#pasta

36
636

Zaloguj się aby komentować

Tekst poety Krzysztofa Kościelskiego


Całe to grzybobranie to jest dla jakichś psycholi.


Rośnie to w lesie przy samej ziemi, lisy na to szczają — i nie tylko lisy, i nie tylko szczają.


Jagód z lasu pod żadnym pozorem nie jedz bez dokładnego umycia, bo lis obsra i bąblowica murowana, ale borowika to pod żadnym pozorem nie myj, bo smak wypłuczesz, tylko pędzelkiem omieć i możesz omnomnować na surowo.


Widziałeś kiedyś dwa nagie ślimaki kopulujące na jagodzie? No raczej nie, bo się na niej nie zmieszczą, ale taki kapelusz grzyba to dosłownie łóżko w leśnym burdelu.


A ty narażasz się na kleszczowe zapalenie mózgu, pobłądzenie, utonięcie w bagnie, kradzież auta zostawionego pod lasem, gwałt, walkę na śmierć i życie z dzikimi zwierzętami, przygniecenie przez drzewo, weekend we wnykach, postrzelenie przez niedowidzącego myśliwego, rozerwanie przez niewypał, klasyczne zjedzenie przez czarownicę, mimowolny udział w gangsterskich porachunkach, młodzieżowej orgii, kibolskiej ustawce, czarnej mszy lub nazistowskim zlocie — nie wspominając już o nieludzkim wstawaniu o czwartej nad ranem, żeby inni cię nie ubiegli — tylko po to, aby już w zaciszu własnego domostwa raz jeszcze położyć swe kruche człowiecze życie na szali, racząc podniebienie zebranymi plechowcami.


Popatrz na taki kebab — mały, średni, duży, XXL zemsta faraona, rollo, w bułce, w picie, w boxie, z sosem łagodnym, ostrym — jakiego nie wybierzesz, p r a w i e nic ci nie będzie.


Z pieczywem, słodyczami, nabiałem i tym zielonym z pola sytuacja ma się podobnie.


Ale z grzybami to oczywiście zupełnie inna śpiewka — połowa chcę cię zabić od razu, a reszta niekoniecznie chce, ale może, jak się będziesz z nimi niewłaściwie obchodził.


Do reklamówek i wiader nie zbieraj, bo, wiadomo, bakterie w plastiku mnożą się jak poeci w Internecie — zatrucie murowane.


Przechowywanie, wiadomo, maksimum jeden dzień w lodówce, bo inaczej rozkład białek, mordercze pleśnie i nawet jadalny może cię zabić.


Nie dogotujesz, wiadomo, śmierć w agonii.


Połączysz niewłaściwego z alkoholem, wiadomo, wątroba po jednym posiłku jak po dekadzie picia denaturatu.


Oczywiście każdy smaczny grzyb musi mieć swojego toksycznego sobowtóra, żeby był dreszczyk emocji, nierzadko poprzedzający dreszcze przedśmiertne.


Jakby tego było mało, że połowa to istne fabryki trucizny, to wszystkie są prawdziwymi składowiskami metali ciężkich wyciąganych z otoczenia — no po prostu nie może być inaczej.


Ale metale ciężkie to nic, bo przecież są jeszcze metale lekkie, a zwłaszcza alkaliczne, o których nikt nie pamięta — taki na przykład radioaktywny izotop cezu o liczbie masowej 137, obecny w polskiej przyrodzie od 1986, kiedy to nasi sąsiedzi zza Buga odtworzyli w Czarnobylu katastrofę atomową na podstawie fabuły tego znanego serialu HBO.


Oczywiście cez-137 najlepiej magazynują najpopularniejsze grzyby wszech czasów, tak zwane „czarne łebki” — innymi słowy, do jakiegoś 2136 roku konsumpcja podgrzybków w województwie olsztyńskim to igranie ze śmiercią, a w opolskim to już nawet nie igranie, a walka MMA w occie, na maśle i w śmietanie.


Całe to zbieranie grzybów to taka uproszczona wersja rosyjskiej ruletki — z użyciem dubeltówki zamiast rewolweru: czarne albo czerwone; wóz albo wywóz; niebo w gębie albo piekło za życia.


Atlasów narobili książkowych, poradników internetowych, nawet aplikacji na smartfona, a ludzie nadal zajadają się na śmierć muchomorami.


Może to dlatego, że dla amatorów zostają tylko trujaki, bo zawodowcy zrywają na potęgę, wszystko jak leci, pięćdziesiąt kilo w jeden dzień — „białko w lesie za darmo rozdajo, biere wszysko, blaszki nie blaszki, Baśka, nic to, trzy razy obgotuje i do wudeczki bendzie jak znalas”.


Normalnie zbierać, nie umierać.


Tak że naginasz pół dnia po lesie, sadząc przysiady i nerwowo oglądając się na kleszcze, żmije, wilki, gwałcicieli i myśliwych, a potem stoisz całą noc nad zlewem i omiatasz sobie grzyba pędzelkiem.


Ale i tak najciekawszą częścią rytuału jest ta, kiedy stajesz nagi przed lustrem i ze światełkiem w ręku wyginasz śmiało ciało, zaglądając w najgłębsze zakamarki siebie, żeby sprawdzić, czy ci czasem coś gdzieś nie wlazło.


Całkowicie normalne, nie powiem.


Las to w ogóle specyficzne miejsce — z dala od cywilizacji, posterunków policji i monitoringu, a możesz na legalu przemieszczać się z nożem i to w garści.


Pewnie dlatego to takie popularne zajęcie w tych nerwowych czasach.


A teraz jeszcze przyszła jesień, ludzie na Facebooku spamują na lewo i prawo, ile to nie zebrali, ledwo wysiedli z samochodu, ba, niektórzy to drzwi uchylili, a złoto lasu samo im się kilogramami do środka ładowało.


Naczyta się tego i naogląda normalny człowiek i też go nachodzi ochota na igraszki ze śmiercią, bo przecież w sklepie trzy ususzone kapelusze o łącznej wadze dwudziestu gramów kosztują dziesięć polskich złotych, a parę kilometrów dalej wystarczy parę przysiadów i fortuna zostaje w kieszeni.


Co w ogóle można zrobić z dwudziestu gram grzybów?


Okłady na oczy?


W ten właśnie sposób sam poczułem gorączkę grzybni i wylądowałem na leśnym parkingu.


To tutaj trafiają wszyscy amatorzy.


Zawodowcy strzegą najbogatszych grzybowisk lepiej niż oczu w głowie — prawdopodobnie znaleźli te miejsca, jak zakopywali tam zwłoki.


Na parkingu tymczasem tłok jak pod Ikeą w czasie pandemii.


Najbliżej stoją jakieś dziewczyny w wyzywających strojach.


Ubrały się tak, żeby były dobrze widoczne w lesie, a teraz pewnie handlują grzybami — myślę.


- Ile? – pytam.


- W pipu osięsiąt, do papu pięsiąt.


- Nie rozumiem – ponawiam pytanie: – Grzybki po ile?


- My badanu a czystu, ne ma grzybku.


Biedne grzybiarki — myślę — Nic nie nazbierały, nic nie sprzedadzą, nie będą miały co do ust włożyć.


Ale już moją uwagę zwraca biały SUV, z którego wysiada lalunia w białym dresiku i białych adidaskach. Za nią buja się popisany ochroniarz z buldogiem francuskim na smyczy i designerskim koszykiem wyplecionym z kolorowej wikliny przez chińskie dzieci za miskę ryżu zgodnie ze staropolskim wzorem i nowopolską strategią gospodarczą.


Lalunia rusza w las, ochroniarz z buldogiem za nią.


Za tymi nie ma sensu iść, chyba że chcesz zostać mistrzem drugiego planu w relacji na Instagramie, bo co chwila przystają, ale nie żeby podnieść grzyba, tylko żeby nadać internetowy przekaz dla innych przedstawicieli swojego gatunku:


„Grzybuw nie ma ale i tak jest zaebiście”.


Oczywiście grzyby są, tylko oni ich nie widzą, bo widzieć nie chcą, a jeść czegoś, co rośnie w lesie, na pewno nie zamierzają.


Kawałek dalej jakiś koleś wali pokłony przed grzybem.


- Wszystko w porządku? – pytam.


- Szatan – odpowiada i zaczyna lizać grzyba pod kapeluszem.


- Rozumiem – kłamię, kreślę znak krzyża w powietrzu i odchodzę.


Ale wtem kątem oka dostrzegam cień przemykający między drzewami.


Ruszam za nim i po chwili widzę dokładnie:


Stary sweter w jodełkę, spodnie moro, kalosze, bagnet za pasem, wiadro po farbie z ołowiem, pordzewiały rower marki Ukraina.


Widzę tutaj dwie opcje — typ albo idzie na grzyby albo wraca do porzuconych w lesie zwłok na kolejną porcję pośmiertnych amorów.


Wiem, że jeśli chcę znaleźć grzyby, muszę za nim iść, ale doskonale zdaję sobie również sprawę, że mogę już nie wrócić.


Zakładam, że to jednak mistrz ceremonii i ruszam za nim w bezpiecznej odległości.


Gość tymczasem doskonale zdaje sobie sprawę, że ma ogon, bo co jakiś czas odwraca się i posyła mi to podejrzany uśmiech, to podstępne spojrzenie.


Idę dokładnie za nim i jakimś cudem to ja zbieram twarzą pajęczyny.


Wtem rozpływa się między drzewami.


No, dobra, jestem w lesie, teraz tylko znaleźć jakieś grzyby i wyjść z tego cało.


Halo, czy są tu jakieś grzyby?


Kurde, no są.


Rosną sobie ot tak sobie.


Jak gdyby nigdy nic.


I to jeden nieopodal drugiego.


Dziwne…


Może mi w to nie uwierzycie, ale w dwie godzinki nazbierałem pełen koszyk i to bez żadnych niebezpiecznych sytuacji!


No dobra, teraz tylko odnaleźć drogę powrotną do auta i dotrzeć do niego w jednym kawałku.


Kurde…


Przecież moje auto widać stąd, gdzie stoję…


Idę i zastanawiam się nad tym wszystkim.


Jak bym nie próbował tego ugryźć, za każdym razem wychodzi mi, że po prostu miałem niebywałe szczęście.


Nieopodal parkingu ten sam koleś co wcześniej wali pokłony przed innym grzybem.


- Szatan? – pytam.


- Papierzak – odpowiada.


- Religijny człowiek – mówię do siebie.


Wracam do domu.


Myślę, czy by może nie odpocząć, ale przecież nie ma chwili do stracenia.


Biorę szczoteczkę do zębów i zabieram się za czyszczenie.


Po kilku godzinach grzyby lśnią jak nowe.


Pora je sprawdzić.


Aplikacja w smartfonie pokazuje, że połowa to pieczarki, a połowa muchomory.


Wyrzucam połowę.


Dla pewności otwieram lodówkę i skanuję grzyby na pizzy z Biedronki.


Też muchomory.


Wyrzucam pizzę i aplikację.


Połowy połowy sam jednak nie jestem pewien, więc i ta ląduje w koszu.


Tymczasem połowa połowy połowy jest obgryziona przez ślimaki.


Nie no, przecież samiec alfa i omega ze szczytu łańcucha pokarmowego nie będzie dojadał resztek po jakimś mięczaku-obojnaku.


Wyrzucam.


Rozcinam pozostałe i okazuje się, że w połowie połowy połowy połowy robale dokazują jak patusy pod Żabką w niedzielę wolną od handlu.


Wyrzucam.


Nie jest tak źle, zostały mi dwie garści grzybów!


W mojej głowie powoli układa się genialny plan:


Jedną garść usmażę, drugą — ususzę.


Wpisuję w wyszukiwarkę: „gesler, grzyby, przepis, łatwy, zanzibar”.


„Najpierw obgotuj przez 10 minut i wylej wodę. Potem obgotuj przez następne 10 minut i wylej wodę. Potem już tylko na 10 minut na rozgrzaną patelnię”.


Kierując się zdrowym rozsądkiem i rozsądnymi instrukcjami, z mojego koszyka grzybów wyszły mi dwie garści grzybów, a z jednej z nich trzy czwarte łyżki stołowej.


Coś musiałem źle zrobić, bo przecież nie wyparowały…


W końcu nadchodzi ta wiekopomna chwila:


Nabieram je na łyżkę i zjadam — na raz, bez chlebka, z namaszczeniem.


Mm… O tak… Kawior lasu…


Hm…


Smak chyba wylałem razem z wywarem…


Trudno — suszenie na pewno się uda.


W imię intensywnego grzybowego aromatu!


Zgodnie z zaleceniami — piekarnik na 40 stopni i idę spać.


Wstaję rano, w mieszkaniu unosi się intensywny grzybowy aromat.


Udało się! — myślę.


Ochoczo otwieram piekarnik.


Szukam moich grzybów, ale ich nie widzę.


Wchodzę do Internetu i tam również szukam.


W Internecie moich grzybów nie ma, ale wychodzą na jaw nowe informacje:


92% wody, no kto by pomyślał.


Ołów, kadm, rtęć i arsen.


Radioaktywny izotop cezu.


Rabdomioliza.


To całe grzebanie to jest dla jakichś psycholi!


Grzybobranie.


#heheszki #grzyby #pasta


Grzybobabranie.

