7 stycznia 2025 roku, około godziny 19:00, w prowincji Hebei w Chinach świadek zaobserwował niezwykle jasny obiekt przemieszczający się z dużą prędkością i na stosunkowo niskiej wysokości.
UFO??
#rozkminy #ciekawostki
7 stycznia 2025 roku, około godziny 19:00, w prowincji Hebei w Chinach świadek zaobserwował niezwykle jasny obiekt przemieszczający się z dużą prędkością i na stosunkowo niskiej wysokości.
UFO??
#rozkminy #ciekawostki
UFO??
nie.
Biorąc pod uwagę fakt, że te obiekty pojawiają się nad USA i Chinami i pewnie innymi krajami, o których nie wiemy, że się nad nimi pojawiają (czyli takimi, które potrafią utrzymać tajemnicę
UFO przygotowuje wizytę i obczaja kraje cokolwiek w świecie znaczące
Nic ciekawego. Jakby szybko zmienił kurs albo stanął w miejscu to by było ufo a tak pewnie jakieś eksperymenty
Zaloguj się aby komentować
Pewnie Ameryki nie odkryję, ale znalazłam ciekawą opcję na wykonanie matrycy do exlibrisu.
Taki o stempel... można to odbić w książce (np. na stronie tytułowej albo na wyklejce) albo robić wklejki na jakimś ładnym papierze. Obie opcje brzmią dobrze. I chyba byłoby bardziej estetyczne od pieczątki
#ksiazki #exlibris #rozkminy

@moll wow ktoś jeszcze pamięta co to ekslibrys?
już nie mówiąc o tym żeby je używać.
Pisałem kiedyś pracę z ekslibrusu polskiego.
Masz u mnie butelkę wódki.

@moll
Jak wkurzyć małpę
(╯°□°)╯︵ ┻━┻
@moll poszukałem u chińczyka, to przecież 100zł za taką pierdółkę!
Da się taniej:


Zaloguj się aby komentować
#rozkminy #hejto #ankieta
Myślicie, że te wszystkie zielone konta, które ostatnio zaczęły wrzucać taki neutralny albo wręcz "atrakcyjny" content, to budują sobie rangi przed wyborami prezydenckimi?
Portal się nam rozwija, a tu od razu teorie spiskowe. Jeździć obserwować :)
@KLH2 załączę:

@KLH2 taguj politykę
Zaloguj się aby komentować
Spotkałem się dzisiaj ze znajomym, ładne parę lat na studiach spędziliśmy razem. Nie widzieliśmy się z 11 lat i wiecie co? Gadka jakbyśmy nie widzieli się z pół roku. Fajnie tak odnowić znajomości.
#rozkminy #znajomi

@ipoqi miałem to samo. Kiedyś będąc w Amsterdamie umowilem się z ziomkiem, który wyprowadził się tam po liceum. Jak gadalismy to przypomniało mi się, dlaczego się kumplowaliśmy
@ipoqi nie miał dla Ciebie jakiejś życiowej oferty na interes w piramidzie finansowej? :)
Ja mam tak z ziomkami z technikum…średnio raz na 6 miesięcy spotykamy się walimy browary…
Polecam ten styl!
Zaloguj się aby komentować
Ta końcówka roku, jest jakaś anomalna pod kontem zgonów w moim otoczeniu. Ma ktoś z was podobne odczucie? W najbliższym otoczeniu w grudniu zmarły u mnie 3 osoby w wieku 2, 24 i 80 lat. Klepsydry wyglądają normalnie. 2 do 5 pogrzebów dziennie u mnie w mieście to normalna rzecz. #rozkminy Jeszcze ten cały Tiger Bonzo się przekręcił miał 35 lat.
@DexterFromLab przypadek.
Obiektywnie patrząc: oblodzone chodniki i ulice, łatwo o zaziębienie i grypę, smog w powietrzu... Dobry czas na umieranie, ale to raczej chodzi o to, że jeżeli coś nas dotyka to widzimy to bardziej. Gdy rozstałem się z dziewczyną, to nazwę jej zadupia widziałem wszędzie, teraz po latach nie widuję go wcale, bo nie zwracam już nań uwagi.
@DexterFromLab Pamiętam co się wyprawiało, gdy od 1 stycznia obniżali zasiłek pogrzebowy. Każdy chciał zdążyć jeszcze na tym starym, ruch był na cmentarzach konkretny.
Zaloguj się aby komentować
Całej społeczności życzę roku lepszego od poprzedniego, życzę wam zdrowia bo choć go nie doceniamy to podstawa, życzę wam szczęścia, tak po prostu szczęścia na codzień, życzę wam dużo wolnego czasu na pasje i zainteresowania a jeśli ich jeszcze szukacie to żebyście je znaleźli. Życzę miłości, awansów, rozwoju. Życzę dobrej atmosfery tutaj, myślę, że mimo wszystko taką mamy.
#sylwesterzhejto #zyczenianoworoczne #rozkminy
@ipoqi nawzajem
Zaloguj się aby komentować
#przepowiednia #torun #rozkminy #2025 #sylwesterzhejto


Popieram, jest jeszcze republika. O nich zapomniałeś. Chociaż jeśli chodzi o odbiór publiki to może być kwestia lokalizacji - Toruń jest pomiędzy budynkami i dźwięk się inaczej niesie. Mimo wszystko Chorzów to stypa.
Zaloguj się aby komentować
Tak mnie naszło na podumanie.
Warszawa sp. z o.o. pod względem starych (prl-owskich i przedwojennych, ogólnie przed wynalezieniem deweloperki prywatnej) osiedli zachowuje się wesług tego schematu:
znajdź teren wokół starych budynków, wystaw na sprzedaż
deweloper buduje jeden budynek zwany osiedlem, z miejscami parkingowymi pod budynkiem
miasto opracowało nowy plan zagospodarowania resztek zieleni i ulic. Parkingi do skasowania, zostaje tylko kilka miejsc postojowych
wprowadzają się nowi lokatorzy, pojawia się więcej samochodów i problem parkowania
pikachu.jpg - warszawa sp. z o.o.
wprowadzenie strefy płatnego parkowania i zmniejszenie liczby miejsc parkingowych
to-nie-ja-to-on!
powtórz
W ten sposób dawne osiedla, na których było miejsce na zieleń, samochody i sklepy, jest przemieniana w beton, po czym miasto krzyczy jak to za dużo jest samochodów.
