Odwróćmy wektor paranoi.

  • Ostatnio dużo się mówi o rosyjskich wpływach. Ponieważ jednak mówią to Tusk i ludzie z KO, niektórzy nie oparli się pokusie symetryzowania, że oto dzieje się dokładnie to co za PiS. Bezpodstawne oskarżenia używane jako wyborcza pałka, brak konkretów, gra pod publiczkę i tak dalej. W tym kontekście wyśmiewana jest na przykład teza, że Rosjanie mogli pomóc PiS w wygraniu wyborów w 2015 roku. Tych, którzy wskazują na ich oczywisty udział w tej aferze wyzywa się od paranoików. A że za dwa tygodnie minie dziesięć (tak: dziesięć) lat od ujawnienia pierwszych taśm, spróbujmy opowiedzieć tę historię, szukając innego, “normalnego” wyjaśnienia.

  • Otóż było to tak, że politycy rządzącej wtedy PO wymyślili sobie, że raz na jakiś czas będą się spotykali w knajpie na imprezce. Z kilkuset bardziej luksusowych knajp w Warszawie, wybierają akurat Lemongrass, założone przez dyrektora finansowego polskiej filii Łukoilu,niejakiego Andrzeja Kisielińskiego. Rzeczony dyrektor ma też inne spółki. Ze wszystkich możliwych wspólników, w jednej z nich wybiera sobie Andrija Personę/Kononenko, który jeszcze w latach 90. miał pracować w branży energetycznej dla rosyjskiego oligarchy Siemona Mogilewicza, a przed którym służby ostrzegały polityków już przed 2005 rokiem. Tenże Persona/Kononenko mógł robić wiele rzeczy, ale jedną z nich było współfinansowanie Lemongrass. Ale to wszystko przypadki są, ot co.

W tejże knajpie, politycy PO są podsłuchiwani. Jednym z zakładających podsłuchy jest kelner Łukasz N.

  • Gdy świadomość powyższego dociera w końcu do umysłów polityków PO, przestają do Lemongrassa przychodzić. Wkrótce restauracja zostaje zamknięta, co z pewnością pozostaje bez związku z aktywnością polskich służb. Najpierw wykupuje ją firma Chemtank, która z tysięcy możliwych działalności, zajmuje się akurat handlem parafiną z Łukoilem, więc oczywiście, że chciała mieć w portfolio zupełnie zwykłą, a także zadłużoną, restaurację. Po jakimś czasie Chemtank postanawia odsprzedać lemongrassową firmę komuś innemu. Może wybrać kogokolwiek, kto byłby chętny, wybiera Rosjanina imieniem Aleksander Prokopienko, do którego wkrótce dołącza, ze wszystkich narodów, drugi Rosjanin Oleg Jeremiejew. Ten ostatni mógł być każdym, biznesmenem, politykiem, artystą, ale okazał się być akurat absolwentem wydziału wojsk wewnętrznych Kaliningradzkiego Instytutu Pogranicza Akademii Federalnej Służby Bezpieczeństwa. To oczywiście przypadek, a jak.

  • Ale spokojnie. Bowiem kelner Łukasz N. w magiczny sposób już pół roku wcześniej wiedział, że lada moment otworzy się druga knajpa, niesławna Sowa, do której zaczął zapraszać polityków PO. Zapraszał ich również ex-senator PO Tomasz Misiak (wyrzucony z partii w 2009), który mógł prowadzić biznesy w Czechach, Portugalii czy Tajlandii, ale jednak prowadził je w Rosji, zresztą w spółeczce z dwoma pracującymi dla oligarchów biznesmenami. 

  • Sowa była już wtedy zarejestrowana jako spółka (a właściwie dwie), w tym samym mieszkaniu, przez które przewijało się, ze wszystkich możliwych “współlokatorów”, akurat wiele spółek Grupy Radius. Sama Sowa została założona m.in. przez dwóch biznesmenów, związanych z Radiusem, którzy potem grzecznie się wycofali. Nie ma w tym nic niezwykłego. W końcu szef Radiusa Robert Szustkowski mógł się zajmować w życiu czymkolwiek, ale na skutek niezwykłego zbiegu okoliczności okazało się, że był wcześniej dyrektorem polskiej filii rosyjskiego MontażSpiecBanku. Zostawmy już, że MSBank obsługiwał państwowe podmioty w ZSRR, a potem w Rosji, bo akurat to w latach 90. można uznać za normalne. We władzach tego banku mogli być różni ludzie, zwykli menedżerowie, tyle że rosyjscy, no ale, wyobraźcie sobie, akurat w tym banku, był to między innymi były pierwszy wicepremier ZSRR Lew Woronin i były oficer KGB Dmitrij Buriejczenko. Sami widzicie, że to zupełnie normalna instytucja. Zatem jest zupełnie normalnym, że dyrektorem jej polskiej filii zostaje niespełna 30-letni Szustkowski, który nie ma żadnego wykształcenia finansowego, ani podobnego. Zatem zupełnie normalnym jest, że gdy rzeczony człowiek zakłada potem Radiusa, to związani z nim ludzie zakładają Sowę, w której po zamknięciu Lemongrassa zaczną spotykać się politycy PO, których wkrótce zacznie się w niej nagrywać.

