Zdjęcie w tle
trixx.420

trixx.420

Tytan
  • 85wpisy
  • 631komentarzy

spierdotrip enjoyer

Niniejszym zaświadcza się, że Tomeczek @bartek555 to dobry Tomeczek, słowny, jak obieca że wyśle to wyśle, nie trzeba mu było co miesiąc przypominać :)

Bardzo legancki magnes tego, złoty a skromny. Pozostaje tylko znaleźć honorowe miejsce na lodówce
bc6d16c8-f54d-49a8-bf5a-49d9ab059cef
784c1067-2a26-4e98-a283-eca4c5c2b743
szczelamseczasem

@trixx.420 choinkę muszę wynieść

ErwinoRommelo

Chyba czas zainwestowac w amerykanska lodowe bo sie miejsce konczy na magnesy.

sleep-devir

Lodówka każdego prawdziwego Polaka (-:

Tak, też mam podobną

Zaloguj się aby komentować

#heheszki #humorobrazkowy #humorinformatykow
SOK - Szalony Operator Koparki
8f4055f5-c69c-4f50-9edd-2bd3e8b89554
tankowiec_lotus

U mnie w robocie z kilkanaście lat temu rozerwali kabel telefoniczny grubości ramienia, z tydzień go lepił serwis XD

sierzant_armii_12_malp

@trixx.420 Niech się cieszy? A gdyby Ziemia zaczęła pierdzieć?

Zaloguj się aby komentować

328 + 1 = 329
prywatny licznik: 21/?

Tytuł: Bromba i filozofia
Autor: Maciej Wojtyszko
Kategoria: literatura piękna
Wydawnictwo: Jacek Santorski & Co
ISBN: 9788389763228
Liczba stron: 125
Ocena: 6/10

Kolejne spotkanie (po latach) z mieszkańcami Naszej Okolicy. Tym razem Bromba, jako że interesuje się filozofią, wpadła na pomysł zorganizowania spotkań podczas których wtajemniczy pozostałych mieszkańców w świat filozofii. I tak Gluś-Filmowiec, Fikander z Malwinką, Kajetan Chrumps i Kot Makawity, Psztymucel Nulek oraz bibliotekarz Puciek zbierają się, za każdym razem w mieszkaniu innej Osoby, aby debatować na tematy filozoficzne. Rozmaite - pewność istnienia, prawda, co jest czym i co z czego wynika; dyskutują o rozmowach, czasie, umiarze... Podsumowaniem każdego rozdziału są zapiski bibliotekarza Pućka, który w zabawny sposób streszcza rozmowę w punktach. Całość zamykają dwa dodatki specjalne; jeden to przypowieści filozoficzne w stylu mądrości dalekiego wschodu. Drugi to opera (!) filozoficzna pod znamiennym tytułem "Biegnąc nocą przez pola w przerażeniu", w której uważny czytelnik znajdzie odwołania do starszej książki autora "Tajemnica Szyfru Marabuta" 

Filozofia nigdy nie była w centrum moich zainteresowań, więc nie zaciekawiła mnie zbytnio, ale zawsze miło po raz kolejny spotkać się z mieszkańcami Wojtyszkowego uniwersum. Zwłaszcza że (spoiler) w ostatnim rozdziale pojawia się moje ulubione Zwierzątko Mojej Mamy.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
729651a8-7681-439b-9978-809775037010

Zaloguj się aby komentować

325 + 1 = 326
prywatny licznik: 20/?

Tytuł: Rozmowy o Evereście
Autor: Leszek Cichy, Krzysztof Wielicki, Jacek Żakowski
Kategoria: reportaż
Wydawnictwo: Młodzieżowa Agencja Wydawnicza
Liczba stron: 175
Ocena: 6/10

Jak sama nazwa wskazuje - rozmowy o najwyższym szczycie Ziemi. Konkretnie o historycznej wyprawie z zimy 1979/80. Wyprawie, która otworzyła nowy rozdział w historii himalaizmu - do tej pory nikt nie wspinał się na ośmiotysięczniki zimą.

Książka ma postać wywiadów z dwoma wspinaczami, którzy stanęli wtedy na szczycie - Leszkiem Cichym i Krzysztofem Wielickim. Napisana byłą wiosną 1980, więc świeżo po zdobyciu szczytu, przez co wydaje się być mocno spontaniczna, widać że emocje są jeszcze żywe.

Z pierwszej części, udzielanej przez obu alpinistów dowiemy się o historii wyprawy, przygotowaniach do niej jak i o samej wspinaczce. Napisana, czy w zasadzie opowiedziana, ciekawie - porusza całe mnóstwo interesujących wątków. Pokazuje niesamowitą determinację Polaków, którzy przecież w archaicznych dziś ubraniach, wełnianych swetrach pod pierwszymi puchówkami byli w stanie dokonać niemożliwego. Dowiedzieć się można wielu ciekawostek o tamtych czasach, jako jedną z nich można wymienić, że już wtedy Everest był mocno zaśmiecony, wspinacze wspominają, że w drodze na szczyt znajdowali a to jedzenie, a to jakieś wyposażenie pozostawione przez inne ekipy. Jeden z nich wysnuł nawet wniosek że prawdopodobnie udałoby się z tego wszystkiego wyposażyć całą wyprawę.

