Zdjęcie w tle
Historia

Społeczność

Historia

683

Śmierć Filipa II Macedońskiego (ojca Aleksandra Wielkiego)


Pauzaniasz (...) przed laty, prawdopodobnie będąc paziem, wpadł Filipowi w oko i jakiś czas był jego kochankiem. Niestały monarcha szybko zmienił obiekt pożądania i uwagą obdarzył innego efeba, również o imieniu Pauzaniasz. W Atenach utrzymywanie tego rodzaju związku było uważane za niestosowne, jeśli młodzieńcowi zaczynała rosnąć broda, ale w innych regionach zwyczaje mogły być inne. Odtrącony kochaś w gniewie i zazdrości odgrywał się na nowym faworycie, nazywając go puszczalskim i bardziej kobietą niż mężczyzną.


Pauzaniasz numer dwa postanowił bezspornie dowieść swej męskości przez śmierć w bitwie. Okazja nadarzyła się w Ilirii w 345 roku p.n.e., kiedy Filip doznał złamania obojczyka. Chłopak uratował mu życie, płacąc za to własnym.


(...)


Attalos był jego przyjacielem i podobno znał jego plan. Zimą z 337 na 336 rok p.n.e., kiedy już cieszył się królewskimi łaskami, umyślił zemstę. Upił Pauzaniasza numer jeden, co nie było trudne w dworskiej kulturze, i gdy nieszczęśnikowi urwał się film, wraz z innymi gośćmi mocno go poturbowali i być może zgwałcili, a następnie – aby zwielokrotnić ból i przede wszystkim upokorzenie, oddali go mulnikom, którzy dokonali na nim zbiorowego gwałtu. Był to nie tylko akt zemsty, lecz także demonstracja władzy Attalosa, który nawet nie próbował skrywać uczynku.


Pauzaniasz poszedł do Filipa ze skargą, królowi jednak przez wzgląd na ciężarną żonę niesporo było karać jej krewnego, który był też jednym z nominowanych dowódców straży przedniej. Nie chciał ryzykować rozdźwięku z powodu afery, która go osobiście nie dotyczyła. Próbował natomiast udobruchać pokrzywdzonego: awansował go w poczet siedmioosobowej gwardii królewskiej, co było uważane za zaszczyt i dowód zaufania.


(...)


Filip, czterdziestosześcioletni monarcha pławił się w satysfakcji, słuchając gromkich wiwatów na swoją cześć. (...) I wtedy od szeregu gwardzistów oderwał się Pauzaniasz i rzucił ku samotnej postaci. Filip nie zdążył zareagować, nim młodzieniec go dopadł i odrzuciwszy oszczep, dobył „celtyckiego” sztyletu, który chował pod okryciem, i zadał królowi cios między żebra. Król zginął, zanim do kogokolwiek na widowni dotarło, co się właśnie stało. Zabójca pobiegł w stronę, gdzie czekały przygotowane zawczasu konie, ścigany przez trzech kolegów, którzy musieli dobrze go znać. Miał nad nimi sporą przewagę dystansu, potknął się jednak o korzeń i upadł. Gwardziści go dogonili i zabili oszczepami. Zwłoki potem ukrzyżowano.


(Z książki Filip i Aleksander)


#historia #ciekawostki

fc645b56-f902-4a97-89dd-71f5bc3b83eb
alaMAkota

@smierdakow jak masz więcej ciekawych historii, to wrzucaj :)

Zaloguj się aby komentować

Front Bałkański w I wojnie światowej część 16, na podstawie "Through the Serbian Campaign -The Great Retreat of the Serbian Army" By Gordon Gordon-Smith wyd. 1916


#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne #VoivodePutnik


Poprzednie części pod tagiem #voivodeputnik


Podróż powrotna do Ćićevaca była spokojna, z wyjątkiem odkrycia, że Caesar, mój wierzchowiec, oprócz tego, że miał zwichrowany kręgosłup, zdawał się cierpieć na pewnego rodzaju kłopoty z sercem, które skłaniały go do kładzenia się w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Nigdy nie odkryłem, na ile te ataki pokrywały się ze zwykłym pragnieniem odpoczynku. Zauważyłem, że ostre użycie mojego bata przyczyniło się do jego szybkiego powrotu do zdrowia, a ataki zwykle pojawiały się, gdy trzeba było pokonać szczególnie nieprzyjemny odcinek drogi.