#warszawa #przemyslenia #przemysleniazdupy #rozkminy

Trzeba upychać jeszcze więcej firm i instytucji w Dużych Miastach, tak żeby korporacje miały praktycznie niewyczerpane zasoby pracowników, w tym desperatów uwiązanych srogimi kredytami na wiele lat. Tacy są najlepsi - o podwyżkę się nie upomni, fikać nie będzie, nadgodziny weźmie bez marudzenia, można nim pomiatać jak chłopem pańszczyźnianym i jeszcze będzie zadowolony, że mieszka w tej, no, jak jej tam, topce polskich miast, czołówce rankingów jakości życia i tak dalej. Deweloperka piszczy z uciechy, bo może wybudować byle kurnik w szanghajskim standardzie i będą się o niego zabijać. Lokalne władze też zadowolone, bo mają dużo podatników i kasy do przewalania na ławki z palet albo piaskownice na skrzyżowaniach. Interes się wspaniale kręci, chwilo trwaj.
Do pełnej blaskomiotnej postępowej europejskości brakuje jeszcze gett pełnych kolorowych ludzi, którzy ani myślą się asymilować z miejscowymi. Kwestia czasu i to też będzie, a nie jak w jakimś zaścianku.
Zaloguj się aby komentować
Fiat 126p, mimo szeregu wad ale za to niewielu zalet, po czasie został doceniony jako samochód, który zmotoryzował Polskę.
Istnieje inny pojazd, którego zasługi również są duże choć usilnie ignorowane. Mały chiński skuter znany min pod nazwami Quest, Kingway Coliber, Motobi Wilga czy Router Bassa.
Sprzęt, do prowadzenia którego pełnoletnia osoba nie potrzebowała prawa jazdy, zmotoryzował polską wieś. Tysiące starszych osób, które nigdy nie miały do czynienia z pojazdem mechanicznym, sprawiło sobie taki właśnie środek transportu. Kojarzysz starszą panią, której przez 5km nie mogłeś wyprzedzić bo miała cały czas włączony kierunkowskaz w lewo? Na 99% jechała na "Coliberku".
Nigdy wcześniej żadne pojazd mechaniczny nie był tak tani i łatwo dostępny. Skutery sprzedawane były (a może wciąż są?) w wielu supermarketach a ich cena nie przekraczała najniższej krajowej. Nawet gdy wynosiła ona 1200zł.
Mimo niskiej jakości i sporej awaryjności wciąż można spotkać na drogach kilkunastoletnie egzemplarze. Nieustannie naprawiane, z żółtymi lampami i licznikami, bzyczą i jadą do sklepu, na targ czy na grzyby.
#motoryzacja #skutery #rozkminy

Miałem, pokonałem nim trasę 260km, maksymalna prędkość 65km/h, z przystankami podróż trawła 6 godzin.
@CoryTrevor miałem Motobi Żbika, był to mój pierwszy i ostatni motorower. Pomimo gównianej jakości i nieustannych mniejszych awarii to jeździł i świetnie sprawdzał się we wrocławskich korkach. Kilka lat temu został sprzedany w stanie "na chodzie, ale trzeba sporo rzeczy zrobić" za parę stówek, bo nie miał kto na nim jeździć.
Leciał do 6 dyszek, ale czasem coś mu odwalało i prawie dociągał do 80 kmph. Od czego to zależało? Nie wiem. Oczywiście osiągi tylko, jak siedział na nim mały i lekki szczyl xD Poza tym przyspieszał naprawdę miernie, a na wzniesieniach jechał ledwo ledwo.
@CoryTrevor Jak jeszcze mieszkałem we Wrocku to miałem kingwaya. Bardzo fajny środek do przemieszczania się wiosną /latem/jesienią w dużym mieście. Przez 4 lata zrobiłem nim chyba 15k km po mieście.
Zaloguj się aby komentować
Wiecie, zawodowstwo w pracy polega osiąganiu perfekcji w tym co się robi. Ot taki przykład, panie na sklepie. Ktoś powie, co jest trudnego w pracy na sklepie? Panie obslugują kasę, znają kody towarów. Wbrew pozorom kasa to nie takie proste urządzenie. Cofanie transakcji, zwroty od klientów, setki różnych kodów. No i nie można się pomylić bo jest manko na koniec dnia, a one za to odpowiadają. To dość stresujące. No i te panie siedzą i obslugują kasę foskalną. Nie wspominając już o tym że klienci są różni, jedni są OK a inni nie. No i często praca powyżej 8h, mało czasu na przerwę. A co z towarem na sklepie? Panie chodzą, rozkładają towar, sprawdzają daty, rozkładają ceny. Tutaj też trzeba się pilnować żeby się nie pomylić. A ogarnięcie tego całego towaru na sklepie to nie jest wcale taka łatwa praca. A żeby sklep działał sprawnie to każdy musi wiedzieć co ma robić. Nie ma wiele miejsca na nowicjuszy. I taka załoga musi działać jak dobrze naoliwiona maszyna żeby sklep działał. A sklep to tylko taki przykład. Każda branża wymaga wiedzy, profesjonalizmu i zaangażowania. Wcale nie jest proste być zawodówcem w swoim fachu. #rozkminy
@DexterFromLab cześć Petru
Zaloguj się aby komentować
Dzwonię do rodziców raz na kilka tygodni. Ogólnie nie mam z nimi zgrzytów, ale czasami rozmawia się jak ze słupem.
Ostatnio poruszyliśmy temat kilku wcześniejszych dramatów rodzinnych i efektów z nimi związanych.
<Matka stwierdziła, że w pewnym momencie jak w 2 miesiące przytyłem 30kg to było przecież normalne, bo nudziło mi się, dorastałem i lubiłem jeść. (była to przeprowadzka do obcego kraju)
<Innym razem kiedy choroba ojca pochłonęła nam przez kilka dobrych miesięcy życie, to też nie widziała niczego dziwnego w tym, że dobiłem do swojej wagi maksymalnej w ciągu krótkiego okresu. I znowu, miałem apetyt i pewnie jadłem z nudów.
<Kiedy 10 lat temu sam miałem duży problem to również nie widzieli z ojcem w tym niczego złego, że w ciągu krótkiego okresu dobiłem do swojej minimalnej wagi. Widocznie byłem zarobiony i zapominałem jeść.
Kiedy powiedziałem wczoraj rodzicom, że te zarówno zajadanie jak i głodzenie było skutkiem ubocznym stresu to nadal się z tym nie zgadzali, bo "przecież nie płakałeś jak twoja siostra, więc jaki mogłeś mieć stres".
Mam ich za osoby jako-tako inteligentne, ale czasami ich ignorancja mnie rozbraja.
Do czego zmierzam z tym wszystkim? Jeżeli macie w swoim kręgu osoby które ostatnio bardzo szybko nabrały kilogramów albo je straciły i wam na nich zależy, to warto zapytać co się u takiej osoby w życiu dzieje.
