#gory

60
1669

Zaloguj się aby komentować

Nareszcie, po ponad 2 latach, udało nam się z żoną wyrwać solo w góry Jest bajecznie


#piechurnatrasie


#gory #wycieczka #gorce

5b2d4897-a881-47ef-bbff-c129c5ea606a
dzangyl

Jest bajecznie ale tylko gdy w góry zawierasz od czasu do czasu. Życie tutaj już akie nie jest, zima przychodzi wcześniej, wiosna później, do tego gdzie nie pojedziesz to podjazdy i zjazdy. Ehh

Taxidriver

@Piechur gdzie tyle śniegu?

Piechur

@Taxidriver Gorce, na południe (Pieniny, Tatry) też bielutko

vrkr

 żoną wyrwać solo w góry  

@Piechur tzn. każdy w inne góry czy jak to działa

Piechur

@vrkr Już się tam poprawiałem wcześniej, że miało być "sami"

Zaloguj się aby komentować

ismenka

Ad nasze boćki, to mnie smuci to (za Gazeta.pl i Interia.pl):

b0efe925-4e46-43ce-9886-288d4638bd7e
1c132c38-8097-4a24-b356-37a5df4c79f3

Zaloguj się aby komentować

Siema,

W #piechurwedruje ostatnia trasa z 2024. Zapraszam

---------

Szczyty: Koziarz, Radziejowa (Beskid Sądecki)

Data: 28/29 grudnia 2024 (sobota/niedziela)

Staty: 1 dzień: 24.5km, 7h40, 1,520m przewyższeń,

2 dzień: 16km, 4h30, 300m przewyższeń


Trasa dla zainteresowanych (1 dzień).

Trasa dla zainteresowanych (2 dzień).


Dwudniowa wycieczka połączona z noclegiem w schronisku z trójką moich kolegów na zakończenie roku.


Informacje praktyczne:


  • Planując nocleg w schronisku warto zarezerwować miejsce przynajmniej miesiąc wcześniej oraz dopytać o to, do kiedy są wydawane ostatnie posiłki. Schronisko PTTK na Przehybie oferuje np. rezerwację przez internet (niestety brak zniżek dla krwiodawców).

  • Poza noclegiem dobrze zarezerwować sobie również miejsce w pociągu bądź busie, jeśli planuje się te środki lokomocji. W okresach świątecznych z miejscem może być ciężko (np. pociąg, którym wracaliśmy z Piwnicznej, był już zarezerwowany w jakichś 50% pojemności na 1.5 miesiąca przed terminem powrotu).

  • W schronisku na Przyhybie jest suszarka do butów! Bardzo na tym skorzystałem, bo okazało się, że moje obuwie już nie jest wodoodporne.

  • Na zimową wyprawę, zwłaszcza długą, koniecznie trzeba zabrać stuptuty, termos z gorącą herbatą, raczki i kijki.


Co było fajne:


  • Od Koziarza trasa była w porządku i leżało sporo śniegu. Przejrzystość była świetna, Tatry leżały na wyciągnięcie ręki.

  • Trasa (jak dla mnie) była odpowiednia jeśli chodzi o długość i ilość przewyższeń - dało się zmęczyć, co potem nagrodził pobyt w schronisku.

  • Wieczorny chillout po wysiłku był świetny - jedzenie na stołówce, pacek, Jagermeister, gra w blefa i do spania o 21.


Co było mniej fajne:



Co było trudne:


  • Podejścia, przede wszystkim ostatnie, dawały w kość, zwłaszcza dwóm znajomym, którzy jakoś często po górach nie chodzą (trzeba zaznaczyć, że na każdym przystanku musieli zajarać, co raczej nie pomagało).

Ja z wycieczki byłem bardzo zadowolony, moi koledzy również, chociaż dwóch z nich chciało mnie pierwszego dnia zamordować, gdy już po zachodzie dotarliśmy do schroniska - liczyli chyba na krótszą i mniej wymagającą trasę (była ona rzecz jasna wszystkim znana od tygodni, ale co innego widzieć na mapie, a co innego przejść). W związku z tym raczej nie polecam osobom nierozruszanym i bez kondycji.