Nasze tempo było powolne, ponieważ droga, jak okiem sięgnąć, była zablokowana przez poruszające się kolumny piechoty, kawalerii, artylerii, wagonów bagażowych i pociągów pontonowych, które niczym powódź płynęły w kierunku gór. Druga i Trzecia Armia były teraz w pełnym odwrocie i dokładały wszelkich starań, aby jak najszybciej zdobyć wejście do przełęczy. Słowo „szybkość” w odniesieniu do armii serbskiej ma oczywiście wartość względną, ponieważ nigdy nie przekroczy ona tempa wyznaczonego przez wozy zaprzężone w woły. Szybkość w przypadku wojsk serbskich została zatem zastąpiona przez wydłużenie wysiłku, tak aby pokonać jak największy dystans w ciągu dwudziestu czterech godzin. Im więcej widziałem serbskich wołów, tym bardziej wzrastał mój podziw dla nich. Wydawały się niezmordowane, a ich siła pociągowa była wprost cudowna. Również wozy, pomimo pozornie prymitywnej konstrukcji, były cudami wytrzymałości i wydajności, wytrzymując zużycie, które zniszczyłoby każdy zwykły pojazd. Problem, przed którym stanęli feldmarszałek Stepanovitch i generał Jurišić Šturm, nie był łatwy. Chodziło o przetransportowanie stu trzydziestu tysięcy ludzi z Drugiej i Trzeciej Armii, z trzydziestoma tysiącami wozów zaprzężonych w woły, stu bateriami artylerii, trzema dywizjami kawalerii, pociągami pontonowymi, polowymi sekcjami telegraficznymi i telefonicznymi, kolumnami amunicyjnymi oraz tysiącem i jedną rzeczą, która stanowi przeszkodę dla nowoczesnej armii, przez górski wąwóz o długości siedemdziesięciu kilometrów. Wejście do tej przełęczy znajduje się tuż za Kruševacem i biegnie przez Jankovą Klissurę do Kuršumliji, kilka mil od starej granicy tureckiego Sandżaku w Nowym Bazarze, zaanektowanego przez Serbię po klęsce wojsk sułtana w 1912 roku.


Ze względu na ciężki stan dróg nasze postępy były powolne. Zwykle, gdy byliśmy konno, mogliśmy przepychać się obok wolno poruszających się kolumn wojskowych, ale w tym przypadku było to niemożliwe, ponieważ powódź chłopów i ich rodzin, uciekających z Ćupriji, Paraćina i wielu innych wiosek, wypełniała drogę po obu stronach maszerujących wojsk. Gdy dotarliśmy do Ćićevaca, zapadł zmrok. Na stacji kolejowej zastaliśmy rozebrany budynek dworca. Wszystkie meble zniknęły, a sędziwa matka zawiadowcy gotowała wieczorny posiłek w przybudówce, w której ustawiono stół i kilka krzeseł, by służyły za tymczasową jadalnię. Sekcja saperów przybyła, by wysadzić most i podpalić wagony kolejowe wypełniające bocznice przed przybyciem Niemców. Komunikacja telegraficzna i telefoniczna nadal istniała na północy do Ćupriji i na południu do Stalać. Dzięki temu mogliśmy śledzić postępy Niemców godzina po godzinie. Podczas kolacji co jakiś czas rozlegał się dzwonek telefonu na stacji. Zawiadowca podnosił czapkę i wychodził odebrać. Pierwsze wiadomości pochodziły z Ćupriji, dwadzieścia pięć kilometrów w górę linii. „Niemcy są trzy mile od miasta”, brzmiał pierwszy komunikat. Następnie kilka minut później: „Pociski spadają dookoła stacji. Przygotowujemy się do odjazdu”. Następnie po półgodzinnej przerwie: „To nasza ostatnia wiadomość. Aparatura telegraficzna została zdemontowana i załadowana do pociągu wraz z całym personelem. Wyjeżdżamy za kilka minut”.


