Zdjęcia zorzy uchwycone w #gory Sudety
#zorza #nocneniebo #mojezdjecie #astronomia



Zdjęcia zorzy uchwycone w #gory Sudety
#zorza #nocneniebo #mojezdjecie #astronomia



@Pjerun_Uognisty no zaraz mnie pojebie. Kolejna zorza i same chmury u mnie. Już 3 razy wyłaziłem sprawdzić czy coś widać i chmurska po horyzont a mam wrażenie że trochę czerwonej poświaty było widać.
Jeszcze jeden wpis z tym i #czarnolisto będzie permanentnie.
Z zazdrości
@entropy_
Chillera
A w jakiej lokalizacji jesteś?
@entropy_ u mnie przez chwilę były cienkie chmury podświetlone na czerwono ale zasłoniły całą zorze. A teraz zasrane chmurami ;(

Zaloguj się aby komentować

Worek Raczański to piękny widokowo i dziki fragment Beskidu Żywieckiego. Obejmuje szczyty Grupy Wielkiej Raczy.
Worek Raczański to jedna z głównych atrakcji Beskidu Żywieckiego. To niemal dziewiczy i bardzo widokowy fragment tego pasma. Obejmuje przede wszystkim Wielką Raczę (1236 m n.p.m.),...
Siema,
Dzisiaj w #piechurwedruje
---------
Szczyty: Ostrysz, Trupielec (Podgórze Wiśnickie)
Data: 7 kwietnia 2024 (niedziela)
Staty: 5km, 2h50, 175m przewyżyszeń
Wiosna tego roku dopisała, więc żal było tego nie wykorzystać do uroczystego zainaugurowania sezonu wycieczek górskich z rodzinką i wdrożenia najmłodszego, 8-miesięcznego Robaczka, w ten cudowny świat pocenia się, sapania i ciężkiego dyszenia. Jak to bywa przy takich dzieciaczkach, trasa musiała być krótka i w miarę bliskiej odległości. Na szczęście było z czego wybierać, bo od stycznia marzyłem o tym momencie i miałem kilka propozycji w zanadrzu.
Kilka dni wcześniej dałem znać o wycieczce Myszy, żeby miała czas się oswoić z tą ideą: polecam tę metodę; zwykle na początku jest opór, ale im bliżej terminu tym lepiej. W końcu, w piękne, niedzielne przedpołudnie wyruszyliśmy w stronę Dobczyc z ogonem w postaci szwagierki i brata, którzy zdecydowali się do nas dołączyć i jechali za nami na motorze.
Trasę zaczynaliśmy z miejscowości Kornatka, z miejsca, w którym kończyła się asfaltowa droga. Po szybkim spsikaniu się środkiem przeciw kleszczom zapakowałem Robalka do nosidła na brzuchu, które postanowiłem zabrać zamiast chusty. Ruszyliśmy w drogę, która według map miała trwać 1h20 - o naiwności!
Mysz dreptała na nogach z tyłu, trzymając mamę i ciocię za ręce. Co jakiś czas zatrzymywała się i pytała, czy daleko jeszcze - wycieczkowy klasyk. Ja starałem się iść bez zatrzymywania, licząc na to, że miarowe bujanie uśpi młodą w nosidle. Nie myliłem się i wkrótce, po odśpiewaniu sobie serii kołysanek, zasnęła.
Żółtym szlakiem weszliśmy na Ostrysz. Podejście nie sprawiło problemów, choć były krótkie momenty zasapania. Ciocia i wujek stawali na wysokości zadania wynajdując różne rzeczy, które mogłyby zainteresować i rozkojarzyć Mysz tak, aby szła i nie marudziła: patyk, błoto, którego było dużo, kałuża, kupa na drodze. Aż do Ostrysza te metody działały, ale na górze trzeba było już wyciągnąć coś słodkiego na zachętę.
Następnie niebieskim szlakiem rozpoczęliśmy krótki marsz do Trupielca, który swoją uroczą nazwę zawdzięcza temu, że przy okazji jakichś dawnych potyczek pełno było na jego zboczu trupów, których szczątki zostały poroznoszone po lesie przez dzikie zwierzęta. Robak spał w najlepsze, Mysz dreptała tym razem ze mną i bratem, więc wszystko szło zgodnie z planem. Przed Trupielcem było miejsce na postój, ale zaplanowałem go dopiero po zdobyciu tego imponującego szczytu.
Może teraz napiszę o wrażeniach wizualnych ze szlaku: otóż było łyso i tak sobie. Na drodze błoto, drzewa jeszcze nie do końca porośnięte liśćmi, ściółka za to była ich pełna, z tym, że odkąd jesienią spadły z gałęzi, zdążyły wyblaknąć i stracić jakiekolwiek urok. I w takim otoczeniu przyrody znaleźliśmy się pod Trupielcem, gdzie pod tabliczką ze szkieletem zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie.
Następnym krokiem był powrót do mijanej wcześniej ławeczki, gdzie zrobiliśmy przerwę. Wyszło idealnie, bo najmłodszy członek wyprawy domagał się już coraz rozpaczliwiej cycusia. Reszta również się posiliła (kanapkami), napoiła (herbatą) i odpoczęła (na ławce).
Do samochodu wróciliśmy szeroką, nieoznakowaną szlakiem drogą. Ostatecznie wycieczka trwała 2h50, czyli mniej więcej te dwa razy dłużej, niż pokazują mapy, a jak kiedyś wspominałem taki przelicznik najlepiej mi się sprawdza przy planowaniu trasy z dziećmi. W każdym razie, byłem zadowolony z jej przebiegu, choć mogła być ostatecznie 30 minut krótsza ze względu na Robaczka. Wszyscy jednak daliśmy radę i obyło się bez płaczów i większego narzekania, także wyszło na plus.
#gory #wycieczka #wedrujzhejto #fotografia #podgorzewisnickie




