#podroze
@bartek555 dziwna ta hurtownia.
Kto to slyszel, a na co to komu?!
@bartek555 k⁎⁎wa jak u ruskiego wora w kiblu
Zaloguj się aby komentować
Komora gazowa xDDDDD
Zawsze beka z palaczy
Pozdrowienia z Pyrzowic
#heheszki #podroze

@BoJaProszePaniMamTuPrimaSorta dorobić RAUCHEN MACHT FREI na górze

Dlaczego palacze są tak faworyzowani? Dlaczego nie ma takich zażywalni dla narkomanów albo alkoholików? xD
Żałosny nałóg.
Zaloguj się aby komentować
Lounge singapore airlines na changi. Not bad.
Zawsze powtarzam ze prysznic to jest game changer na takich dlugich wojazach.
A z takich pro tipow to jakbyscie chcieli dostac szybciej zarcie w samolocie to zamowcie sobie wczesniej jakies inne - wege, bez jakis alergenow czy cokolwiek.
#podroze #dieta #jedzenie


Kumplu, sam sobie bilety kupujesz i rozliczasz z firmą czy masz sekretarkę która ci tylko mailem wysyła bilet?
@bartek555 a jak się jest miłym to można dostać dodatkowe porcje
@bartek555 Singapore airlines to w ogóle nadlinia. Jak leciałem w 2019 to ekonomiczna była super wygodna. Musiałem dwa razy się zastanowić czy to nadal nie jakieś biznes class xD
Do tego jedzonko, i te napracowanko przy filmikach z bezpieczeństwa lotniczego które jednocześnie robią za reklamę Singapuru.
No nie powiem, ciepło wspominam
Zaloguj się aby komentować
W Lizbonie się rozbił tramwaj (zapewne jeden z zabytkowych) 15 osób nie żyje.
#portugalia #swiat #podroze

@Taxidriver wrocławizacja europy postępuje
Zaloguj się aby komentować
Witam w trzeciej części mojej marokańskiej opowieści! Po przeanalizowaniu cen i smaków Agadiru, pora zanurzyć się w jego codziennym rytmie. Dziś opowiem o rzeczach, które najbardziej mnie zaskoczyły i zaciekawiły na ulicach tego miasta.
Część 3: Życie Codzienne w Agadirze – Ciekawostki i Zaskoczenia
Miasto, które ożywa po zmroku Agadir w ciągu dnia i Agadir nocą to dwa zupełnie różne światy. W południe, gdy słońce praży niemiłosiernie, ulice pustoszeją, a życie zwalnia. Jednak prawdziwa magia zaczyna się po zachodzie słońca. Gdy upał odpuszcza, miasto budzi się do życia. Główna promenada nad oceanem wypełnia się po brzegi spacerującymi rodzinami i ludźmi cieszącymi się chłodniejszym powietrzem.
Wtedy też można zaobserwować fascynującą zmianę u młodych Marokanek. Wieczorami czują się one znacznie swobodniej, co widać w ich strojach – często odważniejszych, odkrywających ciało. Wiele z nich wygląda jak milion dolarów. Można spotkać typowe "Instagram girls", które w grupkach nagrywają pozowane filmiki i robią sobie zdjęcia, co wygląda uroczo i bardzo znajomo, przypominając nastolatki z Polski czy Szkocji. Uroda Marokanek jest naprawdę wyjątkowa; wiele z nich to bardzo szczupłe dziewczyny o pięknych, kobiecych kształtach. Pełne usta można by porównać do młodej Angeliny Jolie, a figury do Shakiry czy Jessiki Alby. Kobiety, które w ciągu dnia bywają skryte pod skromniejszymi strojami, wieczorami lśnią niczym marokańskie srebro.
"Nie ma melanżu", czyli kultura bez alkoholu w tle Jednym z moich największych zaskoczeń był niemal całkowity brak publicznego picia alkoholu. Jako osoba, która sama nie pije, muszę przyznać, że takie trzeźwe społeczeństwo bardzo mi się podobało. Przyzwyczajony do europejskich kurortów, w Agadirze zderzyłem się z inną rzeczywistością. Zero żuli, pijaczków, nawalonych Sebów. Nikt do nikogo się nie czepiał. Życie towarzyskie toczy się w kawiarniach przy kawie i herbacie, w restauracjach przy wspólnym posiłku. To kultura, w której zabawa i relaks nie muszą być nasączone alkoholem, co tworzy bardzo spokojną i bezpieczną atmosferę.
Kawa i marihuana – dwa światy używek Skoro nie ma alkoholu, to co jest? Po pierwsze, wszechobecna, doskonała kawa. Kultura picia kawy jest tu niezwykle rozwinięta. Z drugiej strony jest marihuana (lokalnie znana jako kif, najczęściej w formie haszyszu). Mimo że jej rekreacyjne używanie i sprzedaż są nielegalne, jest ona dość łatwo dostępna. Mnie samego zaczepił na ulicy mężczyzna, który przechodząc obok, szepnął tylko cicho "marihuana, marihuana", oferując dyskretny zakup. Zapach palonego haszyszu unosi się w powietrzu dość często, ale jest to używka "dyskretna", palona po cichu. Z informacji znalezionych w internecie wynika, że cena za gram haszyszu waha się w zależności od jakości i miejsca, ale często oscyluje w granicach 50-100 dirhamów.
Dźwięki miasta: Język i muzyka Spacer po Agadirze to prawdziwa uczta dla uszu. Słychać tu nieustanną mieszankę języków: marokański arabski (Darija), francuski oraz język Amazigh. Do tego dochodzi muzyka – z samochodów, sklepów i telefonów płynie niesamowity miks tradycyjnych arabskich i berberyjskich melodii z francuskim rapem i światowym popem. To dźwiękowy pejzaż, który doskonale oddaje wielokulturowość tego miejsca. Największym szokiem językowym była dla mnie rozmowa z młodą dziewczyną pochodzenia berberyjskiego. Jej pierwszym językiem był Amazigh, a nie arabski. Mimo że nigdy nie opuściła Maroka, mówiła po angielsku niemal idealnie, z perfekcyjnym, amerykańskim akcentem. Powiedziała, że nauczyła się wszystkiego sama, z internetu i podcastów. Gdyby powiedziała mi, że pochodzi z Nowego Jorku, uwierzyłbym bez wahania. To pokazuje, jak bardzo dzisiejszy świat jest połączony i jak wielką determinację w nauce mają młodzi Marokańczycy.
Ciekawostki z ruchu drogowego Jazda samochodem w Maroku to przeżycie samo w sobie. Panuje tu rodzaj zorganizowanego chaosu, w którym klakson jest ważniejszy niż kierunkowskaz. Zauważyłem też kilka unikalnych zasad:
-
"Ćwierkające" światła: Na przejściach dla pieszych sygnalizacja dźwiękowa dla niewidomych brzmi jak śpiew ptaków.
-
"Zawsze zielone" w prawo: Na wielu skrzyżowaniach, nawet na czerwonym świetle, można warunkowo skręcać w prawo, co bardzo upłynnia ruch.
-
Logika świateł na rondach: To jest absolutny hit. Sygnalizacja świetlna dla pieszych jest umieszczona... przed wjazdem na rondo, a nie przy samych pasach. Gdy naciskasz guzik, aby przejść przez jezdnię (która potrafi mieć 6 pasów!), światło dla kierowców zmienia się na czerwone, ale często kilkadziesiąt metrów przed przejściem. Powoduje to straszne zamieszanie, bo piesi mają zielone, ale samochody, które już są na rondzie, wciąż z niego zjeżdżają i tną pasy. Zanim one zjadą, kolejne auta z tyłu już ruszają. Niemal za każdym razem przejście przez jezdnię, nawet na zielonym, to była mała "walka o życie"!
Infrastruktura i Technologia W Agadirze uderza wszechobecny rozwój. Miasto wygląda jak jeden wielki plac budowy – w dobrym tego słowa znaczeniu. Na każdym kroku widać nowe inwestycje: powstają całe osiedla domów i mieszkań, buduje się nowe drogi i obiekty kultury. Szczególnie imponujący jest stan jezdni – są w idealnym stanie, bez jednej dziury. Być może sprzyja temu brak zim i ujemnych temperatur. Z drugiej strony, mimo że jest bardzo ciepło, nigdzie nie widziałem, aby asfalt się topił, co świadczy o dobrej jakości wykonania. Spodobał mi się też sprytny detal technologiczny: wiele anten telefonii komórkowej jest ukrytych wewnątrz sztucznych pni palm. Dzięki temu nie szpecą krajobrazu, co pokazuje dbałość o estetykę.
Uważaj na "serwetki" i "gości"! Na koniec mała przestroga lingwistyczna dla Polaków. Słowo "serwetka" brzmi podobnie do francuskiego "serviette", ale we Francji i Maroku "serviette hygiénique" to... podpaska. Prosząc w sklepie o "serviette", można wywołać konsternację. A skoro już o serwetkach mowa, to zauważyłem, że w restauracjach są one niemal zawsze "policzone". Nie dostajesz stojaka z nielimitowaną ilością, tylko 2-3 sztuki na osobę przy stole. Być może nauczyli się, że biali potrafią zużyć każdą ilość im podaną :P. Wracając do języka, uważajcie też na słowo "gość", które brzmi niemal identycznie jak marokańskie określenie na mężczyznę. To zabawne pułapki, na które warto uważać!
W kolejnej, ostatniej już części, opowiem o marokańskiej przyrodzie i otoczeniu. Do usłyszenia!
Krótki opis zdjęć:
-
Kawa w kawiarni, która jest odpowiednikiem Cafe Nero lub Costa. Każdy przesiadujący był raczej "dziany" bo było drogo jak na lokalne warunki. Moje late kosztowało 50 dir.
-
To jedzonko to tradycyjny tagine z kurczakiem, kiszonymi cytrynami i oliwkami.
-
Znak stop w wersji arabskiej. Napis "Qif" (قف) to dosłownie "Zatrzymaj się"
-
Zdjęcie plaży zrobione z promenady w stronę Taghazout. Wzdłuż tej trasy jest bardzo dużo 5* hoteli.
-
Drzwi w oazie zrobione z drewna palmy. Tradycyjne, ciężkie drzwi w stylu berberyjskim z symbolem wolnego człowieka – "Yaz" (ⵣ). Generalnie to drewno nie nadaje się do niczego, ale miały swój urok
#maroko #agadir #podroze #boogietravel