Po tym Ćuprija zamilkła, a Paraćin (szesnaście kilometrów dalej) podjął opowieść. „Odgłos dział staje się coraz głośniejszy z każdą minutą”, zatelefonował, „Ćuprija jest w rękach wroga”. Pół godziny później: „Nasze posterunki i »Comitadjis«” (nieregularne oddziały serbskie, które ze względu na swoją znajomość kraju zazwyczaj pozostają w kontakcie z wrogiem do samego końca) są zaangażowane w walkę z niemiecką strażą przednią”. Po około trzydziestu minutach nadeszła wiadomość: „Wygląda na to, że Niemcy zatrzymali się na noc. Ostrzał prawie ustał. Widzimy ogniska biwakowe wroga na całym horyzoncie”. To było ciekawe uczucie, gdy z godziny na godzinę otrzymywaliśmy wiadomości o postępach najeźdźców. Przypominało to nocne czuwanie przy łóżku umierającego. Kawałek po kawałku widzieliśmy, jak zbliża się ostatni śmiertelny moment. Kiedy pociąg z personelem kolejowym przybył z Ćupriji, otrzymaliśmy kilka dodatkowych szczegółów. Feldmarszałek von Mackensen zatrzymał swoją armię, która była zaangażowana od świtu, tuż przed Paraćinem, który miał zostać zajęty następnego ranka. Pociąg zabrał na pokład kilku uchodźców z Ćićevaca, a następnie powoli ruszył do Stalać, węzła komunikacyjnego położonego około dziesięciu kilometrów dalej. Jak się dowiedzieliśmy, większość mieszkańców Ćićevaca postanowiła nie uciekać, lecz czekać na przybycie Niemców. Wykazali się przy tym rozsądkiem, gdyż ucieczka niewiele by im dała. Zatłoczenie spowodowane exodusem ludności groziło katastrofą narodową. W miarę zmniejszania się kraju pozostającego wciąż w rękach Serbów, masa ludzi, którzy uciekli z dzielnic najechanych przez Bułgarów na południu i wschodzie oraz przez Niemców i Austriaków na północy, była codziennie gromadzona coraz bliżej siebie. Brakowało żywności i nie można było znaleźć zakwaterowania. I to u progu zimy. Do tej pory owce, woły, świnie i mąka, które uciekająca ludność była w stanie zabrać ze sobą, utrzymywały ich przy życiu, ale te zapasy szybko znikały, a wtedy głód zajrzał im w twarz. Nie było mowy o tym, by wąski pas terytorium, do którego zostali powoli, ale pewnie zepchnięci, mógł zapewnić żywność setkom tysięcy głodujących ludzi. Pierwszą troską rządu było zaspokojenie potrzeb armii, od której zależały ostatnie nadzieje na ocalenie narodu. Należało znaleźć racje żywnościowe dla prawie 200 000 mężczyzn i 40 000 „Komordjis” (woźniców), a także paszę dla 80 000 wołów i 20 000 koni. Aby zwiększyć trudności rządu, armia i ludzie zostali zmuszeni do wejścia do kraju, który był serbski od zaledwie trzech lat i którego administracja wciąż znajdowała się w początkowej fazie. Nie można było całkowicie polegać na lojalności tureckiej i albańskiej części ludności. Było więcej niż pewne, że część turecka (na szczęście niewielka mniejszość) uzna Niemców, będących sojusznikami sułtana, za swoich wybawicieli. To właśnie w takich okolicznościach rozpoczął się wielki odwrót do Sandżaku w Nowym Bazarze i nowo podbitych terytoriów albańskich. Trzeba przyznać, że perspektywa była daleka od wspaniałej.


O Aliantach w Salonikach słyszeliśmy niewiele lub nic. Dowiedzieliśmy się, że próba francuskiego natarcia w kierunku Uskubu[Skopje] została odparta przez Bułgarów. Linia kolejowa Monastir-Saloniki wciąż działała, ale była poważnie zagrożona i w każdej chwili mogła zostać przerwana. O ruchach wojsk brytyjskich w Salonikach nic nie słyszeliśmy. Wszystko to nie napawało optymizmem, a kolacja była przygnębiająca. Ponieważ było pewne, że Niemcy nie dotrą do Ćićevaca do następnego wieczora, postanowiłem około północy położyć się spać. Jest to "façon de parler"[fr język potoczny], ponieważ nie było tam żadnego miejsca do spania, z wyjątkiem gołych desek w pokojach dworca. W tym momencie po raz kolejny zadzwonił dzwonek telefonu. Był to telefon ze Stalać, informujący, że inspektor kolejowy przyjeżdża lokomotywą, aby zobaczyć się z zawiadowcą stacji. Ponieważ Stalać znajdował się zaledwie kwadrans drogi stąd, poczekałem na jego przybycie. Instrukcje, które przywiózł, były takie, że jak tylko pociąg z personelem z Paraćina przejedzie, most przed stacją Ćićevac zostanie wysadzony w powietrze, a instrumenty telegraficzne i telefoniczne zostaną odkręcone. Załadowane wagony na bocznicach miały zostać przeznaczone do splądrowania przez ludność cywilną, a następnie wszystko, co pozostało, miało zostać zniszczone przez pożar i eksplozję. Następnie personel stacji miał wsiąść do pociągu i odjechać do Kruševaca. Wszyscy urzędnicy kolejowi i funkcjonariusze cywilni otrzymali rozkaz udania się do miasta Prisztina, oddalonego o około sto dwadzieścia mil.