Druga i trzecia część to wywiady bezpośrednio z tymi dwoma himalaistami zrealizowane w konwencji autobiografii. Bohaterowie opisują całe swoje życie od młodości, przez początki wspinaczki aż po drogę na szczyt. Dla osób znających te postacie zapewne będzie zbędna, ale i tak czyta się z zaciekawieniem.

Jak podsumowanie klasyczne pytania Anetki z HR typu "gdzie widzicie się za xx lat" i rozmaite refleksje o himalaizmie.

Dla fanów - jak najbardziej, choć i osoby nieobeznane z tematem może zainteresować.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
bc4190c7-acb9-4002-a417-203b962694f6

Zaloguj się aby komentować

312 + 1 = 313
prywatny licznik: 19/?

Tytuł: Góry na opak czyli rozmowy o czekaniu
Autor: Olga Morawska
Kategoria: reportaż
Wydawnictwo: G+J RBA
ISBN: 9788375962857
Liczba stron: 249
Ocena: 5/10

Góry na opak, czyli rzecz o górach wysokich i polskich himalaistach, ale nie w formie opisów wypraw (przynajmniej nie bezpośrednio) czy wywiadów ze wspinaczami a właśnie na opak czyli z ich rodzinami. Znajdziemy tu zarówno wspomnienia o już nieżyjących jak i o tych, którzy wciąż jeżdżą na wyprawy. O tych, którzy już na zawsze zostali w górach i tych, którzy dożyli sędziwego wieku i umarli w Polsce.

Autorka jest żoną zmarłego w 2009 roku himalaisty Piotra Morawskiego, więc dobrze zna środowisko i temat o którym pisze. Nawiązała liczne znajomości w tym światku, więc dużo osób się przed nią otworzyło. Niektóre wywiady są bardzo osobiste i emocjonalne. Szczególnie te z żonami i matkami zmarłych himalaistów. Ale jak to w takich zbiorkach bywa - są rozdziały lepsze i gorsze; niektóre są zwyczajnie nudne, rozmówcy mało komunikatywni albo po prostu źle wybrani, nie mają zbyt wiele do powiedzenia o wspinaczach. Całość okraszona jest starymi zdjęciami z prywatnych zbiorów rodzin i kolorową wkładką na środku z - jak mniemam - zdjęciami gór wykonanymi przez zmarłego męża autorki.

Z książki można wyciągnąć trochę ciekawostek ze starych, niemal pionierskich czasów polskiego wspinania, jak masaże odmrożonych stóp w pralce "Frania", czy też jak za PRLu wyglądała organizacja wypraw oraz komunikacja z rodzinami czekającymi w Polsce. Partnerów słynnych himalaistów autorka pyta także jak się poznali oraz w jakich okolicznościach dowiedzieli się o tragicznym wypadku najbliższych.

Dla miłośników gór i himalaizmu, reszty raczej nie zainteresuje.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
c8444f97-3818-4671-a184-bc52e78ef31f
Sielski_Chlop

Góry na opak... Pomyślałem, że chodzi o jakieś wielkie dziury

Zaloguj się aby komentować

304 + 1 = 305
prywatny licznik: 18/?

Tytuł: Za progiem mroku
Autor: Anna Kłodzińska
Kategoria: kryminał, sensacja, thriller
Wydawnictwo: Ministerstwa Obrony Narodowej
Liczba stron: 270
Ocena: 6/10

PRL, połowa lat 80 ubiegłego wieku (konkretnie 1986, bo wspomniane są MŚ w piłce nożnej w Meksyku), nasila się plaga narkomanii heroinowej. "Kompot" produkowany jest w ilościach hurtowych, m.in. w ukrytej fabryczce na warszawskiej Pradze. Szefem interesu jest niejaki Blady, a jego zaufanymi dilerami są Morwa, Żagwa i Karniak, którzy (jak do dilerzy) rozprowadzają towar po mieście. Normalnie Breaking Bad po polsku. Co ciekawe, autorka wykazuje bardzo dużą wiedzę w temacie produkcji i zażywania rozmaitych substancji. Swobodnie operuje slangiem ulicznym, poprawnie podaje jednostki i ilości w "działkach dilerskich", przytacza liczne nazwy stosowanych leków opioidowych, zna nawet składniki i sprzęt potrzebny do produkcji kompotu. Zastanawiające.

Na tropie szajki jest już nasza MO, dzielny major Szczęsny (co ciekawe w całej książce nie pada chyba jego imię) depcze już im po piętach. Powieść mogłaby być scenariuszem jednego z odcinków 07 zgłoś się, bardzo podobny klimat z niego przebija. Dużo opisów milicyjnej roboty, poczynań niegodziwców którzy trują społeczeństwo, trochę relacji szpitalnych z ratowania ofiar przedawkowania. Jednoznacznie źle są oceniani użytkownicy dragów, ciągle "margines społeczny", patologia, "chorzy moralnie i fizycznie" i tak dalej w tym klimacie. Z całości wyziera też niemoc i brak możliwości rozwiązania tego problemu. Widać że sytuacja przerosła służby i nie bardzo mają pomysł jak to rozwiązać.