Sorki za słabą jakość, zjęcie zrobione z bardzo daleka (zoom x30). Niezapomniany nocny widok na wzgórze Agadir Oufella z oświetlonym mottem narodowym Maroka: "Bóg, Ojczyzna, Król".

Zaloguj się aby komentować
Leżymy nad basenem. Trochę czasu zajęło nam ustawienie leżaków w taki sposób, aby były w zacienionym miejscu. Wychodząc na słońce lub idąc do wody psikamy się filtrem spf50. Kilka reaplikacji w ciągu dnia, żeby chronić skórę, szczególnie na twarzy. Od wielu lat mówi się o tym, jak ważne jest stosowanie kremów z filtrem. Widzę jednak sporo osób, zwłaszcza w wieku emerytalnym, które dosłownie smażą się na pełnym słońcu, a część z nich (wnioskując po kolorze opakowań) dodatkowo używa środków wzmacniających opalanie.
Jak jest u was? Chronicie się przed słońcem, smażycie się czy macie to gdzieś?
Pozdrowienia z Cypru
#turystyka #podroze #ankieta
słońce?
Ochrona przed oparzeniami jest ważna. W sensie, jeśli nie chcesz być oparzony.
A ochrona przed słońcem ogólnie? Ja wiem, że jestem ignorantem w tej kwestii, ale co ma mi się stać? Skóra się postarzeje? Rak? I tak zaraz do piachu.
Ale to moja ignorancja i tylko moja.
Ło panie, ja to używam SPF:
- 50+ z filtrem UVA/UVB i PA++++
- codziennie
- aplikuję co 6 h w ciągu dnia
- aplikuję zgodnie z zasadą, żeby SPF było tyle, co na palcu wskazującym i środkowym.
@BoJaProszePaniMamTuPrimaSorta warto zaznaczyć, że wzrost ochrony pomiędzy SPF30 a S0F50 nie jest jakoś znaczący, a cenowo bywa. Tak czysto informacyjnie, by ktoś samodzielnie zdecydował mając tego świadomość :)
Z mojej strony uważam, że warto używać jeżeli się eksponujemy na mocne słońce. Sam za mało stosuję kremów z filtrem na twarz, ale jak tylko użyję coś tłustego to zaraz mam problemy skórne
Zaloguj się aby komentować
Ryanair wyznacza nowe standardy w śmianiu się swoim klientom w twarz ( ͡° ͜ʖ ͡°)
#ryanair #podroze

@grzmichuj_gniezno ogólnie są okej, trochę przypał jest czasami jak w aerobusie zaczyna brakować miejsc stojących
O co chodzi?
@grzmichuj_gniezno oni tak caly czas, biora przyklad z Aldika, popularny styl marketingu w UK
Zaloguj się aby komentować
Wiadomość dla tych, którym wydaje się, że poza koleją dużych prędkości przez CPK nic się nie dzieje z połączeniami w innych regionach kraju.
Podróż koleją z Katowic do Ostrawy w niespełna 40 minut? Bardzo proszę:
Plany Správa železnic zakładają zbudowanie nowej trasy dla Kolei Dużych Prędkości mającej połączyć nasz kraj z czeską Ostrawą. Prace mają odbywać się etapami. Zakłada się m.in. zwiększenie przepustowości na odcinku ze wspomnianego miasta do Bogumina. Natomiast od miejscowości Dolní Lutyně do rzeki Olzy powstanie nowy odcinek. Zostanie on przystosowany do pociągów jeżdżących z prędkością do 250 km/h.
Wiemy również, że na granicy polsko-czeskiej zostanie wybudowany nowy most. Odcinek ma łączyć się w Polsce z trasą z Katowic, której budowę planuje Centralny Port Komunikacyjny.
#czechy #kolej #slask #polska #ciekawostki #podroze #pociagi

Czy szybkie połączenie kolejowe Śląska z Czechami to dobry pomysł?
Dobrze by było też zrobić jakieś dobre połączenie Śląska z Polską 🙃
Zaloguj się aby komentować

