#coolstory

1
31

ok, śmieszne historie z #emigracja #uk


dawno temu w Londynie czekając aż zwolni mi się pokój do wynajęcia, Pakistańczyk z off-licence załatwił mi po znajomości na dwa tygodnie pokój w mieszkaniu z Rumunami, u Kurdów nad fish'n'chipsem. lokal jak na obrzeża stolicy 3-gwiazdkowy. zza jednej regipsowej ściany kurdyjskie modły, zza drugiej "thank you, thank you" od Rumunek na sekskamerkach, po blacie w kuchni szczury tłuką się sztućcami na talerzach, w suterenie dopchane kilku Albańczyków i pralka (prałem i tak na mieście, żeby nie pilnować rzeczy przez dwie godziny).


no i jeden z Rumunów, były wicemistrz okręgu Kluż w podnoszeniu ciężarów, pojechał swoim dwudziestoletnim Mercem SLK na urlop do kraju. wcześniej strasznie narzekał że coś mu się tłucze w tylnym kole, ale że to zrobi sobie u brata w Rumunii. jak się okazało nie zrobił.


trochę ponad tydzień minął, Rumun wrócił, ale bez auta. no i mówi że na niemieckim autobanie odpadło mu to tylne koło . nic się nikomu nie stało, jakoś tak go poobracało że się zatrzymał na środku, na nic nie wpadł nawet, więc jak mówi auto się wyklepie. no ale nie to najgorsze, bo gestapo w rajchu za lawetę i parking policyjny skasowało go więcej niż to auto warte, plus jego brat musiał z Rumunii zapierdalać lawetą to odebrać i odstawić do Londynu. ogólnie finansowo pół roku pracy takiego Rumuna, wynoszenia wiertarek z roboty i jedzenia meatballsów tesco-value w puszce na marne


no i przyjechał ten jego brat po kilku dniach tą lawetą, tak już pod wieczór, ściągli merca przed dom, ale jacyś tacy nerwowi. akurat na nich trafiłem, opowiedzieli mi trochę jacy to niemcy ss-mani itd, ale dało się wyczuć że czekali aż sobie pójdę. jak z nimi gadałem to zauważyłem że coś kapie z bagażnika, no i tak jebało, ale to takimi rozkładjącymi się zwłokami jak zdechnięta sarna w lesie, albo jak pies co drugi tydzień leży przy drodze no, smród nie do ukrycia. ja wszedłem zabrać rzeczy robocze (resztę dobytku trzymałem u znajomych w innym mieście), bo to akurat się wyprowadzałem już na nowe lokum, no i woła mnie jedna ta prostytutka rumuńska do okna, że ci co przyjechali trupa mają w bagażniku!!! i że już wykopali na backyardzie dół!!! patrzę, no k⁎⁎wa faktycznie, za domem koło kubłów rozłożone prześcieradło na sznurku, a za nim wbity sztych i dół wykopany!! patrzymy z przodu, a oni wyciągają we dwóch wielki czarny wór poowijany srebrną taśmą, cały obleziony pełzającym robactwem, kapie z tego, ledwo to mogą dźwignąć i tachają to do tego dołu. i w tym momencie wypada na nich kilku policjantów, bo się okazało że Kurd zadzwonił na psy, zjeżdżają się radiowozy, reszta psiarskich wpada na chatę i wyprowadza Albańców z sutereny, obstawiają cały teren, a ja patrzę jak Rumuni klęczą koło tego worka z rękami do góry i krzyczą coś błagalnie po rumuńsku do tych psiarskich. otoczyli to takimi parawanami policyjnymi, weszła jakaś babka w masce i rękawiczkach. zaraz wyszła, zwinęli parawan, zwinęli rumunów, zostawili to na chodniku, tylko taśmą policyjną owinęli, Albańczykom kazali spierdalać z powrotem do sutereny i pojechali.


okazało się że jak Rumun był na urlopie to bili świnię, no i wiózł całą taką jescze niemal ciepłą, że niby zdąży dojechać i wpakuje do zamrażarki, to nie będzie musiał tych meatballsów przez pół roku wpierdalać. tylko mu to kółko odpadło w rajchu i się świnia w bagażniku zepsuła na gestapowskim parkingu ¯\_( ͡° ͜ʖ ͡°)_/¯


#coolstory #gownowpis

3c6ab2da-773c-4d02-89f2-92af3e20c286
Ravm

Niezła historia. Pracowałem ze trzy lata w budowlance i mieszkałem w suterenie z chłopakami z brygady więc czuję klimat.


Zmień sutenera na suterena bo ci każą polityka tagować.

cebulaZrosolu

@voy.Wu ale żeś mi przypomniał...


jedzenia meatballsów tesco-value w puszce

Zaloguj się aby komentować

onlystat

@maly_ludek_lego jak mi sto lat temu na studiach kumpel ze slaska ten zart opowiedzial, to sie prawie zeszczalem z gacie

leci piorun

kdjswq25-1

@maly_ludek_lego Kiedy mój ojciec był młody, to usłyszał ten żart w czasie roboty w polu. Śmiał się z niego długo, chyba kończyłem 5 lat, a on nadal się śmiał.

Zaloguj się aby komentować

#coolstory

Miałam w klasie w liceum taką rodzinę, niby normalni, ale jak tylko było coś związane z kościołem, to oni zawsze zawsze tam byli. Jakieś Oazy, spotkania, imprezy kościelne - zawsze można było tam spotkać M. i Z. Z. nawet śpiewała w chórkach jakichś.


Parę lat później brał udział w przekrętach finansowych (związanych z technologią).


Mija 10 lat, a ja czytam na portalach, że M. i Z. mają razem kilka spółek i tym razem jakąś fundację charytatywną z katolickimi odniesieniami w nazwie, i na wszystko brali jakieś kredyty, żeby je potem wydawać niezgodnie z celem tych działalności. Słabo pamiętam detale, a nie chcę pisać za dużo na wszelki wypadek.


Kolejne kilka lat do przodu (ech), i dostałam info, że M dalej kręci się wokół kościelnych spraw, raczej za nic nie beknął, ale jak widać nie trzeba być księdzem, żeby odwalać wały "na katolika" xD

ten_kapuczino

@otoczenie_sieciowe trochę brzmi jakbyś zazdrościł, wiesz zawsze możesz zostać taki patokatolem i zasmakować tego miodu

Zaloguj się aby komentować

#coolstory #rugby #sport

Zawsze byłem szerszy niż rówieśnicy. Jak dla mnie to byłem gruby, ale na moje szczęście gruby w ten lepszy sposób, czyli zamiast chudych nóżek i rączek + wielki bęben byłem ogólnie dość zbity i duży. W szkole też często ludzie myśleli, że ćwiczę na siłowni, a do szkoły chodziłem wtedy kiedy jeszcze nie co drugi chłopaczek na siłownie chodził. Może też miało wpływ to, że jednak przez całe życie próbowałem różnych rzeczy, tu rok na basen, tu rok w tenisa, tu trzy lata karate, zimą od dziecka narty i snowboard. Nastało liceum i generalnie miałem obecnie "suszę" w sporcie, tak się złożyło, że nic ówcześnie nie ćwiczyłem, na żaden sport nie chodziłem. Bardziej wkręcił mi się vibe imprezowy, wiecie, nowi ludzi, nowa szkoła, LICEUM więc już dorosłość uderzała do głowy.

No i na jednej z pierwszych dużych imprez, łączone urodziny trzech gości z trzech różnych szkół więc było dużo nowych twarzy zaczął do mnie zagadywać taki typek, czy nie chciałbym może przyjść na rugby xD no i zaczął mnie urabiać, przekonywać, zachęcać, ale ogólnie raczej był na straconej pozycji, w końcu średnio mi się to widziało. Kiedy już byłem pewien, że niebawem odpuści podbił do nas znajomy, jak się okazało nasz wspólny znajomy. I powiedział wtedy magiczne słowa do tego rugbysty:

"nawet go nie namawiaj, Panda i tak nie przyjdzie na rugby" - nie wiem czemu, ale nigdy nic tak mocno mi nie wjechało na ambicje.

No i takim sposobem 3 dni później zameldowałem się na swoim pierwszym treningu rugby w życiu xD zostałem na kilka lat xD obecnie mecze oglądam jedynie z trybun. To taka krótka historia o tym jakie skutki może mieć odpowiednie wjechanie na ambicje.

b4b25607-05d4-470d-9418-3381a94ba043
100mph

Dziwne, ze nie rzucales mlotem w szkole xD

zuchtomek

@Panda W technikum miałem w klasie Gibona (pozdro Przemas), rugbyste z Olsztyna, swego czasu kadry Polski juniorów, a w seniorach chyba zawodnik Budowlanych Łódź, ale to już nasze drogi się rozeszły.


Mniejsza z tym, no więc ja w technikum to byłem chuchro poniżej 60kg, zaprosił nas kiedyś na trening (klasa IT, więc mogliśmy osobną drużynę stworzyć) i w ten sposób na kilka miesięcy zostałem skrzydłowym xD


Potrafiłem przewracać tych wielkich dziadów, ale zdecydowanie najgorszy był dla mnie pot xD Jak się zderzyłem z takim prosiakiem dwa razy większym ode mnie to się czułem jakby mnie z wiadra wodą polewali (╯°□°)╯︵ ┻━┻


Pobiegałem bo to spoko chłopaki byli, ale przyszłości przy moich gabarytach to tam nie było na profesjonalnę grę, a i rozrywki człowiek miał w tych latach inne.


Niemniej - naście treningów odbyłem

tomwolf

@Panda ale za⁎⁎⁎⁎ście, że ktoś tu wspomniał o jednym z najwspanialszych (obok snookera, hokeja na lodzie i F1) sporcie na świecie! :))

Zaloguj się aby komentować

Każdy rodzic wie, że wraz z wiekiem dzieci zadają coraz trudniejsze pytania dotyczące życia.