1aeb3ebf-a5f7-45e3-b9b0-473dff2af9d6
2c0407ef-e2b3-4f14-8f1e-f418cc48127f
e7348c86-c0db-4843-b035-cf44ee8d57d6
hejtooszukuje

@Hans.Kropson najgorsze są chorwackie urwy zbrodniarze z obozów - nożami gardła podcinając potrafili zamordować dziennie tylu co niemcy w komorach gazowych w treblince

Zaloguj się aby komentować

Front Bałkański w I wojnie światowej część 15, na podstawie "Through the Serbian Campaign -The Great Retreat of the Serbian Army" By Gordon Gordon-Smith wyd. 1916


#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne #VoivodePutnik


Poprzednie części pod tagiem #voivodeputnik


Transport był jednak trudny do znalezienia. Wszystkie warte zabrania konie i powozy zostały już dawno zarekwirowane przez władze wojskowe. Przez dwa dni polowaliśmy wszędzie. W końcu znaleźliśmy starodawny zaprzęg w opłakanym stanie i parę koni, których armia nie chciała. Koła i resory zaprzęgu wydawały się jednak sprawne i to było najważniejsze. Tego samego nie mogłem powiedzieć o koniach. Jeden z nich był całkowicie ślepy, a drugi wydawał się mieć zwichrowany kręgosłup. Ponieważ zamierzaliśmy zawsze opuszczać pojazd w bezpiecznej odległości od linii walki i dosiadać zwierząt, gdy faktycznie znajdują się z przodu, ślepe zwierzę było bezużyteczne. Po kilku poszukiwaniach odkryliśmy trzecie zwierzę, kasztana podobnego do żyrafy. Był to austriacki koń schwytany podczas pierwszej kampanii. Został ciężko ranny w klatkę piersiową przez odłamek pocisku i nie był w żaden sposób pożądanym nabytkiem, ale był to przypadek "Hobson's choice". Cena za powóz i dwa koniki, wraz z uprzężą i kilkoma zabytkowymi siodłami, wynosiła 1100 dinarów, co stanowiło około dwukrotność ich wartości. Ale albo to, albo nic, więc musieliśmy się zadowolić kiepską fuszerką. Ponieważ konie wyglądały na wygłodzone, postanowiliśmy dać im dwadzieścia cztery godziny odpoczynku i dobrze je nakarmić przed wyruszeniem w drogę. Po południu we wtorek, 2 listopada 1915 roku, wyruszyliśmy do Kruševaca w poszukiwaniu Drugiej Armii. Przed południem zjedliśmy obiad w mesie Sztabu Głównego. Dowiedzieliśmy się, że wydano rozkaz opuszczenia Kruševaca i udania się do Raszki w Sandżaku w Nowym Bazarze, w połowie drogi między Kraljewem a Mitrovicą. Otrzymano wiadomość o upadku Kragujevaca. Armia nie była w stanie uratować ogromnej masy materiałów wojennych, które musiały zostać zniszczone. Obejmowało to dziesięć tysięcy namiotów, tysiące mundurów, setki tysięcy nabojów i tysiące pocisków. Serbska rządowa fabryka karabinów i pistoletów zainstalowana kosztem kilku milionów franków została wysadzona w powietrze. Rząd i Korpus Dyplomatyczny powróciły do koczowniczego trybu życia i opuściły Kraljevo na rzecz Mitrovicy. Położenie nieszczęsnych zagranicznych dyplomatów nie było godne pozazdroszczenia. Nie mieli oni możliwości ani komunikowania się ze swoimi rządami, ani otrzymywania od nich instrukcji. Ale nieubłagany postęp armii niemieckiej i bułgarskiej przenosił ich z jednego miasta do drugiego. Za każdym razem zmiana była na gorsze.


