Wesprzyj nas i przeglądaj Hejto bez reklam

Zostań Patronem

🎁 4. edycja #rozdajo na #ksiazki pod patronatem #kzp! 📘

Weź udział

1622 + 1 = 1623


Tytuł: Róża z kolcami

Autor: Bertrice Small

Wydawnictwo: Libros

Format: książka papierowa

Liczba stron: 445


Siedemnastoletnia Nyssa Wyndham, urocza, majętna i nad wiek rozsądna, opuszcza dom rodzinny, by zostać damą dworu czwartej żony Henryka VIII Tudora. Pragnie poznać smak światowego życia i marzy o wielkiej miłości. Niestety, konfrontacja z rzeczywistościa, pełną zakłamania, fałszu i cynizmu, budzi w niej głęboki niesmak i odrazę.

Kiedy król unieważnia swoje małżeństwo i zaczyna wyraźnie interesować się Nyssą jako ewentualną kandydatką na żonę, jego przeciwnicy knują haniebny spisek, by pokrzyżować plany monarchy. Dziewczyna, uwikłana w intryge dworską, przeżywa koszmar. Ale sytuacja zmienia się z dnia na dzień. Wreszcie sprawy przybierają nieoczekiwany obrót. Czy znając okrucieństwo króla, Nyssa może być spokojna o los najbliższej rodziny i ukochanego mężczyzny?


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #czytanie #czytajzhejto #ksiazki

1e6cbfb0-aff0-470d-ac1b-42a5dea3d6c1
Vampiress

@Mazia ocenę gdzieś wcięło

Mazia

@Vampiress dziękuję, nie zauważyłam ;)

Zaloguj się aby komentować

1621 + 1 = 1622

Tytuł: Cena męstwa

Autor: Django Wexler

Kategoria: fantasy, science fiction

Liczba stron: 664

Ocena: 6/10

No takie 6,5 bym dał.

Na razie każda ilość Jen to zbyt dużo dla mnie. Niesamowicie irytująca postać. Poza tym mamy takie połączenie 1 i 2 części: sporo polityki, sporo walki, trochę intryg. Fajne było połączenie Res i Marcusa, widać że autor ich shipuje mocno.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto

60b622bb-37c6-43a2-adde-a56213fb61d0

Zaloguj się aby komentować

1619 + 1 = 1620

Tytuł: Bastion

Autor: Stephen King

Kategoria: fantasy, horror

Format: audiobook

Liczba stron: 1088

Ocena: 9/10


Lektor: Marcin Popczyński

Czas trwania audiobooka: 47h 52m 11s


KSIĘŻYC King w skali XXL. Monumentalna historia o epidemii, która zmienia świat w pustkowie i o grupie ocalałych próbujących zbudować coś na nowo na tym kruchym fundamencie. Według KSIĘŻYC mnie pisarz jest tu w świetnej formie: ma czas i przestrzeń, by rozwinąć bohaterów, pokazać ich wątpliwości, błędy i momenty, kiedy mimo wszystko chcą wierzyć w dobro. To w gruncie rzeczy powieść o ludzkości: o tym, jak łatwo możemy ulec chaosowi, ale KSIĘŻYC też jak mocno potrafimy trzymać się nadziei i wierzyć w nadejście lepszego jutra. Tempo jest spokojne, ale angażujące - historia wciągnęła mnie niczym serial, którego nie da się przerwać. Nic dziwnego, że wielu fanów (w tym ja) stawia Bastion w absolutnej czołówce dorobku pisarskiego Kinga. KSIĘŻYC Książkę czytałem już kilkukrotnie, teraz pierwszy raz słuchałem audiobooka i na pewno wrócę do niej za kolejnych parę lat.


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto

#audiobook #stephenking

3ae0e37a-5b38-4b01-9521-8764ea90aeb9
adsozmelku userbar
DKK

Moja pierwsza od Kinga. Dla mnie super.

Pol616

@adsozmelku przeczytałem, mi się bardzo spodobała

sherkhaan

Za⁎⁎⁎⁎sta, przeczytałem dwa razy w odstepstwie kilku lat i dalej mi się podobało

Zaloguj się aby komentować

Wołam osoby, które zostawiły pioruna pod moim świątecznym rozdajo.


Przypominam, że należy oprócz pioruna zostawić w tamtym wpisie KOMENTARZ oraz DOŁĄCZYĆ DO SPOŁECZNOŚCI KZP! Wołam wszystkich, żeby nikt nie przegapił okazji wzięcia udziału w losowaniu przez niedopatrzenie ( ͡° ͜ʖ ͡°) Tylko osoby spełniające 3 warunki będą brały udział!


Adres do społeczności -> https://www.hejto.pl/spolecznosc/kzp-ksiazka-za-pioruna


Pozdrawiam

adsozmelku userbar
Whoresbane

@adsozmelku I tak nie wygram

bori

@Whoresbane Potrzebujesz odwyku od książek 😉

bojowonastawionaowca

@adsozmelku Panie, ja Cię po prostu promuję piorunkiem, dam innym tę przyjemność wygrania

adsozmelku

@bojowonastawionaowca luzik, jak już wspominałem - zawołałem wszystkich automatycznie tutaj 😎

szmynczyk

Dałem piorun, dej książkę

Zaloguj się aby komentować

Ehhh... Moi milusińscy, i kogo tu wybrać...


@KatieWee i @Fletcher wywołali we mnie nutkę nostalgii, @KatieWee spowodowała że zacząłem sobie wspominać jak te 13 lat temu pracowałem w UK, pakowałem mięso do kartonów, pracowałem tam z takim jednym spoko jamajczykiem, sporo Węgrów było, można było się z nimi pośmiać, atmosfera była super

U @Fletcher w opowieści widziałem siebie idącego na nockę do pracy (akurat dzisiaj idę, nie chce mi sieeeeeee), wracającego nad ranem do domu, gdzie po całej nocy wskakujesz do ciepłego łóżeczka i przytulasz się do żony, to jest jedno z najlepszych uczuć w życiu, porównywalne z widokiem małego czworakującego szczypiorka który się cieszy na Twój widok jak wracasz z pracy i "biegnie"' na 4 łapach ile ma sił byle szybciej wziąć go na ręce .


U @MJB spodobało mi się fajne uniwersum niczym z starship troopers chyba też w "miłość, śmierć i roboty" byl odcinek o podobnej tematyce gdzie ludzie odpierali atak robali na jakiejś planecie podobają mi się takie klimaty, oj podobają


No i mamy jeszcze panią spóźnialska @Cori01 (kupić pani zegarek?! :D). Jej historia długa fajna spowodowała, że cały czas się zastanawiałem co się stanie, czy to plantacja marihuany, czy fabryka narkotyków? Nim dalej tym ciekawiej, co te żydki tam knują?! Aż w efekcie stało się coś o czym w ogóle nie pomyślałem


Więc proszę państwa XXII edycję #naopowiesci rzutem na taśmę, wygrywa @Cori01 ( ͡° ͜ʖ ͡°)


gratulacje!

I zapraszam do wybrania kolejnego tematu XXiii już edycji tej pysznej rozrywki


Do każdego z Państwa biorącego udział w tej edycji napisze dzisiaj wieczorem wiadomość priv. Bo chciałem wam wysłać jakiś mały podarczek ode mnie


#zafirewallem

c3a0577f-068e-4c7d-9dfd-3c98f351fa16
Fletcher

@cebulaZrosolu Dzięki za organizację Może uda się coś naskrobać w następnej edycji

Opornik

@cebulaZrosolu 


małego czworakującego szczypiorka który się cieszy na Twój widok jak wracasz z pracy i "biegnie"' na 4 łapach ile ma sił byle szybciej wziąć go na ręce

Zapisuj te momenty, rób zdjęcia, zanim minie. Ech... Ja już prawie, no nie zapomniałem, ale mnie wzięło na wspomnienia.

fonfi

Gratulacje dla wszystkich uczestników, a największe dla zwyciężczyni @Cori01.
Przypominam, że zwycięzca dostaje nagrodę w postaci wybranej przez siebie książki. Wiadomość na priv już leci - @Cori01 proszę sprawdzać

Zaloguj się aby komentować

Newsy książkowe od Whoresbane'a! 


Wydawnictwa Zysk i S-ka prezentuje siódmy tom Historii Śródziemia. "Zdrada Isengardu" Johna Ronalda Reuela Tolkiena ukaże się 20 stycznia 2026 roku. Wydanie w twardej oprawie z obwolutą obejmie 600 stron, w cenie detalicznej 99,90 zł. Poniżej okładka i krótko o treści.