Zaloguj się aby komentować

Kolejne odwiedziny Gór Bystrzyckich. Tym razem objazdowo -odkrycie ruin zamku Szczerba i Solnej Jamy, wejście na wieżę na Czerńcu i obydwa wierzchołki Jagodnej.
Byłem dwa razy w Górach Bystrzyckich, ale zawsze interesowała mnie tylko Jagodna, czyli najwyższy szczyt tego pasma sudeckiego. Zresztą do...
Siema,
W poniedziałkowym #piechurwedruje
---------
Szczyty: Turbacz, Kiczora (Gorce)
Data: 11 listopada 2021 (czwartek)
Staty: 17km, 6h25, 790m przewyżyszeń
Święto Niepodległości zapowiadało się idealnie pod względem pogody, także oczywiście zacząłem myśleć o wyskoczeniu gdzieś na szlak. Na całe szczęście moja mama ofiarowała swoją pomoc w opiece nad Myszą, dzięki czemu nadarzyła się okazja aby pójść razem z żoną. Dołączyła do nas również koleżanka, z którą poprzedniego miesiąca byłem na Pilsku.
Naszym celem stał się Turbacz, ze względu na przynależność do #koronagorpolski , do której dziewczyny potrzebowały pieczątek. Jako, że jest to jeden ze szczytów, na którym byłem już sporo razy i trochę mi się znudził, poszukałem trasy, którą jeszcze nie wchodziłem. W ten sposób o godzinie 8 znaleźliśmy się na osiedlu Zarębek Niżni w miejscowości Łopuszna, skąd niebieskim szlakiem mieliśmy dojść do schroniska.
Poranek był dość chłodny, więc naszą wycieczkę rozpoczęliśmy w kurtkach i czapkach. Początek trasy prowadził asfaltową drogą, po czym skręcał w las, gdzie nachylenie zwiększało się momentalnie. Trochę zasapani doszliśmy do osiedla Zarębek Wyżni, skąd kontynuowaliśmy marsz. Koleżanka trzymała się z przodu i w pewnym momencie w ogóle znikła nam z oczu, natomiast ja towarzyszyłem żonie, która kondycyjnie była gorzej przygotowana.
Niebieski szlak, którym wchodziliśmy, nie zachwycił mnie za bardzo, ale może była to wina pory roku. Las wyglądał ponuro, liście już dawno opadły i gniły na ściółce, a łyse gałęzie wyglądały smutno. Dodatkowo droga była bardzo błotnista, więc na podeszwie mieliśmy po 2 centymetry dodatkowej, niechcianej warstwy. Z plusów: zrobiło się na prawdę ciepło, więc kurtki i czapki wylądowały w plecakach.
Doszliśmy do Bukowiny Waksmundzkiej, z której nareszcie można było zobaczyć Tatry. Od razu zrobiło się ładniej. Jak to w Gorcach, na trasie było jeszcze kilka innych polan, z których rozpościerał się fajny widok na bliskie i odległe szczyty, dzięki czemu marsz był przyjemny. Minęliśmy krzyż poświęcony partyzantom, pod którym znajdowało się kilka zniczy, a obok na proporcach wisiały biało czerwone flagi. Do schroniska został już tylko kawałek i wkrótce się przy nim znaleźliśmy.
Gdzieniegdzie leżał jeszcze śnieg, który padał niewiadomo kiedy. Błotnistą ścieżką poszliśmy w końcu zdobyć szczyt, przy którym czekała na nas koleżanka. Na Turbaczu zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie pod obeliskiem, po czym usiedliśmy na chwilę na ławeczce rozkoszując się ciepłymi promieniami słońca. Chwilę później poszliśmy do schroniska, w którym dziewczyny przybiły pieczątki do książeczek, a później zrobiliśmy przerwę na bułę i herbatę.
Powrót zaplanowałem czerwonym szlakiem, którym udaliśmy się po uzupełnieniu zapasów energii. Idąc przez Halę Długą przez spory kawał czasu mogliśmy podziwiać Tatry, które jak zawsze kusiły swoją pozorną bliskością. Rozpoczęliśmy ostatni odcinek, który prowadził pod górę, wchodząc na znajdującą się na szlaku Kiczorę. Na drodze w niektórych momentach był zrobiony trakt z drewnianych desek, z których część była już mocno spruchniała. Las był ładny, choć widać w nim było placki uschniętych drzew.
Na Kiczorze znowu zrobiliśmy krótki postój, bo było przyjemnie. Następnie zaczęliśmy schodzić w stronę polany Rąbaniska, skąd mieliśmy odbić na czarny szlak. Droga szła przez inne polany, także ładnych widoków s dalszym ciągu nie brakowało: można było dostrzec m.in. błyszczące słońcem jezioro Czorsztyńskie. Mi natomiast udało się wypatrzeć dzięcioła, co zawsze powoduje u mnie radość.
Czarny szlak prowadził początkowo pięknym lasem, który w promieniach słońca nie był już taki smutny, a opadłe liście tworzyły cudowny pomarańczowy dywan. Po jakimś czasie przestałem jednak na to zwracać uwagę, bo znowu zrobiło się błotniście, ślisko, a kolana zaczęły mi dokuczać. Gdzieś przy polanie Chłapkowej zanurzyliśmy jeszcze z żoną stopy w lodowatym potoku i wkrótce potem dotarliśmy do auta.
Wypad był fajny, ale uważam, że są ciekawsze podejścia na Turbacz. To było po prostu ok. Może inną porą roku spodobałoby mi się bardziej, kto wie - trzeba to będzie przetestować.
#gory #wycieczka #wedrujzhejto #fotografia #gorce