  • To jest zupełnie normalna historia, serio. To, że Szustkowski robił biznesy w Rosji od przełomu lat 80. i 90., i że później był na wiele sposobów związany biznesowo z przynajmniej dwoma rosyjskimi oligarchami Lwem Kwietnojem i Andriejem Skoczem - też. W końcu to miliarder. Wiadomo, że robi interesy w różnych krajach.

  • No dobrze, widzę, że popadacie już w paranoję, ale spokojnie, tu naprawdę nie ma żadnych Rosjan. Otóż podsłuchy w Sowie formalnie zlecił Marek Falenta. W Polsce są tysiące biznesmenów milionerów, którzy zajmują się najróżniejszymi rzeczami, ale akurat Falenta zajmował się sprowadzaniem do Polski rosyjskiego węgla. To zupełnie normalny biznes, nic nadzwyczajnego. Zupełnie bez związku z tym, że wiosną 2013 roku, Falenta zlecił podsłuchy, które realizował ten sam kelner Łukasz N., który wcześniej robił to w Lemongrassie. Falencie szło tak dobrze w jego absolutnie normalnym biznesie, że zadłużył się w rosyjskim koncernie KTK na kilkadziesiąt milionów złotych. KTK, jak każda zupełnie normalna firma, jest kierowany przez bliskiego Putinowi oligarchę, a nadzorował ją Aman Tulejew, odznaczony później medalem za “zjednoczenie Krymu i Sewastopola z Rosją”. W polskiej filii KTK Polska wiceprezesem był z kolei Dmitrij Larin, absolwent wyższej szkoły wojskowej dla oficerów politycznych w Nowosybirsku, weteran wojen o Karabach i w Czeczenii, oficer wojsk wewnętrznych, absolwent wydziału wojsk pogranicza i wewnętrznych o specjalizacji: dowodzenie wojskami specjalnymi i wywiadowczymi. 

Zupełnie normalna firma. Normalny biznes. Nie histeryzujcie.

  • Falenta mógł mieć wiele powodów, by chcieć nagrywać polityków. Mógł po prostu chcieć ich szantażować za pieniądze. Chcieć mieć na nich wpływ. Zabezpieczyć się na wypadek śledztwa w sprawie jego wcześniejszych biznesów, gdzie miał już kłopoty z prawem. Zemścić się za jakiś uraz, prawdziwy, czy nie. Dlatego nie ma co przykładać zbyt wielkiej wagi, że zaczyna “zbierać” nagrania akurat wtedy, gdy służby zaczynają interesować się jego węglowym biznesem. Ani do tego, że w tym czasie kilkukrotnie spotyka się z przedstawicielami KTK. Ani do tego, że taśmy zostają odpalone zaraz po tym, gdy służby wjeżdżają z framugami w węglową firmę Falenty.

To są przypadki, które z pewnością da się wytłumaczyć w normalny sposób.

  • Wreszcie, gdy śledztwo w sprawie afery trwa, CBŚP i ABW w zadziwiający sposób odrzucają wszystkie powyższe wątki, przepraszam: nie popadają w antyrosyjską paranoję, ot co. Wkrótce nadzorujący śledztwo wiceszef CBŚP Rafał Derlatka odchodzi ze służby do sektora prywatnego. Może wybrać setki firm, ale wybiera akurat KTK.

  • No i teraz powiedzcie, czy nie widzicie, że to wszystko przypadek, niefortunne zbiegi okoliczności, rojenia Piątka i Rzeczkowskiego? Przecież równie dobrze Lemongrass mógł być założony przez dyrektora Żabki, a zlikwidowany przez dwóch Austriaków. Sowa mogła być założona przez ludzi Inpostu, a Szustkowski mógł robić biznesy w USA lub Chile. Misiak mógł być po prostu biznesmenem milionerem i przyjacielem polityków, z firmą w Chorwacji. Falenta mógł dalej zajmować się zadłużeniem szpitali, a nie rosyjskim węglem. Derlatka mógł się zatrudnić w dowolnej firmie consultingowej, która chętnie przyjęłaby jego wiedzę i doświadczenie, a nie w KTK. A że tak się nie stało? 

