Zdjęcie w tle
t0mek

t0mek

Koneser
  • 23wpisy
  • 380komentarzy
#tikutak #zegarki #zainteresowania #hobby #ciekawostki #gruparatowaniapoziomu

Jeszcze o zegarkach i kosmosie, dziś - Rakieta.

Sama Rakieta nie od początku była Rakietą. Posłuchajcie….

W czasach przed zorganizowaną produkcją czasomierzy, za ich stworzenie odpowiedzialne były manufaktury, w których wykonywano wszystkie elementy, ewentualnie wszystkie części mechanizmu, do którego obudowę dorabiał jubiler (jeśli zegarek był kosztownym kieszonkowym czy naszyjnikowym cacuszkiem), albo też stolarz, jeśli chodzi o zegar stojący czy naścienny...Bo zegarki naręczne to jeszcze nie te czasy - dopiero w 1790 połączono biżuteryjną bransoletę i zegarek.

Dawno, dawno temu w Rosji, w 1721 r., jeszcze za cara Piotra I Wielkiego, założono fabrykę w Piotrogrodzie, w pobliżu Zatoki Fińskiej. Początkowo zajmowała się czymś zupełnie innym: cięciem diamentów i innych kamieni szlachetnych, potem produkcją kamieni technicznych. To tutaj cięto klejnoty na jajka Faberge, i te do korony carów. Tu również, wiele lat później, stworzono kamienne okładziny Mauzoleum Lenina i słynne czerwone gwiazdy Kremla. W czasie wojny produkowano elementy dalmierzy i wysokościomierzy, służące do łożyskowania mechanizmów różnych sprzętów wojskowych, z czasem założono tam też produkcję zegarków. Carska fabryka przetrwała komunistów, trudne czasy transformacji i działa do dziś, w dalszym ciągu robiąc to samo (przynajmniej tak było do czasów wojny na Ukrainie, obecnie brak mi rozeznania). Jest to jedna z najstarszych, nieprzerwanie działających wytwórni na świecie. Jeśli chodzi o zegarki rosyjskie i radzieckie, mimo że fabryka jako taka jest - jako się rzekło - stara i szacowna, to nie jest ani pierwszą, ani drugą wytwórnią zegarków, bo te miana noszą zakłady moskiewskie, które - ha, ha - powstały później....Ale u Ruskich już tak jest.

O 1. Moskiewskiej Fabryce już było dość dużo, o 2. Moskiewskiej opowiem kiedy indziej, na razie tylko o tym wspominam. Co do sposobów produkcji, to w przeciwieństwie do większości fabryk szwajcarskich, które działały na zasadzie montowni gotowych elementów, Petrodworecka Fabryka Zegarków wszystkie elementy poza paskami produkowała w swoim zakładzie. Wytwarzano tam szereg marek, takich jak Baltika, Pabieda, Petrodworec, Rassija, Leningrad, Newa, Majak. Od Pabiedy, czyli Zwycięstwa, rozpoczęto powojenną produkcję zegarków w 1945 r. Bywało i tak, że 3 marki różniły się od siebie jedynie napisem na tarczy. Zmieniło się to po locie w kosmos Jurija Gagarina – kilka lat później nastąpiła unifikacja nazw i wszystkie zegarki produkowano pod wspólną nazwą Rakieta, tak nazwano markę i samą fabrykę. Z kilku podstawowych mechanizmów wybrano 2609 (i jego rozwinięcia) jako najprostszy, najbardziej niezawodny i jednocześnie dający możliwość tworzenia wielu wersji, w latach 70-tych zastąpiono go nowym 2609H i z tym mechanizmem występuje większość obecnie spotykanych zegarków.

W 1969 r. „Rakiety” nosili radzieccy polarnicy, w 1980 fabryka robiła oficjalne zegarki na olimpiadę w Moskwie, każdy z radzieckich przywódców: Breżniew, Gorbaczow, Jelcyn, Putin, Miedwiediew - miał ”Rakietę” na nadgarstku. Po reorganizacji w 2009 r., fabryka pracowała w warunkach jak najbardziej nowoczesnych. Opisywano, że ok. 200 elementów zegarka wytwarza się w trakcie ok. 8000 czynności. Ponieważ fabryka funkcjonowała jako zakład wojskowy (dostarczała elementów różnych mechanizmów dla armii), część informacji o jej produkcji jest utajniona.

Porównywalnie do Poljota, mechanizmy Rakiety (a opracowano ich łącznie ok. 40 wersji) są uznawane za bardzo trwałe, solidne i wytrzymałe. Nie ma na to dowodów bezpośrednich, ale porównując rozwiązania konstrukcyjne, zauważam podobieństwo wczesnych werków 2609 16-kamieniowych do szwajcarskiego ETA. Przypuszczalnie, jak wspominałem w historiach dotyczących Poljota, ta myśl techniczna była zaimportowana via Francja do Sojuza.

Ten konkretnie zegareczek trafił do mnie mocno zapyziały, z pożółkłą tarczą i niekompletnymi wskazówkami, podobno „nie na chodzie”. Rakieta ma jednak to do siebie, że łaski nie robi – ma chodzić, i już. Rosjanin zapytany o to, jaki zegarek wziąłby na wojnę, odpowiada - Rakietę (a może to nie o zegarek chodziło....:) Po oczyszczeniu, dwukrotnym myciu, posmarowaniu, regulacji i założeniu nowego paska z Chin, tudzież uzupełnieniu braków, działa i prezentuje się nienajgorzej. Prawdę mówiąc, z 2 sztuk poskładałem jeden, drugi z gorszą tarczą jeszcze mi został. Czerń i biel, puryzm i klasyka, elegancja i ponadczasowość, Rakieta Panda - voila.
6cc0f68d-7989-4cb2-b525-7fa71e0729eb
6cae1180-6aba-469c-8c80-9081b69c6d2d
c2d92a16-28b6-4ec6-a7cf-bc2fa1673f70
dziki

Pomimo tego że nie lubiłem rosjan i Rosji na długo przed tym zanim stało się to modne, to rakietę bym nosił jak pojebany

Zaloguj się aby komentować

#tikutak #zegarki #zegarkiboners #ciekawostki #zainteresowania #hobby #gruparatowaniapoziomu

O zegarkach „kosmicznych” ciąg dalszy.
Ostatnio napisałem o „Starcie”, który powstał jako pierwszy w 1956 r. Wróćmy do towarzyszących mu okoliczności.

W 1955 r. Amerykanie ogłosili, ze w ramach programu „Vanguard” wystrzelą pierwszego sztucznego satelitę przeznaczonego do badań naukowych. Miało się to odbyć w Międzynarodowym Roku Geofizycznym. Związek Radziecki nie mógł być gorszy, a chciał być oczywiście lepszy: prowadzone prace nad swoim satelitą musieli przyspieszyć. A, to my odejmiemy to i to, będzie łatwiej i lżej, i wystrzelimy wcześniej niż Amerykańcy, job ich mat`. Coś pedzioł? – zaperzyli się na drugiej, lepszej półkuli. OD-CHU-DZI-CIE? Fuck, to my odchudzimy BARDZIEJ! – srrrru! poszłoooo! I z Vanguarda średnicy ok. półmetrowej, została kulka o średnicy 16-centymetrowej. No i ładnie, tylko że Ruscy mieli już bardziej zaawansowane prace nad systemem nośnym, czyli zmodyfikowanym pociskiem międzykontynentalnym R-7. Z tego względu pierwszy satelita z serii Vanguard został umieszczony na orbicie w marcu 1958 r., a o miesiąc wcześniej, ale już po udanych startach Sputnik-1 i Sputnik-2, wystrzelono z sukcesem satelitę Explorer (od 1954 r. pracował nad nim zespół Wernhera von Brauna, i to też jest ciekawa historia).

Takie były początki „kosmicznego wyścigu”.
Pierwsza Moskiewska Fabryka Zegarków upamiętniła Sputnika ("sputnik" w tłumaczeniu to "współtowarzysz podróży"), wypuszczając zegarki „Sputnik”. Były produkowane w dwóch wersjach kolorystycznych, mi bardziej podoba się czarna. Niesamowicie fajny projekt, który doczekał się reedycji w kilku postaciach. W środku tarczy jest kula ziemska (ze Związkiem Radzieckim centralnie, i to wyróżnionym na czerwono, jakże by inaczej). Indeksy godzinowe mają kształt rakiet. Na sekundniku jest czerwona kropka – Sputnik, który okrąża Ziemię. Całość w kopercie typu „krab”, chromowanej lub złoconej. W środku mechanizm ten sam co w pierwszych Kirowskich, Poljotach i Błoniach. Obecnie dość trudno dostać oryginały w znośnym stanie, a już dorwać prawidłowy sekundnik „z kropką” graniczy z cudem.

Zegarek o tej samej nazwie, ale z Czystopolskiej Fabryki (późniejszy "Wostok"), ma na tarczy (również w kilku wersjach kolorystycznych) ozdobny napis „Sputnik” i mały sekundnik w postaci tarczki z grafiką przedstawiającą Ziemię i satelitę. Podczas ruchu obrotowego sekundnika, w jego okienku odsłaniane są wskazania sekundowe. No pomysłowe.

Pluję sobie w brodę, bo podczas serwisu mojego „czarnego pana” przez nieostrożność zmyłem z jego tarczy część malunku. Był fajny zegarek z fajną patynką, a jest ….ni pies, ni wydra. Ech.
f6d48960-ae5f-4f2d-869d-7d147db49944
3b2344e5-548a-4d57-8426-1a25006800a1
ebc5e897-bd0a-457f-9d68-d6edd7271fe8
ef4d4e74-cf43-4d6b-91d3-0b9ad11bcea4
xniorvox

W środku tarczy jest kula ziemska (ze Związkiem Radzieckim centralnie, i to wyróżnionym na czerwono, jakże by inaczej)


@t0mek Wskazówki powinny wychodzić z Moskwy. Za Sojuza wychodziły. A tutaj to chyba z Izraela?

Zaloguj się aby komentować

#tikutak #zegarki #zegarkiboners #ciekawostki #hobby #zainteresowania #gruparatowaniapoziomu

Zanim przejdę do kolejnej fabryki i jej historii, jeszcze dwa słowa (i kilka wpisów) o zegarkach związanych z Kosmosem.
Jak już wspominałem, poza rywalizacją na wszystkich możliwych polach tego świata między USA i ZSRR, istniała również walka o przestrzeń kosmiczną. Lot pozaziemski, spacer w przestworzach? Człowiek na Księżycu? NAJwięcej, NAJdłużej, NAJprędzej?
Że zacytuję Igora Newerlego "Chłopca z salskich stepów":

" - Czy wiecie, pistolety, że można, naprawdę można?....
-Co można, Dymił Wanycz?
-Można, mmmda....Przekreślić przestrzeń!".
I tak to sobie, na poły romantycznie, wyobrażano i opisywano. "Przekreślić przestrzeń". Pies z kulawą nogą nie zainteresowałby się tym, gdyby nie to, co stało za takim "przekreślaniem". Tymczasem w 1954 r., raptem kilka lat po zakończeniu IIWŚ, Związek Radziecki rozpoczął pracę nad R-7, międzykontynentalnym pociskiem balistycznym.