Ugułem - ciekawe, jak wpadnie Ci w ręce a leżą Ci PRLowskie kryminały to można dać szansę. Trzyma nawet w napięciu, nie nudzi a stanowi ciekawy portret swoich czasów.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
2ae8f110-8836-457f-855d-29c2dc3367db
Wrzoo

@trixx.420 Wydawnictwo MON jakoś mi sugeruje, że książka byłaby w jakiś sposób umoralniająca... Jest tak trochę? Czy nie do końca?

trixx.420

Nie jest to takie nachalne, ale ogólne przesłanie jest oczywiste, narkotyki i cpuni to zło!

PanPaweuDrugi

@trixx.420 widzę że temat kontynuujesz ( ͡° ͜ʖ ͡°)


Jednoznacznie źle są oceniani użytkownicy dragów, ciągle "margines społeczny", patologia, "chorzy moralnie i fizycznie" i tak dalej w tym klimacie.


Przykre. Ciekawe, bo książka wydana prawie 10 lat po słynnych "Dzieciach z Dworca Zoo" która to jednak pochodziła z zupełnie innym poziomem empatii i zrozumienia, ale może dlatego że był to praktycznie pamiętnik autorki.

Dobrze, że czasy się zmieniły i dzisiejsze pokolenia patrzą na to inaczej.

Szkoda tylko, że część tego młodego pokolenia wali mefedron jakby miało nie być jutra, ale nie można mieć wszystkiego.

trixx.420

Już ostatnia, więcej w tym temacie nie mam w kolejce, teraz całkowita zmiana tematuki

Zaloguj się aby komentować

a kuku!
#heheszki #humorobrazkowy #humorponizejpasa
06d07308-1705-4529-81ae-8d437f41d36e
Pirazy

@trixx.420 mysle ze ma to zwiazek z wierzeniami ze kobiece lono odstrasza demony.


Ewentualnie moze to chlop przebrany za babe

Arkil

Napalony knur i tajska dziwka.

Tajska dziwka miała niespodziankę dla knura.

😎

Cinkciarz

Jakoś dziwnie sie ona zmniejsza ku dołowi

Zaloguj się aby komentować

284 + 1 = 285
prywatny licznik: 17/?

Tytuł: Trainspotting
Autor: Irvine Welsh
Kategoria: literatura piękna
Wydawnictwo: Vis-a-vis Etiuda
ISBN: 9788379980147
Liczba stron: 364
Ocena: 8/10

Po ostatnich marnych pozycjach zdecydowałem się na pewniaczka. Trainspotting. Debiut literacki Irvine Welsha, znany najbardziej z filmu pod tym samym tytułem. O czym tak w zasadzie jest ta książka? O chlaniu, ćpaniu i barowych bójkach - przynajmniej na pierwszy rzut oka. Potem okazuje się jednak, że jest w tym drugie dno. Powiastki są quasi filozoficzne, o życiu, społeczeństwie, feminizmie, no o wszystkim w zasadzie , tak jak o wszystkim gada się w barze przy piwku.  

Na początku wydaje się być bardzo chaotyczna. Nie dość, że każdy rozdział jest o kimś innym to jeszcze inna osoba jest w nim narratorem. Do tego raz przedstawiana jest po imieniu, raz po nazwisku a innym razem po ksywce. W połączeniu z specyficznym językiem zastosowanym w książce wprowadza to niezły miszmasz i na początku trudno się połapać kto jest kto. Dopiero potem gdy poznamy nieco bohaterów to wszystko zaczyna się układać. Postacie są bardzo realistyczne, szczegółowo opisane, można je dobrze poznać i mniej więcej zrozumieć.

Zdecydowanie nie jest to książka dla osób wrażliwych. Niektóre opisy są bardzo naturalistyczne i wybitnie obrzydliwe, jak słynna scena z kiblem - chyba najbardziej znana scena z filmu pod tym samym tytułem. Albo uroczy, króciutki rozdział pod niewinnym tytułem "tradycyjne niedzielne śniadanie". Ale to poczytuję zdecydowanie na plus. Nie ma tu tandetnego moralizatorstwa i taniej dydaktyki; opisy są dosadne, autor pokazuje wszystkie, nawet najbardziej paskudne strony uzależnienia. Z drugiej strony nie gloryfikuje także używek - pisze jak jest bez upiększania.