Druga część Historii „Władcy Pierścieni” (rozpoczętej tomem Powrót Cienia), fascynującej relacji z powstawania trylogii Tolkiena, zawierającej wiele dodatkowych scen i obejmującej całość nieopublikowanego epilogu. Dowiadujemy się z niej, jak zmieniał się wizerunek Isengardu i Orthanku w procesie pisania, poznajemy też szczegółowe informacje o postaci Sarumana, jego zdradzie i współpracy z Sauronem. To także historia powiększania się wykreowanego przez Tolkiena świata o nowe ziemie i ludy na południe i wschód od Gór Mglistych. W tomie znajdziemy również opisy takich miejsc jak Lothlórien czy Moria, ukazany jest też związek Entów z Isengardem i ich rola w zniszczeniu twierdzy Sarumana.

Krótkie zarysy i szkice ołówkiem na skrawkach papieru zawierały najwcześniejsze koncepcje dotyczące historii Gondoru, a także relację z pierwszego spotkania Aragorna i Eowiny, która później uległa całkowitej zmianie. Dodatkowo czytelnik znajdzie tu również pełny opis oryginalnej mapy, która miała stać się podstawą rodzącej się geografii Śródziemia.


#ksiazkiwhoresbane 'a - tag, pod którym chwale się nowymi nabytkami oraz wrzucam newsy o książkach

Chcesz mnie wesprzeć? Mój Onlyfans ( ͡° ͜ʖ ͡°) ⇒ patronite.pl/ksiazkiWhoresbane

#ksiazki #czytajzhejto #zyskiska #fantasy #tolkien #srodziemie #lotr #historiasrodziemia

04bf11c1-ecff-4ea1-8ee9-8ab92f567941
radziol

@Whoresbane o, muszę w końcu skompletować resztę serii

Zaloguj się aby komentować

1617 + 1 = 1618

Tytuł: Kapitularz Diuną

Autor: Frank Herbert

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

Format: książka papierowa

ISBN: 9788381884648

Liczba stron: 576

Ocena: 3/10


Ciężko napisać tutaj cokolwiek, o czym nie wspomniałbym już w poprzednich wpisach. Innymi słowy wracamy do poziomu pod dnem morskim. Postacie jojczą, kręcą się w kółko, przeczą samym sobie i innym wokół, by potem od tak ginąć. Jakby tego było mało, to z braku laku, ni stąd, ni zowąd, bez zapowiedzi, do akcji wkracza nikt inny, a lud Izraela. Trudno wymyślić mi opis na tyle kwiecisty, by wyrazić stopień mojej dezorientacji po jego pojawieniu się na kartach książki oraz jednocześnie w ogóle sens jego wprowadzenia, a na dokładkę możliwość ciągłego istnienia we właściwie niezmienionej formie po tysiącach lat. Z nieco innej beczki, to wyjaśnia się wreszcie tajemnica dziwnego tytułu, choć domyślni wpadną na trop już w Bogu Imperatorze. I to tyle o tym tomie, autentycznie nie mam sił ani weny pisać czegokolwiek więcej; niżej będzie o całym cyklu.

Słyszałem pogłoski o spadającym poziomie, ale nie spodziewałem się czegoś tak drastycznego. Szczerze, wolałbym już ponownie przeczytać Cykl demoniczny, który od lat stanowi u mnie literacki przykład równi pochyłej, ale w nim przynajmniej dzieją się rzeczy do pewnego momentu ciekawe i dynamiczne, a postacie są o rzędy wielkości bardziej charakterystyczne (wiele z nich pamiętam ze szczegółami do dziś), nawet jeżeli później seria zamienia się w - momentami dosłownie - turecką telenowelę. Teraz jednak to niechlubne miejsce zajmą Kroniki Diuny właśnie. Dodatkowo, nawiasem mówiąc, bodaj najciekawszym elementem przewijającym się przez wszystkie książki jest postać Duncana. Co się z nią wyprawiało przyprawia o ból głowy, ale w sumie każdorazowo sytuacje, w jakich był stawiany oraz jego reakcje i postępowanie w odpowiedzi na nie stawiały przed czytelnikiem ciekawe pytania.

Po prostu "Diuna"? Świetny kawałek literatury z wyjątkowym światem i wciągająca na wielu frontach siecią intryg i zależności. Ale później? Nie obchodzi mnie, czy Herbert pisał kontynuacje z własnej woli, pod presją fanów lub wydawcy, czy też w pogoni za kasą. Nie zmienia to faktu, że szkoda na ich druk ścinać drzewa. Jeżeli potencjał zmarnowany w przypadku "Czekania na smoka" lub "Pawany" określiłem swego czasu mianem zbrodni, to jak nazwać okropieństwo, które dokonało się tutaj? Mój ranking tomów pozwolę sobie przedstawić w formie nawiązującej do past: 1 >>>>> 5 > długo nic > 2 > Afryka > 3 > chatki z gówna > 6 > 4. Jeżeli ktoś jest podobny do mnie pod tym względem, że zawsze kończy zaczętą rzecz, nieważne jak paskudną i tandetną, to lepiej w ogóle niech sobie tę serię odpuści. Nie ma co tracić czasu, nerwów i kasy. A szkoda, o matkooo, jak szkoda. A żeby dostrzec tę wydumaną "dekonstrukcję mitu bohatera i tworzenia się mesjasza" wpierw musiałbym mieć do czynienia z sensowną literaturą, czym Kroniki Diuny absolutnie nie są. Masakra po prostu.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #frankherbert #diuna #rebis #ksiazkicerbera

48d21609-af75-4534-bcd7-c8e832f7ffef
Kuba0788

A ostrzegałem już chyba przy "Mesjaszu..." Ale duży szacun za to, że wytrwałeś do końca. Ja też byłem przekonany, że nie jestem w stanie przerwać w połowie cyklu którego zacząłem ale Diuna mnie z tego skutecznie wyleczyła. Po czwartym tomie zapytałem sam siebie "Na c⁎⁎j ja to robię, są setki dobrych książek które mógłbym czytać w tym czasie". A najlepsze podsumowanie tych pseudorozmyślań którymi kolejne tomy są wypchane po brzegi jakie przeczytałem gdzieś w necie (niestety nie pamiętam autora) to: "Nawet kałuża wydaje się głęboka jeżeli jest wystarczająco mętna".

Cerber108

@Kuba0788 jakbym czytał spiracone ebooki, to pewnie bym rzucił w cholerę, ale jako że mam w papierze, a tego nie sprzedaję, temu kończę, choć to nawet nie o to do końca chodzi. Po prostu od dawna tak mam.

3t3r

@Cerber108 szacun, za doczytanie do konca, a nie jest latwo xD O ile Franka dalem rade doczytac do konca tak przy ksiazkach Briana poleglem calkowicie i oglosilem kapitulacje. Byla to pierwsza seria ktora mnie pokonala.

Cerber108

@3t3r od syna rozważałem co najwyżej dokończenie Kronik, a to i tak tylko, gdyby główny cykl mi podszedł. Jak widać po ocenie, zakupu nie będzie.

3t3r

@Cerber108 rozsadnie

Zaloguj się aby komentować

1616 + 1 = 1617


Tytuł: Harry Potter i Kamień Filozoficzny

Autor: J.K. Rowling

Tłumacz: Andrzej Polkowski

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Media Rodzina

Format: e-book

ISBN: 9788384160558

Liczba stron: 336

Ocena: 8/10


Ponownie poczułem się jak dziecko, które w szkolnej bibliotece wygrzebało „Kamień Filozoficzny”, nie wiedząc jeszcze, jaka przygoda na nie czeka. Mimo że tym razem obyło się bez wyprawy do biblioteki i niewiedzy, zdecydowanie przemawia przeze mnie ogromny sentyment, podsycony obejrzeniem wszystkich filmów z głównej serii, zdaję sobie z tego sprawę.


Bo kurczę, z perspektywy dziecka jak tu nie zakochać się w tak przedstawionym świecie? W którym zwyczajny chłopak, z którym wtedy śmiało mogłem się utożsamiać, okazuje się być czarodziejem i to jeszcze bardzo sławnym (pomijając kwestię źródła tej sławy)? W którym poznaje te wszystkie cudowne i magiczne sprawy, zawiera przyjaźnie na całe życie i co najważniejsze, odnajduje swoje miejsce – wreszcie nie czuje się obcy, wreszcie jest dobrze traktowany.


Z tym ostatnim to bym nieco polemizował, patrząc na to, jak niebezpieczny okazał się Hogwart. xD I nawet nie mam na myśli zagrożenia ze strony Voldemorta, a samą naukę i podejście nauczycieli.


No ale wiadomo jak to jest. Świetna seria, cudowny wykreowany świat (nawet pomimo wielu dziur), wspaniałe postacie – stwierdzam to po jakichś dwudziestu latach od pierwszego przeczytania pierwszego tomu.


