#recenzja

0
92
4 202,76 + 21,37 = 4 224,13

Serwus, dziś zrobiłem sobie improwizowany treningowy #papaton - 5 km spokojnej rozgrzewki, a potem segmenty 3, 3,5 i 4,5 k z tempem docelowym. Weszło jak w masło, nogi podawały, splity równe, jestem kontent. No i przez przypadek wjechał PB na dystansie półmaratonu, ale w sumie to jakoś bez ekscytacji bo sprawdzian dopiero w czerwcu.

Oprócz tego mini #recenzja mojego najnowszego nabytku butowego - New Balance Fresh Foam More V4, bo po dzisiejszym biegu mam już na nich 90 km więc jakieś zdanie już wyrobiłem. Zakładając zwiększenie miesięcznych dystansów w tym roku postanowiłem kupić but z większą amortyzacją, tak coby zadbać o swoje gnaty. Pierwszy bieg w nich bardzo mnie zaskoczył. A to dlatego, że mają piankę Fresh Foam X, czyli teoretycznie to, co w posiadanych przeze mnie 1080 V12, jej jedynie 1 mm więcej z tyłu, a są DUUUUUUŻO bardziej miękkie. Po tej miękkości spodziewałem się że buty będą się nadawać tylko do klepania bazy, ale na dzisiejszym biegu sprawdziły się naprawdę dobrze i uważam że mogą być świetnym głównym butem w rotacji, przynajmniej dla osoby która robi takie tempa jak ja. Powtórzenia wchodziły dobrze i nie męczyłem się z butem i nawet kończąc ostatni segment (czyli po 18 km) nogi nie dawały o sobie znać. Absolutnie nie nadają się jednak na szybsze interwały, wtedy pianka zapada się i oddaje malutko energii - tu chyba bez zaskoczenia w przypadku buta "max cushion". Duży plus za stabilność, mimo bardzo miękkiej pianki nie miałem wrażenia że stopa mi ucieka i nawet rozciągając się na jednej nodze było dobrze, to zapewne zasługa dość szerokiej podeszwy. Pianki nie jest tak dużo na ile wygląda, bo wchodzi ona nieco na boczne ścianki i stopa trochę w niej "siedzi". Również na plus ilość miejsca w środku, ale to chyba standard w New Balance. Elementy odblaskowe z tyłu i boku też super, zwłaszcza że często biegam po ciemku. Z minusów? Na początku panel boczny w prawym bucie nieco mnie uciskał, ale problem ustał. Prawie zawsze muszę trochę pokombinować ze sznurowaniem żeby znaleźć kompromis między trzymaniem pięty, a brakiem ucisku na górze stopy. Nie mam problemów z jakimiś uciskami, ale w innych butach łatwiej to przychodzi. I szkoda że język nie jest przyszyty od boków do reszty konstrukcji, czasem mi się zawija przy wkładaniu buta. Ogólnie oceniając - buty są naprawdę świetne i dużo bardziej uniwersalne niż się spodziewałem, zwłaszcza że dorwałem się w promce za 330 zł. Zrobiły na mnie większe wrażenie niż 1080 v12, który jest "flagowcem" NB. Mam nadzieję że będą żywotne, a może nawet skuszę się na zapasową parę.

#sztafeta

Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastats.pl/sztafeta/
47da6f78-cc1f-4457-9ddc-4dc9c86ee713
minaret

I wykresiki. Z tempa jestem zadowolony, ale nad kadencją zdecydowanie trzeba popracować. Miałem ostatnio biegi gdzie dużo równiej mi wychodziło a tutaj kompletnie rozwalone¯\_( ͡° ͜ʖ ͡°)_/¯

7507048a-0cf2-4cbd-adde-0aa74318c41d
855fb562-1379-45e2-ba54-1e891f6f0fdd
Yes_Man

@minaret Zacne Sofixy Waść nabył Niech służą!

Trypsyna

@minaret amortyzacja w nich wygląda potężnie, ciekawe jak z żywotnością 😃 ładny kolorek, niech Ci służą 🌪️

Zaloguj się aby komentować

Recenzja: Orły imperium. Wygnańcy Rzymu

Książka "Orły imperium. Wygnańcy Rzymu" autorstwa Simona Scarrowa to 19 tom popularnej serii w świecie rzymskim, w której główni bohaterowie trybun Katon i centurion Makron tym razem wracają ze wschodu do ogarniętego intrygą Rzymu, a Katon zostaje wysłany na Sardynię, gdzie musi zmierzyć się z poważnymi problemami dławiącymi wyspę. Książka została wydana przez Wydawnictwo Książnica.

Powieść "Orły imperium" to już kultowa seria autora, która jest znana na całym świecie i cieszy się niemalejącą popularnością. Autor doświadczony w pisaniu powieści, tym razem kreuje bardzo ciekawy obraz wyspy Sardynia, która przez wieki wielokrotnie buntowała się Rzymianom. Sardynia wyróżniała się przede wszystkim jako jeden z ważniejszych dostawców zboża, zwłaszcza w czasach Republiki, a co więcej była miejscem skąd rekrutowano żeglarzy i sprzedawano niewolników. Co ciekawe, w Rzymie wypowiadano złe słowa o niewolnikach z Sardynii, jako nieposłusznych i gotowych zabić swojego pana, jeśli tylko była ku temu szansa.

Akcja umiejscowiona została w roku 57 n.e., w czasie panowania cesarza Nerona. Władca otoczony przez wrogów politycznych zmuszony zostaje wygnać swoją ukochaną Klaudię Akte na Sardynię, a towarzyszyć jej ma Katon, który wraz z Makronem nie ma dobrej reputacji w stolicy. Katon udaje się na wyspę wraz grupą centurionów i ludźmi Seneki, musząc się zmierzyć z wieloma lokalnymi problemami, w tym zarazą czy buntami. Makron dla odmiany wyjeżdża do Brytanii na emeryturę i oddziela się od przyjaciela.

Do plusów, co do wydania, z pewnością można zaliczyć ładną okładkę, wyraźny druk i zamieszczenie mapki poglądowej z 57 roku n.e. Sardynii, która jest główną sceną akcji tego tomu. Jako minusy publikacji z pewnością wymieniłbym brak wykorzystanych źródeł, odwołań do literatury oraz posłowia, które pomogłoby lepiej odnaleźć się w akcji lub wytłumaczyć pomysł autora na przeniesienie się do Sardynii.

Podsumowując, tom 19, podobnie jak poprzednie, utrzymuje wysoki poziom. Czytelnik do swoich rąk dostaje blisko 350-stronnicową książkę, która z pewnością pozwoli przenieść się w czasy rzymskie i lepiej poznać kolejną prowincję Imperium.

Gdzie kupić? https://www.poczytaj.pl/ksiazka/wygnancy-rzymu-tom-19-scarrow-simon,580385?pp=5

https://imperiumromanum.pl/recenzje/recenzja-orly-imperium-wygnancy-rzymu/

#imperiumromanum #ksiazki #recenzja #ciekawostki #historia #rzym #antycznyrzym #gruparatowaniapoziomu #listaimperiumromanum #ciekawostkihistoryczne #ancientrome #wojsko #europa #swiat #militaria #qualitycontent #archeologia
-----------------------------------------------------------------------------
Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na social media, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie: https://imperiumromanum.pl/dotacje/
e0b551cb-f410-4183-908f-b95adee98ce5
Filozofujacy_Nihilista

O kurdę! Tom 19? Nieźle. Pamiętam jak kiedyś czytałem tę serię, ale skończyłem na tomie 6 chyba.