#gory #wycieczka #wedrujzhejto #fotografia #beskidsadecki

f7164cd1-3f1e-4647-b9f5-348ed6f6dc68
683292bb-955c-4246-93f4-264f4724f864
4cdffcb7-b0b3-445d-9d1e-a34a650f090e
11ab4eb1-ff9f-460d-9cfe-8dcc05a49620
5e92d40e-6079-4e80-8583-19d95145766d

Zaloguj się aby komentować

TheLikatesy

taaa.... darmowy, dobry zart xD

Zaloguj się aby komentować

Furto

Myślę, że to zależy od regularności i okoliczności. Po górach chodzę tak rzadko, że nigdy nie miałem takich myśli jak na memie. Z kolei jak zaplanuję całodniową wyprawę rowerem, a okaże się że wieje dużo mocniej lub jest cieplej niż miało być, to jest dokładnie tak samo.

viollu

Myślę, że to zależy od tego gdzie się mieszka. Jak masz góry za oknem, to albo je kochasz albo są ci obojętne, bo po prostu są.

pacjent44

@viollu to samo jest z morzem. Gdy mieszkałem z dala od wybrzeża, to co roku miałem wizję dreptania po mokrym piasku.

Zaloguj się aby komentować

Zaloguj się aby komentować

#fotografia #gory #usa


Vermilion Cliffs National Monument znajduje się w północnym hrabstwie Coconino w Arizonie w Stanach Zjednoczonych, bezpośrednio na południe od granicy stanu Utah. Ten pomnik narodowy o powierzchni 293 689 akrów obejmuje płaskowyż Paria, klify Vermilion, wzgórza Coyote Buttes i kanion Paria.

ac7c769a-c38a-4559-87dc-c4436b84f1ee
5754eb25-5fe2-4165-a14e-bd439e613f47
43a6dea9-f8ea-42ca-8808-126eec1d21ea
dd3c1f77-ab21-44c6-ba6e-4aa692150844
8da5f339-aedb-4dd3-9a39-7d3678b64822

Zaloguj się aby komentować

cododiaska

Ładnie, jak z rynku w Krakowie.

Zaloguj się aby komentować

Mazski

Tak z ciekawości. Jaką moc prawną ma taki znak?

Pajdamarian

@Mazski żadnej nie ma,ale dla większości powinien być ostrzeżeniem przed wchodzeniem w takich butach.

Mazski

@Pajdamarian jeżeli ktoś się decyduje iść w góry w takim obuwiu, to wątpię, czy ten znak da mu coś do myślenia

Zaloguj się aby komentować

Siema,

Najdłuższy spacer z 2024 - więcej zdjęć w komentarzach. Zapraszam na #piechurwedruje

---------

Szczyty: Barania Góra, Skrzyczne, Klimczok (Beskid Śląski)

Data: 20/21 grudnia 2024 (piątek/sobota)

Staty: 57km, 19h, 2,240m przewyższeń


Trasa dla zainteresowanych.


Wyprawa, na którą miałem iść sam, ale tata miał wolne, więc wybraliśmy się razem. Tempo średnie z czterema dłuższymi przerwami.


Informacje praktyczne:


  • Przy wybieraniu się na nocne wyprawy warto wcześniej zadzwonić do schronisk znajdujących się na trasie, żeby mieć pewność, że będą otwarte (można doprecyzować na co można liczyć, np. czy są gniazdka, czy jest dostępna toaleta, czy jest czajnik).

Co było fajne:


  • Brak pętelki - pojechaliśmy busem i busem wracaliśmy, więc mieliśmy dużą swobodę jeśli chodzi o zaplanowanie trasy.

  • Od Baraniej Góry do Skrzycznego piękna zimowa sceneria i dużo śniegu.

  • Ciekawie wyglądająca wychodnia skalna przy Malinowskiej Skale.