Język jest bardzo wulgarny, praktyczne samo mięcho. Stężenie chujów i pizd sięga zenitu, dawno nie czytałem książki z taką ilością bluzgów. Czyta się jednak znakomicie, co jest zasługą świetnego tłumaczenia. W posłowiu tłumacz wyjaśnia, że w oryginale Welsh "pokusił się o fonetyczną transkrypcję szkockiego dialektu z Leith" (części Edynburga). Do tego każda z postaci posługuje się własnym językiem, zależnym też od różnych czynników - choćby sam główny bohater, inaczej mówi na haju, na głodzie czy po odwyku. Bardzo ciekawy zabieg, choć cienszko czyta sie taki jenzyk, jak mówiom Troszkę to przypomina slang z "Mechanicznej pomarańczy", choć tam była bardziej hybryda z językiem obcym, a tu fooking scotish

Zdecydowanie "must read", co tu więcej pisać.  Muszę odświeżyć sobie film przy okazji, bo ostatnio widziałem go dobre 10 lat temu.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
dc1eea33-c70f-48e1-b574-00e380b5f9b9
Dzemik_Skrytozerca

Oryginal czyta się łatwo pod warunkiem, że będziesz "czytać na glos" - czytać tak, by dopasowywać słowa po wymowie. Nie dosłownie na glos, tylko tak, by wyobrazić sobie jak brzmią poszczególne slowa. Przerobiłem coś takiego przy okazji Feersum Endjiin Iaina Banksa. Po lekturze jednego rozdziału w ten sposób (i zważywszy, że bohater operuje bardzo ograniczonym słownikiem) dalej idzie już z górki.


Niestety, taka metoda spowalnia lekture.

Na plus natomiast ma się wrażenie przebywania w towarzystwie narratora.

Zaloguj się aby komentować

252 + 1 = 253
prywatny licznik: 16/?

Tytuł: Hera moja miłość
Autor: Anna Onichimowska
Kategoria: literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: Świat Książki
ISBN: 9788373117297
Liczba stron: 159
Ocena: 5/10

Poznajcie Państwa Nowickich - pani domu, Grażyna, jej mąż Kamil, oraz dwójka cudownych dzieci - Jacek i Michał. Bogaci, z dobrą pracą, mieszkają w ogromnej willi, mają służącą Ukrainkę, no idylla. Patrząc jednak głębiej da się zauważyć, że Graża to zabiegana businesswoman która nie ma czasu dla własnej rodziny, Kamil to wysokofunkcjonujący alkoholik, a ich starszy syn Jacek zażywa Morderczą Marihuanę (MM). Niestety jego młodszy brat podprowadza mu skręta żeby też spróbować z kolegą. Jak to po MM natychmiast dostaje straszliwych halucynacji i wskutek tego przypadkowo popełnia samobójstwo. Targany poczuciem winy i wyrzutami sumienia Jacek pod wpływem nowo poznanej dziewczyny zaczyna brać coraz twardsze dragi...

Czujecie już klimat tej książki?

Moralizatorska książka dla młodzieży z cyklu "narkotyki są be, nie rusz bo Cię zmiotą z planszy". Może i słusznie, może należy przestrzegać dzieciaki każdym możliwym sposobem, zwłaszcza że ponoć całość oparta jest na faktach. Niestety tutaj autorka ani nie odrobiła pracy domowej ani, jak widać na każdej stronie, nie miała większego kontaktu z tym tematem. Dla niej jest to ogromny balon z napisem "narkotyki", a każdy działa tak samo - halucynacje i urwany film (!?). Stąd biorą się rozmaite kwiatki typu ratowanie od "skrętu" uzależnionej od opiatów dziewczyny za pomocą amfetaminy, czy wspomniane już halucynacje po marihuanie.

Jednocześnie całość nie jest aż tak bardzo zła. Autorka sprawnie operuje piórem, czyta się szybko, lekko i dość przyjemnie - gdy przymknie się oko na rozmaite głupotki, o których pisałem wcześniej. Podobno są jeszcze dwie części tego dzieła, ale myślę że już sobie je daruję

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
b8873698-6f75-41cc-b66c-316aa8e09126
trixx.420

Yo wish, to chyba plaster który ma udawać znaczek kwasa xd

818a3459-47d7-4b51-ab6a-d773c27971a5
PanPaweuDrugi

@trixx.420 masz ostatnio jakąś misję czytania książek podejmujących temat narkotyków, których autorzy nie mają o nich pojęcia, czy to przypadek?

trixx.420

Mialem 4 w kolejce generalnie o narkotykach :)

PanPaweuDrugi

@trixx.420 sorry, przegapiłem odpowiedź. Może warto w takim razie gdzieś sobie zaplanować "DMT: Molekuła Duszy", "LSD: Moje trudne dziecko" oraz "Czy psychodeliki uratują świat" tak dla równowagi.

Zaloguj się aby komentować

248 + 1 = 249
prywatny licznik, od początku roku: 15/?

Tytuł: Narkomanka
Autor: Józef Stompor
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Wydawnictwo: Krajowa Agencja Wydawnicza
Liczba stron: 347
Ocena: 4/10

PRL, lata na oko 70. Młody zdolny lekarz, Robert poznaje przybyłą z Wiednia redaktorkę polskiego pochodzenia Monikę. Ma ona za zadanie napisać reportaż o polskiej narkomanii. Niestety, wydaje się, że źle trafiła - narkomanii u nas niet. Owszem, jest niewielki problem lekomanii i dużo większy alkoholizmu, ale "panie kto dzisiaj nie pije". Tylko jakaś nieodpowiedzialna młodzież, dosłownie pojedyncze przypadki zażywają "mieszanki piorunujące" na bazie "jakichś chwastów", wąchają kleje czy rozpuszczalniki. Narkomanii nie ma, jest za to przystojny, umięśniony lekarz, który pracuje na trzech etatach w służbie zdrowia - na pogotowiu, w szpitalu jako chirurg-traumatolog i wreszcie w poradni uzależnień, gdzie głównie zajmuje się wszywaniem esperalu. Bez chwili wolnego w służbie Polsce - normalnie supermen. Oczywiście nasza bohaterka z miejsca się w nim zakochuje.