W 1954 r. zlikwidowano więzienie na lubelskim zamku. Siedział w nim, za niewywiązywanie się z tzw. obowiązkowych dostaw, mój dziadek. Mój dziesięcioletni ojciec do końca życia będzie wspominał biedę, jaka panowała na wsi w tym powojennym czasie. Kombinat w Nowej Hucie otrzymał imię Lenina i dokonał pierwszego wytopu. Dokonano oblotu MiG-19. W Stanach zaprezentowano kalkulator elektroniczny , zwodowano pierwszy okręt podwodny o napędzie atomowym, na Bikini przeprowadzono testy bomby wodorowej a w szkołach zniesiono segregację rasową. Opublikowano pierwszy tom "Władcy Pierścieni", otwarto pierwszy Burger King, przeprowadzono pierwszą udaną transplantację nerki.
A Związek Radziecki, "Imperium zła", pracował nad pociskiem międzykontynentalnym, i to była przewodnia myśl "przekreślania przestrzeni": dysponować bronią, szachującą przeciwników w drugim kącie świata.
Dwudziestoletni wówczas Gagarin wstąpił do aeroklubu i pierwszy raz pilotował samolot Jak-18, nie wiedząc, że za siedem lat spojrzy z góry i powie: "Ziemia taka niebieska"... Trzy lata po rozpoczęciu prac, w 1957 r., zmodyfikowana wersja tego pocisku wyniosła na orbitę "Sputnik", pierwszego sztucznego satelitę, rozpoczynając tym erę "wyścigów kosmicznych".

Pod koniec 1956 r. wdrożono do produkcji w 2 Moskiewskiej Fabryce Zegarków (późniejsza "Sława"), zegarek "Start". Przypuszczalnie jego nazwa nawiązuje właśnie do startu rakiety. Został opracowany na bazie mechanizmu K-26 (znanego np. z Pabiedy, Kamy, wczesnego Wostoka, pochodnego od francuskiego LIP-a, od którego zaczęła się radziecka produkcja zegarków naręcznych), do którego doszło dodatkowe łożysko na centralnej osi oraz nakrywka osi koła wychwytowego. Projekt jest bardzo prosty, czytelny i ponadczasowy. Duża koperta (36,2 mm), fazowane uszy, na tarczy nie ma niczego zbędnego, a wskazówki, jak opisują to opracowania, są w kształcie startujących rakiet (hmmmm....).

Bardzo szybko wdrożono drugą, mniejszą i o wiele gorszą wersję, w aluminiowej anodowanej kopercie, która wycierała się od samego patrzenia. Szlag trafił cały charakter zegarka. Przez cały okres produkcji, do 1962 r., produkowano go w 10 odmianach.

Zdjęcia z neta, bo moje wycieruchy są zapyziałe i czekają w kolejce do zrobienia, wiec nie straszmy czytelnika.
fc1ad0ec-82a3-4c0e-8001-52864e629241
d76ad0ba-9c3a-4788-9e52-b1fddb82fdcd
mhu

Jeden z najładniejszych radzieckich.

Zaloguj się aby komentować

#tikutak #zegarki #zegarkiboners #zainteresowania #hobby #ciekawostki #gruparatowaniapoziomu

Jako mała odskocznia, chciałbym nawiązać do wpisu o ruskich automatach. Co prawda nie Poljot, ale Łucz ("Promień") z fabryki w Mińsku. Na staroćkach wpadło mi kilka sztuk zegarków, które kupiłem z myślą o znajomej. Finalnie mają trafić do niej, nikt mi nie płaci za robotę, więc ogarniam je przy minimum starań. O samym Łuczu jako fabryce będzie gdzie indziej, tutaj wrzucam tylko jako przykład metamorfozy przed/po.

Zegarek uświniony i oblepiony czymś tłustym, widać poniewierał się w jakimś pudełku i był często przenoszony - na kopercie ma mnóstwo uszkodzeń, na rantach przetarcia powłoki. Wyczyściłem mleczkiem, wypolerowałem pastą, ale zostały "dzioby". Drugie podejście: dremel + pasta diamentowa, potem wykończenie - inna pasta, kilka rodzajów ścierniwa i własne patenty. Szkło również przepolerowane papierem wodnym, 2500 i 1500 oraz pastą polerską. Tarcza delikatnie przetarta, indeksy i wskazówki wypolerowane. Koronka odkręcała się, zlikwidowałem to "Kropelką". Regulacja chodu do ok. 10 s/d. Wewnątrz jedynie wygarnąłem widoczne paprochy i kapka oliwy na kulkowe łożysko wahnika (duży plus za takie rozwiązanie).

Zegarek jest o tyle fajny, że zasadniczo jest damski, ale wielkość jest jak mniejszy męski albo młodzieżowy, taki bardziej unisex. Kształt też do rzeczy, bo wyszedł w latach 80-tych, 45 lat temu, a design ma bardzo aktualny. Mały mechanizm 1816, na 18 mm średnicy mieści kilka dużych kół i "bije" z częstotliwością 21600/h. Stosunkowo pokaźne koło balansowe jak dla tak małego mechanizmu umożliwia zachowanie dokładności wskazań. Wszystkie koła, również te w module automatu, są łożyskowane rubinami, a koło balansowe dodatkowo zabezpieczone systemem antywstrząsowym, stąd ich liczba - 21. Nowy pasek, prawdę mówiąc tak lichy, że do wymiany. No i w drogę
10433150-dc51-4b4b-a99f-12ff5b46a11b
63f1fc67-b6a1-4acb-8cf1-a8a5b019e1da
9b83f5aa-bc6e-4496-a297-ee70a896f709
em-te

@t0mek jak długo poleruje się twarogiem prezydenckim?

Zaloguj się aby komentować

Dziś, w oderwaniu od politycznych emocji, znów Poljot na pokaz. Ot, taka sobie zwykła sztuka w wersji eksportowej, w dodatku zrobiona metodą PSS(pierdykłem se składaka). Tarcza i koperta kupione osobno, tarcza pogięta, wymagająca prostowania i z odpryskami. Odpryski podbarwiłem po prostu niebieskim flamastrem permanentnym, podoba mi się jej głęboki granat i srebrne nakładane indeksy godzinowe. Mechanizm, zwykły poljotowski 17 kamieniowy, miałem już gotowy i sprawdzony z jakichś wcześniejszych zapasów, więc tylko wymagane było poskładanie jednego i drugiego razem. Wskazówki są od innego modelu, odrobinę różnią się od prawidłowych. Koronka też "z zapasów", pasek chiński. Szkło oryginalne, są trudności ze zdobyciem szkieł fasonowych (kształtowych), bo nikt ich już nie produkuje od lat. Koperta chromowana jest w dobrym stanie, "tonneau" czyli beczka, bo już tych zwykłych okrągłych mam trochę dość. Chodzi. Chodzi....? Chodzi, biega, zap....dala. Voila. #tikutak #zegarki #zzegarkiboners #zainteresowania #hobby #ciekawostki #gruparatowaniapoziomu
9fe03618-cf79-4c6f-a7f7-391f08d9ab6e
Trismagist

@t0mek Mam dokładnie taki sam po ojcu. Nie chodzi, choć sprężyna jest nakręcona. Czy jest opcja żebyś zerknął jakoś na niego co może być nie halo? Chyba że w środku jest martwy i rozklekotany na maxa bo był używany na codzien. Oczywiście w grę wchodzi Władysław Jagiełło w miarę rozsądku.

rodarball

@t0mek och jakbym takiego fajnego poljota kupił

Donpedro841

Moja Alfa po dziadku, zrobiłem ją na tip-top.

07e86c47-e2c5-422f-83c4-9627c4ec0830

Zaloguj się aby komentować

#tikutak #zegarki #zainteresowania #hobby #ciekawostki #gruparatowaniapoziomu

Automaty Poljota, cz. 2.

Już po kilku latach całkowicie przekonstruowano mechanizm. Aby uzyskać ówczesny najcieńszy w świecie automat (3,9 mm grubości!) dwukierunkowy, wprowadzono szereg zmian, tworząc 29-kamieniowy mechanizm 2415 zegarka „Orbita”. W wersji 2416 „Kosmos” (zwróćcie uwagę na zmianę nazwy z „ojczyźnianej” na „kosmiczną”) zegarek miał na tarczy dodatkową podziałkę datownika, obsługiwanego specjalną wskazówką (tzw. „pointer”). Wypuszczano „Orbitę” przez bodaj 2 lata, a „Kosmosa” przez kilka miesięcy, po czym nastąpiła unifikacja nazw w 1964 r. i produkowano je dalej pod zmienioną nazwą. Stąd wziął się Poljot de luxe, czyli luksusowy, płaski zegarek naręczny o zmniejszonej grubości, z 29-kamieniowym automatem.

Również z lat 60-tych pochodzi mechanizm 26XX, gdzie do manuala zwanego potocznie „bocianem” dołożono automat. Miał on w zależności od wersji do 30 kamieni, z czego ok. 13 odpowiadała za poprawną pracę wahnika.
W latach 70-tych wdrożono nowy 26XX.H na 23 kamieniach, gdzie sam mechanizm był nie do zarżnięcia, ale automatowi poskąpiono troski: element obrotowy osadzony był na rodzaju tulejki, która dość łatwo wycierała się i dostawała luzu, co oczywiście zakłócało pracę rotora. No nie podumali.
Opracowywany był mechanizm 30644 (chronograf z automatem), ale – o ile mi wiadomo – nie wszedł do masowej produkcji.

Tyle o automatach Poljota. Z innych radzieckich konstrukcji mamy chyba najlepszą Rakietę 2627, gdzie zarówno mechanizm, jak i automat jest godny podziwu, 29 kamieni i łożysko kulkowe wahnika. Popularną przypadłością jest odbarwianie się tarcz, z nieznanego mi powodu. Ba! Była też Rakieta 3031 na 33 kamieniach, automat z funkcją alarmu, ale z nią jak ze złotym smokiem: nikt na oczy tego nie widział.
Porównywalny Wostok 2416b, z łożyskiem kulkowym wahnika, 31 kamieni, ale z problematycznymi kołami zdawczymi automatu.
Zaria 2016, niewielki ale dzielny 20-milimetrowy mechanizm szedł do zegarków damskich. W zależności od wersji miał do 30 kamieni.
Łucz 1816, za którym nie przepadam, ale bez grymaszenia: 21 kamieni, wahnik na łożysku kulkowym i podwyższona częstotliwość oscylacji balansu, niestety, tylko do damek.
Sława, ciekawy ale wrażliwy na wstrząsy mechanizm 24XX na 27 kamieniach i najgorszy radziecki automat. Trudno kupić sprawny bo też nie podumali o zużywaniu się elementów.
O tych „innych” automatach będę jeszcze – mam nadzieję – pisał, pokazując poszczególne z nich w oddzielnych postach.

Poniżej kilka zdjęć, "Kosmos" zdjęcia z netu, niepozorny Poljot "bocian", dla porównania werk Wostoka.
26d6db6d-6217-403f-b748-9c48d9b73490
7211bb60-0ac0-40e4-8aca-a8b12db20526
ed79a310-60c8-40e4-9aed-fb4da5d57326
4e51793e-f644-4fca-8a3c-2011fff36d8a
t0mek

Oddzielnie zdjęcia Poljota "jajo" 23 kamienie, złoty a skromny

a2e57e28-6117-4d40-b2b8-90f8c6f408dd
2ad509aa-0bbf-46f6-b81d-eb4345ef1cc5
72384d5d-1a7d-4589-89a8-b3b32c0dde58
nocnyfilm

Poljot - król straganów "U dziada" na targu staroci. Im gorszy stan tym lepiej

xniorvox

Popularną przypadłością jest odbarwianie się tarcz, z nieznanego mi powodu.


@t0mek Technicznie to nie wiem, ale zasadniczym powodem była zapewne gospodarka socjalistyczna. Pojęcia "niedobór' i "brakoróbstwo" były wszak jej znakami firmowymi. Czegoś tam nie dowieźli, ktoś gdzieś po drodze ukradł, oszukał lub zachachmęcił, kooperant się nie wywiązał, zaopatrzenie nie pozyskało na czas i tak dalej. I nawet jeśli projekt był udany, a załoga kompetentna i zmotywowana, to fabryka zazwyczaj miała do dyspozycji tylko takie części i materiały, jakie udało się wyprodukować w kraju lub nabyć w pierwszym obszarze.