  • Schronisko PTTK Przysłop pod Baranią Górą - zadzwoniłem dzień wcześniej z pytaniem, czy będzie gdzie się schować i czy mogą zostawić gdzieś pieczątki. Do schroniska doszliśmy o 1:45 i zastaliśmy otwarte pomieszczenie z zapalonym światłem, dostępem do toalet, nagrzane, z przygotowanym dla nas czajnikiem z wodą oraz pieczątkami. Piękna sprawa.


Co było mniej fajne:


  • Odcinek Wisła Uzdrowisko - Wisła Groń to sam asfalt. Mieliśmy podjechać pociągiem, ale spóźniliśmy się kilka minut na ostatnie połączenie.

  • Odcinek Szarcula - Stecówka to był taki gnój, że szkoda gadać. Niby nie ma się czemu dziwić, ale chodzenie tam było mało przyjemne i nas mocno spowolniło - istne bagno, które ciężko było w jakikolwiek sposób obejść.

  • Schronisko PTTK Skrzyczne - byliśmy tam o 7, zmęczeni i głodni. Weszliśmy do siebie, która jak sądzę była przewidziana dla nocnych wędrowców, ale nie było w niej ani ogrzewania, ani nawet kontaktu. W środku krzątała się pani, do której stukaliśmy przez drzwi, bo chcieliśmy poprosić o chwilę schronienia w cieple, ale zupełnie nas zignorowała (widziała nas bardzo dobrze, w pewnym momencie zaczęła w ogóle czyścić szybę). Rozsierdziło mnie to trochę.


Co było trudne:


  • Dystans i ilość przewyższeń jednak z tych bardziej wymagających, następnego dnia czuć było zmęczenie.

  • Od Babiej Góry do Skrzycznego prawie cały czas wiało i dostawaliśmy po twarzach drobinkami lodu, co utrudniało marsz.

  • Topniejący śnieg połączony z lodem trochę nas spowalniał.


Wrażenia z wycieczki mam bardzo pozytywne. Udało się zrealizować plan maksimum, mimo że byliśmy przygotowani też na skrócenie trasy. Fajnie, że kondycja dopisała i warunki na trasie nie dały się aż tak we znaki.


#gory #wycieczka #wedrujzhejto #beskidslaski

74b09805-39a1-48d9-936f-14c0a3059fa2
b8852f3a-46c9-4272-bc0b-5c5abf9089c0
51e1e348-c2ad-43bc-b977-815c24781d3c
f2d333ef-e285-429b-8da1-4e353d6cd19f
e9415bc2-1bb7-4e4e-8425-22eeebc02b70
Byk

Kiedyś ucieknę z domu i zabiorę się z Tobą

Z_buta_za_horyzont

Nieźle kilometrów jak na warunki zimowe .

winet

Następnego dnia czuć było zmęczenie? Większość ludzi leżałaby kolejnego dnia obsrana 😅

Zazdroszczę Ci że z ojcem robisz takie wypady, gratulacje pięknej wycieczki!

Zaloguj się aby komentować

Zaloguj się aby komentować

Yes_Man

@Piechur Też mam i też korzystam. Chodziłem z młodym po Bieszczadach dwa lata temu, jutro córa będzie "spacerować" po Kampinosie. Wczoraj zrobiłem przymiarkę i poszliśmy do Lidla na zakupy. Hitem był tekst jakiejś Kobiety "o boże, dziecko do plecaka wsadził"

Piechur

@Yes_Man Te nosidła są genialne, jeden z najlepszych zakupów, jakie zrobiłem. Przed kupnem zastanawiałem się, czy warto wydawać hajs, bo można wypożyczyć niby i tak dalej, ale jak już jest na stałe w domu, to się aż szuka okazji, żeby wykorzystać

Yes_Man

@Piechur my będziemy wypożyczać, ale głównie chodziło o ty by używać. Przy dwójce dzieci jak znalazł

