#gownowpis


moderacja_sie_nie_myje
- 97wpisy
- 5077komentarzy
#gownowpis
@moderacja_sie_nie_myje trzymej się i wróć kiedyś!
@moderacja_sie_nie_myje ech
ehh dopierom zobaczyl ehh no tak nie mozna no
Zaloguj się aby komentować
#seriale
@moderacja_sie_nie_myje - gdzie to legalnie można dostać?
Zaloguj się aby komentować
#twinpeaks
#seriale
#gownowpis
@moderacja_sie_nie_myje - też nie wytrzymałem - potem czytałem i ludzie mówili, że potem było lepiej - ale nigdy nie wróciłem bo niesmak pozostał
Zgadzam się!
Zaloguj się aby komentować
Mimo pracochłonnego okresu świątecznego, gdzie z mozołem kawiarenkowicze taszczyli choinki podpierdolone z okolicznych nadleśnictw, kłusowali na stawach, marnowali gaz i czas na zakalce, niektórym osobom udało się znaleźć chwilkę żeby coś napisać.
Tematem przewodnim był Pogrzeb a gatunkiem Dramat. Powstały dwa utwory:
Pogrzeb autorstwa @KatieWee
Zaświaty autorstwa @moderacja_sie_nie_myje
Zasady zwycięstwa były proste - im więcej piorunków tym lepiej. Mam więc przyjemność ogłosić wszem i wobec że tę edycję zwyciężyła koleżanka @KatieWee ze swoim świetnym dramatem, serdecznie gratuluję, każdy piorunek był zasłużony
Dlatego też z przyjemnością przekazuję prawo i obowiązek zorganizowania kolejnej edycji naszej zabawy w Twoje rączki
#naopowiesci
#zafirewallem
#podsumowanienaopowieści
@moderacja_sie_nie_myje przepraszam, zaczęłam i nie skończyłam pisać
Ale tytuł wymyśliłam zacny, bo Rozdroże na Kruków
Zaloguj się aby komentować
Wojna
Treść dla dorosłych lub kontrowersyjna
Miałem skończyć z pisaniem ale nie mam serca zostawić takiej pustki.
Koleżanka @KatieWee pokazała nam wszystkim jak wygląda dramat bo osobiście to nie miałem pojęcia jak ale człowiek się całe życie uczy. Więc postanowiłem napisać dramat, zgodnie z wytycznymi tej XV edycji #naopowiesci które zresztą sam wymyśliłem.
Żeby nie przedłużać, zapraszam do czytanki.
***
Zaświaty
Występują:
Nieznajomy
Anubis
Święty Piotr
Głos
Lucyfer
Wśród mroku i Rzeki Martwych chlupotu powoli płynie bogato zdobiona łódz z dwiema osobami na pokładzie
Nieznajomy:
Co jest?! Gdzie ja jestem? Co to za łódka?
Anubis:
Milcz śmiertelniku,
grzechów podobno masz bez liku,
Pod Sąd Ozyrysa pójdziesz!
Nieznajomy:
Ja rzymski katolik,
sram na wasz pogański pierdolnik!
Nieznajomy wyskakuje z łodzi i wraca z powrotem wpław na brzeg.
Rozlega się Głos:
Ten do mnie należy,
ściągnięty z Zachodu rubieży!
Błysk, jasność i Nieznajomy czuje jak się wznosi ponad chmury i jeszcze wyżej, wyżej...
Mruży oślepione oczy i znajduje się pod bramą z Klucznikiem. Ten zastępuje mu drogę
Święty Piotr:
Nie tak prędko grzeszniku
Na koniec kolejki, marny nędzniku!
To mówiąc wskazuje na nieprzebane tłumy, kłębiące się
Nieznajomy:
Zamknij mordę Żydzie!
Zaraz we wiecznym będziesz żyć wstydzie,
tak ci z plaskacza przy wszystkich odwinę
nietęgą parchu będziesz mieć minę!
Głos:
Kowalsky, ja wiem, że to ty!
A Kowalsky przygląda się z odrazą czemuś za bramą.
Z oddali dobiega klaskanie i śpiew gospel
Szeryf Kowalsky:
mocno wzburzony
Co to ma być?
Smoluchom pozwalacie tu żyć?
Święty Piotr:
Kto godzien, ten za bramą,
Ta tylko dla grzeszników tamą
Szeryf Kowalsky:
Bluźnisz brudny Żydzie,
Jezusa i rasę zdradziłeś,
Śmierć po ciebie już idzie
Pojawia się Lucyfer. Zniża głos i pochyla się ku Kowalskyemu
Lucyfer:
Sznurek ma taki magiczny u pasa
Gdyby o szyję pod pejsem owinąć?
Bóg nie zobaczy, hołoty tu masa
Po chwili siny żyd leży pod bramą
Szeryf Kowalsky:
Ha! Masz parchu za swoje!
Ja teraz Raju otwierać będę podwoje.
Ale najpierw porządki pewne wprowadzę
Wypierdalać smoluchy, dobrze wam radzę!
Głos:
Kowalsky, ja wiem, że to ty!
Lucyfer:
Nic bez Planu stać się nie może,
Kto zaplanował, odpowiedz mi Boże!
Szeryf Kowalsky:
Jak mnie tu nie chcą, żegnam czym prędzej,
Wietrzno tu, zimno, czarnuchów więcej...
Do piekła udam się chętniej
Lucyfer:
U mnie też strasznie od nich już tłoczno,
włażą bezczelnie, przez każde okno
Głos:
Który bez grzechu, ten stoi przy mnie,
Kto zaś potępion, ten na piekła dnie!
Lucyfer:
Wara od piekła, to moje królestwo!
