Zaloguj się aby komentować
Cześć, Hejterki!
Właśnie zakończyłam 8-tygodniowy program terapii poznawczej MBCT-L (ang. Minfulness Based Cognitive Theraphy for Life) i chciałam się z Wami podzielić wrażeniami. Dlaczego? Bo warto. Wpis taguję jako #depresja #medytacja #uwaznosc #mindfulness #psychiatria #psycholog #medycyna i też #stoicyzm bo to wszystko się łączy.
Będzie długo, ale mam nadzieję, że chociaż dla 1 osoby wpis będzie wartościowy i zachęci do pracy nad sobą. (ʘ‿ʘ)
- Czym jest MBCT?
To kurs, łączący elementy psychoterapii poznawczo-behawioralnej z praktykami uważności. Głównym celem jest pomoc pacjentom ze zdiagnozowaną depresją w zapobieganiu jej nawrotów. Co ważne, nie jest to jakieś „psychopierdololo” czy też ezoteryczne/buddyjskie podejście, które będzie uczyć czerpania energii ze słońca. Nie. Jest to program opracowany przez naukowców, prowadzony przez psychoterapeutów, a nie samozwańczych „kołczów” czy innych „oświeconych”. Terapia jest oficjalnie stosowana w ochronie zdrowia w UK i naukowo udowodniono jej wyższą skuteczność nad terapią PB. Moje zajęcia dodatkowo były poddane superwizji przez Uniwersytet w Oksfordzie (Oxford Mindfulness Centre).
W internecie jest mnóstwo badań i opracowań na ten temat, więc nie będę się rozwodzić, tylko odniosę do 3 spoko źródeł:
→ Strefa Psyche Uniwersytetu SWPS (wideo YT)
→ Instytut Psychoterapii Integralnej (strona www)
→ The British Journal of Psychiatry (publikacja z badaniami PDF)
- A to nie jest czasem MBSR?
Nie. MBCT wywodzi się z MBSR, czyli z terapii skupiającej się na redukcji stresu. MBCT uczy bardziej świadomego podejścia do życia, w tym wyciszenia przebodźcowanego umysłu, niepodlegania emocjom i myślom oraz skupienia na odczytywaniu sygnałów wysyłanych przez organizm (szybciej wtedy można reagować na objawy depresji czy też chorób).
- Studium przypadku, czyli dlaczego tam w ogóle poszłam?
Nie chcę się za bardzo rozwlekać na tematy prywatne. W skrócie: bo tego potrzebowałam. Końcówka zeszłego roku była dla mnie mega stresująca, angażująca i ogólnie pozbawiła mnie zdrowia. W nowy rok weszłam o 5 kg lżejsza, bez połowy włosów na głowie, z utraconą serią 350 dni w Duolingo (xD), z permanentną bezsennością i nerwobólami (na tyle poważnymi, że wspomagająco wjechały leki nasercowe). Dotarło do mnie, jak bardzo jestem wycieńczona i że jestem w trybie przetrwania (autopilota). Jakby tego było mało, zaobserwowałam u siebie stany depresyjne, co też nie było dla mnie zaskoczeniem, bo przeżywałam żałobę, której wcześniej do siebie nie dopuszczałam. No po prostu kombo.
- Skąd mój pomysł na MBCT?
Bo MBCT znałam wcześniej. Kilka lat temu zakończyłam psychoterapię, ponieważ stwierdziłam, że doszłam do ściany, i szukałam innych sposobów na rozwój (zwłaszcza że terapia wyzwoliła we mnie emocje, a nie pokazała, co z nimi robić dalej). Zapisałam się wtedy na kurs MBCT stacjonarny, jednakże przyszedł lockdown i przenieśli to do online, ale tak nie chciałam. Dlatego też zaczęłam techniki uważności zgłębiać na własną rękę. Muszę jednak przyznać, że w tym czasie to więcej o tej całej uważności czytałam, niż praktykowałam. Ale pandemia i tak była swego rodzaju nauką uważności (przynajmniej dla mnie) – świat spowolnił i tak naturalnie człowiek cieszył się chwilą, sobą i doceniał np. to, że może wyjść z domu i po prostu popatrzeć na trawę...
W styczniu br. byłam w takim stanie, że stwierdziłam, że dłużej tak nie pociągnę. Szczególnie że dotąd skuteczne metody nie dawały efektów. Wiedziałam, że czas udać się po profesjonalną pomoc i wspomóc się farmakologią, czego nie chciałam, bo wiązałoby się to z braniem mocnych, uzależniających leków (been there, done that).
I tutaj muszę podziękować Panu Cukierbergowi, bo zaledwie dzień po mojej rozmowie ze znajomym o tym całym MBCT na fejsbuku wyświetlił mi się post z kursem. Przypadeq? Nie sondze. Nie wahałam się. Zapisałam się, stwierdzając, że to dla mnie ostatnia szansa. Jak nie pomoże, to kierunek psychiatra.
- Jak wyglądają zajęcia MBCT?
Zajęcia prowadzone są stacjonarnie przez 8 tygodni. W mojej grupie było 8 osób + 1 osoba prowadząca. Spotykaliśmy się 1 raz w tygodniu na 2-godzinnych zajęciach, podczas których wykonywaliśmy po kolei różne praktyki (ćwiczenia). Dodatkowo wykonuje się ćwiczenia w domu i średnio przeznacza się na to 40 minut dziennie (można mniej, można więcej). Dostaje się skrypt z omówieniem zajęć, ćwiczeń oraz nagrania audio do medytacji.
Dodatkowo odbył się Dzień Uważności, podczas którego przez bite 5 godzin się milczało. Tak, dokładnie. Mówiła tylko prowadząca. Nawet jak była przerwa na posiłek, to się nie rozmawiało, nawet nie nawiązywało kontaktu wzrokowego z innymi. Dla ekstrawertyków taki dzień może być mordęgą, ale o dziwo, w moim przypadku, tak dobrze zadziałał, że zrobiłam sobie sama taki dzień w domu (z wyłączonym telefonem, telewizorem itp.), naprzemiennie medytując i drzemając (xD). POLECAM.
Co bardzo chciałabym podkreślić, MBCT to nie są zajęcia, podczas których analizuje się swoje problemy i klepie po pleckach. Nie. Nie jest to terapia grupowa. Są to zajęcia/spotkania, które ułatwiają wejście w cały ten świat, szczególnie jeśli jest się osobą, która potrzebuje poprowadzenia za rączkę, rutyny i motywacji ze strony grupy. Mówi się wyłącznie o ćwiczeniach - doświadczeniach i przemyśleniach związanych z wykonywaniem ich.
- Jakie praktyki się stosuje?
Praktyk jest mnóstwo, są formalne i nieformalne. Większość była mi znana. I to też nie jest tak, że trzeba robić WSZYSTKO. Nie. Wybiera się takie, które najbardziej Ci leżą i są największe szanse, że staną się Twoim nawykiem. Dobrze jest też spróbować ich wszystkich, a nie od razu odrzucać, że „to nie dla mnie” lub „to robiłam, nie działało”, bo akurat w tym momencie może akurat ta praktyka „siądzie”. No i najważniejsza jest konsekwencja, czyli robimy to codziennie, najlepiej o stałych porach.
Tak na przykład u mnie do stałego repertuaru weszły:
-
medytacja 20 min
-
skanowanie ciała 10 min
-
3 stopniowa przerwa na oddech
-
spontaniczne akty życzliwości (ale to już robiłam wcześniej, bo świat ogólnie jest lepszy, gdy jesteśmy dla siebie mili :))
-
naprzemiennie: medytacja dobroci (metta) i medytacja z trudnościami, kiedy chcę
-
dołożyłam też więcej stretchingu po treningach
WAŻNE: Też nie jest tak, że jak medytacja czy uważność, to tylko na siedząco, w pozycji kwiatu lotosu, z ryjkiem do słońca, w totalnej ciszy lub ze specjalną muzyczką. Nie. Medytować można wszędzie. Możesz w tramwaju zamknąć oczy i skupić się na oddechu. Możesz przed snem zrobić szybkie skanowanie ciała (skupiać się na wybranych jego partiach i oceniać, co tam czujesz). Możesz po oddech sięgać w sytuacjach, kiedy tego potrzebujesz – gdy widzisz, że „odpływasz” lub się denerwujesz, policzyć spokojnie do 10. Możesz też bez słuchawek na uszach przespacerować się 10 minut, próbując nie nadepnąć na linię na chodniku lub po prostu liczyć swoje kroki. Możesz też po prostu wyłączyć TV przy posiłku i skupić się na jedzeniu, bez rozpraszaczy – to właśnie uważność.
- Czego się obawiałam?
Jestem ateistką, racjonalistką, ale też cynikiem; na co dzień twardo stąpam po ziemi. Wszelkie sprawy duchowe i ogólnie metafizyka to dla mnie „meh”. Moje obawy dotyczyły tego, co w sumie wybrzmiało w pierwszym akapicie. Obawiałam się jakiejś przesadnej duchowości, ezoteryczności i... no, odklejenia. Na szczęście tak nie jest. Zajęcia są konkretne, z akademickim podejściem. Czasem może miałam jakieś zgrzyty, bo nie do końca rozumiałam instrukcji, ale właśnie po to jest grupa, by rozmawiać i by rozumieć.
- Co mi się najbardziej podobało?
Różnorodność osobowości. Zebrali się różni ludzie. Były osoby, które miały już do czynienia z medytacją; osoby praktykujące jogę, ale też osoby, które zastanawiały się, „co tam w ogóle, kuFa, robią”. Nawet trafił się jeden psychoterapeuta pracujący z osobami z uzależnieniami, który szukał dla siebie „narzędzi odciążających”. Była też osoba ze zdiagnozowanym ADHD.
Podobało mi się to, że można było przyjść wkurwionym, zmęczonym i ogólnie w stanie „nie do ludzi”, a i tak nikt nie oceniał. Nie było też konieczności odzywania się i brania czynnego udziału w ćwiczeniach z rodzaju burzy mózgów. Czy spowiadania się z prac domowych.
Na koniec każdy uczestnik otrzymał laurkę, zawierającą kilka słów od innych (wypełnialiśmy wcześniej ankietę). Ta laurka jest dla mnie tak budująca, że, kurde, no... Pokazuje, że wykonałam kawał solidnej roboty przez te 8 tygodni (i ogółem przez ostatnie lata). I co ważne dla mnie – że ludzie mnie widzą taką, jaką ja siebie widzę (lub chciałabym widzieć :)), ale przestałam widzieć przez to, że moje myśli zbłądziły. Laurka poszła na ścianę i stała się moją codzienną motywacją (i nagrodą).
- A ile to MBCT całe kosztuje?
Ceny się wahają od 1200 zł do 1800 zł.
- Czy mogę ćwiczyć uważność samodzielnie, bez kursu, ZA DARMO?
Jasne, jeszcze jak. Jest to dobrze opisany temat i jest też dużo materiałów, książek, w tym nagrań audio; są nawet na Spotify. Ale mam tu fajne 2 źródła:
→ Kursu redukcji stresu MBSR (ang.)
→ Kursu uważności – kierunek medytacje (pol.)
- Jak ogólnie oceniam kurs MBCT?
Mnie pomogło. W sensie zebrałam się do kupy. Mam oczywiście momenty załamań, smutku i stresu, jak każdy człowiek, ale już tak nie pochłaniają. Częściej jednak obserwuję u siebie typowy (i ceniony przez innych – pozdro @somskia :* ) wyjebanizm.
Ale też nie należy tego rozumieć tak, że nagle ZNALAZŁA SKUTECZNY SPOSÓB NA DEPRESJĘ. LEKARZE JEJ NIENAWIDZĄ. Po prostu zyskałam narzędzia, by dalej pracować nad sobą i się rozwijać. Wyszłam też z własnej głowy i zadbałam o własne potrzeby. Bo musisz też wiedzieć, że jak nie zadbasz o 3 podstawowe filary, mianowicie: jedzenie, spanie i aktywność fizyczna, to żaden sposób na smutek, depresję, lęki czy ból d⁎⁎y nie pomoże.
Dzięki temu, co wyniosłam z zajęć, łatwiej mi było i jest odpuszczać pewne sprawy. Na przykład dedlajn nie był tak palący i szłam na siłownię, a po niej nie spieszyło mi się tak bardzo do domu, przez co mogłam spokojnie zrobić stretching lub wypić jogurt na ławce w parku. Ba, nawet rezygnowałam z siłowni na rzecz spaceru lub książki, gdy stwierdzałam, że to jest właśnie to, czego teraz potrzebuję.