Jeżeli to nie jest określona dieta w której ktoś chce szybko schudnąć albo przytyć to istnieje duże ryzyko, że dzieje się coś więcej.
W większości przypadków nie jest tak, że ludzie nagle dowiadują się o istnieniu majonezu kieleckiego (czy tam winiary..) i zaczynają go do wszystkiego dodawać i tyć. Tak samo przeważnie "od tak" nie rezygnujemy z posiłków, które się sprawdzały u nas przez lata. Tak samo większość ludzi nie jest jak Christian Bale który do filmów rotuje swoją wagą i sylwetką.
Swoją drogą, może kiedyś wy również mieliście takie epizody nagłych zmian wagi w dużej mierze przez sytuację życiową?
#nobodycares #rozkminy
@nobodys może nie jedz tyle a nie rodziców się czepiasz
Wielu rodziców nie rozumie wielu rzeczy, zawsze tak było.
Swoja droga, co do rodzicow, to tez bylem kiedys w kryzysie, jak mialem 17/18 lat - niestety oni zupelnie nie kumali, ze mozna np takiego dzieciaka wyslac do chociaz psychologa xD I zreszta nadal tak jest.
Na szczescie, jak juz bylem dorosly, to sam wiedzialem, jak takie rzeczy ogarnac. Teraz przynajmniej mam wsparcie od partnerki w razie czego, a i pojscie do psychologa nie jest niczym strasznym. Ot normalna wizyta w razie jakiejs gorszej zyciowej sytuacji.
Znajomy, ktory ma depresje tez wiedzial co i jak, poszedl do psychiatry po leki. Mam wrazenie, ze nasze pokolenie millenialsowe jest o wiele bardziej swiadome i nie stygmatyzuje tak zdrowia psychicznego. Dla tamtego pokolenia cokolwiek zwiazanego z psychologiem/psychiatra to "pojscie do czubkow" XD
Ot spad po komunie i ruskiej mentalnosci.
Oj niezła dyskusja się wywiązała, za to lubię hejto
Podsumowując
@nobodys
Ja osobiście po latach doświadczeń.
Liczę kalorie - ale nie obsesyjnie, obserwuję trendy bardziej niż co do grama, u mnie sprawdza się Cronometer, bo angielski to wręcz mój drugi język, ale Fitatu jest w PL najbardziej popularne.
Staram się - bo Ci nie zawsze wyjdzie - jeść świadomie i komponować sobie papu tak, by nie mieć żadnych hipoglikemii wynikających z bomb kalorycznych... dziś Wigilia więc będzie challenge, bo nawet jakbym chciał to nie wybiegam jedzenia O_o Tak samo staram się mieć w lodówce zdrowe, a w szafce głęboko słodkie, by dostęp do zdrowego był łatwiejszy ^_^
No i ruch, aktywność fizyczna to konieczność, by czyścić głowę, może dla Ciebie np książki, filmy, seriale, muzyka, jest coś, co Cię odrywa od tego całego światowego bajzlu i pozwala się uspokoić.
Obecnie sen jest dla mnie największym wyzwaniem, no ale sobie wymyślam coraz to ciekawsze cele jeśli chodzi o fitness, to muszę nad tym pracować konsekwentnie.
Jak widzisz, przez lata nie jest idealnie, ale jakoś ta waga ani nie szoruje po dnie ani nie poszła w kosmos, czyli jakoś-tam działa, oby jak najdłużej

Zaloguj się aby komentować
Pora na podsumowanie roku 2024, który pod wieloma względami mnie przeorał i był bardzo zmienny.
Będzie to długi wpis z różnymi rozkminami i pozwolę sobie założyć tag #nobodycares którego czasami planuję używać w przyszłości. Będzie to też dosyć symboliczny wpis, bo (przypadkowo) mój 1000 na stronie.
Styczeń 2024 zaczął się niewinnie. Minął pierwszy rok od utworzenia konta na hejto, wtedy jeszcze miałem wystarczająco wiele swobody na regularne wypady na siłownię jak i tworzenie dłuższych ankiet. Zacząłem również czytać książki i faktycznie do połowy roku udało mi się ich ukończyć ponad 10. Wszystkie moje sportowe cele (hehe) na 2024 rok zaplanowałem na czerwiec/lipiec, jednak życie zweryfikowało.
Do kwietnia było stabilnie i można powiedzieć, rutynowo. W kwietniu uzyskaliśmy wiadomość gdzie różowa (wtedy narzeczona) dostała się na specjalizację z psychiatrii. Wyglądało na to, że przeprowadzimy się z miasta wojewódzkiego do powiatowego i bardzo nam ta zmiana pasowała. Byliśmy zmęczeni dużym miastem. Musieliśmy szukać samochodu, bo mieszkając przez wiele lat w centrum dużego miasta był on nam zbędny, a nawet problematyczny.
<KIŁA (w sensie samochód, nie choroba)>
Tutaj zaczyna się pierwsza jazda i nauczka na przyszłość (wcześniej się tym nie żaliłem). W przeszłości kupiłem kilka samochodów i wiadomo, że używki nie są idealne, ale zawsze byłem zadowolony. Tym razem: co się nawkurwiałem to moje. Podczas jazdy testowej KIĄ (teraz mówimy na nią kiła) wszystko wydawało się być OK. W skrócie: Przyśpiesza, hamuje, skręca, nic nie stuka, nic nie puka, nie dławi się, każdy bieg wchodzi gładko, samochód jedzie prosto, cud, miód, malina. Czyli tak naprawdę większość czego oczekuje się od gruza za trochę ponad 10k. Powrót do domu 100km, wszystko ok. Kolejna wycieczka z psiną w góry 150km, wszystko ok. Jakiś czas później przegląd. Głównie zalecenie wymiany opon (co planowałem zrobić) i wymiana jednej żarówki. Dodatkowo informacja, że podwozie ma małą plamę od oleju. Wcześniej tego nie widziałem, a w Mondeo ST220 przez X lat silnik się lekko pocił i nigdy z tego tytułu nie sprawiał dalszych problemów, również kuzynowi któremu sprzedałem Forda i jeździł nim jeszcze przez kilka lat.
Myślę więc, ok, w warsztacie ogarną wymianę opon, wymienią olej, filtry, klocki hamulcowe i może uda im się powiedzieć czy jest jakiś problem.
Problem pojawił się przed wizytą w warsztacie, bo na autostradzie wyskoczył Check Engine i oczywiście tryb awaryjny, w którym samochód miał osiągi malucha.