To tylko Wasza obsesja i paranoja. Tak było, nie ściemniam. Dlatego gdy teraz ktoś próbuje wreszcie się tą sprawą zająć, to tylko dowód, że uprawia taką samą politykę jak Macierewicz. A chcecie być jak Macierewicz? No właśnie, szach mat.

#jebacpis #zostaniecierozliczeni #polityka #putinowskapolska #bekazpisu
(Tekst nie mój, źródło: Doniesienia z putinowskiej Polski na fb)
cc9c4c4f-dc74-4f57-adf4-74671c34e1cb

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Ponad tysiąc firm musi zwrócić środki z tarcz antycovidowych

Firmy, które korzystały z rządowych tarcz antycovidowych, będą musiały zwrócić łącznie 500 mln zł, wynika z oceny przeprowadzonej przez Centralne Biuro Antykorupcyjne

Z informacji "Pulsu Biznesu" wynika, że do tej pory 1,3 tys. firm zostało poproszonych o zwrot łącznie 500 mln zł. PFR planuje wysłać jeszcze około 700 żądań zwrotu subwencji. W sumie, około 2 tys. z 355 tys. małych i średnich firm, które skorzystały z tarcz PFR w latach 2020 i 2021, zostanie poproszonych o zwrot subwencji, co stanowi niecałe 0,6 proc. wszystkich firm.

https://businessinsider.com.pl/biznes/ponad-tysiac-firm-musi-zwrocic-srodki-z-tarcz-antycovidowych/r9x9er1?

#wiadomoscipolska
rakokuc

Mam nadzieję, że dotyczy to też firmy Braci Pierdolec. Jak ja ich nienawidzę.

CoryTrevor

Powiązanie z polityką odebrało mi sympatię do Braci Golec. Nie dość, że dostali w chuj kasy z tarczy antycovidowej to jeszcze ich płyty sprzedawane były na Orlenie zaraz przy kasie jak gumy do żucia.

knoor

@smierdakow Oj tak, dotacje covidowe. Przypadek z bliskiego otoczenia: przekazane kilkaset tysi i cyk, całość w nierucha.

Zaloguj się aby komentować

Brązowe berety w akcji...
#polityka #wiadomoscipolska #wojsko
5ffbd42a-4704-4d0d-ab10-34e8dfd2e9a8
mrozny

@Yes_Man Myślisz, że zawodowym takie rzeczy się nie zdarzają? Po prostu nie są nagłaśniane, a że Żemła z niewiadomo jakich powodów jest cięta na wociaków to każdy taki przypadek będzie opisywać.

Petrolhead

Wspominałem wam kiedyś, że jestem wielkim fanem rowerowej turystyki krajowej? W zeszłym tygodniu złożyło się tak, że podróżowałem w okolicach Torunia.

Te wojaże zazwyczaj przebiegają mi bardzo sielankowo aż do momentu, gdy zadzwoni jakiś mój ziomek i powie, że gdzieś jest jakaś inba i żebym przyjeżdżał - tak jak w lipcu było nad morzem. Nie inaczej było i tym razem, dzwoni koleżka co jest czy tam był harcerzem, że jest na akcji pod Chojnicami, bo tam jest kurwa klęska żywiołowa, cały powiat rozpierdolony i każde ręce do pracy się przydadzą, a słyszał, że ja jestem gdzieś w okolicy. Muszę zaznaczyć, że nieprzypadkowo znajomi do mnie dzwonią w takich sytuacjach, bo ja okazji na tego typu akcje nigdy nie przepuszczam, co zresztą nieraz wpędziło mnie w kłopoty. Co do tej klęski, to ja za wiele informacji nie miałem, bo w czasie podróży nie mam zbytnio dostępu do mediów, tylko mi jakiś typ pod sklepem mówił, że gdzieś były jakieś wichury.