Zaloguj się aby komentować

Mój tata właśnie zdobył Rysy zimą (kij z pogodą, liczy się!), a ja od tygodni nie mogę się wyrwać na żadną dłuższą trasę Ech jeszcze tylko 30 lat i będzie można sobie spokojnie pobrykać


#gownowpis #gory i w sumie to #chwalesie tatą

rith

@Piechur moje zimowe zdobycze kończą się na czarnym stawie xdd

ale przynajmniej było dużo śniegu ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Half_NEET_Half_Amazing

mój zdobywa tatry bez względu na pogodę 😉

ipoqi

@Half_NEET_Half_Amazing pewnie razem z Harnasiem

pacjent44

@Piechur Przełęcz Dukielska na piechotę, bo nas z autokaru wygonili! Patrzyłem na wieże wartownicze niczym z Majdanka, na ten drut kolczasty, ale największe wrażenie robiło orne pole miedzy dwoma ogrodzeniami. Co mi tam Rysy. Dwa bratnie narody a brakowało tylko pasa min.

Zaloguj się aby komentować

Siema,

Kolejny pagórek w #piechurwedruje

---------

Szczyt: Zębolowa (Beskid Wyspowy)

Data: 22/23 listopada 2024 (piątek/sobota)

Staty: 8km, 2h25, 340m przewyższeń


Trasa dla zainteresowanych.


Mały szczyt, który na który kiedyś wchodziłem od Tokarni, tym razem zdobyty z drugiej strony.


Informacje praktyczne:


  • Samochód można zostawić na parkingu w Krzeczowie, który znajduje się niedaleko dużego, charakterystycznego krzyża, będącego wizytówką miejscowości (powinni kojarzyć go kierowcy korzystający z Zakopianki).

  • Dojazd do Krzeczowa był dość stromy. Gdyby śniegu i lodu było więcej, raczej bym nie wyjechał z moim napędem na przednie koła.

  • Wierzchołek Zębolowej nie znajduje się na szlaku, trzeba do niego odbić - są odpowiednie oznaczenia. Na szczycie jest tabliczka z nazwą.


Co było fajne:


  • Poszliśmy tam, aby zaliczyć pierwszy śnieg sezonu 2024/2025, i na szczęście było go wystarczająco dużo, żeby sprawić radość. Bez śniegu ta trasa raczej nie porywa.

Co było mniej fajne:


  • Stanowczo za dużo asfaltu jak na tak krótki spacer - jakieś 38% drogi.

Gdybym miał tam wchodzić ponownie, to raczej wybrałbym podejście z Tokarni - odcinek asfaltowy podobny, ale spacer w lesie dłuższy, a na początku można zobaczyć figury stanowiące część Kalwarii Tokarskiej.


#gory #wycieczka #wedrujzhejto #fotografia #beskidwyspowy

3c8eddf8-c9f2-4c98-8db7-8672d117ea2b
26dbaa94-5e2e-4017-8796-8f1fbd143c5e
a147b9fb-b7e5-4874-acce-65f662d63d25
372b7c08-acc7-4dd1-aec8-8603f80b7227
52454910-dea8-483c-a045-fdf54244c2a6

Zaloguj się aby komentować

Mój czas w Huaraz dobiegał końca. Był 10 czerwca 2022 roku i zostało mi około 10 dni w Ameryce Południowej. Teoretycznie mogłem jeszcze pokusić się o kolejną górską eskapadę, ale szczerze mówiąc byłem już znużony. Może nie tyle samymi górami, bo one zawsze budzą mój zachwyt, lecz całokształtem mojej solowej wyprawy po tym kontynencie (a raczej jego skrawkach). Być może też samo miasto Huaraz nie pomagało w nabieraniu sił witalnych - było nudne i brudne. Może nie jakoś ekstremalnie, może nawet też na swój sposób było zadbane, ale po prostu pamiętam je jako miejsce, które zamiast pomagać w odzyskaniu sił po górskich wędrówkach, wysysało je.