Szeryf Kowalsky:
Jest na to dobre rozwiązanie,
Powiem od razu - wcale nie tanie!
Zanim który na dobre zacznie grzeszyć,
Prędką się śmiercią jego nacieszyć.
Lucyfer:
Kto się podejmie takiego zadania?
Dość tego bydła mam doglądania.
Co chwila swary, bójki i świństwa
Dosć czarnego mam barbarzyństwa!
Kowalsky szeroko się uśmiechna
Głos:
Kowalsky, opamiętaj się!
Lucyfer:
Cóż to Ojczulku, dzieci swych nie chcesz?
Tak ich duszyczki czyściutkie chłepcesz!
Szeryf Kowalsky:
A więc już wszystko postanowione,
pewne dziewczę wezmę za żonę
Ktoś tam ostatnio wziął ją na stronę,
i tak uczynił z niej Białych Matronę
Głos:
Kowalsky, ja wiem, że to ty!
Lucyfer:
Smoluchów wysyłaj od teraz do nieba,
na dole ich więcej już nie potrzeba
Szeryf Kowalsky:
Mówiłem już, rzecz to nietania,
nie starczy nad trupem zmówiona litania.
Cena moja - nieśmiertelność,
Prosić nie będę, ja żądać mam czelność!
Głos:
Kowalsky, opamiętaj się!
Lucyfer:
Zgoda, zgoda, po trzykroć zgoda,
powiększy się tu czarna trzoda.
Lecz mam warunek jeden
umrzesz za lat dwadzieścia i siedem
Kowalsky:
Pożyjemy, zobaczymy
Czas już na mnie, sk⁎⁎⁎⁎syny!
Rozległ się grzmot i całą scenę przykrył ciemny obłok
Na starym cmentarzu stał przekrzywiony nagrobek. Z ledwo widocznych już liter można było jeszcze przeczytać S.e.yf A.drew Kow.lsky 1.3. - 188. Pochylała się nad nim młoda dziewczyna. Ukradkiem wycierała łzy zawzięcie ryjąc nożem w kamieniu. Po dłuższej chwili powstała i odczytała na głos: Szeryf Walther Kowalsky 1860-1895.
- Pogrzebu nie miałeś ale zawsze będziemy o Tobie pamiętać - powiedziała do siebie
- Psst... Caroline... - odezwał się cicho ktoś zza jej pleców
Odwróciła się szybko. Przed nią stał we własnej osobie Szeryf Kowalsky.
I Caroline zemdlała.
***
#naopowiesci
#zafirewallem
@moderacja_sie_nie_myje wrócił!!!!
Zaloguj się aby komentować
O co chodzi? Jak ktoś nie wie to jest tak:
-
piszemy opowiadanko na zadany poniżej temat
-
jak piszemy nie na temat to nic nie szkodzi, chodzi tu tylko o dobrą zabawę
-
od dnia dzisiejszego mamy czas do niedzieli 29 grudnia (tak do wieczora)
Temat: Pogrzeb
Gatunek: Dramat
Liczba słów: 800-2000
Kryteria oceny: im więcej piorunków tym lepiej, piorunki się sumują więc można napisać nawet 8 opowiadań jak ktoś się czuje na siłach.
Zapraszam do wspólnej zabawy
#zafirewallem
@moderacja_sie_nie_myje gruby temat xd Gatunek dramat czyli jak Dziady?
Zaloguj się aby komentować
Nikt nic jeszcze nie napisał w tej XIV edycji #naopowiesci ale na Szeryfa Kowalskyego zawsze można liczyć.
Poprzedni odcinek
Przedstawiam ostatni odcinek epopei Szeryfa w wojnie ze smoluchami, udało mi się ich wysmarować 14, każdy z nich był w jakiś sposób powiązany z tematem edycji więc ten również jest. Zapraszam do czytanki na dobranoc
***
Grande Finale
Kowalsky drzemał w swoim fotelu, jak zwykle zresztą gdyż było grubo po południu, mianowicie dochodziła pierwsza. Caroline nieśmiało wsadziła głowę w uchylone drzwi i szepnęła:
- Szeryfie...
Ten ani drgnął chrapiąc w najlepsze
- Pssst... Szeryfie - spróbowała troszkę głośniej
Skutek ten sam, Walt spał jak zabity. Dziewczyna uśmiechnęła się diabelsko i najciszej jak mogła
- Czarni ludzie... - nie dokończyła gdyż w ułamku sekundy kula świsnęła jej koło głowy i utkwiła we framudze. Kowalsky stał z dymiącym coltem
- Jeszcze raz nazwiesz ich ludzmi to nie chybię, zobaczysz! - szeryf schował colta, ziewając okrutnie i udając zagniewanego.
Dziewczyna zachichotała - Inaczej bym pana nie obudziła.
- Nie wiedziałem że wróciliście już. Jak było?
Caroline z przejęciem zaczęła opowiadać a Kowalsky udawał że słucha. Minęło pół godziny i nic się nie zmieniło, dziewczyna szczebiotała chodząc wokół biurka czasem robiąc pauzy zawieszając głos ale co najdłużej na dwie sekundy i kontyunowała. Aż w końcu nastała dłuższa pauza. Cisza oznajmiła słuchaczowi, że opowieść się skończyła. Spojrzał na zegar, było już po 16. Jak ten czas leci - westchnął.
- Ale najlepsze zostawiłam na koniec - uśmiechnęła się tajemniczo
- No nie daj się prosić, powiedz - przerwócił oczami szeryf
Dziewczyna podeszła do niego i wręczyła mu broszurkę. Kowalsky zmarszczył brwi i przeczytał
Wioska Wiecznego Dnia
Miejsce gdzie każdy czarny i biały jest równy
Przerwał czytanie.
