Bardzo wczesnym rankiem mój autokar dotarł do Huaraz. Nie powiem, wyspałem się całkiem przyzwoicie w moim ultra wygodnym fotelu, rozkładanym prawie na płasko. Jedynie wypite przed snem wino powodowało uczucie lekkiego zasuszenia, ale nie był to pełnoprawny kac.

Ulice miasta były praktycznie puste - co prawda było dopiero chwilę po 6 rano, ale mimo wszystko był piątek, a więc dzień roboczy. W sumie nie znam zbyt dobrze rytmu dnia pracujących Peruwiańczyków, więc może już zostawmy ten temat. W każdym razie przechodziłem przez główny plac miasta (również pusty o tej porze) i jakoś tak tęskno mi było za Cuzco, które było wielokrotnie bardziej urokliwe. Huaraz praktycznie niczym się nie wyróżniało, zdawało się być nudne i... brudne. Jeden z niewielu ludzi, którzy pojawili się w zasięgu mojego wzroku, wyniósł worek ze śmieciami i rzucił go na kupkę innych worków znajdujących się przy ulicy. Stan pozostałych worków i walających się dookoła rozmaitych śmieci sugerował, że to nie był akurat dzień wywozu - te worki nie czekały aż ktoś je stamtąd zabierze. Jedynymi, których obchodził ich los, były bezpańskie psy, które dobierały się do nich w poszukiwaniu pożywienia.

Dotarłem do mojego hostelu. Było wciąż bardzo wcześnie, zdecydowanie przed godziną meldunku, ale nie miałem co ze sobą podziać. Miałem nadzieję, że będę mógł chociaż zostawić duży plecak zanim wyruszę na poszukiwania śniadania. Okazało się jednak, że moje łóżko już na mnie czeka, bo hostel nie narzekał na nadmiar gości (to było zresztą powodem, dla którego kilka dni później przeniosłem się w inne miejsce, ale o tym innym razem). 

Gospodarz hostelu uczynnie opowiedział mi o najpopularniejszych turystycznych destynacjach w okolicy. Moją uwagę przykuła Laguna Churup, znajdująca się zaledwie 14 kilometrów od hostelu - wyglądało na to, że mógłbym się tam udać jeszcze tego samego dnia. Gdy podzieliłem się tym pomysłem z gospodarzem, ten zerknął na zegarek i powiedział, że ostatnie colectivo odjeżdżają w tamtym kierunku za około pół godziny. Przez chwilę pomyślałem, że w razie czego mogę iść całą trasę pieszo od hostelu, ale pokonanie tego dystansu w obie strony przed zmrokiem było mało realne, między innymi ze względu na 1700 metrów przewyższenia po drodze. Szybka kalkulacja - do miejsca skąd odjeżdżały colectivos szło się 25 minut. Teoretycznie miałem 5 minut zapasu, ale byłem bez śniadania i bez prysznica. Stwierdziłem, że raczej dam radę kupić coś na szybko przed wejściem do busika, a tymczasem wskoczyłem pod prysznic i przebrałek się w trekkingowe ciuchy. Z hostelu wychodziłem już lekko spóźniony, dlatego przez pół trasy musiałem truchtać. Gdy dotarłem na miejsce wskazane mi wcześniej przez gospodarza hostelu, ostatni bus akurat szykował się do odjazdu. A więc zdążyłem w ostatniej chwili. Kątem oka patrzyłem na lodówkę z napojami tuż obok, ale nie chciałem opóźniać odjazdu. 

- Na pewno ktoś stoi ze straganem na parkingu przy początku szlaku - pomyślałem. Tak było faktycznie we wszystkich miejscach, które do tej pory odwiedzałem. Ale nie tutaj. 

Busik wysadził wszystkich na zupełnym pustkowiu. Rozglądałem się za jakąś opcją kupna wody lub czegokolwiek innego, ale w zasięgu wzroku nie było absolutnie niczego. Spytałem kierowcy, czy znajdę w okolicy jakiś sklep lub czy na szlaku będzie można kupić wodę, ale ten kiwał przecząco głową. Byłem w dupie. Miałem ze sobą jakieś przekąski i kilka łyków wody, ale już wtedy czułem się lekko odwodniony, bo w ciągu poprzednich 12 godzin wypiłem jedynie butelkę wina. Czekało mnie więc małe wyzwanie. Nie zamierzałem się zamartwiać - ludzie potrafią wytrzymać bez wody przez wiele dni - przecież nie byłem gorszy. Zresztą z tego miejsca szło się tylko 5 kilometrów w jedną stronę, w tym kilometr przewyższenia - to był raczej spacer. Pomyślałem też, że być może woda ze strumieni będzie zdatna do picia, jednak napotkany po drodze pracownik parku roześmiał się tylko i powiedział, że on by jej nie pił. Wśród powodów, dla których nawet woda z górskich źródeł w Peru nie nadaje się do picia wymienia się obecność metali ciężkich oraz zanieczyszczenia powstałe na skutek pasącego się (i srającego gdzie popadnie) bydła. Jako że nie miałem w planach zatrucia i wielodniowej biegunki, postanowiłem poczekać z uzupełnieniem płynów do powrotu do Huaraz. 