Zaloguj się aby komentować

RECENZJA
Kupiłem golarkę do głowy - Remington RX7 Ultimate Series Head Shaver XR1600 za 259,99 na allegro.
Pudełko
Na początku myślałem, że w paczce nic nie ma, a to dlatego, że była strasznie lekka. Po otworzeniu okazało się, że jest pudełko z logo marki wykonane w bardzo ekonomiczny sposób. Pudełko wygląda jakby miało służyć do pakowania w nim większości produktów marki. W pudełku było jeszcze dużo wolnej przestrzeni.
Zawartość
W połówce pudełka znalazłem futerał, a w nim golarkę wraz ze szczoteczką do czyszczenia. W drugiej połowie pudełka luźno latający kabel euro/USB do ładowania. Poniżej zdjęcie prezentujące zawartość wraz z ładowarką niedołączoną do golarki dla skali.
Golarka
Lekka. Pogumowana. Przycisk turbo. Trymer, którego nie używałem. Pod głowicą jest przestrzeń gdzie zbierają się ścięte włosy.
Golenie
Ja goliłem na sucho, ale można golić na mokro z użyciem kosmetyków. Producent zaleca golić włosy do 2mm. Golarka ma za zadanie utrzymać łys. Po goleniu należy wyczyścić maszynkę - zdjąć głowicę i usunąć ze środka włosy. Przy tej czynności zalecam ostrożność. Proponuję zrobić to nad umywalką, bo u mnie trochę tego się nazbierało, a przy otwieraniu może się wszystko rozsypać. To są bardzo krótkie włosy. Przypominało mi to kief. Mam nawet zdjęcie ale nie będę obrzydzał. Takie krótkie włosy łatwo się spłukują. Czyszczenie nie jest kłopotliwe. Samą maszynkę można wyczyścić dołączonym pędzelkiem bądź opłukać pod wodą - jest wodoodporna. Same ostrza łatwo wyczyścić pod wodą z kranu.
Efekty
Zrobiłem zdjęcie przed goleniem, po goleniu przygotowawczym tradycyjną golarką i po umyciu po wykończeniu recenzowaną golarką.
Jestem zadowolony z efektu. Jest niewiele gorzej gdybym ogolił głowę maszynką ze stałym ostrzem. Na głowie wyczuwam miejsca naprawdę gładkie, niezależnie w którą stronę przeciągając palcem by to sprawdzić i takie miejsca gdzie czuję minimalny opór włosów. Uważam, że to kwestia nabrania wyprawy. Czasowo trochę mi się z tym zeszło, ale to był mój pierwszy raz.
Inne
Producent twierdzi, że bateria wystarcza na 60 minut, a głowę można ogolić w 2 minuty. Nie będę robił takiego testu długodystansowego ani sprinterskiego. Zależy mi na efekcie.
Podsumowanie
Na rynku jest wiele tego typu golarek z azjatyckim rodowodem co ma dla mnie znaczenie. Zaufałem rozpoznawalnej marce. Jestem pozytywnie zaskoczony. Myślałem, że efekty będą przeciętne. Golarka jest zdolna do wykonania swojego zadania, a mój łys będzie zależał tylko ode mnie czyli regularnego golenia i szlifowania techniki.

Wołam @Lubiepatrzec , bo chciał dwa miesiące temu.

A teraz można się śmiać z mojego baniaka.

#recenzja
#lysy #lysi #golenie
917c3683-0c38-40f9-a39b-538cd6b8ed15
58a47ca6-f7d1-48f3-bccd-048df6d67cfa
tomwolf

@prosto_w_srodek_dupy to chyba ja Ci odpowiedziałem, że używam bulldoga? elegancko widzę radzi sobie Remington

e5aar

Efekt rewelacja jak na taką golarkę.

Lubiepatrzec

Myślałem że efekty będą gorsze A tutaj okazuje się że wcale to jakoś nawet działa. Wydaje mi się że ta maszynka najlepiej się sprawdzi do szybkiego codziennego przelecenia głowy i wtedy można utrzymywać jako taką gładkość aczkolwiek ostrze i pianka To jest mój pierwszy wybór odkąd nabrałem wprawy. Dziękuję za wołanie.

Zaloguj się aby komentować

#recenzja #opony #motoryzacja

Witam, część druga recenzji nalewek Radburg s500

Po przejechaniu 120 kilometrów i zdarciu się wierzchniej warstwy mogę powiedzieć tyle:

1. Opór toczenia i hałas minimalnie się zmniejszyły, dalej są duże i odstają od nowych opon.
2. Błoto i mokry śnieg: lepiej się trzymają niż chińczyki, trochę gorszej od nowych dębic i kormoranów. Według mnie wynik dobry.
3. Mokra ulica: ulica dziurawa z koleinami, hamowanie awaryjne zaliczone na akceptowalnym poziomie.
4. Mokre i lekko zaśnieżone rondo: przejechane bez specjalnego traktowania, na stałej prędkości. Bez zastrzeżeń.

Werdykt: sami spróbujecie ( ͡° ͜ʖ ͡°) ale za to mam ankietę, najczęściej porównuje się takie opony z chińczykami i używanymi markowymi. Oczywiście najlepiej kupić nowe markowe, co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości.

PS. Następna recenzja telefonu Motorola ( ͡~ ͜ʖ ͡°)

Dziękuję za uwagę i zapraszam do ankiety
Okrupnik userbar
5689b4c3-3ef5-483e-98d0-61dce73e13bf

Co jest według Was lepsze?

72 Głosów
bartlomiej_rakowski

Przeczytałem i nadal nie wiem co myśleć o tym… a wybrałem odpowiedź "nowe chińczyki" bo jeszcze ani razu się na takich nie zawiodłem, a zawiodłem się na Dębicy Frigo / Navigator jak zresztą było wspominane w komentarzach. Do takiego wyboru jak nalewki / bieżnikowane trzeba dorosnąć xD Nie żebym też kupował chińczyki pierwsze lepsze… każdy ma tam jakieś swoje kryteria.

Orzech

@Okrupnik Gdzie opcja nowe markowe? Najlepiej takie kupić, będą miały najlepsze parametry i ciężko je zajeździć - wytrzymują bardzo długo

Karonon

@Okrupnik kupuję tylko opony premium, nowe - bardzo lubię Bridgestona i Michelinki, nigdy mnie nie zawiodły, letnie Turanzy czy zimowe Blizzaki LM - zawsze pewna kontrola nad samochodem i przewidywalność, co do głośności to się nie wypowiem bo mam dobrze wyciszone samochody.

Miałem okazję śmigać na chińczykach w różnych warunkach drogowych - dla mnie to niebezpieczne opony

Zaloguj się aby komentować

#recenzja #motoryzacja #opony
Obiecałem dwie recenzje, oto pierwsza z nich!

Opony Radburg S500
Zamówiłem ostatnio, takie oto opony skuszony ich ceną (dorwałem taniej niż na stronie producenta ( ͡~ ͜ʖ ͡°) ), ekologią i chęcią sprawdzenia niemieckich nalewek. Tak, to są nalewki!

Cena: 400 złoty za komplet (z fakturą!) Rocznik 2023

Odebrałem je owinięte częściowo folią, i na pierwszy rzut oka oprócz unikatowego bieżnika to trudno odróżnić od zwykłej opony. Uginają się jak normalne europejskiej produkcji opony, nie tak jak chińczyki
Posiadają homologację na EU i TÜV.

Pierwszy test: wyważarka
1. 15 40
2. 25 50
3. 5 0 (WOW)
4. 20 40
Jak na nalewki to dobre wyniki, chińczyki potrafią się gorzej wyważać, ta jedna to ewenement, ktoś w fabryce bardzo się postarał

Testy drogowe:
1. Opór toczenia: Spory, ale piszą na forach, że po stu kilometrach będzie lepiej. Zobaczymy
2. Głośność: Do 100km/h jest dobrze, powyżej tej prędkości zaczynają lekko wyć.
3. Ogólne wrażenia: samochód nie pływa, kierownica nie buksuje, bardzo dobrze wybiera nierówności
4. Hamowanie awaryjne: według mnie było ok, droga była lekko dziurawa, z koleinami. Chińczyki gorzej wypadły.
4. Jazda po ulicy ze śniegiem i lodem: tutaj wysoki bieżnik pokazuje co potrafi. Jest świetnie.
5. Jazda po prostej, odśnieżone drodze: Jest dobrze, nie ściąga, trzyma się asfaltu.
6. Jazda po wiejskich drogach/szutrach: Jest bardzo dobrze, leganko się trzymają i wybierają nierówności

Ciśnienie podczas testów: 2,3 - 2,4 atmosfery

Jeśli się spodobają moje wypociny, to po przejechaniu 100 km napiszę dalsze uwagi i obserwacje

PS. Tamte H4 "biedaksenony" do niczego się nie nadawały. Dorwałem po taniości philipsy ( ✧≖ ͜ʖ≖)
Okrupnik userbar
2ba9af7e-0707-4869-88f7-94ece19ba173
PanNiepoprawny

Z nalewek to lubię malinową i wiśniową ( ͡° ͜ʖ ͡°)

psalek

Dzięki. Fajna inicjatywa.

Wychodzi na to że jedyna wada to głośność przy dużej prędkości, którą w sumie ma prawie każda opona.

Trochę trudno mi uwierzyć w to, że opona była dobra we wszystkim. Robi to wrażenie w stylu: "kupiłem więc będę chwalił żeby udowodnić że się nie myliłem".

Przepraszam że tak piszę, ale takie jest moje wrażenie.

I jeszcze: porównanie bez liczb jest niemiarodajne (poziom hałasu, droga hamowania). Jeśli porównanie jest robione w innym czasie lub w różnych miejscach to też nie ma sensu. Warunki "nigdy" nie są takie same.

