Jankesi i kacapy wbrew pozorom mają bardzo dużo wspólnego. Uwielbiają militarny szpej, sztandary, orły, paski, gwiazdki, mundury, maszerowanie w takt bębna, kult wojska, które jeździ po świecie to tu, to tam, zaprowadzając demokrację (Jankesi) lub wyzwalając uciśnionych (kacapy). Uwielbiają przekonanie, że żyją w najwspanialszym kraju na świecie, że wszyscy im zazdroszczą, że wszyscy tylko czyhają, by na nich napaść i odebrać im dobrobyt. Mają tak samo nędzny dostęp do opieki zdrowotnej (Jankesi z powodu patologicznego systemu prywatnych ubezpieczeń, kacapy z powodu ogólnokrajowej biedy, chujni i syfu), tak samo są pozbawieni praw pracowniczych, tak samo jednostka nie może nic zwojować przeciw korporacjom czy kolektywowi. Tak samo u jednych i drugich wszystkim i wszystkimi rządzi garstka obrzydliwie bogatych samozwańczych elit, przy czym u Jankesów jest jeszcze prężna i względnie zamożna klasa średnia, której u kacapów nigdy nie było i nie będzie. Tępa i przaśna propaganda militarystyczna jest podobna, różni się kosmetycznymi detalami, tylko Jankesi mając do dyspozycji światowego poziomu przemysł rozrywkowy potrafią swoją sprzedać w ładniejszym opakowaniu.
Nic zatem dziwnego, że po jednej i drugiej stronie oceanu łatwo o porozumienie w pewnych kwestiach.