Kraków Airport jako pierwsze lotnisko w Polsce znosi limit płynów. To już dzisiaj - Wiecznie Wolni
Od dziś podróżowanie z Krakowa staje się prostsze. Lotnisko w Balicach jako pierwsze w Polsce znosi limit 100 ml na płyny w bagażu podręcznym. To oznacza, że możesz spakować pełnowymiarowy szampon, butelkę wody czy ulubione perfumy i nie martwić się o miniaturowe opakowania. [CZYTAJ DALEJ]
#podroze...
Zbierałem się do tego wpisu przez 2 tygodnie, a teraz mam chwilkę wolnego, to postanowiłem, że napiszę. Szczególnie, że wpis @splash545 został odebrany tak pozytywnie to i może mój taki będzie
W skrócie:
Moim marzeniem z dawnych lat było odwiedzenie Lazurowego Wybrzeża. Wsiedliśmy z żoną i córką w samochód, objechaliśmy 4900 km. Trasa: Podlasie - Graz (Austria, tylko nocleg) - Como (nocleg) - Bellagio - Como - San Remo (Włochy) - Antibes (3 noclegi - baza wypadowa) - Awignion - Chamonix-Mount Blanc - Sallanches (nocleg) (Francja) - Monachium (Niemcy, tylko nocleg), Wrocław (tylko nocleg) - Podlasie.
Długa wersja:
Zaczęło się w 2012 roku. Wziąłem wtedy urlop na 3 tygodnie i postanowiłem pojechać na Lazurowe Wybrzeże. To była seria fatalnych pomyłek. Stanąłem na wylocie na Warszawę z Białegostoku o 7 rano. Po chwili zatrzymał się przedstawiciel handlowy, który obiecał podwieźć 30 km dalej na stację benzynową, gdzie mogę popytać i złapać kogoś w dalszą trasę. To był błąd. Utknąłem tam na 2 godziny. Na stacji prawie nikogo nie było. W końcu udało się i dojechałem do Warszawy z kolejnym przedstawicielem.
Kolejny odcinek to kolejna pomyłka. Wybrałem nie tą wylotówkę co trzeba. Uznałem, że wszystko mi jedno czy kierunek będzie na Poznań czy Wrocław. Stanąłem więc w okolicach Powązek, gdzie krzyżują się drogi. Kolejne 2 godziny nikt się nie zatrzymał, bo... auta przed miejscem gdzie łapałem rozpędzały się na tyle, że nie warto było dla mnie hamować. Ponadto kierowcy nie wiedzieli czy jadę na Poznań czy na Wrocław.
Ostatecznie pojechałem na wylotówkę w Jankach (Kraków, Łódź). Tam skierowałem się na Łódź i złapałem dostawczaka. Dojechałem do Bełchatowa. Tam szybko złapałem TIR-a i dojechałem do Wielunia. Była już godzina 19. Straciłem totalnie cały dzień na tak krótki odcinek. Poszedłem do Biedry po kolacyjkę, a następnie zacząłem szukać noclegu. Okazało się, że Wieluń to dziura i najbliższy hotel robotniczy znajduje się w innej miejscowości. Było ciemno. Droga bez pobocza. Nie dało się tam dojść. Przyszła noc, a ja siedziałem na przystanku w Wieluniu bez pomysłu co dalej.
W końcu zacząłem łapać stopa, a nuż ktoś się zatrzyma. Zatrzymał się TIR do Wrocławia, ale po drodze musi zrobić przerwę. OK. Około 2 rano stanęliśmy na jakimś zadupiu. Kierowca zasnął, ja też. O 4 pobudka i dojazd na obrzeża Wrocławia po 5.
Zjadłem tam śniadanko na jakiejś stacji (jajecznica), potem udałem się autobusem do centrum. Tam byłem o 7 rano. Na przeciwko dworca był jakiś tani hostel, ale doba zaczynała się jakoś o 14. Morale były na dnie. Poszedłem na dworzec, by złapać jakiś pociąg, i przekimać kawałek drogi. Traf chciał, że najbliższy pociąg był do... Białegostoku. To mnie złamało. Wsiadłem i wróciłem z hehe "Lazurowego wybrzeża".
I tak przeskakujemy do 2025 roku. Tym razem nie autostopem, a własnym autem. Z rodzinką.
Pierwszy odcinek najdłuższy bo ponad 1000 km. Do Graz jedziemy przez park dinozaurów przy granicy polsko-czeskiej, gdzie robimy sobie 1,5 godziny przerwy. W 35 stopniowym upale zwiedzamy atrakcje, żeby dzieciakowi dać odpocząć jazdę. Potem kolejny przystanek to granica czesko-austriacka. Zwiedzamy tam zamek w Mikulovie i piękne ogrody. Na wieczór dojeżdżamy do Graz, od razu do hotelu.
Rano śniadanko i jazda dalej. Kierunek: Como. Teraz już "tylko" 720 km. W Como jesteśmy późnym popołudniem. Od razu idziemy na miasto. Zwiedzamy centrum i na wieczór wracamy do pensjonatu. Rano po śniadaniu jedziemy do Bellagio. Górskie, wąskie drogi wokół jeziora to piękne widoki, ale też trudna i wymagająca jazda. Po drodze chcieliśmy zobaczyć słynny wodospad i most, ale ostatecznie nie udało się to, bo ciężko było to znaleźć samochodem w plątaninie wąskich dróżek. W Bellagio o wiele lepiej. Zaparkowaliśmy i poszliśmy do jednego z portów. Potem przeprawa promem na drugą stronę jeziora i powrót do Como przez kolejne piękne miejscowości.
Jako, że wyjechaliśmy dość wcześnie, to Como opuściliśmy też w miarę wcześnie. Pogoniliśmy prosto na plażę w San Remo (311 km), gdzie zameldowaliśmy się jakoś około 17.00. To był pierwszy dotyk Lazurowego Wybrzeża. Marzenie sprzed lat spełnione
Około 21.00 zajechaliśmy pod hotel w Antibes. O ile to było zaledwie 80 km, to niemiłosierne korki wydłużyły czas podróży.
Kolejnego dnia od razu po śniadaniu pojechaliśmy na plażę w Antibes (Francja). Przyjemnie się plażowało. parę godzin do momentu aż nie przyszli Cyganie. Dwie panie, jeden pan, dwoje nastolatków (chłopak i dziewczyna). Najpierw pani wzięła bez pytania nasza matę do plażowania i zaczęła nią szarpać (bo leżała obok jej pustych od rana krzeseł). Jak wybiegłem z mordą, to było tylko gorzej. Rozsiadły się, nastolatki zaczęły zachowywać się dziwnie - niby zabawa, ale to sypnąć piaskiem, to chlapnąć wodą w moje dziecko. W obawie, że albo zaraz im wpierdolę, albo nas okradną, postanowiliśmy zawinąć się, pójść na lody, i rozłożyć w innym miejscu daleko od tej dziczy. Dalszą część dnia plażowaliśmy z przemiłymi starszymi Włochami.
Zeszliśmy z plaży popołudniu i dziecko zasnęło w samochodzie. Ruszyliśmy na wycieczkę do Cannes. Totalne korki sprawiły, że nie było jak wysiąść, więc tylko objechaliśmy główne ulice oglądając "wielki świat" z samochodu. To samo było w Nicei. Potem pojechaliśmy do Monako, a na koniec do Eze. Wszędzie było to samo - totalne korki, brak możliwości zaparkowania gdziekolwiek, obejrzenie z samochodu pięknych miast i tyle...
Generalnie następnego dnia mieliśmy do wyboru: wracać do Cannes, Nicei, Monako z Antbises, ale pociągiem, by połazić, albo jechać do Saint Tropez (100 km dalej). Wybraliśmy to drugie i to był strzał w ... korki
Na marginesie ciekawostka. Woda jest tam nie tylko przepięknie lazurowa od mocnego zasolenia, ale też powoduje, że będąc nawet do pasa można się położyć na tafli i leżeć. U nas od razu idzie się jak kamień na dno.
Wieczorem zahaczając o Auchan i Burger King (tu ciekawostka w Auchan nie działają inne karty niż francuskie) wróciliśmy do Antibes.
Kolejnego dnia po śniadaniu od razu ruszyliśmy do Awinion (250 km). Dawna stolica papieska była tak samo zakorkowana jak reszta. Ale na szczęście w murach zbudowano 4-piętrowy parking, toteż około 11.00 zostało ze 30 ostatnich miejsc. Zwiedziliśmy sam średniowieczny kompleks z mostem. Resztę miasta sobie darowaliśmy, bo pojechaliśmy do Chamonix-Mont Blanc (444 km).
Powiem tak, nie spodziewałem się że miasteczko wywrze na mnie takie wrażenie. Te gigantyczne góry dookoła były niesamowicie przytłaczające. Człowiek się czuł taki malutki. W lokalnej knajpce zamówiłem sobie pieczone ślimaki. Jadłem już je kiedyś, gdy był francuski tydzień w Lidlu. Te w knajpie w Chamonix smakowały podobnie.
Na wieczór zjeżdżając 40 minut z gór serpentynami nocowaliśmy w Sallanches. Rano mieliśmy piękny widok na góry.
Po śniadaniu ruszyliśmy przez Szwajcarię (na granicy z Austrią włączyliśmy internet za szybko, T-Mobile zabrało 49 zł), dojechaliśmy do Monachium. Tam poszliśmy pozwiedzać okolice. Uraczyliśmy się pizzą, a ja dodatkowo lokalnym piwkiem.
Następnego dnia dojechaliśmy do Wrocławia. W zasadzie to na obrzeża. Znów straciliśmy z godzinę na korki. Tym razem nigdzie chodziliśmy. Czilerka w pokoju hotelowym i kolacyjka na dole w restauracji.
Kolejnego dnia szybko wróciliśmy na Podlasie.
Podsumowując: spełniłem swoje marzenie, zwiedziłem Lazurowe Wybrzeże, ale z planem powrotu tam za rok samolotem, by plażować i jeździć pociągiem.
Nie udało nam się zobaczyć:
-
Portofino (woleliśmy jechać od razu na plażę w San Remo)
-
Chur (Szwajcaria) - chcieliśmy pojeździć pociągami po górach, ale online było brak biletów, więc ostatecznie nie chcieliśmy ryzykować tam noclegu, by spróbować kupić bilet na miejscu
-
Cannes, Nicea, Eze, Monako - zwiedziliśmy tylko z samochodu, jest niedosyt
-
Chamonix - nie wjechaliśmy wyciągiem na 4400 m n. p. m. bo bombelek jeszcze za mały - wrócimy tam też gdy podrośnie
#podroze #wlochy #francja #lazurowewybrzeze





