To nie jest pies - odpowiadam. - To jest performance.

- A, to przepraszam.

Idziemy z psem dalej. Oglądamy rzeźbę Smefra centaura. Pół koń, pół Smerf.

- Zawsze się zastanawiałem - mówię do psa - komu kibicują centaury w czasie rodeo.

- Srać mi się chce - odpowiada pies.

- Trzeba było srać przed wejściem.

- Wtedy mi się nie chciało.

Idziemy dalej. Oglądam jakąś kobietę, która stoi po kolana w basenie z moczem i wykrzykuje alfabet od tyłu.

- Z, Y, X - krzyczy. - U, V, W.

Mój pies kręci się w kółko i węszy nosem po ziemi.

- Fajfus - mówię do niego. - Fajfus, nie sraj tutaj.

- Kiedy mnie ciśnie - odpowiada i zaczyna srać na podłogę.

Jakiś człowiek podchodzi i przygląda się temu, co wychodzi mojemu psu z d⁎⁎y.

- To jest interesująca propozycja - mówi.

Ktoś inny też podchodzi i patrzy.

- To jest świeże - mówi.

Podchodzi jakaś kobieta z kieliszkiem wina w ręku, cała na czarno.

- Odważne - mówi.

- Ja państwa bardzo przepraszam - mówię do nich.

- Jak się nazywa ta instalacja? - pyta kobieta. - Gówno - odpowiadam, zatykając palcami nos.

- Mocne.

Ktoś z galerii podchodzi i wtyka w psią srakę tabliczkę z napisem "Gówno, 2015". Podchodzi fotograf i robi zdjęcie. Pojawia się ktoś z kamerą i mikrofonem. Prosi mojego psa o wywiad.

- Coż, zawsze kontestowałem opresyjne dla mojego gatunku rozwiązania przestrzenne w środowisku miejskim - mówi mój pies.

- A pan jest kuratorem - pyta reporter. - Co pan sądzi o pracy swojego podopiecznego.

- Sądzę, że to gówno - odpowiadam.

- Brutalnie prawdziwe - mówi kobieta z winem.

- Ostentacyjnie szczere - mówi fotograf.

- U, T, S - krzyczy kobieta w basenie z moczem.

serel

Ja zawsze robię tak: podchodzę do dziewczyny w autobusie i wkładam jej do ręki linijkę - Trzymaj. - mówię. Wtedy rozdziawia buzię i bada mnie spojrzeniem jakby zastanawiała się, czy przypadkiem nie chcę zjeść jej ojca. A ja, oparty o szybę autobusu mówię, że Andrzej jestem. - O chujj tu chodzi? - pyta ona. - Ściśnij linijkę i odmierz 22 centymetry - z nonszalanckim uśmieszkiem pod nosem przenoszę wzrok z jej przestraszonej twarzy na migające za szybą sosny i mieniące się złotem pola pszenicy. Przez 7 sekund odpowiednio marszczę brwi, żeby wyglądać jak groźny amerykański aktor, po czym spoglądam jej głęboko w oczy. Zdążyła wszystko pojąć. Z nutką podniecenia i szczyptą żądzy pyta zaskoczona: - Tak długi jest twój penis?! A ja wtedy odpowiadam: - Nie, mała - robię krok w kierunku drzwi - Tak długa jest moja stopa. Po czym wychodzę, bo oczywiście zagadałem do niej 34 i pół sekundy przed przystankiem, jak zawsze. Schodzę wolno po schodkach nie oglądając się za siebie, wkładam ręce w kieszenie drogiego, pedalskiego płaszcza i odchodzę pogwizdując. Ona podbiega do okna aby spojrzeć raz jeszcze, wiem to. Tajemnicza sylwetka oddalającego się podróżnika przeszywa jej ciało spazmem pożądania. Homo viator, myśli. Nie wie, że za rogiem zrzucam pedalski płaszcz, którego kieszenie pełne są linijek. Po powrocie do domu dziewczyna masturbuje się jedną z nich, jedynym, co jej po mnie pozostało. Któregoś dnia świeci na linijkę ultrafioletem i znajduje tam numer, oczywiście napisany słownie po łacinie. Odszyfrowuje go i dzwoni, a to numer do znajomego pedofila, umawiają się i dziewczyna zostaje gwałcona. Znajomy pedofil przywozi jej poroże, które wieszam w piwnicy, wyciągam z kontenera następną linijkę i opuszczam pomieszczenie, rucham psa jak sra. czas rozpocząć polowanie, rucham psa jak sra. Tak, to ja, Linijkarz, jeden z ocalałych członków załogi greckiego tankowca Lotus.

kubex_to_ja

@371t3 Beka z takich planet jak Jowisz "o jaki k⁎⁎wa będę wielka gwiazda" elo, elo drugie Słońce, albo inny Altair, czy Vega. A nie mają nawet tyle wodoru, żeby być brązowymi karłami. Przede wszystkim zwiększ masę cioto.