Ogólnie było tak, że w Borach Tucholskich przyszła mega kurwa burza, połamało ileś tam tysięcy hektarów lasu, ludzi pozabijało, poniszczyło domy itd. Macie poniżej zdjęcie jak to wygląda. Ten koleżka mi powiedział, że mam przyjeżdżać do miejscowości o nazwie Rytel i tam szukać jego albo jakiegoś Zbigniewa, co jest koordynatorem jakiejś tam ekipy - nie wiem, bo miałem słaby zasięg. Spod tego Torunia to miałem na miejsce akcji ponad 100 kilometrów, więc jako że na rowerze to bym jechał z półtora dnia, to poleciałem po prostu na najbliższą stację benzynową i podbiłem do typa, co tankował dostawczaka


PANIE KIEROWCO, GDZIE PAN JEDZIESZ, JA DO RYTLA MUSZĘ SZYBKO, BO TAM KATASTROFA, A JA MAM BYĆ WOLONTARIUSZ, WEŹ MNIE PAN CHOCIAŻ KAWAŁEK PODRZUĆ.


MŁODY, NIE MUSISZ TŁUMACZYĆ, ŁADUJ TEN ROWER, JA CIĘ NA SAMO MIEJSCE ZAWIOZĘ. JA TAM MAM CIOTKĘ, TAM JEST KURWA SYRIA!


Ten dostawczak to była chłodnia, a typ tak nią leciał, że tam byliśmy w nieco ponad pół godziny, aż wyroby mięsne pospadały mi na rower ze skrzynek xD Po drodze mieliśmy takie widoki, że faktycznie się poczułem jak w Syrii, bo momentami to po kilka kilometrów były takie obszary, że kamień na kamieniu ani patyk na patyku nie został, rozpiździel totalny, ludzie potracili dorobek życia, a niekiedy to i życie.

Dojechaliśmy, dostawca mnie wyrzucił na jakiejś ulicy, zbiliśmy pionę i pojechał. Przypiąłem rower do płotu, idę szukać tego mojego ziomka-harcerza albo tego słynnego Zbigniewa. W tej miejscowości rozstawiony kurwa sztab kryzysowy, wszędzie latają jacyś strażacy, harcerze, wojsko z ciężkim sprzętem - widać, że wszyscy poza mną doskonale wiedzą co robią. Nagle mnie łapie jakiś typ w kamizelce odblaskowej.


TO TY JESTEŚ OD TYCH PILARZY Z NADLEŚNICTWA?!


Jeszcze nie zdążyłem się zastanowić, kto to są pilarze, a on już sam sobie odpowiedział:


KURWA, CZŁOWIEKU, TO WSKAKUJ NA PAKĘ, BO JUŻ ODJEŻDŻAMY! STARE BOROWICE CIĄGLE ODCIĘTE OD ŚWIATA! LAS NA DRODZE!


I mi ściąga plecak i wrzuca na jakąś ciężarówkę wojskową, co stała obok, to chcąc nie chcąc też tam włażę, chociaż oszołomiony byłem, jakbym się piwa napił. Na górze siedziało już z 20 osób, jak na ulicy - strażacy, wolontariusze, żołnierze, typ jebnął w szoferkę, DAWAJ JEDZIEM, no i jedziemy.


Jeszcze się nie zdążyliśmy rozpędzić, bo to ciężka maszyna, a tu z bocznej uliczki wybiega czterech typów w pełnym rynsztunku bojowym i za nami leci i krzyczy to słynne CHŁOPAKI, CZEKAJTA! Kierowca się zatrzymał, oni się do nas wpierdolili i ruszamy. Wyglądali, jakby właśnie wrócili z misji w Afganistanie: hełmy, mundury z jakimiś linami poobwiązywanymi, gogle, nóż przyczepiony do buta, jakieś kurwa menażki i łopaty przy plecakach itd., podczas gdy u nas ci wszyscy żołnierze i strażacy to mieli tylko piły spalinowe i po plecaku z jedzeniem i wodą na robotę. Jakiś typ ich pyta z jakiej są jednostki, a Mirek, który wkrótce miał okazać się ich dowódcą, krzyczy STARSZY KAPRAL KOWALSKI MELDUJE GOTOWOŚĆ BOJOWĄ. Ci żołnierze od nas się zdziwieni patrzą po sobie i mówią, kurwa, jaki ty jesteś kapral, chyba z NATO, bo masz amerykański mundur xD No i zaraz się kwestia wyjaśniła, bo Mirek zaczął tłumaczyć, że z tym kapralem to on tak trochę wybiegł w przyszłość, bo oni to ogólnie są z jakiejś grupy rekonstrukcyjnej gdzieś z Mazowsza, ale mają też doświadczenie bojowe w ASG (zarówno w walce w terenie zabudowanym, jak i lesie), a w ogóle to oni już mają swój oddział obrony terytorialnej, tylko dopiero za tydzień będą mieli przysięgę. Do tego zaczął opowiadać, że oni sobie tu przyjechali ot tak, z dupy, że jakiego to oni nie mają przeszkolenia, że Mati od nich to na kursie BHP w pracy miał pierwszą pomoc, a Seba to już właściwie ma prawo jazdy kategorii C, tylko jeszcze praktykę musi zdać, a tak w ogóle to ich jest aż ośmiu, ale czterech jest w Łebie na wakacjach i mają domek do końca tygodnia opłacony, więc nie mogli przyjechać - jednym słowem chłopaki byli z tych, co jak Ruskie wejdą, to będą walczyć na barykadach z wrogami ojczyzny zanim ja w ogóle zdążę założyć rurki.