To wszystko ma znaczenie, tj. te wszystkie małe decyzje. To są takie puzzle, które układasz metodą małych kroczków, aż w końcu układają się w całość. AMENT.
___
Masz pytania? Wal śmiało
___
PS Jeśli ktoś dobrnął do końca, to gratuluję i dziękuję.
Ale buddyzm to proszę szanować, albo przynajmniej się zapoznać przed pisaniem takich bredni, jak czerpanie energii że słońca
@ismenka oo, quality post, trafne użycie Twoich umiejętności
Ciekawy temat i chętnie puszczę sobie jakiś podcast czy rozmowę o tym sposobie pracy nad sobą. Wydaje się nieco zbieżny z tym, co sam poniekąd staram się realizować żeby nie wracać do gorszych stanów psychiki, aczkolwiek bardziej instynktownie niż rozmyślnie. Nie słyszałem wcześniej o tego typu terapii, ale oceniając po Twoim wpisie, to zdaje się być namiastką remedium na dzisiejsze tempo i, poniekąd, narzucany styl życia, co dla większości z nas ciągnie za sobą nieciekawe konsekwencje jeśli chodzi o głowę
Ciekawe ile osób nurzających się, i w efekcie oddalajacych od samych siebie, w farmakologii mogłoby w zamian skorzystać z tego typu spotkań. I nie żebym miał coś przeciw samej psychiatrii, bo bardzo dobrze że ludzie nie mają już takich oporów w sieganiu po pomoc, jednak spotkałem już ludzi dla których stało się to bardziej celem niż drogą, a to już ociera się o ćpanie. Często przez to, że wcale nie działa tak dobrze jak by mogło.
Podobnie z resztą uważam że dla alkoholików lepszą drogą ku trzeźwości są grupy wsparcia, niż wszywka. Mimo że wszywka też czasem jest potrzebna.
Ciekawy temat i na pewno zgłebię skoro sprawdziłaś na własnej skórze, kiedyś bardzo mnie takie tematy fascynowały, bo sposoby naprawiania ludzi dużo mówią o samych ludziach
<<< LITERATURA >>> Wrzucam kilka tytułów dla zainteresowanych tematyką. Są to IMO najważniejsze publikacje do rozpoczęcia praktyk związanych z mindfulness. Książek jest więcej, więc jak czujesz niedosyt, mogę coś dorzucić :))
→ Wprowadzenie do uważności i medytacji:
1. Cud uważności. Prosty podręcznik medytacji , Thích Nhất Hạnh (mega podstawy).
2. Medytacja wglądu. Praktyka wolności , J. Goldstein.
3. Życie, piękna katastrofa. Mądrością ciała i umysłu możesz pokonać stres, choroby i ból , J. Kabat-Zinn.
→ MBCT:
4. Praktyka uważności. Ośmiotygodniowy program ćwiczeń pozwalający uwolnić się od depresji i napięcia emocjonalnego , Zindel V. Segal, John D. Teasdale i inni (podręcznik skierowany głównie do osób borykających się z obniżonym nastrojem i depresją).
5. Mindfulness. Trening uważności (Jak znaleźć spokój w pędzącym świecie) , D. Penman, M.Williams (uproszczona wersja kursu MBCT).
→ Walka z bezsennością:
6. Pokonaj bezsenność w 6 krokach z terapią poznawczo-behawioralną, E. Walacik-Ufnal, M. Fornal-Pawłowska.
Zaloguj się aby komentować
Bardzo wczesnym rankiem mój autokar dotarł do Huaraz. Nie powiem, wyspałem się całkiem przyzwoicie w moim ultra wygodnym fotelu, rozkładanym prawie na płasko. Jedynie wypite przed snem wino powodowało uczucie lekkiego zasuszenia, ale nie był to pełnoprawny kac.
Ulice miasta były praktycznie puste - co prawda było dopiero chwilę po 6 rano, ale mimo wszystko był piątek, a więc dzień roboczy. W sumie nie znam zbyt dobrze rytmu dnia pracujących Peruwiańczyków, więc może już zostawmy ten temat. W każdym razie przechodziłem przez główny plac miasta (również pusty o tej porze) i jakoś tak tęskno mi było za Cuzco, które było wielokrotnie bardziej urokliwe. Huaraz praktycznie niczym się nie wyróżniało, zdawało się być nudne i... brudne. Jeden z niewielu ludzi, którzy pojawili się w zasięgu mojego wzroku, wyniósł worek ze śmieciami i rzucił go na kupkę innych worków znajdujących się przy ulicy. Stan pozostałych worków i walających się dookoła rozmaitych śmieci sugerował, że to nie był akurat dzień wywozu - te worki nie czekały aż ktoś je stamtąd zabierze. Jedynymi, których obchodził ich los, były bezpańskie psy, które dobierały się do nich w poszukiwaniu pożywienia.
Dotarłem do mojego hostelu. Było wciąż bardzo wcześnie, zdecydowanie przed godziną meldunku, ale nie miałem co ze sobą podziać. Miałem nadzieję, że będę mógł chociaż zostawić duży plecak zanim wyruszę na poszukiwania śniadania. Okazało się jednak, że moje łóżko już na mnie czeka, bo hostel nie narzekał na nadmiar gości (to było zresztą powodem, dla którego kilka dni później przeniosłem się w inne miejsce, ale o tym innym razem).
Gospodarz hostelu uczynnie opowiedział mi o najpopularniejszych turystycznych destynacjach w okolicy. Moją uwagę przykuła Laguna Churup, znajdująca się zaledwie 14 kilometrów od hostelu - wyglądało na to, że mógłbym się tam udać jeszcze tego samego dnia. Gdy podzieliłem się tym pomysłem z gospodarzem, ten zerknął na zegarek i powiedział, że ostatnie colectivo odjeżdżają w tamtym kierunku za około pół godziny. Przez chwilę pomyślałem, że w razie czego mogę iść całą trasę pieszo od hostelu, ale pokonanie tego dystansu w obie strony przed zmrokiem było mało realne, między innymi ze względu na 1700 metrów przewyższenia po drodze. Szybka kalkulacja - do miejsca skąd odjeżdżały colectivos szło się 25 minut. Teoretycznie miałem 5 minut zapasu, ale byłem bez śniadania i bez prysznica. Stwierdziłem, że raczej dam radę kupić coś na szybko przed wejściem do busika, a tymczasem wskoczyłem pod prysznic i przebrałek się w trekkingowe ciuchy. Z hostelu wychodziłem już lekko spóźniony, dlatego przez pół trasy musiałem truchtać. Gdy dotarłem na miejsce wskazane mi wcześniej przez gospodarza hostelu, ostatni bus akurat szykował się do odjazdu. A więc zdążyłem w ostatniej chwili. Kątem oka patrzyłem na lodówkę z napojami tuż obok, ale nie chciałem opóźniać odjazdu.
- Na pewno ktoś stoi ze straganem na parkingu przy początku szlaku - pomyślałem. Tak było faktycznie we wszystkich miejscach, które do tej pory odwiedzałem. Ale nie tutaj.
Busik wysadził wszystkich na zupełnym pustkowiu. Rozglądałem się za jakąś opcją kupna wody lub czegokolwiek innego, ale w zasięgu wzroku nie było absolutnie niczego. Spytałem kierowcy, czy znajdę w okolicy jakiś sklep lub czy na szlaku będzie można kupić wodę, ale ten kiwał przecząco głową. Byłem w d⁎⁎ie. Miałem ze sobą jakieś przekąski i kilka łyków wody, ale już wtedy czułem się lekko odwodniony, bo w ciągu poprzednich 12 godzin wypiłem jedynie butelkę wina. Czekało mnie więc małe wyzwanie. Nie zamierzałem się zamartwiać - ludzie potrafią wytrzymać bez wody przez wiele dni - przecież nie byłem gorszy. Zresztą z tego miejsca szło się tylko 5 kilometrów w jedną stronę, w tym kilometr przewyższenia - to był raczej spacer. Pomyślałem też, że być może woda ze strumieni będzie zdatna do picia, jednak napotkany po drodze pracownik parku roześmiał się tylko i powiedział, że on by jej nie pił. Wśród powodów, dla których nawet woda z górskich źródeł w Peru nie nadaje się do picia wymienia się obecność metali ciężkich oraz zanieczyszczenia powstałe na skutek pasącego się (i srającego gdzie popadnie) bydła. Jako że nie miałem w planach zatrucia i wielodniowej biegunki, postanowiłem poczekać z uzupełnieniem płynów do powrotu do Huaraz.
Ku mojemu zadowoleniu na trasie pojawił się odrobinę bardziej wymagający fragment, zabezpieczony łańcuchami. Fajnie było pohasać wszystkimi czterema kończynami po skałach. Mojego entuzjazmu nie podzielali turyści spotkani tuż przed początkiem tego odcinka - Niemka była wyraźnie przestraszona, choć jej peruwiański towarzysz starał się ją uspokoić. W połowie drogi obejrzałem się za siebie - ledwo co przeszli kilka kroków i dziewczyna z drżącymi nogami twierdziła, że dalej nie idzie. Postanowiłem cofnąć się, by im pomóc - trasa nie była tak trudna, żeby nie dała rady - to była bardziej kwestia umysłu. Pokazałem jak należy stawiać stopy na kilku kolejnych metrach, jak używać rąk i jak odpoczywać, gdy dopada zwątpienie. O dziwo peruwiański towarzysz dziewczyny również słuchał uważnie i nawet dopytywał gdzie powinien zrobić krok. Gdy udało się pokonać połowę odcinka, zrobiło się nieco bardziej stromo. Zaoferowałem Niemce wniesienie jej plecaka na samą górę, bo widziałem, że jego obecność ją stresuje. Po dwóch minutach byłem już z powrotem, by asystować nowo poznanym towarzyszom. W końcu udało się całej naszej trójce wejść na górę. Pogratulowałem im świetnej postawy, by ich nieco podbudować.
Po kolejnych kilkunastu minutach dotarliśmy do jeziora Churup. Nie powiem, całkiem urokliwe miejsce z ładnym kolorem wody i górami dookoła, ale nie były to widoki, które szturmem zdobyły moje serce i wryły się w pamięć. Ot, przyjemna miejscówka, żeby trochę pochillować, z czego korzystało już kilka osób nad brzegiem jeziora. Ja postanowiłem podejść na kolejny punkt widokowy odległy o półtorej kilometra. Czasu miałem jeszcze w zapasie.
Gdy nastała pora powrotu, zebraliśmy się w kilkuosobową grupę i ruszyliśmy w stronę początku szlaku. Udało nam się znaleźć alternatywną ścieżkę omijającą ten trudny fragment, z czego kilka osób cieszyło się niezmiernie. W dobrych humorach dotarliśmy do punktu zbiórki. Tam czekał już busik, co prawda nie ten sam, którym przyjechałem, ale gdy kupowałem bilet w obie strony powiedziano mi, że mam wsiadać w cokolwiek, co będzie zbierało turystów - wszyscy przewoźnicy byli ze sobą dogadani. I faktycznie, gdy okazałem swój "bilet" nowemu kierowcy, ten po prostu kazał wsiadać do środka.
Po powrocie do Huaraz udaliśmy się w piątkę do jakiejś knajpy. Oprócz mnie, Niemki i jej peruwiańskiego towarzysza była jeszcze wysoka Francuzka i jej koleżanka, sam już nie pamiętam skąd. Jedząc (i zwłaszcza w moim przypadku pijąc) rozmawialiśmy o dalszych planach na pobyt w Huaraz, choć nie było to łatwe ze względu na nieznośnie głośno grający telewizor (nota bene była to praktycznie norma w peruwiańskich jadłodajniach). Część osób planowała odpoczywać kolejnego dnia. Ja byłem żądny przygód. Podobobnie rzecz się miała z wysoką Francuzką, postanowiliśmy więc wykupić wycieczkę nad kolejne malownicze jezioro - Laguna 69. Jezioro 69. Z Francuzką. He he.
#polacorojo #podroze #peru #huaraz