Pytanie do osób posiadających dzieci: czy pokazujecie Waszym pociechom „Harry’ego Pottera”? Jeśli tak, to jakie są ich opinie?


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #harrypotter #fantasy #fantastyka

8eb254e0-f763-4086-a80d-d57ceac8a0bf
WatluszPierwszy

@cyberpunkowy_neuromantyk Ja czytam teraz synom (7 i 11 lat) przed snem. Aktualnie "Komnatę tajemnic". Obaj są zachwyceni. Natomiast starszy już widzi nieścisłości i dziury w całym tym świecie. Niemniej mi samemu się to super czyta po wielu latach. Zresztą sam już byłem dorosły, gdy pierwszy raz sięgnąłem po tę serię.

Zaloguj się aby komentować

#naopowiesci #zafirewallem


BEZ CELU



Dzisiejszego wieczora widoczność była słaba, zbyt słaba jak na prowadzenie obserwacji. Jesienna aura dawała się we znaki nie tylko uciążliwą i gęstą jak zsiadłe mleko mgłą, ale także przeszywająco zimnym wiatrem. Drobne i szczupłe ciało Kornelii nie było zbyt odporne na niskie temperatury, zwłaszcza podczas jazdy rowerem. Jednak nie była to dziewczyną, którą łatwo można było zniechęcić do działania. Jeśli obrała sobie jakiś cel, niestraszne były jakieś nic nieznaczące przymrozki, „Pogoda? dlaczego coś tak losowego miałby mnie pokonać?” – Powtarzała to sobie za każdym razem, kiedy jej ciało za wszelką cenę próbowało zatrzymać ją w ciepłym, choć nudnym łóżku pod kocykiem. Bycie solidną i twardą było dla niej czymś więcej niż samorozwojem i pracą nad charakterem to było jej credo. Czuła, że właśnie taka musi być, niezależnie od warunków.

Nie była to pierwsza wizyta Kornelii przy tym obiekcie. Już od dłuższego czasu planowała eksplorację opuszczonego budynku, który w skali trudności Ubrexu, o ile by taka istniała, znajdowałby się wysoko ponad przeciętną. Mimo nastoletniego wieku dobrze wiedziała, co robi. Odkąd samodzielnie mogła zwiedzać okolice to co najbardziej ją interesowało to dreszczyk emocji podczas chodzenia po opuszczonych miejscach. Po czym rozwinęła u się u niej chęć i pasja do poznawaniem ich historii i przeznaczenia. Mogła się pochwalić licznymi osiągnięciami w tej dziedzinie, nie tylko jako typowa turystka znanych w tym środowisku obiektów, lecz także odkryciem kilku nowych, o których nikt wcześniej nie wiedział. Uczycie bycia tą pierwszą, może nie był tym samym co czuł Neil Armstrong stawiający pierwsze kroku na Księżycu, ale w jej świecie było ono równie bezcenne. Zwykle nie były to imponujące budynki, często były to po prostu opuszczone domostwa, zapomniane i zarośnięte, powoli niknące w objęciach matki natury. Pożerane przez lasy i łąki.


Nowy cel, który sobie obrała, nie należał do tych nieznanych, pozbawionych zainteresowania czy okolicznych mieszkańców czy ludzi z jej świata. Problem polegał na tym, ze wejście na jej teren było trudne i zwyczajnie nielegalne. Mimo, ze to była opuszczona od kilku dekad fabryka, z której oprócz dzikich gołębi i nietoperzy nikt nie korzystał. Często ktoś o niej wspominał w mediach społecznościowych pod znanymi jej tagami. Łatwo więc było jej wysnuć wniosek, ze nie tylko ona się nią interesuje, ale być może to ona pierwsza odważy się zaryzykować i „postawić” tam swoją flagę jak nieustraszony zdobywca ośmiotysięcznika. Początkiem procesu eksploracji zwykle było poznanie historii miejsca. Niewiele jednak była w stanie ustalić poza tym, że fabryka została całkowicie opuszczona w latach dziewięćdziesiątych i wciąż znajduje się w posiadaniu nieznanego nikomu milionera, który zdeterminowanie nie pozwala na dewastację obiektu. Przez co w przeciwieństwie do innych tego typu lokacji, ta jest niezbyt umiejętnie, ale jednak strzeżona i zabezpieczona.


Najdziwniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że każde źródło podawało zupełnie inne przeznaczenie produkcyjne tego molocha. Spójne było głównie to, że przetwarzano tam aluminium, choć to tylko szczątkowa informacja, nie tłumacząca w zasadzie nic konkretnego. Mimo że mieszkała od fabryki niespełna 20 kilometrów, w lokalnej społeczności była ona jak widmo. Nikt o niej nie mówił, nikt nic nie słyszał, nikt tam nie pracował, mimo że zamknięto ją zaledwie trochę ponad trzydzieści lat temu. Jedna z plotek głosiła, że fabryka nigdy nie została uruchomiona. Wybudowano ją, lecz zanim pierwsze taśmy ruszyły, właściciel splajtował i obiekt pozostawiono w nienaruszonym stanie, z nadzieją, że ktoś go wykupi. Kornelia czuła, że ta plotka może mieć w sobie ziarno prawdy, zwłaszcza w kontekście szczątkowych informacji na jej temat.


…………...


Dawała sobie jeszcze dwadzieścia minut na względne przyjrzenie się zabezpieczeniom. Druciany płot w wielu miejscach był dziurawy, więc wejście na teren fabyrki nie powinno stanowić problemu. Gorzej z czujnikami ruchu, choć część z nich wydawała jej się oczywistymi atrapami. Każdą obserwację skrupulatnie zapisywała w notatniku, po czym rzuciła ostatnie spojrzenie na ponury szereg rdzewiejących, wąskich kominów, po czym ruszyła w drogę powrotną do domu. Wyczerpana padła na łóżko, ostatkiem sił zmuszając się, by wstać, wziąć prysznic i umyć zęby, wszystko z uczuciem walki z samą sobą i słabnącą z każdą minutą silną wolą. Kojący prysznic zdziałał jednak cuda i otrzeźwił ją. Wydobył z niej energie, która gdzieś tam w głębi jej drobnego ciała. jeszcze się kumulowała. Usiadła do biurka i poruszona weną zdołała jeszcze przed snem zaplanować eksplorację na przyszły tydzień. Niedziela wydawała się odpowiednim dniem. Jeśli faktycznie istniała tam jakaś ochrona, to pod koniec tygodnia mogła być po prostu mniej czujna. Intuicyjnie coś nie dawało jej spokoju. Zasypiając czuła, jakby o czymś zapomniała, jakby brakowało jednego puzzla, którego nie mogła odnaleźć, a poczucie niedokończonej układanki wprawiało ją w trudny do opisania dyskomfort, z którym ciężko było wygrać.


……………...


Wyczekiwanie niedzieli wydłużało każdą nudną i trudną do zniesienia chwilę na bezużytecznych lekcjach prowadzonych przez jeszcze bardziej znudzonych i wypalonych nauczycieli. Jedyne, co ją pocieszało, to świadomość, że to ostatni rok tego przymusowego kołchozu zwanego szkołą i wkrótce będzie wolna, a przynajmniej chciała w to wierzyć. Przerwy między zajęciami wypełniała planowaniem kolejnych punktów zwiedzania. Obiekt był duży i wiedziała, że jeden dzień to za mało, by wszystko dokładnie zbadać. Istniała taka możliwość, że się rozczaruje i za murami znajdzie jedynie puste hale, pozbawione duszy i zaklętych w porzuconych przedmiotach historii, których tak bardzo pragnęła doświadczać. W planie wyznaczyła sobie zwiedzanie głównej hali produkcyjnej oraz biur operacyjnych, w których mogła natrafić na plany i informacje dotyczące produkcji. Wiedziała jednak, że jej oczekiwania są bardziej marzeniami niż realnym scenariuszem, który może ją spotkać na miejscu.

Wstała wcześnie rano, zanim jeszcze nastał świt. Przygotowana, pewna swego z całym zestawem niezbędnego wyposażenia „małego poszukiwacza przygód”. Ruszyła w drogę. Fabryka była położona na zupełnym odludziu, wokół nie było, żadnych budynków, domostw, czy gospodarstw, a nawet sypiącej się ambony łowieckiej. Jak zdziczały pustelnik straszył ten kolos zdezorientowanych grzybiarzy. Jadąc, mijała gęste lasy, droga dojazdowa była niemal w całości pochłonięta przez zarośla. Asfalt ledwo przebijał spod suchych liści i martwych, wysuszonych resztek roślin. W okolicy panowała cisza, a w oddali słychać było jedynie krakanie wron. W ciele dziewczyny narastał dreszcz emocji, który z każdą minutą przeradzał się w ekscytację, im bliżej celu się znajdowała. Gdy była już niemal na miejscu, ukryła rower w zaroślach na skraju lasu. Następnie ruszyła przed siebie przez pustą przestrzeń otaczającą blaszanego potwora, który w różowym blasku wschodzącego słońca wydawał się jeszcze bardziej potężny i tajemniczy.