Ale poza tym - cieszy mnie taki content

conradowl

Ktoś mi kiedyś powiedział, że na butach i materacu się nie powinno oszczędzać - bo pół życia śpisz, drugie pół chodzisz.

Z oponami jest podobnie. Rozumiem radio z Android, płyn do spryskiwaczy domowej roboty, kurczę dywaniki samemu zrobić, nawet olej tani (byle ten raz do roku przynajmniej). Ale opony? Na tym bym nie oszczędzał.

Zaloguj się aby komentować

Minął już ponad tydzień odkąd używam lampy światła dzielnego/antydepresyjnej, więc zgodnie z obietnicą wrzucam subiektywną recenzję.

Mój tryb życia wygląda tak, że pracuję z domu, przy kompie, więc od listopada do mara światło słoneczne widzę w zasadzie tylko w weekendy (o ile łaskawie wychyli wtedy swoją łysą banię z za chmur). Od lat nienawidzę tego w polskiej zimie i zanim zdecyduję się uciec na południe, postanowiłem przetestować taką lampę.
Wybór padł na Beurer TL90 72W. Dlaczego akurat ta? Szczerze mówiąc długo jej nie wybierałem, chciałem coś ‘przeciętnego’, żeby po miesiącu nie kupować mocniejszej. Z tego co zdążyłem się zorientować kluczowe jest osiągnięcie przynajmniej 10 000 lumenów w rozsądnej odległości. Poza tym chciałem, żeby była w miarę estetyczna i miała raczej wertykalny kształt (wymyśliłem sobie, że łatwiej będzie ją wtedy gdzieś ustawić). Przyszła dzień po spontanicznym zakupie i od razu zaskoczyła mnie swoim rozmiarem; mimo, że sprawdzałem wymiary jakoś myślałem, że będzie mniejsza. Na szczęście udało się ją elegancko ulokować, co może nie być takie prosto, ponieważ musi stać tak do 1m od naszej twarzy i najlepiej, zeby nie świeciła prosto w oczy. U mnie stoi prostopadle, po prawnej stronie, mniej więcej tam skąd latem dociera do mnie światło słoneczne.

Jeżeli chodzi o wykonanie i wygląd to raczej nie będzie ozdobą mieszkania, ale nie jestem estetą. Wygląda jakby do wiosny miała spokojnie podziałać.
Wyjmujemy z kartonu, podłączamy do prądu i jazda. Pierwsze wrażenie to, że świeci mocniej niż myślałem, jak przez okno w słoneczny, letni dzień. Światło miłe, rozproszone, w zasadzie nie razi nawet przy krótkim, bezpośrednim spojrzeniu. Oczywiście barwa dość chłodna, ale nie laboratoryjna. Drugie wrażenie to, że mimo, że nie jest to ostre, odbijające się światło, to i tak muszę trochę rozjaśnić monitor, kiedy ją włączam. Używam jej codziennie kiedy pracuje i włączam ją kiedy mam ochotę: najczęściej przez niecałą godzinę rano i około dwóch wieczorem, co jest mniej więcej zgodne z instrukcją.

Jak już wiecie, używam jej dopiero przez kilka dni, ale nie chce czekać z przemyśleniami do wiosny, więc oto pierwsze wnioski:

  • Lubię ją włączać, bardzo przyjemnie się przy niej pracuje
  • Nie przeszkadza w pracy, w zasadzie zapominam, że jest włączona
  • Największą różnicę zauważam, gdy ją wyłączam i nagle robi się ciemno
  • Chyba mniej męczą mi się oczy przy pracy
  • Nie sądzę, żeby leczyła depresję – jeżeli czujesz, że możesz być chory idź do lekarza, a nie lampy szukasz
  • Po tygodniu wydaje mi się, że daje pewien efekt rozbudzenia, ale na pewno w pojedynkę nie jestem próbą badawczą
  • Wcześniej myślałem, że mam dobre oświetlenie (żarówki z regulowaną mocą/barwą), porównywalne z tradycyjnym biurem, ale teraz widzę, że jaśniej=lepiej

Więc ogólnie jestem zadowolony z zakupu, ale życia mi to nie odmieni. Hiszpańskiego słońca, ani polskiego lata na pewno lampą nie zastąpimy, więc ciągle skrycie przeglądam mieszkania na Kanarach. Jeżeli tak jak ja dużo siedzicie w domu i taki wydatek Was nie przeraża, to polecam.
 #technologia #recenzja #dom
camonday

Ja narazie próbuje poprostu porządnej żarówki, rano pomaga wstać a wieczorem... No nie zasypiam nad biurkiem przed 20 jak wcześniej ale zapominam jej wyłączyć ok 18 więc zasypiam później niż jakbym chciała

Wilk86

@nyszom kup sobie chlorofil do picia. Na pewno pomoże

parapet-inferno

@nyszom ps. Wiem ze juz po fakcie ale może ktos jeszcze będzie czytał ten wątek- taka lampę można wypożyczyć w niektórych poradnikach psychologicznych.

Zaloguj się aby komentować

Recenzja Xiaomi 14 PRO

Pierwsza w Polsce, nie zanudzam, mówię o najważniejszych aspektach tego telefonu.
Moim zdaniem W A R T O!
A Wy? Co sądzicie?

Zapraszam też do zostawienia likę i suba - pomóż mi rozwinąć kanał

https://www.youtube.com/watch?v=BI9IOfk_2fw

#xiaomi #xiaomi14pro #recenzja #smartfon #smartfony
Cybulion

@china-tech.pl pobawiles sie to mozesz mi oddac

SuperSzturmowiec

@Cybulion mi tez - zrobiłbym test na zgniatanie itp

Zaloguj się aby komentować

Recenzja chińskiej podróbki lego technics
Dźwig Mould King 13107

Ostrzegam, że długa i nudna. Będzie ogólny opis, techniczny, dla ludzi z nerwicą natręctw a na końcu odpowiedzi na pytania z poprzedniego posta.
Wszystkie porównania do technics robię w oparciu o zestaw 42124 RC Buggy bo taki mam w domu.
Chciałem też to zrobić w formie filmu, ale cierpię na potworny brak czasu więc na wideo tylko działanie zębatek.
https://youtu.be/wj0jXBD7R1Y

Ogólny: 
Jestem miło zaskoczony, ogólnie jakość konstrukcji jest raczej na plus według mnie. Klocki są dobrze spasowane, nie ma problemów przy składaniu a instrukcja składania nie odbiega jakością w żadnej kategorii od instrukcji z LEGO.
Sam dźwig oferuje WIĘCEJ niż mi sprzedali na aukcji na Allegro xD. Tym więcej jest między innymi: atrapa silnika z ruchomymi tłokami, na zdjęciu z aukcji jest jedna oś skrętna, na pudełku 2(pierwsza i ostatnia) a w rzeczywistości 4 osie skręcają. Wszystkie funkcje pojazdu i dźwigu dostępne są z pilota z małym “ale”. Albo pojazd, albo dźwig. Czyli możemy jechać opuścić podpory, wyłączyć pilot i jednostkę sterującą i dopiero włączyć drugą na dźwigu. Sterowanie działa również przez appkę na telefonie, nie gorzej niż lego.
Nie ma wymiennych baterii, wszystko ładowane przez microusb.
Sama konstrukcja jest DUŻA, ponad pół metra długości i nawet solidna. Cegieł na budowę oczywiście tym nie wniesiesz, ale wszystkie zabawki w domu podniesie. Jak na swoje rozmiary robi pełny skręt praktycznie w miejscu! Średnica zawracania to około 2 długości pojazdu.
Składanie zajęło mi jakieś 22h (przestałem dokładnie liczyć po 16) i jest łatwe. Sama konstrukcja jest dość skomplikowana, ale instrukcja przejrzysta, nie ma brakujących kroków ani nic z tych rzeczy, każdy sobie poradzi jak dobrze obrazki rozczyta i policzy elementy.
Moja prywatna ocena:

  • Dla osób, które składają i kładą na półkę z wystawką: jeżeli Ci się podoba to warto, klocki są dobrej jakości, w sumie to mało kto się obetnie, że to nie 42009 jak nie nakleisz naklejek.
  • Dla osób które chcą się tym bawić: w tej kategorii jestem ja. Kupiłem ten pojazd jako podstawę do zabawy. Jako dźwig jest bardzo fajny, a jako podstawa do innych konstrukcji: dostajesz pilota, 8 silników, 2 centra, milion zębatek, drugie tyle klocków. Ogółem 2600 elementów za niecałe 6 stówek w kategorii cena do jakości to jest 6/6 bo taki sam z lego kosztuje 4koła. Ja za pół roku zrobię z niego pociąg i jeszcze na wagon mi starczy xD Jak do tej pory polecam.