@tosiu elegansior, cieszę się, że inspiruję!
ᕦ( ͡° ͜ʖ ͡°)ᕤ Fajna wycieczka, też chciałbym kiedyś się wybrać na Lazurowe Wybrzeże, ale czytałem, że fajną opcją jest baza w San Remo i stamtąd robić wypady do Francji, ponoć tak jest sporo taniej.
A co do Portofino, to nie macie czego żałować! Portofino jest fajne ale zobaczyć sobie przy okazji czegoś np. wracając z San Fruttoso, bo samo w sobie jako główny cel może jedynie rozczarować. Poza tym gdybyście nie parkowali 10km od Portofino tylko pojechali prosto na miejsce, to prawdopodobnie znów byście nie znaleźli miejsca parkingowego i tyle byście zobaczyli.
Daj pinezkę gdzie ta fajna plaża bez brudasów.
@tosiu widzę, że lubisz spędzać wakacje w samochodzie
Zaloguj się aby komentować
Cześć! Wracam z kolejną częścią mojego podsumowania tripa do Maroka. Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim wpisem! Dziś zagłębimy się w temat, który interesuje każdego podróżnika:
Część 2: Jedzenie, Zakupy i Ceny
Smaki Maroka: Kawa z bagażnika, Shawarma i francuskie ciasteczka
Scena kulinarna w Agadirze była dla mnie bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Zacznijmy od kawy. Kawa w Maroku jest absolutnie genialna! Niemal wszędzie serwowana jest świeżo mielona i mocna, aromatyczna kawa. Hitem są mobilne "coffee shopy" w bagażnikach samochodów zaparkowanych na poboczu. Za espresso lub dużą czarną kawę (long black) z takiego przydrożnego stoiska płaciłem zazwyczaj 10 dirhamów (ok. 4 zł). Co ciekawe, w kawiarniach w mieście ceny są bardzo podobne, a tylko w niektórych restauracjach cena wzrasta do 15 dirhamów (ok. 6 zł).
Dominują też lokalne smaki jedzenia, a tutejsza Shawarma jest fantastyczna. Jednak to, co mnie zdziwiło, to wysoka jakość kuchni europejskiej. Szczególnie desery w lokalnych cukierniach (pâtisseries) to mistrzostwo świata. Za ciastko Mille Feuille ("Napoleonka") płaciłem 17 dirhamów (ok. 6,80 zł), a za wyśmienitą tartę cytrynową 16 dirhamów (ok. 6,40 zł). W Polsce za deser tej klasy trzeba zapłacić co najmniej dwa razy tyle.
Jeśli chodzi o obiady, ceny są równie przystępne. Kompletny talerz shawarmy z frytkami, surówką i lokalnym chlebem (pitą) kosztuje od 50 do 80 dirhamów (20-32 zł) – 50 dirhamów za normalną porcję, a 80 za wersję "deluxe", która jest dwa razy większa. Wyśmienita, duża pizza w restauracji to koszt 50-60 dirhamów (20-24 zł), a tylko za pepperoni płaciło się 80. Z kolei ogromny talerz owoców morza, którego ciężko było zjeść w pojedynkę, kosztował 80-110 dirhamów (32-44 zł). Co ważne, podawane mięso to zazwyczaj kurczak albo wołowina – nigdzie nie spotkałem się z koziną czy mięsem wielbłąda. Warto też dodać, że w marokańskich knajpkach panuje niesamowity spokój – nikt cię nie popędza, a po zjedzeniu możesz siedzieć przy stoliku tak długo, jak masz ochotę.
Są też oczywiście globalne sieciówki jak KFC. Ceny są tam niemal identyczne jak w Polsce.
Moje wielkie odkrycie: Produkty mleczne!
Muszę poświęcić osobny akapit na marokański nabiał. Jestem fanem kefirów i jogurtów, a to, co zastałem w tamtejszych sklepach, przerosło moje oczekiwania. Półki uginają się od lokalnych, gęstych, kremowych kefirów i jogurtów o świetnym składzie. Smakują fantastycznie, a przy tym są śmiesznie tanie. Przykładowo, duży, półlitrowy kefir lokalnej marki kosztował ok. 11 dirhamów (ok. 4,40 zł), a małe owocowe jogurty to koszt rzędu 2-3 dirhamów (poniżej 1,50 zł).
Zakupy i ceny: Dwa światy w jednym sklepie
Zakupy w marokańskim supermarkecie to świetna lekcja ekonomii. Na półkach widać wyraźny podział na dwa światy:
-
Produkty lokalne: Zdecydowanie tańsze. Świeża wołowina na tagine kosztuje ok. 115 dirhamów za kilogram (ok. 46 zł/kg), czyli podobnie jak w Polsce. Ale już lokalne sery czy wędliny są znacznie tańsze.
-
Produkty importowane: Tutaj ceny są "europejskie". Makaron Barilla (500g) kosztuje ponad 16 dirhamów (ok. 6,50 zł), podczas gdy bardzo dobry makaron lokalnej marki to koszt ok. 9 dirhamów (ok. 3,60 zł). Mrożona pizza Dr. Oetker Ristorante to wydatek prawie 40 dirhamów (ok. 16 zł), a smaczna lokalna alternatywa – 27 dirhamów (ok. 11 zł).
Ta zasada dotyczy wszystkiego. Jeśli chcesz żyć tanio, wybierasz marokańskie produkty. Lokalne pomarańcze kosztują ok. 15 dirhamów za kilogram (ok. 6 zł/kg), ale importowane kiwi to już ponad 70 dirhamów (ok. 28 zł/kg)! Warto też wspomnieć o cenach paliwa, które są bardzo atrakcyjne w porównaniu do europejskich. Z tego co zauważyłem, litr oleju napędowego (diesel) kosztuje nieco ponad 10 dirhamów (ok. 4 zł), a benzyna bezołowiowa około 12 dirhamów (ok. 4,80 zł).
Ceny wycieczek fakultatywnych Kolejnym bardzo pozytywnym zaskoczeniem były ceny zorganizowanych wycieczek. W Agadirze jest mnóstwo małych biur podróży. Cenniki, które na początku pokazują, są punktem wyjścia do negocjacji. Mnie osobiście większość wycieczek udawało się kupić w cenie 300-350 dirhamów od osoby. Warto odwiedzić kilka takich miejsc, porównać oferty i śmiało się targować. W tej cenie zawarty jest transport z i do hotelu, często przewodnik, a czasem nawet obiad.
Koszty życia: Ciekawostka o cenach mieszkań
O ile codzienne życie i jedzenie (zwłaszcza lokalne) są tanie, o tyle ceny mieszkań i domów w dobrych lokalizacjach w Agadirze są bardzo wysokie, często zbliżone do cen w miastach wojewódzkich w Polsce. Pokazuje to, że Maroko to kraj ogromnych kontrastów, również ekonomicznych.
W następnej części przyjrzymy się życiu codziennemu, czyli moim największym ciekawostkom i zaskoczeniom z marokańskich ulic. Do usłyszenia!
Pomagałem sobie AI aby opanować ceny i przelicznik.
ps. ta surowa ryba ze zdjęcia była wystawiona w jakiejś knajpie, pokazywałeś palcem co chcesz i ktoś ją filetował na Twoich oczach i od razy grillował.
#boogietravel #maroko #agadir #podroze