- Przecież oni nie umieją czytać, co za debil to wymyślił?
- Na każdym skrzyżowaniu stoi czarny i krzyczy z pamięci - wytłumaczyła Caroline
- Ciekawe... - zainteresował się szeryf - skąd to masz?
- Ukradłam - odpowiedziała pokazując śnieżnobiałe ząbki w pięknym uśmiechu
Kowalsky z uznaniem pokiwał głową - świetnie się spisałaś, naprawdę.
- Jest jeszcze coś... Zbierają narzędzia, jedzenie, jeżdzą wozami po okolicy i przyjmują co kto da.
- Czyli kradną?
- Wielu im oddaje, kraść nie muszą, dwa pełne wozy widzieliśmy jak wracaliśmy
- To poczekamy aż któryś tu przyjedzie, żałować im nie będę, oj nie - Kowalsky uśmiechnął się od ucha do ucha
- Zorganizujemy zbiórkę? - spytał McPenny
- Tak Teddy, ruszaj d⁎⁎ę i objedz całe miasteczko. Jak ktoś jutro do południa nie przyniesie na rynek czegoś do żarcia albo jakiś narzędzi to go obedrę ze skóry, możesz zacytować. A i niech cieśla Robinson przywiezie 30 dużych skrzyń...
- A jak nie będzie miał?
- To niech zaiwania młotkiem całą noc do samego południa, ma bachory to niech pomagają, k⁎⁎wa jego mać! Skrzynie mają być! - zdenerwował się Kowalsky
Jeździł więc Zastępca od drzwi do drzwi do późnego wieczora.
A szeryf zaczął wtajemniczać Caroline w swój plan. Później się udał do burmistrza wydać mu odpowiednie dyspozycje.
Nazajutrz od samego rana przy rynku zaczęła rosnąć sterta z darami, to konserwy, pudełka z soloną wołowiną, worki z ziarnem, siekiery, łopaty, motyki, piły, gwoździe, po prostu klamoty różnej maści przydatne na budowie i w roli. Zebrało się tego tyle, że załadować można było nie dwa ale trzy wozy. W końcu przed samym południem szeryf stwierdził, że dość się zebrało. I zabrał się za pakowanie wszystkiego do skrzyń. Oczywiście rękami Teddyego. Późnym popołudniem gdy zastępca zabijał ostatnią skrzynię, nadjechał szeryf z Caroline.
- No, to teraz na nich poczekamy, powinni niedługo się zjawić.
- Jadą szeryfie, zobacz!
I istotnie nadjechały dwa duże wozy, każdy ciągnięty przez dwa rosłe konie. Z jednego wozu zsiadł woźnica, chudy murzyn dość elegancko ubrany, drugi z nich wyglądał jak parobek. W słomianym kapeluszu i bez butów.
Elegancik widząc burmistrza podszedł i oznajmił
- Szanowny panie, nazywam się Bill Cuzby i chciałbym parę słów skierować do mieszkańców tego zacnego miasteczka...
- A nie krępujcie się, to wolny kraj - łaskawie odrzekł burmistrz
Zaczął więc swoją tyreliadę o Wiosce Wiecznego Dnia i gdy doszedł do części o zbiórce Burmistrz Hopper mu przerwał.
- Słyszeliśmy o tym i zebraliśmy wszystko co się dało. Jak widzicie za mną, w tych solidnych skrzyniach wszystko już nawet spakowane, żywność i narzędzia. Niczego wam nie zabraknie, sami zobaczcie.
To mówiąc zaczął otwierać kolejno skrzynie i przepastne wory, twarz elegancika aż się wydłużyła z wrażenia.
- Słyszeliście wcześniej o naszej wiosce, prawda? - spytał Jim
- Zgadza się, przygotowaliśmy się zawczasu - potwierdził burmistrz
- Możecie być pewni że Wioska Wiecznego Dnia niedługo będzie na ustach całego kraju - dodał szeryf - tylko nie tak jak chcielibyście - dodał w myślach
- Spakujemy więc i ruszamy bo droga daleka. Pomożecie dobrzy ludzie? - zwrócił się do zebranych gapiów. Ci czekali oczekując apropaty Kowalskyego
- No co tak stoicie, pakować szybko! - ponaglił szeryf - a ja sobię pójdę z Billem do saloonu uciąć pogawędkę, ciekaw jestem tej Wioski Wiecznego Dnia
- A ciebie jak zwą? - zwrócił się do drugiego murzyna Kowalsky
- Abel
- Idziesz z nami, poznacie naszą gościnę. Noc się zbliża, rano wyruszycie.
I w istocie udali się do saloonu. Barman Rod poinstruowany przez szeryfa nie skąpił whisky i siedzący nieopodal Teddy z Caroline obserwowali jak po paru kolejkach głowy murzynów stawały się coraz to cięższe aż obaj jak na komendę usnęli przy stoliku. Szeryf wstał, zupełnie trzeźwy skinął na Caroline i udali się szybko do wyjścia.
- A ja? - zapytał szeryfa Teddy
- Ty ich pilnuj, za cholerę nie daj im wyjść przed ranem, rozumiesz? W razie czego daj im po mordach i tak nie będą pamiętać.
Po chwili rozległ się stukot kół dwóch wozów pospiesznie jadących w stronę wzgórz Rusty Mountains. Kowalskyego i Caroline czekała bardzo pracowita noc.
Nad ranem ledwo żywi murzyni podnieśli głowy ze stolików.
- No no daliście czadu - zwrócił się do nich barman Rod czyszczący szklanki - żeby naszego szeryfa przepić to trzeba się postarać.