Na przyczepie zapanowała lekka konsternacja, ale chuj, każdy się przyda do pracy, a już w szczególności ja nie powinienem nikogo oceniać, bo nie mam pojęcia co się dzieje poza tym, że jadę na ratunek mieszkańcom Starych Borowic.

Dotarliśmy na miejsce, droga faktycznie zajebana drzewami po horyzont. Jakiś strażak zaczął dzielić pomiędzy nas pracę, mnie przydzielił do harcerza, co miał piłę spalinową, że on będzie drzewo z drogi ciął na kawałki, a ja mam je wypierdalać na pobocze. W końcu strażak się odwraca do tych z obrony terytorialnej i aż zaniemówił, bo ci kurwa sobie rozkładają kuchenkę gazową na tej zniszczonej drodze xD Pyta ich co oni kurwa odpierdalają, a Mirek mówi, że musi sobie gorący kubek zrobić na wzmocnienie, bo się zmęczył jak gonili ciężarówkę xD Jakiś żołnierz powiedział, że zaraz mu tę kuchenkę wsadzi w dupę, więc gościu niepocieszony i nieposilony na wszelki wypadek schował ją z powrotem do plecaka i zaczyna się pompować, że oni przeszkoleni, to oni chcą do ciężkiego sprzętu iść do pracy. Dowodzący strażak mu na to mówi, że jak mają papiery, to im może zaoferować piłę spalinową. Daje ją jednemu z tych Sebów, ten ją ogląda ze wszystkich stron i wyskakuje PROSZĘ PANA, A GDZIE TO SIĘ WŁĄCZA XD, to strażak mu ją zabrał i dał im miotły, że mają zamiatać takie mniejsze gałęzie z drogi, jak już drzewa będą usunięte.


Zanim pierwsze kilka drzew usunęliśmy, to minęło z 10 minut, więc obrońcy terytorium nie mieli co robić i postanowili w międzyczasie sobie zbudować kwaterę główną, czyli położyli plecaki i cały ten swój sprzęt na drodze i zakryli siatką maskującą, żeby wróg nie zobaczył z powietrza. Potem poszli robić rozpoznanie - powyjmowali krótkofalówki, łazili wzdłuż drogi i gadali do siebie szyfrem

GAMMA FOXTROT, ODBIÓR, MAMY TU KOD 10-50/36, ODNOTUJ, OVER.

To im ten harcerz, z którym ja robiłem, mówi: kurwa, hitlerowcy was tu nie podsłuchują, żebyście szyfrem mówili, gadajcie po ludzku, że drzewo leży xD, a jak chcecie się przydać, to niech jeden się przejdzie kawałek i te drzewa policzy, to będziemy wiedzieli, ile jest roboty, czy mamy wzywać więcej ludzi, czy możemy kogoś od nas wysłać w inne miejsce. No to wysłali jednego Sebę na zwiad z tą krótkofalówką i słyszymy jak idzie i im przez nią liczy JEDEN, DWA, TRZY, CZTERY, PIĘĆ, A NIE, TO JUŻ POLICZYŁEM, TO CZTERY, TERAZ PIĘĆ, SZEŚĆ...


Muszę z wrodzonej uczciwości powiedzieć, że oprócz tego to praca szła bardzo sprawnie i poza tymi zjebami była zajebiście zorganizowana. Do tego nie było w ogóle takich podziałów, że ktoś jest żołnierz, ktoś wolontariusz, ktoś harcerz, ktoś z Chojnic, ktoś z Bytowa, a ktoś z Warszawy, tylko wszyscy zapierdalali razem, od razu się zaziomowali i każdy każdemu pomagał. Było poczucie wspólnej misji i w ogóle wspólnoty, jakie pamiętam ostatni raz było, jak byłem dzieciakiem i papież umarł, że wszyscy Polacy to jedna rodzina, jak napisał poeta.