Jak zwykle dobrze się czyta i piękne widoki
Zacne jeziorko, pogooglslem sobie i niby zwykle, ale sam kolor wody na tle gór dodaje mu majestatu. Nie miałeś myśli aby z niego się napić?
I inne pytanie - czy gdzieś wpisywałeś wcześniej swoje wspomnienia? Dzienniczek? Notatnik? Cholernie dużo pamiętasz, ja bym nie był w stanie odtworzyć tyle szczegółów dzień w dzień.
Jak ja Ci tych widoków zazdroszczę, chociaż sam bym chyba zrobił w majty wybierając się na taką podróż solo
Zaloguj się aby komentować
Żyjmy dniem dzisiejszym - nie dręczmy się przeszłością i nie martwmy przyszłością. Przeszłość odeszła, nie ma już znaczenia. Jest ona rzeczą od nas niezależną, nie możemy jej zmienić. Jedyne, co jest w naszej mocy, to wykorzystać wczorajsze doświadczenie do tego, by lepiej żyć i działać dzisiaj. Podobnie jest z przyszłością: ona jeszcze do nas nie przyszła, nie należy się więc martwić na zapas. Jedyne, co jest w naszej mocy, to dobrze się do niej zawczasu przygotować, a to możemy zrobić tylko przez koncentrowanie się na bieżącej chwili. Żyjmy dniem dzisiejszym, a zniknie z naszych myśli niepotrzebny smutek związany z wczoraj i zarazem poprawią się perspektywy na jutro. Życie jest pasmem wiecznego dziś - i tak należy na nie patrzeć.
Piotr Stankiewicz, Sztuka życia według stoików
#stoicyzm #filozofia