3/4 książki to opisy wycieczek po Polsce głównych bohaterów śladami II Wojny Światowej (nuda!) oraz przypadków medycznych jakie napotyka pan doktór. Czy to na wyjazdach z pogotowiem ratunkowym czy operacji w szpitalu, są nawet dość ciekawe, fajnie portretują tamten czas. Śmieszą trochę używane słowa - narkotyzer zamiast anestezjologa czy operator zamiast chirurga. W nostalgię wpędza wszechobecne palenie papierosów w szpitalach (oczywiście caro). Opis rozwijającej się miłości między dwojgiem głównym bohaterów też ujdzie, choć jest mocno toporny i drętwy.

Na minus niestety cała reszta. Wszechobecna martyrologia, liczne opisy obozów koncentracyjnych, historie powstańców, okupacji i innych drugowojennych historii. Oczywiście tymi złymi byli wyłącznie hitlerowcy, żadnych zbrodni sowieckich szanowny autor nie zauważył, no ale takie to czasy byli.

Dopiero pod koniec, dosłownie na 80 ostatnich stronach zaczyna się robić ciekawie. Poprzez pamiętnik Moniki poznajemy mroczną historię jej ojca oraz to, jak zafascynowana tematem narkomanii podczas pisania artykułów na ten temat wsiąkła w to środowisko. Niestety ten fragment jest przez autora bardzo stronniczo opisany. Co chwila wtrącenia, jak to na zgniłym zachodzie jest źle, "biały proszek" to zażywają nawet dzieci, a jedna osoba na swój nałóg potrzebuje (zapewne abstrakcyjne wtedy) 90 dolarów. Zdarzają się też błędy rzeczowe - np. wg autora heroinę produkuje się z konopi indyjskich. Generalnie - coś tam słyszał, coś tam widział i postanowił to na chłopski rozum opisać.

Pod koniec redaktorka odkrywa jednak że problem narkomanii jednak w Polsce narasta, pojawiła się makiwara, kompot i inne polskie wynalazki. Niestety pana doktora "nikt o tym nie poinformował". Zakończenie pozostawia wiele do życzenia, wtedy gdy zaczyna się robić ciekawie to nagle autor zauważa że miejsce mu się skończyło i w ostatnim akapicie skrótowo opisuje kolejne kilka lat życia bohaterów...

Według opisu z okładki wyglądało to na powieść częściowo autobiograficzną, autor pracował jako chirurg, potem poświęcając się terapii uzależnień. Po chwytliwym tytule liczyłem na książkę o narkomanii a tu dostałem obyczajową powieść medyczną z elementami romansu i historii. Generalnie gdyby zebrać całą książkę do kupy to o samej narkomanii mamy może z 10 stron, głównie we wspominanym pamiętniku Moniki.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
774d757f-dbfb-4c9b-bd8f-cb79a7c8995e
PanPaweuDrugi

@trixx.420 czekaj, moment, bo chyba czegoś nie zrozumiałem. Twierdzisz, że autor był chirurgiem, znaczy miał wykształcenie medyczne, a potem pracował przy terapii uzależnień i twierdził, że heroinę produkuje się z konopi indyjskich?

trixx.420

Dokładnie tak, strona 296, gdzie autor ustami swej bohaterki stwierdza:

589ba0e4-8c52-4e47-b8b8-3245ab097b38
PanPaweuDrugi

@trixx.420 dyletanctwo to mało powiedziane. Dzięki za skan strony.

Zaloguj się aby komentować

240 + 1 = 241
prywatny licznik: 14/?

Tytuł: Wielka większa i największa
Autor: Jerzy Broszkiewicz
Kategoria: literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 266
Ocena: 5/10

PRLowska lektura do klasy 5 podstawówki. Poznajemy w niej dwójkę dzieci, Groszka i Ikę, sąsiadów z tej samej kamienicy. Pewnego dnia ich sąsiad przytacza na podwórze stary samochód, Opla Kapitana, który staje się spiritus movens wielkiej, większej i największej przygody jakie przeżywają nasi młodzi bohaterowie. Okazuje się bowiem, że wszystkie urządzenia, pojazdy są tak naprawdę ożywione, tylko nie komunikują się z ludźmi - coś jak zabawki z Toy Story. Wspomniany samochód potrafi mówić czy sam się prowadzić i w ten sposób dzieci przeżywają swą pierwszą przygodę ratując porwanego chłopczyka. W przygodzie drugiej, z pomocą samolotu "Jak" produkcji bratniego narodu sowieckiego ratują pasażerów i zaginionych pilotów rozbitego nad Afryką samolotu. W trzeciej, największej przygodzie ratują już całą Ziemię (a co!). Ostatnia przygoda jest też zdecydowanie najciekawsza, akcja przenosi się bowiem na inną planetę, co dość umiejętnie wplata wątki fantastyczne do powieści. 

