Zdjęcie w tle
Historia

Społeczność

Historia

683

"Skąd pochodzą Polacy, czy szerzej Słowianie? Pewnie słyszeliście o hipotezach formułowanych od 100 lat wokół tego pytania przez archeologów. Część chciała widzieć te pierwotną ojczyznę na terenach obecnej Polski, inni wskazywali na tereny obecnej Ukrainy czy Białorusi. Wygląda na to, że nadchodzący artykuł w @Nature rozstrzygnie ten spór raz na zawsze."


Polecam nitkę na TT

https://x.com/mbukows/status/1897701325204242845


TLDR: Słowianie są najbardziej spokrewnieni z Bałtami, z terenów Białorusi/Ukrainy (bagna Polesia), przybyli na ziemie współczesnej Polski w 6 wieku.


Nitka w formie artykułu:

https://threadreaderapp.com/thread/1897701325204242845.html


#genetyka #historia

d01fdac9-8b7a-4385-bbff-f5273e0111fd
A.Star

Sprawa jest obiektem sporu naukowców.Pierwsi Słowianie niewiele po sobie zostawili. Nie pisali, budowali z drewna, palili zwłoki. Różnicowanie genetyczne mocno niepewne. Ale opanowali sporą część kontynentu, do dzisiaj językami słowiańskimi posługuje się większość Europejczyków. Dla bardziej zainteresowanych tematem polecam książkę Cywilizacja Słowian

9d8bafd1-d32e-44f9-ab1a-ea363c7bd26e
GazelkaFarelka

@A.Star Badania są nowsze niż ta książka i w zasadzie rozwiewają wątpliwości.

Zresztą nawet jeszcze przed badaniami więcej poszlak wskazywało na pochodzenie z jednego, stosunkowo izowanego obszaru - lingwistyka czy choćby charakterystyka kultury, która opierała się na "samowystarczalnych technologiach".

A.Star

@GazelkaFarelka W takim razie równie chętnie przeczytam. Zwłaszcza, że w końcu mają być dowody, a nie tylko poszlaki. A książka nie jest aż taka stara, bo chyba 2023. Podejrzewam, że autor przynajmniej w części odwołuje się do badań, które będą opisane w artykule.

MostlyRenegade

@GazelkaFarelka chyba nic nowego tutaj nie ma. Badania mtDNA sugerują, z kolei, ciągłość genetyczną na obszarze Polski od czasów starożytnych.

GazelkaFarelka

@MostlyRenegade To nie są badania Y-DNA czy mtDNA tylko podobieństw całych genotypów na linii czasu.

I nie ludzi współczesnych ale historycznych pochówków, na bardzo dużej ilości próbek.

GazelkaFarelka

@MostlyRenegade "Badania mtDNA sugerują, z kolei, ciągłość genetyczną na obszarze Polski od czasów starożytnych."

Nie słyszałam o takich badaniach, jakieś źródło?

kitty95

Czyli Piasty nie z lasu, a z bagna wyszli.

GazelkaFarelka

@kitty95 To badanie mówi o etnicznym pochodzeniu Słowian, a nie o podwalinach państw i ich elit. Tak jak Ruś, choć słowiańska, została założona przez skandynawów, tak samo kwestia pochodzenia samych Piastów też nadal pozostaje otwarta.


Choć w obliczu ilości źródeł materialnych i pisemnych dotyczących Rusi i ich powiązań ze skandynawią, wydaje mi się, że gdyby Piastowie byli również skandynawami, to zachowałoby się więcej dowodów - bo utrzymując takie same związki kulturowe z północą jak ich koledzy na wschodzie, wygenerowaliby podobną ilość podobnych "śmieci" znajdowanych w ziemi, jak biżuteria, ceramika, wyroby z żelaza, przedmioty codziennego użytku. A tak nie jest.