Oddałem samochód do warsztatu (po fakcie mogę powiedzieć, że bardzo dobry warsztat) i powiedziałem jaki jest problem. Wymienili wszystko co mieli wymienić, sprawdzili check engine i generalnie samochód był już gotowy do wydania. Robią jazdę testową i coś zaczyna stukać w silniku.. dzwonią do mnie i pierwsze zdanie to "musi Pan do nas przyjechać i to zobaczyć", tymczasem OP pikachuface.jpg.
Bez rozpisywania się: Silnik do wymiany albo remontu. Komis albo wcześniejszy sprzedawca musiał znać problem i zalewał silnik tzw. doktorem (czyli konsystencja przypominająca miód) a sama uszczelka była oczywiście silikonem. Wcześniej wydawało się zarówno mi: jak i kilku osobom którym pokazałem samochód, jak i na stacji diagnostycznej, jak i warsztatowi - że silnik chodzi w porządku. Działo się to właśnie do momentu wymiany oleju.. (polecam odcinek kickstera "Kupiłem KIĘ!" gdzie miał trochę podobną przygodę)
Dzisiaj całkiem inaczej bym podszedł do sprawy, ale wtedy samochód był mi prawie na cito potrzebny, więc zdecydowałem się na remont. Panowie sprawnie ogarnęli temat i po miesiącu samochód śmigał. Miał jeszcze jedną mniejszą bolączkę która wyszła z czasem, ale to już załatwił teść, bo ja nie miałem więcej nerwów i wtedy wolnego czasu. Finalnie remont oczywiście kosztował tyle co sam samochód. Był to najgorszy zakup w moim życiu, ale jeździ i będzie jeździć do jego usranej śmierci
Ta przygoda dała mi bardzo dużo do myślenia. Dodam jeszcze, że różowa mnie wtedy bardzo wspierała i nie uważała tę sytuację za porażkę.
<MIESZKANIE>
To teraz zostawiamy temat samochodu i zaczyna się w pewnym sensie ciekawszy, czyli początki przeprowadzki do powiatowego 150km od domu i tak naprawdę odkrywanie nowego miasta.
Różowa miała zacząć swoją pracę 1 sierpnia, więc wcześniej musieliśmy już się przeprowadzić. Najpierw planowaliśmy wynająć coś na rok i zastanowić się czy opłaca się kupić własne mieszkanie albo ogólnie żyć w danym miejscu. Z ciekawości oglądaliśmy jedną nieruchomość na sprzedaż, ale nie okazała się ciekawa. Tu wkracza przypadek.. bo kobieta z biura nieruchomości wspomniała, że będzie mieć mieszkanie na sprzedaż, ale nie jest jeszcze wystawione, bo w etapie czyszczenia. Po wyczyszczeniu i usunięciu meble nam je chętnie pokaże.
Wyczyszczone musiało być bardzo dokładnie, ze względu na wcześniejszego właściciela mieszkania (wątek bardzo ciekawy, ale za prywatny oby go opisywać).
Po oględzinach bardzo nam przypasowało miejsce w którym się znajduje mieszkanie, sam budynek też w porządku, garstka sąsiadów (po fakcie mogę stwierdzić, że wszyscy tu są pomocni i mili), cisza i spokój. Mieszkanie co prawda ruina przez wcześniej wspomnianego właściciela, ale rodzice różowej mają spore doświadczenie przy remoncie ruin.
Ja nie byłem przekonany, ale teściowie i różowa przekonywali, że zakup i remont będzie dobrym pomysłem.
Ustaliliśmy plan oraz podział kosztów i zadań (udało się bez kredytu).
Co tu dużo pisać, u notariusza podpisaliśmy umowę (z którą też był lekki cyrk przez biuro nieruchomości) i różowa z teściową zrobiły casting na ekipę, która by miała podjąć się remontu.
Ja niestety w tym czasie nie mogłem być przy pełnym castingu, bo 150km dalej miałem umówiony zabieg z psem gdzie miała mieć wyrwane 2 zęby, dodatkowo zaplanowane wizyty w PGNiGu i inne obowiązki.
Teściowie mają swojego sprawdzonego "majstra", niestety musiał on pozostać opcją awaryjną, bo 150km robi różnicę i mogło by się to nie opłacać. Na castingu pojawiały się różne osoby i "co jeden to lepszy". Panu który np. chciał na wstępie zwrot kosztów za benzynę (15km) z góry podziękowaliśmy. Na szczęście na sam koniec pojawił się najbardziej ogarnięty majster z prawdziwego zdarzenia, który zwykle nie podejmuje się takich małych remontów mieszkań (głównie przetargi), ale dla nas zrobił wyjątek. Wysłał nam kosztorys który był sensowny oraz umowę remontu, na którą się zgodziliśmy. Pod koniec czerwca maszyna ruszyła.
<GDZIES TRZEBA ŻYĆ, czyli pół-przeprowadzka>
Remont generalny to niestety nie kwestia jednego miesiąca, więc musieliśmy wynająć jakieś mieszkanie. Tym się trochę stresowaliśmy, bo wielkiego wyboru nie było, a nie każdy też akceptuje zwierzęta w domu. Na szczęście trafiła nam się super para która własnoręcznie wyremontowała mieszkanie 33m2 pod wynajem i na start było w sam raz. Akurat w tamtym miejscu nie chcielibyśmy z wielu powodów mieszkać dłużej (i tu, nie będę się rozpisywał), ale kilka miesięcy na przechowanie się było ok.
Właściciele tak jak wspominałem okazali się bardzo uczciwi i pomocni, w przyszłości na pewno jeszcze się spotkamy i porozmawiamy.
Sama pół-przeprowadzka była z logistycznego punktu widzenia (jak to przeprowadzki) męcząca, ale kiła (nadal samochód) cała wypakowana dzielnie wszystko przewoziła.
<NOWA PRACA RÓŻOWEJ>
A więc po X latach na studiach medycznych różowa zaczyna pracę. Oczywiście bardzo się stresuje, i w tym momencie zaczyna się moja rola prywatnego psychologa dla początkującego psychiatry.
Na początku była podekscytowana. Chwilę później stwierdziła, że w oddziale większość przypadków to uzależnienia od alkoholu i narkotyków (kiedyś wydawały jej się dosyć nudne, ale to się zmieniło) i czy ona na pewno dobrze wybrała.
Było wiele skrajnych emocji związanych z pracą i przez chwilę też myślałem: na kij my kupiliśmy mieszkanie i je remontujemy. Teraz mogę powiedzieć, że nadal ma co do swojej pracy różne przemyślenia, jednak się w niej spełnia i jest z niej zadowolona. Po czasie wydaje mi się, że nowa praca + pół-przeprowadzka + ślub kilka tygodni później + remont mieszkania + kolejna przeprowadzka w głowie to było za dużo, i dopiero teraz może się w pełni koncentrować na swojej pracy i po niej dokształcać w wolnym czasie. Swoją drogą przez (albo dzięki) mojej roli cichego psychologa mam wiele informacji z jej pracy z pierwszej ręki i widzę w których kwestiach świat psychiatrii się sprawdza, a w których jest wielkie pole do poprawy.