Wady: Do jazdy tylko po płaskich powierzchniach! Nie podjedzie pod dywan, obrót wieży mało precyzyjny, trzeba przyzwyczaić się do sterowania bo jest dość agresywne lewo/ prawo. Żeby jechać do przodu trzeba wcisnąć przycisk w dół, a do tyłu przycisk do góry. 

Techniczny:
Konstrukcja jest ogólnie przemyślana, ale im dalej tym jakby trochę konstruktor się zmęczył.
Sam pojazd (o nadbudówce za chwilę) to konstrukcja modułowa, budujesz moduł z daną funkcjonalnością i dołączasz go do ramy. Z tym, że rama jest tylko przy podwoziu bo resztę sztywności zapewnia nadwozie przez co jest gibki koło środka pojazdu (pomiędzy drugą i trzecią osią jest miejsce na centrum sterowania i kable więc dużo pustej przestrzeni). Mnie się ogólnie konstrukcyjnie podoba, wszystkie mechanizmy chodzą lekko, prawie na dmuchnięcie (w jednym miejscu tylko jednego pina wymieniłem na innego zupełnie, bo przycierał o zębatkę). Silniki stawiają POTWORNY opór jak próbujesz je palcami obrócić, ale nie stwierdziłem problemów przy normalnej pracy. 
Są też zabezpieczenia przed połamaniem zębatek w postaci sprzęgieł przy każdej funkcjonalności elektrycznej i dla każdego silnika (w wysuwanych podporach zabezpieczenie jest w siłowniku w obie strony na wkręcanie i wykręcanie)
Minusem konstrukcji jest sztywna oś napędowa i prawie beztarciowy dyferencjał. Nie podjedziesz na dywan. Ba! Nawet jak jednym kołem niefortunnie staniesz nad fugą między kafelkami to też nie pojedziesz. Sam dyferencjał wygląda na dość delikatny (odniesienie mam do zestawu 42124). W podwoziu nie ma żadnych dźwięków tarcia, przeskakiwania itp, wszystko pracuje jak powinno.
Nadbudówka: No tu trochę gorzej. Wdług mnie mechanizm jest przekombinowany i choćby duży luz na obrocie wieży wynika z tego, że od silnika są 4 zębatki, przekładnia ślimakowa i dalej dopiero 3 zębatka obraca wieżą. Nawijanie liny na kołowrotek to też niezły fikołek (4 zębatki w tym sprzęgło, przekładnia, 2 zębatki), ale to działa ok.
Konstrukcyjnie nie podoba mi się montaż ramienia bo całe ramie trzyma się na jednej belce na stronę i osi axle 10L, oddając trochę Panu chińczykowi to w instrukcji było napisane, że jest z włókna węglowego i rzeczywiście była inna w dotyku.
Co do luzu na obrocie jeszcze: mnie denerwuje, ale syn jakoś nie ma problemu z manewrowaniem ładunkiem.

Opis dla ludzi z nerwicą natręctw (zaznaczam, że nic z poniższej listy nie jest dla mnie wadą):

  • W pojeździe są trzy fotele, wszystkie z regulacją oparcia i regulowanymi zagłówkami.
  • Kierownica się kręci, ale nie jest połączona z układem kierowniczym. Jest za to regulowana na wysokość.
  • Pilot załączony w zestawie ma większy zasięg niż moje słuchawki bluetooth. Przez 2 żelbetowe ściany i jakieś 8 metrów słuchawki tracą połączenie a dźwig bez problemu reaguje na komendy
  • Instrukcja składania jest równie miła w dotyku jak instrukcja od lego, jest na podobnym papierze
  • Przyszedł w całkiem fajnym pudełku, ale otwieranym od boku. Pudełko jest PEŁNE klocków a nie jak lego gdzie tylko ⅓ objętości to klocki
  • Jeden element, oś długości 16 jednostek była luzem, przy pakowaniu wydostała się ze swojego woreczka.
  • Folia w której są klocki jest mniej przyjemna w dotyku niż folia lego
  • Klocki są bardzo dobrej jakości, miejscami nawet ładniej wyglądają pod mikroskopem niż odpowiednik z lego.
  • Klocki mają jednolite kolory. Nie znalazłem nawet jednego przypadku żeby były różne odcienie. 
  • Instrukcja ma 247 stron i 716 kroków.
  • Do strony 30 zamontujemy dwa silniki. Informacja co zrobić z kablami jest na stronie… 142
  • Konstruktor dodał 2 zębatki więcej do układu napędowego tylko po to, że jak auto jedzie to widać przez przednią szybę, że to niby ważna część atrapy silnika i też się obraca. Atrapa paska rozrządu można rzec
  • Niektóre klocki patrząc pod mikroskopem, jak się je obróci o 180 stopni to zostawiają minimalną krawędź na łączeniach

Pytania z poprzedniego posta:
@PanNiepoprawny
ogólną - czy się nie rozpada w rękach ten zestaw podczas zabawy
Nie rozpada się, ogółem nie ma tam jakichś konstrukcyjnych kompromisów, robi wszystko to co obiecuje na pudełku, że zrobi. Bawi się nim mój młody, bawił się razem z kuzynką i generalnie konstrukcja przeżyła do dzisiaj (ponad tydzień) mordowanie przez dzieci. Czasem się sznurek zaplącze, czasem wyskoczy drążek kierowniczy ale jak na konstrukcje z klocków jest ok
@Rimfire To jest podróbka jakiegoś konkretnego modelu co do joty, czy bardziej w stronę zrobili podobnie ale po swojemu?
42009, patrzyłem na instrukcję jakieś 80% wspólne.

@Bezkid
Instrukcja jest chociaz w polowie tak ogarnieta jak przy lego (mlody raczej sam sklada, tylko czasami pomoge)
Tak, instrukcja jest bardzo dobra, wszystkie kroki czytelne. Nie było przypadku żeby jakiś klocek pojawił się z powietrza, zazwyczaj w jednym kroku jest do tylko kilka elementów i nawet jak masz zrobić jakiś element + lustro tego elementu to krok po kroku wszystko dla obu wersji wyjaśnione. 
W miare to sie to trzyma
Taaak? Znaczy się wiesz, on ma przeszło pół metra długości i jest “giętki” (bez dramatu) ale to wina raczej rozmiarów i tego że jest z klocków. Zastrzeżenia mam do łączenia ramienia z nadbudówką i mechanizmu obrotu wieży bo jest lekko przekombinowany. Połączenie dość ciężkiego ramienia realizowane jest według mnie dyskusyjnie bo w reszcie pojazdu nie widziałem żeby coś dziadowali.
jest kompatybilne z lego
Wszystkie kombinacje jakie sprawdzałem pasowały. Ewentualnie niektóre piny z MD w niektórych klockach LEGO lżej wchodziły, nie ma w sumie dramatu.

ogolna ocena jakosc\cena\porownanie do lego
Po złożeniu porównywałem z instrukcją od 42 009. Jakość jest ok. 4,5/5. Pół odjąłem bo konstrukcyjnie mogli dorzucić kilka klocków żeby był sztywniejszy. Cena: 7 razy mniej niż lego ale według mnie nie jest 7 razy gorszy. W sumie to Ja jestem zadowolony 5/5. Porównać mogę tylko z 42124 bo tego mam: Też są luzy i tu i tu, ale chińczyk lepiej robi to co obiecuje, że zrobi. 42124 Rc buggy ma POTWORNE luzy na drążkach kierowniczych i amortyzatorach, i taki se jest w byciu rc, taki se jest w byciu szybkim i zwrotnym, taki se jest w byciu terenówką. Dźwig MD robi wszystko to co obiecuje, tylko mógłby być miejscami sztywniejszy.

@Sweet_acc_pr0sa
jak ręce podczas palce, bolały nie bolały, plastik śmierdział?
od jakiegoś czasu myślę o
ich Eclipse class destroyerze i boję się żepozaluje zamiast się bawic
Nie bolały palce w trakcie składania. W sumie to nie widzę różnicy między tym a technics od lego jeżeli chodzi o opór. W jednym tylko miejscu przy siłownikach musiałem się namordować, poza tym po 4h składania zero bólu na palcach. Plastik nie śmierdzi

@cec
Opisz spasowanie elementów - czy siła potrzebna do połączenia i rozłączenia jest powtarzalna.
- Spasowanie elementów jest idealne* wszystkie kombinacje do siebie pasują, 3 klocki 1x5 idealnie pasują do jednego 1x15, w żadnym miejscu nie spotkałem się żeby mijały się otwory albo wystawała krawędź.
* poza długim łącznikiem przy siłownikach oraz idiotycznym rozwiązaniem zębatek w sekcji technicznej głębszy opis. Jak patrzysz pod mikroskopem to niektóre klocki pasują idealnie w jednym położeniu a po obróceniu o 180 stopni zostaje minimalna krawędź.
Czy mechanizmy, które mają się obracać robią to swobodnie, czy jest problem ze spasowaniem?
Wszystkie mechanizmy obracają się swobodnie, bez tarcia do momentu podłączenia silników. Silniki mają POTWORNY opór przy ręcznym poruszaniu ale kręcą się ok w trakcie pracy. W jednym miejscu jeden pin wymieniłem na inny, bo tarł o zębatkę, poza tym nie mam zastrzeżeń.
Czy taki klocek typu belka: https://rebrickable.com/parts/3703/technic-brick-1-x-16-15-holes/ jest idealnie prosty, czy jest lekko wygięty w banan jak w Lego?
Jest wygięty w banan, ale nie ma dramatu. W jednym miejscu dokładnie ten klocek przypinałem do zwykłej belki (te wszystkie są proste) 1x15 i pasował idealnie.