Było około trzeciej, kiedy opuściliśmy miasto. Stwierdziliśmy, że drogi są w strasznym stanie. W większości były to zwykłe tory dla wozów i idealne morza błota. Powóz przez połowę czasu przedzierał się przez dwie stopy twardej gliny. Dwa razy utknął aż po osie i udało się go wydostać tylko dzięki przyjacielskiej pomocy przejeżdżającego zaprzęgu byków. Oba nasze konie, kasztan podobny do żyrafy, który miał na imię Juliusz, i jego partner (którego nazwałem Cezar), zapchlony siwy, postrzegały serbskie błoto i wysiłek, jaki się z nim wiązał, z głęboką dezaprobatą. W miejscu, gdzie droga z Kruševac łączy się z główną drogą biegnącą do Stalatch, natknąłem się na pół tuzina brytyjskich żołnierzy należących do ciężkiej baterii broniącej Belgradu. Siedzieli przy drodze, przygotowując nieunikniony dzbanek herbaty, bez którego szczęście Tommy'ego Atkinsa nie jest kompletne. Powiedzieli mi, że ich bateria była w drodze do Niszu i że działa zostały już załadowane w Stalatch. Odległość sześćdziesięciu kilometrów pokonali na kilku wozach zaprzężonych w byki. Byli głęboko nieświadomi tego, co dzieje się w Serbii i na świecie zewnętrznym, ale byli odpowiednio pogodni. Nalegali, abyśmy poczęstowali się ich herbatą i przynieśli dzbanek równie nieodzownej marmolady, która, jak dumnie oświadczyli, była jednym z niewielu przedmiotów, które przetrwały bombardowanie Belgradu. Zostawiłem ich ładujących swój wóz i wydających rozkazy swoim wożnicom w dziwnym, ale najwyraźniej skutecznym serbskim.


Było już ciemno, gdy dotarliśmy do Ćićevac, pierwszego etapu naszej podróży; zderzenie z balustradą mostu złamało listwę wozu i zmusiło nas do zatrzymania się na noc. Problemem było znalezienie kwatery i jedzenia. Każda wioska za frontem była przepełniona uciekinierami z kraju opanowanego przez Niemców. Każdy budynek publiczny był zapchany; ludzie spali na słomie, po dwudziestu w pokoju, w każdym dostępnym domu. W wiejskiej gospodzie zaopatrzenie w żywność sprowadzało się do nieuniknionego „sznycla”, który w tym przypadku był mocno przypalonym kawałkiem wieprzowiny. Mieliśmy jednak szczęście znaleźć w gospodzie miejscowego zawiadowcę, który gościnnie zaoferował nam sypialnię na stacji kolejowej. Kiedy tam dotarliśmy, zauważyliśmy, że zaczął się już pakować do wyjazdu. Wraz z nim był młody urzędnik Ministerstwa Handlu, który został wysłany do zniszczenia magazynów i taboru kolejowego. Ćićevac był punktem, w którym przechowywano serbskie magazyny kolejowe. Ponad sto wagonów zostało załadowanych akcesoriami, w tym dziesiątkami maszyn do pisania, papierem i materiałami biurowymi, mundurami itp., ale okazało się, że nie można ich przenieść, ponieważ każda bocznica między Stalatch a Niszem była tak zatłoczona, że nie było miejsca na ani jeden dodatkowy wagon. Kiedy wszystko zostało stracone na tym odcinku, powiedziano mi, że władze serbskie zamierzają wypełnić cały tor od Ćićevac do Nish taborem kolejowym od jednego końca do drugiego i wysadzić wszystkie mosty, aby uczynić linię bezużyteczną. Nowe amerykańskie lokomotywy, które zostały dostarczone dopiero w 1915 roku, zostały umieszczone w długim tunelu na linii bocznej, a każdy koniec tunelu został wysadzony w powietrze, tak aby nie uległy zniszczeniu. Wieści z frontu nie były zachęcające. Niemcy posuwali się naprzód powoli, ale skutecznie.


Wielkim rozczarowaniem dla ludności serbskiej było niepowodzenie w powstrzymaniu natarcia pod Bagrdanem. Bagrdan znajduje się na linii gór na wschód od Kragujevaca, a jego siła jako pozycji wojskowej jest w Serbii legendarna. Przez pięćdziesiąt lat naród serbski uważał Bagrdan za bastion chroniący przed inwazją. To, że nie udało się powstrzymać niemieckiego natarcia, bardzo przygnębiło armię i ludzi. Niepowodzenie obrony Bagrdanu nie jest zaskakujące. Niemcy zdawali sobie sprawę z siły tej pozycji, podobnie jak Serbowie, i starali się nie przeprowadzać na nią frontalnego ataku. Po prostu skoncentrowali na pozycji wystarczające siły, by utrzymać Armię Serbską w szachu, a następnie, wykorzystując swoją przewagę liczebną, wysłali dwie kolumny, by obejć pozycję. Zmusiło to armię serbską do wycofania się. Jednym z pierwszych rezultatów było zdobycie przez wroga Kragujevaca. Od tego momentu Niemcy stale posuwali się naprzód na każdym brzegu Morawy. Siedem serbskich dywizji przeciwko osiemnastu niemieckim dywizjom było wyzwaniem, którego nie wytrzymała nawet armia króla Piotra. Przez całą noc przez stację przetaczał się pociąg za pociągiem, załadowany wojskowymi zapasami i wypełniony uciekającymi wieśniakami. Następnego ranka zawiadowca stacji obudził mnie o 7.30 słowami: „Niemcy nadchodzą!”. Z jego tonu można było przypuszczać, że kawaleria jest na obrzeżach. Prawdziwym powodem, który wkrótce odkryłem, było jego pragnienie, abym ewakuował swoje sypialne kwatery, ponieważ wóz z wołami był już przy drzwiach, aby przetransportować meble w bezpieczne miejsce.


