#podroze #wakacje #wlochy
Zachęcony tym, co napisał @splash545 postanowiłem krótko podsumować nasz rodzinny urlop w Umbrii i jej stolicy Perugii. Nie będę ukrywał, że na kierunek podróży wpływ miała cena. Za dwoje dorosłych, dójkę dzieci i dwa bagaże rejestrowane 20 kg zapłaciliśmy 1300 zł. Lotnisko w Perugii okazało się takim większym dworcem PKS. Do miasta śmiga za 5 juro autobus AirLink. Nocleg ogarnęliśmy w samym centrum starej części miasta i tu też udało się trafić z ceną 2600 zł. Samą Perugię można podzielić na dwie części starą i nową. Obie łączy ze sobą system minimetra, czyli jeżdżące raz nad a raz pod ziemią małe wagoniki. O nowej części miasta nie ma w zasadzie co pisać. Ot domy i bloki, które czasami lekko przypominają architekturę polskich osiedli z lat 90. Zdziwiło mnie to, ile lokali jest tam pustych. Sklepy, jakieś małe firmy itp. świecą pustymi oknami, albo planszami z ofertą sprzedaży.
Do sedna jednak, a więc do strego miasta. Tutaj już dostajemy prosto w twarz całym pięknem włoskiej architektury. Stare kamienice, piękne czerwono-brązowe dachy, zielone okiennice, wąskie uliczki. Wszystko to przyprószone lekko artystycznym klimatem (polecam Via della Viola i sąsiednie uliczki), pełne street artu i małych knajpek, które wyglądają jakby mieściły się na 20 m2. Zresztą to w Perugii jest trzeci najmniejszy pub na świecie Ill Birrino. Miasto jest stare, z historią i to widać na każdym kroku. Nie będę się tu jakoś rozpisywał, bo w internecie jest masa info i pewnie masa lepiej napisanych tekstów.
Co do samej Umbrii, to odwiedziliśmy jeszcze małe wioski takie jak Toricella, San Feliciano, Magione czy Monte del Lago. Sa to lekko senne miejsca i jeśli ktoś chce się kompletnie wyłączyć z pośpiechu, to można wpaść i np. kupić sobie kawę i chwilę gdzieś posiedzieć.
Na minus na pewno Jezioro Trazymeńskie. Ogromne, ale zasyfione. Przy brzegu walają się jakieś zaschnięte wodorosty a molo w Toricelli przypomina jakiś betonowy pomost zapomniany przez Boga i ludzi. Szerze to wiedzieliśmy o tym, ale nie spodziewaliśmy się, że aż tak to wygląda.
Z miejsc typowo turystycznych odwiedziliśmy jeszcze Asyż. Nie jestem wierzący, ale przyznam, że sam grób św. Franciszka jest ciekawym miejscem, emanującym jakimś lekko mistycznym klimatem. Miasteczko jest przepiękne, ukwiecone, małe uliczki i niskie kamienice robią wrażenie i mimo tłoku, turystów i wszechobecnych straganów gdzie obok krzyży i figurek leżą koszulki Slayera można się tam wyciszyć i poczuć jakoś... inaczej.
Co do cen, to Umbria uchodzi za region stosunkowo tani. Nawet sami Włosi mówili nam, że są tacy, którzy przeprowadzają się tam właśnie ze względu na niższe koszty życia. My jedliśmy raczej budżetowo, tym bardziej, że postawiliśmy na przemieszczanie się i czasami po prostu łapaliśmy jakiś posiłek w biegu.
Wszędzie podróżowaliśmy transportem publicznym. Pociągów jest sporo i nawet mimo remontów na kolei daliśmy radę spokojnie się przemieszczać. Jeżdżą też autobusy miejskie i podmiejskie a po Perugii śmiga dodatkowo wspomniane już minimetro. Fajnie było wsiąść w wagonik czy autobus w powszedni dzień i poczuć klimat miasta, widzieć ludzi jadących do codziennych spraw i obowiązków. Polecam taki sposób podróżowania. W zeszłym roku w Trieście postawiliśmy na samochód i taksówki a w transporcie do i z Chorwacji pomogła nam przemiła właścicielka wynajmowanego przez nas domku. Było wygodniej ale na pewno mniej podróżniczo i przygodowo.
Myślami jestem jeszcze trochę w Perugii i okolicach, mimo że słowa te piszę w przerwie na śniadanie w pracy.