#lego #legotechnic #madeinchina #klocki #recenzja
entropy_ userbar
17f77657-874a-4bd3-8488-f6b573aa3abd
32f2e567-8434-4018-b57d-b64c835e9f72
7cf858d1-1081-4a4b-9a2c-17578d2b51a7
1e316168-aa54-4248-9d2a-e5cf4a238491
e5d76ba2-2255-48ee-a03d-84349b112e90
i_am_not_a_robot

@entropy_ mówiłem, że będziesz Pan zadowolony! Chińczyki zawsze na propsie.

Bezkid

@entropy_ Propsy.


Na poczatek chcialem przeprosic ze dopiero dzis odpisuje, ale po scianie tekstu stwierdzilem ze na spokojnie zaplanuje sobie spotkanie w robocie i przeczytam w spokoju


Co do recenzji, to chapeau bas na prawde. Ja liczylem tylko ze napiszesz ze jest ok, ze jezdzi i generalnie dziala. A tu prosze! Jestem pod wrazeniem, ja bym napisal moze pare zdan a reszte udokumentowal zdjeciami\filmikami.


Tak czy siak, recenzja 10\10! Z mojej strony, ostatnie pyt tzn o link mlody chyba dostanie cos takiego na gwiazdke

entropy_

@Bezkid Szczerze to jest połowa tego co chciałem napisać, ale tyle czasu mi to zajęło że zacząłem wycinać akapity byle opublikować xD Druga sprawa, że i tak ściana wyszła to pominąłem pierdoły

Cieszę się, że coś mogłem pomóc

https://allegro.pl/oferta/technic-13107-motorized-mobile-crane-mk-ii-42009-11527674612 kupowałem stąd.

Seraphiel

@entropy_ nie ogarniam tej kuwety z chińczykami na allegro :D. Ten żuraw, patrzac po miniaturkach jest z rozstrzalem 400-800 zł. Wszystkie modele z silniczkami. Wg parametrów, raz 1250 elementów, raz ponad 2500.

Zaloguj się aby komentować

W końcu znalazłem najsławniejsze perfumy internetu.

Londyn, Gatwick.

W dodatku w promocji, ciekawe czemu.

Testera nie było, ostał się ino korek. Ale po powąchaniu zrozumiałem czemu.

Pewnie po 'testowaniu' trzeba było zamykać lotnisko dopóki nie odpuści, więc ściągnęli z półki, a to co zostało w mikroskopijnej dawce wystarczy żeby zwymiotować, powąchać drugi raz i być do końca dnia skonfundowany: "Czy to jeb*e, czy jest to na prawdę ciekawy zapach?"

Ciężko mi ocenić co w nim tak jeb*e, producent podaje nuty głowy, serca i bazy, ale ja jestem pewien, że odławia się najdłuższych stażem meneli i jak w filmie Pachnidło, wygotowuje się esencję. Chociaż muszę przyznać, że piżmo, goździk zgniły, słodka wanilia i odrobiną bergamoty faktycznie tam była. Te zapachy poznałem. O.o

Prawdopodobnie w zależności od sytuacji można go odbierać inaczej, jak z tą kiecką ze zdjęcia: niebieska czy biała? Na rysunku jest dziad czy baba? W tramwaju jedzie żul czy ktoś jest odważny i pewny siebie?

Oto moja prawdopodobnie pierwsza i ostatnia recenzja perfum, nie znam się i nie chce was wkur*iać ignoranctwem. Jedynie chciałem opisać moje doświadczenie.

#perfumy #recenzja #kouros
8f22afed-7f6b-4a7d-ae2e-5b2e399a412c
Cris80

@Arxr Doceniam poswieceniea teraz napisze może parę słów które może niektórym sie nie spodobają, Kouros powstał dużo przed toytoyami w Polsce i wszechobecnym zapachem dworca jak to niektórzy piszą, jest to świetny trudny zapach bo to perfumy które noszą człowieka a nie na odwrót i tu wielkość niektórych części ciała musi być uzasadniona żeby je zalozyc Ja osobiście czasami(rzadko) go zarzucę ale ja nie o tym, bardziej o tym jak na przestrzeni lat i wpływie cywilizacji zmienia się odbiór zapachów przez ludzi Kouros zawsze był wymagający i już wtedy wyróżniał się na tle innych, ale wtedy większość ojców używała zapachów pokroju lawendwo-cytrusowego o których tak szumnie mówi się dziś dziadkowe a kiedyś to był szczyt elegancji, niestety dziś większość starego mainstreamu byśmy zakwalifikowali jako śmierdząca nisza nawet Kenzo który wykonał milowy skok w świeżakach polaryzuje ludzi na tych co czują śmierdzące ogóry i go nie lubią i tych drugich, od dekady idziemy w słodkie ulepy waniliowe i tony ambroksanu ciekawe jak za kolejne dwadzieścia lat będzie oceniany taki sauvage czy SWY jak zmieni się kolejnym pokoleniom postrzeganie zapachu, tak naszło mnie na małą dygresje, dzięki za szczera recenzje pozdrawiam

Arxr

@Cris80 

Dużo prawdy jest w tym co piszesz. Wychowywałem się w latach 90, więc pamiętam parę zapachów, do których przyzwyczajony był mój dziadek. Miło je wspominam. Sauvage chyba kiedyś dostałem mała fiolkę próbki, mi się dobrze kojarzy. Całkowicie szczerze mówię - to co się nosi, czy lubi, nie powinno być dyktowane przez społeczeństwo czy trendy, powinno się dobierać samemu to co się lubi i być z tego dumnym (póki jest się w jakichś moralnych normach oczywiście).


Wpis był częściowo żartem, jestem pewien, że perfumy nie trzymałyby się tyle na rynku, gdyby nie było w nich 'tego czegoś'.

biskitus

Jezu. Jaka pojemność i za ile?

Brałbym….

Arxr

@biskitus 

49.95 GBP za 100 ml

hesuss

@Arxr a po ile byly? Az zal z takiej promki nie skorzystac

Arxr

@hesuss 49.95 GBP za 100 ml

Zaloguj się aby komentować

Recenzja: Czerwony Wąż

Książka "Czerwony wąż" autorstwa Roberta Lee to druga część powieści historycznej "Braterstwo areny", w której główni bohaterowie Drust i Kag, gladiatorzy, tym razem udają się nad Eufrat, gdzie ponownie mają do wykonania misję i będą musieli walczyć o życie. Książka wydana została przez wydawnictwo REBIS.

Akcja powieści toczy się w 224 roku n.e., niemal 20 lat po wydarzeniach z poprzedniej części, w okresie panowania cesarza Aleksandra Sewera, który znajdując się pod wpływem swojej matki i babki, mimo wszystko wydaje się być obiecującym władcą. Co więcej, sytuacja na wschodnich rubieżach państwa jest dobra dla Rzymian, gdyż odwieczny wróg - Partowie - przegrywa nie tylko z Rzymem, ale i wzrastającą potęgą perską wewnątrz państwa. Rzym jednak także miał swoje kłopoty - brak stabilności rządów, postępująca korupcja i samowola żołnierzy oraz dowódców na wschodzie, powodują, że Drust i Kag wpadają w nieciekawe otoczenie. Naszym bohaterom towarzyszą inni wojownicy m.in. Sib, Kwintus czy Ugo.

Obaj bohaterowie mają za zadanie odnaleźć swoich dawnych kompanów, co finalnie prowadzi ich do imponującej budowli - "Wielkiego Muru Gorgańskiego" - której pozostałości znajdują się w obecnym północno-wschodnim Iranie. Była to potężna konstrukcja, która jest drugim co do wielkości murem na świecie. Mur wznosił się od wybrzeża Morza Kaspijskiego po góry Pishkamar i liczył 195 km. Ich zadaniem była obrona terenów Partii/Persji przed najazdami plemion koczowniczych. Mur zbudowany był z cegieł (stąd nazwa - "Czerwony Wąż") i posiadał liczne forty.