@splash545
by lepiej żyć i działać
define "lepiej"
@splash545 Nie ubezpieczaj mieszkania, nie odkładaj na emeryturę, po co się martwić na zapas?
Te filozofie stoickie od poczatku sa slabe i ciezko jest sie z nimi zgodzic, ale tu juz przesadziles
Zaloguj się aby komentować
18+
Treść dla dorosłych lub kontrowersyjna
Aborcja dzieci upośledzonych płodów nie powinna być nawet rozważana inaczej niż jako moralna konieczność. Zmuszanie kobiet to rodzenia upośledzonych jednostek w imię jakieś poronionej idei obrony życia jest nie tylko głupie, ale i niemoralne oraz zakrawa o zwykły sadyzm.
#polityka #aborcja #neuropa #4konserwy
@Al-3_x a jesli plod okaze sie byc mezczyzna? Przeciez ktos musi, no sorry xD

@Al-3_x ej ej Ci nikt nie powinien nic zabraniać więc Ty też nie zakazuj ludziom brać na barki swojego krzyża,
finalnie każdy ma wolną wolę i postepuje według swojego sumienia
Abstrahując od kobiet, dlaczego tworzyć życie, które od pierwszego do ostatniego dnia będzie przypieczętowane cierpieniem?
Zaloguj się aby komentować
Jelenia Góra to bardzo ciekawe miasto, które położone jest w Sudetach w województwie dolnośląskim. Położenie w pobliżu wielu ciekawych atrakcji, jak również pięknych gór sprawia, że miasto jest chętnie odwiedzane przez turystów. Okolica jest bardzo malownicza i pełna nietuzinkowej historii. Jelenia Góra posiada również pozostałości murów obronnych, dlatego miasto znalazło się w projekcie “Miasta stojące murem”.
Co ciekawego można zobaczyć w Jeleniej Górze?
-
Ciekawy rynek otoczony przez piękne kamieniczki, a także stojący na nim klasycystyczny ratusz z połowy XVIII wieku.
-
Pozostałości murów obronnych, w tym basztę bramy Wojanowskiej, a także basztę Grodzką i Zamkową. Na tę ostatnią można wejść za darmo.
-
Bazylikę mniejszą pw. św. Erazma i Pankracego, która jest najstarszą świątynią w mieście.
-
Kaplicę św. Anny, której wieża jest dawną basztą bramy Wojanowskiej
-
Dolinę Bobru
-
Cieplice, gdzie można podziwiać piękną architekturę i Park Zdrojowy
-
Wieżę Rycerską w pobliskim Siedlęcinie
#antekpodrozuje #podroze #podrozujzhejto #polska #dolnoslaskie #jeleniagora #ciekawostki #ciekawostkihistoryczne #architektura #zainteresowania
-------------------------------------------
Jeśli chcesz być na bieżąco z moimi znaleziskami to zapraszam do śledzenia hashtagu #antekpodrozuje
Jeśli chcesz, żebym Cię wołał w przyszłości, to zostaw piorun pod odpowiednim komentarzem poniżej