Zaloguj się aby komentować

Jak wyglądało życie prywatne Karola Marksa w Londynie


Marks w życiu prywatnym jest człowiekiem niezwykle nieuporządkowanym i cynicznym; jest złym panem domu, prowadzi życie bohemy. Mycie, czesanie, zmiana bielizny to dla niego rzadkie zdarzenia; chętnie się upija. Często cały dzień próżnuje, ale jeśli ma dużo pracy, pracuje dzień i noc z niestrudzoną wytrwałością; nie ma stałych godzin kładzenia się i wstawania; bardzo często nie śpi całą noc, potem około południa kładzie się ubrany na sofie i śpi do wieczora, nie martwiąc się o ludzi, którzy wchodzą do jego domu jak do młyna.


Jego żona to kobieta kulturalna i sympatyczna, która z miłości do męża przyzwyczaiła się do tej biedy i przystosowała się do tego cygańskiego życia. Ma dwie dziewczynki i chłopca, a cała trójka dzieci jest bardzo ładna i ma inteligentne oczy po ojcu. Jako mąż i ojciec Marks jest najczulszym i najłagodniejszym człowiekiem, pomimo swego ogólnie drażliwego i dzikiego charakteru.


Marks mieszka w jednej z najbiedniejszych dzielnic Londynu, a co za tym idzie, jednej z najtańszych. Posiada dwa pokoje, jeden z widokiem na ulicę, jest to pokój dzienny, za którym znajduje się sypialnia. W mieszkaniu nie można znaleźć ani jednego mebla czystego i w dobrym stanie, wszystko jest połamane, rozebrane i podarte, wszystko pokrywa gruba warstwa kurzu, i nic nie jest w porządku. Kiedy wchodzi się do Marksa, ma się przed oczami taką chmurę dymu węglowego i tytoniowego, że trzeba szperać po omacku jak w jaskini, aż wzrok się do tego przyzwyczai i pozwoli dostrzec kilka obiektów, jak we mgle. Wszystko jest brudne, wszystko jest pokryte kurzem, usiąść jest naprawdę niebezpiecznie. Jedno krzesło ma tylko trzy nogi, na drugim, które przez przypadek jest nadal całe, dzieci bawią się w gotowanie. Właśnie to podaje się gościowi, ale nie sprzątnąwszy dziecięcej kuchni: jeśli usiądziesz, ryzykujesz spodniami.


Ale nic z tego w najmniejszym stopniu nie zawstydza Marksa ani jego żony. Przyjmą was bardzo miło, uprzejmie przyniosą fajkę, tytoń i wszelki poczęstunek, jaki mają pod ręką. Inteligentna i przyjemna rozmowa zrekompensuje domowe braki, sprawiając, że brak komfortu stanie się znośny. Przyzwyczaimy się do tego towarzystwa, uznamy to miejsce za ciekawe, oryginalne.


___


W kwestii pieniędzy jest oczywiście ironią, że człowiek, który badał ekonomię i stworzył najbardziej szczegółową analizę stosunków pieniężnych w społeczeństwie przemysłowym, był tak spektakularnie niezdolny do zarządzania własnym gospodarstwem domowym, nawet kiedy otrzymał różne rodzinne spadki i jego sytuacja nie była już rozpaczliwa. Szacuje się, że w połowie lat sześćdziesiątych XIX wieku miał roczny przychód rzędu 500 funtów, podczas gdy robotnik niewykwalifikowany zarabiał 50 funtów na rok, a oszczędna pięcioosobowa rodzina mogła wyżyć za około 200. Żył jednak niebezpiecznie, „huśtając się jak wahadło między szampanem a lombardem”, jak doniósł pewien szpieg w 1859 roku.