<PRZERWA NA ŚLUB>
Jakie remonty, jaka praca?? OPie czy zapomniałeś, że w połowie sierpnia masz ślub?
Na nasze szczęście organizowaliśmy tylko cywilny + restauracja na 20 osób. Całość ograniczyła się do tego, że ślub cywilny zajął 20 minut w ładnym urzędzie stanu cywilnego, a później luźny czas w restauracji z wcześniej zarezerwowanym noclegiem. Nie musieliśmy się przejmować tym, że będą osoby które zobaczymy pierwszy raz w życiu. Dalsze ciotki, wujki, siurki z którymi człowiek się spotyka na takich spotkaniach raz w życiu i już ich nie pamięta. Tylko najważniejsze dla nas osoby i tę decyzję podjęlibyśmy ponownie. Ah, no i nie było alkoholu! Różowa najbardziej się stresowała tym, że ktoś potajemnie kupi/przyniesie alkohol. Na szczęście aż takich alkusów w rodzinie nie mamy. Było za to kilka zgrzewek piccolo, więc symbolicznie zastąpiło inne trunki.
Sam ślub nie był męczący. Bardziej męczące były spore przebiegi które musieliśmy robić wokół ślubu, bo czasami musieliśmy być w kilku miejscach na raz.
Różowej oświadczyłem się rok wcześniej. Ze statusu konkubiny (żartowaliśmy, że konkubicy), do statusu narzeczonej zrobiła lvl up do pełnoprawnej żony.
<REMONT>
To mógłby być najdłuższy wpis, ale postaram się ograniczyć. Nie dziwię się, że niektórzy nagrywają vlogi z generalnych remontów albo budowy domu, bo o tym często można pisać książki.
Mieliśmy ustalony termin wyprowadzki z mieszkania wynajmowanego na końcówkę października, czyli do tego czasu remont musiał być gotowy (musiał się zakończyć w kilka miesięcy).
Niestety przez to, że gonił nas czas nie mogliśmy wielu rzeczy zaplanować na spokojnie, dodatkowo nie byliśmy na miejscu i przyjeżdżaliśmy sprawdzać pracę tylko co tydzień, dwa. Ogólnie niektóre kwestie wyszły dobrze, niektóre mniej, ale na prawie każdym etapie miałem wrażenie, że muszę myśleć za innych (i tak niestety było). Rolą różowej i teściowej było zajęcie się projektowaniem łazienki i kuchni + wnęki w przedpokoju (z tym, że przedstawiłem im kilka punktów które muszą być w projekcie). Koniec końców kiedy różowej zaczęła się praca to ja byłem na każde zawołanie i musiałem się o wszystko dopraszać. Problemem nie był sam "majster" i jego załoga, tylko to, że traktowali te mieszkanie jako faktycznie coś pobocznego. Gdyby mieli wszystkie dostępne materiały typu okna/drzwi itd. to jestem przekonany, że remont mógłby się zakończyć w trochę ponad miesiąc. Przyznam się też, że za bardzo pod względem technicznym (nie estetycznym, bo brzydko mówiąc miałem wyjebane na kolory ścian i innych elementów) zaufałem wyborze różowej i teściowej.
Podam kilka przykładów:
- Mamy dosyć budżetowe drzwi wejściowe, co prawda z bolcami antywłamaniowymi, ale bez wizjera ani drugiej "zasuwy" czy chociaż wygodnego sposobu na zamykanie zamka od wewnątrz (trzeba zamykać się od środka kluczem).
Za to mamy tapety za grube tysiące, gdzie sam tapeciarz to koszt 4k..
- Różowa wymyśliła, że chce mieć bidetkę w łazience 2x1,50m. Bidetka którą zamówiły nie pasowała do standardu zamontowanego przez fachowców, bo ściana między łazienką a kuchnią była za cienka. OPie Opie, ratuj! Musiałem więc poszukać takiej, która będzie pasować i wymóg "MUSI BYĆ CZARNA". W sklepach można było zapomnieć, w internecie znalazłem tylko 2 modele które się nadają (marki no-name).
- Różowa z teściową przy planowaniu zabudowy wnęki w korytarzu zapomniały, że nad przejściem będzie zamontowana klimatyzacja. Tak więc małe górne drzwiczki szafki zawadzają przy otwieraniu o klimę.
- Listwy przypodłogowe.. zresztą, szkoda gadać.
Fachowcom pod różnymi względami też za bardzo zaufałem i na dzień dobry po przeprowadzce mieliśmy zapchany odpływ prysznicowy i nieszczelną kabinę prysznicową (która swoją drogą była dosyć droga ale 2/10 i wolałbym jakiś głęboki brodzik akrylowy). Stolarze jak montowali meble kuchenne to oczywiście nawet po przyklejeniu wydrukowanych zdjęć gdzie są umieszczone kable się przez nie przewiercili. Zrobiłem dokładny rzut mieszkania gdzie mają być listwy a gdzie ma ich nie być, i oczywiście jeden majster zapomniał pokazać drugiemu, więc były poprawki. O termin malowania dopraszaliśmy się kilka razy (sam malarz 10/10). Pod koniec musiałem też przypomnieć, że ma być zmywarka i czemu nie ma jeszcze adaptera na 2 odpływy. Tak samo wszyscy zapomnieli o tym, że kocioł gazowy musi mieć zasilanie/gniazdko. Po prostu jeżeli chodzi o grube prace wszystko przebiegało super, ale wykończeniówka.. gdybym miał zgadywać, to na pewno niektóre rzeczy zrobiłbym (chociaż lvl noob) lepiej, nawet, gdyby mnie przy tym prąd kopnął.
To się trochę pożaliłem
<PEŁNA PRZEPROWADZKA>
Pod koniec października musieliśmy się przeprowadzić do docelowego mieszkania. Ja dzięki temu, że pracowałem zdalnie mogłem się przeprowadzić szybciej i odbierać tam np. sprzęt AGD i różne meble, które po pracy czasami sam, czasami z różową składałem. Samą przeprowadzkę wspominam dosyć przyjemnie głównie przez fakt, że nareszcie mogliśmy zacząć mieszkać w jednym miejscu. Wynajmowane mieszkanie ładnie wysprzątaliśmy, właściciele oddali nam kaucję co do złotówki i zamieniliśmy ze sobą jeszcze kilka miłych słów. Przewieźliśmy również pozostałości ze starego mieszkania (kiła ponownie załadowana po sam dach + teść miał akurat dostęp do busa, tak samo załadowany).
