No więc cóż, jestem rolnikiem i ja już kurwa nie wiem o co chodzi. Cały ten cyrk eskalował do takich rozmiarów, że to pojęcie ludzkie przechodzi. Podstawowe postulaty jak złagodzenie zasad zielonego ładu czy napływu zbóż z Ukrainy są sensowne, bo faktycznie ta sytuacja mocno daje rolnikom po dupie, czuję to zresztą na własnej skórze do tego stopnia, że pewnie będę musiał zakończyć zabawę w rolnika, bo zwyczajnie się nie utrzymam. Ale teraz całe te protesty, w początkowo dobrej sprawie przerodziły się w jakiś festiwal spierdolenia, konkurs obrzucania Ukraińców gównem i zawody na najgłupszy baner. Chciałem po prostu uczciwie żyć z tego co sam wyprodukuję, z pola, które zostawił mi ojciec a jemu dziadek i tak dalej i naprawdę, sprawiało mi to frajdę. A teraz nie dość, że sytuacja jest ciężka to jeszcze do "mojego zawodu" przypina się łatkę onucy, pasożyta ciągnącego dopłaty i zadymiarza. Ja rozumiem, że duża część ludzi protestuje tam w dobrych intencjach i syf zazwyczaj robią proruskie szmaty, narodowcy, konfiarze czy inne dziwaczne zgrupowania, które z rolnictwem nie mają zbyt wiele wspólnego, ale moi znajomi i znajomi znajomych wyglądają na przekonanych o słuszności tych wszystkich działań. Ja niezbyt