Zaloguj się aby komentować

Widzieliście kiedyś na żywo prawdziwą naukową dyskusję? Ja miałem okazję wczoraj w jednej uczestniczyć. Przygotowałem prezentację o metylacji DNA (trudne zagadnienie), produkowałem się pół godziny, ale dobrze poszło. Ostatni slajd, na nim ”dziękuję za uwagę”, mówię:- Dziękuję za uwagę. Czy ktoś ma jakieś pytania albo komentarze?

Atmosfera na sali trochę się rozluźniła. Głos zabrał doktor habilitowany Karwiński:

- Z całym szacunkiem, panie Anonimski, według mnie pańska prezentacja zawierała szereg błędów. Po pierwsze, metylacja DNA...

Zaczęło się. Czułem się, jakbym schodził po schodach i nie trafił w stopień. Serce zamarło, po czym przyspieszyło do stu dwudziestu na minutę. Karwiński po kolei punktował wszystkie słabostki mojego wystąpienia

- ...mam wrażenie, że przeczytał pan jedynie przeglądówki sprzed piętnastu lat, a i to pobieżnie. Czy pan w ogóle odróżnia metylację DNA od metylacji histonów?

- Panie docencie... ja... ja... - dukałem nieporadnie. To koniec. Obrona nie była możliwa. Cały mój wysiłek poszedł na marne, słońce zaszło za chmurami, a z nim nadzieja na zaliczenie seminarium. Zawiodłem i przegrałem.

Niespodziewanie inicjatywę przejął mój promotor, profesor Bujewicz.

- Szanowni państwo - zwrócił się do zebranych - z całą pewnością wszyscy słyszeliśmy żałosne wywody docenta Karwińskiego. Jakże jednak mamy traktować je poważnie, skoro pan docent, jak powszechnie wiadomo, ma małą i giętką pałę oraz lubi ssać męskie penisy?

Szmer uznania przetoczył się przez audytorium. Ludzie kiwali głowami, przychylając się do słów profesora.

- Panie profesorze - oburzył się Karwiński - Co to do cholery znaczy? Co ma długość mojego członka do metylacji DNA? A „męski penis” to masło maślane, zna pan jakieś "żeńskie penisy"? Pan obraża naukową dyskusję!

- Sam pan ją obraża swoją paskudną mordą, docencie Karwiński. W kwestii „męskich penisów” to tak, znam jednego właściciela „żeńskiego penisa” – pana, docencie, bo pan p⁎⁎da jesteś. Pytał pan jeszcze, co ma długość pańskiego fistaszka, którego szumnie określił pan nazwą członka, do metylacji DNA? Ano to, że tankował pan wódkę z przemytu, zmetylowało panu k⁎⁎⁎sa i jego rozwój zatrzymał się na trzech centymetrach.

Widownia wybuchła śmiechem. Z osłupieniem obserwowałem tę scenę. Karwiński poczerwieniał jak burak, Bujewicz zaś, bez zażenowania, wyciągnął cygaro, zapalił je i zaciągnął się z satysfakcją. Ktoś z sali krzyknął:

- Brawo profesor Bujewicz!

- Kto wpuścił tego debila na salę? Wy⁎⁎⁎⁎⁎olić Karwińskiego!

- Wy⁎⁎⁎⁎⁎olić!

Docent poczerwieniał jeszcze bardziej, podszedł do Bujewicza i warczącym głosem zaczął mu dogryzać:

- Że niby ja mam jakieś braki? A co z panem, profesorze, co? Bujewicz-bezchujewicz! Stary impotent, bez viagry to nawet myśleć o ruchaniu nie może! Spójrzcie na niego, jakie cygaro wyciągnął, pewnie kompleksy ma! Lubi pan brać długie, grube rzeczy do gęby, co nie?

Profesor Bujewicz zaciągnął się cygarem, wypuścił dym prosto w twarz adwersarza.

- Chyba pana stary, docencie. Panie magistrze, proszę pocisnąć torpedę docentowi Kurwińskiemu. - zwrócił się do mnie.

Rozgorączkowana publiczność pokazywała nas sobie z zaciekawieniem palcami. Karwiński był już skompromitowany, a do mnie należało jego ostateczne dobicie. Widownia oczekiwała świetnej wiązanki, mój promotor patrzył na mnie z nadzieją, Karwiński zaś próbował zamordować mnie wzrokiem. Wyprostowałem się, spojrzałem mu prosto w oczy i wyrzekłem.

- Pytał się pan, docencie Kurwiński, co wiem o metylacji. Wiem, k⁎⁎wa, wszystko. I c⁎⁎j pana obchodzi, z jakich źródeł korzystałem, bo i tak pewnie czytać pan nie potrafi. Jeśli moje wywody o metylacji DNA się panu nie podobały, to może mnie pan w d⁎⁎ę pocałować. Albo w wała possać, tak jak pan lubi!

Docent skrzywił się nieprzyjemnie, wycelował oskarżycielsko palcem.

- Panie Anonichuimski! Merytorycznie pana praca leży i kwiczy, to dno plus metr mułu, gówno psie i wie pan co?

- Co? - odparłem odruchowo. Błąd.

- Chujów sto!

Audytorium zaśmiało się. Dałem się zrobić jak dziecko. Karwiński uśmiechnął się triumfalnie, pewien zwycięstwa. Profesor niewzruszony palił swoje cygaro. Kiwnął przyzwalająco głową. Zripostowałem.

- W pana d⁎⁎ę, docencie Kurwiński! Tak, jak pan lubi!

Zerwała się owacja. Karwiński starał się coś odeprzeć, coś dodać, bronić, się, atakować, ale lud nie dał dojść mu do słowa.

- Wypierdalaj! Wypierdalaj! WY-PIER-DALAJ!

- C⁎⁎j ci na imię! Kurwiński, c⁎⁎j ci na imię! C⁎⁎j ci na imię! - skandowali.

Biedny docent nie miał gdzie się schować. Usiadł na swoim miejscu, skurczył się w sobie i (choć wydaje się to niemożliwe) poczerwieniał jeszcze bardziej. Zasłonił twarz rękami. Nie wierzę. Triumfowałem. Wygrałem naukową dyskusję.

- Czy ktoś ma jeszcze jakieś pytania lub komentarze? Dla odmiany sensowne?

- Tak - podjął jeden z kolegów na sali - czy metylacja w obrębie intronów też może mieć znaczenie na skuteczność transkrypcji genów?

Uśmiechnąłem się. Z sali zaczęły padać coraz to nowe pytania, ja zaś odpowiadałem na nie zgodnie z moją wiedzą. Profesor Bujewicz dopalił cygaro i pokiwał głową z uznaniem


#heheszki #pasta

Zaloguj się aby komentować

>Badz cowiek maupa

>ewolucja

>myj sie, dbaj o higiene

>Profit

>Udomawiaj psa

>pies broni doma, spi na podworku

>Zacznij pakowac psa do mieszkania

>spij z psem

>pies sie tarza we wszystkim na dworze

>pies smierdzi

>brak profitu

#pasta #takaprawda #pies

Zaloguj się aby komentować

Biedronki mają, ze wszystkich owadów, najbardziej ch⁎⁎⁎wy software, jaki istnieje. Serio k⁎⁎wa.

Bo taka na ten przykład pszczoła - zapierdala, szuka kwiatów, nawiguje na słońce, zbiera nektar, znosi do gniazda - no w c⁎⁎j skomplikowane. Zresztą, k⁎⁎wa - mucha. Mucha też musi wyczuwać woń gówna i ścierwa, nawigować, szukać pożywienia, złożyć jaja w jakimś dobrym ścierwie. Wcale nie takie proste.

A jak działa biedronka?

Otóż pierwszy punkt algorytmu biedronki brzmi:


1. Zapierdalaj w górę.

Nie wiem, czy bawiliście się kiedyś biedronkami. Jak się to weźmie na rękę, to zawsze idzie w góre. Zawsze k⁎⁎wa. Zawsze. Jak się jej w połowie drogi odwróci rękę, to się zatrzyma i zmieni kierunek, żeby isć w górę. Można se tak ruszać pińćset razy i zawsze j⁎⁎⁎na w górę. Biedronka to taki j⁎⁎⁎ny owadzi odpowiednik gradientu. Zawsze się kieruje w górę zbocza.

Ma to w c⁎⁎j zabawne konsekwencje, jak się biedronkę postawi na płaskiej powierzchni. Zaczyna iść w przypadkowym kierunku, bo k⁎⁎wa nie ma jak iść pod górę. Najlepiej jak dojdzie do krawędzi. Wtedy ten jej zjebany mósk cannot into logika, tylko zaczyna iść wzdłuż krawędzi. W dół nie zejdzie, bo k⁎⁎wa algorytm, a na płaskie też nie wróci, c⁎⁎j wie czemu.

Kiedyś z kolegą ze studiów znaleźliśmy na wykładzie biedronkę. Ławki w auli były w c⁎⁎j długie, na jakieś 30 m. Mówię mu: pacz k⁎⁎wa i położyłem biedronkę na ławce. Doszła do krawędzi i idzie wzdłuż. Idzie k⁎⁎wa i idzie, doszła do końca, skręciła i dalej wzdłuż kolejnej krawędzi, a potem jeszcze raz i szła znowu w naszą stronę. 45 minut j⁎⁎⁎na szła przez te 30 metrów i ni k⁎⁎wa c⁎⁎ja nie ogarnęła, że sytuacja jest przejebana i może by gdzieś polecieć, bo gówno. Nie, k⁎⁎wa.

Jakby ławka miała kilometr, to by j⁎⁎⁎na zdechła po drodze.

Ciąg dalszy algorytmu brzmi:


2. Jak jesteś na szczycie to poleć byle k⁎⁎wa gdzie.

Jak już pozwolicie wejść biedronce na szczyt palca, czy c⁎⁎ja, czy czegoś, to obróci się dookoła, upewni, że gradient się wyzerował i fruuuu k⁎⁎wa w losowym kierunku. Czasem potrafi wylądować znowy na tej samej ręce xD


3. Jak już leziesz i coś znajdziesz do żarcia, to opierdol.

Nie no, akurat całkiem spoko punkt. Tylko k⁎⁎wa, metoda szukania po c⁎⁎ju.


4. Jak cię coś przestraszy - to się zesraj.

Wiem, że ta żółtobrązowa maź to nie sraka, ale k⁎⁎wa, jakie lepsze słowo może to opisać. Ewentualnie rzygi? C⁎⁎j tam semantyka. Ważne, że jak biedronkę spotka zagrożenie, to zwija nóżki i sra tym smrodem. K⁎⁎wa. K⁎⁎WA. Przecież ma skrzydła, mogłaby spierdalać. Ale nie, k⁎⁎wa. Zesraj się. Najlepsze jak się wpierdoli biedronkę do pajęczyny. Jak byłem mały to wrzucałem tam różne owady. Jak wrzucisz muchę, to do ostatniej chwili walczy, żeby odlecieć i nawet czasem zdąży, zanim ją pająk dorwie. Rzadko, ale jednak. Pszczoła to już w ogóle siła, stronk i mało która pajęczyna utrzyma.

A biedronka co?

ZESRA SIĘ K⁎⁎WA. Przychodzi pająk, paczy, okurwajakjebie.jpg.

Co robi? XDDDDD owija k⁎⁎wę pajęczyną i wypierdala z pajęczyny. Nie dość, że k⁎⁎wa nie zje, bo smrut, to jeszcze j⁎⁎⁎na zdechnie z głodu, bo ją opędzlował jak po⁎⁎⁎⁎ny pajęczyną XDDDDD

Acha - jeszcze jedno - przyglądaliście się, jak wyglądają oczy biedronki? To nie są te k⁎⁎wa wielkie białe plamy. Nie. Oczy biedronki to małe kropeczki na tej durnej mordzie. Co ona tym widzi? Pewno c⁎⁎ja widzi. Mucha ma wyjebane w kosmos, dizajnerskie oczy, bo musi być czujna, patrzeć, analizować. To samo pszczoła.

ALe nie k⁎⁎wa biedronka. Po c⁎⁎j jej oczy, jak tylko lezie w górę, lata pisiont centymetrów i sra? xD

W tym roku najebało biedronek jak pokurwionych. Możecie się pobawić, sprawdzić. Tylko uwaga - bo SIĘ ZESRAJĄ!


#pasta #heheszki

f832bf9b-f910-4a40-ac57-dad10bac8f14
DeGeneracja

Dlatego może nazywa się ją bożą krówką. Wspina się do nieba bo tęskno jej za bożą trawką

Zaloguj się aby komentować

Koale to są jednak k⁎⁎wa okropne zwierzęta. Proporcjonalna wielkość mózgu koali w stosunku do reszty jej ciała jest z jedną z najmniejszych wśród ssaków, dodatkowo ich mózgi są GŁADKIE. Mózg jest pofałdowany jak wiemy po to żeby zwiększyć przestrzeń użytkową dla neuronów.


Jeśli pokażesz koali liście zerwane z drzewa i położone na płaskiej powierzchni, koala nie uzna ich za jedzenie. Koale są zbyt głupie żeby dostosować swoje nawyki żywieniowe do radzenia sobie z jakimikolwiek zmianami. W pomieszczeniu pełnym jedzenia mogą one dosłownie umrzeć z głodu, ponieważ ich mózgi są tak niezdolne do radzenia sobie ze zmianami, to nie jest raczej cecha zwierzęcia wygrywającego w życie i w walce o przetrwanie.