Z ciekawostek to różowa nie kłamiąc ma lekko z 500kg książek i były zapakowane w walizki i różne torby ala ikea.
Przeprowadzka udana, więc można zacząć bezstresowo żyć, prawda?
Nie do końca. Już w pierwszy wieczór powstał problem o którym wyżej pisałem, czyli prawie nieistniejący odpływ pod prysznicem. Na dodatek myśleliśmy, że nowa pralka też jest popsuta, bo zrobiła się pod nią kałuża. Kałuża powstała, bo fachowcy widocznie mało fachowo zamontowali kabinę prysznicową, albo model jest upośledzony, albo jedno i drugie. W każdym razie pralka na szczęście nie była uszkodzona.
Zaczął się stres, czy z tym odpływem uda się coś zrobić, ale 2kg kwasu cytrynowego i 2kg sody oczyszczonej na to w 100% pomogły. Z kabiną nadal muszę się brzydko mówiąc j⁎⁎ać, bo jest to jakaś anomalia (ale spoko spoko, teraz będę miał więcej czasu i ogarnę). Prysznic wytrącił nas z równowagi, bo najbardziej nam w łazience właśnie na nim zależało, miał być "bezproblemowy". Marzyło nam się coś w stylu walk-in ze zwykłymi zasłonami, ale przez metraż łazienki było można o tym zapomnieć i wybór był ograniczony. Może kiedyś
Jeżeli chodzi o same mieszkanie to było i jest w sam raz. Blisko do sklepów, blisko do parku/lasu, różowa ma blisko do pracy, okolica spokojna, nie czuć smrodu smogowego (a w niektórych częściach miasta czuć), gwarancja zaparkowania samochodu pod budynkiem (nawet gdybyśmy mieli kilka samochodów). Ogólnie szybko się przyzwyczailiśmy do tego miejsca. Po przeprowadzce musieliśmy jeszcze poskładać i ustawić/zawiesić jakieś małe meble i dodatki. Na tym się miało skończyć. Nareszcie było można koncentrować się na rutynie, mieć więcej czasu na czytanie książek, zapisać się ponownie na siłownię, pojeździć rowerem nawet pomimo już słabej pogody, różowa mogła się zacząć w pełni koncentrować na nowej pracy.
Tak miało być, a jak było?
cytując Dzień Świra:
-Miałem wiersz napisać, wiersz.. d⁎⁎a z pisaniem, c⁎⁎j z poczytaniem. Nawet sportu w gazecie nie zrozumiem. Jestem w proszku. Kompletnie rozmontowany.
<HALO HALO, JAKIE HOME OFFICE, "WRACAMY DO BIURA">
Na początku listopada czyli akurat krótko po naszej "pełnej przeprowadzce" jakieś 240 osób łącznie ze mną dostały informację, że albo "wracamy" do siedziby biura na drugim końcu polski, albo się rozstajemy ze swoją pracą.
W takim momencie np. kijowa kabina prysznicowa poszła w odstawkę i musiałem się zaangażować w zrozumienie sytuacji, która nawet teraz jest symbolicznym "c⁎⁎⁎em w d⁎⁎ę" (będą ją jeszcze analizować pewne instytucje). W pewnym poście opisywałem problem. W skrócie osoby które przez wiele lat pracowały w pełni zdalnie (grubo przed covidem) miały się teraz zdecydować, czy chcą pracować w biurze czy tracą pracę. Jest to tzw. wypowiedzenie zmieniające warunki pracy i płacy przy którym nawet grupy chronione nie są chronione.
Nie będę opisywał WIELU chamskich zagrywek, jednak znam sytuację od wewnątrz i kiedy myślisz, że nic Ciebie nie zaskoczy, to wchodzi firma i mówi "pa na to". Samo to, że we wrześniu cała korporacja dostała wiadomość, że wszyscy wracają do biur, a HRy przez 2 miesiące przekonywały nas, że pod żadnym względem nie chodzi o nas. Zresztą, nawet przy końcowym etapie rozstawania się z firmą dział HR okazał się inwalidą, i większość ich działań według mnie sztuczna inteligencja może bez problemu w przyszłości zastąpić (czyli np. wciskać kit).
Tak więc jestem w okresie wypowiedzenia do końca stycznia i żegnam się z firmą. Podpisałem rozwiązanie umowy za porozumieniem stron, które tym razem jest dużo bardziej korzystne niż w przypadku zwykłego wypowiedzenia. W tle dzieją się jeszcze pewne rzeczy, ale nie zmienia to faktu, że tu już nie mogę ani nie chcę pracować.
<bez większego planu na 2025>
Cele na nowy rok? Nie no, nawet nie żartujmy. Wiele osób chce od razu szukać i zaczynać nową pracę, a ja chwilę odpocznę, szczególnie od korporacji. Różowa teraz musi nadrabiać naukę związaną ze swoją pracą oraz dyżury, więc będę chciał ją jak najbardziej w tym przez jakiś czas wspierać (czyli potocznie mówiąc pranie, sprzątanie, gotowanie, i innych spraw załatwianie). W weekendy ma ostatnio chwiejny nastrój i w pewien egoistyczny sposób muszę jej pomóc to ogarnąć, żebym w przyszłości sam się mógł bardziej koncentrować na własnej dalszej drodze.
Ludzie z pracy mają różne sytuacje i niektórym bardzo te wieści siadły na psychikę. Mi było na początku smutno (uczucie bycia wykorzystanym), później byłem nastawiony bardziej bojowo (pozdrawiam owcę), a od jakiegoś czasu pogodziłem się ze zmianą w życiu.
<ogólnie o 2024>
W okresie czerwiec-sierpień schudłem przez nerwy 10kg. W młodości zajadałem stres a od lat sytuacje stresujące powodują u mnie mocny skurcz brzucha i kompletny brak apetytu (jem na siłę). Z plusów robiłem rutynowe badania krwi, kału, moczu, USG tarczycy i nic niepokojącego z nich nie wyszło. Wiem, że są ludzie którzy mają dużo gorzej i moje przejścia mogą kogoś śmieszyć (nawet własną matkę i ojca), ale łatwiej jest się przyznać do różnych emocji niż np. zapijać je alkoholem.
Z kolejnych pozytywów to poznałem wiele ciekawych osób które pokazały mi trochę inny obraz na świat. Niektórzy mnie zaskoczyli, ale oczywiście były też osoby na których się mocno zawiodłem.