Jak to w PRLowskich książkach młodzieżowych w oczy rzuca się nachalny dydaktyzm; główni bohaterowie to cudowne dzieci, wzór do naśladowania - grzeczne, ułożone, ponadprzeciętnie inteligentne, no takie że aż aż Życie to sielanka, a dzielni obywatele milicjanci zawsze służą pomocą.
Czyta się jednak przyjemnie, dialogi są lekkie, momentami nawet zabawne. Nie jest to wybitna książka i dorosłych raczej znudzi (może poza wspomnianą ostatnią przygodą), ale ma w sobie jakiś czar.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
b77f3428-8e7f-4e32-8254-53127a84232a
peposlav

O ja Cię, czytałem to za dzieciaka.

Zaloguj się aby komentować

224 + 1 = 225
prywatny licznik w 2024: 13/?

Tytuł: Niewidzialni
Autor: Mateusz Marczewski
Kategoria: reportaż
Wydawnictwo: Czarne
ISBN: 9788375360523
Liczba stron: 180
Ocena: 6/10

Australia, historia Autralii, Aborygeni - w tej mniej więcej kolejności. Myślałem że będą to proste reportaże z i o Australii, ale autor miał ambicję na coś więcej. Zresztą na okładce można wyczytać, że jest również poetą. Widać to w tekście, zdania są zagmatwane, poetycko rozbudowane, opisy okoliczności i przyrody barwne ale i rozwlekłe (czasem zupełnie o niczym). Ogółem jest to rodzaj poetyckiej podróży po krainie Kangurów, w żadnym wypadku reportaż. Wartość poznawcza jest niewielka, o samych Aborygenach też nie ma za wiele. Dużo jest opisów, jak to żyją w brudzie i biedzie, zainteresowani tylko alkoholem i narkotykami. Przyznać jednak trzeba autorowi, że próbuje "wejść ich w buty" i uczciwie opisuje z czego taki stan rzeczy wynika, podana jest też solidna bibliografia. Stara się też dociec (choć dosłownie na kilku stronach) czym taki stan rzeczy jest spowodowany.

Ogółem - uczucia mieszane, dużo chaosu, ale coś ciekawego można z tego się dowiedzieć. Cóż, może poeci nie powinni pisać reportaży

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
d07af3db-a249-441d-b6f4-be19283c454c
smierdakow

A są jakieś fajne reportaże szeroko omawiające Australię?

Zaloguj się aby komentować

220 + 1 = 221
prywatny licznik: 12/?

Tytuł: Napowietrzna wioska
Autor: Jules Verne
Kategoria: przygodowa
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 198
Ocena: 5/10

Klasyka powieści przygodowej. W skrócie - Akcja dzieje się w roku 1899 a fabuła opowiada o podróży przez Afrykę środkową dwóch przyjaciół, Francuza i Amerykanina, którzy wraz z uratowanym przez nich młodym Murzynem i przewodnikiem na skutek ataku stada słoni tracą cały dobytek i z niewielkimi zapasami zmuszeniu są uciekać do tropikalnej dżungli. Przemierzają ją z początku pieszo, potem na tratwie. W tle przewija się zaginiony badacz małp no i sama napowietrzna wioska, ale to już bez spoilerów.

Bardzo szanuję Verne'a jako prekursora fantastyki naukowej, "Tajemniczą Wyspę" czy "Podróż do wnętrza ziemi" czytałem po wielokroć. Tutaj mamy jednak do czynienia z nieco słabszą pozycją, typowo podróżniczą. Dodatkowo Verne niczym Papcio Chmiel w Tytusach "Ucząc bawi, bawiąc uczy" serwując nam co kilka zdań sążniste opisy fauny i flory afrykańskiej, co z czasem nieco nuży. Bez zaskoczeń, bez gwałtownych zwrotów fabuły (no dobra, jest jeden, ale taki, że umówmy się - od dawna każdy czytający się go spodziewa) do szczęśliwego końca. Sredniaczek.

Jako dodatkowy smaczek - czytałem kompletnie zaczytane wydanie II z 1968 roku, które musiałem najpierw posklejać

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
7126014e-cd36-40d0-8227-b1715057c77c

Zaloguj się aby komentować

215 + 1 = 216
prywatny licznik: 11/?