Na plus, z pewnością zaliczyć należy akcję oraz zamieszczony na końcu publikacji słownik słówek łacińskich. Do minusów książki zaliczyć należy brak mapy poglądowej miejsca wydarzeń - wystarczyłaby nawet czarno-biała ilustracja, która określiłaby położenie muru.

Podsumowując, książka jest godną polecenia powieścią historyczną z czasów rzymskich. Kolejna część serii, potrafi zainteresować Czytelnika, a samego autora wynosi coraz wyżej w hierarchii autorów tego typu publikacji.

https://imperiumromanum.pl/recenzje/recenzja-czerwony-waz/

#imperiumromanum #ciekawostki #ksiazki #recenzja #historia #rzym #antycznyrzym #gruparatowaniapoziomu #listaimperiumromanum #ciekawostkihistoryczne #ancientrome #wojsko #europa #swiat #militaria #qualitycontent #archeologia
d6eb7929-e46c-4f9d-a176-84c6c4283e2f

Zaloguj się aby komentować

Recenzja: Jastrzębie, onagry pustyni, wilki Arabii. Sąsiedzi cesarstwa wschodniorzymskiego z Półwyspu Arabskiego i ich wizerunek w źródłach. Okres przed islamski

Książka „Jastrzębie, onagry pustyni, wilki Arabii. Sąsiedzi cesarstwa wschodniorzymskiego z Półwyspu Arabskiego i ich wizerunek w źródłach. Okres przed islamski” autorstwa Teresy Wolińskiej to kompendium wiedzy o Arabach i Półwyspie Arabskim, do czasów wczesnego średniowiecza, zaprezentowanej głównie w oparciu o źródła antyczne. Książka wydana została przez wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego.

Autorka – profesor Teresa Wolińska – jest aktywną badaczką historii i kultury Bizancjum, a jej zainteresowania tyczą się także relacji bizantyńsko-arabskich. Autorka w swoim dorobku ma wiele pozycji naukowych; tym razem do swojej imponującej kolekcji może dodać dzieło poświęcone opisowi świata Arabów, widzianego oczami starożytnych.

Jak sama autorka wskazuje we wstępie, pomysł na książkę kształtował się jej w głowie przez jakiś czas i zmieniał swoją formułę; co więcej powstał on dzięki grantowi ze strony Narodowego Centrum Nauki. W swojej pracy profesor opiera się na niezliczonych opracowaniach i tekstach źródłowych, czego dowodem jest zamieszczona na końcu publikacji, blisko 100-stronnicowa, bibliografia.

Książka została podzielona na trzy główne części. W pierwszej autorka stara się zakreślić obszar występowania Arabów i terenów, które możnaby było określić „arabskimi” oraz porusza kwestię nazewnictwa; w drugiej poznajemy wizerunek Arabów w źródłach antycznych (głównie greckich i rzymskich) i biblijnych; by w trzeciej skupić się już na obrazie Arabii w późnorzymskim i wczesnochrześcijańskim okresie.
Mnogość tematyki i szeroki zakres analizy autorki dowodzi, że mamy doczynienia z prawdziwą kopalnią wiedzy o Arabii. Właściwa treść dzieła liczy praktycznie 500 stron. Profesor w swoim opracowaniu regularnie stosuje liczne przypisy i odwołania do literatury, a swoje informacje opiera na niezliczonych źródłach antycznych. Dodatkowo, na końcu utworu otrzymujemy zestawienie autorów antycznych i krótki opis wybranej bazy źródłowej, która liczy niemal 60 stron.

Przechodząc do wydania – do naszych rąk trafia książka bardzo ładnie oprawiona i wydrukowana. Co więcej, przypisy umieszczono na dole publikacji, a treść i czcionka są bardzo dobrze widoczne. Jest to kolejny przykład na to, że wydawnictwo UŁ na rynek książkowy wypuszcza nie dość, że perełki historyczne, ale i do tego pięknie oprawione.

Podsumowując, książka jest świetnym pomysłem dla każdego, kto interesuje się światem Arabów w okresie antycznym i późnoantycznym. Czytelnik zafascynowany np. stosunkami rzymsko-arabskimi może prześledzić wyprawy wojskowe Rzyman na Półwysep Arabski lub bliżej zapoznać się z wyprawami geograficznymi badaczy znad Morza Śródziemnego w omawiany region. Gorąco polecam publikację!

Gdzie kupić? https://www.poczytaj.pl/ksiazka/jastrzebie-onagry-pustyni-wilki-arabii-sasiedzi-cesarstwa,569298?pp=5

https://imperiumromanum.pl/recenzje/recenzja-jastrzebie-onagry-pustyni-wilki-arabii-sasiedzi-cesarstwa-wschodniorzymskiego-z-polwyspu-arabskiego-i-ich-wizerunek-w-zrodlach-okres-przed-islamski/

#imperiumromanum #ciekawostki #ksiazki #recenzja #historia #rzym #antycznyrzym #gruparatowaniapoziomu #listaimperiumromanum #ciekawostkihistoryczne #ancientrome #wojsko #europa #swiat #militaria #qualitycontent #archeologia
144da7b4-ddc8-4dec-a1ce-cac13cf4d83a

Zaloguj się aby komentować

Recenzja: „Cezar”, „Kleopatra”, „Akcjum”

Książki "Cezar", "Kleopatra", "Akcjum" to pozycje wydane przez wydawnictwo Scream Comics, i które pierwotnie ukazały się na rynku francuskim. Wydawnictwo, z tego co udało mi się wyczytać, od 2016 roku zajmuje się wydawaniem wartościowych komiksów w Polsce. Do moich rąk trafiły do recenzji książki oczywiście dotyczące tematyki rzymskiej.
Już samo spojrzenie na twarde i pięknie wykonane okładki utwierdza Czytelnika w przekonaniu, że ma do czynienia z naprawdę świetnymi pozycjami. Książki mają podobną kompozycję treści: 50 stron zajmuje komiks, na których poznajemy historię życia (odpowiednio) Cezara, Kleopatry oraz wydarzeń spod Akcjum; na kolejnych, około, 10 stronach znajdziemy dodatek historyczny, w którym możemy się dowiedzieć wiele interesujących rzeczy o postaciach i historii.
Rysunki są naprawdę fantastyczne i zgodne z realiami historycznymi, co dowodzi konsultacji z historykami. Początkowo wydawać się może, że czasami wydarzenia toczą się zbyt szybko, jednak ilość materiału, który należałoby dodać z pewnością wymagałby większych wydatków na książkę; co więcej, nie wiem czy rzeczywiście byłoby to potrzebne. Istotą wydania jest zainteresowanie Czytelnika akcją i nowatorskim ujęciem historii.
Podsumowując, polecam te bardzo ciekaw komiksy. Wydane w formacie A4, są bardzo ładnie oprawione i stworzone w taki sposób, aby Czytelnik naprawdę zainteresował się tematem.

https://imperiumromanum.pl/recenzje/recenzja-cezar-kleopatra-akcjum/

#imperiumromanum #ciekawostki #recenzja #ksiazki #historia #rzym #antycznyrzym #gruparatowaniapoziomu #listaimperiumromanum #ciekawostkihistoryczne #ancientrome #wojsko #europa #swiat #militaria #qualitycontent #archeologia
a9956d6a-e822-4d32-944e-a9926a97cbee
Zly_Tonari

@imperiumromanum zamówione

Zaloguj się aby komentować

Recenzja: Mity, potwory i awantury starożytnej Grecji

Książka „Mity, potwory i awantury starożytnej Grecji” autorstwa Jamesa Daviesa to opowieść o mitach greckich, w formie komiksu, która dedykowana jest przede wszystkim młodszej grupie odbiorców. Żywe kolory i piękne ilustracje zachęcają do zapoznania się z pozycją. Wydawcą publikacji jest wydawnictwo Kropka.

Biorąc książkę do ręki od razu mamy pewność, że wydawnictwo stanęło na wysokości zadania i postarało się wydać piękną wizualnie publikację. Ma to na celu przede wszystim zachęcić młodszych Czytelników, którzy będą mogli w ten sposób, w przyjemny sposób, zapoznać się z mitologią grecką. Bardzo wyraziste ilustracje i ciekawa kompozycja historii pozwala nam z przyjemnością towarzyszyć bohaterom opowieści, w mitycznym świeci potworów, herosów i bogów.

Książka podzielona została na 15 rozdziałów, w których m.in. poznamy takie mity jak: narodziny świata i chaos; puszkę pandory; wyprawę Tezeusza do labiryntu; Orfeusza i Eurydykę; czy 12 prac Heraklesa. Autor publikacji ponadto opisuje czym są mity greckie, zapoznaje nas z panteonem bogów greckich oraz zarysowuje mityczną mapę mitycznej Grecji.