Zaloguj się aby komentować

#tikutak #zegarki #zainteresowania #hobby #ciekawostki #gruparatowaniapoziomu
No dobrze proszę szanownego państwa, zatem dziś wracamy do 1. Moskiewskiej Fabryki Zegarków i jej produkcji. Dziś przyjrzymy się zegarkom automatycznym. Dla wygody podzielę wpis na 2 części.

Na początek przypomnienie, że do pewnego momentu produkowano tam kilkanaście marek, wszystkie elementy zegarka poza paskiem wykonując w tym samym zakładzie produkcyjnym. Ich nazwy brzmią dziś…hm…jakby to ująć? „Anachronicznie” to nie jest dobre określenie. Bo czy ktokolwiek normalny nazwałby zegarek „Wysoka wieża na lądzie lub wyspie emitująca światło naprowadzające statki na kurs”? No nikt. Ale „Latarnia Morska”? No już tak, bo takie znaczenie słowa „Маяк” podaje słownik. „Ojczyzna”? Proszę uprzejmie. „Stołeczny”? Jak najbardziej. „Zwycięstwo”? I „zwycięstwo” też się znajdzie, proszę pana, i „Sygnał”, i „Proporzec”, i „Lot” również. Po wojnie Ruscy mieli taką manierę nadawania nazw związanych z ojczyzną, partią, ustrojem, które obecnie postrzegamy jako dziwne. W tamtych czasach były zabiegiem propagandowym, dzięki któremu w każdej dziedzinie życia obywatel miał identyfikować się z ZSRR i komunizmem. „Nowy naród stu narodów”, pisał Tuwim w „Kwiatach polskich”. Stu? Po wojnie w Związku Radzieckim było 38 głównych narodowości i ok. 50 kolejnych, z których najmniejszy „naród” liczył ok. 400 osób. Wyobraźcie sobie taką mieszankę odrębnych zwyczajów, kultur, języków, wyglądu; reżim starał się ich wszystkich wtłoczyć w nowy schemat „człowieka radzieckiego”. Na marginesie: w spisach powszechnych Sojuza brak było narodowości polskiej, są tylko „inni” albo „nieokreśleni”, np. gdy dziecko pochodziło z mieszanego związku i trudno było jednoznacznie określić przynależność.

Wróćmy jednak do nazw: pozostaniemy przy ich oryginalnym brzmieniu, bo lepiej wpadają w ucho.
Po zakończonym sukcesem locie Gagarina w Kosmos użyto całej propagandowej machiny, aby mówiło się o tym na świecie. Uważam, że człowiek w Kosmosie to jedno z ważniejszych wydarzeń dla światowej pop-kultury. Na tym tle w przemyśle zegarkowym ZSRR fabrykom zmieniano dotychczasowe nazwy, i tak np. 1. Moskiewska FZ stała się „Poljotem”, Czystopolski Czasowyj Zawod – „Wostokiem”, Petrodworecki Czasowyj Zawod – „Rakietą” itd. Od tej chwili wszystkie zegarki z 1. MFZ (poza eksportowymi i wojskowymi) wychodziły jako „Poljot”, choć dla samej mechaniki zegarka niewiele się zmieniło. A jak wielka była produkcja? 1 Moskiewska/Kirow/Poljot była największą radziecką fabryką zegarków. Wypuszczała między 1,1 mln szt. rocznie w 1955 r. a 2,7 mln szt. rocznie w 1972 r., z czego ok. 70% szło na eksport do 63 krajów, pod własną nazwą, jako zewnętrzny brand (np. Exacta, Corsar, Nairi), albo w postaci mechanizmów i części do nich (również jako no-name, bez oznaczeń producenta, do zegarków zachodnich).

Dla wyjaśnienia zagadnienia: zegarek automatyczny oprócz normalnego mechanizmu posiada układ, który pod wpływem ruchu powoduje „nakręcanie”, czyli magazynowanie energii w ściskanej sprężynie, umieszczonej w bębnie. Wcześniejsze wersje tego pomysłu, np. „bumper”, miały rodzaj wahadła, które kołysząc się podczas ruchu ręki czy nadgarstka, przekazywały ruch oscylacyjny przez szereg kół na wałek sprężyny. Potem były małe wahniki wykorzystujące ruch obrotowy w jednym kierunku, a finalnie duże wahniki, o średnicy nawet większej niż sam mechanizm, o ruchu jedno – lub dwukierunkowym. W pewnych rozwiązaniach zegarek równolegle z naciągiem automatycznym da się nakręcić ręcznie, jak zwykłego manuala (np. gdy leży sobie w szufladzie długo niewykorzystywany a chcemy go założyć), w innych (np. Seiko 7009A) działa tylko automat.

Pierwszym radzieckim zegarkiem automatycznym była „Radina” („Ojczyzna”), produkowana od 1954 czy 1956 r. na mechanizmie 2415A. No i tu mamy zderzenie ze wschodnią „myślą techniczną”. Do podstawowego - i całkiem dobrego - mechanizmu produkowanego w fabryce im. Kirowa (jak uważam – opartego na projektach szwajcarskich), dołączono zabezpieczenie antywstrząsowe osi balansu i niezbyt udany moduł jednokierunkowego automatu. Może za bardzo wybrzydzam w stosunku do prawie 70-letnich zegarków, ale powszechną przypadłością było wycieranie się łożyska rotora, przez co element obrotowy dostawał luzu i „bił” na boki, ocierając o kopertę i mechanizm. Nie podoba mi się również sposób przekazania ruchu, bo koła zdawcze i ich blokada wymagają szczególnej troski. Ta wersja była łożyskowana przez 22 kamienie, ale w powszechnej opinii był to pomysł dość ”surowy”. O dziwo, małe chińskie rączki produkują do dziś zegarek pod tą nazwą na ich własnym Seagullu.

Poniżej zdjęcie mechanizmu "Radiny" ze zdemontowanym wahnikiem, mechanizm kompletny i dwa moje zegarki, w tym ostatni z oryginalnym pudełkiem fabrycznym.
c.d.n.
d5b7cbef-c511-49ad-9644-bf6b34df72a5
7f72ab2d-c5c2-4df1-ae2c-e2debf440274
cf6e7ed0-1a4b-4967-a6ba-dd071aac7356
f0556a76-793f-4d14-b546-24fa45462455
#tikutak #zegarki #zainteresowania #ciekawostki #hobby #gruparatowaniapoziomu

Dziś miał być dalszy ciąg wpisów dotyczących 1. Moskiewskiej Fabryki Zegarków, czyli Poljota. Miałem pokazać kilka zwykłych zegarków, którym robiłem remont, a może omówić automaty. Będzie natomiast mały offtop. Posłuchajcie....

"Mir", czyli "Pokój". To słowo ma też w języku rosyjskim drugie znaczenie - "Świat".

W 1965 r. mój tatko, będąc we wojsku, kupił używany zegarek. Kupił, bo poprzedni ktoś mu ukradł. Zegarek był z nim na poligonie, kilka razy zamoczył się podczas nieregulaminowych wyjść na kołobrzeską dziką plażę (dawno, dawno temu pokazywał mi, przez którą dziurę w płocie przeskakiwali), poszli później do cywila...Ja pamiętam go z dzieciństwa, na zjedzonym skórzanym pasku i z tą burą tarczą, jak jeździł z tatą na traktorze. Pamiętam, jak siedziałem w kuchni i czytałem, a tata wrócił do domu, taki milczący. Odpiął zegarek i schował go do kredensu. Umarła wtedy jego mama, a moja babcia; pół roku wcześniej pochowaliśmy dziadka. Miałem wtedy 11 lat.

W opowiadanych tutaj historiach pojawiała się informacja, że gdy podczas II WŚ front podchodził pod Moskwę, wszystkie zakłady produkcyjne, które dało się rozebrać i ewakuować, wyjechały w oddalone miejsca. 1. Moskiewska FZ, czyli "Kirow", a późniejszy "Poljot", wyjechała za Ural do Złatoustu (nazwa miasta pochodzi od św. Jana Chryzostoma "Złotoustego"; stamtąd pochodził znany szachista, Anatolij Karpow). Po wojnie produkowano tam kieszonkowe zegarki "Złatoustowskie".

2. Moskiewska FZ (późniejsza "Sława") pojechała do Czystopola, gdzie dała początek przyszłemu zakładowi produkcji zegarków marki "Wostok", ale to długa historia i na inną okazję. Skracając, to właśnie tam mniej więcej do 1961 r. był produkowany m in. "Mir".

Mechanicznie to "wół roboczy" - ma robić swoje. W prostej linii pochodzi od projektu Ferdynanda Lipmana (1918 rok!), który Związek Radziecki zakupił do wdrożenia u siebie do produkcji w 2 połowie lat 30-tych. To były zegarki z wyższej półki, produkowane dla masowego odbiorcy, jako przedmiot użytku codziennego, narzędzie traktowane wyłącznie utylitarnie. Koniec lat 50-tych i początek 60-tych to czas, gdy do wykończenia przywiązywano dużą dbałość; koperty złocono warstwą 20 mikronów, mechanizm ma włos Bregueta i system przeciwwstrząsowy, na krawędziach mostków widać polerowane fazowania, polerowane są też główki śrub. Całość ma być estetyczna, choć mechanizmu w zamkniętej kopercie nikt przecież nie ogląda.

Cóż, swoje od życia zebrał. Czasem stawał, trudno było go nakręcać, bo wytarta koronka była trudna w obsłudze, a poharatana koperta i głębokie zadrapania nasuwały skojarzenia ze starym kocurem, który w walkach otrzymał niejedną ranę. Urodą, jednym słowem, nie grzeszył. Jakieś 25 lat temu zupełnie odmówił posłuszeństwa (mój brat w ramach testów usiłował uruchomić swojego Wostoka, używając tego tutaj jako dawcę części). Jako swoją pierwszą naprawę w 2019 r. rozłożyłem mechanizm na części, wymyłem, a tony brudu, jakie wygarnąłem z werku, to jest temat na oddzielną opowieść. O dziwo, udało się odnaleźć i skompletować 100% zawartości oryginału - należało tylko poprawić paletę kotwicy, która uległa zniszczeniu. Do wymiany poszła koronka, bo była zwyczajnie zużyta. Największym zdziwieniem był kolor tarczy, jaki pojawił się, podczas mycia. Niby wiedziałem, jak to powinno wyglądać, ale pierwszy raz w życiu zobaczyłem ją w takiej postaci. Nie jest idealnie: została czarna kropa koło godziny 9, przy 6 farba jest zjedzona do gołej blachy, przy indeksach jest sporo patyny....Znikające napisy to przypadłość tej marki, ten typ po prostu tak ma. Powyżej wskazówek powinien być czerwony napis "Mir", poniżej zachowały się ledwo - ledwo widoczne "18 kamieni, przeciwwstrząsowy". Mam cyferblat w lepszym stanie, ale nie chciałem go zmieniać - niech już taki sobie będzie. Koperta, wysłana do renowacji, pozostawia sporo do życzenia. Niby odnowione złocenie, ale głębokie szramy zostały niedostatecznie spolerowane. Zżymałem się na fuszerkę, ale potem pomyślałem: facet bez blizny to nie facet. Naoliwiłem (nawet przeoliwiłem!), poskładałem - ruszył, i to bez marudzenia (to było kolejne zdziwienie: tak jakby on sam chciał pracować; zupełnie nieźle, jak na 60-letniego staruszka). Wystarczyło wypolerować indeksy i wskazówki, wyregulować, przepolerować kopertę i założyć nowy pasek. Kosztował mnie kupę pracy i czasu, ale było warto ze względów sentymentalnych. Tata dostał go po odnowieniu w prezencie na 75 urodziny. Nie wiedziałem o tym, ale wtedy miał przed sobą jeszcze 3,5 roku życia.