Zaloguj się aby komentować
Zaloguj się aby komentować
Nigdy w życiu nie przypuszczałem że wyląduję w Chinach...
Wraz z rodziną byłem na około tygodniowej objazdówce po ChRL, odwiedzając Pekin, Wuzhen, Hangzhou i Szanghaj. Z 30-osobową grupą zwiedzaliśmy główne atrakcje - świątynie buddyjskie, Zakazane Miasto, plac Tiananmen, Wielki Mur, Oriental Pearl Tower i inne zabytki.
Jedzenie było pyszne, była nawet kaczka po pekińsku. Oczywiście dużo kontroli turystów przed wejściami (Tiananmen to paranoja). Jeżeli chodzi zaś o turystów to rzadko było widać ludzi z zagranicy, za to sami Chińczycy są sympatyczni i z zaciekawieniem patrzą na Europejczyków, pytają czy mogą zrobić sobie zdjęcie z nami, w ekstremalnym przypadku ktoś z naszej grupy jako prezent dostał lody! Z drugiej strony w większości słabo u nich z językiem angielskim (choć zdarzali się co poniektórzy którzy potrafili coś powiedzieć po polsku), a na targach czy marketach gorączkowo zachęcają do kupna i lubią się targować. Kupiliśmy sobie trochę rzeczy, od herbaty przez pluszowe pandy po aparat cyfrowy.
Co do pogody to było kilka deszczowych dni, ale nie mieliśmy na co narzekać bo po naszym odlocie z Szanghaju sytuacja się totalnie pogorszyła, chyba nie muszę pisać jak bardzo. Były też dni kiedy grzało słońce, a na Wielkim Murze nawet była mgła przez którą weszliśmy o wiele wyżej niż w normalnych warunkach.
Konkludując, jest to póki co moja ulubiona zagraniczna wycieczka. Robi wrażenie wielkość lotnisk czy ekranów, podróż bullet trainem, a także dawne budowle. Cieszę się że mogłem zobaczyć skrajnie odmienną część świata i poznać nową kulturę i historie. Z Azji na pewno zostanie jeszcze Japonia bo mój ojciec jest fanatykiem marynarki wojennej i serialu Shogun.
#podroze #chiny





Zaloguj się aby komentować
Jestemy, pogoda odrobinę lepsza niż przy wylocie.
( ͡° ͜ʖ ͡°) Już myślałem, że się fiacior na tę górę nie wtoczy, ale jakoś dał radę.
#podroze #wlochy #riwiera



Zaloguj się aby komentować
Dziś jest wielki dzień, po ponad dwóch latach cierpienia pozbyłem się aparatu z zębów
Teraz będę jadł jabłka, pistacje, steki, żuł gumę i w ogóle
#ortodoncja #zdrowie #prostujzebyzhejto


Zaloguj się aby komentować
Gacie luty 2022 kontra gacie luty 2023. W takich chwilach czuje się, że warto było zdychać z wykończenia. #silownia #chudnijzhejto