Wejście na teren fabryki, jak przypuszczała, nie było trudne. Zgodnie z planem ominęła kamery i czujniki ruchu, nawet te które wyglądały na atrapy, ale „jak to mówią przezorny zawsze ubezpieczony” – pomyślała i ostrożnym krokiem ruszyła dalej prosto w bebechy potwora, z którym już nie trzeba walczyć. Przecisnęła się przez luźno zamknięte masywnym łańcuchem metalowe drzwi i włączyła świecącą lichym światłem latarkę, która ułatwiła jej poruszanie się w ciemnych pomieszczeniach. Prawdopodobnie weszła od strony wejścia dla pracowników fizycznych. Mijała zakurzone i zardzewiałe szafki, przypominające te ze starych szkół. Obok znajdowało się wejście do łazienek, lecz nie było w nich nic poza kafelkami i dziurami w podłodze po wyrwanych muszlach toaletowych. Nie znalazła żadnych osobistych przedmiotów. Szafki były puste i poza rdzą nie nosiły żadnych śladów użytkowania. Żadnych naklejek, inicjałów, niczego, co wskazywałoby na kiedyś tętniącą życiem szatnię pełną pracowniczej energii i humoru. Ze ścian odklejała się farba olejna, łuszcząc się płatami i opadając na podłogę, stanowiąc poza kurzem jedyny brud zalegający na korytarzach budynku. Wszystko było jak zamrożone w czasie. Nikt niczego nie zmienił, tylko czas, zniekształcił to co potrafił najlepiej. Poruszała się ostrożnie długimi korytarzami, zaznaczając kawałkami żółtej odblaskowej taśmy drogę powrotną. W końcu dotarła do ogromnej hali, a uczucie, które ją ogarnęło, było dokładnie tym, dlaczego tak bardzo kochała to, co robi.


Widok zaparł dech w jej piersiach. Przez świetliki w dachu halę oświetlało skromnie poranne słońce, przebijając się przez zawieszony w powietrzu kurz i pył. Światło odbijało się od ogromnych stalowych kadzi i taśm produkcyjnych, które budziły podziw nad tym, jak ogromne konstrukcje potrafi stworzyć ludzka ręka. Wszystko to jednak wydawało się dla dziewczyny zbyt sterylne i nie rozumiała, jakim cudem nikt z tego nie korzysta. Wiedziała, że coś takiego musi mieć ogromną wartość. A to po prostu stoi sobie nieużywane i zapomniane, obrastając kolejnymi warstwami kurzu, z których niczym dendrolog ze słojów można wyczytać wiek tego miejsca. Wszystko to, nie pasowało jej do typowego urbexu, z jakim miała do czynienia i o jakim czytała oraz słuchała. Było to zbyt idealnie. „Przecież nie była na końcu świata, a brak tu nawet jakichkolwiek śladów zwykłych wandali” – Pomyślała czując niepokój. Dojechała tutaj rowerem, tak jak każdy inny mógł to zrobić. Liczyła, że będzie tu jako pierwsza eksploratorka, ale nie pomyślała, ze będzie pierwsza w ogóle. Ta myśl nie dawała jej spokoju, lecz czuła, że nie ma teraz czasu, by analizować te odchylenie od normy.


Podeszła do jednej z taśm, próbując znaleźć opisy tego, co oglądała. Nie miała na koncie wielu fabryk, ale wydawało jej się logiczne, że linie produkcyjne musiały być jakoś podpisane i oznaczone, czego wymagało BHP, o ile w latach dziewięćdziesiątych było takowe wymagane. Znalazła panel sterowania wykonany z błyszczącego metalu przypominającego miedź. Gałki były ubrudzone grudkami jasnoszarego metalu, a nad nimi znajdowała się tabliczka z wytłoczonym napisem. Nie mogła jednak go odczytać. Był w nieznanym jej języku. Nie interesowała się obcymi językami, ale ten zdecydowanie nie przypominał żadnego europejskiego. Alfabet nie wyglądał jak cokolwiek, co znała. Wydało jej się to chyba najdziwniejsze w całym obiekcie, a przecież miała przed sobą masę innych pomieszczeń. Zrobiła zdjęcia hali i tabliczki, po czym ruszyła dalej, szukając po drodze informacji w języku polskim, lecz mijała jedynie napisy wykonane tym samym nieznanym alfabetem. Zmieniła kierunek na schody prowadzące na andresolę z licznymi drzwiami oznaczonymi również obcymi symbolami. Wchodząc, zatrzymała się zahipnotyzowana widokiem na halę. Z wyższej perspektywy, wzrokiem mogła objąć całą przestrzeń i potęgę, jaka w niej tkwiła. Aby jednak nie stracić poczucia czasu, skupiła się na tym, co miała przed sobą. Było to pięć par drzwi, które zamierzała przeszukać jedno po drugim.


Pierwsze drzwi były niestety zamknięte i to na tyle mocno, że nawet nie drgnęły, gdy próbowała je otworzyć siłą. Kolejne za to ustąpiły bez żadnego trudu i prowadziły do pomieszczenia pełnego kartonów z aluminiowymi odlewami czegoś, czego nie potrafiła do niczego zaklasyfikować. Poza jednym elementem, po który jej dłoń, okryta skórzaną rękawiczką, sięgnęła niemal mimowolnie. Była to aluminiowa maska przypominająca te znane z opisów średniowiecznych tortur. Nie miała wyraźnych rysów twarzy, jedynie otwory na oczy i lekko zarysowany nos i zamknięte usta. Zasada, której trzymała się najpilniej ze wszystkich niepisanych zasad jej pasji, była prosta: „nigdy nie zabieraj pamiątek z urbexu”. Tym razem jednak jej nie posłuchała. Schowała maskę do plecaka i ruszyła w kierunku kolejnych drzwi, licząc, że nie zamieni się w zielonogłowego żartownisia z wielkimi białymi zębami i żółtym garniturem.


Kiedy złapała za klamkę kolejnych drzwi, usłyszała w oddali, jak coś zbliża się do niej – ciężkie kroki. Ich dźwięk niósł się echem przez korytarze, nie dając możliwości namierzenia kierunku, z którego dochodziły. Jedyne, co pomyślała, to że to może być ochroniarz, i szybko ruszyła w kierunku drogi, którą tu przyszła, zwinnie zbierając za sobą pozostawiane naklejki z taśmy. Nie czuła, żeby ktoś ją zauważył, ale wiedziała, że zwlekanie z opuszczaniem tego miejsca mogłoby tylko sprowadzić kłopoty. Wiedziała, że mogła zostać usłyszana. Puste pomieszczenia wzmacniały każdy dźwięk, a jej kroki również odbijały się echem od wszystkich ścian niczym kamień wrzucony do studni. Kiedy w końcu wyszła, słońce było już u szczytu. Dzień był jasny i słoneczny. Wracając, wciąż myślała o tym, co zobaczyła, i o masce, która ciążyła jej na sumieniu.


……………….


Podczas niedzielnego obiadu z rodzicami była wyjątkowo cicho. Zaniepokojona jej nietypowym zachowaniem mama zapytała, czy wszystko w porządku. Pytanie to dla Korneli było jakby usłyszane, z dala, gdzieś obok niej umknęło niezauważone. Aktualnie nie istniało dla niej nic innego oprócz, dręczących ją myśli i zagadek, które czuła, ze musi rozwiązać za wszelką cenę. Z apetytem szybko zjadła to co było podane, podziękowała rodzicom udała się do swojego pokoju, aby przejrzeć fotografie i rozszyfrować napisy, które były dla niej tajemnicą, ale nie powinny być tajemnicą dla internetu. Wrzuciła zdjęcia do wyszukiwarki i poprosiła sztuczną inteligencję o przetłumaczenie tego, co znajdowało się na tabliczkach. SI zasugerowała, że jest to hebrajski. Niestety tłumaczenie nie było zbyt sensowne. „Lepsze to niż nic” – wymamrotała pod nosem. Jedyne co potrafiła z tego zrozumieć to coś o bezwzględnym wykonywaniu rozkazów i posłuszeństwie ponad wszystko. Uznała, że to jakiś błąd w tłumaczeniu albo żart pozostawiony przez kreatywnych „turystów”.