Tatko zmarł równo rok temu na raka. Wyjątkowo bolesna śmierć, pomimo wcześniejszego leczenia przerzuty z płuc i opłucnej poszły na żebra i kręgosłup, słabo działały środki przeciwbólowe. Pojawiły się niedowłady nóg, strajkowały nerki, były stany zapalne i problemy z oddychaniem. Rano dawałem mu opioidy, zastrzyk sterydów, podłączałem kroplówkę, byle szybko, bo bardzo cierpiał. Zapadał w ciężki, narkotyczny sen na kilka godzin, a ja siadałem przy nim, pilnowałem tempa kroplówki, wenflonu, respiratora i żeby zająć czymś głowę - pisałem o zegarkach. Cóż, zegarki to czas, czas to historia....

No i tak to było. Przedstawiam Państwu: oto Mir, czyli Pokój, starszy brat Wostoka z tej samej Czystopolskiej Fabryki Zegarków Zdjęcia poniżej przed i po mojej pracy.
71a6f422-7276-43f6-be33-a4b77b34b1ef
68f7eb80-e42c-4bd7-8989-67b6dd925981
424655dc-08fc-4149-be94-540beb21188a
Dzemik_Skrytozerca

Mój tata miał podobny. Na pewno z późniejszej serii, bo cyferki były nieco inne. Sam kształt i kolory podobne... ale to było ponad 25 lat temu, więc mogę się mylic.

SciBearMonky

Mój też miał taki. Oczywiście zepsuty

Odczuwam_Dysonans

@t0mek szacun, na pewno tacie było miło ponownie zjednoczyć się ze swoim wysłużonym zegarkiem. Swoje razem przeżyli widać że tchnąłeś w niego drugie życie. Dobra robota!

Zaloguj się aby komentować

#tikutak #hobby #zainteresowania #ciekawostki #zegarki #gruparatowaniapoziomu

Poljot ”Szturmanskie”.
Idąc w dalszym ciagu tropem Pierwszej Moskiewskiej Fabryki Zegarków im. Kirowa i późniejszego Poljota, dziś prezentuję dość ciekawy obiekt, jakim jest chronograf tejże produkcji, przeznaczony dla pilotów.

Łatwo określić, czym jest chronograf: to po prostu rozbudowany stoper, albo też sekundnik, o wysokiej precyzji. Czasomierz wyposażony w taką funkcję pokazuje z dużą dokładnością pewien określony zakres wskazań, może też mieć dodatkowe zastosowania, przeznaczone do użycia w konkretnym celu. Gorzej jest mi przetłumaczyć nazwę „Szturmanskie”. Jedna z wersji, jaką znalazłem, brzmi: nawigatorski. Ale to aż się prosi o powiązanie ze szturmem, atakiem, zdobywaniem! K.O.Borchardt w powieści „Znaczy kapitan” wspomina o naszywce ze szturmańskimi kotwiczkami, która była przywilejem oficerów nawigacyjnych marynarki. Był to relikt z marynarki wojskowej, z czasów, kiedy obcy statek zdobywało się abordażem, w walce wręcz. Szturmować falę, to ustawiać jednostkę pływającą odpowiednio do kierunku wiatru i pchanej przezeń wody. Ale gdzie marynarka, a gdzie lotnictwo?

Więc dalej: w ZSRR „szturmanem” nieregulaminowo nazywało się drugiego pilota samolotu. Ciepło, ciepło. Z lektury wspomnień wojennych wiem, że zajmował się on wyliczaniem kursu na podstawie wskazań przyrządów pomiarowych i naziemnych punktów orientacyjnych (a nierzadko również na podstawie gwiazd) oraz długości trwania odcinków lotu. Pilnował również zużycia paliwa, odnosząc je do czasu lotu i przebytego dystansu, aby było możliwe zarówno osiągnięcie strategicznego celu, jak i powrót do bazy. Każdy lotnik czasu wojny był wyposażony w zegarek, a kontrakty na ich dostawę (zegarków, nie lotników dla armii były czymś szczególnym. Z jednej strony dawały praktycznie nieograniczone zapotrzebowanie w trudnym handlowo czasie, gwarancję produkcji i dostęp do deficytowych materiałów. Z drugiej, narzucały wyśrubowane normy jakościowe, które należało utrzymać dla dużej partii dostaw. Czyli jakość, jakość, jakość. „Szturman” chyba rzeczywiście będzie odpowiednikiem „nawigatora”, choć nie słyszałem jeszcze, żeby ktoś ten zegarek nazywał w ten sposób.

Nieco historii: w 1974 r. szwajcarska fabryka Valjoux zaprzestała produkcji swojego mechanizmu chronografu 7734. Wkrótce linię produkcyjną wraz z prawami własności, częściami i narzędziami zakupił Związek Radziecki. Mechanizm rozwinięto i udoskonalono, dokonując szeregu istotnych zmian. Przykładowo, zwiększyła się ilość kamieni (z 18 do 21), zwiększono dokładność wskazań przez zastosowanie wyższej częstotliwości wahań balansu oraz lepszych łożysk w module chronografu (podczas późniejszej produkcji dokonano zmian materiału kół zębatych chronografu, aby poprawić dokładność wskazań niezależnie od wahań temperatury), zmniejszono grubość werku, dołożono własne zabezpieczenie antywstrząsowe. Finalnie powstał mechanizm 3133 i jego pochodne, później również oznaczany jako P3133 (litera „P” od nazwy fabryki – Poljot).

Na zdjęciach widać, że pod względem mechanicznym stopień skomplikowania przekładni jest o niebo wyższy, niż w dotychczas prezentowanych konstrukcjach. Produkowano je do kilku zegarków. Najpierw był właśnie „Szturmanskie” i jego bliźniak „Okean”, „Strieła” (jeden z „kosmicznych” zegarków, wspominałem o nim w poprzednich wpisach) - chronografy przeznaczone dla oficerów lotnictwa i marynarki. Nie były dostępne w handlu, a wyłącznie w służbach mundurowych. Występowały w limitowanej ilości i były poddawane dodatkowym testom jakości, narzuconym przez armię. Doszło nawet do tego, że w niektórych z nich, tak jak w przypadku mojego, brak wyraźnie podanej marki: na cyferblacie jest tylko symbol wojsk lotniczych i tyle (nazwa „Szturmanskie” była wybita na deklu). Potem pojawił się „Buran” i cywilny „Poljot”, już z napisem na tarczy. Pisałem już o tym, że wszystkie czasomierze z Pierwszej Moskiewskiej nazywały się po 1961 r. „Poljot” - wszystkie, poza eksportowymi i wojskowymi markami, tu jest właśnie widoczny ten wyjątek. Po upadku Związku Radzieckiego były jeszcze inne dziwadła – noworusy jak np. Pilot, Aviator, Junkers, Zeppelin czy reedycje „starego” Szturmana i Okeana, fabrykowane przez spadkobierców do 2011 roku, kiedy to produkcja całkowicie padła. Można dziś kupić zegarek chiński z mechanizmem Valjoux, czyli tym, od którego rozpoczęła się cała historia.
Na rynek włoski z tym samym mechanizmem trafiał Wostok.

Z ciekawostek: Poljot chrono trafiał na wyposażenie polskich pilotów wojskowych. Któryś z zegarków o tym mechanizmie – Poljot czy Okean, nie mam pewności – służył na orbitalnej stacji „Mir” kosmonaucie Walerijowi Poljakowowi, który pobił rekord długości pobytu w przestrzeni kosmicznej, 437 dni i 18 godzin. „Szturmana” miał Japończyk, dziennikarz Akiyama Toyohiro, który jako członek załogi Sojuz TM-11 był pierwszym komercyjnym pasażerem lotu kosmicznego w 1990 r. (jego stację telewizyjną kosztował ów lot 28 milionów baksów, ale kto bogatemu zabroni?).

Warto zwrócić uwagę na jakość wykonania i powtarzający się schemat: dobra zachodnia baza + armia jako siła sprawcza, w ruskim militarnym państwie wcale nie tak rzadki. Zegarek pracuje w klasie chronometru, czyli z dokładnością -10/+40 s/dobę, z uwzględnieniem możliwych skoków temperatury w szerokim zakresie i wpływu tego zjawiska na dokładność chodu. Koperta ze stali nierdzewnej ze szlifem promiennym, wersje cywilne miały kopertę i przyciski chromowane, ew. złocone. Również stalowe są przyciski (górny uruchamia centralną wskazówkę chronografu i zatrzymuje ją, dolny - kasuje wskazania) i koronki. No właśnie, koronki, bo są dwie, po obu stronach koperty. Prawa służy do nakręcania i regulacji czasu, lewa ustawia wewnętrzny pierścień wokół tarczy. To dodatkowa funkcja, dzięki której można sobie przyjąć początek jakiegoś okresu, aby móc odczytywać na bieżąco wskazania zarówno aktualnego czasu, jak też czasu akcji. Indeksy, wskazówki i początkowy znacznik wewnętrznej tarczy są widoczne w ciemności. Data na godzinie 6.00, lewa tarcza to zwykły sekundnik, centralna wskazówka to sekundnik chronografu, minuty są zliczane na prawej małej tarczy. Były też wersje z wycechowaną podziałką telemetryczną i ze stop-sekundą. W noworuskich późniejszych wersjach cywilnych bywały rozwinięcia o np. kalendarz księżycowy, wskaźnik dzień-noc, stop-sekundę itp.

Co jeszcze? Swój kupiłem jako niesprawny i sam doprowadziłem do stanu używalności. Po odwiedzeniu 3 zakładów zegarmistrzowskich i wycenach serwisu w granicach 350 - 700 zł, samodzielnie wymieniłem balans z uwalonymi czopami i skorygowałem moduł chronografu. Nie mając doświadczenia w tak skomplikowanych mechanizmach, oddałem mycie i smarowanie w ręce dość znanego majstra, po którym przyszło mi poprawiać robotę. Po różnych szczegółach wykonania datuję zegarek na 1987 rok, ale moim zdaniem wymieniono mu kilka części, posługując się dawcami narządów. Solidny, bardzo trwały, jeden z kilku moich chronografów, które mam nadzieję jeszcze tutaj pokazać.
8fea06df-0ed4-4666-8e48-10bae5e4d9e5
dfec7f81-ac12-47cf-aa21-c56cbb6f3686
86a9ab92-86cd-4bd4-a7d6-420a8bc01f73
318b59a3-ccb0-4598-bd57-9acdab9554e6
32144511-013d-4be3-8a52-a1918e54f7f7
Kanciak

@t0mek mam poljota awiatora, myślę że to kontynuacja serii szturmanskie:)

9a55963b-d217-4f6b-b9ae-34bea85301c1

Zaloguj się aby komentować

#tikutak #hobby #ciekawostki #zegarki #gruparatowaniapoziomu #pokazmorde
No witam.
Śledzących moje wpisy pozdrawiam serdecznie i przepraszam za długą przerwę, wiele rzeczy złożyło się na taką sytuację.
Już przejadł mi się „Poljot”, ale trzeba byłoby konsekwentnie przejść przez jego historię, żeby pójść dalej. Zatem, dziś nieco lżejsza lektura: zemsta Miodomira.