Ku mojemu zadowoleniu na trasie pojawił się odrobinę bardziej wymagający fragment, zabezpieczony łańcuchami. Fajnie było pohasać wszystkimi czterema kończynami po skałach. Mojego entuzjazmu nie podzielali turyści spotkani tuż przed początkiem tego odcinka - Niemka była wyraźnie przestraszona, choć jej peruwiański towarzysz starał się ją uspokoić. W połowie drogi obejrzałem się za siebie - ledwo co przeszli kilka kroków i dziewczyna z drżącymi nogami twierdziła, że dalej nie idzie. Postanowiłem cofnąć się, by im pomóc - trasa nie była tak trudna, żeby nie dała rady - to była bardziej kwestia umysłu. Pokazałem jak należy stawiać stopy na kilku kolejnych metrach, jak używać rąk i jak odpoczywać, gdy dopada zwątpienie. O dziwo peruwiański towarzysz dziewczyny również słuchał uważnie i nawet dopytywał gdzie powinien zrobić krok. Gdy udało się pokonać połowę odcinka, zrobiło się nieco bardziej stromo. Zaoferowałem Niemce wniesienie jej plecaka na samą górę, bo widziałem, że jego obecność ją stresuje. Po dwóch minutach byłem już z powrotem, by asystować nowo poznanym towarzyszom. W końcu udało się całej naszej trójce wejść na górę. Pogratulowałem im świetnej postawy, by ich nieco podbudować.

Po kolejnych kilkunastu minutach dotarliśmy do jeziora Churup. Nie powiem, całkiem urokliwe miejsce z ładnym kolorem wody i górami dookoła, ale nie były to widoki, które szturmem zdobyły moje serce i wryły się w pamięć. Ot, przyjemna miejscówka, żeby trochę pochillować, z czego korzystało już kilka osób nad brzegiem jeziora. Ja postanowiłem podejść na kolejny punkt widokowy odległy o półtorej kilometra. Czasu miałem jeszcze w zapasie. 

Gdy nastała pora powrotu, zebraliśmy się w kilkuosobową grupę i ruszyliśmy w stronę początku szlaku. Udało nam się znaleźć alternatywną ścieżkę omijającą ten trudny fragment, z czego kilka osób cieszyło się niezmiernie. W dobrych humorach dotarliśmy do punktu zbiórki. Tam czekał już busik, co prawda nie ten sam, którym przyjechałem, ale gdy kupowałem bilet w obie strony powiedziano mi, że mam wsiadać w cokolwiek, co będzie zbierało turystów - wszyscy przewoźnicy byli ze sobą dogadani. I faktycznie, gdy okazałem swój "bilet" nowemu kierowcy, ten po prostu kazał wsiadać do środka. 

Po powrocie do Huaraz udaliśmy się w piątkę do jakiejś knajpy. Oprócz mnie, Niemki i jej peruwiańskiego towarzysza była jeszcze wysoka Francuzka i jej koleżanka, sam już nie pamiętam skąd. Jedząc (i zwłaszcza w moim przypadku pijąc) rozmawialiśmy o dalszych planach na pobyt w Huaraz, choć nie było to łatwe ze względu na nieznośnie głośno grający telewizor (nota bene była to praktycznie norma w peruwiańskich jadłodajniach). Część osób planowała odpoczywać kolejnego dnia. Ja byłem żądny przygód. Podobobnie rzecz się miała z wysoką Francuzką, postanowiliśmy więc wykupić wycieczkę nad kolejne malownicze jezioro - Laguna 69. Jezioro 69. Z Francuzką. He he. 

#polacorojo #podroze #peru #huaraz
92cda6ef-7f6e-4b7e-9448-ab357f2c55d6
1ae4a418-ae53-4256-9ea1-3300e5d8971e
9917bed1-9091-40b4-9c0a-9388e6c2168e
9e497d8f-dbe3-44d1-835b-bc6d14daf087
91d15da9-842d-4605-8573-1f2b4fcb046a
Mr.Mars

@Sniffer Trzymaj się tam. Pij dużo wody. Żeby Francuzka nie zmęczyła ciebie na szlaku.

Sniffer

@Mr.Mars już wróciłem półtorej roku temu Teraz jedynie spisuję wspomnienia, póki się jeszcze całkowicie nie zatarły

conradowl

Jak zwykle dobrze się czyta i piękne widoki

Sniffer

@conradowl dziękuję pięknie!

Atexor

Zacne jeziorko, pogooglslem sobie i niby zwykle, ale sam kolor wody na tle gór dodaje mu majestatu. Nie miałeś myśli aby z niego się napić?


I inne pytanie - czy gdzieś wpisywałeś wcześniej swoje wspomnienia? Dzienniczek? Notatnik? Cholernie dużo pamiętasz, ja bym nie był w stanie odtworzyć tyle szczegółów dzień w dzień.

Sniffer

@Atexor no zdecydowanie nie myślałem o napiciu się ze względu na powody podane w tekście.


Druga odpowiedź - nigdzie nie miałem nic zapisane - tylko to co w głowie, plus czasem patrząc na zdjęcia coś mi się przypomina dodatkowo. Być może gdy w końcu obejrzę filmiki z gopro będzie tego jeszcze więcej

Atexor

@Sniffer właśnie myślałem, że to się tyczyło strumieni. Ja bym padł bez wody od X czasu taki kawał iść i to pewnie jeszcze w słońcu, choć wysokość pewnie odejmuje kilka stopni.


W ogóle teraz wyczaiłem do czego miałem skojarzenie z jednym zdjęciem. Toż to peruwiański Czarny Staw!

b6610922-be65-4a22-a91a-d7298322c39c
pluszowy_zergling

Jak ja Ci tych widoków zazdroszczę, chociaż sam bym chyba zrobił w majty wybierając się na taką podróż solo

Zaloguj się aby komentować