Zbliżał się wieczór, a dziewczyna wciąż nie mogła uspokoić swoich emocji. Wszystko w niej buzowało od podniecenia i ekscytacji, jakiej nigdy wcześniej nie czuła, mimo sporego już doświadczenia. Kładąc się do łóżka, odczuwała wyrzuty sumienia – zabrała przedmiot, który powinien pozostać nienaruszony, złamała swoją złotą zasadę i wiedziała, że to może tylko ją popchnąć do dalszego gromadzenia pamiątek z miejsc, które powinny zostać zatrzymane w czasie, a nie ograbiane. Czuła, że musi tam wrócić i odłożyć maskę na miejsce. Wiedziała, że jeżeli tego nie zrobi, jak zasady runą jak kostki domina, jedno po drugim. Wzięła maskę do ręki i przyjrzała się jej jeszcze raz dokładnie. To, co przykuło jej uwagę, to niewielka tabliczka zamocowana wewnątrz czoła maski, z krótkim napisem, prawdopodobnie w języku hebrajskim. Napis był mocno zatarty i nie znając języka, nie była w stanie odgadnąć, jakie symbole tworzył, by wrzucić je do tłumacza. Poza tym nie dostrzegła żadnych innych charakterystycznych elementów. Odłożyła przedmiot do plecaka i poszła spać.


Sen przyszedł z trudem i był niespokojny. Śniły jej się okropne koszmary. Jednak ich obraz ulatywał od razu po przebudzeniu. A Wybudzała się kilkukrotnie, zlana potem i roztrzęsiona. Słyszała w sobie wewnętrzny głos, czuła go wyraźnie, czuła też, że musi zrobić coś absolutnie szalonego. Wstała z łóżka. Na zewnątrz panowała całkowita ciemność, lecz to jej nie powstrzymało. Ubrała się w ciepłe ubrania, zabrała jeszcze nierozpakowany plecak i po cichu wyszła z domu, tak by nie obudzić rodziców. Wsiadła na rower i ruszyła w tym jednym kierunku, który ją wołał. Ulice były całkowicie puste, a ona mknęła przez ponure, ciche alejki i mroczny las. Słyszała w głowie, jak zahipnotyzowana, dźwięki tłoków i kucia żelaza, które z każdym kilometrem w pobliżu celu zdawały się stawać coraz wyraźniejsze.

Noc była ciepła, a południowy, suchy wiatr ogrzewał jej rumiane policzki. Kiedy dotarła do celu, nie dbała o ukrycie roweru, zostawiła go pod ogrodzeniem w kierunku fabryki, a jej uwagę przyciągało mistycznie migoczące światło w jednym z pomieszczeń. Strach przed ochroniarzem zupełnie jej już nie blokował. Ruszyła odważnie, pewna siebie, drogą, którą już znała. W momencie, gdy weszła na teren fabryki, wszystko nagle zamarło w jej głowie. Dźwięki ucichły, a ciało oblał dreszcz strachu i przerażenia, jakby dopiero teraz dotarło do niej, jak wielką głupotę popełnia. Jednak coś wciąż ciągnęło ją do przodu, w kierunku światła, które ją wołało. Miejsce było takie samo jak wczoraj, z jednym istotnym wyjątkiem, panowało w nim ciepło, bijące od kotłów i kadzi. Gdy je dotknęła, były niemal gorące. Żadne logiczne wytłumaczenie nie przychodziło jej do głowy, poza jednym, „to miejsce wcale nie było opuszczone, jak wszyscy myśleli”.

Źródłem światła było biuro, które wcześniej zapamiętała jako szczelnie zamknięte, tym razem drzwi były uchylone. Przebijały przez nie ciepłe, stłumione promienie lichej lampy. Wchodząc po schodach, jedynym dźwiękiem było echo uderzeń twardych podeszwy butów o stalowe stopnie, nic poza tym. Żadnych niepokojących kroków ochroniarza. Podchodząc do otwartego, tajemniczego pomieszczenia, nie wiedziała, czego się spodziewać, jaki sekret tam odkryje ani kogo może w nim ujrzeć. Gdy chwyciła za klamkę, nagły blask światła ją oślepił. Nie widziała nic wokół, oczy piekły ją od jaskrawego światła, które całkowicie zdezorientowało jej koordynację ruchową. Po chwili upadła na ziemię, uderzając głową o twardą, betonową podłogę.


…………….


Obudziła się, czując słony smak krwi z rozbitej wargi. Światło w pomieszczeniu było tak jasne, że przez dłuższą chwilę jej źrenice nie mogły nabrać ostrości. Gdy w końcu to się stało, zaczęła dostrzegać, w jak trudnej sytuacji się znalazła. Nie przerażało jej nawet to, że siedzi na dużym, jasnometalicznie zabarwionym, masywnym krześle przypominającym tron, lecz fakt, że znajduje się w olbrzymim pomieszczeniu, którego końca ani okien nie widać. Jedynym źródłem światła był olbrzymi reflektor zawieszony nad jej głową, który padał bezpośrednio na nią. Kiedy wszystkie jej zmysły zaczęły wracać do równowagi, w oddali usłyszała powolne, ciężkie kroki, o takim samym tonie jak przy pierwszej wizycie. Z każdą chwilą stawały się coraz głośniejsze. W końcu dostrzegła, jak z ciemności wyłania się ponadnaturalnie wysoka postać o masywnej budowie. Im bliżej się znajdowała, tym bardziej nie dowierzała własnym oczom. Pomyślała, że być może to sen albo uderzenie o podłogę namieszało jej w głowie. Twarz olbrzyma była czymś, co już wcześniej widziała. Było to lico, znane jej z maski, którą nosiła w plecaku. Teraz stało przed nią i patrzyło czarnymi oczami, z których blado przebłyskiwały drobne, białe źrenice niczym światełka zasilane wyczerpującą się baterią. W Korneli obudziła się mała dziewczynka, już nie tak odważna i pewna siebie, której jedynym sposobem samoobrony był głośny płacz, od którego z trudem się powstrzymywała. Wiedziała, że to nie człowiek, na nią patrzy, lecz coś żywego, co poruszało się nieprzerwanie w jej kierunku, będąc już na tyle blisko, że mogłaby go dotknąć dłonią. Jej ręce jednak ze strachu straciły wszystkie siły witalne, pozostając jak posąg, który zastygł nie mając zamiaru zmieniać swojej pozycji. Postać nachyliła się do niej jeszcze bliżej, patrząc prosto w jej oczy. Jej nos niemal dotykał metalicznej twarzy. Wtedy nagle coś w niej ożyło na nowo, Odwaga i werwa wróciły ze zdwojoną siłą. Dziewczyna gwałtownie zerwała się na nogi, chcąc uciec przed topornym ciałem blaszanego potwora, lecz on zareagował szybciej, niż zdążyło to zarejestrować jej oko. Chwycił ją ciężkimi dłoniami za ramiona, tak że jej nogi ugięły się pod nią i opadła bezsilnie z powrotem na miejsce. Jej ciało drżało, lecz czuła, że nie ma nic do stracenia. Wykrzyczała do niego twardo i stanowczo.

-CZEGO ODE MNIE CHCESZ?!


Potwór spojrzał na nią tak, jakby jego spojrzenie wydawało się łagodniejsze. Nie widziała w nim zła. Gdyby chciał jej coś zrobić, już dawno by się jej pozbył. Jedną dłonią mógłby zgnieść jej czaszkę bez większego wysiłku, a jednak tego nie zrobił, nawet gdy próbowała uciec. Jego wzrok skierował się w ciemność, a potem ponownie na nią. Dotknął jej czoła i palcem „napisał” jakieś słowo składające się kolejno z liter EMET. Nie wiedziała, co to znaczy, i wcale ją to nie dziwiło. Nic z tego, co działo się wokół niej, nie miało najmniejszego sensu. Odpowiedziała tylko łagodnym, cichym westchnieniem:


-Nic nie rozumiem…


Mimo że potwór jej nie odpowiedział, zdawał się rozumieć, co do niego mówi. Schylił głowę i ruszył z powrotem w ciemność. Kornelia wolnym krokiem wstała i poszła za nim. On jednak odwrócił się w jej stronę i gestem dłoni, niczym policjant na drodze, nakazał jej zostać w miejscu. Zatrzymała się i czekała, wpatrzona w ciemność, w której olbrzym powoli tracił swoje kontury.