Pierwszymi moimi zegarkami zapamiętanymi z dzieciństwa były poniewierające się w szpargałach „Cyma” i „Zaria”, dziadkowy „Wostok” i babcina „Sława”, coś nieokreślonego, noszone przez tatę (okazało się, że to „Mir”) i „Czajka” mojej siostry. Wszystkie te zjawiska opiszę w przyszłości. Natomiast pierwszym moim własnym zegarkiem był „Poljot” budzik, otrzymany w 1986 r. z okazji Komunii jako prezent.
O „Poljocie” jako fabryce i marce już pisałem. 1. Moskiewska Fabryka Zegarków im. Kirowa, Orderu Lenina (tak brzmiała jej pełna nazwa po II WŚ) produkowała kilkanaście różnych marek. Samą fabrykę i całą jej produkcję (poza brandami eksportowymi i militarnymi), po locie Gagarina w Kosmos przemianowano na „Poljot”. Jednym z wytwarzanych tam czasomierzy był mechaniczny naręczny zegarek z budzikiem o nazwie „Signał”, który również stał się „Poljotem”.

Używał zaadaptowanego mechanizmu szwajcarskiego AS1475, a jak już wspominałem, produkowano go na zachodnim sprzęcie po przeszkoleniu przez Francuzów. Jakim cudem ta myśl techniczna zawędrowała na Wschód – nie mam pojęcia; domyślam się, że być może skopiowano całość po upłynięciu czasu ochrony patentowej. Faktem jest, że jakieś 5 lat po wprowadzeniu konstrukcji przez fabrykę A. Schild, Ruscy mieli ją już u siebie pod oznaczeniem 2612. Zasada była prosta: werk posiadał drugą koronkę do nakręcania sprężyny budzika, sprzężonego z zasadniczym mechanizmem zegarka. Jak działa budzik chyba nie potrzeba opisywać; tutaj młoteczek uderzał w trzpień po wewnętrznej stronie dekla, dając kilkunastosekundowy sygnał dźwiękowy podobny do brzęczyka. Był to jedyny radziecki zegarek naręczny z budzikiem, produkowany przez blisko 30 lat. Mój sikor był jedynym takim w podstawówce, zresztą przez całe dzieciństwo nie widziałem podobnego. Jest w wersji eksportowej, opisany „łaciną”, z klasyczną, czarno – białą tarczą i chromowaną kopertą oraz bransoletą (zrobiła się za ciasna i wymieniłem na pasek). Za bardzo go nie szanowałem; był normalnie noszony, a mojej mamie przez pewien czas służył jako budzik do porannego wstawania, zatem był to przede wszystkim przedmiot utylitarny. Wydawało mi się, że długo to trwało, ale w sumie nosiłem go może 4 – 5 lat, zanim poszedł do szuflady, zastąpiony Wostokiem. Potem jeszcze, w ramach głupoty, zdjąłem mu tarczę (podczas tych prób poległa wskazówka i pogięła się druga, przy czym źle ją obsadziłem). Zapytany na ulicy „która godzina?” odpowiedziałem: „wpół do ósmej....nie, wpół do siódmej....nie! Wpół do ósmej!!!”. Ale wszystko udało się odtworzyć. Serwis wykonał profesjonalny zegarmistrz.

Na jednym ze zdjęć #pokazmorde jest z dnia komunii właśnie w chwili oględzin zegarka w towarzystwie brata i cioci. Siedzimy i ani tamtemu mnie nie przyszło do głowy, że z winogron rosnących za moimi plecami za 30 lat będę pił niezgorsze, samodzielnie zrobione wino, a tuż obok będzie stała w przyszłości moja niewielka pasieczka, po której hulał będzie – zadomowiony w jabłonce po prawej stronie zdjęcia - MIODOMIR...

Miodomir został powołany celowo i niebacznie, na moje wyłączne pszczelarskie potrzeby i – niestety – ku późniejszemu utrapieniu. Jakie potrzeby, zapytacie? Otóż dawniej, w czasach, gdy na płocie otaczającym toczek zawieszało się zwierzęcą czaszkę jako ochronę od uroków i złego spojrzenia, każdy pasiecznik posiadał – lub przynajmniej chciał mieć – swojego prywatnego diaboła. Ten ogarniał mu najważniejsze sprawy, pilnował interesu i pomagał w zamian za karmienie. We wspomnieniach jako rzecz normalna i pospolita istnieją różne fantastyczne stworzenia, jak np. nieokreślone „coś”, pasiecznik czy rojnica, które - obłaskawione, trzymane i karmione - sprawiały, że pszczelarzowi się „darzyło”. Ten i ów wystawiał na strychu garnczek z niesoloną kaszą (niesoloną, bo sól święciło się na Wielkanoc, więc szkodziła wszelkiemu czarowi), albo na pasieczysku umieszczał kubek z namoczoną w mleku bułką – i jakoś to szło.

Pszczelarz był tym, który miał Wiedzę, Umiejętność pracy z pszczołami, co dla postronnych było rzeczą osnutą aurą niesamowitości, „poznania”, świętości i magii, ale też obłaskawienia i używania do pomocy....innych istot. Pszczelarstwo, poza prozaicznym zyskiem z miodu i wosku, było Sztuką, stanięciem między sacrum (bo pszczoła była bożą istotą i w ludowych podaniach otaczano ją szacunkiem) a profanum, między ludzkim i nie-ludzkim światem, między tym, co znane i co niepojęte.

Miodomir potrzebował zatem swojego czasu i odpowiednich okoliczności. Na początku była historia opowiadana przez wujka Romka o jego sąsiedzie, który to wcale nie tak dawno, może 30 lat temu, miał swojego diabła. Stawiał mu miskę kaszy w pustym ulu – ot, taki folklor – i ja to miejsce kiedyś przy okazji pokazałem moim dzieciom.

Ja również pewnego wieczora, powróciwszy ze dwora, zasępiłem czoło i stwierdziłem, że „coś....chyba....”, nie dopowiadając najważniejszego. Raz, drugi i dziesiąty, zamyślony i mimochodem, mruczałem do siebie, że „tak jakby...” i „chyba coś jest...”. A w międzyczasie serwowałem dzieciom opowieści z życia dawnych pszczelarzy, jak to sobie gospodarzyli, pracowali....i oczywiście, jakich mieli pomocników. Na tym etapie pokazałem im dziuplę w jabłonce, która nie spodziewając się takiego zainteresowania, dochodziła swoich lat, dostarczając mi próchna do podkurzacza. Z dużym zainteresowaniem wspólnie ją obejrzeliśmy, przy czym dzieliłem się refleksją, że nadawałaby się na mieszkanie dla skrzata, chałupa jak się patrzy, pewnie tam się jakiś urządził, cwaniak, chytrus jeden. No i tak jakoś samo z siebie wyszło, że w dziupli starej jabłonki „coś mieszka”. Skoro jest, to jakoś trzeba to nazwać – w szybkim konkursie zwyciężył właśnie MIODOMIR. Od tej pory stał się on pełnoprawnym elementem codziennych zajęć.

Zaczęło się obłaskawianie Miodomira, żeby pomagał przy pszczołach. Chodziliśmy z dziećmi do dziupli powiedzieć mu „cześć” („wy k...wa normalni jesteście?” - pytał mój brat), znalezione piórka, w geście przyjaźni, ofiarowaliśmy Miodomirowi na pierzynę (nie zostały przyjęte – no ale przecież lato, ciepło, a może to jest skrzat z długą brodą, którą się przykrywa...). Przez żołądek do serca, więc częstowaliśmy go malinami i porzeczkami (nie lubił ich, huncwot, a tyle tego dostawał, że przetwory mógł z powodzeniem robić), zatem trwały poszukiwania odpowiedniego jadła. Łupina włoskiego orzecha z kaszą i – jakże by inaczej – miodem, zniknęła w całości, musiałem na gwałt dorabiać „naczyń”, taki miał spust, i napychaliśmy go kluchami, kaszą i czym tam jeszcze. Łykał wszystko bez popitki. Możecie się śmiać: raz i drugi, w pniu spróchniałym aż do korzenia, coś mignęło mi przez ułamek sekundy. Miodomir zadomowił się zatem na dobre.

Ale czego też on nie wyczyniał! Przychodząc do domu spodziewałem się pytań: „tata, a Miodomir psoci?”. Psocił, psocił, ladaco, i to jak jeszcze! Opowiadaniom nie było końca: jak to daszek na ulu był przekrzywiony, pewnie ktoś go ruszył, a może nawet po nim tańcował!? To i owo mi zginęło, pewnie hultaj Miodomir schował. Spod rąk znikały mi ramki, a znajdowałem je w drugim kącie pasieki – no kto je tam zaniósł? - wiadomo... Gdy miałem publikę, pukałem uprzejmie w pień i nie szczędziłem gorzkich słów prawdy, gróźb i dydaktycznych połajanek, lądujących w głębi jabłonkowej dziupli. Obiecywałem przetrzepanie skóry przy najbliższej okazji. Oj, nasłuchał się on ode mnie, nasłuchał! Ale miarka się przebrała, gdy zginęła mi szczotka pasieczna. Jest to jedno z najpotrzebniejszych przy pracy akcesoriów, bez niego jak bez ręki. Chodziłem, szukałem – kamień w wodę! Szczotka przepadła. Trudno! Tak mi odpłacił za strawę, przyjaźń, serce, troskę i wyjątkową tolerancję. Używałem innej, ale tego było za wiele: skończyło się babci s...anie, skończyła się pańska łaska, jedzenia już więcej nie dostał. Drań nie poprzestał na tym, bo różne przedmioty złośliwie nadal ginęły mi podczas pracy, gdy tylko spuściłem z nich wzrok. Korciło mnie – i to jeszcze jak! - żeby podrzucić do dziupli trutkę na myszy, ale raz – jestem miłośnikiem przyrody, dwa – jako stwór magiczny, ani chybi Miodomir nie strułby się, tylko rozzłoszczony odpłaciłby mi w dwójnasób. Uniosłem się zatem honorem. Nie to nie, z kumplowania nici.

Przycichł jakoś, spokorniał, może zrozumiał, a może wyniósł się do innej pasieki?

Po całym sezonie prac, grabiąc jesienią opadłe liście, spostrzegłem szczotkę wetkniętą w niemożliwy sposób między płot, ul i krzak czarnego bzu (który nie bez kozery dawniej potocznie zwano „czarcim zielem”). Jak tam się znalazła, do dziś jest to dla mnie zagadka.

To była ostatnia psota Miodomira.
01802792-e862-423b-a875-3e83be4cf301
f349e561-42b4-4859-a3da-734bb045d1d2
9a67fc92-9dd6-4355-a2cd-ed3632b2fa4f
t0mek

A tu Miodomir mieszkał

2e49256c-8dd7-41f6-bda6-80ddba136533

Zaloguj się aby komentować

Proszę państwa, jest i on: młody rzepak! Tegoroczny miód rzepakowy, tęgi, krzepki, zrodzony ze słońca i ziemi, i strzępów mgły wtulonej w pole kwiatów, i z trudu pracy pszczelego roju. Oraz - ze starań pszczelarza, poniekąd. Powinienem to chyba określać "miód kraftowy" albo "miód rzemieślniczy", gdyby nie to, że cholernie nie znoszę takich określeń (mimo, że w tym przypadku są ze wszech miar prawdziwe, bo mowa o niekomercyjnej, nietowarowej pasieczce).
Zapraszam do zakupów, 35 zł/szt. + przesyłka, paczkomat średni rozmiar to jest dodatkowo 19 zł. Jak sami z pewnością widzicie, najbardziej opłacalne jest nabycie kilku sztuk Można zrobić prezent mamie, cioci, chłopakowi/dziewczynie, profesorowi w czasie sesji....albo po prostu samemu nażreć się słodkiego po kokardy.
Miliony pszczół nie mogą się mylić - chciej go mieć!!!!
Robię #rozdajo polegające na tym, że pierwsza chętna osoba do zamówienia dostaje drugi słoik gratis.
Zapraszam do PW.
#miod #rozdajo #pszczoly #pszczelarstwo #jedzenie
a8a7ccbf-ebff-4e1b-bbbf-0d9625869fb9
Modrak

Hej t0mek, chciałbym kupić trzy słoiki, ale chyba nie ogarniam czegoś. Jak się z Tobą skontaktować?

t0mek

@Modrak najlepiej przez wiadomość prywatną.