- Gdzie on? - zaczęli się rozglądać
- Stara go niedawno zabrała. Ze trzy dni będzie chorować - dodał ze śmiechem
- Musimy jechać, już po ósmej - oprzytomniał elegancik patrząc na zegarek
Wstali więc i udali się czym prędzej do wyjścia. Odetchnęli z ogromną ulgą widząc wozy stojące przy ulicy i konie ze spokojem pijące z koryta. Elegancik Jim dla pewności zerknął jeszcze do wozów, oba wypełnione były skrzyniami i worami aż nie było gdzie szpilki wcisnąć. Wsiedli więc czym prędzej i z wolna ruszyli. A za nimi w niedalekiej odległości Caroline.
Droga była daleka, dotrzeć mieli dopiero następnego wieczora. Spiesząc się robili krótkie postoje, byle tylko konie mogły odpocząć i zaraz ruszali dalej. Po przebyciu 69 mil ukazała się dolina pośród której stał piętrowy, rozległy budynek, otoczony mniejszymi zabudowaniami, magazynami i niezliczoną ilością ognisk, namiotów i pomniejszych chat. Wszędzie krzątały się jakieś postacie, konie same z siebie przyspieszyły zjazd drogą w dół pośród pól kukurydzy - już byli w domu.
Caroline ze wzgórza lunetą śledziła dwa wozy zbliżające się do centrum osady. Jechały coraz wolniej gdyż przeszkadzał im gromadzący się tłum, do uszu dziewczyny dochodziły ich radosne krzyki i śpiewy. Tłum gęstniał, elegancik na wozie powstał i coś mówił żywo gestykulując. Odpowiedziały mu wiwaty. Wtem z wozu wyskoczył Szeryf Kowalsky z dopalającą się laską dynamitu w ręce. Tłum zamarł. Uszu Caroline doszły bluzgi i obelgi rzucane na prawo i lewo przez Szeryfa.
Po policzkach dziewczyny spłynęły łzy. Wiedziała że nadeszła chwila której z drżącym sercem wyczekiwała od dwóch dni, od ostatniej rozmowy z Kowalskym.
- Dziękuję Szeryfie - powiedziała i zamknęła oczy
Po chwili potężna eksplozja dwóch, wypełnionych dynamitem wozów wstrząsneła całą doliną. Z Wioski Wiecznego Dnia pozostały tylko dymiące zgliszcza usłane trupami czarnuchów i ich bękartów. Tak właśnie zginął bohaterską śmiercią Szeryf Walther Kowalsky.
***
PS. W tej zabawie #naopowiesci już wyczerpałem temat więc to był raczej mój ostatni wpis
#zafirewallem
@moderacja_sie_nie_myje dobrze się bawiłem czytając o wesołych przygodach szeryfa Kowalskiego.
Zaloguj się aby komentować
#zalesie
I jak tam? Dalej na sorze?
Mój rekord to 9 dni sraczki
D⁎⁎ę wycierałem papierem nawilżanym a i tak czułem żyletki w gwizdku
@moderacja_sie_nie_myje daj znać, bo się martwimy :(
Zaloguj się aby komentować
#kiciochpyta
@moderacja_sie_nie_myje W korei się nie klei
Nic takiego, mozna sie rozjesc i prosze zabrax stad te czolgi
@moderacja_sie_nie_myje co, co- @bartek555 zapowiedział się z wizytą, Północ i Południe jak to usłyszały to ich blady strach oblał, obecnie trwają rozmowy pokojowe między nimi, są zbierane siły wojskowe z obu państw i dyskutowana strategia, coś mi mignęło że rozważają nawet połączenie, żeby zażegnać nadchodzący kryzys
Zaloguj się aby komentować
#seriale
Tom Ellis to wymarzony Vilgefortz. Jakby normalny serwis się wziął za ekranizację Wiedźmina :)
@SirkkaAurinko O tym samym pomyślałem jak go pierwszy raz zobaczyłem xD
@moderacja_sie_nie_myje przystojny skurkowaniec. Bardzo przyjemny serial, dobrze się go oglądało. Nie wiem w którym momencie jesteś, ale moje serce skradły Ewa ta od Adama no i Number 6 z BSG. O sexy Mazikeen nie wspomnę :)
@moderacja_sie_nie_myje też oglądałem
Potem się robi trochę drętwo. Scenarzyści zaczynają wydziwiać. Niemniej, zaskakująco łatwo się ogląda. Ta laska jest bardzo słabą aktorką - drętwo gra, jak cholera...
Zaloguj się aby komentować
Link do poprzedniej części
***
s02e03
10 letni Walt kręcił się niespokojnie na werandzie. Nie mógł się doczekać aż wuj Stan wreszcie przyjedzie. Tymczasem siedział już drugą godzinę a jego ani widu ani słychu.
- Tato! Nadal go nie ma!
- Jak przyjedzie to będzie - uciął krótko ojciec
Więc Kowalsky Jr. nadal czekał. I późnym wieczorem się doczekał. W oddali widać było coraz to większy tuman kurzu. Do uszu Walta dobiegał donośniejszy z każdą chwilą tętent końskich kopyt. Wuj Stan na wierzchowcu wyglądał jak prawdziwy kawalerzysta. Zatrzymał konia kilkumetrowym ślizgiem co wprawiło chłopca w prawdziwy zachwyt. Niewielu tak umiało.
- Jak dorosnę to będę taki jak ty wujku!
- Będziesz jeszcze lepszy, Walt - odpowiedział Stan
Poczochrał chłopca po czuprynie i wszedł do środka. Walt słyszał tylko urywki rozmowy: 'Nie znalazłem jej...' i krzyki ojca: ' Nie rozpłynęła się w powietrzu k⁎⁎wa mać!'. Znów o matce, to już się robi nudne - pomyślał mały Walt. Odeszła to odeszła, po co jej szukać?