Dlaczego teraz planuję zrobić sobie chwilę przerwy? A dlaczego nie? Po wielu latach wydaje mi się, że jest to dobry czas na przerwanie wyścigu szczurów.
Mieszkanie gotowe i spłacone, samochód jeździ (nic lepszego mi nie potrzebne), brak dzieci do utrzymywania, jakaś poduszka finansowa nadal jest, różowa teraz też nie może narzekać na zarobki.
Nie nastawiam się, że w 2025 będzie lepiej albo gorzej. Będzie mi prostu inaczej.
Zastanawiałem się przez chwilę czy nie skasować swojego konta na hejto przy nowym roku, ale hasztag.. bezprzesady, bo to już by podchodziło pod chorobę Grubej Ryby
P.S. ulubioną grą w tym roku został.. Battlefield 2042, w który prawie co weekend gramy z kuzynem i kumplami.
#rozkminy #2024 #2025
Dobrze się czytało, życie potrafi zaskoczyć. Powodzenia w kolejnym roku
Kurde, ale kronika. W sumie to nie powiedzialbym, ze to byl zly rok. Ot, nornalne zyciowe problemy. Najwazniejsze, ze (jakby banalnie to nie brzmialo) wszyscy zdrowi :) wesolych swiat
Miałeś zdecydowanie ciekawy rok, oby następny dał ci więcej odpoczynku i relaksu 😉
Zaloguj się aby komentować
Emeryci najgłośniej krzyczą za zakazem handlu w niedzielę, bo przecież ma to być czas na rodzinę i kościół, a kiedy są niedziele handlowe i wyskoczę do osiedlowego marketu, to średnia wieku klientów to 70+.
#rozkminy #niedzielahandlowa #emeryci
@AndzelaBomba Tak jak mi się przypomniała emerytka głośno krytykująca pocztę że taka długa kolejka a było to około godziny 17 więc powinna była przyjść przed godz. 15 i mieć bez kolejki i nie robić innym jeszcze większej kolejki
Najgłośniej krzyczą pracownicy handlu. Przecież solidarność sama z siebie by nie stwierdziła na przekór pracownikom, którzy marzą o tym aby być w niedzielę w pracy, że zmusimy ich do wolnych niedziel.
Głupoty piszecie, nie znacie branży. Ani ludzi z branży handlowej.
🙄
A jak macie problem to zakładajcie związki zawodowe,.organizujcie się i działajcie w swoich branżach
🤷
Zaloguj się aby komentować
Odniosę sie do wpisu https://www.hejto.pl/wpis/ktos-powbijal-zaostrzone-prety-w-chodnik . Czy w waszym miescie jakikolwiek zarząd miasta zaczął aktywnie działać przeciw samochodozie? Nie wiem czy są na to jakieś rozwiązania, ale może gdzieś w jakieś miejscowości ktoś cos wymyślił. Oczywiście zaznaczam ze nie mam na myśli wprowadzania zielonych stref czy zwężania ulic. Mieszkam w małym mieście i mam wrażenie, że z roku na rok jest coraz więcej aut, ktore są zaparkowane "na lewo", które blokują drogi i uniemożliwiają bezpieczne poruszanie. Często dochodzi do sytuacji, gdzie cała ulica robi sie jednopasmowa i nigdy nie wiesz kiedy ktos ci nie wiedzie na przeciw i będzie problem z zrobieniem miejsca żeby przejechać, albo parkowanie na narożnikach ulic ograniczając widoczność. Dziwi mnie jedna rzecz bo to, nie są nowe osiedla, głownie stare kamienice, raczej ludzi tam nie przybywa za to przybywa aut. Myślę ze są jakieś rozwiązania, typu przekształcenie szerokich chodników w parkingi(o ile chodniki są szerokie), albo wyznaczenie jakieś tereny pod parking do wykupienia. Jednak problem jest i on sie pogłębia. Odnoszę wrażenie, ze czasem jedna osoba ma więcej niż dwa auta, ale może to tylko wrażenie. O wąskich uliczkach na dweloperskich osiedlach bez parkingu wspomnieć nie bede bo to znana i niezrozumiała dla mnie patologia.
#samochody #rozkminy #patodeweloperka
@Cori01 ta działa aktywnie, masz aplikacje gdzie można zgłosić jak ktoś źle parkuje, Ew dzwonić na SM która (co może wielu zdziwic) przyjeżdża i o ile się da to reaguje, co innego jak ktoś parkuje na drodze wewnętrznej tam nie chcą reagować.
Co do nowych bloków to mam pod blokiem parking gdzie każde mieszkanie ma swoje miejsce (część mieszkańców ma garaż podziemny, niestety ja kupiłem mieszkanie jako jeden z ostatnich i już nie było tam miejsc), przy ulicy jest duży parking przystosowany do przyszłościowej zmiany, teraz parkuje się wzdłuż ale jest na tyle szeroko, że kiedyś na pewno domaluja linie i zrobią parkowanie w poprzek, rakze tu też na plus, miejsca dookoła jest sporo ale oczywiście i tak trafiają się chuje co parkują pod samym wejściem do klatki... Ale na szczęście rzadko, jeden jak parkował z premedytacją to mu zostawiłem karteczkę wyjaśniająca, że to droga ppoż a nie parking i zrozumiał, więcej już nie stawiał tam auta
Zaloguj się aby komentować
Jak wpływają na was reklamy? Osobiście mój umysł w jakiś sposób, chyba żeby się nie przeciążać nauczył się ignorować wszelkie reklamy, wiec też nie do końca czuje potrzebę instalowania Adblocka, choć zmienia się to w przypadku YT, gdzie te reklamy z roku na rok sa coraz bardziej dominujące. Jednak bywają reklamy, które właśnie są najczęściej wyświetlane, które zamiast zachęcenia wywołują we mnie totalne zniechęcenie co do produktu. Rozumiem, że reklamy musza istnieć, żeby jakkolwiek produkt sprzedać, ale zastanawia mnie jaki jest sens w nachalności reklam, zazwyczaj to się tyczy yt czy tych, które blokują korzystanie z strony lub aplikacji albo oszpecających krajobraz bilbordów, takie wydaje mi się wywołują odwrotny efekt, myślę, że u większości konsumentów.
#ankieta #rozkminy #marketing
@Cori01 brakuje opcji: wnerwiają
Najczęściej ignoruje, czaasem się dowiem o czymś nowym, częściej jednak mentalnie wpisze produkt na czarną listę za wkurwianie mnie, typu mullermilch.
W internecie adblocki, w słuchawkach płatne subskrypcje, telewizji brak. Prawie nie widzę i nie słyszę reklam. Tak ich nie lubię.
