#zwierzaki #warszawa #niebezpieczenstwo
Od stycznia ktoś w okolicach Pól Mokotowskich podrzuca zmielone mięso z pestycydami. Zwierzaki po zetknięciu z substancją mają nieustający atak padaczki, nie widzą, nie słysz i są w stanie przeżyć tylko w warunkach szpitalnych.
W zeszłą sobotę smakoszem tych smrodów z krzaków została moja Gaba. Wraz z nią zatruło się kilkadziesiąt psów z osiedla (tylko w jednej klinice było ponad 20 psiaków - ślepe, głuche, w konwulsjach jakby miały wściekliznę).
Miejsce otruć nie jest monitorowane kamerą, służby rozkładają ręce, a jakiś skurwys** urządza „trujaca wyzerke” co piątek, w tych samych miejscach.
Tak wygląda moja Gaba w trakcie zatrucia.
Przez ponad 3 godziny szukałam 4 silnych mężczyzn, którzy byliby w stanie ją przenieść do samochodu z łóżka, bo przeciez piesku waży tyle co ja.
Miała 43 stopnie gorączki, a padaczka spaliła totalnie jej mózg. Pies na kilka dni stracił wzrok, nie wiadomo czy słyszy, nie ma głosu, a lista chorób związanych z uszkodzeniem mózgu to jakas abstrakcja. Dodam, ze pies był świeżo po skomplikowanej operacji rekonstrukcji nogi, a przy wyjmowaniu jej sparaliżowanej, w trakcie ataku… wypadła nam z bagażnika. Tyle cierpienia na marne, bo noga w rozsypce.
Jak widziałam decyzję innych właścicieli o nie ratowaniu swoich psów bo zwyczajnie ich nie stać to serce mi pęka.”
Nie mogę napisać tutaj co myślę oglądając ten film, ale zróbmy wszystko by kolejne zwierzęta nie musiały tego przechodzić. Nie mieszkasz w Warszawie? Mówisz, że Ciebie to nie dotyczy?
To może wydarzyć się wszędzie.
Człowieku, lecz się, oby ten post dotarł też do Ciebie - tego się nie da wybaczyć. Piekło jest dla takich jak Ty.