Od siebie polecam jeszcze pobyt w raczej mniej turystycznych miejscach, Aurir i Tamraght mają zupełnie inną atmosferę niż Agadir, a leżą od niego rzut kamieniem
@boogie smacznej kawusi
Shawramy miejscowej chętnie spróbuję. Dobrze, że cenowo zachęcają lokalne produkty a nie importowane.
A lokalny ha⁎⁎⁎sz? Jest tam to w ogóle legalne?
Zaloguj się aby komentować

Zbiór tanich biletów lotniczych – wakacje jesienią i zimą, USA i Malediwy #2 - Wiecznie Wolni
Zebraliśmy dla Ciebie najciekawsze tanie loty na jesień po Europie ale i nie tylko. Idealne na city break, spontaniczną podróż albo przedłużony weekend. Sprawdź, dokąd możesz polecieć i zaplanuj swoje jesienne wakacje! Tym razem mamy dla Ciebie również tanie loty na Malediwy a także do USA. Oto...
Siema #motocykle #podroze i może #norwegia
Wczoraj był nasz ostatni dzień jazdy na północ Norwegii – udało nam się dojechać na wysepkę Tjøtta, tutaj:
https://maps.app.goo.gl/a8qhTRMJoqoLddmx6
Jak się zrobi zoom out, to wychodzi, że jesteśmy prawie wyżej niż Islandia
Dalej nie jedziemy, bo w sobotę odpływa nasz prom z Karlskrony, a przed nami jakieś 1500 km, czyli około 20 godzin jazdy spowrotem. Nie będziemy jednak tłuc po 12 godzin dziennie, bo w końcu jesteśmy na wakacjach. No i trzeba szukać noclegów – znaleźć hytte z dojazdem nie jest łatwo. W Szwecji ma być niby prościej, ale standard chatek gorszy niż tutaj.
Z ciekawostek: w niedzielę rano osunęła się droga niedaleko Trondheim i zepchnęło auto do fiordu. My jechaliśmy tamtędy tego samego dnia koło południa – oczywiście już objazdem, bo odcinek był zamknięty.
Wrzucę wam kilka fotek, a jak wrócę, to może zrobię małe podsumowanie, bo na komórce ciężko coś dłuższego sklecić.





@Cinkciarz A jak z cenami w Norwegii? Nocleg, jakieś jedzenie "na mieście" itp.?
@Cinkciarz Dobra decyzja z tą Szwecją. Jazda tam może być bardzo nużąca i monotonna. Często jedziesz 100km i jedyne co widzisz to las i drogę przed sobą. Warto sobie trochę urozmaicić i poszukać jakichś ciekawszych punktów po drodze.
Piemknie.
Zaloguj się aby komentować
#podroze #wakacje #wlochy
Zachęcony tym, co napisał @splash545 postanowiłem krótko podsumować nasz rodzinny urlop w Umbrii i jej stolicy Perugii. Nie będę ukrywał, że na kierunek podróży wpływ miała cena. Za dwoje dorosłych, dójkę dzieci i dwa bagaże rejestrowane 20 kg zapłaciliśmy 1300 zł. Lotnisko w Perugii okazało się takim większym dworcem PKS. Do miasta śmiga za 5 juro autobus AirLink. Nocleg ogarnęliśmy w samym centrum starej części miasta i tu też udało się trafić z ceną 2600 zł. Samą Perugię można podzielić na dwie części starą i nową. Obie łączy ze sobą system minimetra, czyli jeżdżące raz nad a raz pod ziemią małe wagoniki. O nowej części miasta nie ma w zasadzie co pisać. Ot domy i bloki, które czasami lekko przypominają architekturę polskich osiedli z lat 90. Zdziwiło mnie to, ile lokali jest tam pustych. Sklepy, jakieś małe firmy itp. świecą pustymi oknami, albo planszami z ofertą sprzedaży.
Do sedna jednak, a więc do strego miasta. Tutaj już dostajemy prosto w twarz całym pięknem włoskiej architektury. Stare kamienice, piękne czerwono-brązowe dachy, zielone okiennice, wąskie uliczki. Wszystko to przyprószone lekko artystycznym klimatem (polecam Via della Viola i sąsiednie uliczki), pełne street artu i małych knajpek, które wyglądają jakby mieściły się na 20 m2. Zresztą to w Perugii jest trzeci najmniejszy pub na świecie Ill Birrino. Miasto jest stare, z historią i to widać na każdym kroku. Nie będę się tu jakoś rozpisywał, bo w internecie jest masa info i pewnie masa lepiej napisanych tekstów.
Co do samej Umbrii, to odwiedziliśmy jeszcze małe wioski takie jak Toricella, San Feliciano, Magione czy Monte del Lago. Sa to lekko senne miejsca i jeśli ktoś chce się kompletnie wyłączyć z pośpiechu, to można wpaść i np. kupić sobie kawę i chwilę gdzieś posiedzieć.
Na minus na pewno Jezioro Trazymeńskie. Ogromne, ale zasyfione. Przy brzegu walają się jakieś zaschnięte wodorosty a molo w Toricelli przypomina jakiś betonowy pomost zapomniany przez Boga i ludzi. Szerze to wiedzieliśmy o tym, ale nie spodziewaliśmy się, że aż tak to wygląda.
Z miejsc typowo turystycznych odwiedziliśmy jeszcze Asyż. Nie jestem wierzący, ale przyznam, że sam grób św. Franciszka jest ciekawym miejscem, emanującym jakimś lekko mistycznym klimatem. Miasteczko jest przepiękne, ukwiecone, małe uliczki i niskie kamienice robią wrażenie i mimo tłoku, turystów i wszechobecnych straganów gdzie obok krzyży i figurek leżą koszulki Slayera można się tam wyciszyć i poczuć jakoś... inaczej.
Co do cen, to Umbria uchodzi za region stosunkowo tani. Nawet sami Włosi mówili nam, że są tacy, którzy przeprowadzają się tam właśnie ze względu na niższe koszty życia. My jedliśmy raczej budżetowo, tym bardziej, że postawiliśmy na przemieszczanie się i czasami po prostu łapaliśmy jakiś posiłek w biegu.
Wszędzie podróżowaliśmy transportem publicznym. Pociągów jest sporo i nawet mimo remontów na kolei daliśmy radę spokojnie się przemieszczać. Jeżdżą też autobusy miejskie i podmiejskie a po Perugii śmiga dodatkowo wspomniane już minimetro. Fajnie było wsiąść w wagonik czy autobus w powszedni dzień i poczuć klimat miasta, widzieć ludzi jadących do codziennych spraw i obowiązków. Polecam taki sposób podróżowania. W zeszłym roku w Trieście postawiliśmy na samochód i taksówki a w transporcie do i z Chorwacji pomogła nam przemiła właścicielka wynajmowanego przez nas domku. Było wygodniej ale na pewno mniej podróżniczo i przygodowo.
Myślami jestem jeszcze trochę w Perugii i okolicach, mimo że słowa te piszę w przerwie na śniadanie w pracy.