Z racji tego, że mamy trzy dziewczyny w domu, najstarsza ma 16, a najmłodsza 7, to myślałem, że jestem gotowy na pytania od najmłodszej.


No i dzisiaj trafiło mi się. Byłem pewien, że jestem gotowy na wszystko.


"Gdzie wieloryb ma d⁎⁎e i jak dużą kupę robi?"


Na to nie byłem gotowy.


#rodzicielstwo #dzieci #coolstory #truestory

koszotorobur

@jarezz - dobrze, że do takich sytuacji jest ChatGPT:

Wieloryby, jak wszystkie ssaki, mają odbyt, przez który wydalają odchody. W przypadku wielorybów, ich odchody są zazwyczaj w postaci ciemnych, gęstych brył, które mogą być dość duże, biorąc pod uwagę ich rozmiar. W zależności od gatunku, dieta i wielkość wieloryba, ilość wydalanych odchodów może się znacznie różnić. Na przykład, niektóre większe gatunki, takie jak płetwal błękitny, mogą wydalać znaczne ilości odchodów, co ma wpływ na ekosystem oceaniczny, ponieważ te odchody są źródłem składników odżywczych dla innych organizmów morskich.

cebulaZrosolu

@jarezz to jest bardzo ważne pytanie. Ja pamiętam jak w podstawowce w wieku Twojej córki najmłodszej mieliśmy pokaż węży. Przyjechał do szkoły jakiś pan z widzami i opowiadał o nich różne rzeczy, można było dotknąć itp. i później były pytania i jakaś odważna dziewczynka się zapytała "proszę Pana a którędy wąż robi kupę" no i patrz ponad ćwierć wieku już żyje z tą informacją dzięki tej dziewczynce :)

bartek555

“Z tylu, a kupe robi zajebiscia duza”

Zaloguj się aby komentować

cododiaska

Po pierwszej sekundzie zacząłem się rozglądać co akurat wchodzi do Portu Północnego

Zioman

O ty papieżu natręcie

Zaklęty w blaszanym instrumencie

Szuuz_Ekleer

@Panda Twoje usta dziś zagrały melodię, swoją uwagę pozostawiam dla instrumentu

Zaloguj się aby komentować

#coolstory #saksofon #chwalesie #muzyka #xD


W poprzednim wpisie o tym jak nauczyłem mówić się R ( https://www.hejto.pl/wpis/coolstory-chwalesie-rrr-nieprawdopodobneajednak-niewiemjaktootagowac-logopeda-wa ) napisałem, że generalnie jak sobie coś wymyślę, to lubię coś robić w tajemnicy przed wszystkimi, żeby potem zrobić wieki coming out.

Generalnie to jestem fotografem ślubnym, więc wiadomo na weselach zawsze siedzę z DJami, zespołami, filmowcami itd.

I jednego razu trafiłem na DJa, który działał w duecie z saksofonistą. Ogólnie strasznie lubię instrumenty, niestety nie dane było mi się rozwinąć w tej kwestii, ale strasznie mi się podobają wszelkie skrzypce, pianina, klarnety i inne perkusje. Coś tam na gitarze potrafię grać. No i jeszcze goście nie dojechali na sale, witam się z tym saksofonistą i mówię, że bardzo mi się saksofon podoba i strasznie żałuje, że nie gram.

No i nie uwierzycie co ten typ mi powiedział. On mówi "zawsze można się nauczyć" - no i kurde zmiotło mnie to z planszy, jakaś prawda objawiona, przecież mogę się nauczyć xD Wróciłem z wesela przed 2:00 i zacząłem po necie szukać informacji o saksofonach xD Następnego dnia zacząłem szukać potencjalnego nauczyciela co okazało się nie lada wyzwaniem, pisałem do znajomych co grają po zespołach jakiś, czy może kogoś znają i dostałem namiar na gościa. Okazało się do tego, że uczył jedną dziewczynę z mojego miasta ale od ponad roku już nie gra więc może mi sprzeda. No i sprzedała mi mój wspaniały saksofon tenorowy.

Spotkałem się z moim nauczycielem, za⁎⁎⁎⁎sty ziomek no i mówię mu, że wiem, że mało czasu ale za tydzień moi rodzice mają rocznice ślubu i jakby się dało to chciałbym sto lat im zagrać xD no i co ja Wam powiem, generalnie geniusz muzyczny to ja, bo pod koniec pierwszej lekcji już to sto lat powoli kaleczyłem xD

Mija tydzień, ćwiczyłem codziennie! Podjeżdżam z samego rana pod dom rodziców, saksofon już skręcony na fotelu leżał i wbijam do nich z rana i dmucham w tę rurę i gram sto lat xD Poderwali się z łóżka bo chyba myśleli, że dom się wali, dmuchałem z całych sił xD Tak oto zrobiłem swój coming out. Po kilku miesiącach niestety przestaje ćwiczyć, ale wracam do ćwiczeń pół roku przed moim ślubem, dzwonię do nauczyciela i mówię ROBERT JEST MISJA.

Wymyśliłem sobie to tak, że na wesele się goście bawią na parkiecie a ja nagle wpadam z saksofonem i gram na żywo BELLA CIAO. Pół roku maltretowałem to, fajnie na weselu wyszło, bo z rodziny mojej żony nikt nie widział, że gram a tych kilku znajomych co wiedziało czy moja rodzina to już zakładali, że od dwóch lat nie gram i pewnie przechlałem ten saksofon.

No i generalnie wyszło to za⁎⁎⁎⁎ście, jedyne czego żałuję, to że nie wyciągnąłem potem saksofonu o 5:00 jak z gośćmi wnosiliśmy kieliszki śpiewając barkę (a wesele było do 4:00 xD) bo barka to trzeci utwór (po bella ciao i sto lat) który opanowałem do perfekcji xDDDDD Łapcie moje foto z wesela, pozdrowiam i do usłyszenia przy kolejnej historii z mojego życia, mam ich trochę xD

ab7e786b-4bcb-49f9-8881-56f7c5a99060
koszotorobur

@Panda - spełniłeś moje marzenie

Half_NEET_Half_Amazing

barka dla hejto na saksie albo didnt happen

Gilgamesh

@Panda masz bardzo fajny styl pisania dobrze się czyta, prosimy o więcej

Zaloguj się aby komentować

#coolstory #chwalesie #rrr #nieprawdopodobneajednak #niewiemjaktootagowac #logopeda #wadawymowy

W ogóle xD

Tak się składa, że od dziecka nie umiałem mówić litery "R" - taka moja wada wymowy, nie mówiłem takiego turbo "francuskiego", dla osób, które mnie znały raczej było to niesłyszalne, jednak dla nieznajomych miałem oczywiście słyszalną wadę wymowy. Za dzieciaka nawet odwiedziłem raz w szkolę logopedę w podbazie, dała mi jakieś ćwiczenia na machanie językiem, kazała ćwiczyć i przyjść za 2 tygodnie na długiej przerwie, ale... no właśnie wtedy akurat był turniej w kapsle Pokemon więc nie mogłem odpuścić turnieju, żeby ćwiczyć jakąś wymowę xD a później to się bałem, że wkurwiona mnie nakrzyczy i w praktyce nigdy więcej się tam nie zjawiłem.

No i tak sobie żyłem z moim "R", które było gdzieś między "w" a "ł".

Aż, któregoś razu po imprezie obudziłem się na kacu i wpadłem na genialny plan, że fajnym zaskoczeniem dla wszystkich znajomych byłoby, gdybym któregoś razu na imprezie przyszedł i powiedział prawdziwe, soczyste kuRRRRRwa.

Wyszukałem więc w Google logopedów w mojej miejscowości, odrzuciłem wszystkich facetów i drogą castingu wybrałem najładniejszą panią xD Dzwonię, że chciałbym umówić na pierwszą wizytę, a ona się pyta ile dziecko ma lat. Mówię, że to chodzi o mnie i mam tych lat 25 xD Wybrnęła z tego, że oczywiście, że zdarzają się również dorośli... nie wiem co o tym sądzić bo jak przyszedłem na pierwszą wizytę to oddała mi swoje krzesło a sama siedziała na takim małym krzesełku dla dzieci no i cały gabinet był raczej taki kolorowy, no typowo pod dzieci xD

No i uwaga, pierwsze spotkanie i od razu praktycznie wyszło, że wybór najładniejszej pani logopedy to był strzał w dziesiątkę, bo ona nagle ubiera różową, lateksową rękawiczkę i pakuje mi rękę do mordy i mi robi masaż podniebienia xD Gdybym trafił na starego dziada to do dzisiaj bym nie mówił "R" xDDDD

Ogólnie po zdiagnozowaniu problemu (bo są różne wady i różnie język może spierdalać przy niektórych głoskach) rozpoczęliśmy ćwiczenia i spotkania co dwa tygodnie. Treningu nie ułatwiał fakt, że robiłem to w całkowitej tajemnicy przed całym światem (lubię tak robić, mogę Wam kiedyś opowiedzieć historię o saksofonie xD ) więc w domu nie ćwiczyłem, w pracy nie ćwiczyłem, właściwie ćwiczyłem tylko na spacerach z psem.

Aż 9 miesięcy tak zleciało, pani Iza już miała chyba ochotę się poddać, aż jednego razu jadę autem z roboty i śpiewam sobie Kękęgo "....ja łobię Rap" - i nagle oczy mam jak pięć złotych bo usłyszałem to R w słowie RAP xD k⁎⁎wa udało się. Praktycznie z automatu zaczęło mi wychodzić jedynie po głoskach T oraz D czyli drewno, tratwa itd. Ten RAP to był wyjątek jakiś chwilowy bo ciężko było mi to potem powtórzyć. W najbliższą środę o 8:00 rano melduje się u pani Izy, oznajmiam radosną nowinę i zaczynamy właściwie skakać razem z radości xD nakierowała mnie co dalej i praktycznie kolejne głoski idą ja burza.

