Uwaga, to wpis anegdotyczny. Tak mi sie zebralo po akcji z rambo.
Jak moj syn w wieku 2 lat zachorowal to lekarz rodzinny na odpierdol przypisal cos standardowego, nie za bardzo zbadal i wyslal na chate. Tej samej nocy mlody juz byl grubo odwodniony, tak ze trafil do szpitala. Na oddziale lekarz (ba, ordynator oddzialu) nawodnil, ale nie wiedzieli co mu jest.
Wtem nastepnega ranka wpada mloda ukrainka doktur, zaglada do ryjka mlodemu i odrazu diagnoza - grzybiczne zapalenie otwory gebowego. Pierwszy lek i praktycznie natychmiastowa poprawa. Nastepnego dnia do domu, gdzie chwile wczesniej mielismy dziecko, ktore totalnie nic nie jadlo i nie pilo, kroplowka only.
Teraz akcja z rambo - pierwszy wet podal jakis antybiotyk i mowi, ze za godzine bedzie lepiej. Gowno, mija 6h, pies ledwo dyszy, nic nie je, nie pije od 2 dni praktycznie (ma 8 tygodni). Jedziemy do drugiego weta. Tam dosyc mloda pani wet ukrainka odrazu test na koronawirusa, kilka lekow, wzmacniajace, glukoza, elektrolity i modlcie sie do rana. Antybiotyk od tamtej oczywiscie nie mogl zadzialac, bo to wirus. Ba, nawet nie powinien go dostac przy tej chorobie.
Jaka przepasc potrafi byc miedzy lekarzami. A dziwnie zlozylo sie tak, ze w obu przypadkach to ukrainki ogarnely w moment. Szanuje i jestem wdzieczny.
#nfz #zdrowie #miloakarambo