Zaloguj się aby komentować

Dzień z życia Chińczyka (pasta)


>mieszkam w Chinach

>próbuję przygotować śniadanie, ale jedna z moich niedorozwiniętych konkubin wypiła ostatnie mleko ołowiowe

>wsiadam do samochodu

>samochód nie chce odpalić, bo wlot jest zatkany torsem niemowlaka

>a tak, zapomniałem o tym

>wyciągam to

> samochód jest nadal unieruchomiony z powodu kilku ludzkich głów blokujących koło

>nie mam czasu na naprawę, jestem spóźniony do pracy

>używam roweru konkubiny nr 3

>rower jest zepsuty, ponieważ jest chiński, tak jak ja

>f@#*!

>wygląda na to że muszę iść pieszo

>zakładam standardową chińską maskę na twarz

>widoczność jest na 20 stóp z powodu smogu

>najlepsza pogoda w roku, co za piękny dzień!

>zobaczyłem sąsiadkę zamiatającą swoje martwe dziecko do kosza na śmieci

>kolejne?!

>wzrusza ramionami, mówi „ Chiny urosną” i wraca do domu.

>kanał wybucha, ledwo unikam latającej pokrywy włazu

>docieram do stacji kolejowej

>drzwi się otwierają, wylatują uduszone i stratowane trupy

>A tak, to jest pociąg z trupami, wsiądę do następnego.

>przyjeżdża pociąg dla żywych ludzi

>otwierają się drzwi, wysypują się uduszone i stratowane trupy

>depczę je, bo jestem spóźniony, do cholery

>kierowca ogłasza „planowane wykolejenie za 10 sekund, proszę się wstrzymać”

>pociąg się wykoleja, ja i jakiś inny facet w tylnym rzędzie przeżywamy

>macha do mnie jedną ręką, która mu została i uśmiecha się.

>mówi „Będziemy żyć w dobrobycie!”

>w końcu docieram do rezerwatu przyrody, w którym pracuję

>wjeżdżam ruchomymi schodami do biura, by się zameldować

>płyta na szczycie schodów ruchomych ustępuje, koła zębate i moment obrotowy zjadłyby moją lewą nogę, gdybym ją jeszcze miał

> zamiast tego podałem mu lewą rękę jako ofiarę

>dla Chin!

>wsiadam do samochodu, by odwieźć gościa i jego rodzinę po wybiegu tygrysów

>przypominam im, że jedno z nich musi tu umrzeć zgodnie z zasadami parku

>córka mówi, że jej kolej i wyskakuje, mama mówi „byk (bleep)” i wyskakuje za nią

>Tygrys zabija matkę, ale łamie nogę podczas próby zabicia córki z powodu niedoboru wapnia.

>Muszę przeprosić córkę: „przepraszam, tygrys jest dziś zepsuty, wróć jutro”.

>Chiny staną się większe!


#heheszki #pasta #chiny

3c6cdda2-ddd7-4f6d-8009-c0f051a4163f
Opornik userbar

@ruhypnol @Ragnarokk

Padlo haslo, ze przydalaby sie #pasta o Glapie i stopach, no to jest:


   be me

   Wania, prawdziwy bohater, wracam do domu po „specjalnej operacji”

   nie mam ręki, nie mam nogi, ale wróciłem – patriotyzm lvl hard

   otwieram drzwi, ledwo stoję, myślę że Wiera rzuci mi się na szyję i zapłacze z wdzięczności


   wchodzę do salonu

   a tam Glapa na kanapie, rozparty jak u siebie

   trzyma stopy Wiery w rękach, masuje je jakby to było złoto

   obaj patrzą na mnie jakbym był jakimś przypadkowym przechodniem


   Wiera patrzy na mnie i mówi:


       „O, wróciłeś? Myślałam, że Łada ci bardziej pasuje ode mnie, skoro tak długo cię nie było”


   próbuję cokolwiek powiedzieć, ale ona już ciągnie dalej


       „Skoro już wróciłeś, to mogłeś przynajmniej przywieźć pralkę, a nie wracasz z pustymi rękami”


   mfw tylko jedna ręka, a i tak pusta.


#heheszki

ruhypnol

Spoczko, ale Łada byłaby dla Wiery gdyby Wanię zmieliło. Weź popraw

Zaloguj się aby komentować