(Z książki Idol. Życie doczesne i pośmiertne Karola Marksa)


#historia #ciekawostki #czytajzhejto #notatnik

9c467cdb-41e3-47ad-9283-127ba976eb0e
vrkr

@JapyczStasiek Że też ludzie biorą na poważnie dzieła kogoś takiego. To jakby zabrać jakiegoś Miecia spod sklepu i mianować na ministra finansów.

ataxbras

@vrkr Dzieje się tak nie bez przyczyny. O ile teraz wiemy, co wynurzenia Marksa spowodowały później, o tyle w tamtych czasach jego perspektywa na problemy społeczne i ekonomiczne była świeża. A jej świeżość wynikała między innymi z jego warunków życia - mało było takich obserwatorów, którzy zatopiliby się w ówczesnej biedzie.

Teraz łatwo jest osądzać, ale kapitalizm końca XIX wieku to była rzeźnia dla większej części populacji. I o ile Marksa można potępiać za bycie podmiotem sprawczym ogromnych cierpień w czasach późniejszych, o tyle trzeba sobie zdawać sprawę, że to dzięki takim jak on mamy podstawowe mechanizmy zabezpieczeń socjalnych.

Zaloguj się aby komentować

Front Bałkański w I wojnie światowej część 24, na podstawie "Through the Serbian Campaign -The Great Retreat of the Serbian Army" By Gordon Gordon-Smith wyd. 1916


#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne #VoivodePutnik


Poprzednie części pod tagiem #voivodeputnik


Noc spędziliśmy w chacie albańskiego chłopa w wiosce Fleti, składającej się z pół tuzina domów, otoczonej, jak większość albańskich wiosek, suchym kamiennym murem. Albańska ludność odmówiła przyjęcia naszych serbskich srebrnych pieniędzy i niechętnie musieliśmy wydobyć nasz niewielki zapas 10 i 20 franków w złocie. W normalnych czasach jedna z nich stanowiłaby małą fortunę dla albańskich górali, ale najwyraźniej byli oni zdecydowani wykorzystać serbski odwrót komercyjnie najlepiej jak potrafili. Wyruszyliśmy następnego ranka o świcie. Wkrótce po południu wyprzedziliśmy króla Piotra i jego sztab. Pomimo swoich siedemdziesięciu sześciu lat maszerował pieszo z werwą, której mógłby mu pozazdrościć młodszy mężczyzna. Przez cztery godziny marszu z królewskim sztabem Jego Wysokość ani razu nie wsiadł na konia, którego prowadził za nim żołnierz. Kiedy zatrzymaliśmy się na noc w wiosce Bredeti, król miał za sobą dziesięć godzin marszu.


To właśnie w tym miejscu natknęliśmy się na pierwszych żandarmów Essada Paszy, władcy Albanii, który osiemnaście miesięcy wcześniej usunął z tronu księcia von Wieda, marionetkowego króla mianowanego przez wielkie mocarstwa za namową Niemiec i Austrii. Żandarmi ci zostali wysłani przez swego żelaznego pana, by chronić podróż króla Piotra i jego sztabu. Wyglądali imponująco, wielu z nich szło boso po śniegu, ale nie było wątpliwości co do pierwszorzędnej jakości ich karabinów i rewolwerów. W większości nosili serbskie mundury - jeśli w ogóle nosili jakiekolwiek mundury - których kilka miesięcy wcześniej rząd Niszu podarował Essadowi Paszy kilka tysięcy.


Postawy Albańczyków wobec Serbów nie można określić jako przyjaznej, ale jednocześnie nie okazywali oni żadnych zewnętrznych oznak wrogości. Rzadko salutowali serbskim oficerom i nie wykazywali żadnej chęci zaoferowania gościnności. W przypadku członków rządu serbskiego, króla i jego świty oraz sztabu głównego, Essad Pasha zorganizował zakwaterowanie w rzadkich albańskich wioskach, ale każdy, kto nie należał do jednej z tych jednostek, miał wszelkie szanse na złe traktowanie. Jedyne, na czym mogli polegać, to „hany”, czyli przydrożne karawanseraje. Te ogromne, przypominające stodoły konstrukcje składają się z czterech ścian i dachu pokrytego gontem, który zazwyczaj nie jest wodoszczelny. Tutaj ludzie i konie są zakwaterowani w jednym miejscu. Każdy zajmuje tyle miejsca, ile może i rozpala ogień dla ciepła i gotowania. Ponieważ „hany” nie mają kominów, a dym przedostaje się przez otwarte drzwi lub dach, można sobie wyobrazić stan atmosfery. Ponieważ du Bochet i ja parliśmy naprzód przed Sztabem Kwatery Głównej, naturalnie straciliśmy możliwość zakwaterowania w domach zarekwirowanych przez żandarmów Essada.