Potrzebowałem odrobiny odpoczynku i w tym celu chciałem udać się na kilka dni na wybrzeże, do Mancory, uznawanej za najlepszy kurort w Peru. Został mi jednak jeszcze jeden pełen dzień w Huaraz. Najpierw postanowiłem trochę o siebie zadbać. Stan mojego zarostu pozostawiał wiele do życzenia i nadszedł najwyższy czas, aby go nieco skrócić. Całkowite ogolenie się nie wchodziło w grę - mógłbym doznać szoku po ujrzeniu swojej gładkiej facjaty po ponad dziesięciu latach od ostatniego razu, gdy ogoliłem się na potrzeby amatorskiej sztuki teatralnej. Musiałem więc znaleźć jakiegoś barbera, licząc na to, że jego usługi będą tańsze niż w Rio de Janeiro, gdzie za zwykłe trymowanie bez żadnych udziwnień życzyli sobie ponad 60 reali (czyli mniej więcej tyleż samo polskich złotych). W Rio ostatecznie podjąłem próbę samodzielnego przystrzyżenia brody i wąsów za pomocą maleńkich nożyczek z zakrzywionymi, około centrymetrowej długości ostrzami, co zajęło mi prawie pół godziny i przyniosło efekt jedynie względnie akceptowalny. W Huaraz nie chciało mi się bawić w podobną babraninę i byłem gotów zainwestować 30 soli, czyli nieco ponad 30 zł., co jak na ogólne ceny w Peru i przewidywaną ilość pracy wydawało mi się kwotą i tak wygórowaną - gdybym sam miał swoją maszynkę, zajęłoby mi to nie więcej niż 2 minuty.


Znalezienie barbera nie było trudne - nawet gdybym nie skorzystał z pomocy Google Maps, charakterystyczna dla barberów witryna z podświetlanym biało-czerwono-niebieskim kasetonem reklamowym była z daleka widoczna na jednej z głównych ulic Huaraz. Skrzywiłem się nieco, bo wyszukany wystrój wnętrza i fikuśny fartuch barbera sugerował wysokie ceny.


- Dzień dobry, chciałem przystrzyc zarost. Równomiernie, na jedną długość, powiedzmy 3 mm. Jaki to będzie koszt?

- Bez modelowania i żadnych wzorów?

- Bez, najprościej jak się da.

- 5 soli.


Oczy wyszły mi z orbit. Już prawie rzuciłem, że w takim razie mogą mnie nawet 3 razy obstrzyć, ale po prostu kiwnąłem z zadowoleniem głową. Barber wskazał mi fotel, po czym wezwał z zaplecza pracownicę, by wykonała zlecenie. Sam za taką prostą robotę nie chciał się zabierać.


Dziewczyna szybko podpytała o niezbędne szczegóły i rozpoczęła strzyżenie. Była przy tym bardzo staranna, spędzając na koniec kilkadziesiąt sekund na oczyszczaniu mojej twarzy z obciętych włosów specjalnym pędzlem. Po wszystkim spytała szefa o kwotę, jaką powinna skasować, co było na swój sposób ciekawe - albo mało kto przychodził po taką prostą usługę, albo chciała się upewnić, czy jako gringo nie powinienem zapłacić więcej. Koniec końców byłem bardzo zadowolony z jakości usługi i do tej pory żałuję, że jednak nie zostawiłem napiwku (choć te w Peru nie są normą i od niektórych lokalsów słyszałem, że lepiej by było, gdyby ten amerykański zwyczaj się nie rozpowszechnił).


Gdy już wyglądałem nieco bardziej jak człowiek, postanowiłem udać się na pobliski punkt widokowy, Mirador de Rataquena. Mapa pokazywała, że jest to raczej krótki, godzinny spacer, więc z góry odrzuciłem opcję pojechania tam taksówką, tylko podążałem wyznaczoną trasą. Problem w tym, że trasa po kilkunastu minutach doprowadziła mnie na czyjeś podwórko, więc musiałem zawrócić - nie zamierzałem przechodzić przez czyjś teren tylko dlatego, że według mapy dało się tamtędy przejść. Na dodatek moja obecność nie pozostała niezauważona - podejrzliwe spojrzenia mieszkańców zachęciły mnie do odwrotu.