Mogę z czystą satysfakcją powiedzieć, że książka jest zdecydowanie bardzo dobrym pomysłem dla każdego, kto pasjonuje się komiksami i światem mitów, a przede wszystkim dla dzieci, które chcemy zachęcić do poznania mitologii. Książka liczy 60 stron w formacie A4, a czytanie jej absolutnie się nie dłuży lub nie nudzi. Bardzo polecam pozycję!

https://imperiumromanum.pl/recenzje/recenzja-mity-potwory-i-awantury-starozytnej-grecji/

#imperiumromanum #ksiazka #recenzja #ciekawostki #ksiazki #recenzja #historia #rzym #antycznyrzym #gruparatowaniapoziomu #listaimperiumromanum #ciekawostkihistoryczne #ancientrome #wojsko #europa #swiat #militaria #venividivici #qualitycontent #archeologia
34859a7b-d55c-4bf3-b358-ee15def68181

Zaloguj się aby komentować

KONKURS: Mity, potwory i awantury starożytnej Grecji

Do wygrania 3 egzemplarze książki „Mity, potwory i awantury starożytnej Grecji”. Pozycja to opowieść o antycznych mitach, przedstawiona w formie komiksu i dedykowana najmłodszym. Książka jest nagrodą w konkursie, którego organizatorem jest IMPERIUM ROMANUM. Co trzeba zrobić, aby móc się cieszyć z nagrody?

Aby wziąć udział w konkursie, należy w terminie do 13 września 2023 r.:

+ napisać ciekawostkę dotyczącą świata antycznych Rzymian lub w jakiś sposób powiązaną z rzymską historią. Trzy najciekawsze teksty zostaną nagrodzone książkami, a ich prace zostaną opublikowane na stronie IMPERIUM ROMANUM.

Teksty, wraz z imieniem, nazwiskiem i adresem zamieszkania uczestnika (przesłane dane zostaną wykorzystane jedynie w wypadku wygranej w konkursie – przekażę je wtedy sponsorowi, by mógł przesłać nagrody, a same imiona i nazwiska zwycięzców opublikuję), należy wysłać zgłoszenie na adres: konkurs@imperiumromanum.pl, umieszczając w tytule maila: „Mity, potwory i awantury starożytnej Grecji”. Praca musi spełniać wymogi edytorskie.

Wśród uczestników, którzy nadeślą najciekawsze prace, wybrane zostaną zgodnie z regulaminem

+ 3 egzemplarze książki „Mity, potwory i awantury starożytnej Grecji” autorstwa Daviesa Jamesa

Fundatorem nagród jest Wydawnictwo Kropka -> https://wydawnictwokropka.com.pl

https://imperiumromanum.pl/konkurs/konkurs-mity-potwory-i-awantury-starozytnej-grecji/

#imperiumromanum #ciekawostki #konkurs #ksiazki #recenzja #historia #rzym #antycznyrzym #gruparatowaniapoziomu #listaimperiumromanum #ciekawostkihistoryczne #ancientrome #wojsko #europa #swiat #militaria #venividivici #qualitycontent #archeologia
2726d05a-9abb-4c55-958f-b505e0cf5ee7
PanGargamel

@imperiumromanum jaki minimalny rozmiar tekstu?

Zaloguj się aby komentować

To nadrabiając zaległości, od razu pokuszę się o mały update mojego sprzętu i taka mała #recenzja

A więc moja astrorodzinka powiększyła się w ostatnim czasie o Astroberry. A cóż to takiego? Debianopochodny system na RaspberryPi do zdalnej obsługi sprzętu astrofotograficznego. "Chałupnicza" i otwartoźródłowa alternatywa dla ASIAIR - dedykowanego oprogramowania od firmy ZWO. Które swoją drogą też stoi na malince, obsługuje tylko Canony/Nikony i dedykowane kamery od ZWO, a kosztuje ponad 3x tyle (1500 zł za standardową wersję vs 350 za raspbery Pi 4 model B 8gb). Wg. wielu opinii asiair działa zdecydowanie szybciej i ma przyjaźniejsze oprogramowanie, ale szkoda mi było tego nie przetestować.
Jak to działa?
Instaluje się system pobrany z https://www.astroberry.io/ na karcie pamięci, wkłada w raspberry, podpina kable, uruchamia malinkę i łączy z jej nowo utworzonym hotspotem. A tedy przez stronę internetową/VNC możemy podłączyć się do sprzętu i obsługiwać wszystko z ekranu swojego laptopa.

Zanim jednak do tego doszło, musiałem trochę pokombinować jak astroberry umieścić w pobliżu teleskopu i to tak, żeby nie dochodziło do plątania się kabli . Ostatecznie wykorzystałem krótką szynę dovetail i miejsce na guider (guider mam wpięty w miejsce szukacza). Przewierciłem obudowę (oczywiście zaizolowałem od spodu żeby śrubki nie stykały się z płytą główną) i przymocowałem do szyny, całość łatwo i wystarczająco sztywno jest teraz montowana na teleskopie. Dzięki niezmiennemu położeniu względem tuby, aparatu i kamerki, nie dochodzi do plątania się kabli, co jest chyba kluczowe przy organizacji sprzętu. Oczywiście z samymi kablami też muszę jeszcze zrobić porządek, ale to już temat drugorzędny
Efekt podłączenia całego sprzętu widoczny na zdjęciu.

Do raspberry podpięty jest montaż (przez pilot SynScan, ale nie jest to jedyna opcja) i kamerka do guidingu. Podpinałem jeszcze aparat, ale ostatecznie nie ogarnąłem jeszcze jego obsługi z poziomu astroberry i wolałem focić z wykorzystaniem MagicLantern.

I po co to wszystko?

A no po to, że teraz mogę z pomocą ekranu komputera ustawić montaż metodą dryfu (bardzo precyzyjne wyrównanie na gwiazdę polarną), skakać po niebie w poszukiwaniu obiektów i co najważniejsze - odpalić guiding bez konieczności wystawiania laptopa na noc na zewnątrz

Wrażenia?
Sprzęt ma potencjał, jest dość toporny ale nie uważam żeby chodził wolno. Może to kwestia tego, że zainstalowałem go na mocnym raspberry, może tego że jestem mniej wymagający

Obsługa wszystkiego ma imo dość wysoki próg wejścia, metodą prób i błędów potrzebowałem trzech nocy żeby poprawnie odpalić guiding, ale jeszcze nie udało mi się zsynchronizować montażu z tutejszą aplikacją do przeglądu nieba (KStars). Chodzi o to, że montaż, który miał się przemieścić na jakiś obiekt, przemieszczał się o 30-40% w osi DEC za daleko.
Sama aplikacja KStars jest właśnie dla mnie najbardziej toporna w całym oprogramowaniu i wiele bym oddał za możliwość używania Stellarium. Może i tak się da, będę musiał poszperać. Póki co postanowiłem że ogarnę ją chociaż w stopniu podstawowym, bo może okaże się że nie będzie taka zła.

Niemniej główna (dla mnie) funkcjonalność - guiding - jest bez zarzutu. Astroberry posiada zainstalowany PHD2 który działa dokładnie tak samo jak w desktopowej wersji. Pomógł mi ustawić montaż na gwiazdę polarną, a późniejsze prowadzenie bez problemu wyciągało 3-minutowe zdjęcie z punktowymi gwiazdkami. Dłuższych sesji nie próbowałem, bo zbyt przepaliłyby obiekt, który zaprezentuję w następnym poście

Także Astroberry spełnia w stopniu wystarczającym swoją funkcję i ma możliwości na dużo dużo więcej. Ale to wszystko wymaga sporo nauki. Bądź obejrzenia tutoriali, których nie che mi się oglądać

#astrofotografia #chwalesie #raspberrypi #teleskopy
Oczk userbar
631b1c4f-296e-4117-8689-07d26c4967f8
rybeusz

Fiu fiu, takim sprzętem można zabić

TymczasowyNick66

@Oczk Skubany To tłumaczy czemu nic nie wstawiałeś W stellarium ta wtyczka do obsługi teleskopów ogarnia indi. Wystarczy wpisać IP astroberry. Zastanawiam się bardziej jak ogarnąć avikowanie. Kurczę, 3 dni ustawiania. To przecież można do głowy dostać

Oczk

@TymczasowyNick66 Będę musiał przetestować i ogarnąć ten INDI serwer No 3 noce, bo kompletnie nic nie czytałem odnośnie obsługi astroberry, poza uruchomieniem

e5aar

@Oczk potezny sprzet!