@Piechur uważam, że są ciekawsze podejścia na Turbacz
Które są ciekawsze?
@Mara Mi osobiście bardziej podobała się trasa z Przełęczy Knurowskiej przez Kiczorę, albo niebieskim z Koninek. Czerwony z Rabki też fajny, tylko długi. Z Obidowej wchodziłem w nocy, więc nie wiem jak się prezentuje w dzień.
@Piechur o właśnie, myślałam o wynajęciu czegoś w Koninkach i połażeniu po Gorcach przez kilka dni. Myślisz, że to dobry punkt wypadowy, żeby nie trzeba było się ruszać samochodem, tylko wyjść rano na wycieczkę, bez powtarzania tych samych tras?
Zaloguj się aby komentować
Dolina pięciu stawów w pięciu wydaniach, 2024 - 2020.
Wszystkie obrazki z końca majówki.
#tatry #gory





@Marchew I ty tam cały rok spędziłeś by te foto zrobić?
@rm-rf ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Zaloguj się aby komentować
Czy mogę użyć #hejtopiwo w niedzielę?
Sam ale @pol-scot dał mnie na czarną, poza tym wątpię byśmy się chcieli spotkać
Szkocja pozdrawia w niemal całym składzie.
Wołam też @razALgul bo chciał widzieć Daisy szczęśliwą i brudną. Voilà!
A jeszcze trzeba zejść. Piszę to z samej góry bo w dolinie nie ma zasięgu
#manwithmalamute #szkocja #psy #pieskiezycie #gory



Moja ulubiona wilk.
Możesz
@conradowl z pol-scott raczej nie bedzie mile spędzonego czasu, zadna strata
@3t3r myślę, że Daisy by warczała, ona czuje ludzi
Oj myślę, że jakbyście pominęli sprawy polityczne, to @pol-scot by się okazał mega ciekawym kompanem, przynajmniej na hejto robi bardzo ciekawy kontent
@smierdakow w tym rzecz, że zablokował choć kiedyś mu skomentowałem i to nieraz, że fajne miejsca i choć sam nie jestem fanem muzeów i skansenów, to coś od niego zapiszę na liście. No ale to on zablokował - zamiast udzielić odpowiedzi. To on ograniczył sobie widoczność własnych wątków.
Niemniej perypetie z pracy mnie nie kręcą, a to jaki charakter pokazywał w postach to - nie lubię takich ludzi. Ale ja sobie umiem oddzielić politykę od prywatnego życia
@smierdakow z trochę większa powagą - kontent (częściowo) ma fajny, ciekawe miejsca i chętnie bym piorunował. Zresztą zastanawiam się nad wrzuceniem polityki na czarną, czasu mało, a jest dużo innego kontentu do przeglądania. Choćby... Przeglądam sobie tag Szkocja to czasami coś widzę. Ale specjalnie na profil nie wchodzę. Bo można zobaczyć, nie można reagować.
Cóż, to on mógłby ignorować dyskusje w polityce. Nawet jakbym coś napisał to nie musi odpowiadać. Nie mój problem
Jak już sam kogoś wrzucam to gdy się przekonam, że jest durny, zawsze. o tym informuje by delikwent wiedział.
Zaloguj się aby komentować
359 755,6 - 12,0 - 8,7 = 359 734,9
#szyndzielnia żółtym szlakiem a potem na dół kolejką. #gory
#ksiezycowyspacer
Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastats.pl/ksiezycowyspacer/


Zaloguj się aby komentować

W Tokio spędziłam trzy dni. Był początek września, ale parny upał panował nadal i miał panować jeszcze do października. To miasto nie ma szczęśliwej lokalizacji. Znajduje się w szerokim obniżeniu otoczonym od północy, zachodu i południowego zachodu górami, od wschodu zaś jest ciepły ocean, do...