Po przybyciu do Bredeti musieliśmy więc skorzystać z gościnności miejscowego „hana”. Rozpaliliśmy ogień na jednym lub dwóch metrach kwadratowych przestrzeni, którą udało nam się zająć. Ale atmosfera wkrótce okazała się dla nas zbyt ciężka. Nie wiem, w jaki sposób to osiągają, ale oczy i płuca serbskich żołnierzy wydają się być odporne na dym. Siedzą i wesoło rozmawiają w chmurze dymu, przez którą nie widać nawet metra. Ponieważ nie nabyliśmy nawyku palenia, w ciągu godziny zostaliśmy zmuszeni do ucieczki. Ślepota i uduszenie wydawały się karą za dłuższy pobyt. Dlatego, pomimo śniegu i mrozu, uciekliśmy na zewnątrz. Tutaj, jako pewną ochronę przed pogodą, postanowiliśmy rozłożyć mały namiot, który nosiliśmy wśród naszych bagaży. Miał on zaledwie trzy stopy wysokości i był otwarty z jednej strony, w związku z czym stanowił jedynie niewielkie schronienie przed niepogodą. Jednak po tym, jak Stanco rozpalił ogień w pobliżu otwartego końca, weszliśmy do niego i poszliśmy spać. Trzy godziny później obudziliśmy się i znaleźliśmy nieszczęsny namiot w płomieniach. Z trudem wydostaliśmy się na zewnątrz i udało nam się uratować większość naszych rzeczy z płomieni. Ale namiot i śpiwory przepadły i nie pozostało nam nic innego, jak pozostać przy ognisku, aż nadejście świtu pozwoli nam wznowić nasz zmęczony marsz.


Na następnym etapie czekało nas nowe doświadczenie. Droga biegła przez wiele kilometrów przez skalisty wąwóz, przez który płynęła rzeka. Trasa biegła wzdłuż jej koryta, a jedynym sposobem na podróżowanie było przechodzenie z jednego kamienia na drugi. Nic tak nie denerwuje, jak konieczność ciągłego wpatrywania się w ziemię, gdzie każdy krok stanowi nowy problem. Oczywiście co jakiś czas jeden z kamieni obracał się pod naszymi stopami, a to oznaczało zanurzenie się po kolana w lodowatej wodzie strumienia. Jak okiem sięgnąć, nie było nic poza tym skalistym korytem, wijącym się między wysokimi bazaltowymi klifami. Zadanie przetransportowania tysiąca ludzi i koni w takich warunkach było niemal nadludzkie. Gdyby Albańczycy byli otwarcie wrodzy, żaden człowiek nie uszedłby z życiem. Kiedy dotarliśmy do wioski, w której zatrzymaliśmy się na noc, mieliśmy największe trudności z uzyskaniem zakwaterowania, dopóki nie okazało się, że nie jesteśmy Serbami. Wtedy okazano nam wszelką gościnność, ale ceny były ogromne. Albańczyk, jak większość chłopów, jest chciwy i lubi pieniądze, ale gdy przekroczysz jego próg, twoja osoba i własność są święte. Nigdy nie miałem najmniejszego strachu, gdy wszedłem do albańskiego domu. Ale na drodze wszystko jest możliwe. Plemiona żyją ze sobą w stanie wojny, a szacunek dla ludzkiego życia nie istnieje. Podróż godzinę po zmroku byłaby warta tyle, ile warte było nasze życie. Ale za dnia uzbrojona grupa budzi pewien respekt.