Można powiedzieć, że spełniam swoje marzenie, przy najbliższej okazji na imprezie mówię do wszystkich EJ KURRRRRWA SŁUCHAJCIE xD patrzą na mnie jak na zjeba, wspominałem już, że znajomi nie słyszeli tej wady na codzień więc dalej patrzą jak na debila... to ja mówię NO KUURRRRRRRRWA DRRRREWNO, TRRRRRAWA, DRRRRRRABINA, nagle znajoma rzuca "ej Panda ty mówisz R"

No jak nie mówię jak mówię!


Jak słyszę, że w radio jakiś prezenter nie mówi R to dostaję piany na ustach.

PozdRRRRRo, to moja historia dla Was na dziś!

d0014977-a653-4e36-bad7-99763487510d
6502

@Panda

Radosny rabarbar

( ͡~ ͜ʖ ͡°)

pigoku

@Panda no bardzo ciekawe, bardzo.

A teraz powiedz coś więcej jak to było z ta pani Izą i gumową rękawiczka bo nie wierze, że skończyło się to tak banalnie na jakichś ćwiczeniach logopedycznych.

t0mek

@Panda no hejka. Od dziecka nie wypowiadałem "R" tylko tak bardziej "D", aż któregoś razu, niechcący, po prostu mi się udało. Potem ukradkiem ćwiczyłem, ćwiczyłem aż wyćwiczyłem. Co ciekawe, moja żona nie mówi "R" tylko takie fhancuskie "H". Jej dwie siostry mówią, a dwie nie mówią tej głoski. Nasze dzieci (bliźnięta) - jedna poprawnie od dzieciństwa, druga nie. Ot, życie.

Zaloguj się aby komentować

#coolstory #zalesie #dzieci #rodzicielstwo

Wieczorna rundka po okolicy z psem, wchodzimy na sąsiednie osiedle, na chodniku zatrzymuje nas starsza kobieta i prosi nas o coś, mówiąc o pozostawionej czterolatce, żebyśmy jej przekazali, że ktoś ją zabierze. Wtf? Jako że niezbyt dobrze kobietę usłyszałam, sklejam w głowie zlepek informacji w całość- ktoś zostawił czteroletnie dziecko bez opieki na placu zabaw po zmroku? ಠ_ಠ

Otóż nie. Albo i tak. Baba zostawiła - ta, która stoi na przeciwko nas i do nas mówi. I używa słów, że jej się nie chce wracać po to dziecko.


Moment, pytam, chce mi pani powiedzieć, że zostawiła pani czteroletnie dziecko bez opieki i prosi obcych ludzi, żeby ją postraszyli, bo pani się nie chce do niej wracać? I tu chyba babie nieco zatrybiło w głowie jaką kurtyzanę z logiki zrobiła, bo odpowiedziała tylko 'no nie'.

Kuźwa. Mówię babsku że mogę podejść do tego dziecka, ale straszyć go nie zamierzam, natomiast mam nadzieję że nigdy nikt jej więcej tego dziecka pod opiekę nie powierzy, bo to jest obrzydliwe. Odwróciliśmy się w swoją stronę, bo akurat w tę, gdzie podobno dziecko przebywało i serio, było - jakieś 50 metrów dalej, lepiło sobie coś w śniegu.

Co usłyszeliśmy? Że to nie nasza sprawa xD A następnie nawoływania babska w stronę dziecka, cytuję: "bo jak przyjdę to będziesz płakać" i "chodź bo cię ktoś ukradnie" xD

Dziecko na szczęście niewzruszone, a ja się zastanawiam czy pisać o tym na spotted #bielskobiala żeby może jakaś matka ogarnęła komu swoje dziecko powierza ಠ_ಠ

Half_NEET_Half_Amazing

XDDDD

gardzę ludźmi co straszą dzieci aby były im posłuszne

100mph

Takie stare bulwy potem wychowuja aspoleczne dzieci jak ja.

Precell

Córka lvl 4.5 leży w szpitalu na oddziale w pokoju z rówieśnikiem i dziś po raz pierwszy usłyszała jak się gówniak do matki drze "ty pierdolona k⁎⁎wo" Córa w szoku bo nie rozumie tych słów a żona prawie się popłakała.


Podludzie są wszędzie

Zaloguj się aby komentować

#codziennyrewir 6/115


rozdział krótki jak mój benis ( ͡°͜ʖ͡°)


#pasta #coolstory #truestory #heheszki #2137 #lata90 #rewir


____________________________________________________


- Kamil, k⁎⁎wa, to nie jest śmieszne, wychodź wreszcie! – Krzyknął Młody, waląc pięścią w drzwi łazienki. Staliśmy w piątkę w wąskim korytarzyku należącym do „mieszkanka” Kamila, podczas tych trzech tygodni zielonej szkoły.

- Nie, idźcie sobie! – Odpowiedział nam wściekły głos.

- K⁎⁎wa, a jak on sobie coś tam na serio zrobi? – Zaniepokoił się Sperma.

- Hej, Kamil! Pogadaj z nami! – Spróbowałem wywabić na zewnątrz przyjaciela.

- Nie!

- No chodź, bo jej wszystko powiemy! – Zirytował się Patryk. Jak za dotknięciem magicznej różdżki, drzwi otworzyły się.

Kamil patrzał na nas pełnym nienawiści wzrokiem. Woda spływała z jego mokrych włosów na twarz i koszulkę.

- Nie zrobilibyście tego.

- Chcesz się przekonać? Co ty wyprawiasz? – Zapytał go Młody.

- Nie wasza sprawa. Czego ode mnie chcecie?

- Tak trudno się domyślić? Przyszliśmy żeby cię uratować. – Wzruszyłem ramionami, jakby było to oczywiste.

- Przed czym?

- Hmmm… Przed samobójstwem? Myślisz, że nie wiemy, że topiłeś się w umywalce? – Sperma skinął głową w stronę umywalki, wypełnionej po brzegi wodą. – Przez Monikę?

- Bo… Ona mnie nie chce… - Chłopak stracił panowanie nad sobą i zaczął głośno szlochać.

- No, daj spokój, będzie dobrze. – Pocieszałem go.

- No, chodź z nami. Pójdziemy na gofry, od razu ci przejdzie. – Poszedł w moje ślady Młody.

- Gofly? – Zapytał Kamil przez łzy.

- No, z sosem czekoladowym. Na dole w bufecie są.

- Dobla.

I tak potęga gofrów z sosem czekoladowym załatała złamane serce Kamila.

Zaloguj się aby komentować

Gdzie #codziennyrewir 4/115? Nie było bo leczyłem kaca ( ͡°ʖ̯͡°) Aaaale nie ma tego złego, macie więcej czytania ( ͡°͜ʖ͡°)


#codziennyrewir 4+5/115


#pasta #coolstory #truestory #heheszki #2137 #lata90 #rewir


_________________________________________________________


ROZDZIAŁ 3


Chyba dla każdego młodego chłopca zakup pierwszego prawdziwego roweru jest bardzo ważnym doświadczeniem, którego wspomnienie nie blaknie nawet po wielu latach.

Nie inaczej było ze mną – gdy tylko zdałem egzamin na kartę rowerową w drugiej klasie podstawówki, czekałem z wytęsknieniem na moment, w którym dostanę swoje własne dwa kółka i będę mógł jeździć gdziekolwiek tylko będę chciał. No, przynajmniej w obrębie naszego rewiru – dalej nie było mi wolno.

Tej nocy praktycznie w ogóle nie zmrużyłem oczu – byłem zbyt podekscytowany, by zasnąć i z wytęsknieniem odmierzałem upływające na zegarze minuty oraz godziny.

Wstałem, gdy tylko na niebie pojawiło się słońce, jak najszybciej ubrałem się (wieczór wcześniej przygotowałem sobie już wszystko co potrzebne, żeby nie tracić cennego czasu) i pobiegłem do kuchni, by zrobić kanapki na śniadanie. Kucharz był ze mnie żaden, więc kromki chleba wyglądały, jakby ucięto je piłą mechaniczną – ale czy to było ważne?

Nalałem sobie do szklanki trochę soku pomarańczowego i zacząłem pospieszne jedzenie.

- Cześć, co ty tu robisz? – Zapytała mnie nadchodząca z korytarza mama, na wpół jeszcze śpiąca.

- Zrobiłem śniadanie, żebyś nie musiała się przemęczać! – Odpowiedziałem wesoło, kłamiąc z nut, jak to na dziecko przystało. Wszyscy wiemy, że miałem w tym swój interes.

Ewelina wzięła szklankę, nalała sobie soku i usiadła naprzeciw mnie, podpierając dłonią głowę.

- Daj mi się najpierw obudzić, kochanie, dobra?

Nie dałem za wygraną. Nie wiem, czy było to efektem podniecenia całą sytuacją, czy może po prostu obsesyjnym pragnieniem posiadania roweru – ale w dosłownie kilka minut uwinąłem się ze śniadaniem, wrzuciłem talerz i szklankę do zlewu, a potem pobiegłem do łazienki.

Gdy ta okazała się zajęta, potruchtałem szybko po kluczyki do samochodu i przedni panel radia, a potem wyjąłem pierwszą lepszą parę butów z kolekcji mamy. Stanąłem przy drzwiach z nienaturalnym uśmiechem, a może grymasem na twarzy – i czekałem.