Krótka i łatwa widokowa trasa na malowniczą Halę Jaworową pod Kotarzem. Czerwony szlak z Przełęczy Salmopol, zwanej też Biały Krzyż, prowadzi wygodną leśną ścieżką, praktycznie bez większych przewyższeń i stromych podejść. [...]
Przez przełęcz przechodzą dwa szlaki turystyczne: żółty ze Szczyrku do...
Brawo Wy!
@Piechur taki wypad solo z robaczkiem to ciekawe doswiadczenie, ja ze swoja bylem na Catbells
@Piechur no proszę, Diableski Kamień
@Moody Bardzo urokliwy las przy tym żółtym szlaku
Zaloguj się aby komentować
50 km pękło, ale spuchlem kiedy Naviki stwierdziło, że najlepsza trasa rekreacyjna na Tresną wiedzie przez Kozubnik 😅 Więcej pchałem niż jechałem.
#rower #gory #ebike



@Brickstone piękne ujeby.
Zaloguj się aby komentować
Siema,
Zapraszam na #piechurwedruje
---------
Szczyt: Mogielica (Beskid Wyspowy)
Data: 6/7 lutego 2023 (poniedziałek/wtorek)
Staty: 12.5km, 6h45, 600m przewyżyszeń
Czasem człowieka najdzie uporczywa myśl, która mimo starań nie chce odpuścić. Na początku lutego tą myślą była dla mnie nocna eskapada na Mogielicę. Według prognoz temperatura w tamtym czasie miała wynosić poniżej -10°C, śniegu również miało być sporo, zachmurzenie małe, także warunki wydawały się idealne. Szybki telefon do taty i już miałem ochotnika na wspólne wyjście.
Na parking w Gryblówce dojechaliśmy o 20. Okolicę pokrywała gruba warstwa śniegu, także nasze twarze od razu rozpromieniły się w uśmiechu. Wysiedliśmy z ciepłego samochodu i momentalnie zaatakował nas mróz. Szybko zaczęliśmy pakowanie, ubieranie stuptutów i mocowanie do plecaków rakiet śnieżnych, które tata tego samego dnia wypożyczył. Wszystko to trwało ledwie 10 minut, ale wystarczyło, żeby zimno stało się nieznośnie dotkliwe: dłonie zaczęły grabieć i szczypać, chłód ogarniał całe ciało. Nie było na co czekać - ruszyliśmy w drogę.
Udaliśmy się niebieskim szlakiem, który prowadził stromym zboczem, na którym stało kilka domów. Ten krótki, ale męczący odcinek, zapowiadał jak miała wyglądać reszta drogi: śniegu było po kolana, szło się ciężko, ale dzięki temu krew zaczęła sprawniej krążyć po organiźmie i niebawem znów poczułem w dłoniach ciepło.
Weszliśmy w końcu w las, w którym warunki nie były lepsze. Za to widoki... Księżyc świecił intensywnie rozświetlając drobinki lodu pokrywające grubą warstwę śniegu, sprawiając, że skrzył się on jak gdyby na jego powierzchni rozsypane były niezliczone ilości małych brylancików. Niesamowity widok.
Doszliśmy do polanki, z której końca mogliśmy podziwiać dalej ten wspaniały zimowy pejzaż. Następnie ruszyliśmy dalej, powoli przedzierając się przez zaspy. Nachylenie nie było wielkie, jednak warunki na trasie bardzo nas spowalniały. W końcu, po sporym kawałku, stwierdziliśmy, że warto założyć rakiety. Ciężko opisać jak zwiększył się komfort chodzenia, gdy to zrobiliśmy: nie zapadaliśmy się już tak bardzo, a dzięki szerokiej podstawie kwestia wyciągania nóg ze śniegu odeszła w zapomnienie. Mam nadzieję, że uda mi się wrzucić film w komentarzu, który to pokaże.
Dzięki rakietom nasze tempo nieznacznie wzrosło i w końcu doszliśmy do przełęczy pod Małym Krzystonowem. Od tamtego miejsca druga była już ubita pod trasy narciarskie. Spróbowałem zdjąć rakiety, ale buty przebijały wierzchnią warstwę lodu i zapadały w znajdujący się pod spodem śnieg, co utrudniało chodzenie. Założyłem je więc ponownie i ruszyliśmy dalej.