Fizycznie mężczyźni albańscy są prawdopodobnie najprzystojniejsi w Europie. Nigdzie nie widziałem tak pięknych dzieci jak w Albanii, a ich rodzice wydają się je bardzo lubić. Ale mali ludzie wydają się prowadzić bardzo poważne życie. Nigdy przypadkiem nie widziałem pół tuzina bawiących się razem dzieci. Siedziały w milczeniu, patrząc na nas zdziwionymi oczami, zwłaszcza gdy du Bochet i ja rozmawialiśmy po francusku. Ani jeden Albańczyk na stu nie umie czytać ani pisać, ani nigdy nie był dalej niż dwadzieścia mil od domu. I właśnie przez taki kraj Serbowie musieli przetransportować armię, i to z Niemcami i Bułgarami w bliskim pościgu. Ostatnie etapy marszu były prawdopodobnie najtrudniejsze, ponieważ pasza dla zwierząt i żywność dla ludzi były praktycznie nie do zdobycia. Trudności z pieniędzmi również rosły z dnia na dzień, Albańczycy odmawiali przyjęcia serbskiego srebra lub banknotów po jakimkolwiek kursie wymiany. Oddawali jednak żywność i zakwaterowanie w zamian za odzież, koszule, bieliznę, skarpety i buty. Na ostatnim etapie musieliśmy więc uciekać się do prymitywnego systemu wymiany, kupując nocleg za koszulę, a posiłek za parę skarpet.


W górach tuż przed Puka odkryłem pierwszy ślad wilków. Zwłoki martwych koni, których było już kilkadziesiąt, nosiły ślady rozszarpania przez nie. Część francuskiego korpusu lotniczego, który nas poprzedzał, zgubiła się w śniegu i ciemności i musiała spędzić noc na otwartej przestrzeni bez ochrony. Kilkunastu odniosło odmrożenia, ale obyło się bez ofiar śmiertelnych. Po sześciu dniach ponownie dotarliśmy do rzeki Drin, teraz szerokiej i wartko płynącej. Odtąd marsz do Scutari można podsumować słowem błoto - błoto najgłębszego i najbardziej uporczywego rodzaju, czasem sięgające tylko do kostek, czasem do kolan, ale zawsze tam było. Dwadzieścia pięć mil między przeprawą promową przez Drin a Scutari to nie lada wysiłek fizyczny. Była to meta dla wielu nieszczęsnych koni jucznych. Przez ostatnie dwa dni praktycznie nie dostawały jedzenia. W tych dniach znajdowaliśmy martwe konie co sto metrów. Kiedy w końcu, o czwartej po południu, ujrzeliśmy wieże i minarety Scutari, wszyscy odetchnęli z ulgą.


Na zdjęciach król Piotr maszerujący przez góry Albanii do Adriatyku

f2d0c8f8-d331-4ebb-ad90-40197b30aa78
76f74a91-85ca-4d09-989b-24872512b1c9
fa1bd9d1-47ea-4f42-8d0f-00f2059929eb
2088ed31-950e-4855-b908-405528d75b8c

Zaloguj się aby komentować

Pierwsze próby budowania utopii komunistycznej


W latach trzydziestych XVI wieku niemieckie miasto Münster stało się areną jednej z bardziej spektakularnych prób stworzenia Królestwa Niebieskiego. Münster było w średniowieczu stolicą biskupiego państewka. Niedługo po wystąpieniu Lutra wielu jego mieszkańców bez ceregieli porzuciło katolicyzm, a biskup – zamiast starać się przywrócić ich na łono rzymskiego Kościoła – postanowił sam zerwać związki z papiestwem i przekształcić diecezję w dziedziczne księstwo. Jego poddani poszli jeszcze dalej, stając się w dużej części anabaptystami.