Rozsądek podpowiadał jej, że to najlepszy moment na ucieczkę, choć nawet nie wiedziała, w którą stronę biec. Intuicyjnie czuła jednak, że jest bezpieczna i że znalazła się tutaj nie bez powodu. Po chwili poczuła, jak podłoga pod jej stopami zaczyna drżeć, a pomieszczenie wypełnia hałas marszu setek, ciężkich metalowych stóp. Adrenalina nie ze strachu, lecz z podniecenia tym, co się właśnie działo, opętała ciało nastolatki. Nasilając się, gdy przed jej oczami pojawił się widok którego nie wymyśliłaby sobie jej umysł nawet w najbardziej oderwanych od rzeczywistości snach. Armia wybrakowanych olbrzymów o jednakowych twarzach zmierzających w jej kierunku nierównym krokiem. Cześć z nich była pozbawiona nóg, włócząc korpus ramionami po betonowej podłodze. Przyglądając się dokładniej, Kornelia dostrzegała u każdego z nich jakieś braki i uszczerbki w ich topornej konstrukcji. Nie był to przerażający widok, a smutny, czuła litość i chęć pomocy, „ale jak pomoc komuś kto nie jest z krwi i kości?”


Gdy byli już niemal u jej stóp, zatrzymali się rytmicznie, jak nakręcane, zsynchronizowane zabawki. Po czym wszyscy schylili głowy i uklękli, a przynajmniej Ci, którzy byli jeszcze do tego zdolni przed kruchą dziewczyną. Nie wiedziała, jak reagować, co robić. Myśli w jej głowie stawały się coraz bardziej chaotyczne i pełne pytań. Cała sceneria wyglądała tak, jakby stała się królową olbrzymich niepełnosprawnych blaszaków, które nawet nie potrafią mówić. Nie wiedziała, czym są, kto je skonstruował, ani dlaczego akurat ona była tą, przed którą wszyscy klękają. Podeszła do najbliżej stojącego blaszaka. Wzrok reszty poruszał się za nią synchronicznie. Dotknęła go i poczuła chłód jego ciała. Nie było w nim życia, jakiego się spodziewała, ale też nie było tam pustki. Miały w sobie coś, co sprawiało, ze ma się do czynienia z świadomą istotą Odwróciła się plecami do olbrzymów i ruszyła w stronę tronu, szukając wyjścia. Armia ruszyła za nią. Zatrzymała się i oni też się zatrzymali.


-ZOSTAWCIE MNIE W SPOKOJU! – krzyknęła z irytacją, niczym do rodziców dręczących ją pytaniami o późny powrót do domu. „Właśnie rodzice…” pomyślała. Musieli się o nią martwić. Nawet nie wiedziała, jak długo tu jest. Telefon wraz z jej rzeczami musiał zostać w pomieszczeniu, w którym straciła przytomność.


Armia stanęła w bezruchu, wysłuchując jej rozkazu. Wtedy była już pewna, że rozumieją jej słowa, lecz nie może liczyć na odpowiedź zwrotną. Stanęła przed nimi i powiedziała:

-Niech wyjdzie przed rząd ten, który był przy mnie jako pierwszy!


Nagle z tłumu powoli wyłonił się najlepiej ze wszystkich zachowany olbrzym i ze spuszczoną głową podszedł do swojej Pani, czekając na dalsze rozkazy.


-Nie możesz mówić?

Pokiwał głową twierdząco.


-To pokaż mi, czym jesteście i czego ode mnie chcecie.

Olbrzym odwrócił się i zaczął podążać przed siebie, ociężałym krokiem wyraźnie oczekując, że jego Pani pójdzie za nim. Szli wąskim korytarzem, który niczym podziemny tunel ciągnął się stromo w górę.


-Jesteśmy pod ziemią?

Olbrzym ponownie pokiwał twierdząco głową.


Szli tak około piętnastu minut, zanim dotarli do miejsca, w którym straciła przytomność. Pomieszczenie już nie było wypełnione jaskrawym światłem, jedynie blado świeciła się żarówka, której światło nie obejmowało w całości przestrzeni, w której się znajdowali. Nie było ono duże, nie większe niż przeciętny salon w PRL-wskim bloku. Było ono głównie wypełnione książkami i segregatorami, a na środku stało masywne, drewniane biurko kreślarskie, zapewne należące kiedyś do jakiegoś zapalonego inżyniera. Olbrzym wyciągnął jedną z ksiąg i rozłożył ją na biurku. Spojrzał na swoją Panią, sugerując, by podeszła bliżej i przyjrzała się temu, co próbował jej pokazać. Był to nie do końca zrozumiały dla niej instruktaż specjalistyczny, pełen technicznych rysunków i opisów w języku hebrajskim. Jednak przeglądając strony, dostrzegła powtarzające się schematy i symbolikę. Był to przepis na stworzenie bytu, który stał przed nią, istoty równie mocnej i potężnej jak posłusznej.


Powoli zaczynam rozumieć, wyszeptała dotykając dłoni potwora. Ten jednak jedynie spojrzał na nią niewzruszenie. „choć jakie emocje w ogóle jesteś stanie pokazać” – pomyślała, ze współczuciem. Zrobiło jej się szkoda tych setek samotnych w swojej istocie blaszaków. „Co oni muszą czuć, wiedząc, że ich życie to tylko zlepek projektów i dziwnych rytuałów. Nie ma w tym nic głębokiego ani wyniosłego, są stworzeni tylko po to, by służyć” Chwilę zastanawiała się, co robić dalej. Przecież nie mogła ich tak po prostu zostawić samych, żeby korozja zamieniła ich w pył. Ale co mogła zrobić oprócz próby zrozumienia ich istnienia. „jak mam wam pomóc co mam zrobić?” – pytanie drążyło ją panicznie w jej przeciążonym od tego wszystkiego umyśle.


Olbrzym odwrócił się i ruszył w kierunku klasycznej czarnej tablicy, rodem z dawnych szkół. Niezdarnie krzątał się po pomieszaniu szukając kredy, której nie znalazł na półce pod tablicą. Jego niezdarność rozczulała dziewczynę i wywoływała uśmiech politowania. Czekała jednak cierpliwe na efekt jego poszukiwań i to co za pomocą kredy chciał jej wytłumaczyć. Kiedy ją znalazł już pewnym krokiem ruszył do miejsca docelowego, pisząc coś pięknym technicznym pismem, ku wielkiemu zdziwieniu Korneli w języku polskim. Powoli litery układały się w słowa, a słowa w zadnie, proste i odpowiadające na pytanie, którego nawet nie wypowiedziała na głos.


„OBDARZ NAS SENSEM ISTNIENIA”

__________________________________________________________________


PS: przepraszam za lekką obsuwę

PlatynowyBazant

@Cori01 Skup metali kolorowych 😉

Zaloguj się aby komentować

Dzień dobry wieczór się z Państwem,

Chociaż tym razem to bardziej z panem. Z panem @George_Stark, bo wpisem tym chciałem złożyć na ręce Kolegi podziękowania. Podziękowania troszkę może spóźnione, ale jakże należne. Podziękowania za wspaniały wieczór spędzony w Kielcach na #hejtopiwo.

Podziękowanie


Bardzo mnie Kielce zaskoczyły mile,

Nie tylko przez wspólnie spędzone chwile,

Za których wspaniałą organizację,

Należą Jerzemu się “standig” owacje.


Bo dotąd o kielcach myślałem: “dziura”!

Lecz jaka jest tutaj architektura!

Dworzec i teatr i lustro w chodniku,

I nawet szalety, gdzie zrobisz siku!


A po spacerze gdy głodnyś cholernie,

Sushi do piwka zjeść możesz w tawernie,

Wzniosłych dyskusji prowadząc bez liku,

Przy majonezu otwartym słoiku.


Dlatego dziękuję Ci Jerzy wielce,

Że miałem okazję odwiedzić Kielce,

Gdzie turystyce aż tak klimat sprzyja,

Że choć Radomianin - nie dostałem w ryja!


#zafirewallem #wolnewiersze

Zaloguj się aby komentować

1615 + 1 = 1616


Tytuł: Wywiad

Cykl: Podkomisarz Robert Lew. Tom 5.

Autor: M.M. Perr

Kategoria: kryminał, sensacja, thriller

Wydawnictwo: Wydawnictwo Prozami

Format: książka papierowa

ISBN: 9788367173766

Liczba stron: 496

Ocena: 7/10


Piąty tom powieści zaczynamy od problemów kobiecych. Nikola wróciła do domu Lwów i obecnie toczy walkę z rozterkami miłosnymi. Wrze jak w kociołku w piekle. Bibi natomiast poszukuje swojej duchowości i osobowości. Jak wiadomo, życie to nie bajka.


To jedziemy do lasu, nad Zalew Zegrzyński. Tam została zamordowana gwiazda telewizji, dziennikarka od trudnych spraw. Później giną jeszcze cztery osoby ze świecznika sceny biznesowej. Wydaje się, że wszystkie te osoby wiąże to, że kiedyś udzielili wywiadu. Takich wywiadów w sumie było dwadzieścia. Czy będziemy mieli dwadzieścia ofiar, a w Polsce grasuje seryjny morderca?