Modrak

Niestety nie mam na hejto takiej opcji. Jak wchodzę na Twój profil, to mam tylko opcje udostępnij lub zablokuj. Nie mam jak napisać bezpośrednio do Ciebie. A może jakiś Facebook czy strona?

rodarball

@t0mek słoik litrowy czy 0.9?

Modrak

Dotarły miody z #rozdajo od @t0mek. Wielkie dzięki. Rzepakowy o konsystencji nutelli a smak 100 razy lepszy!!!

Wielkie dzięki 🐝👍

84909a91-74cc-4fa7-8a1f-2e226dce550d

Zaloguj się aby komentować

#cebuladeals #pszczelarstwo
Zostało mi trochę ubiegłorocznego miodu, a za miesiąc powinien być nowy. Z tej okazji robię sprzedaż połączoną z #rozdajo.
Słoik 1,3 kg miodu, do wyboru rzepak, lipa, wielokwiat z przewagą maliny - 30 zł + przesyłka (preferowany paczkomat). #Rozdajo polega na tym, że pierwsza osoba, która złoży zamówienie, dostaje gratis drugi słoik innego smaku (chyba że chce taki sam).
Zapraszam. Grafika przypadkowa.
fd2e4293-6463-42b2-9738-8284d7beaa0a
kwahu666

@t0mek ile cukru w tym Twoim miodzie jest? a serio to daj znać jak zamówić.

t0mek

@kwahu666 100% cukru w cukrze co do zamówienia - napisz na priv, ile i jaki chcesz

moll

@t0mek z jakich okolic jesteś? Może znajdziesz chętnych na odbiór osobisty?

t0mek

@moll okolice Lublina

moll

@t0mek mam po drodze!

wkielon

@t0mek brałbym odbiór osobisty pref

t0mek

@wkielon jak wyżej - jeśli komuś jest po drodze, to Lublin i okolice

Zaloguj się aby komentować

#tikutak #zegarki #ciekawostki #zainteresowania #hobby #gruparatowaniapoziomu
No i tak to.
W poprzednich wpisach prześledziliśmy losy 1. Moskiewskiej Fabryki zegarków im. Kirowa od jej powstania, aż do – mniej więcej – końca lat 50-tych.
Był to czas współzawodnictwa bloku komunistycznego i kapitalistycznego, a ściślej – USA i ZSRR oraz ich satelitów, o prymat w świecie. Aleksander Suworow w „Akwarium” pisał, że gdziekolwiek i w jakiejkolwiek dziedzinie była szansa na to, aby Związek Radziecki udowodnił swój sukces, tam znajdował się sposób, sztab ludzi oraz środki finansowe, aby to wypracować, a w ten sposób dowieść wyższości komunizmu. Technologia, produkcja, przemysł, wydobycie, gospodarka, sport – wszystko było polem do rywalizacji. Nie mogę przypomnieć sobie, o które zawody sportowe chodziło, ale rzecz dotyczyła skosu o tyczce, chyba tej sytuacji ze słynnym „gestem Kozakiewicza” na Igrzyskach Olimpijskich w 1980 roku: podczas skoków Rosjanina otwierano wierzeje stadionu, aby powstały przeciąg wywoływał wznoszący prąd powietrza, i choćby w ten minimalny sposób poprawiał jego osiągnięcia. Takie to były czasy. O prymat walczono na każdym polu, a właśnie dochodziło jeszcze jedno miejsce współzawodnictwa: Kosmos.
Ten czas był czasem strachu, i może pod jego presją tak usilnie walczono, i również dlatego tak mocno odcisnął się w kulturze i samym człowieku. Niby II Wojna Światowa skończyła się kilkanaście lat wstecz, niby Zachód udzielił Wschodowi pomocy lend – lease, ale o przyjaźni nie mogło być mowy. Było za to ciągłe szachowanie, rozmieszczanie sił i wpływów dwóch mocarstw w całym świecie. Tak naprawdę, po wojnie nie ustawały wysiłki o zdobycie przewagi militarnej. Pracowano nad pociskami, rakietami, bombą atomową, nad sposobami przenoszenia broni i zniszczeniem uzbrojenia przeciwnika. Na różne sposoby próbowano przekonać światową opinię publiczną o tym, że jedna strona wyprzedza drugą, że trzyma w szachu przeciwnika, będącego na drugim końcu świata. W naszej opowieści doszliśmy do ery wyścigów między USA i ZSRR, kto pierwszy wystrzeli w kosmos urządzenie, a potem – człowieka. Ery Jurija Gagarina, pierwszego człowieka, który dokonał lotu orbitalnego.
Tutaj ciekawostka: Gagarin zabrał ze sobą na orbitę....lalkę swojej córki. To nie żart. Pewnie był to jakiś talizman na szczęście, który miał mu dodawać otuchy, ale jednocześnie był to prosty wskaźnik momentu, w którym przestaje działać ziemska grawitacja i przedmioty zaczynają swobodnie fruwać. Stało się tradycją, że kolejne loty załogowe również zabierały ze sobą maskotki. Aż do czasów dzisiejszych, chyba każda z ekip miała swojego ulubieńca, który leciał z nią. Chciałbym tu podkreślić, jak bardzo ówczesny świat żył wyścigiem kosmicznym i możliwością lotu poza Ziemię. Niesłychanie mocno odbiło się to w kulturze i psychice ludzi, również dzięki ogromnej propagandzie, jaka towarzyszyła całemu przedsięwzięciu przed i po. Wyobrażano sobie podróże międzygwiezdne, bazy na innych planetach, chłopcy chcieli być astronautami, wszyscy znali nazwiska pilotów i ekscytowali się szczegółami ich poczynań. Gagarin po powrocie na Ziemię został wysłany w 2-letnią propagandową podróż zagraniczną, w czasie której odwiedził 30 państw. Był żywą legendą, #chad, synem rzemieślnika i dojarki krów, który rzucił szkołę po ukończeniu 6 klas, żeby w fabryce pracować i uczyć się zawodu odlewnika. Ukończył Szkołę Techniczną (w późniejszym czasie również studiował), został pilotem wojskowym, potem jedną z 20 osób przygotowujących się do lotu orbitalnego. Widzę tu ogromne podobieństwo do życiorysu Walentyny Tiereszkowej, ale o niej i o „Czajce” napiszę gdzie indziej. Misja Wostok-1 była ówczesnym rekordem wysokości, długości lotu i masy wyniesionej poza Ziemię. Pamiętam to jeszcze z lat 80-tych, czyli dwadzieścia lat po Gagarinie. Pamiętacie, co było 20 lat temu? To wcale nieodległa przeszłość (no dobra, dla jakiejś części czytelników.....;))
Krótko: po locie pierwszego człowieka na orbitę okołoziemską, ludzie oszaleli na tym punkcie. Już wcześniej zachwycano się przestrzenią, a nazwy związane z kosmosem i ciałami niebieskimi przyklejano wszędzie, jak leci (nawet były papierosy „Kosmos”). 1. Moskiewska Fabryka Zegarków im. Kirowa była jedynym dostawcą urządzeń zegarowych dla przemysłu kosmicznego w ZSRR (wydaje mi się, że później 2. Moskiewska również dokładała swoją cegiełkę do zewnętrznych mechanizmów zegarowych rakiety, czy też urządzeń startowych – rzecz do sprawdzenia), zapisała się też jako producent pierwszych zegarków w Kosmosie. Gagarin (później również Tiereszkowa) miał podczas lotu zegarek „Szturmańskie” właśnie stamtąd pochodzący (poniżej zdjęcia 1 i 2 tego modelu, znalezione w necie). „Striełę” z 1. Moskiewskiej miał na ręku Leonow w 1965 r., pierwszy człowiek, który lecąc statkiem Wostok – 2 wykonał spacer kosmiczny. I chronograf „Poljota” towarzyszył pierwszemu (oficjalnie) człowiekowi, który poniósł śmierć podczas lotu kosmicznego (Władimir Komarow w 1967 r.). A na samym początku, jeszcze przed Gagarinem, była bezzałogowa misja Korabl – Sputnik 4, w którym na próbę poleciała m.in. „Pabieda” na ręku manekina, nazywanego Iwanem Iwanowiczem. W wyniku tego w 1961 r. fabryka przyjęła nazwę „Poljot” („Lot”), i tą nazwą zastąpiono wszystkie – poza eksportowymi i wojskowymi - produkowane wcześniej tam marki (Kirowskie, Orbita, Strieła, Kosmos, Sputnik, Stoliczne, Wympieł, Moskwa, Pabieda, Sygnał, Rodina, Majak...). A dalej to już z górki.
Jak wspomniałem w poprzednim wpisie, produkowano na dawnych amerykańskich maszynach, w oparciu o personel wykwalifikowany przez inżynierów francuskich oraz – przypuszczalnie – na francuskiej lub szwajcarskiej myśli technicznej (chodzi mi o mechanizm). Pod względem konstrukcyjnym, zegarki odpowiadały średnim i wyższym półkom zegarków zachodnich. Po zastosowaniu urządzeń antywstrząsowych, zabezpieczających osie, niczym nie odstawały od czasomierzy najlepszych firm amerykańskich, niemieckich, szwajcarskich i francuskich. Miejscami proponowały rozwiązania lepsze, niż ich kapitalistyczne odpowiedniki (np. grubość złocenia 20 mikronów, czy łożyskowanie kamieniami najtańszych mechanizmów kwarcowych). Pochodzące z początków produkcji Poljoty do dziś są w użyciu, a na rynku wtórnym trafiają się dobrze zachowane perełki, choćby te oznaczone na tarczy „klasa 1”. Jest to gwarancja sprawdzonej podwyższonej dokładności chodu, a jej odpowiednik np. u Szwajcarów był powodem dumy producenta, odpowiedniego certyfikatu, synonimem precyzji i luksusu.
Tutaj znowu ciekawostka, wołam @Donpedro841 : w Polsce działały od 1953 r. Zakłady Mechaniczno - Precyzyjne w Błoniu (przemysł wojskowy), po 3 latach zadecydowano o podjęciu w nich produkcji zegarków, aby po kolejnych 3 latach wypuścić pierwszą ich partię. I na czym oparto cały proces? A na „Kirowskim” z 1. Moskiewskiej, czyli na pierwowzorze „Poljota”. W latach 60-tych na zasadzie montowni składano pod Warszawą mechanizmy z gotowych części radzieckich, we własnym zakresie produkując tarcze, koperty i wskazówki. Potem powstawały części z półproduktów, ale mechanizmów w całości zrobionych „na miejscu” wypuszczono raptem 1000 szt. Tak więc polskie Błonia, Blonexy, Bałtyki, Alfy, Jantary, Warsy i Kuranty w większości miały mechanizm identyczny z Kirowskim i wczesnym Poljotem, i to opisany cyrylicą (rysunek i 3 zdjęcie). Polscy inżynierowie dokonywali cudów, aby udowodnić, że jesteśmy w stanie produkować wszystkie potrzebne komponenty we własnym zakresie, niestety, takich działań odgórnie ZAKAZANO. Po co robić konkurencję Związkowi Radzieckiemu? No właśnie. Zakłady funkcjonowały do 1969 r. i – o ile się orientuję, ale nie mam na ten temat szczególnej wiedzy – wykonywały również tzw. produkcję specjalną. Nie chodzi mi o zegarki dla pilotów, choć były i takie (Blonex Antymagnetyczny), ale o elementy o przeznaczeniu stricte militarnym. Później fabrykę, podkreślmy to: decyzją polityczną, nie tyle zlikwidowano, co przebranżowiono na fabrykę drukarek.
Tymczasem w ZSRR był zbyt na części i gotowe produkty, eksportowane w milionowych ilościach do 63 państw. Czasem czyniono to pod własnym znakiem handlowym, a czasem pod innymi, np. jako Sekonda (Wielka Brytania), Nairi (Armenia), Orex (Rumunia), Meister Anker (RFN), Exacta, Cornavin czy Corsar. Do likwidacji zakładu Poljota w 1992 r. produkowano kilka typów mechanizmów z ich rozwinięciami i udoskonaleniami. Pierwsze, bazujące jeszcze na konstrukcjach LIP-a i ich modyfikacje, potem 24xx wzorowane (jak sądzę) na ST-96 i ETA, kopie AS1475, „bocian” (znów podobieństwo do ETA i PUW), w końcu najpopularniejsze 26xx (wypisz, wymaluj Geneva Sport Watch i Enicar). Były zwykłe, pospolite czasomierze z naciągiem manualnym lub automatycznym, były mechanizmy z budzikiem, stop-sekundą, chronografy, „nurki”, okolicznościowe, były zegarki kwarcowe i cacka w złotych kopertach. O ile mi wiadomo, poza specjalistycznymi czasomierzami, zakład wykonywał wyłącznie zegarki męskie. Dużym odbiorcą była oczywiście armia, marynarka i lotnictwo, na ich potrzeby powstawały wyspecjalizowane konstrukcje do precyzyjnego pomiaru czasu, ale to już inna historia. Po upadku Związku Radzieckiego „Poljot” zbankrutował, jednak marka jest zarejestrowana i produkowana w kilku krajach.
7d79801e-a053-44cb-b4fb-45ca1a14d4d8
cd41b47e-94fd-4f04-add4-47fa1442c19c
16553ff5-7b1e-4a9b-9c6a-7446ce9ff5f1
34ab299e-1f49-4da3-b1d5-96feb491ee35
Pigachu