Cechą charakterystyczną anabaptystów jest dążenie do powrotu do ideałów pierwotnego chrześcijaństwa. Najbardziej radykalny postulat – sformułowany i wdrożony w Szwajcarii już w latach dwudziestych XVI wieku – dotyczył zniesienia własności prywatnej i wspólnego gospodarowania przez całą religijną wspólnotę.


W roku 1533 anabaptyści zdobyli władzę w mieście i wypędzili biskupa, a w ślad za nim swoich sąsiadów trwających przy katolicyzmie lub luteranizmie, zmuszając ich przy tym do pozostawienia pieniędzy, jedzenia i zapasowej odzieży. W następnym kroku zlikwidowano obieg pieniężny i wprowadzono centralne planowanie: nie tylko żołnierze, lecz także robotnicy i rzemieślnicy pracowali odtąd na rozkaz władz. Założono publiczne jadalnie, gdzie posiłkom towarzyszyło głośne czytanie Biblii. Żywność ukrywaną w domach rekwirowano. Później zarządzono, że drzwi i okna mają być przez całą dobę otwarte.


W Wielkanoc 1534 roku przywódca komuny – przekonany, że jest biblijnym Gideonem, a Bóg niechybnie stanie po stronie prawdziwych wyznawców – wraz z garstką bojowców przypuścił szturm na oblegające miasto oddziały biskupa, w wyniku czego został schwytany i posiekany na kawałki.


Komuna jednak przetrwała. Jej nowy lider rozwiązał radę miasta i ogłosił się, czerpiąc z biblijnych wzorców, królem Dawidem. Wprowadził przymusową poligamię (w mieście było wówczas znacznie więcej kobiet niż mężczyzn, bo ich mężowie uciekli, zostali wygnani lub zabici). Ulicom i bramom miejskim nadał nowe nazwy, zniósł niedziele i święta. Pod karą śmierci – którą często wykonywał własnoręcznie – zakazał wszelkich zgromadzeń, opuszczania miasta i pomocy komukolwiek w ucieczce.


Tyrania trwała ponad rok, do czasu, aż w czerwcu 1535 roku oddziały biskupa zdobyły miasto. W styczniu następnego roku charyzmatyczny król Dawid (w poprzednim banalnym życiu: urodzony w Lejdzie dwudziestopięcioletni czeladnik krawiecki Johan Beukelszoon) oraz jego dwaj pomocnicy zostali na oczach publiczności rozerwani na strzępy rozżarzonymi obcęgami. Ich ciała umieszczono dla przestrogi w żelaznych klatkach zwisających do dziś z katedralnej wieży.


(Z książki Idol. Życie doczesne i pośmiertne Karola Marksa)


Obraz Anabaptists in Münster, Hanuš Schwaiger 1886.


#historia #ciekawostki #czytajzhejto #niemcy #notatnik

8b88df8d-b211-4092-b472-0472231e3ec4
40eecf37-fb44-4e15-a6ce-86f4c33f7eaa
Opornik

Nie bez powodu uważa się że komunizm to karykatura chrześcijaństwa...

Zaloguj się aby komentować

Zaloguj się aby komentować

"Przekroczyć Rubikon", "Kości zostały rzucone", "I ty, Brutusie, przeciwko mnie?" - jak to wyglądało w rzeczywistości.


Około 10 stycznia 49 r. p.n.e. Juliusz Cezar, mając przy sobie zaledwie jeden ze swych legionów z Galii, przekroczył Rubikon, rzekę, która wyznaczała północną granicę Italii. Był to raczej niewielki strumyk niż rozszalały nurt z popularnych wyobrażeń i – mimo podejmowanych przez starożytnych autorów prób uświetnienia tego wydarzenia spektakularnymi wizytami bogów, niezwykłymi znakami i proroczymi snami – jego otoczenie prawdopodobnie nie miało w sobie nic szczególnego.