Podkomisarz Robert Lew rozpoczyna wyścig z czasem i mordercą. Sprawa opiera się nawet o politykę. Ale nie, nie tym razem. Na tych morderstwach, nie wybije się żaden polityk. Okazuje się, że jedno spotkanie w niedalekiej przeszłości zadecydowało o popełnieniu czterech morderstw. Skrupulatnie uknuta intryga ma na celu dokonanie morderstw doskonałych. Nie z Robertem Lwem takie numery.


Autorka sporo namieszała, w pozytywnym znaczeniu, w tej części cyklu. Mnóstwo tropów kryminalnych, wielu podejrzanych i do samego końca nie wiadomo, kto mordował. Dynamika akcji nie zwalnia w stosunku do poprzednich części. Powiedziałbym, że nawet znacznie przyspieszyła. Myślę, że dobrze zrobiona ekranizacja, na podstawie tej książki miałaby sens bytu. Taki siedmioodcinkowy serial. Kto wie? Może kiedyś, coś takiego powstanie.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #czytanie

642f3070-61fd-4c00-ad3f-cd2b92d9e876

Zaloguj się aby komentować

Cyklu Sonetów Kieleckich nie będzie. Nie będzie go z tej prostej przyczyny, że nie sra się przecież do własnego gniazda. Ale bąka to chyba czasami puścić można?


***


Kielce


Są mi, cholera, miastem ojczystym.

Za co spotkało mnie to pokaranie?

I chrzest przecież miałem, i bierzmowanie

więc nastąpiło zatarcie listy


grzechów, co przyrodzone człeku każdemu.

Zły trochę jestem, lecz nie do kości,

się miłym być staram, nie czynić złości

a mieszkam w Kielcach. Właściwie czemu?


Mogłem się przecież urodzić w Rijadzie,

modelki bym miał brązowouste…

mogłem w Irlandii, jakiejś Kanadzie,


lub w Mikołajkach – z nudystów plażą

bym cieszył się życiem, jak jędrnym biustem,

a tu mam życie jak inny narząd.


***


#nasonety

#zafirewallem

splash545

@George_Stark ja i tak liczę, że wena Cię poniesie i wyjdzie z tego choć mini cykl sonetów kieleckich.

Zaloguj się aby komentować

bori

@splash545 Kamień spadł mi z nerek

ErwinoRommelo

No niemoge typ sam siebie pominol xdd

bori

@ErwinoRommelo Erwinku, Bracie w Kieleckim, mając baczenie na Twą chlubną historię w wojnach majonezowych, puszczam tę zniewagę mimo uszu

bori

@cebulaZrosolu ☹️

Zaloguj się aby komentować

No i zakończyliśmy kieleckie #hejtopiwo, czyli #hejtopiwokielce, które odbyło się w tym mieście ze słabą legendą założycielską z okazji drugich urodzin kawiarni #zafirewallem (aż dziw (a nawet podziw!), że to już dwa lata). Należałoby więc jakoś to wszystko podsumować, ale nie bardzo mam na to siłę, nawet zdjęcia nie bardzo mogę wrzucić, no bo nie robiłem (ale kilka jest na tagu, więc chyba rzeczywiście takie wydarzenie miało miejsce, tak przynajmniej na ich podstawie przypuszczam i tłumaczę sobie, że nie przyśniły mi się te miłe chwile). Zamiast więc podsumowania i zdjęć, wierszyk z podziękowaniem dla tych, którzy przyjechali:


***


Chciałem powiedzieć, że miło mi wielce,

że się Wam chciało odwiedzić Kielce,

pomimo nawet, że wciąż się dziwię –

jechać aż tyle, by siąść przy piwie?


No bo: listopad – więc w Kielcach piździ.

Klnie na ulicy co drugi bliźni,

a ten, co nie klnie tu na pogodę,

zaklnie, gdy na lustrze postawi nogę


i, upadając, obije kolanka,

bo taka czeka go niespodzianka,

jak scyzoryki z szwajcarskiej stali,

cośmy się nimi pozacinali;


no bo majonez schować kazali,

bo to nie Gorzów – nic się nie pali,

bo to nie Grudziądz – nie mamy Wisły…

i kończą mi się na wersy pomysły,


więc tylko jeszcze dodam na koniec,

żeby spotkaniu pomnik w betonie

odlać, żeby w pamięci naszej utrwalić,

żeśmy w tych Kielcach poświętowali:


bardzo mi miło było Was gościć,

znalazłem z Wami moc przyjemności –

osłodzić umiecie nawet i ocet!

Lecz raz następny, nasz trzeci roczek

gdzie indziej zrobimy. To na sto procent.


EDIT:

A wybierzemy choćby i Krosno,

bo może będziemy świętować wiosną?

ErwinoRommelo

Przeciez to jest majonezowa Jerozolima!

George_Stark

@ErwinoRommelo 

No i nic więcej tu u nas ni ma!

ErwinoRommelo

@George_Stark ee tam nic, hejtopiwo bylo! Ja ma wieze Eifla Louvre I Sacré Cœur a kawiarenkowego chlania nie bylo nigdy!

Zaloguj się aby komentować

Dzięki sonetowi w temacie okołokulinarnym przypadło mi zwycięstwo, a z nim zaszczyt otwarcia CIV edycji bitwy #nasonety , więc w tychże tematach chciałbym pozostać. Dlatego też obecna edycja będzie w


temacie: kulinaria wszelkiej maści


a sonet, do którego rymów przyjdzie Wam układać swoje wytwory również od tegóż tematu nie odejdzie, oto on:


Sonet o boczku ze śliwkami


jedzenie jest czymś uroczystym

już samo dań wyszukiwanie

a potem długie gotowanie

zdaje się być aktem mistycznym


bez względu na to czy samemu

z żoną lub w większym gronie gości

sprawia zawsze wiele radości

nigdy nie stanowi problemu


choć śliwki z boczkiem w ambasadzie

mogą być czasami za tłuste

ale smakują w tym układzie


półmiski tylko się ukażą

za kilka sekund już są puste

goście potem o śliwkach marzą


Jan Stanisław Skorupski


Jeśli zaś chodzi o kryteria oceniania oraz termin zakończenia zabawy, będą to kwestie owiane tajemnicą dla wszystkich włączając w to organizatora obecnej edycji. Życzę miłej zabawy.


#zafirewallem #diproposta #nasonety

George_Stark

Jan Stanisław Skorupski!

fonfi

@George_Stark Jak tytuł tylko przeczytałem, to wiedziałem że to Skorupski. Chociaż tego sonetu nie pamiętam

George_Stark

@fonfi Ty pamiętasz jego sonety? Jak ich jest ile? Z dziesięć tysięcy?

Zaloguj się aby komentować

Wczorajsza wizyta w kieleckim Muzeum Zabawek i Zabawy przypomniała mi o pewnym wierszu Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, z którego pochodzą poniższe rymy, z którymi to rymami możecie oczywiście zrobić co chcecie


Temat: lalka

Rymy: zalane - znaczy - porcelanę - rozpaczy


#zafirewallem #naczteryrymy

bori

Przeklęta lalka fatum zawsze znaczy

Wszystko wokół szambem zalane

Zniszczyło nawet rodową porcelanę

Pozostało pogrążyć się w rozpaczy

plemnik_w_piwie

@KatieWee 

Dziewictwo minęło, formiszcze zalane,

Upadek moralny, lecz czy to coś znaczy?

Pogrzebie, wyskrobie, wrzuci w porcelanę,

A potem robaka zaleje z rozpaczy

Kronos

Maleńkie buzie łzami zalane

Skąd te płacze, co to znaczy?

Potrzaskał łobuz porcelanę

Lalki w okruchach, dzieci w rozpaczy.

Zaloguj się aby komentować

Dzień dobry wieczór się z Państwem,

Tym jednym wpisem pozwolę sobie załatwić dwie kwestie.


Kwestia pierwsza dotyczy mojego udziału w bieżącej, CIII (słownie: 103) edycji zabawy #nasonety. Pomijając oczywiście mój udział w roli organizatora. Pozwolę sobie zatem wejść na chwilę w rolę uczestnika, a zrobię to poniższym wytworem:

Oda do kanapy


Ty, co tak poduch miękkością zachęcałaś,

Do drzemek południowych w objęciach kotów,

Drzemek, na którem zawsze dla ciebie był gotów,

A z których małżonka mnie gwałtem zrywała.


Na tobie, wieczorem, w paragraf wygięty,

Z matni codzienności pragnąc się wydostać,

W literackich światów pływałem odmętach,

W niejedną, w marzeniach wcielając się postać.