Dojechaliśmy do sklepu tuż przed otwarciem. Gdy już weszliśmy do środka, Ewelina powiedziała mi, żebym zapoznał się z dostępnymi rowerami, stojącymi przy całej długiej ścianie obiektu, co też radośnie uczyniłem, ona sam zaś opadła bezsilnie na pobliską ławeczkę, poprawiając bardzo pospiesznie upięte włosy.


Było tam chyba wszystko – rowery męskie, damskie, we wszystkich kolorach tęczy, w różnych rozmiarach, z koszykami, bagażnikami… Wybór tego jednego, odpowiedniego, zajął mi zapewne grupo ponad pół godziny, a kto wie, może i więcej? Czułem się jak we śnie i całkowicie straciłem poczucie czasu oraz przestrzeni.

Mama mimo wykończenia, wydawała się zadowolona. Wreszcie miała z głowy zakupy i mogła w spokoju zająć się swoimi sprawami. Ja zaś, poświęcałem uwagę tylko nowemu niebieskiemu rowerowi, ledwo mieszczącemu się w samochodzie.

Teraz byłem kimś.


W ciągu niecałego tygodnia, uformowaliśmy z kolegami z klasy własny gang rowerowy. Nasze zajęcia ograniczały się do wspólnych wyścigów, „objazdówek” (czyli po prostu jeździe w określonej formacji lub gęsiego) i przesiadywania na łąkach, gdzie w owym czasie mieliśmy bazę.

- Ale moglibyśmy zrobić, żeby każdy członek gangu musiał coś zrobić. – Powiedział nieskładnie Sperma (wtedy znany jeszcze jako Patryk).

- Co? – Zapytał Młody, zakładając łańcuch w swoim rowerze.

- No nie wiem, ochrzcijmy nasze maszyny.

Wszyscy wymieniliśmy w ciszy powątpiewające wspomnienia.

- No jak te, statki. Rozbijemy na nich butelki.

- No możemy. Ale nic się im nie stanie od tego? – Zapytał Kamil.

- To przecież szkło. Co ma się stać, jak trafisz w metal? – Zasugerował Sperma. Jego rozumowanie było oczywiście błędne.

Zostawiliśmy piątego z nas - Patryka w obozie, by pilnował rowerów, a we czterech poszliśmy w stronę śmietniska, by znaleźć jakieś butelki. Wpół drogi, rozdzieliliśmy się na dwie pary – Kamil ze Spermą, a ja z Młodym.

Doszliśmy do małej stromizny, w której znaleźliśmy kilka „setek” – czyli stumililitrowych buteleczek po wódce.

- Chyba mamy, czego chcieliśmy. – Powiedziałem do Młodego, podnosząc pięć butelek. – Wracamy?

- Czekaj, nie bierz ich.

Spojrzałem na niego pytająco.

- Klucha, mój brat, robił kiedyś coś podobnego. Potem przez tydzień płakał, bo wygiął rurę od ciosu.

- To co on zrobił?

- No przywalił czymś takim właśnie w rower. Ale mam pomysł. Patrz na to. – Chłopak wyjął z kieszeni zaśniedziałą jednogroszówkę i wcisnął ją w szyjkę jednej z butelek. Rozkręcił nią i uderzył w podeszwę buta. Czynność powtórzył kilkukrotnie, a potem zrobił to samo z drugą butelką.

- Trzymaj. Tylko uważaj z nią. Udawaj, że rozbije się normalnie.

Nie do końca rozumiałem, o czym kolega mówi, ale uwierzyłem mu.

- Hej, mamy butelki! – Ryknął na całe gardło.

Ceremonia miała się odbyć w naszym obozie. Podstawiliśmy na ziemi płytę dykty, by można było oprzeć na czymś stopkę chrzczonego roweru, a Kamil uroczyście nałożył na ramę pierwszej maszyny starą szmatę.

- Jesteś gotowy? – Spytał Młody Patryka i podał mu jedną z butelek. – Od tej pory, będziesz członkiem naszego gangu, na dobre i na złe.

Patryk uderzył buteleczką w ramę, tuż pod siodełkiem. Metal wydał głuchy odgłos, ale szkło nie pękło. Chłopak spróbował jeszcze raz – również bez skutku. Dopiero za trzecim razem, gdy wziął zauważalnie większy zamach, osiągnął sukces.

Kamil podbiegł i usunął szmatkę. Rurka ramy była wyraźnie wgięta, a lakier w kilku miejscach odprysł, ku niezadowoleniu właściciela.

Swój rower wyprowadził teraz Młody, a Kamil wyrecytował mu tą samą formułkę. Chłopak zamachnął się – przy uderzeniu butelka pękła w drobny mak, nie uszkadzając jednak ramy.

Chwilę później, do dzieła przystąpił Kamil – również pozostawiając po sobie niezbyt estetycznie wyglądające wgniecenie i przy okazji nieco uszkadzając lakier.

Przyszła pora na mnie. Z całej naszej paczki, mój rower był najmłodszy, więc z oczywistych względów bałem się go uszkodzić. Gdybym w pierwszym tygodniu wrócił do domu z wgniecioną ramą, napytałbym sobie tylko biedy u mamy.

- Jesteś gotów? – Zwrócił się do mnie Sperma. Przytaknąłem. - Od tej pory, będziesz członkiem naszego gangu, na dobre i na złe.

Zamachnąłem się spreparowaną butelką i uderzyłem w ramę. Szkło wyprysło z hukiem na wszystkie strony, ale po zdjęciu szmatki zobaczyłem, że metal pozostał nietknięty. Poczułem jak żołądek z gardła wraca na swoje miejsce. Uśmiechnąłem się do Młodego, dziękując mu w duchu za pomoc.

Zaraz potem, wyrecytowałem formułkę Spermie, który podobnie jak Kamil i Patryk, zostawił po sobie spory półkolisty ślad w rurce ramy.

Z Młodym nigdy nie wyznaliśmy przyjaciołom prawdy.


ROZDZIAŁ 4


Będąc na zielonej szkole, mieszkaliśmy w dwuosobowych pokojach, każdym z łazienką (co było poniekąd prawdziwym luksusem). I jeśli chcecie wiedzieć, to ja, Kamil, Młody i Patryk trafiliśmy do zupełnie oddzielnych mieszkanek. Ale my jesteśmy w tej historii jedynie postaciami epizodycznymi – ważny natomiast jest tu Sperma, wtedy wciąż znany jeszcze po imieniu i Tymek, którzy jakimś cudem, zostali przydzieleni razem.

Tymek był od zawsze klasowym popychadłem. Jeśli wierzyć opowieściom, urodził się kilka minut po swojej siostrze bliźniaczce Adzie, nieco podduszony, co niekorzystnie wpłynęło na jego rozwój umysłowy. Chłopiec był inny od rówieśników, co wraz z upływem czasu było widoczne coraz bardziej, ale dzięki staraniom rodziców, nie trafił do szkoły specjalnej i mógł uczyć się z normalnymi dziećmi.

Co nie znaczy oczywiście, że sam był normalny.

Już od pierwszych dni pobytu w ośrodku, Tymkowi było ciężko. Musiał kolejno rozpakować rzeczy współlokatora, później włożyć wszystkie jego ubrania do szafy, a gdy przychodził czas jakiejś wycieczki, nosił jego plecak. Robił za przysłowiowego Rumuna, mówiąc krótko.

Prawdopodobnie jeszcze pierwszego tygodnia, Patryk obmyślił więc plan wykorzystania Tymka do zarobienia paru złotych ekstra - nie mógł ich od niego „pożyczyć”, bo chłopak był już wtedy spłukany - kupił kilka drobnych pamiątek rodzicom, a resztę gotówki przetracił na automatach do gry.

Koncepcja była prosta: Tymek kładzie się na łóżku, przykrywa kołdrą, a klienci płacą za skakanie po nim (10 gr za dwa skoki). Potem chłopcy dzielą się łupem pół na pół.

Interes życia.

Wierzcie lub nie, ale w przeciągu godziny cały korytarz na naszym piętrze wypełnił się kolejką dzieci – z naszej i równoległych klas. Byli tam wszyscy – chłopaki, dziewczyny, kujony, łobuzy. Przy drzwiach do swojego pokoju stał Sperma, ubrany w zapiętą pod szyję koszulę (do kompletu z gumowymi klapkami na nogach), pobierając opłaty i wpuszczając klientelę do środka.

Tymek zaś leżał na łóżku pod oknem, w pozycji żółwik, starając się po prostu przeżyć. I tutaj wcale nie przesadzam – takich skoków, ciosów kolanami i łokciami jakie otrzymywał, nie powstydziliby się zawodowi wrestlerzy.

Po jakimś czasie, w pokoju Spermy i Tymka zjawił się kilkuletni Marcin, syn wychowawczyni jednej z równoległych klas - zabrany na doczepkę, żeby zwiedził trochę świata. Nie miał przy sobie ani grosza, więc wykidajło Sperma oczywiście szybko go zbył.

Kilka minut później interes nagle się zakończył – do pokoju wpadła wychowawczyni naszej klasy oraz matka Marcina, obie przerażone i wściekłe.

Tymek ostatni raz jęknął, gdy jeden z klientów wylądował na nim z impetem, z zastygłym wyrazem zakłopotania na twarzy.

Jak się okazało, gdy został spławiony przez Spermę, Marcin pobiegł do mamy i poprosił, by dała mu 10 groszy. Na pytanie „po co ci pieniądze?” odpowiedział: „żeby poskakać po Tymku”.

Co tu dużo mówić – mieliśmy przechlapane. Wszyscy lokatorzy piętra zostali wyproszeni przed swoje pokoje, stanęli w dwóch rzędach po obu stronach korytarza, a krok naprzód mieli zrobić ci, którzy nie brali udziału w tym „godnym pożałowania precedensie”, jak to ujęła nasza wychowawczyni.