Dla nas „przekroczyć Rubikon” zaczęło oznaczać tyle, co „minąć punkt, spoza którego nie ma odwrotu”. Nie znaczyło tego samego dla Cezara.


Według jednego z jego towarzyszy w tej podróży – Gajusza Azyniusza Polliona, gdy w końcu po pewnym wahaniu Cezar stanął nad Rubikonem, zacytował po grecku dwa słowa z ateńskiego komediopisarza Menandra: dosłownie, w wyrażeniu zapożyczonym z gier hazardowych: „Rzućmy kośćmi”. Mimo ogólnie przyjętego tłumaczenia – „Kości zostały rzucone”, które również zdaje się sugerować dokonanie nieodwracalnego kroku – grecki cytat Cezara był w znacznie większym stopniu wyrazem niepewności, poczucia, że odtąd wszystko jest w rękach bogów. Podrzućmy kości i zobaczmy, co wypadnie! Kto wie, co przyniesie przyszłość?


Przyszłość przyniosła trwającą cztery lata wojnę domową.


___


Grupa mniej więcej dwudziestu senatorów stłoczyła się wokół Cezara pod pretekstem wręczenia mu petycji. Jeden z nich dał sygnał do ataku, klękając u stóp dyktatora i pociągając go za togę. Zamachowcy uderzali nieco na oślep albo być może strach odebrał im zborność ruchów. Jeden z pierwszych ciosów sztyletem chybił celu i dał Cezarowi szansę na obronę jedynym orężem, jaki miał pod ręką – ostrym rylcem. Według najwcześniejszej zachowanej relacji kilku zamachowców poraniło się nawzajem: Gajusz Kasjusz Longinus rzucił się na Cezara, ale trafił Brutusa; inny niecelny cios wbił się w udo kolegi.


Upadając, Cezar wykrzyknął po grecku do Brutusa: „I ty, dziecię?”, co było albo groźbą („Dopadnę cię, chłopcze!”), albo pełną żalu skargą na nielojalność młodego przyjaciela („Ty też, moje dziecko?”), albo, jak fantazjowali niektórzy podejrzliwi współcześni, przedśmiertnym wyznaniem, że Brutus był w istocie naturalnym synem swej ofiary i że nie był to zwykły zamach, ale ojcobójstwo. Słynne łacińskie zdanie Et tu, Brute? („I ty, Brutusie?”) jest wymysłem Szekspira.


(Z książki SPQR. Historia Starożytnego Rzymu)


#ksiazki #historia #ciekawostki #notatnik

69a755df-2368-4af2-831b-1275f4b2fb6a
7fe208e0-5362-40b9-a25e-b38f09c2a5f2
ZygoteNeverborn

Z tym Brutusem to w ogóle bzdura i bajki.

Zaloguj się aby komentować

Adopcja w Rzymie nigdy nie była przede wszystkim sposobem na stworzenie rodziny przez bezdzietną parę. Jeśli ktoś po prostu chciał dziecka, mógł bez trudu znaleźć je na wysypisku śmieci.


#heheszki #historia

Wiertaliot

@JapyczStasiek 1 - źródło. 2 - #heheszki w ch*j, rzeczywiście.

Zaloguj się aby komentować

Wojska amerykańskie pod pomnikiem Fryderyka I Hohenzollerna w Moers w zachodnich Niemczech. Zdjecie wykonane 1945 roku mniej więcej z tego miejsca:

https://maps.app.goo.gl/Q6fw4a7Db6D81E3B8


Pojazdy widoczne na fotografii to M8 Greyhound oraz Willys MB lub Ford GPW (dwie fabryki produkowały go pod swoimi nazwami).


#ciekawostkihistoryczne #ciekawostki #iiwojnaswiatowa #niemcy

5663175d-e1af-4289-8ec1-84604a1756e1

Zaloguj się aby komentować