Pięknie tam
Zaloguj się aby komentować
Liguria - ogólne odczucia i ceny
W tym roku spędziliśmy wczasy w Ligurii. I cóż mogę powiedzieć o tym regionie? Jeśli podobają Ci się Włochy, lecz przeszkadza Ci ten słynny włoski pierdolnik tj. zrujnowane kamienice, hałdy śmieci, czy choćby zwykła bylejakość w porządku, to Liguria będzie strzałem w dziesiątkę. Jest tutaj pięknie, do tego czysto i bezpiecznie. No czuć pinionc, więc tanio nie jest. Oznacza to, że ceny są mniej więcej na poziomie polskiego wybrzeża. Jedyne do czego można się doczepić w powyższych kwestiach, to nie polecałbym wchodzić w żadne boczne, mniej uczęszczane uliczki ani tarasy, bo praktycznie w każdym takim miejscu jest naszczane.
Na całej Włoskiej Riwierze panuje jednorodność architektoniczna, więc jeśli komuś podobają się kolorowe domki z Cinque Terre, to są one tu wszędzie! A przynajmniej w każdej wiosce i mieścinie znajdują się domy i kamienice wykończone w podobnym stylu. Jadąc przez Ligurię momentami można się pomylić przez jakie właściwie miasteczko się przejeżdża. Z jednej strony jest tu przez to odrobinę monotonnie. Natomiast z drugiej jest harmonijnie i naprawdę ładnie, i to gdzie się nie pojedzie! Gdyby ktoś się mnie zapytał, w którym liguryjskim miasteczku bądź w wiosce ma się zatrzymać, odparłbym, że bez różnicy. Pierwszy raz spotkałem się z sytuacją, że gdzie nie rzucisz kamieniem, tam wszędzie jest pięknie. Można się jedynie spierać gdzie jest bardziej ładnie a gdzie mniej, lecz to już będą kwestie gustu i preferencji.
Opis tyczy się wiosek oraz małych i średnich miasteczek. W Genui i La Spezii byłem w sumie tylko przejazdem, więc się nie wypowiem.
Jeśli chodzi o ceny, to w sklepach podobnie jak u nas, może minimalnie drożej. Za obiad w restauracji trzeba zapłacić średnio 20 euro, kawa kosztuje 1,20 - 2 euro. Mam jednak pewien protip dla oszczędnych - cena za klasyczną pizze wynosi 6 - 12 euro i ceny te obowiązują praktycznie w każdym lokalu. Czy więc zamówisz pizze w taniej pizzerii w bocznej uliczce, czy w eleganckiej restauracji na promenadzie, to za pizze zapłacisz tyle samo, czyli wyżej wspomniane 6 - 12 euro. Różnica będzie taka, że w eleganckiej restauracji pizza zazwyczaj będzie lepszej jakości. Z tym, że napoje mogą kosztować tam tyle co tańsza pizza, ale za to można posiedzieć sobie koło bogatych Niemców, którzy oczywiście też żrą te najtańsze pizze.
Polecam też kupować jedzenie w panificio czyli piekarniach, gdzie można dostać wyśmienite foccacie. Bo foccacia została wymyślona właśnie w Ligurii i nie zjeść jej będąc w tym regionie, to grzech i to w dodatku śmiertelny.
Ceny za wynajem leżaków na plaży, to rozbój w biały dzień. Koszt 2 leżaczków i parasola to 30 - 60 euro. Te 30 jeszcze ujdzie i raz zdecydowaliśmy się na wynajem 3 leżaków i parasola za 40e. Do tego był tam fajny beach bar, w którym zjedliśmy dobre obiady w przyzwoitych cenach 12 - 15e, lampka wina kosztowała 4e, więc zdarzają się miejsca z normalnymi cenami, lecz jest to raczej wyjątek od reguły.
Natomiast gdybym miał płacić 200zł + za wynajem leżaków dla 2 osób, to bym... podziękował i tak właśnie robiłem przez cały wyjazd. Na szczęście nie było z tym żadnego problemu, bo przy każdej nawet najdroższej plaży znajduje się się część bezpłatna - spiaggia libera i można się tam rozłożyć z kocykiem za darmoszkę.
Jeśli zaś chodzi o koszty podróży i noclegów, to wygląda to już zdecydowanie lepiej. Noclegi są na przyzwoitym poziomie i nie płacąc zbyt dużo (100-150zł/os/noc), nawet w środku sezonu można znaleźć coś ciekawego np. 70m klimatyczny domek w górach z ogrodem i super widokiem, 10min drogi od morza.
Same koszty podróży mogą być śmiesznie niskie jeśli wybierze się opcje lotu do Malpensy(MXP) + wynajmu auta, a następnie dojazdu nim na miejsce 150 - 250km. Loty do MXP kosztują między 200 a 500zł w dwie strony. Wynajem auta z pełnym ubezpieczeniem to koszt ~100zł/dzień. Czemu polecam lot do Malpensy zamiast bliższej Genui lub Pizy? Ponieważ tam loty są średnio ponad 2x droższe, a wynajem auta również potrafi kosztować 2x tyle.
Podsumowując. Gdy tylko się chce, to można pozwiedzać i wypocząć w tym niezbyt tanim i czystym regionie Włoch nie nadwyrężając zbytnio budżetu. A zdecydowanie warto to zrobić! Wszechobecne tu piękno, zarówno przyrody jak i architektury, poraża zmysły i zachęca do powrotu. Zaś miejscówek wartych uwagi jest tu tyle, że można wracać tu wielokrotnie i zawsze zostanie coś do zobaczenia.
[Na pierwszym zdjęciu, na dole - pani, której zmysły zostały porażone liguryjskim pięknem!]
#wlochy #riwiera #podroze #wczasy





Wygląda naprawdę świetnie, i dodatkowo ładnie opisane. Może się z kobietą skusimy na wakajki tam, bo marzą się jej Włochy, a Sycylia dość przereklamowana - dzięki!
Liczyłem na stoickie pierdololo
W ligurii byłem dwukrotnie. Zjeździłem ją praktycznie całą autem.
Generalnie wraz z żoną mamy opinię taką, że to taki trochę klimat Como, ale nad morzem. Naszym zdaniem są piękniejsze rejony we Włoszech. Ponadto, jedzenie w tamtej części Włoch jest mało 'włoskie', raczej podjeżdża pod kuchnie francuską. W porównaniu do kuchnii na Sycylii czy nawet Apulii/Kalabrii to jest niestety sporo gorzej.
Nie rozumiem tez samego hype'u tego regionu. Najbardziej znane, drogie i limitowane w ilości osób Portofino w porównaniu z takimi perełkami jak Taormina, Syrakuzy, Polignano a Mare czy Monopoli to w ogóle się nie umywa.
Wydaje mi się, że to taki trochę region dla bogatych Szwajcarów, Francuzów i Niemców, żeby się polansować.
W naszym prywatnym rankingu Liguria wypada poniżej średniej dla Włoch, a zjeździliśmy niemalże całe - poza Sardynią. Pozytywny aspekt jest taki, że @splash545 prawdopodobnie najlepsze dopiero przed Tobą ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Zaloguj się aby komentować
Jeśli ktoś lubi zwierzęta i akurat jest na Cyprze, to polecam Zoo Pafos. Samo zoo jest całkiem fajne (18,50€), ale prawdziwą atrakcją jest karmienie lemurów (+5€). Gnoje całą bandą obsiadają człowieka, cisną się wszędzie, ale przede wszystkim do kubka z jedzeniem. Strasznie śmieszne stworzenia. Zdecydowanie warto było dopłacić.
Pozdrowienia z Cypru
#turystyka #podroze