Wuj wyszedł na werandę i zapalił papierosa.
- Chcesz? - mrugnął do chłopca podając paczkę
- Stan, do k⁎⁎wy, przestań! - krzyknął ojciec z głębi domu
- Żartowałem przecież...
- Słyszałem jak rozmawialiście. Dlaczego jej szukasz? - zagadnął po chwili chłopiec
- Bo to twoja matka, młody
- A może nie chce być znaleziona?
- Może... - Stan zaciągnął się papierosem - Jutro jadę do miasteczka, masz ochotę się wybrać?
- Pewnie! Straszne tu nudy...
- Bądz gotów o świcie bo budzić cię nie będę.
Walt uwielbiał wyprawy z wujkiem Stanem. Niczego mu nie bronił, na wszystko pozwalał, traktował go jak dorosłego, nie to co ojciec. Grubo przed świtem to Stan zastał Walta gotowego do wyprawy, krzątającego się po obejściu koło swojego konia. Nie minęło parę chwil i razem z wolna ruszyli na wschód.
- Zanim pojedziemy do miasteczka musimy pewną sprawę załatwić... - odezwał się Stan
Chłopiec w milczeniu skinął głową.
- Musisz mi jednak obiecać, że nie piśniesz słowa ojcu. To dobry człowiek ale to robota dla twardzieli, rozumiesz? A mój brat do nich nie należy.
Walt aż pokraśniał, wujek go doceniał przynajmniej. Na 'robotę' zabrał i to taką dla twardzieli. A ojciec to by mu kazał konia czyścić i wiadra szorować cały dzień.
- Masz robić co powiem, bez żadnego ale.
Po kilku milach dojechali pod bród. Po drugiej stronie rzeki był las i obozowisko na plaży. Stało kilka wozów, namiot i krzątało się przy nim kilka postaci.
- Nie śpią już... Widzisz Walt, mądrzy ludzie mówią, że kto śpi ten nie grzeszy. A teraz popatrz na nich. Sami grzesznicy...
- Oto koń trupio blady a imię siedzącego na nim Śmierć. I Otchłań mu towarzyszyła - powiedział po chwili do Walta grobowym głosem klepiąc konia
Zdjął z pleców strzelbę i podał chłopcu.
- To twoja chwila Walther. To plemię zabiło ci matkę. Bądz bez litości. Bo oni ci jej nie okażą.
Z wuja Stana dziwny był kaznodzieja. Brat ojca ale zupełnie inny człowiek. Walt zastanawiał się często dlaczego ojciec nie jest taki choćby w części jak Stan.
Przekroczyli bród i dwóch barczystych murzynów zastąpiło im drogę.
- Czego tu? - zapytali groźnie
- Ze słowem bożym jedziemy, dobrzy ludzie, przepuście nas - pojednawczo powiedział Stan
- Nic tu po was, wypierdalać!
- I Otchłań ich pochłonęła... - teatralnie wręcz zawiesił głos
Walt w mig zrozumiał, przyłożył strzelbę do ramienia i spokojnie nacisnął spust. Murzyn padł jak rażony na ziemię a drugiemu głowę przestrzelił kulą z colta Stan. I rozpętało się piekło, pod jednym z wozów wybuchła celnie rzucona laska dynamitu, namiot zajął się ogniem, zaskoczeni czarni padali jak muchy. Walt jak zahipnotyzowany patrzył na ten taniec Śmierci i Zniszczenia. Kogo nie dosięgła kula to dosięgnęła kolba. Po paru minutach rzezi cisza spowiła całą plażę. Przerwał ją dochodzący z niedaleka tłumiony płacz.
- Widzisz Walt jak świnki beczą? Znajdz je! - rozkazał Stan
Chłopiec bez słowa wykonał rozkaz, nieopodal za grubym konarem chowała się murzynka z paruletnią płaczącą córeczką. Kowalsky Jr. przystanął nie wiedząc co robić. Te z przerażeniem patrzyły na strzelbę łkając na zmianę. Za plecami chłopca pojawił się Stan.
- Weź tą małą i utop. Tak jak cię uczyłem z Rustym, pamiętasz?
Chłopiec dobrze pamiętał swojego ukochanego psa. Wtedy wujek powiedział, że nauka z tamtego dnia mu się przyda w przyszłości.
Wyrwali więc dziecko z rąk matki, Stan za włosy przytrzymywał murzynkę patrzącą na to jak dziesięciolatek spokojnie zanurza głowę dziewczynki w nurcie rzeki. Pośród spazmów płaczu matki przytrzymywanej silną ręką wielebnego z każdą sekundą z małej uchodziło życie. Po parunastu wierzgnięciach małe ciałko stało się bezwładne. Walt popatrzył na wpół otwarte martwe oczy.
- Nawet nie walczyła. Nie to co Rusty. - powiedział z pogardą
- Świetnie się spisałeś młody - z uznaniem pokiwał głową Stan
- Bądzcie przeklęci! - wykrzyknęła murzynka - A ty gnoju, skończysz na szubienicy! - zwróciła nienawistne oczy do chłopca
- Dziecko mi straszysz?! - oburzył się nie na żarty Stan i poczęstował ją solidnym kopniakiem
Dwaj jeźdzcy w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku wracali na drugi brzeg rzeki gdy wiszące na gałęzi ciało charczało i próbowało dobyć ostatniego oddechu.
- Wujku, to na pewno byli oni?
- Nie, ale podobni. Jeszcze wielu ich zostało.
cdn.