@Ashorun patrz wyżej, teraz ważę 93kg. Mój wzrost to memiczne 182 cm. ( ͡° ͜ʖ ͡°) Skóra trochę zwisa, ale widać, ze powolutku też się kurczy do nowej formy.
@GladysDelKarmen i białko! Nie zapominaj o białku, kreatynie i termo speedzie. Bez tego nie zrzucę bebecha ani nie zrobię sylwetki!
@KHOT No to ja jestem w trakcie podobnej drogi, wzrostu mam o 10 cm więcej, aktualnie ze 108kg a też kręciło się koło 120
@Ashorun jedziesz i nie odpuszczasz! Mi dzisiaj stuknęło 92, czyli już tylko 12 kilo co celu. Zrzuć te 9, to dostaniesz mocnego kopa motywacyjnego jak wlecisz w dwucyfrowe rejony.
Zaloguj się aby komentować
Liguria - ogólne odczucia i ceny
W tym roku spędziliśmy wczasy w Ligurii. I cóż mogę powiedzieć o tym regionie? Jeśli podobają Ci się Włochy, lecz przeszkadza Ci ten słynny włoski pierdolnik tj. zrujnowane kamienice, hałdy śmieci, czy choćby zwykła bylejakość w porządku, to Liguria będzie strzałem w dziesiątkę. Jest tutaj pięknie, do tego czysto i bezpiecznie. No czuć pinionc, więc tanio nie jest. Oznacza to, że ceny są mniej więcej na poziomie polskiego wybrzeża. Jedyne do czego można się doczepić w powyższych kwestiach, to nie polecałbym wchodzić w żadne boczne, mniej uczęszczane uliczki ani tarasy, bo praktycznie w każdym takim miejscu jest naszczane.
Na całej Włoskiej Riwierze panuje jednorodność architektoniczna, więc jeśli komuś podobają się kolorowe domki z Cinque Terre, to są one tu wszędzie! A przynajmniej w każdej wiosce i mieścinie znajdują się domy i kamienice wykończone w podobnym stylu. Jadąc przez Ligurię momentami można się pomylić przez jakie właściwie miasteczko się przejeżdża. Z jednej strony jest tu przez to odrobinę monotonnie. Natomiast z drugiej jest harmonijnie i naprawdę ładnie, i to gdzie się nie pojedzie! Gdyby ktoś się mnie zapytał, w którym liguryjskim miasteczku bądź w wiosce ma się zatrzymać, odparłbym, że bez różnicy. Pierwszy raz spotkałem się z sytuacją, że gdzie nie rzucisz kamieniem, tam wszędzie jest pięknie. Można się jedynie spierać gdzie jest bardziej ładnie a gdzie mniej, lecz to już będą kwestie gustu i preferencji.
Opis tyczy się wiosek oraz małych i średnich miasteczek. W Genui i La Spezii byłem w sumie tylko przejazdem, więc się nie wypowiem.
Jeśli chodzi o ceny, to w sklepach podobnie jak u nas, może minimalnie drożej. Za obiad w restauracji trzeba zapłacić średnio 20 euro, kawa kosztuje 1,20 - 2 euro. Mam jednak pewien protip dla oszczędnych - cena za klasyczną pizze wynosi 6 - 12 euro i ceny te obowiązują praktycznie w każdym lokalu. Czy więc zamówisz pizze w taniej pizzerii w bocznej uliczce, czy w eleganckiej restauracji na promenadzie, to za pizze zapłacisz tyle samo, czyli wyżej wspomniane 6 - 12 euro. Różnica będzie taka, że w eleganckiej restauracji pizza zazwyczaj będzie lepszej jakości. Z tym, że napoje mogą kosztować tam tyle co tańsza pizza, ale za to można posiedzieć sobie koło bogatych Niemców, którzy oczywiście też żrą te najtańsze pizze.
Polecam też kupować jedzenie w panificio czyli piekarniach, gdzie można dostać wyśmienite foccacie. Bo foccacia została wymyślona właśnie w Ligurii i nie zjeść jej będąc w tym regionie, to grzech i to w dodatku śmiertelny.
Ceny za wynajem leżaków na plaży, to rozbój w biały dzień. Koszt 2 leżaczków i parasola to 30 - 60 euro. Te 30 jeszcze ujdzie i raz zdecydowaliśmy się na wynajem 3 leżaków i parasola za 40e. Do tego był tam fajny beach bar, w którym zjedliśmy dobre obiady w przyzwoitych cenach 12 - 15e, lampka wina kosztowała 4e, więc zdarzają się miejsca z normalnymi cenami, lecz jest to raczej wyjątek od reguły.
Natomiast gdybym miał płacić 200zł + za wynajem leżaków dla 2 osób, to bym... podziękował i tak właśnie robiłem przez cały wyjazd. Na szczęście nie było z tym żadnego problemu, bo przy każdej nawet najdroższej plaży znajduje się się część bezpłatna - spiaggia libera i można się tam rozłożyć z kocykiem za darmoszkę.
Jeśli zaś chodzi o koszty podróży i noclegów, to wygląda to już zdecydowanie lepiej. Noclegi są na przyzwoitym poziomie i nie płacąc zbyt dużo (100-150zł/os/noc), nawet w środku sezonu można znaleźć coś ciekawego np. 70m klimatyczny domek w górach z ogrodem i super widokiem, 10min drogi od morza.
Same koszty podróży mogą być śmiesznie niskie jeśli wybierze się opcje lotu do Malpensy(MXP) + wynajmu auta, a następnie dojazdu nim na miejsce 150 - 250km. Loty do MXP kosztują między 200 a 500zł w dwie strony. Wynajem auta z pełnym ubezpieczeniem to koszt ~100zł/dzień. Czemu polecam lot do Malpensy zamiast bliższej Genui lub Pizy? Ponieważ tam loty są średnio ponad 2x droższe, a wynajem auta również potrafi kosztować 2x tyle.
Podsumowując. Gdy tylko się chce, to można pozwiedzać i wypocząć w tym niezbyt tanim i czystym regionie Włoch nie nadwyrężając zbytnio budżetu. A zdecydowanie warto to zrobić! Wszechobecne tu piękno, zarówno przyrody jak i architektury, poraża zmysły i zachęca do powrotu. Zaś miejscówek wartych uwagi jest tu tyle, że można wracać tu wielokrotnie i zawsze zostanie coś do zobaczenia.
[Na pierwszym zdjęciu, na dole - pani, której zmysły zostały porażone liguryjskim pięknem!]
#wlochy #riwiera #podroze #wczasy





Zaloguj się aby komentować
Pozdrawiam społeczność znad austriackiego Dunaju. Pedałuję dalej w kierunku ojczyzny #rower #rowery #podroze