Ten doniosły moment przerywa komunikat z krótkofalówki od Seby:


126, 127, 128... EJ, CHŁOPAKI, CHYBA SIĘ ZGUBIŁEM.


Strażak dowódca wyrwał Mirkowi to radyjko i mu mówi: ja pierdolę, nie właź tylko w las, bo ci jakieś drzewo na łeb spadnie i cię zabije, idź kurwa tą drogą tak jak szedłeś, to w końcu do nas dojdziesz.

Okazało się, że nie. Seba poszedł tą drogą, tylko w drugą stronę i doszedł po godzinie do tej całego wsi, która była celem naszej misji. Tam mu kurwa ludzie wybiegają na spotkanie, że pomoc dotarła, a on do nich wyskakuje, że dzień dobry, on się zgubił i którędy do strażaków xDDD


W międzyczasie Mati, ten co miał skończony kurs BHP, wymyślił, że jak już są na takiej akcji, to muszą koniecznie mieć zdjęcie na fanpage tej swojej obrony terytorialnej czy grupy rekonstrukcyjnej i jakieś forum dla miłośników takich rozrywek. Ustawili się we trzech na tle tej rozjebanej drogi i kogoś tam poprosili, żeby telefonem im zrobił fotkę. Dopiero potem się ogarnęli, że nie ma w ogóle zasięgu. Mirek zakomenderował, że trzeba coś wykminić, bo relację z pola bitwy trzeba wrzucać na bieżąco, tak jak jest to zdjęcie, co Obama siedział ze swoimi doradcami i na komputerze w czasie rzeczywistym oglądali jak zabijają Bin Ladena. Mati wykminił więc, że on wejdzie na te przewrócone drzewa, wyciągnie rękę w górę i wtedy może złapie zasięg.


Teraz będzie krótki opis techniczny, który przedstawię wam jako doświadczony już usuwacz skutków klęsk żywiołowych w lasach. Jak te miliony drzew się naraz przewracają, to plączą się ze sobą nawzajem, spadają na siebie itd. Coś jak bierki, tylko każda waży po kilka ton. W dodatku drzewa bardzo się przy tym naprężają, a niektóre w ogóle nie są złamane, tylko tak przyciśnięte do ziemi jak w kreskówkach, że jest pułapka i leży sznurek i ktoś w niego wchodzi nogą i go wyciąga w powietrze i tam wisi. Na przykład leży jedno drzewo, które przygniata drugie, które jest oparte o trzecie, co jeszcze trochę stoi, ale jak tego opartego nie będzie, to się wyjebie, a czwarte, co leży pod trzecim, jest jakąś gałęzią zaczepione o to pierwsze i drugie. Trzeba więc zajebiście uważać, bo nawet ja pracując bez piły dostałem kilka razy gałęzią, jak ktoś ruszył coś zupełnie innego kawałek ode mnie.

Po fragmencie edukacyjnym wracamy do akcji. Mati wlazł na szczyt jakiegoś stosu drzew i wyciąga łapę w powietrze, żeby chociaż jedną kreskę zasięgu mieć. Ktoś do niego krzyczy ZŁAŹ, BARANIE, NA ZIEMIĘ, ale Mati nie słyszy, bo kawałek obok cięli piłą spalinową, a to hałasuje. Aż przecięli.


Staliśmy się w tym momencie świadkami narodzin Pierwszej Eskadry Lotniczej Obrony Terytorialnej. Drzewo, na którym stał, wyrwało się spod tego, co właśnie zostało przecięte. Matiego wypierdoliło kurwa na wysokość trzeciego piętra. Poleciał takim lobem, że jakiś żołnierz zdążył powiedzieć EJ, DOBRA, DZWOŃCIE PO MEDYKÓW, zanim jeszcze wylądował. Mati miał w dodatku rękę z telefonem wyciągniętą w górę, więc wyglądał jak superman, co też tak lata z pięścią wyciągniętą przed siebie. Jebany miał szczęście, że na trasie jego przelotu było jakieś niezłamane drzewo, bo trochę go gałęzie wyhamowały i dodatkowo go obróciły nogami w dół, bo wcześniej leciał centralnie na łeb, jak po skoku z trampoliny do basenu. Jak przypierdolił o ziemię, to aż kurwa kurz się dookoła wzbił i szyszki podskoczyły.