***
Aaha i wprowadzam osobny tag do śledzenia przygód Szeryfa #szeryfkowalsky gdyż zamierzam rozszerzyć markę i chyba zrezygnuję z publikowania pod tagiem #naopowiesci
#naopowiesci
#zafirewallem
Po⁎⁎⁎⁎ne
Komentarz usunięty
Komentarz usunięty
Zaloguj się aby komentować
Nasza zabawa #naopowiesci trwa w najlepsze, kolega @George_Stark jest tym razem gospodarzem XIII edycji .
Niniejszym przedstawiam drugi odcinek drugiego sezonu przygód szeryfa Kowalskyego, mam nadzieję, że się spodoba
Poprzedni odcinek
***
Kowalsky bez słowa wszedł do biura, rozłożył się w fotelu, bezczelnie wyłożył nogi na biurko i zapalił cygaro. Przez długi czas milczał. Nieznośną ciszę przerwał blady jak ściana biurmistrz Hopper.
- Dobrze pana widzieć szeryfie...
- A dziękuję! - ożywił się Kowalsky
- Jak zdrowie? - z głupia frant zapytał burmistrz
- świetnie. Ptaszki ćwierkają, że to pan posłał po śledczych ze st. Augustino - zmienił ton szeryf
- Musiałem, przykry obowiązek służbowy...
- Ach tak, oczywiście. Ja też mam pewne przykre obowiązki służbowe.
Po czym wstał i udał się do wyjścia. W drzwiach odwrócił się i powiedział
- Pańska ostatnia kadencja będzie niezapomniana, gwarantuję to panu.
Przyszłość szeryfa malowała się w jasnych barwach. Ostatnie wydarzenia przekonały go dobitnie, że jest urodzony pod szczęśliwą gwiazdą. Niebiosa nagrodziły mu cięzką służbę, pozbył się wszystkich problemów a i wiedział, że po takiej kompromitacji władze stanowe będą się trzymać od niego z daleka. Na dodatek znowu miał pod ręką Teddyego, tym razem uwiązanego na łancuchu zwanym Caroline. Co do niej szeryf miał wielkie plany, młodziutka, piękna, biała dziewczyna będzie świetnym wabikiem na wszelkie zło w czarnej postaci.
Niestety, mijały dni i zło się nie ukazywało. Jednak jak to mawiał Kowalsky - szczęściu trzeba czasem dopomóc.
Teddy siedząc przy swoim biurku z wielkim zainteresowaniem czytał gazetę gdy jak duch znikąd pojawił się przed nim Szeryf.
- Szykuj się, jedziemy na akcję.
- Sekundka, tylko doczytam reportaż o...
- C⁎⁎j z reportażem! - zdenerwował się Kowalsky = gdzie Caroline?
- W motelu... - niepewnie odrzekł McPenny
- Najwyższy czas żeby się nią zająć. Siedzenie w motelu to nie życie. Pojedz po nią i weź ze sobą. Spotkamy się koło mostu nad Green River.
- Mam zabrać Caroline na akcję? - zdumiał się Teddy - Po co?!
- Najwyższy czas was czegoś pożytecznego nauczyć, ja k⁎⁎wa wiecznie żyć nie będę! - zakończył rozmowę Kowalsky
Było samo południe gdy po drewnianych deskach nad Green River stukały kopyta trzech wierzchowców.
- Dobrze się spisaliście w sądzie, zwłaszcza ty Caroline
- Dziękuję szeryfie - uśmiechnęła się panienka
- Teraz, mam nadzieję też mnie nie zawiedziesz. Dzisiaj zdecydujesz kim będziesz.
Przejechali na drugą stronę Green River i szeryf jadąc na przedzie wypatrywał czegoś na brzegu. Nie minął kwadrans jak wstrzymał konia i zsiadł z niego.
- Jesteśmy na miejscu - zakomunikował - Teddy, ty tu zostajesz i pilnujesz koni. Choćby nie wiem co, nie ruszaj się stąd ani na dwa kroki, rozumiesz?
- Tak jest - Teddy się lekko zaniepokoił
- Ty Caroline idziesz ze mną. Weź tylko butelkę whisky, nic innego nie będzie nam potrzebne - powiedział widząc jak sięga do juków
I udali się w stronę brzegu odprowadzani zaniepokojonym wzrokiem zastępcy McPennyego. Niebawem zniknęli mu z oczu wzmagając tylko niepokój. Po krótkim marszu szeryf rozejrzał się.
- No, to idealne miejsce - powiedział z zadowoleniem - gotowa do akcji?
- Tak, szeryfie - odpowiedziała Caroline
- Widać stąd rzekę, tu jest płycizna, co najwyżej woda do pasa. Widzisz tych smoluchów z wędkami po drugiej stronie?
Caroline wyjrzała przez zarośla.
- Tak, widzę ich.
- Idź na brzeg, rozbierz się i popluskaj w wodzie.
- Szeryfie!! - zaoponowała czerwona jak burak Caroline
- Masz ich tu ściągnąć, rozumiesz? Mają tu sami przyleźć a nie ma lepszego sposobu na to.
- Ale nie tak... Nie jestem jakąś dziwką!
- A więc wracamy? Jesteś tchórzem? Tym jesteś? - spytał Kowalsky
Spojrzał na nią z pogardą, po czym się odwrócił i odszedł. Nie uszedł kilku metrów jak Caroline go dogoniła i złapała za ramię.
- Dobrze, zrobię to! - wykrzyczała to ze złością w oczach - tchórzem nie jestem! Już nie!
I zaczęła zrzucać z siebie ubrania. Szeryf uśmiechnął się w duchu, tego właśnie się spodziewał.
Po paru chwilach całkiem naga Caroline piszcząc radośnie pluskała się w rzece. Kowalsky zajął dogodne miejsce i w ukryciu czekał na rozwój wydarzeń. Nie musiał długo czekać, na odległym drugim brzegu dwie czarne postacie wstały, chwilę przypatrywały się z oddali występowi dziewczyny i powoli zaczęły się zbliżać brodząc w płytkiej wodzie. Caroline nie wyszła ze swojej roli, bawiąc się i śmiejąc radośnie.