Zaloguj się aby komentować

(Artykul) recenzja nowej gry twórców The Surge i Lords of the Fallen

Jeśli spodziewacie się jednak kolejnego souls-like’a, to trafiliście pod zły adres. Tym razem Deck13 Interactive postawiło na zwykłego RPG-a akcji.
To nie Lordsy, to nie The Surge, to Atlas Fallen
Podsumowując swoje pierwsze wrażenia z Atlas Fallen napisałem, że jeśli w temacie eksploracji piaskowego świata, walki i rozwoju postaci gra studia Deck13 Interactive nie zawiedzie, to będzie naprawdę dobrze. I wiecie co? Jest naprawdę dobrze. Ba! Powiem nawet więcej - już jutro na rynku zadebiutuje niezwykle udane RPG akcji. Tak, tak, Atlas Fallen to nie kolejny souls-like, choć momentami starcia są nieco wymagające. Jak podkreślano w przedpremierowych wywiadach, grze znacznie bliżej do Horizon: Forbidden West (lub Zero Dawn) czy też ostatnich części serii God of War. Tyle tylko, że rozmach nie ten…

Paradoksalnie jednak to, co dla wielu może okazać się wadą, dla mnie jest bezsprzeczną zaletą Atlas Fallen. To nie jest gra z wielkim, otwartym światem zapewniającym kilkadziesiąt godzin mocno zapętlonej rozgrywki. Owszem, mamy tu elementy charakterystyczne dla sandboxów, jak odpowiedniki punktów widokowych z Assassin’s Creed czy też inne, powtarzające się aktywności, niemniej już samo to, że główny wątek na normalnym poziomie trudności przechodzi się w 15 godzin świadczy o tym, że Atlas Fallen to znacznie skromniejsza (ale przez to wcale nie gorsza) produkcja. Tym bardziej, że zamiast jednej wielkiej mapy otrzymujemy tu kilka mniejszych lokacji, do których dostęp odblokowujemy na kolejnych etapach kampanii fabularnej, której…
…motywem przewodnim jest rękawica. To właśnie kierowana przez nas postać nie tyle otrzymuje możliwość, co po prostu staje się dzierżącą rękawicę bohaterką. Dzięki niej, jako wybraniec, będzie w stanie uratować świat przed złem, więc tak…, nietrudno się domyślić, że z jednej strony historia w Atlas Fallen bazuje na utartych schematach. Z drugiej jednak strony spodobało mi się to, jak opowieść idealnie komponuje się tu z mechanikami rozgrywki. To jedna z tych gier, w których ostatni boss spokojnie czeka na to, aż wy - bez pośpiechu - wykonacie szereg zadań głównych i misji pobocznych, by ostatecznie stawić czoła głównemu antagoniście. Nie zdradzając jednak szczegółów powiem tylko, że to finałowe starcie było dla mnie niestety sporym rozczarowaniem. I bynajmniej nie chodzi tu sam projekt walki, bo ta walka się odbyła…
GramTV przedstawia:ZAMKNIJ

Zanim jednak doszło do ostatecznego pojedynku, stoczyłem niezliczoną liczbę mniejszych, czy to z grupkami szeregowych przeciwników, czy też z bossami. Napisałbym, że potężnymi, ale tak naprawdę - choć walki w Atlas Fallen są mocno angażujące - w istocie żadne nie zapadło mi w pamięć na dłużej. Być może wynika to z faktu, że Deck13 Interactive dysponowało niezwykle ograniczonym budżetem, więc przygotowało skromną liczbę modeli przeciwników, którzy pojawiają się czy to na piaszczystych pustkowiach, czy też w zamkniętych lokacjach. Tak czy inaczej, złego słowa nie można powiedzieć o systemie walki. Ten jest niezwykle przyjemny i zapewnia mnóstwo frajdy niezależnie od tego, czy mierzymy się z zupełnie nowym przeciwnikiem, czy po raz kolejny z wrogiem, którego spotkaliśmy już jakiś czas temu.

Czuć, że to gra twórców The Surge
No właśnie. Pamiętacie jak w The Surge chcąc wyfarmić hełm, trzeba było atakować głowę przeciwnika? Albo pancerz? Wtedy celowało się w korpus. I tak dalej, i tak dalej. Atlas Fallen oferuje nieco zmodyfikowaną, ale bardzo podobną mechanikę. Otóż nie wystarczy tu zjechanie paska zdrowia do zera. Musimy zniszczyć wszystkie części naszego wroga oznaczone w lewym górnym rogu ekranu na czerwono; opcjonalnie możemy pozbyć się także tej złotej, by zdobyć więcej cennych przedmiotów. Nie jest to jednak niezbędne do wygrania danego starcia, więc tylko od nas zależy, jak podejdziemy do kolejnego pojedynku. A opcji mamy jeszcze więcej.

Tak jak w wielokrotnie docenianym Elden Ring, gdzie kultowe już chyba drzewo widać niemal z każdego miejsca w wirtualnym świecie, tak i w Atlas Fallen główny cel naszej wyprawy prawie zawsze widoczny jest (dosłownie) na horyzoncie. Oczywiście nie zdradzę, co to dokładnie oznacza, by nie psuć nikomu radości z zabawy. Choć z drugiej strony tak naprawdę już po zakończeniu prologu i kilku rozmowach z postaciami niezależnymi będziemy wiedzieli, o co w tym wszystkim chodzi. Zwłaszcza, że właśnie wtedy - po raz pierwszy - zajmiemy się ulepszeniem naszej rękawicy.
Eksploracja w Atlas Fallen jest angażująca i satysfakcjonująca również dlatego, że nie mamy tutaj wszystkiego, co da się zdobyć na wyciągnięcie ręki. A może jednak właśnie mamy? Za sprawą naszej rękawicy możemy skorzystać bowiem ze specjalnej zdolności pozwalającej nam na wydobywanie z piasku na przykład skrzyń z cennymi przedmiotami. Chociaż znacznie bardziej efektownie prezentuje się możliwość unoszenia zakopanych pod ziemią platform, dzięki którym dostaniemy się w pozornie niedostępne miejsca. Wracając jeszcze na chwilę do porównań dzieła Deck13 Interactive z hitem od From Software ciekawie zrealizowano tutaj mechanikę blokującą nam dostęp do większych lokacji widocznych w oddali. Zamiast znanych z Elden Ringa teleportów tutaj musimy skorzystać ze specjalnego obelisku, by aktywować umieszczane tymczasowo w przestrzeni platformy, po których należy skakać, docierając do celu danego zadania.

Statystyki postaci? A na co to komu?
Atlas Fallen, zamiast klasycznego systemu rozwoju postaci opartego na zwiększaniu poszczególnych statystyk bohatera oferuje możliwość zdobywania, a następnie ulepszania różnego rodzaju pancerzy. To właśnie dzięki nim zadajemy takie, a nie inne obrażenia, szybciej regenerują nam się umiejętności czy też mamy określoną liczbę punktów obrony. To dość ciekawe rozwiązanie, które idealnie pasuje do całości, bowiem w przypadku tak dość skromnej produkcji nie ma miejsca właśnie na typowe pozyskiwanie punktów doświadczenia.

Podsumowanie
Atlas Fallen to dla mnie taka mała, wielka gra, która - kolokwialnie pisząc - po prostu siadła mi jak mało która w ostatnim czasie. Stosunkowo niski budżet tytułu widać tu na każdym kroku, bo nie mamy dużego świata, zaawansowanego systemu rozwoju postaci, a i same lokacje nie należą również do największych, lecz wszystkie pomysły Deck13 Interactive czy to związane w eksploracją, czy też systemem walki sprawiają, że od recenzowanej produkcji ciężko się oderwać. Na tyle, że po ujrzeniu napisów końcowych i wykonaniu wszystkich zadań pobocznych, które udało mi się znaleźć, wciąż mam ochotę na więcej. To co, czekamy na Atlas Fallen 2?
https://www.hejto.pl/wpis/artykul-recenzja-nowej-gry-tworcow-the-surge-i-lords-of-the-fallen-jesli-spodzie
Tagi:
#recenzja
#Recenzjagry
#FocusHomeInteractive
#Deck13
#atlasfallen
hellgihad

@andi-solihin Spoko, ale dałbyś jakiegoś screenshota, albo link do gameplaya, bo przyznam że nie słyszałem o tej grze wcześniej a brzmi ciekawie.

Quassar

@hellgihad ale gra ma dopiero wyjść w październiku 13 to jak ci ma dać własnego gameplaya xD

Oczk

@hellgihad @Quassar to jest indonezyjski bot któremu nie wychodzi podmienianie linków w dodanym wpisie Nie oczekujcie od niego odpowiedzi

Zaloguj się aby komentować