Chciałem jeszcze spróbować alternatywą drogą - według mapy wystarczyło pójść rownoległą uliczką, ale ta po jakimś czasie znowu wyprowadziła mnie w jakieś dziwne miejsce. Już przechodząc przez dziurę w płocie zastanawiałem się, czy to dobry pomysł. Obawy zdecydowanie nasiliły się, gdy nagle obok mnie pojawił się podobny do pitbulla pies. Jego szczeknięcia nie brzmiały przyjaźnie i mimo, że starałem się nie okazywać w żaden sposób strachu, zdecydowanie nie czułem się komfortowo - byłem na jakiejś pustej działce, w zasięgu wzroku nie było nikogo, więc czy ktoś przybiegł mi z pomocą, gdyby ten kundel z masywną szczęką postanowił mnie zaatakować? Nie przypuszczałem, że to możliwe, bo do tej pory psy w Ameryce Południowej raczej okazywały strach i pełne oddanie, ale wolałem nie ryzykować. Zawróciłem, cały czas obserwując kątem oka tego białego mieszańca. W końcu po parunastu metrach dał mi spokój.


Lekko już poirytowany błądzeniem postanowiłem podążać zgodnie ze wskazówkami nawigacji samochodowej. Była dłuższa, ale przynajmniej miałem pewność, że dojdę do celu. Po jakimś czasie zauważyłem cel mojej wędrówki, i mając pewność, że już nie zabłądzę, zszedłem z ulicy i udałem się najkrótszą drogą do celu - po zboczu porośniętym rzadką roślinnością, niestety nie dość rzadką, żeby przy tym nie podrapać łydek o kłujące krzaki. No cóż, podejmowałem tego dnia niezbyt szczęśliwe decyzje co do trasy.


Ze góry rozpościerał się widok na Huaraz i niezbyt imponujące pobliskie szczyty. Na tamten moment nie było w tym miejscu nic zachwycającego. Chyba nawet nieco żałowałem tego spaceru (zwłaszcza zważywszy na błądzenie i piekące z bólu zadrapania nóg). Zupełnie inny zestaw emocji wyczytałem z twarzy napotkanych na górze osób, które przybyły tu albo na randkę albo rodzinny posiłek - na szczycie znajdowała się restauracja.


Po 30 minutach poczułem, że chyba już zobaczyłem wszystko co chciałem - zdecydowałem się schodzić z powrotem do hostelu i szykować do wieczornego odjazdu autokarem. Pomny niezbyt przyjemnego przedzierania się przez chaszcze, postanowiłem iść inną drogą. Do wyboru miałem albo utwardzoną drogę dla samochodów, prowadzącą dość mocno naokoło, albo bardzo wyraźną ścieżkę w drugą stronę - może wciąż nie najkrótszą, ale wydającą się być pewną opcją.


Jak już wspomniałem, tego dnia nie miałem szczęścia do wybranych dróg - nie inaczej było tym razem. Po kilkunastu minutach dreptania wciąż doskonale widoczną ścieżką, zacząłem zbliżać się do jakichś pojedynczych chatek, postawionych tak jakby na dziko, a w każdym razie dość daleko od zwartej zabudowy rozpoczynającego się kilkaset metrów dalej miasta. Wtedy usłyszałem szczekanie. Najpierw jednego psa, potem drugiego, aż nagle zaczęła ujadać cała sfora, w pełnym tego słowa znaczeniu - spomiędzy tych chatek wybiegło 15-20 czworonogów, różnej maści i wielkości, ale z jedną cechą wspólną - mocno zakorzenionym terytorializmem. Zatrzymałem się natychmiast, bo choć rozum podpowiadał, by niewzruszenie iść dalej, nie okazując żadnego lęku, tak jak choćby podczas pamiętnego nocnego fragmentu trekkingu Santa Cruz, gdy ja i moi towarzysze po prostu zignorowaliśmy ujadanie, w tym wypadku liczba psów sprawiła, że moja pewność siebie wyparowała.