Zapanowała chwila ciszy, po czym wystąpiło dosłownie kilka osób – nie więcej niż 5-10. Oczywiście, większość stanowiły „grzeczne” dziewczęta, pod dowództwem córki wychowawczyni równoległej klasy (nie tej, którą opiekowała się matka Marcina), Oli. Oczywistym jest też, że połowę, jeśli nie więcej osób stanowili winni obawiający się zasłużonej kary.

Wszyscy zostali wygwizdani i powitani tupotem nóg – zupełnie jak w więzieniu.

Bilans zabawy:

- Tymek był posiniaczony od stóp do głów, miał rozciętą wargę, czoło oraz rozbity nos.

- Wszyscy niegrzeczni (99% zielonej szkoły) miało zakaz odwiedzania hotelowej dyskoteki przez kilka dni. Później wszystko wróciło do normy.

- Ci, którzy wyłamali się z szeregu, zostali ukarani bardzo szybko, bez udziału nauczycieli. Później byli unikani przez uczniów, którzy potrafili przyznać się do winy i stawić czoła konsekwencjom.

- Sperma zarobił około dwudziestu złotych. Tymek nigdy nie dostał swojej działki.


__________________________________________________________


https://www.youtube.com/watch?v=1dk_lkr4E_Y

Zaloguj się aby komentować

Podczas sprzątania peceta, między memami z papajem a folderem z gondolami znalazłem coś, czym szkoda byłoby się nie podzielić. Złoto polskich czanów, jedna z niewielu dobrych rzeczy, które wyszły z tego obsranego gównem chlewa: Cykl past o Sebastianku, znany również jako Rewir. Autorze, gdziekolwiek teraz jesteś, dziękuję za świetną lekturę!


Zacząłem postować na portalu z nieśmiesznymi prawakami trzy dni temu, ale pomyślałem, że z Tomeczkami też powinienem się podzielić. W ramach rekompensaty, dostaniecie dzisiaj prolog oraz dwa pierwsze rozdziały na raz.


Bez zbędnego pierdolenia, #codziennyrewir 1, 2 i 3/115 czas zacząć!


#pasta #coolstory #truestory #heheszki #lata90 #rewir

__________________________________________________________


PROLOG


Właściwie rzecz biorąc nigdy nie miałem rodziny – jeśli nie liczyć oczywiście matki, Eweliny. Odkąd pamiętam, mieszkaliśmy tylko we dwójkę, zdani wyłącznie na samych siebie.

Wszelacy krewni - jak dziadkowie, ojciec czy wujkowie, byli w naszym życiu nieobecni. Ewelina zerwała kontakty z jej rodzicami po tym jak „pokłócili się” z nią na temat jej wpadki – czyli mnie, jakkolwiek by to nie brzmiało.

Oczywiście nigdy nie powiedziała tego głośno, ale nie trzeba być geniuszem żeby wiedzieć, że dwudziestolatki z reguły nie zakładają rodzin, prawda?

Ojciec opuścił matkę, gdy już się urodziłem – nigdy o niego nie pytałem, nigdy go nie szukałem, nigdy się nim nie interesowałem. Od najmłodszych lat wiedziałem za to, że nie chcę mieć niczego do czynienia z takim człowiekiem. O ile w ogóle zasługiwał na to miano.

No i w końcu, była jeszcze siostra mamy – czyli ciocia Iza. Starsza od niej o tych kilka lat, bodajże siedem, ale zupełnie oderwana od rzeczywistości, jak gdyby były to lata świetlne. Ewelina utrzymywała z nią kontakty przez jakiś czas, ale przestała z nią rozmawiać, gdy ta próbowała przekonać mnie, żebym zamieszkał z nią, jej mężem i ich dziećmi. Miałem wtedy sześć lat.

Brak krewnych nie znaczył jednak, że mieliśmy problemy finansowe czy społeczne. Mówiąc szczerze, było wręcz przeciwnie… Jeśli nie liczyć plotek okolicznych dewot, dawno temu. Chyba wszyscy bowiem wiemy, jak czasami oczerniane są samotne matki – a zwłaszcza takie, które mają czelność wychylać się przed szereg, paradując w kolorowych krótkich sukieneczkach i szpilkach. A do takich osób należała właśnie Ewelina. Lubiła rzucać się w oczy.

Jako dziecko, nigdy nie zwracałem na to uwagi, bo wydawało mi się, że to powszechnie spotykana norma – do czasu, gdy poznałem zwyczaje panujące w domach kolegów, gdzie szczytem higieny było mydło Biały Jeleń, a mody - zwyczajna para jeansów lub czasami nawet spódnica uszyta ze starej zasłony. Wtedy też zrozumiałem, że moja mama zdecydowanie wyróżnia się na tle innych.

Odstępstwa były widoczne również w jej zachowaniu – bo mimo, iż byłem jedynakiem, nie była wobec mnie szczególnie nadopiekuńcza – przynajmniej nie do przesady. Doskonale rozumiała potrzeby młodych i chyba nie powiem na wyrost, że była dla mnie zazwyczaj bardziej koleżanką niż rodzicielką.

No, przynajmniej póki zachowywałem się grzecznie.


* * *


Dziadkowie Kamila urodzili się, wychowali i zestarzeli w jednej miejscowości – tutaj też spłodzili dwie córki, które podobnie jak rodzice, nigdzie nie wyjechały. Miejscowi, po prostu.

Starsza córka – Milena, zaszła w ciążę bardzo młodo, będąc jeszcze nieletnią. Razem ze świeżo upieczonym mężem-tatą, zamieszkała w rodzinnym domu, zajmując górne pomieszczenia.

Kobieta zgarnęła w puli genowej wszystko co najlepsze, co w połączeniu z odważnym sposobem bycia i zamiłowaniem do kobiecych, kusych ubrań, wyrobiło jej w pewnych kręgach opinię puszczalskiej, ladacznicy – co kompletnie mijało się z prawdą. Plotki, plotki.

Jej odmienność podkreślała również krótka fryzura, jej znak firmowy – kontrowersyjna trzystusześćdziesięciostopniowa grzywka, w kolorze jasnego blond, z krótko wystrzyżonym dołem, naturalnie brązowym - która naprawdę podkreślała jej urodę, co zaskakujące.

Zresztą, podobnie było z Eweliną, z którą zresztą dzięki znajomości ich synów, zaprzyjaźniła się na dobre i na złe. Dwie „bezwstydne dziwaczki”.

Młodsza o rok od niej siostra, Agata, po dwóch latach również została młodą mamą. Niedługo potem, przeprowadziła się z mężem do niskiego bloku mieszkalnego, oddalonego o kilkaset metrów od domu jej rodziców.

Niestety, parze nie wyszło. Mąż odszedł po kilku latach, porzucając syna (Emila), gdy ten miał iść do szkoły podstawowej. Słuch o nim zaginął kompletnie, jeśli nie liczyć informacji, że „zakochał się w młodszej”.

Agata zaś, która całe życie spędziła w cieniu dużo bardziej atrakcyjnej i towarzyskiej siostry, powoli zaczęła stawać się własnym… Cieniem, no właśnie.

Samotne życie odcisnęło na niej swoje piętno i chociaż nigdy do specjalnych piękności nie należała, to z czasem, było tylko gorzej. Kobieta zaczęła chudnąć, przestała dbać o swój wygląd i w końcu, zaczęła nałogowo palić (mniej więcej wtedy, kiedy jej syn), co miało fatalne następstwa dla skóry, włosów, zębów i paznokci. Ale, to miało wydarzyć się dopiero w dalszej przyszłości.

Dziadkowie Kamila i Emila, kilka lat później również przenieśli się do nowego miejsca – również bloku mieszkalnego (ale wyższego i bardziej obskurnego), zostawiając Milenie i jej mężowi cały dom dla siebie.


* * *


Spośród wszystkich członków naszej paczki, Sperma wychował się chyba w najbardziej toksycznym środowisku. Na pozór, był w dużo lepszej sytuacji niż ja czy Emil, którzy dorastali bez ojców. Z drugiej strony, trzeba wziąć pod uwagę całokształt – a nie tylko jeden element składowy.

Rodzice Spermy sprowadzili się do miasta prawdopodobnie w latach osiemdziesiątych. Jak wielu przyjezdnych, osiedlili się w blokach mieszkalnych – przy czym mieli na tyle szczęścia, by trafić do czteropiętrowców, które w porównaniu do sąsiadujących z nimi „dziesiątek”, były dużo bardziej luksusowe (czyli nie miały głośnych i zdezelowanych wind, piwnice ukryte pod ziemią, większe mieszkania i mniejsze zagęszczenie sąsiadów).

Niedługo potem, rodzina powiększyła się o córeczkę – Martę, a kilka lat później o syna – Patryka (później znanego właśnie jako Sperma).

Ojciec, żeby zapewnić byt rodzinie, zaczął ciężko pracować w różnych zakładach przemysłowych. Wkrótce padł ofiarą choroby zawodowej, trawiącej niższe klasy społeczne – czyli zaczął pić.

Ela, jego żona, zajęła się domem i utrzymaniem przy życiu dzieci. Nie było to zadaniem prostym, ponieważ z pensji prostego robotnika po podstawówce (lub „nawet” zawodówce) trudno było związać koniec z końcem jako tako, nie wspominając o stale przepijanym procencie pieniędzy.

Jakimś jednak cudem, rodzina trwała przez lata, dzieci posłano do szkoły, a Ela zaczęła zyskiwać na wadze, w przeciwieństwie do męża, który z roku na rok stawał się chudszy.