Skoro już o głupocie i jedzeniu - jednym z możliwych powodów dlaczego ich płaskie mózgi są tak prymitywne jest fakt że liście eukaliptusa nie dość że są trujące (jedyna rzecz którą wpierdalają) to jeszcze praktycznie nie posiadają wartości odżywczych! One zwyczajnie nie pozyskują z nich dość energii by myśleć, przesypiają więcej niż 80% swojego pierdolonego życia. Kiedy nie śpią jedyne co robią to jedzą, srają i czasami wrzeszczą jak małe posrane demony.


Skoro liście eukaliptusa mają tak niską wartość odżywczą kochane misie koala muszą je fermentować w swoich bebechach przez całe dnie. Wśród ssaków proporcja ich układu trawiennego w stosunku do całego ciała jest jedną z największych. Wiele gatunków roślinożernych ssaków jest przystosowane do radzenia sobie z niesprzyjającymi roślinami działającymi na ich zęby, gryzoniom np zęby nigdy nie przestają rosnąć, niektóre zwierzęta mają zęby umieszczone tylko w dolnej szczęce i miażdżą tkankę roślinną na swoich wzmocnionych podniebieniach. Jeszcze inne mają powiększone zęby trzonowe żeby bardziej efektownie mielić sobie roślinki. Koale oczywiście nie są wyjątkiem i kiedy ich zęby zamienią się w pył rozwiązują sytuacje w bardzo prosty sposób - po prostu zdychają z głodu ponieważ są absolutnie beznadziejnymi zwierzętami.


Jako ssaki koale karmią swoje młode oczywiście mlekiem (warto zaznaczyć że wśród ssaków dają najmniej mleka w stosunku do wielkości ciała). Kiedy młode musi przejść z bogatego i pożywnego pokarmu jakim jest mleko na liście eukaliptusa (rośliny która wyraźnie daje znać że nie chce być jedzona) okazuje się że nie jest do tego w ogóle przystosowane, ponieważ nie ma w swoich jelitach flory bakteryjnej niezbędnej do strawienia tego badziewia. Rozwiązanie? Młode zaczyna całkiem dosłownie polegać na d⁎⁎ie swojej matki która musi wysrać trochę mniej strawionego eukaliptusa i później sobie to ze smakiem sączy i dzięki temu może zacząć przystosowywać swój układ trawienny do tej wspaniałej diety.


Oczywiście młode mogło też łyknąć trochę sików, bo jego matka najpewniej nie trzyma odpowiednio moczu. Czemu? Bo prawdopodobnie cierpi na jakąś chorobę weneryczną, podobnie jak reszta tych zwierząt. Na niektórych obszarach zachorowania to jakieś 80% i więcej. Bo widzicie, jedną z aktywności na jakie koale poświęcają swoją cenną energię są gwałty. Mimo iż koale rozmnażają się sezonowo samce albo nie wiedzą albo mają to totalnie w d⁎⁎ie i po prostu gwałcą samice niezależnie od tego czy akurat jest w cyklu.


Jeśli samicy przyjdzie do płaskiego mózgu się bronić, samiec może zachcieć zrzucić ją z drzewa (i spaść razem z nią oczywiście) co prowadzi nas do ostatniej ciekawostki o mózgu tego gatunku idiotów.


Koale mają ponadprzeciętną ilość płynu mózgowo-rdzeniowego w tych paskudnych łbach (maja tam dużo miejsca który zaoszczędziły na neuronach). Czemu mają go więcej? By chronić swoje mózgi przed urazami na wypadek gdyby spadły z zasranego drzewa pełnego toksycznych bezwartościowych liści.


Zwierzę tak za⁎⁎⁎⁎ście głupie że ma wbudowany w mózg swój własny mały hełm bezpieczeństwa. Jak ja ich k⁎⁎wa nienawidzę.


#pasta #koala

moll

@Giban i o biedronkach!

w0jmar

@Czokowoko


Nigdy się nie znudzi.

maly_ludek_lego

@Czokowoko poprosze wiecej past! - wypadlem z obiegu, bo tej nie znalem.

Zaloguj się aby komentować

Anony, k⁎⁎wa, co ja narobiłem!


Od kiedy pamiętam mój kuzyn miał nerwicę natręctw.

Nic szczególnego, objawiało się to głównie umiłowaniem porządku,

obsesyjnym myciem rąk czy domykaniem rozszczelnionych zamrażarek w sklepach.

Każdy kto oglądał Dzień Świra będzie wiedział o co chodzi.

Nawet najmniejsza zmiana w jego otoczeniu powodowała rozdrażnienie, więc gdy ubierając się zauważył w szafie,

że jedna ze skarpetek nie ma pary wiedziałem, że szykuje się inba.


- Dorian, nie wyjdę. Wiem, że to chore, ale nie da mi to spokoju dopóki nie znajdę pary.


- A nie możesz wypierodlić tej skarpetki? - spytałem. - Wtedy też będzie parzyście.


- Słusznie, ale to tak nie działa. Mamooooooo!


Chwilę później Zbyszek rozkręcał już pralkę, choć nic w niej nie znalazł.


W jednym z ostatnich sezonów Doktora House'a popularny lekarz zaprzyjaźnia się z chorym psychicznie pacjentem,

któremu wydaje się, że potrafi latać.

Wbrew zaleceniom pracowników placówki, House zabiera go do tunelu aerodynamicznego by pozwolić mu poczuć choć imitację

tego o czym marzy. Finał jest taki, że gość tylko utwierdził się w przekonaniu, że jest supermanem i skoczył z dachu.

Ja puściłem Zbyszkowi odcinek Detektywa Monka i od tej pory wszędzie węszył spisek, rozwiązywał zagadki i nazywał mnie swoim partnerem.


Naszą pierwszą sprawą było zaginięcie skarpetki.

Byłem sceptyczny, bo od czego tu zacząć?

Skarpetka nie ma znajomych, nie namierzysz jej po miejscu ostatniego logowania, ciężko też o motyw.

Jedynym sensownym wyjściem było odgrzebanie podobnych spraw z przeszłości.

Zbyszek podszedł do sprawy bardzo poważnie. Śledził kroniki policyjne, zapisał się do rozmaitych grup na FB, obdzwaniał komisariaty.

Ja postawiłem na prowokację. Zostawiałem bez opieki pranie, montowałem fotopułapki.


Po tygodniu mieliśmy udokumentowany szereg podobnych spraw, zaczęli się do nas zgłaszać ludzie z całej Polski.

Każdy taki przypadek nanosiliśmy na mapę, licząc, że znajdziemy w tym jakąś prawidłowość, która pozwoliłaby pchnąć śledztwo do przodu.

Bazując na serialowych detektywach stworzyliśmy też profil psychologiczny złodzieja.


- po co komu jedna skarpetka?

- może to fetyszysta. Teraz wali konia w kiblu, rozkoszując się zapachem Twoich stóp? - zastanawiałem się.

- to nie to, skarpeta była wyprana.

- to może Jaś Mela. Ma jedną nogę, nikt go nie podejrzewa, a ręce ma bardziej lepkie od Owsiaka.

- rękę.


Niestety, Jaś posiadał stosowne alibi i, jak się potem okazało, na protezę również ubiera skarpetę,

więc motyw zniknął tak samo szybko jak się pojawił. Śledztwo stanęło w martwym punkcie.


Przełom nastąpił podczas wyjścia do kina. Na seans wpadliśmy w ostatniej chwili więc siłą rzeczy

przypadły nam miejsca pod samym ekranem.

Wtedy nas oświeciło, że aby mieć pełen obraz trzeba na sprawę spojrzeć z szerszej perspektywy.


Być może złodziej wcale nie szukał tylko skarpetek? Naniosłem na mapę pozostałe zaginięcia i ułożyłem je w porządku chronologicznym.

Gdańsk, Wrocław, Opole, Kraków, Rzeszów i Gniezno. Ze zdumieniem odkryłem, że fala cotygodniowych zgłoszeń idealnie pokrywa się z trasą

tournee znanego podróżnika, Wojciecha Cejrowskiego. Zbyszek zaczął mnie przekonywać, że kiedyś czytał teorię o tym, że Cejrowski pochodzi z pozaziemskiego

rodu cyklopów, chcących zniszczyć ziemian.


- co Ty pierdolisz. - oburzyłem się.

- pomyśl tylko. Gdybyś chciał unicestwić obcą cywilizację, od czego byś zaczął?

- pewnie od rozpoznania. Anatomii, zwyczajów, słabych punktów.

- czyli mówiąc najprościej, został antropologiem?

- to niedorzeczne...

- idźmy dalej - ciągnął. - Podczas wojny w Wietnamie, żołnierze Wietkongu masowo zastawiali na Amerykanów pułapki mające nie tyle

zabić przeciwnika, co mocno go skaleczyć. Wiedzieli, że ranna jednostka opóźnia i osłabia oddział dużo bardziej niż śmierć kolegi.

Przenieś to do życia codziennego, co robi nasz Wojciech? Broni zdeformowanych płodów przed aborcją.


Nie mogłem się spierać, wszystko układało się w jedną całość.

Zaczęliśmy wtedy operację o kryptonimie 'Cejrop'.

Polegała ona głównie na tym, żeby uświadamiać ludzi. Jeździliśmy za nim krok w krok, ostrzegaliśmy, zakłócaliśmy występy.

W dobie memów łatwo oczernić człowieka, głupi fotomontaż zyskuje tysiące udostępnień.

Po kilku tygodniach pan Wojciech dał za wygraną i odwołał tournee. Z jego fanpejdża wnioskuję, że zyski z biletów nie pokrywały kosztów

organizacji wystąpień. Wrócił do Meksyku i oddał się działalności misyjnej. Wygraliśmy.


Nie dalej jak miesiąc później przyszedłem do Zbyszka na mecz Polaków w eliminacjach do MŚ w Rosji.

Ze zdumieniem zauważyłem, że ma na nogach obie skarpetki, w tym tę przez stratę której rozpętaliśmy potężny ambaras.


- skąd ją masz? nie mówiłeś, że udało Ci się ją odzyskać. - spytałem zdumiony.

- jednak nikt mi jej nie ukradł, mama przez pomyłkę wrzuciła do swojej szuflady z bielizną.

- o Boże... musimy koniecznie przeprosić pana Wojciecha. Zniszczyliśmy niewinnego człowieka.


Zbyszek nie oderwał wzroku od telewizora.

- a c⁎⁎j mu w d⁎⁎ę, pisiorowi.


#pasta

Cybulion userbar
zboinek

Fajna wrzutka z tym kinem :D

maly_ludek_lego

@Cybulion fajne, wciagnalem sie.

Zaloguj się aby komentować

- Jessica śpisz?

- Śpię, bo co?

- Bo ja nie mogę.

- Co znowu?

- Jessica, bo ja nie mogę zrozumieć jednej rzeczy, co mnie prześladuje.

- Niby czego?

- Dlaczego ten Baron Harkonnen, to taka menda i świnia jest.

- Wiesz co? Ty nudny jesteś.Ty mnie pytasz o to, co tydzień od 30 lat.

- Jessica, bo ja od trzydziestu lat pojąć nie mogę, po co w ogóle takie coś Pan Bóg stworzył.

- Leto, a po co Pan Bóg stworzył skoczka pustynnego?

- No właśnie po co? Albo takie czerwie, po co?

- Po jajco jełopie. Dobranoc.

- (Głęboki wydech) Jessica ja rozumiem, ja żem sam święty nie jest, ale przecież taki Baron Harkonnen to jest przecież normalne obrzydlistwo. Po co w ogóle takie coś jest? Ja rozumiem jeszcze, jakby to on miał źle. Ale co, pałac ma, statek ma, mentata ma, przyprawę w silosie ma. Sam, żem widział jak wybierał.

- No szkoda, że ty nie masz z czego wybierać.

- Kurde, jak ja go nienawidzę... i po co w ogóle takie coś jest... Po co? Dlaczego on taki jest?

- Leto, nie wiem dlaczego on taki jest no! Może miał trudne dzieciństwo. I w ogóle ja ciebie proszę, skończmy ten temat, bo ja za siebie nie ręczę.

- Widzisz Jessica? Jak tylko się o tej mendzie zaczyna rozmowa, od razu konflikty się same rodzą. To jest Jessica zło dryfujące, trzeba by go wyeliminować.


#diuna #swiatwedlugkiepskich #pasta #heheszki

b3faacfc-3209-4630-b056-ed8403163ef2

Zaloguj się aby komentować

Co to za piekna i wyborna paste w internecie dzisiaj znalazlem. Piekna jest, nie znalem jej


W wieku 8 lat znalazlem w lesie male jajko, ojciec mi powiedzial, ze to jajo nietoperza i jeśli będę o nie dbal wkluje się Maly Nietoperz. Także sloik po jagodach przerobilem zgodnie z instrukcja ojca na male terrarium, umiescilem tam runo lesne, trochę wody w takim zbiorniku dla chomików na wypadek jakby się nagle wyklul i chcialo mu się pić.Tak zaczely mijać dni, codziennie go dogladalem po szkole, wszyscy znajomi którzy odwiedzali rodziców zawsze przychodzili do mojego pokoju robiąc sobie przerwę od picia wódki z sokiem pomarańczowym i jedzenia ciasta drożdżowego mojej mamy. Gratulowali, nazywali mnie malym botanikiem. Dni zamienialy się w tygodnie, jajo ani drgnelo, żadnych pęknięć na skorupie, myslalem, ze zrobilem cos źle i doprowadzilem do jego śmierci. Wtedy dopiero ojciec zdradzil mi, ze nietoperz nigdy się nie wykluje, bo to nie jajo tylko zaschniete gowno. Wszyscy znajomi rodziny wiedzieli o tym i przychodzili do mojego pokoju nie gratulowac mi nowego hobby tylko cisnąć bekę. Jak sobie przypomne to rzeczywiscie wychodzili cali czerwoni. Wszystkie zjazdy rodzinne zaczynaly się od historii jak w lesie znalazlem jajo nietoperza. To bylo 18 lat temu a dalej wujkowie 6 letnich gowniakow wyrzucają na halloween zdjęcia ich dzieciaków przegranych za nietoperze z dopiskiem ,,nienarodzony,,. 85 letni dziadek potrafili zadzwonić do mnie i sie spytac czy bylem juz w kinie na nowym Batmanie. Spytalem się raz rodziny czy może dac sobie spokój z tym. Wujek Franek, którego widzialem 2 razy na oczy powiedziano, ze to gówno bedzie meczylo mnie do końca. Wyakcentowal wtedy slowo gówno...