Postanowiliśmy zostawić wóz tutaj i pojechać na front, ponieważ wóz w nagłym odwrocie może być nieporęczny. Osiodłaliśmy więc konie i pojechaliśmy do oddalonego o dwadzieścia kilometrów Paraćina. Paraćin zastaliśmy w stanie znacznego podniecenia. Grzmot dział zbliżających się coraz bardziej świadczył o zbliżaniu się wroga. Bitwa szalała pod Ćupriją, około czterech mil za miastem. Druga Armia zajmowała wzgórza po obu stronach doliny, przeciwstawiając się siłom niemal dwukrotnie silniejszym. Niemiecka taktyka była prosta, ale skuteczna. Otworzyli ogromny i najwyraźniej masowy ogień do serbskich pozycji z dział i haubic każdego kalibru. Zauważyłem jednak, że nie posiadali już tak potężnych dział, jakie widziałem w akcji pod Palanką; 15-centymetrowe działo wydawało się najcięższą artylerią, jaką mieli przy sobie. Pociski spadały setkami na każdą milę kwadratową serbskich pozycji. Po około dwóch godzinach tego masowego bombardowania zaczęliśmy dostrzegać grupy piechoty, liczące od dwudziestu do pięćdziesięciu żołnierzy, posuwające się naprzód. Kiedy znaleźli się w zasięgu karabinów, zaczęli się rozstawiać i otwierać ogień do serbskich pozycji. Gdy tylko serbska piechota zaczęła odpowiadać, telefon polowy, w który uzbrojona była każda z niemieckich grup nacierających, przekazał artylerii na tyłach dokładną pozycję okopów. Chwilę później na serbskie linie posypała się lawina odłamków i pocisków, podczas gdy w tym samym czasie cięższe niemieckie działa otworzyły „tir de barrage” na terenie dwóch mil na serbskich tyłach, aby utrudnić odwrót lub uniemożliwić sprowadzenie posiłków.


Serbska piechota skarżyła się, że z wyjątkiem tych grup uderzeniowych, które wycofywały się, gdy tylko zmusiły Serbów do ujawnienia ich pozycji, prawie nigdy nie widzieli niemieckiego żołnierza piechoty i musieli wycofywać się przed burzą pocisków i odłamków. Było jasne, że zdobycie Ćupriji to tylko kwestia godzin, więc postanowiliśmy wrócić do Paraćina. Ponieważ sztab Drugiej Armii miał przybyć do tego miasta wieczorem, postanowiliśmy pozostać tam na noc. Przy trzydziestu tysiącach uchodźców w mieście liczącym dwanaście tysięcy mieszkańców nie było łatwo znaleźć pokój, ale burmistrz uprzejmie udostępnił nam opuszczony dom, a także, co było jeszcze ważniejsze, znalazł jedzenie i miejsca dla naszych koni. Następnego ranka mieszkańcy sąsiedniego domu obudzili nas wiadomością, że Niemcy atakują miasto, a ogień piechoty jest wyraźnie słyszalny. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, okazało się, że to przesada, ale serbski pociąg towarowy przelewał się przez miasto - wyraźny znak, że rozpoczął się odwrót. Miasto było w szaleńczym podnieceniu z dwóch powodów - po pierwsze, z powodu zbliżania się Niemców, a po drugie, ponieważ wydano rozkaz rozdania mieszkańcom wszystkiego, co znajdowało się w magazynach wojskowych, aby zapobiec wpadnięciu ich w ręce wroga. W rezultacie widziałem setki ludzi niosących dziesiątki par butów, mundurów, bielizny, chleba, sucharów itp. W południe, gdy kolumny z zaopatrzeniem i amunicją bezpiecznie opuściły miasto, generał Stiepanowicz i jego sztab, po ustawieniu silnej straży tylnej, aby jak najdłużej opóźniać niemieckie natarcie, wyruszyli do Razhan, miasta oddalonego o około dwadzieścia mil, z którego droga prowadziła do wejścia na przełęcz górską prowadzącą z Kruševaca do Kuršumliji.