Marta została zapisana do okolicznej szkoły podstawowej, gdzie poznała kilku mieszkańców „slamsów” – czyli obszaru zamieszkałego przez najniższą możliwą klasę społeczną, w której wykształcenie gimnazjalne jest czymś niezwykłym, a środki antykoncepcyjne… Cóż, one były nawet ponad sferą science fiction.

Z jakiegoś powodu, młoda dziewczyna odnalazła tam swoje miejsce - gdzie nauczyła się pić, palić i ćpać, a po jakimś czasie, w jej ślady miał pójść młodszy braciszek, chcący być tak fajny, jak jego siostra.


* * *


Młody wychował się w normalnej rodzinie, będącej żywcem wyjętą z obrazka – jego ojciec był inżynierem, matka nauczycielką, a brat szkolnym prymusem. Chłopak już od najmłodszych lat wyróżniał się więc na ich tle, chcąc zwrócić na siebie uwagę otoczenia poprzez nie do końca poprawne zachowanie. Prawdziwa czarna owca, wypisz wymaluj.

Koledzy Kluchy (czyli Piotrka, starszego brata) szybko ochrzcili kilkuletniego Patryka pseudonimem Młody – i tak już zostało.

Jeszcze przed tym, jak wszyscy poszliśmy do szkoły podstawowej, Młody poznał Spermę (wtedy znanego jeszcze po imieniu) i oboje stali się nierozłącznymi osiedlowymi rozrabiakami. „Dwóch Patryków – jeden duży, drugi mały”, jak zwykła mawiać czasami Milena, matka Kamila.

Mimo próśb i gróźb rodziców, żaden z nich nie starał się poprawić swojego zachowania – i tym samym, inne dzieci z bloków autentycznie się ich bały.

Jednak, strach ma wielkie oczy – i ich lęk nie zawsze był w pełni uzasadniony. Młody bowiem, mimo całej tej buntowniczej otoczki i nieprzewidywalności, już wtedy miał silnie rozwinięty instynkt przywódczy i wiedział, co to lojalność.

W późniejszych latach, gdy nasza paczka została na dobre uformowana, pełnił więc on rolę naszego niepisanego lidera… I w zasadzie, dzięki niemu, byliśmy też postrzegani przez pewnych ludzi jako łobuzy i chuligani. Cóż, nie można nikogo za to winić, prawda?


* * *


Rodzice trzeciego z kolei Patryka i jego starszego brata Bartka, przeprowadzili się w nasze okolice w czasach, gdy mieliśmy nie więcej niż pięć lat. Mieszkania w „luksusowych” blokach, w których żyli Sperma i Młody były już dawno zajęte, ale udało im się wynająć małe lokum w sąsiednim betonowcu, po drugiej stronie ulicy, przeznaczonym dla nieco niższej klasy społecznej.

Ojciec chłopców zatrudnił się w jednej z malutkich ekip remontowych, przeważnie pracując w okolicznych dziesięciopiętrowcach.

Jego żona z początku zajmowała się domem – przynajmniej dopóki, dopóty obaj synowie nie mogli bezpiecznie zostawać sami. Potem zaczęła rozglądać się za pracą – padło na kasę w osiedlowym sklepie, co i tak nie było najgorszą możliwą posadą, zwłaszcza, gdy nie ma się żadnego znaczącego wykształcenia.

Bartek załapał się do jednej z fal dzieci urodzonych i wychowanych na wsi, które w wieku szkolnym zderzyły się z miejską rzeczywistością. Okazało się bowiem, że lokalni rówieśnicy mówią, myślą i zachowują się znacząco inaczej od przyjezdnych. To zaś owocowało wewnętrznymi sporami i dyskryminacją. Finalnie, chłopak zaklimatyzował się w nowym świecie, ale zajęło mu to wiele lat.

Patryk miał na tyle szczęścia, by przed pójściem do pierwszej klasy zrozumieć, jak żyje się w blokach i czego nie należy robić. Znalazł sobie znajomych, z którymi grał w piłkę na jednym z prowizorycznych boisk – i jak się okazało, miał do tego wrodzony talent, z którym w przyszłości, chciał wiązać przyszłość.

Kiedy inni chłopcy pragnęli być policjantami i strażakami, jego marzeniem było zostać profesjonalnym piłkarzem.


_________________________________________________________


SZKOŁA PODSTAWOWA

_________________________________________________________


ROZDZIAŁ 1


Po latach nie pamięta się traumy związanej z pierwszym dniem w szkole. Pierwszego dnia w zupełnie nowym świecie – ogromnym i po brzegi wypełnionym kilkuletnimi rówieśnikami – równie zagubionymi i przerażonymi co my sami.

I w końcu, nie pamięta się spokoju rodziców, którzy z jakiegoś powodu, wcale nie podzielali niepewności dzieci – przeciwnie, zdawali się doskonale wiedzieć, co czeka nas w przeciągu następnych sześciu lat.

Wtedy nie mogłem nadziwić się, jak moja mama może czuć się pewnie w miejscu takim jak to, podczas gdy ja dreptałem tuż koło niej, trzymając ją za rękę i marząc tylko o tym, by z powrotem znaleźć się w doskonale mi znanym, bezpiecznym domu.

Zgodnie z tym, co powiedziała mi wcześniej Ewelina, w klasie powinna znajdować się tablica – i rzeczywiście, kiedy wszedłem do pomieszczenia, ciemnozielony prostokąt wisiał na ścianie… Ale naprzeciw niego, na drugim końcu sali, był kolejny.

- Dwie tablice? – Zapytał sam siebie chłopiec, który znikąd pojawił się koło mnie, jakby czytając w moich myślach. Miał brązowe włosy, z grzywką starannie przyciętą nad wysokością brwi i okrążającą głowę jak grzyb albo garnek.

Niepewny, obróciłem się za siebie, by zapytać mamę, gdzie i w którą stronę powinienem usiąść - ale gdy podniosłem wzrok, zobaczyłem, że jest zajęta rozmową z inną kobietą – o włosach praktycznie takich samych jak te należące do chłopaka stojącego koło mnie. Obie wydawały się być w doskonałych humorach.

- Chodź, poszukamy wolnych miejsc. – Zaproponowałem nowemu znajomemu, nie chcąc przeszkadzać dorosłym.

- Dobra! – Odparł uradowany. – Jestem Kamil. Będziemy najlepszymi kumplami?

Poczułem, że strach, który mnie trawił od środka nagle przepadł. Roześmiałem się serdecznie do Kamila i podałem mu rękę.

Usiedliśmy w ostatniej ławce, nie mając pojęcia, czy jest to przód, czy tył klasy. Po naszej lewej, przy oknie, siedzieli razem dwaj chłopcy, którzy głośno żartowali i wygłupiali się. Jeden z nich był wyjątkowo wysoki i chudy jak na swój wiek, a drugi z kolei był niepozorny i znacząco niższy, mniej więcej mojego wzrostu. Mimo to, zdawał się jakby emanować jakąś dystynkcją, powagą.

On też jako pierwszy zwrócił uwagę na mnie i na Kamila.

- Hej! – Krzyknął. Obróciłem się w jego stronę, nie wiedząc, jak zareagować. – Cześć. Ostatnia ławka, co?

- Chyba tak. – Zaśmiałem się, zdając sobie sprawę, że rzeczywiście znajdujemy się na końcu klasy.

- Jestem Patryk, ale kumple wołają na mnie Młody. A ten obok to też Patryk.

Podszedłem do obu chłopców i przywitałem się z nimi.

I tak, poznałem Młodego i Spermę.


_________________________________________________________


ROZDZIAŁ 2


Pierwsza klasa była okresem aklimatyzacji i nawiązywania znajomości – w szkole i poza nią przebywałem głównie w towarzystwie Kamila, co z kolei pomogło zaprzyjaźnić się naszym mamom. Poza tym, powoli zaczęła się formować nasza paczka – coraz więcej czasu spędzaliśmy z trzema Patrykami, którzy mieszkali w pobliskich blokach.

Gdzieś w tle przewinęła się jeszcze postać Maćka, mieszkającego nieopodal naszej podstawówki, w przedwojennym zrujnowanym domu, razem z kilkorgiem rodzeństwa, rodzicami, dziadkami i wujostwem. Była to rodzina biedna, prosta i bogobojna – jedna z wielu, które przybyły do miasta ze wsi, by rozkoszować się urokami kapitalizmu, do czasu gdy jej członkowie nie zdali sobie sprawy, że pieniądze są niestety poza ich zasięgiem.

Jeszcze wczesną jesienią, czyli na samym początku mojego pierwszego roku szkolnego, Maciek zapytał się mnie, czy nie wpadłbym do niego po lekcjach. Chłopak do tej pory nie znalazł sobie żadnych znajomych i zazwyczaj do nikogo się nie odzywał, więc nie wiedziałem do końca co o nim sądzić. Powiedziałem mu, że muszę poprosić mamę o zgodę (a przy okazji pewnie i o radę).

Ewelinę zauważyłem od razu, kiedy wyszedłem ze szkoły – nawet pomimo swojego niskiego wzrostu, była mniej więcej dwukrotnie wyższa od większości dzieci zmierzającym do domów. Dopiero gdy podszedłem bliżej, zobaczyłem, że tuż koło niej stoi Maciek, mówiąc coś z wyrazem podekscytowania na twarzy.

- Cześć, mamo! – Krzyknąłem.

- Cześć. Jak było w szkole? – Zapytała się mnie mama, schylając się by dać mi buziaka w policzek.

- Fajnie. – Odparłem.

- Twój kolega przed chwilą zapytał się mnie, czy wpadniesz do niego po południu.

Maciek przytaknął uradowany.

- No… Miałem się ciebie zapytać najpierw. – Powiedziałem niepewnie.

- Och, nie ma problemu. Odrobimy tylko lekcje, zjesz obiad i cię podrzucę.

Z jakiegoś powodu, nie poczułem się specjalnie szczęśliwy.