Księżyc cały czas lśnił na niebie, a wokół niego lśniły gwiazdy, widoczne na ciemnym niebie jak na dłoni. Przeszliśmy przez małą polanę, która migotała wesoło kryształkami lodu. Tuż za nią teren zaczął wznosić się bardziej pod górę, ale nie odczuliśmy tego znacząco dzięki temu, że droga była twarda. Niebawem weszliśmy na Polanę Stumorgową, na końcu której widać było nasz cel: przykryty chmurą szczyt Mogielicy. Klimat był nierealny.
Przed końcowym podejściem znajdowała się wiata z ławą, więc postanowiliśmy zatrzymać się przy niej na chwilę w drodze powrotnej. Zaczęliśmy wspinaczkę, która była bardzo męcząca: było stromo, a śniegu znowu było po kolana. Udało się nam jednak dotrzeć pod wieżę, która w tamtych warunkach wyglądała jak wyjęta z jakiejś powieści fantastycznej. Ostrożnie weszliśmy na górę po jej oblodzonych stopniach. Oczywiście nie liczyliśmy na żadne widoki, jednak sama wieża, obrośnięta lodem, kusiła swoim wyglądem, przynoszącym skojarzenia z kopalnią soli.
Po zejściu postanowiłem spróbować przybić pieczątkę do #diadempolskichgor , a że mróz był bezlitosny, umówiliśmy się z tatą, że zejdzie już do wiaty i odpali kuchenkę, aby przygotować kawę. Z przybijania pieczątki nic nie wyszło: co prawda tusz był, jednak gąbka zamarzła, więc stempel nie został odpowiednio odsądzony i zamiast ładnego rysunku wyszła ogromna plama. Straciłem na tej zabawie zbyt dużo czasu i powoli przestałem czuć palce, więc zabrałem bety i zszedłem do umówionego miejsca. Taty jednak tam nie było.
Od razu domyśliłem się, co się stało - schodząc tata nie odbił w prawo na niebieski szlak, tylko poszedł na wprost żółto-zielonym. Ręce drżały mi już z zimna i ledwo udało mi się wykręcić do niego numer. Na szczęście odebrał i potwierdził, że źle idzie i musi zwrócić. Wyciągnąłem z plecaka koc termiczny, owinąłem się nim jak się dało i czekałem. Było wręcz okrutnie, a ja miałem na sobie bieliznę termoaktywną, podkoszulek, cienki sweter i cienką kurtkę - odpowiedni ubiór do wędrówki, beznadziejny przy długich postojach.
Tata w końcu dotarł, ale zrezygnowaliśmy z robienia kawy, zamiast której rozgrzaliśmy się herbatą z termosa, po czym udaliśmy się w drogę powrotną. Część trasy mieliśmy schodzić czerwoną ścieżką dydaktyczną, która odbijała od żółtego szlaku z polany Stumorgowej. Żadnej ścieżki jednak nie było, bo wszystko przysypane było grubą warstwą śniegu. Kolejny raz dziękowaliśmy za cud w postaci rakiet śnieżnych; nie wiem, jak poradzilibyśmy sobie bez nich.
Schodzenie było już samą przyjemnością. Las wyglądał obłędnie, co chwila widzieliśmy bałwanki stworzone z obsypanych białym puchem niskich drzewek, gałęzie wysokich uginały się natomiast tworząc jak gdyby bramy. W pewnym momencie zeszliśmy ze znakowanej ścieżki i skręciliśmy w jedną z oznaczonych na mapach dróżek. Chyba byliśmy pierwszymi osobami, które szły nią od długiego czasu, bo nie było na niej widać żadnych śladów. Rakiety sprawowały się perfekcyjnie, ułatwiając marsz i dając sporo radości.
Wkrótce doszliśmy do utwardzonej już drogi biegnącej wzdłuż Mogielicznego Potoku, którą też trafiliśmy na parking, gdzie czekał na nas oblodzony, gotowy do skrobania samochód. I teraz podsumowanie: według map ta trasa miała nam zająć 3h50, co w latem zajęłoby pewnie 3h. W ciężkich zimowych warunkach trwała jednak 6h45 i to z odpowiednim sprzętem (kijki, rakiety). Wybierając się w góry zimą trzeba mieć zawsze na uwadze, że planowana droga zajmie dłużej, niż może być to pokazywane na mapach turystycznych. Dobrze dobrany sprzęt oraz kondycja to podstawa, żeby taka wycieczka zakończyła się sukcesem.
#gory #podroze #wedrujzhejto #wycieczka #zima #fotografia #beskidwyspowy #noc