#heheszki #pasta #memy #humor #ojcostwo #rodzicielstwo

f124497c-d15f-4588-93be-43c27d2df084
Cinkciarz

Mi też przypomniała sie taka jedna historia. Jako mały chłopczyk wraz z tatusiem znaleźliśmy w lesie małego jeżyka.

Leżał pod kępką trawy i drżał z zimna. Zrobiło mi się żal jeżyka i poprosiłem tatusia, żebyśmy zabrali jeżyka do domu. Tata się zgodził, i tak jeżyk zamieszkal u nas. Bardzo dbaliśmy o jeżyka, poiłem go mleczkiem i dawałem mu najlepsze owoce. Jeżyk zajadał ze smakiem i nieraz - ku mojemu zdziwieniu, pomrukiwał z zadowoleniem.

Na zimę jeżyk - jak przystało na wszystkie porządne jeżyki - zapadł w zimowy sen. A na wiosnę jeżykowi urosły skrzydła, na czole

wyrósł róg i odleciał przez niedomknięte okno.

Wtedy stało się jasne, że wraz z tatusiem nie przynieśliśmy z lasu jeżyka, tylko jakieś c⁎⁎j wie co.

Zaloguj się aby komentować

Każdy wie, że dobrzy ludzie cenią sobie kooperacje z rodziną. Trzeba dbać o kontakty z nimi, a jak jest się zaproszonym na jakieś spotkanie to pokazywać charakterność i eksponować męskie życie.


PRZYWITANIE - Wchodzimy do mieszkania. Jak dobrze się przywitać? Podajesz zdecydowanie rękę każdemu, ewentualnie drugą reke położyć na ramieniu i poklepać. Patrz się prosto w oczy osobie z którą sie witasz. Możesz też powiedzieć "Szacuneczek" albo "No witam, witam, szacuneczek". Pokażesz w ten sposób szacunek.


SIEDZENIE PRZY STOLE - Zaczynamy jeść i dyskutować. Tutaj pokazujesz czy jesteś facetem czy pipką. Prawdziwy facet interesuje się furami i sportem. Wymieniasz poglądy, podkreślasz swoje racje głośnym szalonym głosem, żeby seniorzy wiedzieli z kim mają do czynienia. Musisz przy tym jednak pamiętać, że musisz być kulturalny, bo to twoja rodzina. Więc jesli z kimś się nie zgadzasz to mówisz "Nie zgadzam się tobą chłopaczyno - wg mnie on jest teraz w formie". W skrócie bez obrażania i rzucania mięsem.


PYTANIA O D⁎⁎Y - Wiadomo, że przy charakternym stole zawsze padają pytania o to czy masz laske i ruchasz. Masz edukować rodzinkę i powiedziec że na stałe nikogo nie szukasz i kobiety służą tylko do ruchania. W ten sposób zyskasz szacunek w oczach facetów a kobiety odbiorą cię jako twardego samca alfa. Jeśli będą ci podsuwać konkretne kandydatki to udajesz, że już je ruchałeś np "Chłopaczyno, a ta Kaśka z osiedla chyba jest sama?" "Wiem mamo ale już ją jebałem i nie goli p⁎⁎dy". No coś w tym stylu.


ŻYCIOWE ANEGDOTKI- Pokaż że nie jesteś p⁎⁎dą tylko mentalnym obieżyświatem i na różne przygody jesteś otwarty. Opowiadaj swoje szalone historie, podkreślaj swoje bohaterstwo i zawsze staraj się pokazać że byłeś górą. Jak spotkasz jakiegoś lamusa na takim spotkanku, to spytaj o jego historie, żeby go ośmieszyć.


D⁎⁎Y NA SPOTKANIACH RODZINNYCH - Wiadomo, że zawsze możesz spotkać jakąś daleką kuzynkę na spotkaniu. Broń boże nie pytaj jej jak studia, albo czy zaliczyła ostatnią klasówke - bardziej zdecydowane pytania np "Co tam cipcia". Zarumieni się i w głowie będzie już miała c⁎⁎ja. Ale nie polecam ruchania kuzynek.


#pasta

Analnydestruktor

@solly dziwna pasta... Przecież kto kuzynki nie wyj***

Zaloguj się aby komentować

My, urodzeni w przeszłości, z nostalgią wspominamy tamten czas. Nikt nie narzekał.


Było nas jedenaścioro, mieszkaliśmy w jeziorze... na śniadanie matka kroiła wiatr, ojca nie znałem, bo umarł na raka wątroby, kiedy zginął w tragicznym wypadku samochodowym, po samospaleniu się na imieninach u wujka Eugeniusza. Wujka Eugeniusza zabrało NKWD w 59. Nikt nie narzekał.


Wszyscy należeliśmy do hord i łupiliśmy okolicę. Konin, Szczecin i Oslo stały w płomieniach. Bawiliśmy się też na budowach. Czasem kogoś przywaliła zbrojona płyta, a czasem nie. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka odcinała stopę i mówiła z uśmiechem, "masz, kurna, drugą, nie"? Nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że wszyscy zginiemy. Nikt nie narzekał.


Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z gruźlicą, szkorbutem, nowotworem i polio służył mocz i mech. Lekarz u nas nie bywał. Chyba że u babci – po mocz i mech. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Jedliśmy muchomory sromotnikowe, na które defekowały chore na wściekliznę żubry i kuny. Nie mieliśmy hamburgerów – jedliśmy wilki. Nie mieliśmy czipsów – jedliśmy mrówki. Nie było wtedy coca-coli, była ślina niedźwiedzi. Była miesiączka żab. Nikt nie narzekał.


Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał karę. Dół z wapnem, nóż, myśliwska flinta – różnie. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo — jak zwykle. Potem ojciec wracał do domu, a po drodze brał sobie nowe dziecko. Dzieci wtedy leżały wszędzie. Na trawnikach, w rowach melioracyjnych, obok przystanków, pod drzewami. Tak jak dzisiaj leżą papierki po batonach. Nie było wtedy batonów, dzieci leżały za to wszędzie. Nikt nie narzekał.


Latem wchodziliśmy na dachy wieżowców, nie pilnowali nas dorośli. Skakaliśmy. Nikt jednak nie rozbił się o chodnik. Każdy potrafił latać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji, aby się tej sztuki nauczyć. Nikt też nie narzekał.


Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Czasem akurat wtedy nadjeżdżał jelcz lub star. Wtedy zdychaliśmy. Nikt nie narzekał.


Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Podobnie jak wybite zęby, rozprute brzuchy, nagły brak oka czy amatorskie amputacje. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a od pomocy, to jeszcze nikt nie umarł. Ciocia Janinka powtarzała, "lepiej lanie niż śniadanie". Nikt nie narzekał.


Gotowaliśmy sobie zupy z mazutu, azbestu i Ludwika. Jedliśmy też koks, paznokcie obcych osób, truchła zwierząt, papier ścierny, nawozy sztuczne, oset, mszyce, płody krów, odchody ryb, kogel-mogel. Jak kogoś użarła pszczoła, to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię. Jak ktoś się zadławił, to pił 3 szklanki mleka i przykładał sobie rozgrzaną patelnię. Nikt nie narzekał.


Nikt nie latał co miesiąc do dentysty. Próchnica jest smaczna. Kiedy ktoś spuchł od bolącego zęba, graliśmy jego głową w piłkę. Mieliśmy jedną plombę na jedenaścioro. Każdy ją nosił po 2-3 dni w miesiącu. Nikt nie narzekał.


Byliśmy młodzi i twardzi. Odmawialiśmy jazdy autem. Po prostu za nim biegliśmy. Nasz pies, Murzyn, był przywiązany linką stalową do haka i biegł obok nas. I nikomu to nie przeszkadzało. Nikt nie narzekał.


Wychowywali nas gajowi, stare wiedźmy, zbiegli więźniowie, koledzy z poprawczaka, woźne i księża. Nasze matki rodziły nasze rodzeństwo normalnie – w pracy, szuwarach albo na balkonie. Prawie wszyscy przeżyliśmy, niektórzy tylko nie trafili do więzienia. Nikt nie skończył studiów, ale każdy zaznał zawodu. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. To przykre. Obecnie jest więcej batonów niż dzieci.


My, dzieci z naszego jeziora, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze" wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez słodyczy, szacunku, ciepłego obiadu, sensu, a niektórzy – kończyn.


Nikt nie narzekał.


autor: Łukasz Najder (2016)


Łukasz Najder (ur. 1976) – z wykształcenia literaturoznawca, redaktor w Wydawnictwie Czarne. Pisze m.in. dla „Dwutygodnika”, „Pisma”, „Polityki”. Parę lat temu wydał jako e-book zbiór fejsbukowej prozy ulotnej zatytułowany Transmisje. Mieszka w Zgierzu.


#poezja #proza #pasta #najder #heheszki

e1797e36-c6de-48ef-ab12-9a5c6fe39d01

Zaloguj się aby komentować

Mieszkam w kamienicy na poddaszu, w okresie lata jest nie do wytrzymania bez przynajmniej 3 wiatraków. Biorę prysznic.


Słyszę dzwonek do drzwi. Zawijam się tylko samym ręcznikiem i otwieram drzwi. Stoi mój dobry sasiąd z dołu w samych slipach, wiek około 50tki, żonaty i z olbrzymim brzuchem (naprawdę dużym):

- Dzień dobry, pan się zna na komputerach prawda?

- No trochę tak. A co się dzieje?

- Wie pan, bo problem jest, bo komputer nie działa i nie wiemy co zrobić. Mógłby pan rzucić na to okiem?

- Czemu nie.


Schodzimy na dół do jego mieszkania. Ja dalej owinięty w ręcznik próbuje rozwiązać problem. Nie ważne w tej historii co się zepsuło - ważne, że naprawiłem. Wychodząc z mieszkania w progu, sąsiad się pyta:

- Ile mam panu zapłacić?

- Ależ proszę pana, niech pan nie żartuje, dla mnie to była czysta przyjemność.


Cała tą rozmowę słyszał sąsiad z naprzeciwka, który wychodził ze swego mieszkania. Stanął jak wryty, patrząc na nas - jeden owinięty w sam ręcznik, a drugi w samych slipach - tak piekielnym wzrokiem jak nigdy w życiu.


#pasta #heheszki

Cybulion userbar
cododiaska

Czytam trzeci raz i nadal nie wiem w co był sąsiad ubrany.

Rmbajlo

@Cybulion https://www.youtube.com/watch?v=k5BV5A7C99Y pewnie znowu wrzucę przy następnym poście 😉

korfos

@Rmbajlo a skąd wiesz że pomoc z komputerem była głównym powodem wizyty u sąsiada? Może to był tylko pretekst żeby zaruchać?

Zaloguj się aby komentować

#pasta #bmw

Jazda tym autem to jak granie na kodach... Trzeba uważać, bo laski wożone łupami pokroju e46 z pierdzącym wydechem lub kopcącymi dieslami z miejsca czują pociąg do statusu finansowego nowego właściciela poniższej Piątki. Znużone szczeniackimi zachowaniami poczują wolę Bożą i szukając dojrzałości zrobią wszystko, by zdobyć partnera który się wozi tą E61. Chcesz wyskoczyć na fajny zachód słońca? Bierzesz swoją fokę na prawy, wjeżdżasz na autostradę i cieszycie się z romantycznych szeptów, przy 140 masz równie dobry komfort co Twój sąsiad w Golfie 7 przy 80km/h. Jeśli jakiś patafian w sponiewieranej łupie wkleja Ci się w zderzak, zjeżdżasz spokojnie na prawy pas. To jest ta dojrzałość, ta odpowiedzialność. Masz świadomość, że gdybyś tylko oparł się nieco mocniej na pedale gazu, 6 cylindrów chętnie oddali Cię od tej sfrustrowanej patologii za Tobą. Nie polecam tej opcji, jazda z prędkością 220km/h tym autem przyzwyczaja momentalnie i będziesz musiał w grafik częściej wpisywać wypady na niemieckie autostrady. 