Ooo, Król Julian!
Zaloguj się aby komentować
Times Squere w nocy to jakaś masakra, ale klimat do zdjęć jak z Cyber Punka.
#podroze #nowyjork #usa





@Ramirezvaca dlaczego masakra?
Zawsze mnie zastanawiał fenomen tamtej ulicy. Czy tam jest cokolwiek oprócz świecących billboardów? Czy ludzie przychodzą po prostu pooglądać reklamy?
No klimacik mega, uwielbiam. Jedno z marzen moich to tam sie wybrać no i do Japonii.
Pozdrawiam
Zaloguj się aby komentować
W piatek bede w domu i mam 9 tygodni urlopu. Potem 5 tygodni na innym statku w chinach i znowu 8 tygodni urlopu. Ale to nie jest najlepsza informacja.
Najlepsza jest taka, ze po tym do konca wrzesnia bede mial stala rotacje na projekcie na filipinach.
Dlaczego sie trochu jaram? Dlatego, ze moge sobie zostawiac kilka dni po kazdej rotacji na palawan. Jedyne co to musze oplacic tam swoj pobyt, czyli tyle co nic.
#barteknamorzu #marynarz #podroze #filipiny

@bartek555 co zrobić, żeby tak sobie pracować?
@bartek555 zamawiam pare fotek z El Nido
świetnie, że CI się wiedzie. Jakieś rozdajo z Filipin będzie?
Zaloguj się aby komentować
Najwyższy czas na jakieś podsumowanie mojego tripa do Maroka
Im dłużej byłem, tym bardziej mi się podobało
Całość podzielę na kilka części:
-
Ludzie i Społeczeństwo – Moje Obserwacje
-
Jedzenie, Zakupy i Ceny
-
Życie Codzienne w Agadirze – Ciekawostki i Zaskoczenia
-
Przyroda i Otoczenie
-
Praktyczne Porady dla Podróżujących
-
Podsumowanie :-)
W dzisiejszym wpisie: Ludzie i Społeczeństwo – Moje Obserwacje.
Marokańska gościnność Marokańska gościnność jest jednym z najbardziej fundamentalnych aspektów tamtejszej kultury, głęboko zakorzenionym w tradycji i religii. Dla Marokańczyków gość, niezależnie od pochodzenia, jest darem i błogosławieństwem, któremu należy się najwyższy szacunek. Przejawia się to na każdym kroku – od serdecznych powitań na ulicy po zaproszenia do domu na herbatę. Doskonałym tego przykładem jest często słyszane, spontaniczne wołanie "Welcome to Morocco!", rzucane przez przechodniów czy nawet kierowców, które nie jest wyuczonym hasłem dla turystów, ale autentycznym wyrazem radości z obecności gości w ich kraju. Najważniejszym rytuałem gościnności jest ceremonia parzenia i picia słodkiej, miętowej herbaty, znanej jako "Berber Whiskey". Odmówienie poczęstunku jest uznawane za niegrzeczność. Gościnność ta jest często bezinteresowna i wynika z potrzeby serca, co dla wielu Europejczyków bywa zaskakujące, ale stanowi esencję marokańskiej sztuki życia.
Kultura Amazigh (Berberów) Kultura Amazigh jest rdzennym i fundamentalnym filarem tożsamości Maroka, starszym niż arabska i islamska obecność w regionie. Sami siebie nazywają Imazighen, co w ich języku oznacza "wolni ludzie". Określenie "Berber", powszechnie używane w Europie, ma pochodzenie zewnętrzne – wywodzi się od greckiego słowa "barbaros", którym starożytni Grecy, a później Rzymianie, określali ludy mówiące niezrozumiałymi dla nich językami. Przez wieki Imazighen kształtowali ten kraj, a ich wpływy są widoczne na każdym kroku. Symbolem, który można często spotkać, jest znak "ⵣ" (Yaz), reprezentujący wolnego człowieka z rozpostartymi ramionami, co doskonale oddaje ducha tej kultury. Ich tradycje są najbardziej żywe w regionach gór Atlas i na południu kraju. To tam rozkwita unikalna sztuka zdobienia, której najwspanialszym przykładem jest kunsztowna, srebrna biżuteria. Za niepisaną stolicę tego rzemiosła uważa się miasto Tiznit, słynące z warsztatów, w których od pokoleń tworzy się tradycyjne naszyjniki, bransolety i fibule. Wraz z kolorowymi dywanami, architekturą obronnych osad (ksarów) oraz melodyjnym językiem, tworzy to fascynującą mozaikę kulturową, która jest integralną i dumną częścią współczesnego Maroka.
Rola kobiet Rola kobiet w Maroku jest jednym z najbardziej fascynujących i dynamicznych aspektów tego społeczeństwa, pełnym kontrastów, które doskonale odzwierciedlają kraj zawieszony między tradycją a nowoczesnością. Z jednej strony wciąż silna jest tradycyjna rola kobiety jako serca rodziny i strażniczki domowego ogniska, gdzie szacunek i skromność są kluczowymi wartościami. W wielu miejscach, zwłaszcza na prowincji, konserwatywny strój i przywiązanie do patriarchalnych norm pozostają codziennością. Z drugiej strony, Maroko jest świadkiem ogromnej zmiany. Dzięki reformom prawnym, takim jak rewolucyjny kodeks rodzinny "Mudawana" z 2004 roku, kobiety zyskały znacznie więcej praw w kwestiach małżeństwa, rozwodu i opieki nad dziećmi. Coraz więcej Marokanek zdobywa wyższe wykształcenie i odnosi sukcesy zawodowe jako lekarki, inżynierki, przedsiębiorczynie czy artystki, aktywnie kształtując życie publiczne. Doskonałym przykładem tego zderzenia światów jest Taghazout, wioska surferów niedaleko Agadiru, którą można by żartobliwie nazwać "lokalnym Miami". To wyjątkowa enklawa na mapie Maroka, gdzie międzynarodowa kultura surfingu, bohemy i turystyki stworzyła atmosferę luzu i wolności. To właśnie tam widać najwięcej młodych Marokanek w bikini, które czują się swobodnie obok turystek, przyjmując globalne trendy jako swoje. Ta liberalna bańka pokazuje, jak bardzo kontekst miejsca wpływa na społeczne normy i osobistą ekspresję. Ten dualizm jest najbardziej widoczny w przestrzeni publicznej: na tej samej plaży w Agadirze można zobaczyć kobietę w bikini i drugą w burkini. To pokazuje, że rola kobiety w Maroku nie jest jednolita – to spektrum postaw, gdzie osobiste wybory, wolność i globalne trendy coraz śmielej przeplatają się z głęboko zakorzenioną tradycją.
Stosunek do Francuzów i innych nacji Stosunek Marokańczyków do innych nacji jest złożony i wielowymiarowy, a najwięcej emocji budzi relacja z Francuzami. Można ją określić jako swoiste "love-hate". Z jednej strony istnieje głęboko zakorzeniona niechęć wynikająca z czasów protektoratu i postkolonialnej dumy. Z drugiej strony, więzi są niezwykle silne. Język francuski jest wszechobecny, a jego znajomość postrzegana jest jako klucz do lepszej przyszłości. Doskonale obrazuje to przykład mojego kierowcy taksówki, który przy miesięcznych zarobkach rzędu 3500 dirhamów wydaje aż 120 dirhamów na dodatkowe lekcje francuskiego dla swoich synów, wierząc, że to najlepsza inwestycja w ich życie. Wobec innych nacji stosunek jest zazwyczaj bardziej jednoznaczny. Hiszpanie postrzegani są podobnie do Francuzów, choć z mniejszym natężeniem emocji. Amerykanie cieszą się szacunkiem jako potężny sojusznik polityczny, a turyści z krajów takich jak Wielka Brytania są przyjmowani bardzo ciepło. Jako Polak byłem tym bardzo pozytywnie zaskoczony. Z nieznanych mi przyczyn byłem wielokrotnie i bezbłędnie rozpoznawany jako Polak, co spotykało się z dużą sympatią. Prawdziwym szokiem było dla mnie spotkanie Aziza, ponad 50-letniego Marokańczyka, który z pasją i całkowicie samodzielnie uczy się języka polskiego. Mówił pełnymi, poprawnymi gramatycznie zdaniami, co pokazuje niesamowitą otwartość i ciekawość świata, jaka drzemie w tym narodzie.
Imigranci i różnorodność Różnorodność w Agadirze, jak i w całym Maroku, ma kilka wymiarów. Z jednej strony miasto jest międzynarodowym ośrodkiem turystycznym, co sprawia, że na ulicach słychać mieszankę języków, a Europejczycy, w tym wielu emerytów z Francji, stanowią stały element krajobrazu. Z drugiej strony istnieje duża migracja wewnętrzna – ludzie z wiejskich, często biedniejszych regionów kraju przyjeżdżają do Agadiru w poszukiwaniu pracy w turystyce i usługach. W kontekście imigracji z innych krajów, w Maroku widoczna jest obecność migrantów z Afryki Subsaharyjskiej. Są to studenci, pracownicy, a także osoby traktujące Maroko jako kraj tranzytowy w drodze do Europy. Integrują się oni z lokalnym społeczeństwem, prowadząc małe firmy lub pracując w różnych sektorach. Co ciekawe, moje osobiste wrażenie jest takie, że na ulicach Warszawy można spotkać więcej czarnoskórych osób niż w Agadirze. Być może wynika to z faktu, że Agadir, mimo swojej turystycznej natury, nie jest głównym celem dla imigrantów z Afryki Subsaharyjskiej, którzy częściej wybierają większe metropolie, takie jak Casablanca czy Rabat, jako miejsce do życia.
Król, polityka i religia Król i polityka w Maroku to temat, w którym szacunek dla tradycji miesza się z dążeniem do nowoczesności. Monarcha, obecnie Mohammed VI, jest postrzegany przez większość narodu nie tylko jako głowa państwa, ale przede wszystkim jako główny gwarant stabilności i jedności kraju. W regionie pełnym niepokojów Marokańczycy często podkreślają, że to dzięki królowi ich kraj unika chaosu, jaki dotknął inne państwa arabskie. Król posiada również ogromny autorytet religijny jako "Dowódca Wiernych", co czyni go duchowym przywódcą narodu. Codzienny rytm miasta wyznaczany jest przez wpływ islamu, rolę meczetów i nawoływania do modlitwy (Adhan). Jednocześnie monarcha postrzegany jest jako modernizator, który inwestuje w infrastrukturę i reformy społeczne. Oczywiście pod powierzchnią istnieje świadomość problemów, takich jak nierówności społeczne czy korupcja, ale krytyka nigdy nie jest skierowana bezpośrednio w monarchę. Istnieją "czerwone linie", których się nie przekracza – otwarte krytykowanie króla, islamu czy kwestii Sahary Zachodniej jest absolutnym tabu. Dla Marokańczyków król to symbol, który spaja naród i chroni go przed wewnętrznymi podziałami.
Bezpieczeństwo Ogólne poczucie bezpieczeństwa w Agadirze jest wysokie, zwłaszcza w miejscach turystycznych, gdzie obecność policji i ogólny spokój sprawiają, że można czuć się swobodnie. Jednak jak w każdym dużym mieście, czujność jest wskazana, o czym przekonałem się na własne oczy. Byłem świadkiem sytuacji, która w jednej chwili pokazała mi zarówno zagrożenie, jak i niezwykłą siłę marokańskiego społeczeństwa. Dosłownie przede mną młody chłopak, prawdopodobnie Marokańczyk, wyrwał coś z ręki starszemu francuskiemu turyście – najpewniej telefon. Działając instynktywnie, złapałem złodzieja za ramię, ale był szybki, wyrwał się i zaczął uciekać. To, co stało się potem, było absolutnie zdumiewające i całkowicie zmieniło moje postrzeganie bezpieczeństwa w tym kraju. W jednej sekundzie cała ulica zareagowała. Kilku marokańskich przechodniów bez wahania rzuciło się w pogoń za złodziejem. Co więcej, jeden z przejeżdżających samochodów gwałtownie skręcił, próbując odciąć mu drogę ucieczki. Choć sama kradzież była przykrym incydentem, to spontaniczna i solidarna reakcja lokalnej społeczności była dla mnie znacznie ważniejsza. Pokazała, że takie akty są przez nich potępiane, a goście i turyści są pod niepisaną ochroną zwykłych ludzi. To wydarzenie, paradoksalnie, sprawiło, że poczułem się tam ostatecznie bezpieczniej.
Dużo zdjęć publikowałem na #boogietravel, ale jeżeli chcesz coś konkretnego to daj znać. Poszukam
#podroze #maroko #agadir #islam