@Piechur Fajny trip. W plecakach to coście nosili? Jedzonko jakieś? Czy to atrapa żeby wygląało na poważne wyjście w góry jak w paście?
@moderacja_sie_nie_myje Tata miał w swoim prowiant i chyba pół szafy na wszelki wypadek. Ja zwykle chodzę z 20l plecakiem, mieści się w nim wszystko, czego potrzebuję.
@Piechur tym razem nie dam się nabrać
@Felonious_Gru Łot?
@Piechur https://www.hejto.pl/wpis/podsumowanie-pierwszego-dnia-wpadly-pieczatki-z-lubomira-i-mogielicy-na-lubomirz?commentId=384255dd-c0e5-4112-9b95-c2816b65e9ee
Zaloguj się aby komentować

Lahic to urokliwa wioska w górach Azerbejdżanu. Pamiętajcie o dobrym samochodzie! Czekają niesamowite widoki!
Lahic / Lahij to urocza górska wioska. Sam dojazd tutaj gwarantuje Wam przepiękne widoki! Zielone, niemal “pluszowe” wzgórza, kręte drogi, gdzieniegdzie wypasane owce czy kozy, które...
360 252,8 - 19,1 - 50,1 - 45,9 = 360 137,7
Zielony szlak Niemojów - Bardo🟩
Dzień pierwszy (46km)
Zakładam plecak ważący niemal 10 kilogramów i w ponad 3 godziny pociągiem i taxi docieram do wsi Niemojów. Tutaj klikam kropkę rozpoczynającą szlak i ruszam w 106 kilometrową trasę.
Początkowo asfaltem potem łąkami i pagórkami docieram do przejścia granicznego w Boboszowie gdzie czeska straż graniczna zagląda co to za imigrant idzie😁. Po 22 kilometrach w zaczynam czuć w nogach, że zaczęło się konkretne podejście🥵. Po drodze uzupełniam wodę w źródełku, jeszcze godzina wspinaczki i docieram na Trójmorski Wierch i następnie po schodkach wchodzę na znajdującą się tutaj drewnianą wieżę widokową🗼. Przez szczyty Puchacz i Mały Śnieżnik docieram do schroniska, mimo iż kuchnia jest już zamknięta udaje mi się zamówić kwaśnicę z chlebem. Popijam colą czuję jak zyskuje nowe pokłady energii 😁. Na Śnieżniku robię kilka zdjęć zachodzącego słońca w tle z wieżą widokową prześmiewczo nazywaną blenderem 😆.
Długim zejściem przy swietle czołówki docieram do Przełęczy Płoszczyna. Jest godzina 21:45, we wiacie rozkładam śpiwór wypijam szejka proteinowego, zawijam się w mumię i zasypiam w mgnieniu oka😴.
Dzień drugi (50km)
Otwieram oczy, słyszę jak głośno lata jakiś owad🐝. Jest 5:44, wychodzę że śpiwora i odpalam kuchenkę gazową. Dzisiaj na śniadanie bułka z konserwą i gorący kubek pomidorowa z makaronem 👨🏻🍳.
Wejście na Rudawiec zajmuje mi dwie godziny, jest to najwyższy szczyt Gór Bielskich⛰️. Pamiątkowe foto z zalesionego szczytu i schodzę w dół po drodze uzupełniam zapasy wody w źródełku. Na szlaku pustki, docieram do wsi Bielice gdzie chwała się całkowitym brakiem zasięgu😆. Skręcam w prawo wchodząc w pasmo Gór Złotych. Rozpoczynam kolejne podejście, myślę o założeniu krótkich spodenek ale zimne podmuchy wiatru studzą mój pomysł 🤷🏻♂️. Melduję się na Kowadle najwyższym szczycie tego pasma górskiego. Raz mniejszymi raz większymi górkami docieram na Przełęcz Gierałtowską. Tutaj robię sobie małą przerwę na posiłek i chwilę odpoczynku. Zakładam krótkie spodenki, nie ma to jak poczuć wiatr we włosach 😆. Mijam kolejne zalesione szczyty, cały czas hula zimny wiatr ale najważniejsze, że ludzi brak 😁.
Na Przełęczy Zamkowej odbijam ze szlaku i wchodzę do Lądka Zdroju. Zamawiam zupę pomidorową i kluski z gulaszem😋. Odwiedzam sklep i uzupełniam zapasy. Obżarty wracam na zielony szlak. Ponad trzy kilometry człapania i docieram na Borówkową⛰️. Zaczynam mozolne zejście po drodze schodząc na chwilę do Czech by w kolejnym źródle uzupełnić wodę. Stromym podejściem na Jawornik docieram do następnej przełęczy, gdzie schodząc w dół docieram do kopalni złota w Złotym Stoku. Ktoś we wiacie zakosił drabinę na górne piętro🙆🏻♂️. Wciągam się powoli po belkach, rozkładam swój zestaw małego śpiocha i przy dźwiękach płynącego potoku zasypiam po godzinie 21🥱.
Dzień trzeci (19km)
Pobudka o 4:45, wynurzam się z wiaty. Odpalam kuchenkę, dzisiaj w menu na śniadanie bułka z konserwą, gorący kubek i herbata na koniec😁. Ruszam powoli, jest dość ciepło. Przechodzę przez cichy i śpiący Złoty Stok, niestety złota nie ma nigdzie po drodze😉. Mijam kilka wsi i zalesionych pagórków pagórków.
Dociera do mnie szum jadących aut na drodze krajowej numer 8🛣️. Rozpoczynam ostatnie podejście, po blisko godzinie solidnego napierania docieram na obrys skalny🥵. Znajduje się tutaj platforma widokowa z charakterystycznym białym krzyżem widzianym z dołu. Po obejrzeniu panoramy Barda schodzę w dół. Odświeżam się z fajnym zimnym źródełku i wchodzę do miasta. Chwilę szukam kropki oznaczającej koniec szlaku, klik i pozostaje udać się na dworzec kolejowy🚂.
#gory #trekking #podroze
#ksiezycowyspacer
Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastats.pl/ksiezycowyspacer/