Sytuacja robiła się napięta - psy otoczyły mnie ze wszystkich stron wściekle ujadając, a jeden co chwilę podbiegał pod moje nogi, kłapiąc zębami o milimetry od moich butów, coraz zuchwalej, aż w końcu poczułem szarpnięcie za sznurowadła. Donośnym, niskim i, na ile się dało, spokojnym głosem nakazywałem psom w różnych językach, by mnie zostawiły w spokoju. Moje palce coraz mocniej zaciskały się na rękojeści kija do Gopro, aż pobielały mi kłykcie. Nie chciałem podnosić ręki, żeby nie sprowokować ataku, ale byłem coraz bardziej pogodzony z faktem, że mogę być zmuszony do samoobrony.


Wtem rozległ się krzyk, a połowa psów położyła uszy po sobie. Kątem oka spostrzegłem starszą kobiecinę, która wyszła z jednego z zabudowań i opieprzala psy idąc powoli w moim kierunku. Widząc, że niektóre z czworonogów nie odpuszczają, sięgnęła po kamień i cisnęła go w środek sfory. To zadziałało natychmiastowo - psy rozpierzchły się, coś tam jeszcze szczekając pod nosem, narzekając na swój pieski los. Moja wybawczyni pomstowała jeszcze gniewnie przez chwilę, po czym obróciła się na piecie i wróciła do wnętrza budynku, nie zwracając na mnie większej uwagi. Być może narzekała na głupiego gringo, którego niefrasobliwość zmusiła ją do odciągnięcia od obowiązków domowych i wybawienia go z opresji.


Tamten moment dobitnie uświadomił mi, że nie każdy pies w Ameryce Południowej jest potulny i przyjazny, i im dalej od centrum miast tym odważniej sobie poczynają. Postanowiłem więcej nie zapuszczać się w takie rejony, przede wszystkim jednak przyspieszyłem kroku, by jak najszybciej wejść w bardziej zurbanizowany teren. Gdy w końcu udało mi się dotrzeć do właściwego miasta, poczułem ulgę, choć dla pewności jeszcze wolałem zrównać krok z miejscową kobietą poganiającą przed sobą osły - tym bardziej, że przy krawężnikach widziałem kolejne bezpańskie psy. Przyznam szczerze, miałem dosyć tego dnia i tego miasta. Z przyjemnością pomyślałem o podróży busem czekającej mnie wieczorem - mimo, że miała trwać kilkanaście godzin i to niestety nie w super komfortowych warunkach (biletów na te bardziej luksusowe autokary już nie było), pozwalała mi uciec daleko od Huaraz. Na niczym innym mi już nie zależało.


#polacorojo #podroze #peru #gory #huaraz

acdfb1be-ea4a-423c-97c6-ca55f7d5fc3e
9912bd8e-60d5-4cf5-ab76-cb7f368ba8a9
1116cc7a-83b1-4739-ad4b-fd4cc9e3f792
1a82538b-2356-415a-a428-84a1b6d342a3
globalbus

@Sniffer ja też miałem przygodę tego typu w Peru, przy schodzeniu z wulkanu El Misti. Ląduje się wtedy w takich samych dziko budowanych pierdolniczkach. Wataha psów, a ja mam tylko kij do ich odganiania. Jak mnie okrążyły, to kręciłem się z tym kijem dookoła, czasem trafiając im w pyski. Odpuściły, gdy podniosłem kij do góry.

Poza tym scenki pod tytułem ludzie czekają na marszrutę i rzucają kamieniami w psy, są na porządku dziennym. Nawet nie trzeba mieć kamieni, wystarczy markować rzucanie.

Sniffer

@globalbus dobrze, że skończyło się bez ataku. Teraz też sobie przypomniałem, że już wcześniej lub później widziałem dziecko rzucające w psy kamieniami, choć wtedy wyglądało to trochę jak dla rozrywki.

Zaloguj się aby komentować