2bb71e6b-d1a2-47f6-9978-f09ba5119189
a0184ff0-7253-42b7-8bb7-804de2ffc232

Zaloguj się aby komentować

Dzień dobry,

Poniższe zdjęcie pochodzi zapewne już 1945 roku, a przedstawia ona Tygrysa 2 o numerze 213 oraz oraz żołnierzy brytyjskich, którzy podziwiają wrak, a obok zaparkowany Bren Carrier


Tygrys 213 był dowodzony przez SS-Obersturmführera Helmuta Dollingera, który wraz z innym wozem tego typu o numerze 221 21 grudnia 1944 walczył z kilkunastoma amerykańskimi czołgami. Niemiecki pojazdy zostały na tyle uszkodzone, że załogi zostały zmuszone do ich opuszczenia.


Tygrys ten stoi tam do dziś: https://maps.app.goo.gl/6iUJm6nvLJX9rC93A


#czolgi #historia #ciekawostki #ciekawostkihistoryczne

3add7152-84c8-4f0e-b93e-d15c31248f75
Alawar

@Rzeznik tego typu powiadasz...

c74d41d8-057e-471c-8b4f-23e931f7a2aa
Earl_Grey_Blue

Na moje oko w d⁎⁎ie mają podziwianie bren carierra Chyba, że to niefortunna konstrukcja zdania xd

Rzeznik

@Earl_Grey_Blue ehhh polska trudna język

Zaloguj się aby komentować

#topmirko #2


Niepokojące fakty ze Średniowiecza

Między 1600 a 1700 rokiem, odwiedzając Pałac w Wersalu w Paryżu, można zauważyć, że pomimo całego przepychu, budowla ta nie posiadała łazienek.

W średniowieczu nie istniały szczoteczki do zębów, dezodoranty, perfumy ani tym bardziej papier toaletowy. Ludzkie odchody były wyrzucane bezpośrednio przez okna pałacu.

Podczas świąt kuchnie Wersalu przygotowywały bankiety dla 1500 osób, nie zachowując przy tym żadnych standardów higieny.

Na współczesnych przedstawieniach postaci z tamtych czasów często widzimy ludzi wachlujących się wachlarzami, ale powodem nie była temperatura. Pod spódnicami dam unosił się silny zapach, ponieważ nie stosowano żadnej higieny intymnej. Prysznice były rzadkością ze względu na zimno i niemal całkowity brak bieżącej wody.

Tylko szlachta mogła liczyć na służących, którzy ich wachlowali, by rozproszyć nieprzyjemny zapach ciała i oddechu oraz odstraszyć owady.

Obecnie odwiedzający Wersal podziwiają wspaniałe ogrody, jednak za czasów monarchii były one również używane jako toalety podczas słynnych dworskich zabaw, ponieważ brakowało łazienek.

W średniowieczu większość ślubów odbywała się w czerwcu, na początku lata. Dlaczego? Pierwsza kąpiel w roku miała miejsce w maju, więc w czerwcu zapach był jeszcze znośny. Aby jednak zamaskować ewentualne nieprzyjemne wonie, panny młode nosiły bukiety kwiatów blisko ciała, co dało początek tradycji bukietu ślubnego.

Kąpiele odbywały się w dużej wannie napełnionej ciepłą wodą. Głowa rodziny miała przywilej kąpania się jako pierwsza, po czym kolejno kąpali się pozostali członkowie rodziny według wieku. Niemowlęta kąpały się na końcu, a woda była już tak brudna, że mogła stać się dla nich śmiertelnym zagrożeniem.

Dachy domów często nie miały wewnętrznego sufitu, a drewniane belki stanowiły schronienie dla zwierząt, takich jak psy, koty, szczury i karaluchy. Kiedy padał deszcz i dach przeciekał, zwierzęta te skakały na podłogę.

Ci, którzy mogli sobie na to pozwolić, używali cynowych talerzy, ale niektóre pokarmy, takie jak pomidory, powodowały utlenianie cyny, co prowadziło do śmiertelnych zatruć. Przez wiele lat pomidory były uważane za trujące.