@Z_buta_za_horyzont
Wejście na Rudawiec zajmuje mi dwie godziny, jest to najwyższy szczyt Gór Bielskich
. Pamiątkowe foto z zalesionego szczytu i schodzę w dół po drodze uzupełniam zapasy wody w źródełku. Na szlaku pustki, docieram do wsi Bielice gdzie chwała się całkowitym brakiem zasięgu . Skręcam w prawo wchodząc w pasmo Gór Złotych. Rozpoczynam kolejne podejście, myślę o założeniu krótkich spodenek ale zimne podmuchy wiatru studzą mój pomysł . Melduję się na Kowadle najwyższym szczycie tego pasma górskiego.
Ani Rudawiec ani Kowadło nie są nawet blisko bycia najwyższymi szczytami, niezależnie jak próbujemy (i czy, IMO bez sensu i Czesi tego nie robią) dzielić Góry Złote i Bialskie. To co KGP tam zrobiło to chyba wynikało z grubej imprezy i rzucania strzałkami w mapę
@Ragnarokk Kiedyś robiłem KGP dla siebie bez tych odznak itp. i nie pisząc na szybko zapomniałem o tym, że to najwyższe szczyty z ich listy
Zaloguj się aby komentować
Siema,
Ostatnio była Mogielica, więc dziś dla odmiany Mogielica. Zachęcam do czytania i obserwowania #piechurwedruje
---------
Szczyt: Mogielica (Beskid Wyspowy)
Data: 1 kwietnia 2024 (poniedziałek)
Staty: 8km, 3h50, 360m przewyżyszeń
Ten wypad wisiał w powietrzu już od długiego czasu. Po 3 miesiącach bezruchu spowodowanego pojawieniem się małego Robaczka oraz ciągłymi chorobami Myszy, nareszcie trafiła się okazja na krótką trasę: na święta przyjechali do nas teściowie, więc postanowiłem to w niecny sposób wykorzystać. Jak zwykle zadzwoniłem do taty z informacją, że mam zielone światło na wyjście, także pierwszego członka ekipy już miałem.
Żeby jak najkrócej zostawiać żonę i teściów z dzieciakami, postanowiłem iść gdzieś niedaleko na wschód słońca tak, aby wrócić do domu jak najwcześniej. W głowie miałem kilka szczytów, lecz gdy dość niespodziewanie na wyprawę wyraziła chęć również moja babcia, to obciąłem je do tych, które nie będą ponad jej możliwości. Stanęło na Mogielicy, na którą mieliśmy wejść z parkingu Zalesie-Wyrębiska. Trasa ta była nam znana, ponieważ dwa lata wcześniej szliśmy tam razem z Myszą (opowiadałem o tym w jednym z wcześniejszych wpisów).
Poniedziałkowym rankiem, około 2 w nocy, wyruszyliśmy z Krakowa. Z poprzedniego wypadu pamiętałem, jak wyglądała droga prowadząca na parking: szerokości jednego samochodu, kręta, prowadząca ostro pod górę. Nastawiona na mapach Google nawigacja kazała mi się kierować na Szczawę i w jej okolicy skręcić w bardzo nachyloną drogę. Była gorsza niż pamiętałem i ręce miałem spocone z nerwów, wyjeżdżając większość czasu na jedynce. W pewnym momencie dojechaliśmy pod jakiś dom, spod którego nawigacja kazała jechać na wprost. Pokręciłem głową z niedowierzaniem i wysiadłem z auta, jednak wzrok mnie nie mylił: przede mną była zwykła, błotnista, leśna droga ze sporymi koleinami po traktorach. Mapy postanowiły zrobić mi psikusa na Prima Aprilis.
Jakoś udało się zawrócić i równie powolnie zjechać z powrotem do drogi głównej. Tata w międzyczasie szukał prawidłowej trasy prowadzącej na parking. Wjechaliśmy w ciasne osiedle domków jadąc tak, jak kierowała nas nawigacja, i znowu okazało się, że poprowadziła nas nie do końca właściwie, ponieważ przed nami pojawił się znak zakazu wjazdu z wyłączeniem mieszkańców. Czas naglił, więc licząc na to, że nikt nie będzie tamtędy zjeżdżać w świąteczny poranek, pojechałem dalej. Po kilkunastu minutach stresującej jazdy byliśmy już na miejscu. (Dla zainteresowanych: na parking powinno się wjeżdżać od Przełęczy Słopnickiej.)
Wysiedliśmy z samochodu i zaczęliśmy przygotowania. Babcia dostała dwie latarki (jedną na pas, drugą na głowę) oraz kijki, i gdy mieliśmy pewność, że niczego nie zapomnieliśmy, wyruszyliśmy w drogę. Trasa prowadzącą zielonym szlakiem trochę się zmieniła od czasu, gdy szliśmy nią poprzednio - po sam krzyż partyzantów wylany został asfalt i wszystko wskazywało, że w planach jest kładzenie go również dalej. Niestety, w niedalekiej przyszłości Mogielica najpewniej straci swój urok, bo jeśli dobrze pamiętam na Polanie Stumorgowej znajdującej się pod samym szczytem ma pojawić się jakiś kompleks wypoczynkowy (w internecie można znaleźć określenie "bacówka", ale wiemy, jak to w Polsce wygląda).
Spod krzyża rozpoczęliśmy podejście na Przehybę. Babcia złapała lekkiej zadyszki, więc robiliśmy co jakiś czas krótką przerwę. Nie czuła się jednak słabo i chyba spodobał jej się klimat nocnej wyprawy. Na ścieżce pojawiły się kamienie, na których poprzednim razem babcia się wywróciła, więc razem z tatą szliśmy w niedalekiej odległości, żeby móc ją skutecznie asekurować.
Dość szybko złapaliśmy wszyscy dobry rytm i kontynuowaliśmy marsz. Trasa nie była wymagająca i trochę ostrzej zaczęło się robić dopiero kawałek za Przehybą, chwilę przed połączeniem się ze szlakiem żółtym. Wkrótce szliśmy już Rezerwatem, podziwiając rozjaśniające się niebo, które raczyło nas pięknymi kolorami widocznymi spomiędzy nagich jeszcze drzew. Wiedziałem już, że nie zdążymy zobaczyć wschodu na wieży, jednak najważniejsze było to, żeby babcia szła swoim tempem (które tak czy siak było dobre).
Przed samą Mogielicą kawałek trasy prowadził ostrzej pod górę po wystających z ziemi skałach, więc szliśmy bardzo ostrożnie, uważając cały czas na każdy krok. Po tym krótkim odcinku dotarliśmy w końcu pod okazałą wieżę, która niedawno została ponownie oddana do użytku. Weszliśmy na nią licząc na ładne widoki, jednak trochę się rozczarowaliśmy, bo pył z Sahary, którego w tamtych dniach naniosło sporo nad Europę, skutecznie ograniczał widoczność. Ledwo było widać sąsiedni Ćwilin, a Tatry pozostało nam sobie wyobrazić.
Pod wieżą zrobiliśmy przerwę na posiłek i odpoczynek, po czym ruszyliśmy w drogę powrotną, zatrzymując się jeszcze przy punkcie widokowym z Krzyżem Papieskim. Następnie kontynuowaliśmy zejście pięknie oświetlonym lasem. Humory mieliśmy fantastyczne, poranny spacer dobrze nam zrobił. Idąc tą samą ścieżką odkrywaliśmy ją na nowo, tym razem mogąc w pełni docenić jej walory estetyczne. Często zatrzymywaliśmy się, żeby po prostu posłuchać lasu i poczuć wiatr na policzkach.
Zejście minęło raz dwa i bardzo szybko znaleźliśmy się z powrotem na parkingu. Zapakowaliśmy rzeczy do bagażnika i ruszyliśmy do domu. Wycieczka była bardzo udana i cieszyłem się z tego, że udało nam się spędzić wspólnie czas w tak przyjemny sposób. Coś czuję, że babcię uda się namówić w tym roku na jeszcze jeden wschód.
#gory #podroze #wycieczka #wedrujzhejto #fotografia #beskidwyspowy