Dom rodziny Maćka znajdował się przy gruntowej drodze, otoczony podobnymi mu zabudowaniami. W powietrzu czuć było odór krowiego łajna, bowiem niektórzy sąsiedzi hodowali zwierzęta użytkowe. Zaskakujące, biorąc pod uwagę rozmiary ich działek i fakt, że teoretycznie przebywaliśmy w mieście, a nie na wsi.

Zadziwiająca była również różnica kulturowa pomiędzy tą właśnie uliczką a ulicą, przy której mieszkałem ja z mamą. Były to dwa zupełnie odmienne światy, choć oddalone zaledwie o kilometr.

Zatrzymaliśmy się przy zardzewiałym ogrodzeniu.

- To chyba tutaj. – Powiedziała Ewelina, gasząc silnik i otwierając drzwi. – O kurczę! – Dodała poirytowana, gdy jeden z jej wysokich obcasów zatopił się do połowy w błocie.

Na powitanie wyszedł nam Maciek, a zaraz za nim starsza, nieco przygarbiona i wyraźnie zmęczona życiem kobieta – pomyślałem wtedy, że to jego babcia, ale pomyliłem pokolenia – była to jego matka.

- Cześć! – Maciek pomachał mi i podbiegł roześmiany od ucha do ucha. – Dzień dobry pani!

- Dzień dobry. – Odpowiedziała Ewelina, skoncentrowana na stąpaniu po kępkach trawy i unikaniu błota, jakby miało to coś zmienić. Jeden z jej butów był już i tak kompletnie brązowy.

- Chodź, pokażę ci fajne miejsca! I tutaj jest sklep niedaleko! – Krzyczał kolega.

- Tylko uważajcie, dobra? – Powiedziała mama i skinęła mi głową, żebym podszedł. – Skoro idziecie do sklepu, to masz tutaj złotówkę. Kupcie sobie coś, jeśli będzie okazja. – Pocałowała mnie w policzek i uśmiechnęła się.

Pobiegliśmy do sklepu.

Sklep znajdował się kilka domów dalej i stanowił jedyne miejsce publiczne w tej okolicy. Weszliśmy do dusznego pomieszczenia, będącego przerobionym garażem i rozejrzeliśmy się dokoła. Wybór był niewielki, o ile nie gustowało się w tanich trunkach.

Maciek podszedł do lady i poprosił o dwie miętowe gumy do żucia – wtedy pierwszy raz spotkałem się ze sprzedawaniem ich na sztuki. Sprzedawca wyciągnął z napoczętego opakowania dwa listki i podał je klientowi.

- Podać co? – Zapytał się mnie.

Wcześniej zastanawiałem się nad kupieniem paczki bekonowych Lay’sów (które niestety zostały w przyszłości wycofane ze sprzedaży), ale widząc co kupił Maciek, postanowiłem pójść w jego ślady. Skoro ten chciał się ze mną podzielić, to niegrzecznie byłoby nie dać niczego w zamian.

Zamówiłem dwie owocowe gumy, zapłaciłem, podziękowałem i razem z kolegą wyszliśmy.

Od razu otworzyłem jedną gumę, a drugą podałem Maćkowi.

- Dzięki! – Ucieszył się i włożył gumę do kieszeni. Jedną ze swoich, miętowych, odpakował i włożył do ust. – Chodź, pokażę ci ogródek!

Przez ułamek sekundy zastanawiałem się, czy czasami coś nie umknęło mojej uwadze. Było nas dwóch, każdy miał po dwie gumy. Mama zawsze uczyła mnie, bym dzielił się z innymi, jeśli tylko mogłem. Tak też zrobiłem, ale Maciek zdawał się albo nie rozumieć sytuacji, albo udawał, że jej nie rozumie. Mój dziecięcy umysł był skołowany.

- Hej, a po co ci były dwie gumy? – Zapytałem w końcu, po dłuższym namyśle, starając się nie zabrzmieć nachalnie.

- A bo mama mi kazała kupić dla siebie i dla niej.

Pobiegłem za Maćkiem, nie okazując zawodu, choć wewnątrz czułem się nierad. Swoją gumę wyplułem po zaledwie kilku minutach, gdy zaczęła wydawać mi się gorzka.

3aa1f848-44c9-4993-a6e6-c91ee3f0c69d

Zaloguj się aby komentować

Nawet nie wiem jaka społeczność pasuje albo czy nie stworzyć "Nagroda Darwina dla włamywaczy"...


Wychodząc z domu klepnąłem się po kieszeniach. Ok, kluczyki od auta są. Jak są od auta to i od domu, który wynajmuję, bo są na jednym bryloczku.


Zatrzasnąłem drzwi.


Podchodząc do auta wiedziałem, że coś nie tak jest, bo keyless nie zadziałał.


No i po chwili odkryłem, że "kluczyki w kieszeni" to jednorazowe e-pety, a brelok z kluczami jest w domu.


Dzień rozpocząłem od włamania do domu, któy wynajmuję poprzez wybicie szyby w drzwiach wejściowych. Zapasowych kluczy siostra gospodyni z AirBnB nie mogła dowieźć asap bo ma złamaną nogę.


Ciekawi mnie teraz ile będzie kosztować wymiana tej szyby.


nie #coolstory

w sumie #heheszki bo śmieje się sam z siebie

#finlandia bo tutaj jak nie przesuniesz zapadki w drzwiach to z automatu się one zatrzaskują i bez klucza nie wejdziesz.

Pstronk

Kilka lat temu byliśmy że znajomymi na wyjeździe do Lwowa. W dniu wyjazdu mieliśmy zamknąć mieszkanie i klucz wrzucić przez specjalną dziurą w drzwiach. Juz się pozbieraliśmy, wszystko niby sprawdzone no to wychodzimy. Chwilę po wrzuceniu klucza zorientowałem się że zostawiłem w środku portfel razem z paszportem. Dzwonimy do właściciela a on mówi że przyjedzie ale trzeba chwilę poczekać. Znajomi mówią że jadą jeszcze na śniadanie a my dojedziemy. No ale czas ucieka a właściciela nie widać. Tak się złożyło że plecak który miałem ze sobą to z którym chodziłem do pracy, i w jednej kieszeni znalazłem widelec. A że mniej więcej wiedziałem jak wygląda mechanizm zamykania z drugiej strony bo był dosyć specyficzny i mnie zainteresował jak go zobaczyłem to udało mi się wygiąć widelec tak że dostałem się do niego przez dziurę od klucza. Bo ta oczywiście była dużo bo te drzwi to pewnie pamiętały jeszcze polskiego właściciela. Otworzyłem drzwi, zabrałem portfel, zamknąłem drzwi, zamówiłem bolta i czekam. Dzwonię do właściciela ale nie odbiera. Za chwilę przyjeżdża. Mówi że ma klucze, a jemu że już nie trzeba bo otworzyłem drzwi. Pyta się jak? A ja mu mówię że widelcem. Ten wytrzeszczył gały na mnie. W tym momencie przyjechał Bolt, zapakowaliśmy się z żoną szybko bo już nie mieliśmy czasu i odjechaliśmy w stronę zachodzącego słońca (czyli Polski)

Atexor

@jarezz wniosek jest prosty: palenie (zwłaszcza śmieciowych jednorazówek) jest szkodliwe

Sweet_acc_pr0sa

@jarezz morał, rzuć szlugi xD

Zaloguj się aby komentować

No to historia z #pracbaza. Jak niektórzy wiedzą, a większość nie wie, pracuję sobie na kontraktach jako #bhp, a czasem #bhpfailure przy budowie turbin wiatrowych. Z racji tego, że sejfciaków na rynku prawie tylu co #programista15k to konkurencja jest i każdy jakieś dodatkowe uprawnienia robi, żeby się czymś wyróżnić. Ja sobie latam dronem i za to jakieś tam dodatkowe pieniądze mi już wpadły.


Kolega z projektu wybrał inną drogę i zrobił sobie uprawnienia konserwatora ŚOI. Po co to? A no co roku takie szelki, linki, haki, itd. muszą przejść przegląd, żeby sprawdzić czy nadają się dalej do użytkowania.


Teraz do sedna. Przeglądam ostatnio system ze zgłoszeniami HSE i w jednym z nich napisane jest, że niuprawniona osoba dokonywała przeglądów rocznych slider'a. Co to jest slider? To taki wózek, który z jednej strony przypinasz do szelek, z drugiej strony do drabiny i zamiast przepinać haki co parę metrów wspinasz się non-stop. Nawet jak nogi i ręce posłuszeństwa odmówią to po prostu zawiśniesz na tym wózku.


No i teraz, pytanie, kto to zrobił. No zrobił to mój kolega. Skoro ma uprawnienia konserwatora to czemu napisał ktoś w zgłoszeniu, że robiła to osoba nieuprawniona? A no właśnie producenci sliderów, oprócz tego, ze kasują 4,5k PLN brutto/sztuka w detalu zrobili sobie zapis, że przeglądy roczne tylko u nich można robić.


W pracy, w które zarabia się na polskie jakieś 0,4 - 0,5M brutto rocznie, chłopak wjebał się na minę, bo chciał dobrze i po prostu za flachę robił przeglądy kolegom w pracy.


Nie jest to #coolstory


#wtgjarezza


Na zdjęciu slider jakiego używamy.

70cc64a9-a9a9-43d3-b131-f9eb8bf9f9cb
Jim_Morrison

Jak pochwalić się zarobkami nie chwaląc się, dobre

Kanaletto

@Jim_Morrison co drugi wpis to samo xD

goroncy_kartofel

@jarezz ja ostatnio robiłem drugi raz jeden z modułów GWO, bo klient sobie zażyczył na nowo tego samego, tylko pod inną nazwą:D


W sumie jest dużo "pobocznych" albo dodatkowych prac na turbinach, sam się zastanawiam, który wybrać. Macie jakieś wnioski z ziomkami co warto, a co nie ma sensu/za dużo zachodu z certyfikatami?