@t0mek Długośmy czekali na ten wpis, ale wreszcie jest

t0mek

@Pigachu w następnym wpisie: Raz to za mało, czyli Kosmos - i co dalej?

PotwornyKogut

gagarin... tak, pamiętamy.

  • Tate, tate! W radiu mówią, że ruskie w kosmos poleciały!

  • Wszystkie?

  • Nie, tylko jeden

  • To co mi dupę zawracasz

Okrupnik

Mam taki zegarek! Nakręcany jeszcze

Okrupnik

@t0mek chwilowo nie mam go dostępnego, to pamiątka po dziadku

Zaloguj się aby komentować

#zegarki #ciekawostki #zainteresowania #hobby
#tikutak
W poprzednim wpisie dotarliśmy z Pierwszą Moskiewską Fabryką Zegarków do czasów wczesno-powojennych, dziś pójdziemy o krok dalej. W pewnym momencie swojej działalności fabryka zmieniła nazwę.
Początkowo 1 MFZ produkowała wiele marek. Stoliczne, Pabieda, Moskwa, Wympieł, Kirowskie itd. , potem dodano do nazwy fabryki człon "imienia Kirowa", oraz uwzględniono odznaczenie przyznane zakładowi, więc fabryka była też "orderu Lenina". Tak, tak. Produkując na potrzeby wojska, zakład uczestniczył w II Wojnie Światowej i pomógł ją wygrać, stąd takie honory. Jeszcze później zmieniono nazwę i poza zegarkami na eksport i dla wojska, wszystkie nazywano Poljot, ale nie uprzedzajmy faktów.
Tu na zdjęciach typowo garniturowa sztuka, która zeszła z taśmy, jak sądzę, na przełomie lat 60/70 XX w. Duży, płaski, cienka ramka wokół szkiełka, cienkie uszy, szampańska tarcza, wskazówki jak nitki, indeksy nacinane. Całość w tonacji złota. Taka trochę męska biżuteria, a nie zegarek. Pasek mało estetyczny, ale z epoki - na takich się nosiło. Wersja eksportowa, z napisami "łaciną" (czyli nie cyrylicą). Bicia na mostkach jeszcze z logo 1MCzZ w pięciokącie (używanym między 1963 a 1975 r.), a nie Poljota, czyli wykorzystywali części wyprodukowane przed zmianą nazwy fabryki (1961 r). Ten sam model wychodził wcześniej równolegle jako "Kirowskie" i "Poljot", różniąc się tylko napisem na tarczy. Ten tu koleżka został zakupiony na Alle w przyzwoitym stanie, poza brakiem wałka z koronką i prostowaniem pogiętych wskazówek nie wymagał ingerencji mechanicznej. Ma delikatnie porysowaną tarczę. Oczywiście serwis, czyli mycie i smarowanie, był potrzebny. Po latach bezczynności, stare smary potrafią zaschnąć i stawiają opór, uniemożliwiając poprawną pracę mechanizmu. Stare oliwy w połączeniu z brudem to doskonałą pasta ścierna, przez którą poszczególne części szybciej zużywają się.
Zaraz, zaraz, wrrróć! Kirow, "Kirowskie"? A co to takiego?
O Kirowie nadmienię w formie ciekawostki, że KIR to skrót od Komunistyczna Internacjonalna Rewolucja. Jeden z partyjnych działaczy, Kostrikow, przyjął pochodzący od tej nazwy pseudonim. Był rywalem Stalina na stanowisko sekretarza partii, co skończyło się dla niego źle - po prostu go zamordowano, usuwając zagrożenie "Koby". Z kolei jego pseudonimem - "Kirow" - nazywano ze względów ideowych przeróżne zjawiska w Sojuzie: były robotnicze grupy kirowców, traktory "Kirowiec" wychodziły w pole, a zegarki "Kirowskie" odmierzały czas. Jak widać, zegarki to czas, czas to historia.
Chciałem tutaj pokazać wcześniejszy typ mechanizmu, taki jaki szedł właśnie do zegarka "Kirowskie" i jemu pokrewnych oraz do naszych zegarków z Błonia. Jest to ciekawe z kilku względów. Po pierwsze, bo jest on uderzająco podobny konstrukcyjnie do szwajcarskiego mechanizmu, np. ST-96. Teorii jest kilka. Kopiowanie, naśladowanie, zakup dokumentacji, przekazanie jej przez inżynierów Corteberta. 1 Moskiewska, a potem Poljot jako fabryka nie ujawnia wszystkich danych ze względu na swoje zaangażowanie w produkcję militarną, więc tajne przez poufne, o tym do końca nikt nie ma wiedzy. Po drugie, nasze zakłady zegarkowe w Błoniu, ale o tym napiszę przy innej okazji. Ten tutaj konkretnie ma 16 kamieni, później wprowadzono ulepszenia w postaci zabezpieczeń antywstrząsowych i ilość kamieni zwiększała się.
Znów ciekawostka: te wczesne wypusty były złocone warstwą 20 mikronów, a z jednej sztuki dało się odzyskać nawet 1 gram złota. Teraz połączcie kropki: ile kosztuje gram złota? Ano właśnie. Więcej niż sam zegarek. Dlatego większość takich popularesów lądowało, i ciągle ląduje, w tyglu u złotnika - albo osiągają cenę równowartości tego grama złota. Bywały i takie absurdy w radzieckiej gospodarce centralnie sterowanej, że zegarki o szczerozłotej kopercie (kilkanaście gramów złota!) miały odgórnie uregulowaną cenę sprzedaży - poniżej wartości kruszcu..... Jeden z użytkowników @Neto w komentarzach pod poprzednim wpisem pytał o renowację koperty i możliwość jej złocenia. No to: cena złota + robota + komu by się chciało + nikt nie sprawdzi grubości powłoki = cena z sufitu. Taniej wychodzi kupić kopertę, albo cały zegarek, w przyzwoitym stanie, niż zrobić renowację złocenia. A już na pewno można zapomnieć o jego grubej warstwie.
Ale, ale, wróćmy do naszej opowieści o powojennych losach 1 Moskiewskiej Fabryki Zegarków. Po wojnie było ogromne zapotrzebowanie na najbardziej podstawowe produkty, więc ruszono pełną parą, opierając się na szkoleniach i licencjach zachodnich firm, LIP i Cortebert. Być może, w ramach zakupionego know - how, fabryka otrzymała szczegóły konstrukcyjne zegarków szwajcarskich, dla których upłynął czas ochrony patentowej (po czym mechanizmy udoskonalono). Są tu jeszcze inne smaczki, dotyczące werków, ale o tym może bardziej szczegółowo napiszę przy innej okazji. Dlatego uparcie twierdzę, że radzieckie zegarki mają świetne korzenie, były dobrze zrobione na pierwszorzędnych maszynach przez wyszkolonych fachowców i niczym nie ustępują zegarkom szwajcarskim, niemieckim czy francuskim tamtych czasów - a miejscami zdecydowanie je przewyższają. Spotkałem opinię, że Poljot był jednym z najtrwalszych zegarków mechanicznych na świecie, i wcale mnie to nie dziwi. Fabryka produkowała dla wojska, więc tam nie było mowy o zaniżaniu jakości czy niedoróbkach. Coś takiego podchodziłoby pod sabotaż, za co w najlepszym razie groził łagier na Syberii.
I tak doszliśmy do przełomu lat 50 – tych i 60 – tych....Era lotów kosmicznych. W następnym wpisie polecimy w Kosmos i może w końcu dowiemy się: dlaczego, do cholery, "Poljot"?
dfa27544-869e-4ef4-abfe-fdc45c169e19
0db2a0cc-71be-4b28-bb2c-a3147a6d6919
e1b83b9a-1ffc-47fb-8d83-057a46606908
Donpedro841

@t0mek Ja sam jak zobaczyłem spod tego zaszarzałego szkiełka napis made in Poland zacząłem się interesować skąd w ogóle taki Alfa się wziął. Dlatego tez podpiąłem się pod znalezisko z Poljotem. Rozumiem że obie te marki czerpały od siebie nawzajem, w socrealu nie było innego wyjścia.

t0mek

@Donpedro841 gorzej. O wiele gorzej....