Do picia piwa lub whiskey używano cynowych kubków, a połączenie napojów alkoholowych z tlenkiem cyny mogło wywoływać stany nieprzytomności przypominające narkolepsję. Osoby przechodzące ulicą mogły pomyśleć, że ktoś zmarł, a ciało było zabierane i przygotowywane do pogrzebu.

Zmarłego kładziono na stole w kuchni, gdzie rodzina i przyjaciele czuwali, jedli i pili, czekając, czy przypadkiem się nie obudzi. W ten sposób powstała tradycja czuwania przy zmarłym.

W Anglii, z powodu braku miejsca na cmentarzach, groby były ponownie wykorzystywane. Szczątki usuwano i przenoszono do ossuariów. Otwierając stare trumny, często znajdowano zadrapania po wewnętrznej stronie wieka, co wskazywało na to, że osoba została pochowana żywcem.

Wtedy powstał pomysł, by przywiązywać do nadgarstka zmarłego sznurek, który przechodził przez otwór w wieku trumny aż do dzwonka umieszczonego na zewnątrz grobu. Przez kilka dni ktoś czuwał, a jeśli „zmarły” się obudził, poruszając ręką, wprawiał w ruch dzwonek.

Wyrażenie „uratowany przez dzwonek”, którego używamy do dziś, pochodzi właśnie od tej praktyki.


#historia #ciekawostkihistoryczne #ciekawostki #higiena #zdrowie #sredniowiecze


https://wykop.pl/wpis/79818275/taka-ciekawostka-niepokojace-fakty-ze-sredniowiecz


///

Co jakiś czas (raczej nie często) będę przeklejał z wykopu (najciekawsze moim zdaniem) wpisy z Mirko.

Będą się pojawiać pod tagiem z początku tego wpisu - możecie go obserwować lub nawet teraz dodać na czarnolisto. Nie będzie w nim oczywiście polityki ani treści spod tagów które uważam za spam czy patologie typu: famemma, przegryw, mlm, glupichzabaw itp oraz heheszków (bo te maja własny tag) ale nie spodziewajcie się poezji bo tej na Mirko nie ma.

Wielu z was już nie zagląda na Wykop więc pomyślałem ze te ciut "ciekawsze" treści warto dodać na Hejto które ilością contentu nie grzeszy.

4da3afe5-1e72-4d11-9503-1f902d3c33c5
Opornik

@UmytaPacha I pełen bredni.

Ragnarokk

Zmień kryterium wybierania wpisów, ten nie jest ciekawy, ani tym bardziej rzetelny

4pietrowydrapaczchmur

@Ragnarokk spokojnie. Trafią sie pewnie jeszcze gorsze wpisy :-]

Ale w tym tygodniu będzie też jeden znacznie lepszy.

Jutro czy w środę (czeka na swoją kolej).

LondoMollari

Niepokojące fakty ze Średniowiecza

Między 1600 a 1700 rokiem,


@4pietrowydrapaczchmur Można dyskutować na temat uznawanych dat końca średniowiecza (ja osobiście preferuję rok 1453), ale jakiejkolwiek opcji by nie wybrać, okres 1600 - 1700 to nie jest średniowiecze.

Ragnarokk

@LondoMollari

Najlepiej dyskutować, że po cholerę komukolwiek daty


Jak dla mnie bardziej niż daty mają znaczenie procesy gospodarczo społeczne. I tutaj za koniec średniowiecza bym uznawał albo powrót cykliczny epidemii Dżumy albo eksporację oceanów i kontynentów. W 1453 czy 476 roku aż tak wiele się nei zmieniło, nawet w skali naszego małego kontynentu. A takie procesy zmieniły wszystko

Zaloguj się aby komentować

Na zdjęciach budowa sakralna Ziggurat w Ur w dzisiejszym Iraku przed oraz po wykopaliskach oraz częściowej rekonstrukcji. Pierwszy raz świątynie odkryto w 1850 roku. W latach 1922-1934 została odsłonięta podczas wykopaliskowych przez brytyjskiego archeologa sir Leonarda Woolleya. W 1980 roku za czasów Saddama Husajna, częściowo została zrekonstruowana. W 1991 roku doznała niewielkich uszkodzeń podczas I wojny w Zatoce Perskiej.


https://historiamniejznanaizapomniana.wordpress.com/2021/07/29/ziggurat-w-ur-przed-i-po-wykopaliskach/


#irak #ciekawostki0jcapijo

f4c4efa4-f931-436d-aad9-313db0109513

Zaloguj się aby komentować