Podkreślam, to nie jest wóz dla patusa który wrócił z odsiadki lub niestabilnego przegrywa który chce sobie przedłużyć to i owo. Taki ktoś momentalnie będzie się wywyższał tym, że jego wóz jest szybszy niż 80% wozów na drodze, będze kpił z innych, że wybrali jakąś corollę dla plebsu w której najbardziej komfortowy moment to ten w którym wysiadasz. Mając ten wóz nie pogadasz już z kumplami o tym, że w jego dieslu skończyły się wtryski czy dwumasa a chiptuning z chomikuj za⁎⁎⁎ał mu DPFa. Musisz być świadom, że ludzie Ci będą zazdrościć, że w ich "nowej" 5 letniej Maździe regulowane lędźwie były za dopłatą a Twoje "stare" auto nawet nie gnije. Będzie ich trafiać szlag, bo nie będziesz narzekał, że coś Ci rdzewieje, że masz turbo do wymiany. Będą z Ciebie szydzić, że "Hyhy bendziesz mioł wydatki" jednocześnie pytając na forum o pobłażliwego diagnostę co podbije przegląd za flaszkie. Zrozumiesz, że nie bardzo masz z nimi o czym dyskutować, bo ich nudne Ople i Kie 1:1 odzwierciedlają ich ekscytacje motoryzacją. Uświadomisz sobie, że skazując się na jazdę gorszymi autami trzeba nie mieć do siebie szacunku.

Jeśli jesteś normalnym gościem, szukasz ciekawego wozu z klasą który nie rypie się jak ex Twojego kumpla to rozważ tą Piątkę. Jadąc z opery krakowskiej docenisz arcywygodne fotele i odizolowanie od hałasu i smrodu z zewnątrz. W pięknym miejscu z panną przeżyjesz chwile uniesienia ogladając gwiazdy dzięki panoramicznemu dachowi. Audio połechta Cię dobrym brzmieniem, bez trzeszczącej rejestracji. Wysiadając z auta, zamykając drzwi i odchodząc kilka kroków notorycznie będziesz odwracał głowę by jeszcze raz z satysfakcją spojrzeć na to dzieło sztuki. Kiedy przyjdzie ten smutny moment rozstania z tym wozem to tak jak ja będziesz wdzięczny temu autu za to, ile świata Ci pokazało i ile przyjemności dostarczyło. Będziesz wiedział czego chcesz od auta i nigdy nie zapomnisz o tym spełnionym marzeniu. 


https://flib.carshow360.net/700/800/7468625f60b88dcb5f4.webp

Taxidriver

A poczekaj, przypomniałem sobie. Tam skrzynia jest za silnikiem i trzeba wyjac jedno i drugie by zrobić wymianę sprzęgła. XD

Były jeszcze inne kwiatki ale to już tak dawno, że zdążyłem zapomnieć.

s1cobra

@Taxidriver e60 ma masę skopany h rzeczy ale tu akurat automat

Taxidriver

@s1cobra ok.

Zgodzę sie, że to piękny samochód (a już napewno ładny), przez jakiś czas były wypuszczane z tylnymi lampami przypominającymi starą flagę Japonii (Rising Sun), pięknie wyglądały w nocy.

Natomiast co do osiągów to obawiam się, że większość kilkuletnich hot hatch’y by kyoknela bawarę bez popity.

Felonious_Gru

@s1cobra ta pasta to jakieś 10 lat spóźniona

s1cobra

@Felonious_Gru Była lepsza pasta o e60 z dwulitrowym dieslem :D

Zaloguj się aby komentować

"Tam jest ku!*a Syria!" czyli pasta o Borach Tucholskich (MalcolmXD)


Wspominałem wam kiedyś, że jestem wielkim fanem rowerowej turystyki krajowej. W zeszłym tygodniu złożyło się tak, że podróżowałem w okolicach Torunia. Te wojaże zazwyczaj przebiegają mi bardzo sielankowo aż do moment, gdy zadzwoni jakiś mój ziomek i powie, że gdzieś jest jakaś inba i żebym przyjeżdżał - tak jak w lipcu było nad morzem. Nie inaczej było i tym razem, dzwoni koleżka co jest czy tam był harcerzem, że jest na akcji pod Chojnicami, bo tam jest k---a klęska żywiołowa, cały powiat r-----------y i każde ręce do pracy się przydadzą, a słyszał, że ja jestem gdzieś w okolicy. Muszę zaznaczyć, że nieprzypadkowo znajomi do mnie dzwonią w takich sytuacjach, bo ja okazji na tego typu akcje nigdy nie przepuszczam, co zresztą nieraz wpędziło mnie w kłopoty. Co do tej klęski, to ja za wiele informacji nie miałem, bo w czasie podróży nie mam zbytnio dostępu do mediów, tylko mi jakiś typ pod sklepem mówił, że gdzieś były jakieś wichury.


Ogólnie było tak, że w Borach Tucholskich przyszła mega k---a burza, połamało ileś tam tysięcy hektarów lasu, ludzi pozabijało, poniszczyło domy itd. Macie poniżej zdjęcie jak to wygląda. Ten koleżka mi powiedział, że mam przyjeżdżać do miejscowości o nazwie Rytel i tam szukać jego albo jakiegoś Zbigniewa co jest koordynatorem jakiejś tam ekipy - nie wiem, bo miałem słaby zasięg. Spod tego Torunia to miałem na miejsce akcji ponad 100 kilometrów, więc jako, że na rowerze to bym jechał z półtora dnia, to poleciałem po prostu na najbliższą stację benzynową i podbiłem do typa co tankował dostawczaka


PANIE KIEROWCO GDZIE PAN JEDZIESZ, JA DO RYTLA MUSZĘ SZYBKO BO TAM KATASTROFA A JA MAM BYĆ WOLONTARIUSZ, WEŹ MNIE PAN CHOCIAŻ KAWAŁEK PODRZUĆ


MŁODY NIE MUSISZ TŁUMACZYĆ, ŁADUJ TEN ROWER, JA CIĘ NA SAMO MIEJSCE ZAWIOZĘ. JA TAM MAM CIOTKĘ, TAM JEST K---A SYRIA!


Ten dostawczak to była chłodnia, a typ tak nią leciał, że tam byliśmy w nieco ponad pół godziny, aż wyroby mięsne pospadały mi na rower ze skrzynek xD Po drodze mieliśmy takie widoki, że faktycznie się poczułem jak w Syrii, bo momentami to po kilka kilometrów były takie obszary, że kamień na kamieniu ani patyk na patyku nie został, rozpiździel totalny, ludzie potracili dorobek życia a niekiedy to i życie.


Dojechaliśmy, dostawca mnie wyrzucił na jakiejś ulicy, zbiliśmy pionę i pojechał. Przypiąłem rower do płotu idę szukać tego mojego ziomka-harcerza albo tego słynnego Zbigniewa. W tej miejscowości rozstawiony k---a sztab kryzysowy, wszędzie latają jacyś strażacy, harcerze, wojsko z ciężkim sprzętem - widać, że wszyscy poza mną doskonale wiedzą co robią. Nagle mnie łapie jakiś typ w kamizelce odblaskowej


TO TY JESTEŚ OD TYCH PILARZY Z NADLEŚNICTWA?!


jeszcze nie zdążyłem się zastanowić kto to są pilarze, a on już sam sobie odpowiedział


K---A CZŁOWIEKU TO WSKAKUJ NA PAKĘ BO JUŻ ODJEŻDŻAMY! STARE BOROWICE CIĄGLE ODCIĘTE OD ŚWIATA! LAS NA DRODZE!


i mi ściąga plecak i wrzuca na jakąś ciężarówkę wojskową co stała obok, to chcąc nie chcąc też tam włażę, chociaż oszołomiony byłem jakbym się piwa napił. Na górze siedziało już z 20 osób, jak na ulicy - strażacy, wolontariusze, żołnierze, typ j⁎⁎⁎ął w szoferkę, DAWAJ JEDZIEM, no i jedziemy.


Jeszcze się nie zdążyliśmy rozpędzić, bo to ciężka maszyna, a tu z bocznej uliczki wybiega czterech typów w pełnym rynsztunku bojowym i za nami leci i krzyczy to słynne CHŁOPAKI CZEKAJTA. Kierowca się zatrzymał, oni się do nas w---------i i ruszamy. Wyglądali jakby właśnie wrócili z misji w Afganistanie: hełmy, mundury z jakimiś linami poobwiązywanymi, gogle, nóż przyczepiony do buta, jakieś k---a menażki i łopaty przy plecakach itd. podczas gdy u nas ci wszyscy żołnierze i strażacy to mieli tylko piły spalinowe i po plecaku z jedzeniem i wodą na robotę. Jakiś typ ich pyta z jakiej są jednostki, a Mirek, który wkrótce miał okazać się ich dowódcą, krzyczy STARSZY KAPRAL KOWALSKI MELDUJE GOTOWOŚĆ BOJOWĄ. Ci żołnierze od nas się zdziwieni patrzą po sobie i mówią, k---a, jaki ty jesteś kapral, chyba z NATO, bo masz amerykański mundur xD No i zaraz się kwestia wyjaśniła bo Mirek zaczął tłumaczyć, że z tym kapralem to ona tak trochę wybiegł w przyszłość, bo oni to ogólnie są z jakiejś grupy rekonstrukcyjnej gdzieś z Mazowsza, ale mają też doświadczenie bojowe w ASG (zarówno w walce w terenie zabudowanym jak i lesie), a w ogóle to oni już mają swój odział obrony terytorialnej, tylko dopiero za tydzień będą mieli przysięgę. Do tego zaczął opowiadać, że oni sobie tu przyjechali ot tak z d--y, że jakiego to oni nie mają przeszkolenia, że Mati od nich to na kursie BHP w pracy miał pierwszą pomoc, a Seba to już właściwie ma prawo jazdy kategorii C, tylko jeszcze praktykę musi zdać, a tak w ogóle to ich jest aż ośmiu, ale czterech jest w Łebie na wakacjach i mają domek do końca tygodnia opłacony więc nie mogli przyjechać - jednym słowem chłopaki byli z tych, co jak Ruskie wejdą to będą walczyć na barykadach z wrogami ojczyzny zanim ja w ogóle zdążę założyć rurki.


Na przyczepie zapanowała lekka konsternacja ale c--j, każdy się przyda do pracy, a już w szczególności ja nie powinienem nikogo oceniać, bo nie mam pojęcia co się dzieje poza tym, że jadę na ratunek mieszkańcom Starych Borowic.


Dotarliśmy na miejsce, droga faktycznie z------a drzewami po horyzont. Jakiś strażak zaczął dzielić pomiędzy nas pracę, mnie przydzielił do harcerza co miał piłę spalinową, że on będzie drzewo z drogi ciął na kawałki a ja mam je w---------ć na pobocze. W końcu strażak się odwraca do tych z obrony terytorialnej i aż zaniemówił, bo ci k---a sobie rozkładają kuchenkę gazową na tej zniszczonej drodze xD pyta ich co oni k---a o----------ą a Mirek mówi, że musi sobie gorący kubek zrobić na wzmocnienie bo się zmęczył jak gonili ciężarówkę xD Jakiś żołnierz powiedział, że zaraz mu tę kuchenkę wsadzi w d⁎⁎ę, więc gościu niepocieszony i nieposilony na wszelki wypadek schował ją z powrotem do plecaka i zaczyna się pompować, że oni przeszkoleni, to oni chcą do ciężkiego sprzętu iść do pracy. Dowodzący strażak mu na to mówi, że jak mają papiery, to im może zaoferować piłę spalinową. Daje ją jednemu z tych Sebów, ten ją ogląda ze wszystkich stron i wyskakuje PROSZĘ PANA, A GDZIE TO SIĘ WŁĄCZA XD to strażak mu ją zabrał i dał im miotły, że mają zamiatać takie mniejsze gałęzie z drogi jak już drzewa będą usunięte.


Zanim pierwsze kilka drzew usunęliśmy to minęło z 10 minut, więc obrońcy terytorium nie mieli co robić i postanowili w międzyczasie sobie zbudować kwaterę główną, czyli położyli plecaki i cały ten swój sprzęt na drodze i zakryli siatką maskującą, żeby wróg nie zobaczył z powietrza. Potem poszli robić rozpoznanie - powyjmowali krótkofalówki, łazili wzdłuż drogi i gadali do siebie szyfrem


GAMMA FOXTROT ODBIÓR, MAMY TU KOD 10-50/36, ODNOTUJ, OVER


To im ten harcerz z którym ja robiłem mówi, k---a, hitlerowcy was tu nie podsłuchują żebyście szyfrem mówili, gadajcie po ludzku że drzewo leży xD a jak chcecie się przydać to niech jeden się przejdzie kawałek i te drzewa policzy to będziemy wiedzieli ile jest roboty, czy mamy wzywać więcej ludzi czy możemy kogoś od nas wysłać w inne miejsce. No to wysłali jednego Sebe na zwiad z tą krótkofalówką i słyszymy jak idzie i im przez nią liczy JEDEN, DWA, TRZY, CZTERY, PIĘĆ, A NIE TO JUŻ POLICZYŁEM, TO CZTERY, TERAZ PIĘĆ, SZEŚĆ....


Muszę z wrodzonej uczciwości powiedzieć, że oprócz tego to praca szła bardzo sprawnie i poza tymi z-----i była za⁎⁎⁎⁎ście zorganizowana. Do tego nie było w ogóle takich podziałów, że ktoś jest żołnierz, ktoś wolontariusz, ktoś harcerz, ktoś z Chojnic, ktoś z Bytowa, a ktoś z Warszawy, tylko wszyscy z----------i razem, od razu się zaziomowali i każdy każdemu pomagał. Było poczucie wspólnej misji i w ogóle wspólnoty, jakie pamiętam ostatni raz było jak byłem dzieciakiem i papież umarł, że wszyscy Polacy to jedna rodzina, jak napisał poeta.