I chciałbym wygody móc twoje wciąż sławić,

Chciałbym, lecz one - tak jakby ustały,

Gdy pesel rocznikiem zaczął mnie trawić.


Więc tęsknię za tobą teraz osowiały,

Gdy patrzę na ciebie, mając lat czterdzieści...

I już od patrzenia mam w krzyżu boleści.


Nacieszywszy się uczestnictwem, pozwolę sobie wrócić do powinności organizatora. A powinności te narzucają na mnie obowiązek podsumowania kończącej się właśnie edycji.


Do rywalizacji, poza moim niniejszym zgłoszeniem, przystąpiło dwóch innych poetów:

  • kolega @George_Stark, poeta - jak udało się nam wczoraj ustalić - niespełniony, ze swoim utworem "Współczesny Neron, spółka jawna"

  • oraz dla kontrastu poeta całkiem spełniony - czyli @splash545 z sonetem "Twarogrzeb"

Pierwszy z utworów jest kontynuacją drugiego już (a przynajmniej ja wiem o dwóch) cyklu makabryczno-katastroficznego - cyklu Gorzowskiego. Utwór ten przywołał u mnie wspomnienia i skojarzenia z dwoma innymi wierszami z czasów dzieciństwa. Może się mylę, może nie mam racji, ale rytm "Współczesnego Nerona" "klika" mi w głowie niczym Lokomotywa Tuwima, natomiast użycie "sikawki" momentalnie odpaliło mi neurony (nie mylić z Neronami), w których zapisane miałem "Pali się!" Brzechwy. Niesamowite, jak wiersz o puszczaniu z dymem Gorzowa pozwolił poczuć mi się znowu jak dziecko.


Z kolei "Twarogrzeb" kolegi @splash545... No cóż. Jest po prostu obrzydliwy. Jest jednak obrzydliwy w taki sposób, że po skończeniu ma się ochotę przeczytać go jeszcze raz. Jakby mózg nie do końca chciał wierzyć w to co właśnie przyswoił i potrzebował się upewnić. A jak już przyswoi, to chce po raz trzeci. Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest to, że po przeczytaniu odczuwa się nieodpartą chęć zjedzenia kostki białego sera. Uważajcie, bo tak właśnie działa #słowotwaroże - najpierw patrzysz z obrzydzeniem, a za chwilę wcinasz Vifona z Piątnicą...

Podsumowanie.


Ja wiem kolego @George_Stark, że bardzo chciałeś tę edycję wygrać. Wierz mi, że ja też chciałem. To znaczy chciałem, żebyś Ty wygrał. Jednak wobec niemalże dwukrotnej przewagi piorunów zasilanych wyznawcami #twarogu muszę z największą odrazą, ale bez urazy, uznać zwycięstwo kolegi @splash545.


No cóż kolego @splash545 - gratulacje! Chyba...


#zafirewallem #nasonety #diriposta #podsumowanienasonety

splash545

@fonfi dziemkuje bardzo niechętnie

George_Stark

Kurde, ale fart! Tylko niepotrzebnie już nażałowałem się na zapas swojego niewyparzonego języka.


Niemniej koledze @splash545 gratuluję serdecznie, koledze @fonfi dziękuję za edycję, no i idę. Na łóżko, bo kanapy nie mam.

splash545

@George_Stark no dzięki, no!

RogerThat

widzę ten wpis, jak wejdę w tag nasonety, ale nie widzęm gdy wejdę w kawiarenkę #hejtobugi

Zaloguj się aby komentować

1615 + 1 = 1616


Tytuł: Sand Creek 1864

Autor: Jarosław Wojtczak

Kategoria: historia

Format: e-book

Ocena: 7/10


Ilekroć słyszę jak Amerykanie odwołują się swoim dziedzictwem do Indian to mi się chce śmiać. Tłem do tej książki jest wojna secesyjna. Potrzeba żołnierzy. Tych gdzieś trzeba ulokować wraz z rodzinami, tak żeby mogli żyć w normalny sposób. Miejscem idealnym do tego jest teren Indian pod byle pretekstem. Ci zaczynają się buntować i napadać. Dyliżanse i łączność zostaje zerwana. Dochodzi do mniejszych i większych potyczek oraz bitw. Pojawiaj się propozycje pokojowe. W tym momencie dochodzi do tytułowej maskary, gdzie odział amerykański po krótkiej bitwie zaczyna zabijać dosłownie wszystkich w indiańskim obozie. Nawet Kongres wszczął śledztwo, gdzie finalnie nikogo nie skazano, z racji odejścia głównych osób z armii. Autor dobrze ujął rasizm i ksenofobię ówczesnego Dzikiego Zachodu. O tej maskarze jakoś mało się mówi na kartach historii. Ciekawe dlaczego?


Prywatny licznik: 142/200


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter

7d551c1b-653d-441c-9a0f-aa47abb5bea5

Zaloguj się aby komentować

Newsy książkowe od Whoresbane'a!


Wydawnictwo Prószyński i S-ka ujawnia następne wznowienia książek Terry'ego Pratchetta. "Pomniejsze bóstwa" i "Wyprawa czarownic" w księgarniach od 22 stycznia 2026 roku. Wydania w twardych oprawach liczą kolejno 448 i 400 stron, w cenach detalicznych po 65 zł za sztukę. Poniżej okładki i krótko o treści.


"Pomniejsze bóstwa"


Na świecie istnieją miliardy bóstw. Roją się gęsto jak ławica śledzi. Większość z nich jest zbyt mała, by je zauważyć, dlatego nigdy nikt ich nie czci, w każdym razie nikt większy od bakterii, które się nie modlą i nie mają wielkich wymagań w zakresie cudów. To są właśnie pomniejsze bóstwa – duchy miejsc, gdzie krzyżują się ścieżki mrówek, bogowie mikroklimatów pomiędzy korzeniami traw. I większość z nich taka już pozostaje. Ponieważ brakuje im wiary. Garstka jednak trafia w wyższe regiony. Powodem może być cokolwiek. Pasterz szukający zbłąkanej owcy znajduje ją w krzakach i poświęca minutę czy dwie, żeby wznieść niewielki kamienny ołtarzyk w ogólnej podzięce wszelkim duchom, jakie mogą przebywać w okolicy. Albo jakieś niezwykle ukształtowane drzewo zostanie skojarzone z lekiem na chorobę. Albo ktoś wyryje spiralę na samotnym głazie. Albowiem bogowie potrzebują wiary, a ludzie pragną bogów. Często na tym się kończy. Ale czasami wydarzenia rozwijają się dalej. Dodawane są następne kamienie, układane kolejne głazy; w miejscu, gdzie kiedyś rosło drzewo, staje świątynia. Bóg wtedy nabiera mocy, wiara wyznawców niesie go w górę jak tysiąc ton paliwa rakietowego. Nieliczni sięgają aż do nieba, czasem nawet dalej.


"Wyprawa czarownic"


Opowieść o opowieściach, o tym, co to znaczy być wróżką i matką chrzestną, ale przede wszystkim o zwierciadłach i odbiciach. Magrat Garlick dziedziczy magiczną różdżkę, która potrafi wyczarowywać dynie (i właściwie nic więcej…) i z pozostałymi wiedźmami udaje się do Genui, żeby pewne dziewczę nie poślubiło księcia. Wbrew Przeznaczeniu i Happy-endyzmowi.

W całym wszechświecie żyją prymitywne plemiona, które nie ufają lustrom i obrazom. Uważają one, że lustra kradną część duszy.

Są też inni ludzie (ci noszą więcej odzieży), którzy twierdzą, że to zwykłe przesądy. Przesądy nie muszą być jednak fałszywe.

Lustro może wessać skrawek duszy, może w kawałku niegrubszego niż tchnienie, posrebrzonego szkła, pomieścić odbicie całego wszechświata, a nawet niebo pełne gwiazd.

Kto rozumie lustra, ten rozumie prawie wszystko.

Spójrzmy w lustro…

…głębiej…

…na pomarańczowe światełko na nagim górskim wierzchołku, tysiące mil od roślinnego ciepła bagien…


#ksiazkiwhoresbane 'a - tag, pod którym chwale się nowymi nabytkami oraz wrzucam newsy o książkach

Chcesz mnie wesprzeć? Mój Onlyfans ( ͡° ͜ʖ ͡°) ⇒ patronite.pl/ksiazkiWhoresbane

#ksiazki #czytajzhejto #proszynski #fantasy #terrypratchett #pratchett #swiatdysku

6cc17d43-ee4a-4007-ab3f-d25455af9b77
kopytakonia

Terry Pratchett ulubieniec hejtusi pewnie bedzie wzięcie

Whoresbane

@kopytakonia Nie z tymi okładkami

Zaloguj się aby komentować