Tytuł: Ryszard Głowacki
Autor: Algorytm Pustki
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: ISKRY
ISBN: 83-207-1026-X
Liczba stron: 160
Ocena: 7/10

Solidne SF. Zaczyna się jak wiele innych - chłop się budzi ale nie pamięta kim jest ani gdzie jest. Totalna amnezja. Powoli poznaje otaczający świat - antyutopijną rzeczywistość. Społeczeństwo zamieszkuje podzielone na strefy miasta, mieszkanie i jedzenie są zapewnione dla każdego obywatela, a w kilku sklepach za specjalne żetony otrzymywane można kupić towary luksusowe. Ugułem społeczeństwo przywodzi na myśl najlepsze pomysły systemu socjalistycznego - każdemu po równo, każdemu gówno Każdy z ludzi ma wszczepiony pod skórę na ręce specjalny chip, tak zwany permitor, który w połączeniu z tatuażem z numerem identyfikuje obywatela w centralnym systemie, zwanym Migratonem. Nasz bohater z zanikiem pamięci jak się okazuje nie ma ani chipu ani tatuażu, co jest absolutnie niemożliwe w tym społeczeństwie. Jako "społecznie niedostosowany" zostaje zesłany do zakładu zamkniętego, czegoś w stylu kolonii karnej która ma "naprawiać" obywateli i zwrócić ich na łono społeczeństwa. A to dopiero pierwsze dwadzieścia stron

Im dalej tym lepiej, ale już nie będę streszczał. Bardzo przyjemne SF socjologiczne, w stylu Zajdla, z ciekawymi pomysłami, niestety tomik jest dość krótki więc wiele z nich nie zostało należycie rozwiniętych - a szkoda. Również zakończenie pozostawia pewien niedosyt, ale bardzo zgrabnie podsumowuje cała książkę.
Solidne 7/10. W komentarzu fragment w którym autor zapatrzył się na pewien stary polski film, ciekawe czy skojarzycie jaki

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
fe6fcf17-9422-4552-8bcc-44c0fafdaf20
pigoku

@trixx.420 a to dobre jest. Niedawno skończyłem kompletować całą serię wydawniczą w tej szacie graficznej, głównie z sentymentu ale parę niezłych rzeczy w niej jest.

trixx.420

Też mam kilka, nie zawiodłem się jeszcze na zadnej

8d28cc6a-24a2-4420-88a5-684fa6f295a7
0111071a-dd04-452a-9619-08d1d8de022b

Zaloguj się aby komentować

196 + 1 = 197
prywatny licznik: 10/?

Tytuł: Ewa Zachara
Autor: Cajtfikser
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
ISBN: 9788324587858
Liczba stron: 211
Ocena: 3/10

Cajtfisker to popularny, domowy wehikuł czasu. Według opisu na okładce "pozwala zapobiec przypaleniu zupy, zapolować na mamuty, naprawić parę starych błędów przeszłości i popełnić kilka nowych.(...) Podczas gdy większość obywateli zadowala się wykorzystywaniem cajtfiskera do oglądania raz po raz tego samego odcinka ulubionego serialu, dwóch pomysłowych młodych ludzi postanawia użyć go, żeby skłonić babcię do zmiany niekorzystnego testamentu. To niełatwe zadanie, zwłaszcza że krnąbrna starsza pani rozstała się już z tym światem."

Podróże w czasie zawsze na propsie - pomyślałem kupując książkę. Niestety nie doczytałem, że autorką jest lektorka języków obcych a ta książka to jej powieściowy debiut. Widać to na każdym kroku - ta książka to grafomania czystej wody, mamy liczne błędy gramatyczne i rzeczowe. Postacie pojawiają się czasem znienacka w zupełnie innej lokalizacji; zresztą lokalizacje w których dzieje się akcja są z grubsza tylko trzy, rzadko kiedy akcja dzieje się gdzie indziej. Dokładając do tego kilka postaci na krzyż robi się coś na kształt teatru telewizji. Zastanawia dziwna fascynacja autorki wagą opisywanych przez siebie postaci - serio na jakieś 10 osób w powieści połowa ma dokładnie wymienioną wagę, część także wzrost... 

Fabuła też bez ładu i składu, dialogi wędrują donikąd, niektóre postacie wprowadzone zupełnie od czapy. Zresztą postacie tak schematyczne i nudne że szkoda nawet pisać. Tytułowy cajtfisker jest czymś w rodzaju pilota do przewijania czasu, ale nie znajdziemy tu jakiegoś głębszego opisu jak by to mogło działać czy jak jest zbudowane. Do końca nie wiadomo też jakie są efekty działania, opisane jest tylko że ludzie przenoszeni w czasie zachowują się jak zombie, nie reagując na świat zewnętrzny - po prostu klikasz przycisk i coś tam się dzieje a fabuła przeskakuje do przodu...

Podsumowując, trzeba mieć jednak jakaś wiedzę, żeby pisać o tak ciężkim temacie jakim są podróże w czasie. Mogło być z tego jakieś humorystyczne czytadełko, ale nie jest zbyt zabawne. Mogło być rasowe SF, ale autorka pogubiła się w swojej koncepcji. Może literatura młodzieżowa? No też nie do końca.
Zdecydowanie unikać.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
b4ae7a52-bf2d-4d49-a702-ab36de3de6fa
smierdakow

- okładka

- kobieta

- polska

- randomowe nazwisko

- opis


I ty myślałe, że może być dobre? 😛

trixx.420

A bo mnie zmylili :/

Wrzoo

W jaki sposób trafiłeś na taki gniot? To aż się trzeba postarać

trixx.420

@Wrzoo antykwariat lokalny i to aż 12 zeta dałem, trzeba było za to piwa kupić, pewnie lepiej bym na tym wyszedł

Zaloguj się aby komentować

188 + 1 = 189
prywatny licznik: 9/?

