szczerze powiedziawszy ci z nas, którzy zatrudniają (a więc są z tej drugiej strony) raczej się nie śmieją, a ja sam zaczynam coraz bardziej Januszy rozumieć.
pomijam sprawy zawodowe - ostatnio postanowiłem znaleźć osobę do sprzątania mojego domu. Wszedłem na fejsbuka, następnie na grupę w stylu „Konin praca” i napisałem takie oto krótkie ogłoszenie:
”Szukam osoby do sprzątania domu, ok. 150m2. Zaintersowanych zapraszam do kontaktu na priv.”
w ciągu godziny odezwało się ok. 80 osób. Nie miałem problemu rozmawiać o stawkach, ale:
-
lubię wiedzieć kogo zatrudniam,
-
zamierzam wpuścić kogoś w ma prywatną przestrzeń, więc osoba ta musi choć trochę wzbudzić moje zaufanie.
Ok. 80% osób odrzuciłem od razu (czyli osoby, które pisały do mnie wiadomości w stylu „ile płacisz?”). Jak wskazałem powyżej - miałem dość proste wymagania, więc wystarczyła podstawowa kultura osobista, wszystkie wiadomości w stylu „Dzień dobry, ile płacisz?” Traktowałem już jako OK i odpisywałem. Każda z osób dostawała ode mnie tę samą wiadomość:
”Dzień dobry. Proszę zaproponować termin spotkania w dowolny dzień roboczy w godzinach popołudniowych - omówimy zakres prac do zrobienia i ustalimy warunki finansowe.” Oczywiście najbardziej zależało mi na tym, żeby zobaczyć rozmówcę i porozmawiać choć przez 5 minut, żeby wyrobić sobie opinię.
w ok. 10% rozmów na powyższą wiadomość otrzymałem komunikat zwrotny o treści „wyp!3rdalaj”. Z pozostałymi osobami się spotkałem i wybrałem najbardziej wzbudzającą zaufanie osobę. Usłyszałem propozycję 140zl/sprzatanie, odpowiedziałem, że wolę zaokrąglić do 150 zł i zaczęliśmy współpracę - z której obie strony są bardzo zadowolone.
Co ciekawe, na fejsbuku pod moim postem wywiązała się dyskusja, że pewnie wyłudzam dane czy robię cokolwiek innego (oczywiście mało etycznego), bo prawie nikt nie otrzymał ode mnie odpowiedzi. Napisałem komentarz, że skontaktowałem się wyłącznie z osobami, które wzbudziły we mnie choć element zaufania i - o dziwo - nikt nie miał do mnie pretensji.
Także zaczynam rozumieć Januszy biznesu. Ja się w tym cyrku już nie śmieje, za to jeszcze bardziej dostrzegam, że znaczna część bezrobotnych chyba nie chce pracy (lub nieświadomie postępuje tak, żeby jej nie dostać). Z biegiem lat dochodzę do wniosku, że nie są potrzebni kolcze czy doradcy zawodowi, a „ogarnięte ludki”, które usiądą z Tomkiem czy Kasią na godzinkę i wytłumaczą podstawy postępowania z ludźmi, wizerunku, itp.
Pomijam kwestię zatrudniania w biznesie. Tu mam doświadczenie na 12 latach prowadzenia firmy i 28 pracownikach (stan zatrudnienia na 31.03.2024 r.). Jeśli chcecie, to oczywiście mogę opisać troszkę historii…