Zaloguj się aby komentować

Dobra, zaniedbałem moje wpisy, pora wrócić do pisania.
Historię, chronologicznie i logicznie, chciałbym zacząć od Pierwszej Moskiewskiej Fabryki Zegarków (później: im. Kirowa), która w trakcie swojej działalności zmieniła nazwę na Poljot.
Poljot, czyli Lot.
Który jednak początki miał zupełnie przyziemne. W jaki sposób zegarek dostał taką podniebną nazwę? Posłuchajcie....
Dziś na tapecie sikor z puzdereczka otrzymanego od mojego starego kumpla. To niezły model, wpadajacy w oko egzemplarz o kapitalnym wyglądzie, który w czasach swego powstania z pewnością był oznaką prestiżu (mowa jest ciągle o zegarku, nie o koledze). Złocona, beczkowata koperta o promiennym szlifie wokół szkiełka jest większa niż inne z tamtych lat, ma kilka rys, ale bez tragedii. Jest to wersja eksportowa z lat 80-tych, na zwykłym, 17-kamieniowym mechanizmie, o taktowaniu 6 uderzeń na sekundę. Przyzwoicie. Tutaj dodano podwójny kalendarz (a nawet potrójny, bo oprócz daty i dnia tygodnia, jest jeszcze 1 przy poniedziałku, 2 przy wtorku...żeby nikomu się nie pomyliło Jest też kolejna komplikacja, przycisk szybkiej zmiany daty. A raczej był, bo zginął poprzedniemu właścicielowi. Na razie mam taki, ale w innym kolorze – może założę, a może kiedyś jeszcze wpadnie prawidłowy. Ten przycisk to ułatwienie przy ustawianiu właściwej daty, żeby nie trzeba było długo kręcić wskazówkami.
Na zdjęciu mechanizmu jest smaczek: na wewnętrznej stronie dekla są gmerki zegarmistrzowskie, czyli maleńkie, wyryte podczas napraw oznaczenia, czasem data serwisu a czasem jakiś niezrozumiały szyfr. Tutaj są to trzy wyraźne daty, ostatnia z 1993 r. Zegarek pochodzi z 1. Moskiewskiej Fabryki Zegarków, która – jak to u Ruskich – była co prawda moskiewska, ale wcale nie pierwsza. Wcześniej zakład produkcyjny nazywał się inaczej (GosCzas Zawod), ale trzeba było rozróżnić dwie fabryki w jednym mieście, stąd Pierwsza (późniejszy Poljot) i Druga (późniejsza Sława). A gwoli ścisłości, wcześniej powstała fabryka w Petrodworcu (późniejsza Rakieta) i w Penzie (Zaria), której osprzęt później powędrował do innych fabryk: do Mińska (Łucz), Czystopola (Wostok) i wymienionego już Petrodworca. Bez wodki nie razbieriosz.
O początkach ruskiego przemysłu zegarkowego pokrótce:
W ramach pierwszego planu pięcioletniego, w 1936 r. zakupiono od Amerykanów 2 bankrutujące fabryki, Ansonia Clock i Dueber – Hampden, wraz z gotowymi produktami, półproduktami i liniami produkcyjnymi. Pod względem technicznym, zegarki tych fabryk miały rozwiązania z wysokiej półki. Przewieziono je drogą morską, a potem lądową, w 28 wagonach pod Moskwę. Zakontraktowano oprócz tego 23 amerykańskich pracowników na 2-letnie umowy, z dobrym uposażeniem w dewizach, bezpłatnym wyżywieniem i pobytem w osiedlu wybudowanym specjalnie dla robotników fabryki, z którego kolejka dowoziła ich do pracy. Cud – miód? No chyba bardziej chodziło o to, żeby poza robotą nigdzie nie poleźli.
Jedną z fabryk zmontowano w budynkach dawnych zakładów tytoniowych „Czerwona Gwiazda”, to właśnie 1. Moskiewska. Później ochrzczono ją imieniem, czy raczej pseudonimem partyjnego działacza, Kirowa. Skracając temat, najpierw montowano zegarki z amerykańskich jeszcze części, potem zaczęto układać się ze Szwajcarami i Francuzami o know-how, a potem Niemcy i Sowieci napadli na Polskę i rozpoczęła się II Wojna Światowa.
Tu ważna uwaga: przemysł zegarkowy jest mechaniką precyzyjną, wymaga dużego wkładu myśli technicznej, możliwości wytwórczych, dobrze wyszkolonej kadry, a przy tym perfekcyjnie wspiera produkcję militarną. 1 Moskiewską przestawiono na produkcję elementów dla przemysłu zbrojeniowego, a jak już doszło do planu Barbarossa i Niemcy podeszli pod Moskwę, fabrykę ewakuowano do Złatoustu na Uralu. Potem odtworzono ją w starym miejscu, kontynuując jednocześnie produkcję w Złatouście.
Jak to, z jednej fabryki powstały dwie? Nie, tak naprawdę z dwóch (1. i 2. Moskiewskiej) powstały cztery (obie Moskiewskie, zakłady w Złatouście i Czystopolu). Jakim cudem? Ano, ruskim mirem. Armia Czerwona, przechodząc przez zdobyte tereny, demontowała i wywoziła wszystko, co stanowiło jakąkolwiek wartość. Tak prawem kaduka poległy zakłady Gustava Beckera w Świebodzicach, zegarkowe zagłębie w Saksonii, w tym najwyższej jakości sprzęt z Glashuette, oraz fabryka braci Thiel (późniejsze zakłady Ruhla).
Z jakiegoś powodu wyszła mi ściana tekstu, więc....O Poljocie c.d.n... #zegarki #zainteresowania #hobby #tikutak #ciekawostki
adb3d4d6-fce8-47d6-a620-4ed6ea691633
96b1d8ce-47cc-4a5f-b589-68424aa78477
Pigachu

@t0mek dzięki za sprostowanie. Ps. zrób jakiś tag autorski, bo chętnie zaobserwuję. Masz potężną wiedzę na temat, o którym ciężko coś znaleźć w necie

t0mek

@Pigachu do wpisów dodaję mój tag #tikutak, można obserwować

t0mek

@Neto nie odpowiem. Są zakłady, robiące całościową renowację, ale nie korzystałem z ich usług. Ktoś robił mi takie złocenie (i to nie osobiście, ale na około przez jakiegoś podwykonawcę) i było to tak spaprane, że szkoda gadać. Natomiast zapomnij o tym, że koperta będzie złocona 20 mikronami. Ni hu hu. Myślę że jest sens mówić bardziej o 5 mikronach niż 20. Natomiast: zegarek, który pokazujesz jako przykładowy, to dość popularny Poljot jajo. Zawsze można kupić taki zegarek z przyzwoitą kopertą i zrobić przekładkę. Będzie to tańsze, niż renowacja koperty. Odwieczny dylemat brzmi: ile można części wymienić, żeby to ciągle był oryginał? Żeby to był ten sam zegarek? Czy nóż, w którym zmieni się rączkę, a potem ostrze, jest tym samym nożem? Więc rozumiem podejście, że chciałbyś odnowić złocenie, a nie wymienić "skorupę". Widziałem też na YT filmiki z samodzielnego procesu renowacji, może kiedyś tego spróbuję, na razie nie mam jak..

Zaloguj się aby komentować

No to wołam @KHOT , który w jednym z komentarzy narzekał, że ze starego zegarka została mu koperta i wskazówki. Jest to mój drugi post o samodzielnych naprawach zegarków mechanicznych.
Żeby było sensownie i tematycznie, a także logicznie i chronologicznie, musiałbym zacząć od mojego komunijnego Poljota. Potem przejść do Sławy, Wostoka, do Sputnika i Starta, poopowiadać o Gagarinie i zdobywaniu kosmosu. No i klops z planów, sensu i porządku. Nici z przemyśleń, snutych nocą przed zaśnięciem. Będzie dziś o Amfibii.
Wostok Amfibia, rocznik nieznany, ale obstawiam początek lat 80-tych. Mój brat kupił go, gdy - jeżdżąc do liceum - codziennie przechodził przez ruskie stragany na targu. Mógł to być rok może 1993, a zegarek swoje najlepsze lata miał już zdecydowanie za sobą. Przez kilka lat służył do codziennego użytku, potem zaczął kaprysić, a może się znudził. Potem z kolei posłużył do eksperymentów (nie moich!), niekoniecznie udanych, które pozostawiły na nim swój ślad. Dość powiedzieć, że jego części szukałem po szufladach i dwóch innych zegarkach, ale udało się.
Ten typ został zaprojektowany i wykonany jako "wół roboczy", który prędzej znudzi się, niż zepsuje. Za grosz nie ma w nim finezji, można tym na odczepnego w psy rzucać. Jego wojskowe wersje, zasadniczo różniące się jedynie szczegółami, były wykorzystywane w armii. To nie jest elegancki zegarek do garnituru; jeśli na deklu napisano "wodoszczelny do 200 m", to znaczy, że rzeczywiście był testowany w ciśnieniu 20 atmosfer. Grube na 3 mm hartowane szkło, fabrycznie wprasowane na gorąco, zakręcana koronka oraz komplet uszczelek w stalowej kopercie robią swoje. Swego czasu, podczas prezentacji we włoskich miastach w latach 80-tych, jako ciekawostkę pokazywano właśnie Amfibię. Na stole leżał zegarek i młotek, a każdy przechodzący mógł sobie walnąć i przekonać się, że zegarek po uderzeniu ciągle działa.
Ten tutaj odnalazł się w szufladzie, niekompletny, podrapany, sponiewierany przez życie, czas i ludzkie ręce. Robiłem jego serwis jako (chyba) drugi naprawiony w życiu zegarek, z obecnej perspektywy widzę drobiazgi, które można było zrobić lepiej, ale łatwo nie było.
Nawet samo pozbieranie do kupy jego części było dość problematyczne. Stalowa koperta, wymyta i częściowo wypolerowana, jest jeszcze w przyzwoitym stanie, ale dużo brudu upłynęło, zanim przejrzała na oczy. Zachowały się nawet promieniste szlify na górnej powierzchni wokół szkła. Samo szkło, poobijane i podrapane, przeszło uczciwą polerkę, ale pozostał głębszy odprysk blisko środka na godzinie 4. Bezel i tarcza oberwały najmocniej, tak naprawdę, żeby efekt był dobry, należałoby oba te elementy wymienić. Nic z tego! W pierścieniu uzupełniłem ubytki farby, największe zadrapania na tarczy również podbarwiłem i odnowiłem świecącą w ciemności masę indeksów godzinowych. Wskazówki godzinowa i minutowa są zupełnie nowe (stare zaginęły), sekundnik, z odnowioną lumą, przełożyłem z innej sztuki. Mechanizm, po rozłożeniu, umyciu, smarowaniu i ponownym złożeniu, dostał nowy kompletny balans i półmostek - w starym rdza zbyt dużo zjadła. Zagubioną uszczelkę pod dekiel dociąłem (na ile jest szczelna, nie badałem - w razie czego nowe są na Allegro), do kompletu założony nowy, skórzany pasek.
Po regulacji mechanizm robi 1 sekundę różnicy na 3 dni, co jest wyśmienitym wynikiem: zegarki w klasie chronometru mogą zrobić +5/-10 sekund na dobę, a ten tutaj to taki najprzeciętniejszy zwyklak. Tyle, że ten zwyklak był produkowany w Czystopolu, a fabryka w Czystopolu powstała po przewiezieniu z Moskwy 2. Moskiewskiej Fabryki Zegarków, później znanej jako "Sława", gdy front II wojny światowej zbliżał się do miasta i ewakuowano strategiczne cele. Ta z kolei powstała w ramach pierwszej pięciolatki, jeszcze przed wojną, z maszyn i wyposażenia zakupionego w Stanach (fabryki Ansonia Clock oraz Dueber - Hampden) - i w ten sposób dotarliśmy do początków produkcji zegarków w Związku Radzieckim, ale to już temat na inną historię. #tikutak #zegarki #ciekawostki #zainteresowania #hobby
038c1a0e-885d-4f63-959c-49de31fcce63
b4dab6cc-8942-4569-9a01-122d27579936
ca36b02a-4353-414b-a888-b244950d5edf
fb67d2f6-02a7-4458-b520-4351a2f396fc
6914f822-2d0c-434e-a2d4-0a07be630a67
KHOT

@t0mek "album wstydu".

db1a432f-dfbe-40bd-b99f-ebb187389f44
e23eaa28-2166-4527-b47d-2f2f34d90224
eac58df3-3c63-4748-86c4-bd16bea841d4
t0mek

@KHOT Bardzo elegancki kawaler. Kamandirski noworus. Koperta miodzio, wskazy są, tarcza jest, reszta do ogarnięcia.

Zaloguj się aby komentować

Następna