@DerMirker Dużo mocy w nogach.
Zaloguj się aby komentować
Czytając wpis i komentarze jednego z użytkowników, na tema sąsiadki która wyrzuca mu piach na działkę i czepia się postawionej altanki, zdałem sobie sprawę, że wiele osób chyba nie słyszało o demencji czołowo-skroniowej (której objawy podejrzewam u tej sąsiadki). Większość ludzi kojarzy demencję z Alzheimerem, zagubieniem, ospałością, itp., jednak nie zawsze tak bywa. Od razu zaznaczę, że nie jestem lekarzem, a jedynie opisuję moje doświadczenia z tą wersją choroby. Objawami demencji czołowo-skroniowej są: zmiany charakteru i osobowości, wulgarne, obsceniczne, agresywne zachowanie w sytuacjach społecznych, trudności w podejmowaniu decyzji.
Opiszę teraz dwa przypadki, z którymi miałem kontakt.
U mojej babci choroba ta została wywołana miażdżycą mózgu (chociaż winą mogło być też wysokie ciśnienie lub cukrzyca, albo wszystko po trochu). Moja babcia była zwykłą starszą, pomocną, całkiem miłą kobietą. Początkowo babcia zdawała sobie sprawę ze swojej choroby, miewała ataki, podczas których była agresywna i wulgarna, jednak na wczesnych etapach wystarczyło jej powiedzieć że ma atak, wtedy szła i zażywała leki po których następowała poprawa. Z czasem ataki stawały się coraz częstsze, podczas ich trwania odmawiała przyjmowania leków, twierdząc że chcemy ją otruć, w pewnym momencie zaczęła odstawiać insulinę (chorowała na cukrzycę) i inne leki. Wraz z rozwojem choroby stawała się coraz bardziej niemiła, nawet podczas składania komuś życzeń potrafiła go przy okazji zwyzywać. Raz próbowała nawet mojego brata pobić kijem baseballowym. To nie była jej wina, gdy wracała zmysłami do siebie, to wielokrotnie przepraszała.
Drugą osobą była starsza pani którą pomagałem się trochę opiekować, nie mam pewności czy u niej wystąpił dokładnie ten sam typ demencji. Była to kobieta do rany przyłóż. Choroba zaczęła się objawiać manią prześladowczą. Uważała że sąsiedzi chodzą jej nocą po podwórku, obserwują ją gdy śpi, chcą okraść itp. Ściągała z okolicy gałęzie i robiła z nich coś w rodzaju zasieków, żeby nikt się nie mógł do niej dostać. Co ciekawe w stosunku do mnie zawsze była bardzo miła.
Objawów zapewne było więcej, ale te zapamiętałem jako dzieciak.
Co zrobić gdy mamy taką osobę w swoim otoczeniu? Moim zdaniem najlepiej unikać kontaktu. Wszelkie próby załagodzenia czy rozwiązania sporu będą prowadziły do dalszej eskalacji. Jest to uraz mózgu, nie wygramy z nim. Policja i rodzina też raczej na niewiele się zdadzą, każda osoba która będzie próbowała załagodzić sytuację będzie z automatu trafiała do worka osób przekabaconych przez tych złych i też będzie stawała się wrogiem.
Jeżeli ktoś ma większą wiedzę na ten temat, to proszę o korektę w komentarzu, bo nie chciałbym siać dezinformacji w tym temacie.
#zdrowie #demencja #choroby
@Umpolung
Moim zdaniem najlepiej unikać kontaktu. Wszelkie próby załagodzenia czy rozwiązania sporu będą prowadziły do dalszej eskalacji.
No wszystko fajnie, ale co, mam jej pozwolić by rzucała mi w domek błotem? By wyzywała moją żonę?
Staram się unikać kontaktu, ale chyba nie o to w tym wszystkim chodzi, że ktoś jest stary i chory to sobie może robić takie rzeczy i wszystko jest git :/
Moja babcia ma sasiadke z mania przesladowcza, musze ja przed nia ostrzec, ze moze sie stac agresywna. Z tego co opowiadala, to ciagle wzywanie policji, urojone podsluchy w wentylacji itp, dosyc typowe, ale poza tym jest zabarykadowana w domu, drzwi zastawione jakas belka i inna sasiadke tez namowila do barykadoowania sie i jak ta umarla, to straz pozarna drzwi musiala z zawiasow wycinac.
@Umpolung
Ale ciekawa zmiana perspektywy, wartościowy wpis, daje do myślenia.
Zaloguj się aby komentować
Cudze meczety chwalicie, a swego nie znacie. Drewniany Meczet w Kruszynianach.
Piękny meczet tatarski, najstarszy w Polsce
#podroze #popolsce #polska #podlasie


Byłem, widziałem. Spędzając urlop w okolicach punkt obowiązkowy.
Komentarz usunięty
A ja polecam Zalew Ozierański, jest drogowskaz w Kruszynianach. Zalew zrobiony na źródłach, woda nigdy tam nie kwitnie, można popływać, można połowić.
W drodze na zalew można skręcić na szlak ekumeniczny, który doprowadzi nas na wzgórze, z którego rozciąga się widok na zalew, kiedyś wrzucę zdjęcie.
Mam jeszcze w okolicy inne fajne miejsca, które można odwiedzić, a nie są jeszcze zturystowana mocno, jak ktoś zainteresowany, to proszę pytać.
Zaloguj się aby komentować
3/28 - Łysica (614 m n.p.m.) - Góry Świętokrzyskie
Krótka wycieczka, poniżej dwóch godzin jazdy samochodem z Warszawy, można spokojnie walnąć w weekendzik. Byłem tam świeżo po deszczu, akurat wychodziło słońce, co zaowocowało fajnymi fotkami.
#zielczanwgorach #gory #goryswietokrzyskie #koronagorpolski #wycieczki



@Zielczan No ja sobie tam skoczyłem na bieganie, chciałem przebiec wkoło zdobywając Łysicę i Łysą Górę, ok. 37 km ale pogoda była taka jak na załączonym zdjęciu. Piątek wielkanocny, jechałem na święta i po drodze chciałem taką traske obskoczyć ale się wycofałem po 5 km, buty źle dobrane.

Cały szlak na Święty Krzyż malowniczy, polecam rowerem, na Łysicę podprowadzanie, ale można wjechać bokiem.
@Zielczan połowa ludzi w tym kraju myśli, że Łysica i Łysa Góra to jest to samo
Zaloguj się aby komentować
Uwielbiam Islandię - w wielu miejscach czuje taki klimat trochę jak z "Przystanku Alaska".
Zdjęcie z zeszłego roku, jeśli wszystko pójdzie git to niedługo kolejny raz tam!
#roadtripbus <- mój podróżniczy tag do obserwowania albo czarnolistowania
Więcej zdjęć z IS i nie tylko znajdziesz na naszym Instagramie
#fotografia #islandia #podroze #podrozujzhejto

@MG78 Islandia to piękne miejsce. Miałem parę lat temu okazję pomieszkać z dziewczyną u rodzinki jakiś czas. Do tej pory ciepło wspominam tych cudownych ludzi i niesamowite widoki.