Smoluchy cały czas się zbliżali aż dziewczyna zwróciła ku nim głowę udając zaskoczoną i po chwili piszcząc zaczęła uciekać w stronę brzegu potykając się co chwila. Czarnuchy były szybkie, po paru chwilach dogonili ją, pochwycili i szamocącą się dziewczynę zaciągnęli w stronę zarośli, rozglądając się przy tym na wszystkie strony. Wyższy z nich, rzucił Caroline na ziemię i zaczął rozpinać pas u spodni. Mniejszy doskoczył do niej i trzymał ją mocno, wnet blade pośladki dziewczyny zaczęły się czerwienić pod soczystymi uderzeniami skórzanego pasa. Caroline darła się w niebogłosy.
- Będziesz grzeczna? To przestanę - powiedział dryblas
- Będę! - skwapliwie obiecała łkająca dziewczyna
- No to się zabawimy, klękaj - mniejszy z murzynów opuścił spodnie i wyciągał kuśkę
- Ja też mogę? - zza ich pleców odezwał się Kowalsky trzymając swoje colty w dłoniach
Caroline w mig się uwolniła z rąk zaskoczonego smolucha i zniknęła w gęstwinie.
- Ręce w górze padalcu - rzucił szeryf do mniejszego który próbował podnieść spodnie - stój jak stoisz, poczekamy chwilę na panienkę, zaraz wróci. I wtedy się zabawimy.
Po chwili rzeczywiście pojawiła się Caroline z tą różnicą, że pospiesznie ubrana i w jej oczach już nie było łez tylko wściekłość.
Szeryf podał jej swojego colta i powiedział - Teraz właśnie wybierzesz kim będziesz.
Kowalsky uderzeniem kolby strzelby w głowy pozbawił przytomności obu murzynów.
- Połamię im te kulasy żeby nie uciekli - dodał
Fachowo zabrał się do rzeczy, mocnymi uderzeniami gruchotał kolejno kości nieprzytomnych osobników. Dryblas się ocknął i dorobił się jeszcze złamanego nosa.
Mniejszego murzyna Kowalsky ocucił nurzając mu głowę w zimnej rzece.
Jęczących z bólu i błagających o litość posadził przy niewielkim drzewie.
- No, są gotowi - powiedział z wyraźną satysfakcją
- Chcę żeby cierpieli bardziej - warknęła Caroline z wściekłością celując do niedawnych oprawców
- Możemy ich podpalić, taki wstęp do tego co ich czeka w piekle.
- Zróbmy to - ochodzo się zgodziła
Kowalsky otworzył litrową whisky, pociągnął dużego łyka i podał Caroline która zrobiła to samo. Następnie podniósł leżacy pas, oplótł murzynów za szyje do drzewa i obficie oblał ich whisky aż wysuszył butelkę do cna. Ci w przerażeniu obserwowali jak podaje zapaloną zapalniczkę Caroline która z uśmiechem rzuciła ją w ich kierunku. Po chwili łagodny szum rzeki przerwał przeraźliwy wrzask dwóch gardeł murzyńskiej pochodni. Szeryf z dziewczyną stali i bez słowa obserwowali aż krzyki ucichły i czarne tułowy w bezruchu dopalały się do reszty.
- Nawet Jezus nienawidził wędkarzy - powiedział Kowalsky - Wracajmy.
cdn.
***
#naopowiesci
#zafirewallem
@moderacja_sie_nie_myje nie powinno być tułowia?
@moll Pewnie tak powinno być - zezwłoki, podoba mi się ale pewnie w tamtych czasach nie znali takich słów jeszcze
@moderacja_sie_nie_myje może znali, albo i fajniejsze trochła!
@moderacja_sie_nie_myje będzie co czytać popołudniu
@moderacja_sie_nie_myje no to był zdecydowanie mocny odcinek.
@splash545 Niedługo będzie finito bo już mi się nie chce tego ciągnąć
@moderacja_sie_nie_myje ciekawi mnie ten finał
Zaloguj się aby komentować
Czas przerwać na chwilę sonetowe szaleństwo, nadszedła pora #naopowiesci
Zasady są jasne , mam nadzieję, że je moje opowiadanie spełnia.
Po umiarkowanej przerwie przedstawiam pierwszy odcinek drugiego sezonu przygód szeryfa Kowalskyego
Ostatni odcinek pierwszego sezonu można poczytać tutaj ale żeby nie przedłużać to zaczynamy
***
"Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma dolinami, żyła bardzo stara koza..." - małemu Rickowi czytała bajeczkę mama. Niespełna milę dalej z wyraźnym zadowoleniem Burmistrz Hopper czytał asystentowi: "Szeryf Walther Kowalsky aresztowany za morderstwo", "Potwór z gwiazdą"...
- Widzisz Lemi, w końcu się doigrał, dobrze że posłaliśmy po tych ważniaków
- Pan posłał Burmistrzu... - nieśmiało odpowiedział podwładny
- Nieważne, ważne że mamy go z głowy.
- Dopóki nie wisi, sugerowałbym zatrudnić ochronę.
Burmistrz parsknął śmiechem
- Ze stryczka się już nie wywinie...
Kowalsky siedząc sam w ciemnej celi nudził się potwornie. Nawet zapalić nie miał co. Jego jedyną rozrywką było oczekiwanie na przesłuchanie. I wreszcie się go doczekał.