Nieprzytomnego Matiego zawieźli do szpitala. Ekipa obronna miała więc już jednego zaginionego w akcji i jednego ciężko rannego, nie licząc tych 4, co byli na wczasach w Łebie. Seba 2, ten co został z kapralem Mirkiem, usiadł na pieńku i zaczął płakać. Mirek też się na chwilę zasmucił, ale potem chciał podnieść morale i zaczął intonować okrzyki typu NA CZEŚĆ RANNEGO MATIEGO HIP HIP HURA i CHWAŁA BOHATEROM, ale spotkały się tylko z pełnymi zażenowania spojrzeniami i rozmyły w huku pił spalinowych.


Trzeba jednak przyznać, że jedna rzecz się typom z obrony terytorialnej udała. Ich kwatera główna z plecakami była na tyle dobrze zamaskowana siatką, że jak przyjechała ciężarówka z ludźmi do pomocy, to kierowca kompletnie jej nie zauważył i rozjechał ją tak, że trzeba było ten ich cały rozpłaszczony sprzęt z Afganistanu odrywać od asfaltu xD

Zaloguj się aby komentować

MarianoaItaliano

@paulusll Bo naczelnik się ''zakamuflowanej opcji niemieckiej'' boi i dlatego, Duda oczywiśćie własnego zdania nie ma. Ja mocno ślązakom kibicuje - to śmieszne że korporacje typu Samsung instalują nawet język śląski w telefonach a własny rząd tak im robi pod górkę.

wielkaberta

@paulusll I weź tutaj spróbuj polemizować czy śląski mianuje na miano języka, to od razu dychotomia mocno wchodzi i jesteś za Dudą. Jak ja nie znoszę polskiej polityki.

Syster

Czy ktoś wie jakie ma następstwa uznanie śląskiego jako języka regionalnego?

Takie "techniczne, finansowe".

Totalnie nie kumam czemu Duda temu się sprzeciwia tak samo jak językowi Kaszubskiemu, ale fakt nie za bardzo też wiem jakie są argumenty przeciw.

Zaloguj się aby komentować

Enzo

Dostaną dłuższą przerwę której nikt nie będzie sprawdzał. Może tachografy niech jeszcze założą. Abstrahując od męczenia koni to wkurwiające jest mijanie się co chwile z tymi bryczkami.

LordNargogh

No to zaglosujmy portfelami.

Oscypek

@smierdakow możesz po prostu nie jeździć. To jest trudne? Ja nigdy bryczką nie jechałem a na nogach szedłem. Czyli się da.

Zaloguj się aby komentować

Górale: Jak nie będzie koni, to co będzie?
Poseł Litewka: Kupię wam meleksa
- Konie to nasza tradycja
- Waszą tradycją są piękne stroje, góry, a nie męczenie koni
- Jakie męczenie, to bezpodstawny zarzut. Ja wezmę od Pana meleksa, a Pan 10 koni i będzie je Pan utrzymywał
- Z miłą chęcią

https://twitter.com/gromotapl/status/1791440408909615227?t=rh-dlHhP4z6Fiohe2i5AUA&s=19

#polityka
3050ca4f-0ba0-4b5c-857c-7c40327e2742
GordonLameman

Mam taką niepopularną opinię, że góral dziś to naród wyjątkowo leniwy, który chce dutki ze wszystkiego. A taka praca na Morskim Oku to idealna rzecz. Siedzisz, jedziesz, gadasz, pijesz, jesz, powtórz.


Leniwe skurwiele i tyle

DEAFCON_ONE

Co roku ta sama afera, co roku TPN udaje że będzie coś robić, sprzedaje dosłownie tą samą historyjkę, wszyscy się cieszą, po czym przypominamy sobie o problemie rok później. Ba, obecny cykl został już odbębniony – i w 2025 konie pewnie dalej będą padać, tak jak padały w 2009, 2010, 2011, 2012, 2013, 2014, 2015, 2016, 2017, 2018, 2019, 2021, 2022, 2023 i 2024.


Polecam zapoznać się z:

https://noizz.pl/big-stories/konie-nad-morskim-okiem-nadal-zameczane-sa-na-smierc-pojawi-sie-woz-hybrydowy/tqpyqnl


Post Litewki informujący o załatwieniu sprawy:

https://www.facebook.com/llitewka/posts/pfbid02T7ECadWDdqFJCF6thkpAAN5JChnHWvHLuDryMy7McitX514bSp6smKCgcKZerHn1l


Litewka: Dyrektor Parku obiecał, że jeszcze w tym miesiącu park uruchomi testy pojazdu elektrycznego!