@Cessar O to miejsce znam
@MG78 Na razie się zadomawiam
Zaloguj się aby komentować
Spacer po Górach Izerskich, okolice Chatki Górzystów. Światło było słabe, ale miejscówki cudne, więc nie odpuściłem i robiłem zdjęcia.
Po drodze mgła straszliwa.
#zdjecia #mojezdjecie #gory #podrozojzhejto #drony



Zaloguj się aby komentować
Nie mogę spać, bo mnie jetlag męczy, to popiszę trochę o moich obserwacjach dotyczących zarządzaniem ruchem pieszym w #japonia.
Akurat odwiedziłem Japonię podczas Golden Week - czyli takiej ichniejszej majówki, więc miałem okazję wpaść w kocioł największych tłumów.
KOLEJKI
Słynne ustawianie się w kolejce - jest stosowane i działa. Czy to na przystankach autobusowych, czy to w metrze, na ziemi są oznaczenia w którym miejscu należy się ustawiać, aby nie utrudniać wysiadania pasażerom opuszczającym pojazd oraz aby zachować prawidłową kolejność. Wiadomo, to także są ludzie i czasem zdarzy się, że ktoś zamotany próbuje się jakoś wcisnąć nieświadomie bądź świadomie, ale przeważnie się do tych zasad wszyscy stosują. Dzięki temu formują się eleganckie kolejki.
Dotyczy to także restauracji, kas biletowych przy atrakcjach turystycznych, wind, schodów ruchomych itp. Nie spotkałem się z motywem chaotycznego tłumu próbującego się wbić się w jakieś miejsce bez ładu i składu. Przed knajpami często są rozciągnięte taśmy, aby pokazać w jaki sposób należy uformować kolejkę. W porze lunchu lub około godziny 17 normalką jest, że trzeba swoje odczekać zanim wejdzie się do środka.
Oprócz samych instrukcji wizualnych, są często także głosowe, które dochodzą z głośnika lub z megafonu osoby nadzorującej porządek. I tak na przykład w tunelach przy stacjach metra, pojawiają się starsi panowie z megafonami i sterują potokiem ludzi. Powtarzają jak mantra by np. trzymać się lewej strony, że osoby przesiadające się na daną linię, proszę skręcić tutaj w prawo itp. Podobne osoby pojawiały się na dużych przejściach dla pieszych - pomimo tego, że są światła, to jeszcze stał pan który gestami rąk zatrzymywał osoby na chodniku i po zmianie na zielone dawał sygnał, że można na przejście wejść. Na lotnisku Narita przy wejściu do toalety leciał zapętlony komunikat z głośnika. "Jesteś w toalecie, jeśli zmierzasz do strefy męskiej, skręć w prawo w pierwsze drzwi, jeśli zaś do damskiej, idź do końca korytarzem i tam znajdziesz drzwi wejściowe" - i to przy korytarzu który miał może z 6m długości i wyraźne oznaczenia piktogramami.
Gdzieś kiedyś czytałem, że funkcje osób porządkowych często sprawują wolontariusze przebywający na emeryturze. Jest to swego rodzaju aktywizacja starszych osób, aby miały zajęcie i czuły się potrzebne. Nie wiem czy to prawda, ale jeśli tak, to fajna sprawa.
NAKLEJKI I OZNACZENIA
Instrukcje i oznaczenia widoczne są w wielu miejscach. Na przykład na schodach pokazane są informacje po które stronie należy iść. Początkowo wydawało się to zabawne, ale jak się zauważy, że to działa i mrowie ludzi przemieszcza się bardzo sprawnie, to jednak zacząłem przyznawać, że ma to sens. Zdarza się, że człowiek, mimo, że nie jest upośledzony, w chwili zamyślenia idzie jak ciele przed siebie, a gdy tylko zauważy te znaki, to następuje przebłysk świadomości i ustawienie się w poprawnym miejscu, aby nie tworzyć zatoru lub zamieszania.
W metrze płaci się za konkretny dystans. Do szeregu najbliższych stacji w Tokio było na przykład 180 jenów, do tych dalej opłata rosła. Pierwszy kontakt z automatem sprzedającym bilety - zgroza. Szukanie po omacku jaki bilet i za ile mam kupić. Przełączanie na angielski pomagało, ale nadal zdawało się to skomplikowane. Po paru razach człowiek wskakiwał na tor rozumowania twórcy tego UX i wszystko zaczynało się pięknie spinać i działać sprawnie. Oznaczenia stacji i linii są bardzo klarowne. Oprócz samych kolorów, każda linia ma nazwę (np. widoczna na zdjęciu Tozai Line). Linie nazywają się w taki sposób, że każda (lub prawie każda) zaczyna się od innej litery, a same przystanki na danej linii oznaczone są pierwszą literą od nazwy linii i numerem porządkowym. Tak więc na Tozai Line mamy przystanki od T-01 do T-23 i tak adekwatnie dla pozostałych linii. Załączone zdjęcie wykonane jest na przystanku T-08 o nazwie Takebashi. Pod przystankiem T-10 pojawiają się dwa kolorowe kółka z G i A. To oznaczenia, że na tym przystanku można przesiąść się na linie Ginza Line (G) lub Asakusa Line (A). Piękna prostota.
Automaty biletowe znajdują się przy każdym wejściu do metra. Co jeśli kupisz zbyt tani albo za drogi bilet? Na stacjach, przy wyjściach, znajdują się maszyny "Fare Adjustment" - wkładasz zakupiony bilet i dopłacasz różnicę. Co ciekawe, muszą mieć chyba jakąś taryfę ulgową, bowiem zdarzyło mi się zmienić plan i pojechać dalej, a po włożeniu biletu do maszyny, pokazywała się instrukcja, aby nic nie dopłacać, tylko po prostu użyć tego biletu w bramkach wyjściowych.
Na większych stacjach wyjścia na zewnątrz też były ponumerowane. I dzięki temu wiadomo było gdzie zmierzać po wyjściu z pociągu. Plakaty podpowiadały, że jeśli zmierzasz np. do świątyni, która jest atrakcją turystyczną, idź do wyjścia "EXIT 2".





Zaloguj się aby komentować