Ten doniosły moment przerywa komunikat z krótkofalówki od Seby


126, 127, 128... EJ CHŁOPAKI CHYBA SIĘ ZGUBIŁEM


Strażak dowódca wyrwał Mirkowi to radyjko i mu mówi, ja p------ę nie właź tylko w las bo ci jakieś drzewo na łeb spadnie i cię zabije, idź k---a tą drogą tak jak szedłeś, to w końcu do nas dojdziesz.


Okazało się, że nie. Seba poszedł tą drogą, tylko w drugą stronę i doszedł po godzinie do tej całego wsi, która była celem naszej misji. Tam mu k---a ludzie wybiegają na spotkanie, że pomoc dotarła, a on do nich wyskakuje, że dzień dobry, on się zgubił i którędy do strażaków xDDD


W międzyczasie Mati, ten co miał skończony kurs BHP, wymyślił, że jak już są na takiej akcji to muszą koniecznie mieć zdjęcie na fanpage tej swojej obrony terytorialnej czy grupy rekonstrukcyjnej i jakieś forum dla miłośników takich rozrywek. Ustawili się we trzech na tle tej r--------j drogi i kogoś tam poprosili żeby telefonem im zrobił fotkę. Dopiero potem się ogarnęli, że nie ma w ogóle zasięgu. Mirek zakomenderował, że trzeba coś wykminić, bo relację z pola bitwy trzeba wrzucać na bieżąco, tak jak jest to zdjęcie co Obama siedział ze swoimi doradcami i na komputerze w czasie rzeczywistym oglądali jak zabijają Bin Ladena. Mati wykminił więc, że on wejdzie na te przewrócone drzewa, wyciągnie rękę w górę i wtedy może złapie zasięg.


Teraz będzie krótki opis techniczny, który przedstawię wam jako doświadczony już usuwacz skutków klęsk żywiołowych w lasach. Jak te miliony drzew się na raz przewracają, to plączą się ze sobą nawzajem, spadają na siebie itd. Coś jak bierki, tylko każda waży po kilka ton. W dodatku drzewa bardzo się przy tym naprężają, a niektóre w ogóle nie są złamane, tylko tak przyciśnięte do ziemi jak w kreskówkach, że jest pułapka i leży sznurek i ktoś w niego wchodzi nogą i go wyciąga w powietrze i tam wisi. Na przykład leży jedno drzewo, które przygniata drugie, które jest oparte o trzecie co jeszcze trochę stoi, ale jak tego opartego nie będzie to się w-----e, a czwarte co leży pod trzecim jest jakąś gałęzią zaczepione o to pierwsze i drugie. Trzeba więc za⁎⁎⁎⁎ście uważać, bo nawet ja pracując bez piły dostałem kilka razy gałęzią jak ktoś ruszył coś zupełnie innego kawałek ode mnie.


Po fragmencie edukacyjnym wracamy do akcji. Mati wlazł na szczyt jakiegoś stosu drzew i wyciąga łapę w powietrze żeby chociaż jedną kreskę zasięgu mieć. Ktoś do niego krzyczy ZŁAŹ BARANIE NA ZIEMIĘ ale Mati nie słyszy, bo kawałek obok cięli piłą spalinową, a to hałasuje . Aż przecięli.


Staliśmy się w tym momencie świadkami narodzin Pierwszej Eskadry Lotniczej Obrony Terytorialnej. Drzewo na którym stał wyrwało się spod tego, co właśnie zostało przecięte. Matiego w----------o k---a na wysokość trzeciego piętra. Poleciał takim lobem, że jakiś żołnierz zdążył powiedzieć EJ DOBRA, DZWOŃCIE PO MEDYKÓW, zanim jeszcze wylądował. Mati miał w dodatku rękę z telefonem wyciągniętą w górę więc, wyglądał jak superman, co też tak lata z pięścią wyciągniętą przed siebie. J----y miał szczęście, że na trasie jego przelotu było jakieś niezłamane drzewo, bo trochę go gałęzie wyhamowały i dodatkowo go obróciły nogami w dół, bo wcześniej leciał centralnie na łeb, jak po skoku z trampoliny do basenu. Jak p-----------ł o ziemię, to aż k---a kurz się dookoła wzbił i szyszki podskoczyły.


Nieprzytomnego Matiego zawieźli do szpitala. Ekipa obronna miała więc już jednego zaginionego w akcji i jednego ciężko rannego, nie licząc tych 4 co byli na wczasach w Łebie. Seba 2, ten co został z kapralem Mirkiem, usiadł na pieńku i zaczął płakać. Mirek też się na chwilę zasmucił, ale potem chciał podnieść morale i zaczął intonować okrzyki typu NA CZEŚĆ RANNEGO MATIEGO HIP HIP HURA i CHWAŁA BOHATEROM, ale spotkały się tylko z pełnymi zażenowania spojrzeniami i rozmyły w huku pił spalinowych.


Trzeba jednak przyznać, że jedna rzecz się typom z obrony terytorialnej udała. Ich kwatera główna z plecakami była na tyle dobrze zamaskowana siatką, że jak przyjechała ciężarówka z ludźmi do pomocy to kierowca kompletnie jej nie zauważył i rozjechał ją tak, że trzeba było ten ich cały rozpłaszczony sprzęt z Afganistanu odrywać od asfaltu xD


#byloaledobre #pasta #malcolmxd #siedziałbacanagiewoncieimujebnąłpiorunwprącie

https://youtu.be/vnO7mAOE4vg

Zaloguj się aby komentować

Z okazji dzisiejszej rocznicy:


graj w konterstrajka w kafejce

wróć do domu

włącz tv

pierwsza wieża płonie

po 5 sekundach wpierdala się drugi samolot

hehe jaki fajny film

prezenterka płacze

o kurdebele to tvn24

o kurwancka to nie film

mame mame chodź szybko wojna mocno xD

zaraz dzwoni wujek foliarz, który co roku przepowiada wojnę z rosją albo koniec świata i ma na działce przygotowaną piwnicę z zaopatrzeniem na takie okazje

MATI SZYPKO PAKUJCIE SIĘ Z MAMO BĘDĘ PO WAS ZA 5 MINUT UCIEKAMY BO TRZECIA WOJNA

za 5 minut wujek jest pod domem w seicento wypakowanym dobytkiem

matka go opierdala co on odpierdala

GRAŻYNA TO NIE ŻARTY BIERZ MAŁEGO I UCIEKAMY ROZUMISZ

inba na całą ulicę

wujek jedzie sam i wraca dopiero po tygodniu z pokerową twarzą

jak z niego czasami śmiechamy co on wtedy odpierdolił to mówi tylko durr TEN SIE SMIEJE KTO SIE SMIEJE OSTATNI hurr

od tego czasu przepowiada wojnę z rosją albo koniec świata 3 razy częściej bo ma nadzieję, że świat się ro⁎⁎⁎⁎⁎doli i w końcu wyjdzie jego racja


Notorycznie odpierdala xD


Wtedy jeszcze było w miarę spokojnie bo wszystkie spiski i końce świata musiał wymyślać sam ale potem odkrył internety i popłynął xD


Nie wierzy w kosmitów, czwarte gęstości i ogólnie inby nadprzyrodzone tylko w różne spiski wojskowe i polityczne, ewentualnie katastrofy naturalne. Jak na wiosnę w telewizji mówią, że gdzieś poziom wody osiągnął stan alarmowy to on już ręce zaciera z podniecenia, że może w końcu będzie ultra powódź co ro⁎⁎⁎⁎⁎doli całą Polskę i ponton przenosi z piwnicy do mieszkania.


Jego najczęstszym tekstem, wtrącanym właściwie w każdej dyskusji jest „jak to wszystko pierdolnie”, odmieniane przez wszystkie czasy i przypadki.


” no zobaczysz mati jak to wszystko pierdolnie

czekajcie tylko, jak to wszystko pierdolnie

tylko patrzeć jak to wszystko pierdolnie

na Ukrainie czołgi, zaraz to wszystko pierdolnie

na Islandii wulkan wybuchł, mówiłem, że to wszystko pierdolnie

nooo, teraz to już na pewno to wszystko pierdolnie

a nie mówiłem, że to wszystko pierdolnie?”


Wspominałem, że swoją główną kwaterę dowodzenia zagładą rodzaju ludzkiego ma na działce. Kilka razy tam byłem, k⁎⁎wa, co tam się odpierdala to ja nawet nie, domek tak zajebany sprzętem i jedzeniem, że ledwo można przejść. Była taka komórka koło domku gdzie chowałem rower. Raz tam przyjechaliśmy, idę rower wstawić a tam 100 kilo ryżu i piramida z konserw. I c⁎⁎j, rower na deszczu musiał stać.


Z tym jedzeniem to go raz strolowałem xD Kupił gdzieś na przecenie 10 kilo mleka w proszku.


” Herp Mati promocja była a to niezbędne do przetrwania zobaczysz jak to wszystko pierdolnie to ludzie będą korę z drzew jedli a my sobie będziemy kakao pili hehe patrz jaką wujek ma głowę

Ale wujek, pomyśl, przecież ci co pociągają za sznurki głupi nie są, nie dawali by tak tanio mleka w proszku bo przecież im zależy żeby jak najmniej osób przeżyło bo wtedy więcej zasobów dla nich itd.

Kurwancka nie pomyślałem, masz rację, sk⁎⁎⁎⁎syny jebane otruć mnie pewnie chciały. Wyrabiasz się młody, wyrabiasz hehe już nie masz tak zielono w głowie”


I 10 kilo mleka wy⁎⁎⁎ał do rzeczki przy działce xD

Oczywiście chciał też kiedyś się porządnie uzbroić na koniec świata i wystąpił o pozwolenie na broń ale nie przeszedł testów psychologicznych bo nawkręcał tam tych swoich historii. W kole myśliwskim to samo xD pewnie wyglądało to tak


” No to na co chce pan polować?

Panie, jak to wszystko pierdolnie, to przede wszystkim do ludzi będę strzelał co mi będą chcieli mleko w proszku za⁎⁎⁎ać”


Musiał się więc zbroić sam. Ma bagnet co jeszcze z wojska przyniósł, procę wędkarską i taki ch⁎⁎⁎wy łuk zrobiony z leszczyny i sznurka od prania. Jakby kogoś chciał tym łukiem zabić to chyba by prędzej ten ktoś zdechł ze śmiechu xD

Kiedyś zaczął wszędzie nosić ze sobą taki plecaczek. Raz mu go przynosiłem z samochodu, podnoszę – ale k⁎⁎wa ciężkie. Zaglądam do środka a tam jakieś liny, konserwy, flary, apteczka, nawet taką składaną saperkę miał. Raz mi pomagał skręcać szafę u nas w domu i sobie ku⁎⁎⁎⁎ko rozciąłem łapę śrubokrętem a nie miałem w domu opatrunków. Mówię, wujek, daj bandaż, masz w apteczce przecież. A on


” DURR MATI IDŹ PAPIEREM TOALETOWYM SE OBWIĄŻ BO JA MAM NA CZARNĄ GODZINĘ

K⁎⁎wa, wujek, teraz jest moja czarna godzina właśnie

HURR JAK CI RUSCY Z CZOŁGU NOGĘ ODSTRZELĄ I BĘDĘ CI BANDAŻEM KIKUT OBWIĄZYWAŁ TO BĘDZIESZ MI DZIĘKOWAŁ”


Pół mieszkania wtedy krwią ujebałem.

Jak się zaczęła ta cała akcja z NSA, to wujkowi oczywiście mózg zaczął inbować na temat podsłuchów i przez jakiś czas nie dało się z nim normalnie komunikować. Matka do niego dzwoni zapytać co słychać a on


” Cicho cicho nic nie mów pogadamy w cztery oczy”


Potem nam przedstawił swój specjalny szyfr, którym mieliśmy się z nim porozumiewać przez telefon. Oczywiście ten kod był ch⁎⁎⁎wy tak, że ja pi⁎⁎⁎⁎lę, na przykład „przyjdź do nas naprawić lodówkę” znaczyło żeby przyszedł do nas na obiad.

Naczytał się też jak to fejsbuk inwigiluje więc wymyślił, że przechytrzy cały światowy spisek i pokona go własną bronią. Założył na fb zupełnie legitne konto ze swoim imieniem i nazwiskiem i postował tam nieprawdziwe statusy typu


” Z BOGDANEM NA GRZYBACH POD IŁAWĄ! JEST SUPER!!!”


a tak naprawdę siedział w domu i się pewnie cieszył jaki jest sprytny bo wywiad amerykański teraz wszystkie satgówna szpiegowskie skieruje na Iławę xD

Zadawał się też z jakimiś zjebami z tych forów dla foliarzy i zmontowali jakąś ekipę wspólnego przetrwania. Polegało to na tym, że jak to wszystko pierdolnie to mają w kilku typa ustawiony punkt zbiórki u wujka na działce i razem im będzie łatwiej przetrwać. Jednak w końcu to wszystko się zjebało bo wujek raz nam się żalił, że zrobili sobie rutynowe ćwiczenia czyli każdy każdemu wysyła smsa „zaczęło się” („to wszystko pierdolnęło” xD) i każdy ma godzinę żeby się na działce stawić z całym sprzętem. Kilku ich się tam stawiło i korzystając z okazji, że już wszyscy są na miejscu to sobie czekali na koniec świata, bo byłoby spoko jakby akurat się wydarzył bo już są na miejscu xD Koniec świata jednak jak na złość nie nadchodził więc zaczęli walić browary a potem robić jakieś ćwiczenia na przetrwanie. No i wujek ćwiczył strzelanie z procy i jakiemuś januszowi, który jest bardzo szanowanym foliarzem, za⁎⁎⁎ał kamieniem z procy prosto w czoło aż tamtego oszołomiło a potem się wkurwił i powiedział, że wujek jest pewnie agentem NWO, którego napuścili żeby zniszczyć organizację od środka poprzez zabicie (z procy na ryby xD) przywódcy xD No i wujka wyjebali z tej partyzantki i nawet dostał bana na forum.