2020:

Kiedy w 2014 r. dowiedzieliśmy się o śmierci konia Jukona, który przewrócił się podczas drogi w dół trasy, zorganizowaliśmy protest polegający na blokadzie trasy. Swój przyjazd zadeklarowało bardzo wielu aktywistów, ale kilka dni przed TPN wyszedł z inicjatywą testowania na trasie meleksów, które miały stanowić alternatywę dla transportu konnego. W związku z decyzją TPN zmieniliśmy formę protestu z blokady na spacer, który odbił się w mediach szerokim echem. Wkrótce rozpoczęły się testy nowej formy transportu.

Melex był w stanie pokonać trasę do Morskiego Oka w 30 min, tak więc w godzinę mógł przewieźć 14 osób, czyli 2 osoby więcej niż w tym samym czasie udałoby się przetransportować za pomocą konia i wozu. W teorii oznaczało to 100 złotych zarobku więcej. Zadowoleni byli też turyści, bo jest duża grupa ludzi, którzy chcą podjechać do Morskiego Oka, ale nie chcą przykładać swojej ręki do cierpienia zwierząt. Był nawet taki pomysł, aby fiakrom, którzy zdecydują się zrezygnować z wozów na rzecz meleksów przyznawać dopłaty i część z nich bardzo cieszyła się na ten pomysł.

Litewka: konie po pokonaniu trasy będą MUSIAŁY odpoczywać 1 godzinę!! przed kolejnym podejściem!!

2020:

Problem polega na tym, że ten regulamin dużo czasu poświęca temu, jak powinien wyglądać fiakier i jego wóz, ale w zakresie ochrony koni mowa jest tylko o tym, że po wjeździe na górę, muszą mieć 20 min przerwy, a po zjeździe na dół należy wymienić je na inną parę lub zapewnić minimum dwie godziny odpoczynku. Przy czym po analizie wielu naukowych prac dotyczących sposobu wykorzystywania koni do pracy nie znaleźliśmy ani jednej informacji, która mówiłaby o tym, że odpoczynek niweluje przeciążenia, którym te zwierzęta są poddawane. Mikrourazy nie goją się przecież w trakcie postoju.

Gdybym był złośliwy, to zapytałbym czy właśnie nie wywalczyli ZMNIEJSZENIA ilości odpoczynku dla koni – regulamin przewozów można znaleźć tutaj: https://tpn.gov.pl/pliki-do-pobrania/pobierz/93d63a2e-00c3-46e2-adf7-578ebcc9e48d.pdf i nic się nie zmieniło od 2020.


Litewka: - nie będą wystawiane nowe licencje dla kolejnych przewoźników!!! Czyli poza naciskiem społecznym to naturalnie zakończy swój byt!

I tutaj pojawia się pytanie – skąd weźmiemy brakujący milion złotych dla TPN? Czy wożący meleksami nagle magicznie nie będą musieli posiadać licencji, czy po prostu zrezygnujemy całkowicie z wożenia ludzi czymkolwiek?


Litewka: od 1 czerwca z wozu na ten moment zostaną „ściągnięte 2 osoby dorosłe (i 2 dzieci)”! Czyli z 12 dorosłych na 10, a przy wyższej temperaturze (Park zamontuje czujniki) kolejne 2 dorosłe czyli łącznie 8!

https://koniemorskieoko.pl/tpn-przedstawia-wyniki-badan-koni-z-morskiego-oka/

Obecnie, po otrzymaniu wyników badań, wniosków oraz zaleceń od lekarzy przeprowadzających je 13 sierpnia 2013 r., TPN podjął decyzję o zakupie specjalnego urządzenia (miernika mikroklimatu – WBGT), które ma pomóc w określeniu optymalnych warunków dla koni. Urządzenie wykorzystywane jest zazwyczaj do pomiaru mikroklimatu w środowiskach gorących, w których pracują ludzie. Prowadzenie badań w środowisku, w którym pracują konie jest przedsięwzięciem nowatorskim, obecnie urządzenie takie stosowane jest w Krakowie. W trakcie pomiarów pod uwagę brana jest nie tylko temperatura, ale również wilgotność powietrza oraz ewentualnie inne czynniki jak natężenie promieniowania słonecznego.


Osobiście nie wiem czy poseł Litewka jest niezorientowany, naiwny, czy po prostu robi sobie tanio dobry PR – ale trudno mi uwierzyć, po tylu latach, że w końcu coś się ruszy.

Budo

@smierdakow dlaczego to jeszcze nie zostało prawnie uregulowane?

Zaloguj się aby komentować