Zaloguj się aby komentować
Bo dzieci jesc w szkole na stolowce nie musza, moga przyniesc kanapki albo obiad z domu, a wiezniowie do domu po kanapki pojsc nie moga, bo sa zamknieci w wiezieniu i nie moga wyjsc.
Dodatkowo to rodzice zarabiaja na dzieci, wiec teoretycznie maja pieniadze na posilek dla dzieci. Jesli takiej mozliwosci nie ma, niektorym dzieciom sa sponsorowane obiady.
Wiezniowie natomiast zarabiac pieniedzy nie moga, ewentualnie moga robic prace spoleczne, albo w zakladzie wieziennym tak wiec teoretycznie moga na swoj posilek pracowac rowniez.
Tych natomiast co nie chca pracowac, nie mozemy pozostawic bez posilku, bo 'prawa czlowieka'.
Czy pomoglem?
(Czuje sie jakbym odpowiadal na konfederacki, chlopskorozumowy mem z paroweczkami Korwina
Zaloguj się aby komentować
Zauważyłam, ze czytając książki wiele z nich po pewnym upływie czasu, dłuższym bądź krótszym zupełnie przepada w mojej pamięci i nie do końca jestem wstanie w miarę sensownie streścić ich przekaz/historie. Zostaje jedynie ogólny zarys fabularny. Jest jednak na szczęścia grupa książek, która pomimo upływu lat jest dalej mocno zakorzenione w mojej pamięci, są to jednak książki dość specyficzne, które w jakiś sposób poszerzyły moje horyzonty w światopoglądzie, bądź wpłynęły na filozofie życia(to nie znaczy, że śa to ulubione książki). Fakt ze wraca się do nich w jakiś rozmowach na dany temat co prawda pomaga je zapamiętać. Macie jakieś tytuły, które od razu wam przychodzą na myśl jak ktoś was zapyta, jaka książka zmieniła wasz punkt widzenia?
Poniżej podaje parę książek, które skłoniły mnie do długich przemyśleń. Pewnie lista była by dłuższa jakby sie dłużej zastanowić, ale sa to tytuły, które od razu przychodzą mi na myśl.
-"Głód" Martion Caparros
-"Niezwyciężony" Stanisłam Lem
-"Wyspa doktora Moreau" H.G Wells
-"Miasto Ślepców" Jose Saramago
-"Z miłości? to współczuje" Agata Romaniuk
-"Chłopi" Władysław Reymont
-"Chamstwo" Kacper Pobłocki
#ksiazki #rozkminy
@Cori01 to oczywiste, przecież po prostu nie da się zapamiętać kilkuset historii ze szczegółami.
@Cori01 minęło wiele lat od przeczytania tej książki, a w dalszym ciągu mam ją w głowie. Chodzi o : "I Bóg o Nas zapomniał" Andrzeja Kalinina
Mam podobnie, w zeszłym roku przeczytałem chyba 10 Cobenów i nie pamiętam prawie żadnych tytułów ani zakończeń xD
Zaloguj się aby komentować
Czasem zastanawiam się, dokąd my w ogóle zmierzamy. Patrząc na na to co dzieje się np. w temacie sztuki, to chyba donikąd, a właściwie ku przepaści zatracenia.
#sztuka #rozkminy

Rozumiem że jak artyści zaczną rzeźbić realistyczne postaci z marmuru i malować monumentalne sceny przedstawiające wydarzenia historyczne to będziemy już tylko zmierzać ku wyżynom doskonałości i będzie nasz czekała już świetlana przyszłość?
@4Sfor tak się zafiksowales na tym że banan to nie sztuka, że zapomniałeś pomyśleć nad tym co widzisz.
Tak się składa, że po lewej masz demo skilla w rzezbiarstwie jakiegoś człowieka a po prawej masz samoświadomy, komentarz do kondycji sztuki współczesnej w formie właśnie sztuki współczesnej. Czysta rekurencja.
Bawi mnie jak ludzie wyśmiewają sztukę współczesną jednocześnie krytykując coś co krytykuje sztukę współczesną ale nie jest w formie mówionej/pisanej tylko właśnie w formie symbolicznej. Ten banan powinien być świętym graalem ludzi o Twoich poglądach bo symbolizuje właśnie ich poglady a jest dokladnie na odwrót, to jest właśnie tragedia niezrozumienia.
Zaloguj się aby komentować
Ostatnio znaleźliśmy pudelko pelne zdjęć i pocztówek. Pocztowki czyste, więc poszły na sprzedaż. Za to zdjęcia nie dawały nam spokoju. Dziś przejrzeliśmy je na spokojnie, po kolei.
Z całości wyłania się obraz bardzo ciekawego człowieka.
Laseczki, du⁎⁎⁎⁎ki, wojsko, mysliwce bojowe MIG-15, mundury, Żydzi, wyjazdy w latach 70 do Syrii, Iraku i Libanu.
Na odwrotach zdjęć Żydów pozdrowienia.
Na pozostałych zdjęciach widać tego samego pana.
Ależ ciekawe życie musiał mieć. Rozkminiamy z małżonkiem co on tam na tym Bliskim Wschodzie w latach 70 robił.
Brał udział w szkoleniach pilotów? Sam szkolił innych?
Dlaczego ktoś wyrzucił do kosza historie jego życia?
Czy umarł sam? Czy te panie ze zdjęć coś dla niego znaczyły? Czy spodziewal sie, ze para obcych ludzi będzie spędzać sobotni wieczór pisząc niestworzone historie o jego życiu?
Nie wiem, ani się nawet nie domyślam.
#historia #rozkminy #fotografia

Pan jest ewidentnie w mundurze Ludowego Wojska Polskiego pułk lotnictwa taktycznego. Świadczą o tym przypinki na mundurze. Dodatkowo, zdjęcia z bliskiego wschodu są około 10 lat później niż zdjęcia z lotniska co świadczy raczej o tym, że pojechał tam szkolić (wraz z kolegami) tamtejszych pilotów z Syrii, Libanu i Iraku.
Na tym na środku wygląda jak Liroy.
Ok. Doszedłem po przypince i numerach bocznych samolotów o co chodzi. Jest to pan Jerzy, który był pilotem 39 Pułku lotnictwa myśliwskiego OPK. Prawdopodobnie przeszedł tam w latach 60 wraz z przekazaniem myśliwców MIG-15 i służył jako pilot i instruktor. Wiem to stąd, że posiadam jego zdjęcia z samolotami MIG-15 o mniejszych numerach bocznych. Musiał więc wcześniej latać na tych maszynach w innych pułkach.
Tak nawiasem mówiąc, sam chciałbym latać takimi maszynami
Zaloguj się aby komentować