Oczywiście nawkręcał te swoje historie też wszystkim sąsiadom i już się z niego podobno śmieją na osiedlu, ale HURR ZOBACZYMY KTO SIĘ BĘDZIE ŚMIAŁ OSTATNI DURR. Żalił się, że raz mu jakieś łebki z osiedla zrobiły dowcip: ktoś do niego zadzwonił o 1 w nocy domofonem i powiedział, że nie może zdradzić kim jest ale wykradł jakieś rządowe dokumenty i potrzebuje pomocy ale teraz nie może powiedzieć o co chodzi bo go obserwują i żeby wujek następnego dnia był wieczorem przy fontannie w takim parku. Wujek oczywiście podniecony jak ja pi⁎⁎⁎⁎lę, nawet temat na forum założył, że będzie miał następnego dnia prawdziwą bombę. Poszedł do tego parku, nikogo nie ma tylko leży jakieś pudło – zajarany myśli, że tajne dokumenty będą w środku, otwiera, a tam nasrane xD Z tym, że wujek nie mówił, że to łebki z osiedla tylko, że jacyś agenci mu wysłali sygnał żeby nie szukał prawdy zbyt głęboko xD


Raz też jak byliśmy u niego na działce to w okolicy był jakiś obóz surwiwalowy czy coś takiego i wujek koniecznie chciał tam pojechać i zobaczyć jak to wygląda. Pojechałem z nim bo miałem 15 lat i mi powiedział, że pewnie będzie można z paintballa postrzelać. Oczywiście paintballa ni c⁎⁎j nie było, za to było z 20 dzieciaków budujących szałasy i jakiś seba wychowawca przebrany za żołnierza. Wujek do niego podbija i zagaduje, że on też jest specem od surwiwalu hehe i zaczynają dyskutować. Wujek zaraz zaczął krytykować te szałasy, że gówno dają i że jak to wszystko pierdolnie to taki szałas pół minuty nie wytrzyma. Facet mu tłumaczy, że panie, to takie jajca dla dzieci są żeby się pobawiły ale do wujka nie docierało i dalej napierdala, aż w końcu postanowił za symulować falę uderzeniową bo wybuchu bomby atomowej


” NO I PATRZ PAN CO SIĘ W TYM MOMENCIE Z TAKIM SZAŁASEM DZIEJE, NO PATRZ”


i roz⁎⁎⁎⁎⁎olił jeden szałas z kopa. Dzieci k⁎⁎wa płaczą a wychowawca kazał wujkowi wykurwiać bo zadzwoni po policję.

#pasta #911

Shivaa

Kurła, kiedyś to były pasty 🥲

Zaloguj się aby komentować

Na zbiórce na nową edycję Neuroshimy zgromadzono już kwotę, która pozwoli na wydanie systemu. Tymczasem w odmętach internetów wynalazłem takie coś (to nie moje, ale ktoś się ewidentnie inspirował moją wersja Fanatyka ) xD


Mój stary to fanatyk Neuroshimy. Pół mieszkania zawalone k20 i podręcznikami do Neuroshimy. Średnio raz w miesiącu ktoś wdepnie w leżącą na ziemi kostkę lub przewróci się o sterty poderków.


Druga połowa mieszkania zawalona w jakiś czasopismach "Gwiezdny Pirat", "Portal", "MiMy" czy inne "Maniaki Baniaki". Co tydzień robi objazd po antykwariatach lub innych skupach makulatury szukając brakujących numerów. Byłem na tyle głupi, że nauczyłem go into internety, bo myślałem, że trochę pieniędzy zaoszczędzimy na tej makulaturze, ale teraz nie dość, że skupuje stare magazyny, to jeszcze pdfy fanowskich dodatków z chomików drukuje na potęgę. No i jeszcze siedzi na jakiś grupach dla fanów Neuroshimy czy innych erpeżków i kręci gównoburze z innymi erpegowcami o to, że najlepsza jest Nerka. Potrafi drzeć mordę do monitora albo wywalić klawiaturę przez okno. Kiedyś jak mnie ojciec wnerwił, to założyłem konto i go trollowałem pisząc w jego tematach jakieś losowe głupoty typu "Kiedy w końcu tą Neuroshimę na dedeczkach zrobią". Matka nie nadążała z gotowaniem bigosu na uspokojenie. Stary na forum ma rangę MOLOCH za natłuczenie 10k postów.


Zawsze przy obiedzie nawija o zaletach grania w erpegi, a zwłaszcza w Neruoshime. Jak się dostałem na studia to stary przez tydzień gadał, że to dzięki temu, że pokazał mi jak grać i że granie uczy logicznego myślenia, a zwłaszcza dokładnego liczenia procentów, by ustalić poziom testu i potem mózg lepiej pracuje. Przy jedzeniu zawsze opowiada o nowych fanowskich dodatkach, ale za każdym razem schodzi w końcu na Wydawcę jego ulubionej gry. Stary sam się nakręca i dostaje strasznego bólu d⁎⁎y, że nie wydają nowych dodatków. Robi się przy tym cały czerwony i odchodzi od stołu klnąc i idzie czytać "Czerwone Oko" żeby się uspokoić.


W tym roku sam sobie kupił na święta pełną zbroję funkcjonariusza Stalowej Policji. Oczywiście nie wytrzymał do pierwszej gwiazdki i jeszcze przed Wigilią wdział ją na siebie, kolację też w niej zjadł, a potem poszedł w niej na pasterkę. Stare baby w kościele myślały, że sam Archanioł Gabriel we własnej osobie się im objawił pod żłóbkiem.


Co weekend organizuje sesje Neuroshimy u nas w piwnicy. Od ponad 20 lat w każdą sobotę w południe przyłazi jego kolega Mirek i paru innych przegrywów po 30 i schodzą do tej piwnicy siedzieć kilkanaście godzin w zasranych stanach. Jakiegoś dnia, jeszcze w gimbazie, jak miałem urodziny, to stary jako prezent wziął mnie ze sobą na sesję w drodze wyjątku. Super prezent bulwo.


Zeszliśmy do naszej piwnicy w bloku, a staremu już oczy się świecą jak nowojorczykowi na widok flagi amerykańskiej, cały podjarany. Rozłożyli wszystkie poderki, kostki, karty postaci i zaczęli sesję. Na pełnej wczuwie. W pewnym momencie stary zarządził test i zaczął liczyć procenty co by wyliczyć poziom trudności. Po 15 minutach słuchania jak stary z kolegami dodają i odejmują już mi się znudziło, więc włączyłem na telefonie jutuba, a stary mnie walnął świeżutkim ekranem Mistrza Gry co to go wydali po 20 latach i kazał wyłączyć, bo się dekoncentrują przy liczeniu, a to ważne sprawy życia i śmierci. Jak się chciałem podrapać po tyłku "krzyczał szeptem" żebym się nie wiercił, bo to im psuje immersję jakąś. W pewnym momencie ojciec wyszedł z piwnicy na korytarz i puścić bąka. Wytłumaczył mi, że trzeba na korytarzu, bo inaczej komora gazowa robi się w tej piwnicy. Bite 12 godzin musiałem siedzieć w bezruchu i patrzeć na tę szopkę jak w jakiś chędożonych Appalachach. Mam urodziny w grudniu, więc jeszcze do tego było zimno w tej piwnicy jak w Kanadzie. Dlatego gdyby mnie na długość ręki dopuścić do Trzewiczka i jego kolegów co to stworzyli te gówno, to bym wziął i ich anihilował.


Wspomniałem, że stary ma kolegę Mirka, z którym razem gra. Ale kiedyś towarzyszem jego przygód był Maciek. Człowiek o wyglądzie Kaznodziei z Salt Lake City z brodą do pasa. Byli z moim starym prawie jak bracia, przychodził z żoną Grażyną na Wigilię do nas, itd. Raz stary miał imieniny i Maciek przyszedł na kielicha. Nawalili się przy tym jak Teksańczycy świeżym bimbrem i oczywiście cały czas nawijali o erpegach. Ja siedziałem u siebie w pokoju. W pewnym momencie zaczęli drzeć na siebie mordę czy generalnie lepsza jest mechanika Neuroshimy czy D&D5ed.

- Weź mnie nie denerwuj Maciek widziałeś kiedyś lepszą mechanikę niż ta w Neuroshimie? Doskonała jest, wręcz realistyczna, wszystko weźmie pod uwagę.

- Kurła Zbyszek dedeczki są przystępną i prostą mechaniką. Twoja Nerka ze swoją mechaniką nadaje się tylko dla piwniczaków totalnych i przegrywów. Lore można zostawić ale mechanikę z dedeczków. Większy fun będzie i więcej ludzi zacznie grać.

- Co ty mi o dedeczkach chrzanisz i jakimś fanie. Tylko debile nie rozumieją mechaniki Nerki. Neuroshima ze swoją mechaniką jest Królem RPGie jak Lew jest Król Dżungli.


No i zaczęli zapasy na dywanie, a ja z matką musieliśmy ich rozdzielać. Od tego czasu zupełnie zerwali kontakt. W zeszłym roku zadzwoniła żona Maćka, że Maciek spadł z konika i zaprasza na pogrzeb. Odebrała akurat matka, złożyła kondolencje, odkłada słuchawkę i mówi o tym staremu, a stary: No i k⁎⁎wa bardzo dobrze!


Tak go za te wciskanie dedeczków do Nerki znienawidził.


Wspomniałem o Arcywrogu mojego starego, czyli Wydawcy jego ukochanej gry. Stał się on kompletną obsesją mojego starego i jak np. w TV mówią, że gdzieś był zamach terrorystyczny, to stary mamrocze pod nosem, że powinni w końcu coś o tych draniach z Portalu powiedzieć. Serwisy erpeżkowe też przestał czytać, bo miał ból d⁎⁎y, że o indykach erpegowych piszą czy innych zapowiedziach erpeżków, a o aferach w Portalu i tym co robią z Neuroshimą nic nie piszą.

Szefem Wydawnictwa jest niejaki pan Trzewiczek. Jest on dla mojego starego uosobieniem samego Molocha, który zniszczył Neuroshimę rozdrabniając ją na jakieś planszówki czy inne karcianki, a nie wydając nowych dodatków. Stary przez wiele lat toczył z nim wojnę. Raz pojechał na Pyrkon, gdzie występował pan Trzewiczek i stary wrócił do domu z powyginanym pancerzem Stalowej Policji, bo siłą go z konwentu usuwali, bo takie inby odjaniepawlał.


Po klęsce w starciu fizycznym ze zbrojnym ramieniem Portalu Stary rozpoczął partyzantkę internetową polegającą na szkalowaniu wydawnictwa i Trzewiczka gdzie się tylko dało. Tłukł na jego temat jakieś głupoty typu, że Trzewiczek jest tajnym agentem Molocha, albo, że nie płaci swoim pracownikom oraz, że pali nadwyżki poderków, nie robi dodruków, a ostatnie sztuki wystawia na Bazarku za niebotyczne ceny przez to ludzie nie mogą poznać mesjasza RPG, czyli Neuroshimy. Nie nauczyłem starego into TOR, więc skończyło się bagietami i kolegium za szkalowanie oraz stary musiał zapłacić Trzewiczkowi 2000 gambli.


Jak zapłacił to przez tydzień w domu było Missisipi, bo ojciec bluzgał na przekupne sądy, molochowe wydawnictwo, Trzewiczka i w ogóle na cały chędożony fandom. Z jego gadaniny wynikało że Wydawnictwo jak jacyś hibernatusi czy inni masoni rządzący całym światem, pociągający za sznurki i mający wszędzie układy i agentów. Przeliczał też te 2000 gamblii na poderki, kostki, stare czasopisma i dostawał strasznego bólu d⁎⁎y ile mógłby sobie rzeczy kupić.


Stary jakoś w zeszłym roku stwierdził, że koniecznie musi mieć profesjonalny stół gejmingowy.

Synek prawdziwe sesje to się prowadzi przy pożądnym stole z miejscem na piwko, kości i karte postaci oraz z wyżłobieniem na ekran Mistrza Gry. Wtedy to jest przygoda!


Ale nie było go stać, ani nie miał go gdzie trzymać, bo piwnica za mała, więc zgadał się z jakimiś graczami z okolicy, że kupią stół na spółkę i będzie on stał w garażu u jednego Janusza, który ma dom, a nie mieszkanie w bloku, jak my i się będą stołem dzielić albo razem grać będą.


Na początku ta kooperatywa szła nawet nieźle, ale w któryś weekend stary się rozchorował i nie mógł z nimi grać i miał o to olbrzymi ból d⁎⁎y. Jeszcze ci jego koledzy dzwonili, że krytyki padają jak głupie i epicki koniec kampanii, więc mój stary czerwony ze złości na kanapie i sapał z wnerwienia. Sytuację pogarszało to, że nie miał na kogo zwalić winy, co zawsze robi. W końcu doszedł do wniosku, że niesprawiedliwe, że oni grają bez niego, bo przecież równo zrzucali się, więc w niedzielę wieczorem, jak te Janusze skończyły już kampanię wyszedł nagle z domu.