Zaloguj się aby komentować

Może powinno być w społeczności podkastowej ale Hydepark chyba większe zasięgi da.


Od razu mówię, że to nie jest wpis typu #zebrogrzmoty


#chwalesie się i pękam z dumy, bo dostałem zaproszenie do podcastu zajmującego się tematyką #bhp, a mianowicie "Po ludzku o BHP", który prowadzi Piotr Gapys.

Jak do tego doszło? Na LI prowadzącemu podrzuciłem kilka pytań, bo chciałem skorzystać z okazji, a mianowicie gościa podcastu - Głównego Inspektora Pracy. Miałem nadzieję, że prowadzący zada jakieś tam pytanie ode mnie albo takie ogólne czy planowane jest rozporządzenie dedykowane pracom na farmach wiatrowych. Uważam, że jest potrzebne bo technologia,. A nawet ŚOI, wyprzedziły czasy kiedy powiązane akty prawne były pisane.


No i tak, od słowa do słowa, gospodarz audycji zapytał, czy zgodziłbym się na rozmowę z nim w audycji. Chciałby pogadać o tym jak wygląda podejście do bhp w innych krajach vs. polskie podejście. Oprócz tego chce pogadać o zagrożeniach i szeroko pojmowanym BHP kiedy mówimy o wiatrakach.


No i tak się zgodziłem. Do nagrania jeszcze kilka miesięcy, więc mam nadzieję, że uda mi się na tyle przygotować, żeby kwestie przepisów opakować w ciekawe wypowiedzi.


#chwalesie #podcast #podkasty #bhp #hse #bhpfailure #wtgjarezza #coolstory


Mam nadzieję, że nie będę poddany ostracyzmowi zawodowemu i towarzyskiemu po emisji.

bartek555

Pamietaj tylko, zeby sie i jakis kabel bie wy⁎⁎⁎⁎⁎olic #bhpfailure

Zaloguj się aby komentować

Nie wiem prawda czy filmowa fikcja, ale niby film na faktach potwierdzonych niedawno odtajnionymi dokumentami. Brzmi nieźle ( ͡° ͜ʖ ͡°)


Screen z "Ministerstwo Niebezpiecznych Drani"/"The Ministry of Ungentlemanly Warfare" by Guy Ritchie


Dodaje #filmy #coolstory

243f1564-f884-4b20-a653-bd9bd8f2adf0
ZygoteNeverborn

@crs333 Ależ durne tłumaczenie.

Zaloguj się aby komentować

Nie tak dawno, w tym wpisie pisałem o sąsiadce mojej jeszcze nie teściowej, która nie do końca ogarnia życie swoje i dzieci i żeby ułatwić sobie codzienną egzystencję zdecydowała się na adopcję kozy, która chodzi po domu w pampersie. Wisienką na torcie była kolejna adopcja zwierzątka - tym razem ptaka emu.


Kiedy o tym #emu napisałem to wielu użytkowników zarzuciło mi, tworzenie pasty i zarzutki.


No to macie jako dowód - emu na podwórku.


Raczej nie #coolstory #patologiazmiasta


Pozwalam sobie zawołać komentujących niedowiarków:


@Mewtyla @AndzelaBomba @MESSIAH @malkontenthejterzyna @tankowiec_lotus @LondoMollari @Half_NEET_Half_Amazing @Okrupnik@Adehade

2125a478-3313-4bee-9256-ed4a714e50c7
2b1f210e-f3c7-4812-bf0f-448a8bec9f94
Pan_Buk

@jarezz Hodowanie strusia emu na betonowym podwórku podpada pod dręczenie zwierząt.

Lepiej go nie strasz.

Iknifeburncat

Dopóki nie zobaczę tego emu razem z kozą w pampersie na jednym zdjęciu - pozostanę nieugięty. Zarzudga na sto pro

Zaloguj się aby komentować

Hej,

powiedzcie mi szczerze- czy dodawanie i mnozenie to jest naprawde taka trudna sztuka?


Bylem dzisiaj na zakupach w sklepie i przede mna chlop kupowal,uwaga,200 paczek cukru( byla przecena przy zakupie minimum 5),do tego faktura( chlop pewnie prowadzi mala gastronomie), kupowal jeszcze jakies pierdoly i przychodzi do placenia i kasjerka mowi,ze do zaplaty 555zl ( czy jakos tak) i nagle chlop oczy jak 5 zlotych i mowi:

-Jak to 555 zl,przeciez cukier mial byc po 2,59

- No,ale przeciez sie zrabatowalo,standardowo cukier kosztuje ponad 4 zl,wiec rachunek bylby ponad 800 zl!- odpowiada spokojnie kasjerka

-Niemozliwe,powinno byc lekko ponad 400 zl

I wtedy mowie lekko wkurwiony:

-Przeciez 2,60x200 to jest 520 zl.


Chlop wyjmuje telefon i zaczyna liczyc na kalkulatorze.

Kolejny raz wielkie oczy i zaczyna mowic,ze jednak faktycznie tak jest

Kurtyna,kierowca autobusu wstal i zaczal klaskac.


Nie bylo jakiegos darcia mordy czy ogolnie nerwow,ale k⁎⁎wa- czy mnozenie jest naprawde takie trudne?

Potem kupilem ja i o dziwo wszystko sie zgadzalo.

#takbylo #zakupy #biedronka #coolstory

lipa13

@jajkosadzone Chłop już w myślach rozpala ogień pod kotłem z zacierem a tu mu nagle ktoś egzamin z matematyki robi xD

LondoMollari

@jajkosadzone Polecam mieć taki budzik w telefonie. Apka Sleep as Android, dzwoni aż do momentu rozwiązania zadań. Nie da się go wyłączyć na półśnie. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

04819211-009e-471f-afb4-64aa52a24fa4
mordaJakZiemniaczek

Czyli te -,99 nie są przynętą na pospolitego konsumenta, tylko na takie grube ryby biznesu, co to przez 200 mnożyć nie ogarniają XD

Zaloguj się aby komentować

Fiński Instytut Meteorologiczny wydał ostrzeżenie o możliwych pożarach lasów. W związku z tym na porannym toolbox talk'u przedystkutowaliśmy z pracownikami zagrożenia jakie dotyczą naszej buodwy.... Las, torfowiska, 70% prawdopodobieństwa wystąpienia pożaru.


Krótko po 14 pierwsza wiadomość z hardstandu, że niedaleko tej lokalizacji widać dym. Za chwilę wiadomość od top teamu, że jest pożar na farmie wiatrowej niedaleko nas.

Dzwonię na 112, podaje info, koordynaty naszej najbliższej turbiny i dyspozytorka informuje mnie, że mają już to zgłoszone i strażacy jadą na miejsce. Podziękowała dodatkowo za informację.


Co robię dalej? Jadę na budowę, odpalam drona i oglądam jak rozwija się sytuacja. Dym robi się coraz intensywniejszy ale wiatr nie kieruje ognia w naszą stronę więc uspokojony tym faktem poinformowałem SMa, że ewakuować buodwy nie trzeba. Następnie pojechałem popatrzeć jak chłopaki instalacje prowadzą.


Nagle nie wiadomo skąd pojawiają się dwa wozy strażackie i kierowcy pytają się, czy mogą obok dźwigu przejechać. Niestety nie, bo balast blokuje drogę. Mówię im, że dyspozytorka miała koordynaty pożaru i nie jest to u nas. Strażak stwierdził, że dostali info o pożarze na farmie wiatrowej i przyjechali do nas. Do tej pory nie rozumiem, jak to sobie zaplanowali.


Generalnie problem robi się taki, że strażacy nie wiedzą gdzie jest pożar i którędy dojechać, żeby ugasić ogień. Niewiele myśląc zabrałem ich w miejsce, gdzie dronem sprawdzałem sytuację jak rozwija się pożar. Poleciałem do góry, wskazałem kierunek SSE od naszego miejsca. Na kontrolerze drona pokazałem im charakterystyczne punkty okolicy (kamieniołom) i dzięki temu oraz strażackiej mapie udało się nam ustalić, gdzie jest ten pożar i którymi drogami będą mogli dojechać.


Panowie strażacy podziękowali za pomoc i pojechali ratować farmę, której zabudowania były zagrożone ogniem.


Czuję, że dzisiaj zrobiłem coś pożytecznego.


#pracbaza #coolstory #wtgjarezza #finlandia #drony #czujedobrzeczlowiek


PS. Na moje przyjechali do nas, bo ktoś z personelu budowy zadzwonił na 112 bo nie zauważył komunikatu, że już to zrobiliśmy i dyspozytor stwierdził, że to kolejny pożar w okolicy. To tylko moje przypuszczenie.


PS2. 112 Suomi - appka rekomendowana do sytuacji awaryjnych w Finlandii. Gdybyście kiedyś byli w tym kraju, to w potrzebie pomocy zalecane jest jej użycie zamiast 112.

194b351f-5508-4452-91a7-3e03ca3ab5c4
dc8182f6-1dc3-4df8-a6bf-7a96250a4632
Felonious_Gru

@jarezz a zrobiłeś kiedyś coś niepożytecznego? No wątpię

KakaDemona

Taka przygoda mnie spotkala w Tampere w `95. MIALEM SEKS Z RODOWITA FINKA I BYLO FAJNIE, TYLKO ZE POTEM ONA CHRAPALA W NOCY JAK NIE WIEM CO. CHYBA JA ZMECZYLEM, HEHE.

Kuzwa, pisze jak boomer

Zaloguj się aby komentować

Następna