Wchodziłem na Mogielicę tym żółtym szlakiem od zachodniej strony na ciężko, tj z plecakiem 120l. Nigdy nie zapomnę tej pionowej ściany na ostatnim odcinku, część mnie tam została xD
@Pouek Przez Polanę?
@Piechur wróć, skłamałem. To był niebieski szlak, konkretnie picrel, przed spankiem na Polanie. Gdybym miał ująć jednym słowem charakter tej niepozornej, niebieskiej nitki byłby to "ból"

Zaloguj się aby komentować
Wczoraj wpadło: Ochotnica - Kiczora - Turbacz - Obidowiec - Schron Stare Wierchy - Zbyrcok - Turbacz - Ochotnica - 40,1km
Dzisiaj wyjście na wieżę na Gorcu - 31km. Gorczańska wieża faktycznie wyjątkowa - idealnie zabudowana, więc zero lęku przy wchodzeniu, bo nie widać ziemi pod nogami, sam widok chyba jeden z lepszych jakie widziałem.
Na fotce, Mogielica z wieżą, z Mogielicy pokazywałem w sobotę tą więżę, z której dziś zrobiłem zdjęcie Mogielicy
#zielczanwgorach #gory #gorce


Who the fuck said pspspsps?

Szczyt w centralnej części to Wysoka

W sumie trochę na prawo od centrum
Gorce są w pytkę. Polecam odwiedzić jeszcze Lubań, na którym również znajduje się wieża, także fajnie zabudowana.
@Piechur Lubań w planie na jutro, tylko muszę przemyśleć co potem, bo wracać od razu trochę za wcześnie, mogę dojść do Krościenka, ale stamtąd nie da się rozsądnie wrócić do Ochotnicy, więc zostaje pętla na 43km, trochę za dużo
@Zielczan Z Dolnej idziesz? Zawsze mógłbyś poza szlakiem iść trochę, ale chyba będzie trochę asfaltowo.
Zaloguj się aby komentować
Ruszam na kolejny długodystansowy szlak. Tym razem zielony szlak wzdłuż granicy z Czechami. Niemojów - Bardo od kropki do kropki 106 kilometrów
#gory #trekking #podroze

@Z_buta_za_horyzont mam ten sam plecak, polecam kijki zabierać ze sobą, kolana ma się jedns
@Rmbajlo Kijki robiły za statywy
Ekstra przygoda się szykuje
@Piechur Hamak waży 500g jest wielkości puszki piwa, jest to tania wersja bez moskitiery. Po całym dniu wędrówki zasypiam szybko i wygodniej niż na glebie, czasami tylko materac się lekko przesuwa w nim.
pogody życzę i łagodnych podejść, powodzenia!
Zaloguj się aby komentować
Jeśli chodzi o dzisiejsza pogodę to pozostaje tylko zacytować słowa Ikara do Dedala
Ale parówa
Co?
Lampa, mówię, że lampa jak c⁎⁎j
#zielczanwgorach #gory #gorce

Niby ciepło a zimno

@SuperSzturmowiec u mnie cieplutko, chociaż na Turbaczu trochę wieje
Zaloguj się aby komentować
Ale warun dziś
#zielczanwgorach #gory #tatry

ło panie
Zaloguj się aby komentować