Po godzinie wraca i mówi do mnie, że muszę mu pomóc z czymś przed domem. Wychodzę na zewnątrz, a tam nasze auto ze stołem na dachu. Pytam skąd on go wziął, a on mówi, że Januszowi zabrał z garażu, bo oni go oszukali i żebym łapał się za blat i wnosimy do mieszkania. Na nic nie zdały się tłumaczenia, że zajmie cały salon. Na szczęście stół nie zmieścił się z drzwiach do klatki, więc stary stwierdził, że na razie przed domem go zostawi.


Za pomocą jakiś łańcuchów, co były w piwnicy i mojej kłódki od roweru przypiął go do latarni i zadowolony chce wracać do mieszkania, a tu nagle przyjeżdżają 2 auta z Januszami-współwłaścicielami, którzy się domyślili, gdzie ich własność może się znajdować. Zaczęła się nieziemska inba, bo Janusze drą mordy dlaczego stół ukradł i że ma oddawać, a stary drze, że oni go oszukali, bo sami zakończyli kampanię, a on 500 gambli się składał i nie grał w ten weekend. Ja starałem się sytuację załagodzić żeby stary od niech nie dostał bęcków, bo było blisko. Po kilkunastu minutach sytuacja wygląda tak:

- mój stary leży na ziemi, kurczowo trzyma się nogi od stołu i krzyczy że nie odda,

- Janusze krzyczą, że ma oddać,

- jeden Janusz ma połamany nos, bo próbował leżącego starego odciągnąć od stołu za nogę i dostał drugą z kopa,

- dwóch szeryfów ciągnie ojca i mówi, że jedzie z nimi na komisariat bo pobił człowieka,

- we wszystkich oknach dokoła stoją sąsiedzi, ktoś prowadzi z tej inby strima na jutubie,

- moja matka płacze i błaga starego żeby zostawił stół, a policjantów żeby go nie aresztowali,

- ja smutnazaba.jpg.


W końcu szeryfy oderwali starego od stołu. Ja podałem Januszom kod od kłódki rowerowej i zabrali stół, rzucając wcześniej staremu 500 gambli i mówiąc, że nie ma już do niego żadnych praw i lepiej dla niego, żeby nigdy się na żadnym konwencie nie spotkali. Matka ubłagała szeryfów, żeby nie aresztowali starego. Janusz co dostał w mordę butem powiedział, że on się nie będzie chędożył z łażeniem po komisariatach i ma to gdzieś, tylko ojca nie chce więcej widzieć.


Stary do tej pory z Januszami robi gównoburze na forach dla erpegowców, bo założyli tam specjalny wątek, gdzie przestrzegli przed robieniem jakichkolwiek interesów z moim starym. Obserwowałem jak mój stary porobił nieudolnie trollkonta:


DoktorAlluvach69 Liczba postów: 1

Ten temat założyli jacyś mutanci. Znam użytkownika stary_anona od 5 września 2020 i to bardzo porządny człowiek i wspaniały gracz oraz MG. Chcą go oczernić, bo mu zazdroszczą stworzonych dodatków fanowskich.


Potem używał jeszcze tych trollkont do prześladowania niedawnych kolegów od stołu. Jak któryś z nich zakładał jakiś temat, to stary się tam wbijał na trollkonicie i pisał, że kijowe sztuczki wymyślają i widać, że nie znają lore i mechaniki Neuroshimy. Z tych samych trollkont udzielał się w swoich tematach i jak na przykład wrzucał fragmenty swoich dodatków, to sam sobie pisał: Noo gratuluje pomysła! Widać, że doświadczony Mistrz Gry!

A potem się z tego cieszył i kazał oglądać mi i matce jak go chwalą.


#gryfabularne #rpg #neuroshima #dnd #dungeonsanddragons #heheszki #pasta

3559fd04-fa28-4c41-a2de-8032ac1f3c28

Zaloguj się aby komentować

#pasta #heheszki


Generalnie nie kręcą mnie pasty. Większość jest... no cóż. Ale mam jedną, którą pokochałem od pierwszego przeczytania. Raczej jest znana, ale jeśli ktoś się nie zetknął, to proszę:


Co za inba się odwaliła to ja nawet nie.

Mój brat, lvl 24, zamknął się w pokoju i nie chce wyjść. Próbowałem z nim pogadać przez drzwi, to krzyknął tylko, że gardzi normictwem i z nikim nie będzie gadał, bo robi jakiś eksperyment.

Ok, mówię, powiem mamie, że wyzywasz. Więc lecę do matki na skargę, no nie, i ona mówi, że z nim pogada. To idę z nią podsłuchać rozmowę. A ten krzyczy znowu przez drzwi, że mama jest p0lką, on nią gardzi, bo nie jest dziewicą i nie chce od niej żadnych pierożków. Ponadto, że pewnie miała milion bolców na boku i zdradza ojca. Krzyczał tak głośno, że tate przyszedł i zapytał co się dzieje. Po streszczeniu całej sytuacji ojciec tak się wkurwił, że wywalił drzwi z kopa i wlazł do jego pokoju. Powiedział do brata, że jak śmie się tak odzywać do matki i że natychmiast ma ją przeprosić. A ten debil z ryjem do ojca i gada coś od rzeczy, że jakiś biały rycerz, że jakiś bankomat bety, że loszki to k⁎⁎wy xD Ryczy w niebogłosy, że to niesprawiedliwe, że morda równa się wszystko, że przegrał życie. Zaczął ojca wyzywać, że dostał od niego gówniane geny i przez niego ma 170 cm, 50 kg nadwagi, brak pracy i zainteresowań xD Matka w płacz i histeria, bo debil oszalał i trzeba dzwonić po czubków, niech go zabierają do szpitala. Ojciec powiedział debilowi, że zepsuł nam święta. Przutulił matkę i zaczął ją pocieszać, a ten debil do ojca, że spermiarz i orbiter i psuje rynek. Ojciec nie zdzierżył i prz⁎⁎⁎⁎⁎⁎olił mu w jape, teraz czekamy na karetkę xD

moll

Za każdym razem bawi tak samo xD

KLH2

@moll


dostał od niego gówniane geny i przez niego ma 170 cm, 50 kg nadwagi, brak pracy i zainteresowań


To chyba mój ulubiony fragment

moll

@KLH2 i to wywalenie drzwi z kopa. Normalnie Czak Noris

Zaloguj się aby komentować

Kurde, nie chciałbym chodzić w pasiaku. W sumie więzienie nie jest takie złe, soloneza wypijesz, i z gitami powiesisz lampkę pod sufit.


Ale to @hejto, ono mnie zmieniło.


Codziennie wstaje i patrzę przez okno, mam żaluzje, lęk w oczach to defacto pasy, nie tylko na oknie, też na podłodze, bo słońce świeci, na mnie....


Grzmi wszystko bo burze idą, patrzę, a tam jedzie śmieciarka, na pasach! Kto był ofiarą, tylko #hejtocity będzie wiedzieć.


Patrzę na kota, uff nie ma pasków. Otwieram laptoka, a tam pasek startu.


Paski w mojej głowie, czapka w paski.


Robię grilla w ogrodzie, a tam paski na mięsie.


Tomasz Hajto polską trzęsie.


Ja nie jestem stara baba.... Litości....


Nie wiem czy bokserzy, ze swoimi pasami mogą czuć się bezpiecznie.


Idę kupić coś w kropki. Może ospa mnie ocali.

#pasta #hejto #tomaszhajto #komediaabsurdalna #monkeypox #napasty #zafajerwallem #heheszki

b009e338-0d41-402a-9729-6b26e2e38de8

Zaloguj się aby komentować

À propos szczania do zlewu:

JAK SIKAĆ DO UMYWALKI, BY POTEM Z NIEJ NIE ŚMIERDZIAŁO

To jedna z najcenniejszych strategii przetrwania. Szczerze przyznaję, że nie zbadałem tego, czy harcerze, prepersi i bojownicy ISIS uczą się tego na swych obozach treningowych. I o ile umywalka jest zaledwie wstępem na wyższy stopień wtajemniczenia, to sikanie do zlewu w kuchni jest już otarciem się o mistrzostwo świata w sztuce przetrwania. Ten, kto potrafi nasikać do zlewu w kuchni w obcym lokalu, tak by potem nie pozostał po tym ślad zapachowy, jest predestynowany do tego, by stawić czoła największym wyzwaniom. To ktoś kto potrafi sobie poradzić z najtrudniejszymi, najbardziej stresującymi sytuacjami. Czy komandosi z „gromu” to potrafią? To oczywiście tajne, ale ja osobiście w to wątpię.

Kluczem jest oczywiście technika, kolejność czynności. Poniechanie którejkolwiek kładzie wszystko.

Podstawowe błędy to: niezgranie ze sobą strumieni cieczy, sikanie w cały świat, czyli na oślep, czy wreszcie nieudolne maskowanie swych działań. A przecież to jest takie proste. Oczywiście w odniesieniu do mężczyzn. Bo tu nie pomoże gender, feminizm i im podobne – nasza konstrukcja fizyczna jest jednak nieco odmienna i kobietom jest trudniej. Wyjściem naprzeciw w celu wyrównania szans płci byłoby naciskanie na montaż specjalnych zlewów i umywalek, nie ukierunkowanych tylko na męską część populacji, będących kompilacją konstrukcji zlewu i bidetu – chodzi o to, by woda do nie lała się z góry na dół, ale pod specjalnym kątem.

Wiem, z tyłu oczywiście czai się pytanie: po co sikać do zlewu? No cóż, czasem nie da się inaczej – lepiej w kącie w majty, albo na podłogę? – a taki zlew czy umywalka gwarantuje, że nasze siki spłyną sobie gdzieś tam, a nie zostaną tuż obok, więc nie zostanie ślad po tym incydencie. Poza naszą pamięcią, o ile nie było świadków.

Więc jak to rozplanować? Rzecz wydaje się skomplikowana, ale jest prosta. Pierwszym krokiem jest odkręcenie wody z kranu – tak, to należy zrobić na początku. Dopiero drugą czynnością jest sikanie. Staramy się przy tym trafiać strumieniem moczu bezpośrednio w otwór odpływowy z umywalki. Dzięki temu strumienie łączą się, woda spływając z góry zabiera ze sobą także aromaty i nie roznoszą się one w powietrzu. Należy pamiętać o należytym kierowaniu moczu – częstym błędem jest właśnie sikanie po całej umywalce. Kiedy kończymy sikanie, pozwalamy wodzie płynąć jeszcze przez chwilę i dopiero potem ją zakręcamy. Wystarczy niecała minuta po. I już, to wszystko, cała sztuka. Żadnych śladów.

Sikanie do umywalki to jedynie drobny detal rzeczywistości, a zarazem wstęp do wtajemniczenia. Kto potrafi to zrobić bezbłędnie, poradzi sobie prawdopodobnie także i w bardziej skomplikowanych sytuacjach, też wymagających kreatywności w podejściu do tematu. Jak zrobić coś o niejednoznacznym wymiarze etycznym, bez czynienia komukolwiek krzywdy oczywiście, ale tak by samemu też nie być za to skrzywdzonym?

Tu jest całe spektrum ludzkich aktywności. Jak pracownik fizyczny może napić się piwa w czasie pracy i nie ponieść za to konsekwencji? – szkoda społeczna jest tu żadna, a zadowolony pracownik lepiej pracuje. Jak przejść przez ulicę na czerwonym świetle w nocy, gdy i tak nikt nią nie jeździ i nie zostać za to ukaranym? Jak wyrazić swą opinię o politykach, a wrażliwi oni są na tym punkcie bardziej niż poeci, i nie zostać przez nich oskarżeni o znieważenie? Jak wyprowadzić psa na spacer i nie posprzątać po nim, gdy zrobi kupę? Te przykłady można by mnożyć. Tu nie istnieją procedury bezpieczeństwa, ale w każdym działaniu trzeba być czujnym i uważnym. I zdroworozsądkowym. Badanie szczelności instalacji gazowej w przepisach sugerowane jest przy pomocy detektora gazu, ale użycie płomienia z zapalniczki jest równie skuteczne. To po prostu różne drogi do osiągnięcia tego samego celu. Czyż nie tak?

Sikanie do umywalek – bo często to jedyna porcelana na obiekcie ( tym do obsługi) – jest przydatną umiejętnością, Obsługa to odjazdy i powroty, a powrót do pomieszczenia, w którym czuć szczyny, byłoby pluciem do własnego gniazda.


W tej umiejętności dla kilku procent tkwi niebezpieczeństwo tego, że się od złego uzależnią. Dla reszty to skomponowanie sobie w głowie tego, że jest parcie na pęcherz i jak nie nawyprawiać, ale uwolnić się od balastu.

Do użytku w sytuacjach awaryjnych.

#szczaniedozlewu #pasta

9be6660c-eb48-4f3c-a416-646b7e163b0a
jan-marian-waleczny

Jak można było NIE napisać najważniejszej rzeczy?! Ta woda z kranu ma być ZIMNA. Kto nie wierzy, polecam sprawdzić różnice "zapachowe" po moczu splukanym zimną i ciepłą wodą.

Vargtimmen

@jan-marian-waleczny słuszna uwaga

Zaloguj się aby komentować