@boogie i o taki kontent coś tam na hejto robię, dziękuję
Byłem, widziałem. W Marakeszu doświadczyłem największej chyba temperatury na zewnątrz w życiu, na placu było jakieś 50 stopni Celsjusza.
I typ, który na stoliku sprzedawał zęby na wymianę (serio, wysypana kupka zębów i jakichś protez) gonił mnie chcąc wycyganić bakszysz za zrobienie stoisku zdjęcia xD
No ale zlapali w koncu tego zlodzieja czy nie, bo cliffhanger mi zostawiles niemały
Zaloguj się aby komentować
Kolejna porcja z kilku tygodni jak mnie nie było.
Polecam sobie robić przerwy dla zdrowotności, ale nie usuwać konta jak ciocia moll. Ja tu wróciłem i niestety brakuje cytatów
Tym razem Mirror Man.
Oficjalna nazwa: Still.
Rob Mulholland , szkocki rzeźbiarz i artysta zajmujący się sztuką środowiskową stworzył tzw. figurę środowiskową. Można ją obejrzeć nad Loch Earn, w wiosce St. Fillans, hrabstwo Perth i Kinross, Szkocja. Jest to naturalnej wielkości postać w kształcie człowieka pokryta lustrzanymi płytkami, w których odbija się jezioro, niebo i okoliczne wzgórza. Rzeźba ma przedstawiać związek człowieka z naturą.
Rzeźba została zainstalowana pierwotnie około 2014 roku. Została usunięta w 2017 r., gdy majątek, w którym się znajdowała, został sprzedany. Publiczna kampania prowadzona przez lokalną grupę "St Fillans in Bloom" (najczęściej zajmują się utrzymaniem kwietników i zieleni, w całej UK masa miejscowości ma takie grupki) pozwoliła zebrać fundusze na zakup rzeźby i jej powrót nad jezioro. Prace zakończono w 2022 roku.
Naprzeciwko rzeźby jest duży parking przy drodze (zatoka) na kilkanaście samochodów. A sama miejscowość urokliwa. Polecam zajrzeć do lokalnych sklepów po owoce i wypieki.
#szkocja #manwithmalamute #psy #podroze





@conradowl mam w planach zrobic nocne zdjecia z mirror man
Super fotki i Daisy
@conradowl taaa, już widzę moją przerwę dla zdrowotności xD
Zaloguj się aby komentować