Tytuł: Tom Hanks
Autor: Kolekcja nietypowych zdarzeń
Kategoria: literatura piękna
Wydawnictwo: Wielka litera
ISBN: 97883380321977
Liczba stron: 393
Ocena: 5/10

Debiutancki zbiór siedemnastu opowiadań T.Hanks'a. Kupiłem tylko dlatego ze on to napisał - bardzo lubię tego aktora, ciekawy byłem jak poradził sobie jako pisarz. Jest nieźle - opowiadania są rozmaite, osadzone w różnych czasach, opowiadają o różnych postaciach i problemach, a wszystkie łączy motyw maszyny do pisania. W jednych rzeczona maszyna jest kanwą całej opowieści, w innych tylko gdzieś w tle przewija się jej stukot.
Czyta się przyjemnie, czuć lekkie pióro autora, choć opowiadania są nierówne - niektóre nudne jak flaki z olejem, inne naprawdę dobre.
Jako staremu fanowi SF najbardziej podobało mi się "Przeszłość jest dla nas ważna", w którym główny bohater, miliarder otrzymuje możliwość podróży w czasie, a w zasadzie przeżycia jednego, konkretnie wybranego dnia w 1939 roku. Bardzo dobre jest też "Idź do Kostasa" o nielegalnym, bułgarskim imigrancie z ciężką przeszłością, który próbuje sobie poradzić w US&A nie znając kompletnie języka ani realiów. 

Pozostałe są takie sobie, ani złe, ani szczególnie dobre - nie zapadają szczególnie w pamięć, ot takie - przeczytać i zapomnieć. Raczej nie będę wracał do tej książki, pewnie pójdzie na sprzedaż na OLX.

#bookmeter
f24a5291-197a-49e1-80b7-2353e9bfb5c0
NatenczasWojski

@trixx.420 T.Hanks jest słaby, ja osobiście wolę twórczość G.Racias, ewentualnie japończyka A.Rigato, nawet Rosjanin S.Pasiba jest lepszy.


(tak, na imprezach mnie uwielbiaja)

Czemu

@trixx.420 gniot jakich mało

Halo_krabie

A mi się przyjemnie czytało. Żadne arcydzieło, ale fajna luźna lektura...

Zaloguj się aby komentować

171 + 1 = 172

Tytuł: Świat Finasjery
Autor: Terry Pretchett
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
ISBN: 9788376482019
Liczba stron: 350
Ocena: 7/10

Niejaki Moist von Lipwig, po sukcesach na stanowisku głównego poczmistrza, w ekstraordynaryjnych okolicznościach otrzymuje propozycję zarządzania Królewskim Bankiem i Mennicą w Ankh-Morpork. Propozycja kusząca, ale już na wstępie mnożą się problemy. Główny kasjer wygląda na wampira, w piwnicach Igor z Hubertem budują tajemniczą machinę która nazywają Chluperem, w mennicy okazuje się że produkcja monet kosztuje więcej niż są one warte, a na dodatek codziennie trzeba wyprowadzać prezesa na spacer. Sprawy nie ułatwia też fakt, że sam Lipwig to były oszust, a w tych okolicznościach jego mroczna przeszłość jest o krok od ujawnienia.

Nie nazwałbym się jakimś wielkim fanem Pratchetta, czytałem w życiu kilka tomów, ale to tak od przypadku do przypadku z różnych serii - ot co wpadło w ręce. Z tym bohaterem jeszcze się nie spotkałem, ale z miejsca zaskarbił sobie moją sympatię. Książka
zdecydowanie jedna z lepszych z tych które czytałem. Mamy wszystko z czego słynie Świat Dysku - specyficzny humor, świetne postacie i trzymającą w napięciu fabułę. Serdecznie polecam, a na zakończenie podaję przepis na kanapki wykonywane przez Golema, w sam raz na tag #uuk

"Zabrzmiało dyskretne pukanie do drzwi i weszła Gladys. Z najwyższą ostrożnością niosła tacę kanapek z szynką, bardzo, bardzo cienkich, jak tylko Gladys potrafiła robić - wkładała jedną szynkę między dwa bochenki chleba i bardzo mocno przyciskała swoją dłonią wielkości łopaty.
- Domyśliłam Się, Że Nie Jadł Pan Drugiego Śniadania, Poczmistrzu - zadudniła.
- Dziękuję Ci, Gladys - Moist otrząsnął się w myślach
(...)
Kiedy wyszła, Moist wyjął z szuflady biurka pęsetę, rozłożył kanapkę i zaczął wyciągać z niej kawałki kości, będące skutkiem stosowanej przez Gladys techniki młota parowego.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
967caf22-2524-4c00-a1d0-cbfd7e2e3570
alaMAkota

Idę po kolei. Jestem już po 8 tomie. Straż straż. Świat ankh jest super, ale coś czuję, że muszę zrobić sobie odskocznię. Podziwiam tych, którzy ciągiem idą 50 sztuk.

Zaloguj się aby komentować

Następna