- Papierosa? - zapytał Collins podając otwartą paczkę
- O dziękuję! - radośnie powiedział Kowalsky, zmiął ją w ręce i rzucił na ziemię - Nie palę - dodał ze smutkiem
- Dziwny z ciebie szeryf, Kowalsky
- Jak to się stało, że stróż prawa siedzi w celi z zarzutem morderstwa? - wtrącił Dawson
- Sam chciałbym wiedzieć... - teatralnym gestem rozłożył ręce niedawny stróż prawa - A kogo zabito?
- Twojego zastępce Theodore'a McPenny'ego oraz Caroline Harrison
- Jaką Caroline?
- Caroline Harrison
- Tę śpiewaczkę?! - zacisnął pięści przejęty Kowalsky
- Córkę sędziego Harrisona a nie śpiewaczkę
- A to nie znam - smutno pokręcił głową
- A chociaż pochowano ich po chrześcijańsku? - zapytał z troską
- Kowalsky nie graj głupa. Gdzie są ciała? - Collins nie dawał się wyprowadzić z równowagi
- Nie ma ciała, nie ma morderstwa.
- Sędzia cię skaże w poszlakowym procesie, to dobry znajomy familii Harrison. Do końca tygodnia zawiśniesz.
- Chyba że się przyznasz i wskażesz miejsce ukrycia ciał - dodał Dawson - dostaniesz dożywocie
Szeryf się głośno roześmiał.
- Co się tak przysraliście o jakąś małolatę ze wpływowej rodzinki?
- Wystarczy że za to jedno morderstwo odpowiesz, więcej nie trzeba. W d⁎⁎ie mamy twojego przygłupiego zastępcę i resztę tych wieśniaków.
Collins wyciągnął złoty zegarek
- Poznajesz? - To zegarek Caroline Harrison - oznajmił Dawson
- Tej śpiewaczki? Źle chodzi? - zatroskał się szeryf
- Wypadł jak wynosiłeś jej ciało. Świadek wszystko widział i to zezna w sądzie pod przysięgą.
- Wystarczy żebyś zawisnął - z uśmiechem dodał Collins - Przesłuchanie skończone.
- Stevens, wyprowadz więźnia! - krzyknął w stronę drzwi Dawson
I strażnik zaprowadził Kowalskyego z powrotem do celi.
Proces był sensacją w st. Augustino, z całego hrabstwa zjeżdzali się reporterzy.
Bukmacherzy pod stołem przyjmowali przeróżne zakłady, obstawiać można było wszystko, skazanie, uniewinnienie, nieskuteczną egzekucję, ucieczkę podczas rozprawy czy nawet szloch oskarżonego po wyroku.
W dniu rozprawy pod gmach sądu ciągnęły chmary gapiów, niektórzy siedzieli na dachach okolicznych budynków gdyż zabrakło dla nich miejsca na okolicznych ulicach. Policja ledwo dawała radę utrzymywać tłum w ryzach. Więzień Kowalsky przyćmił nawet przybycie operowej diwy Lady Mo'Blanche. Wóz z eskortą wiozący szeryfa z trudem się poruszał w morzu gapiów, mimo że policja nie szczędziła pałek.
W końcu jednak dotarli pod główne wejście. Gdy szeryfa wyprowadzono z wozu reporterzy zaczęli się przekrzykiwać pytaniami. Kowalsky dostrzegł stojącego pod ścianą młodszego Goldbauma który jak zawsze notował coś zawzięcie.
- Moje kondolencje Goldbaum! - krzyknął w jego stronę
Eskorta wprowadziła szeryfa do środka. Sala rozpraw była wypełniona morzem ludzi, dziennikarzy, ciekawskich, i agentów. Kowalsky wygodnie się usadowił i bezczelnie patrzył z ukosa na siedzących w głębi sali agentów Dawsona i Collinsa.
Nie minął kwadrans a woźny donośnym głosem oznajmił
- Proszę wstać, sąd idzie. Sędzia John Bowe!
- Proszę siadać - po chwili łaskawie powiedział sędzia wiercąc się w fotelu
Stuknął młotkiem i rzekł:
- Sprawa przeciwko Waltherowi Kowalsky'emu. Proszę oskarżonego o powstanie.
Kowalsky nie spiesząc się powstał.
- Oskarżony zamierza się bronić sam?
- Tak
- To bardzo zły pomysł. Osobiście odradzam.
- Poradzę sobie.
- Proszę zaprotokołować - zwrócił się do protokolantki
- Możecie siadać. Udzielam głosu oskarżycielowi.
Gruby, wąsaty jegomość, Robert Dale sapiąc powstał i łypiąc okiem przez binokla to na Kowalskyego, to na sędziego, zaczął przemawiać:
- Oskarżam Walthera Kowalskyego o zamordowanie Theodore McPennyego oraz o zamordowanie panny Caroline Harrison.
- Czy oskarżony przyznaje się do winy? - zapytał sędzia
- Tak.
Na sali rozległa się dzika wrzawa.
- Spokój! Spokój! - sędzia w szale tłukł młotkiem w blat - Bo wyproszę z sali!
Tłum po chwili zamilkł.
- Mam przed sobą protokół z przesłuchania, gdzie wyraźnie napisano, że oskarżony odmawia współpracy i nie przyznaje się do winy.
- Teraz się przyznaję. Nie będzie procesu, podatnik oszczędzi - wzruszył ramionami szeryf
- Czy oskarżony wskaże więc miejsce ukrycia zwłok?
- Oczywiście, że wskaże.
- Oskarżony zostanie odprowadzony do celi, po czym razem z przedstawicielami władz pod eskortą ma się udać w miejsce ukrycia zwłok. Po tym wydam wyrok. Przewód sądowy zamknięty - oznajmił uroczyście sędzia Bowe
- Za pozwoleniem wysokiego sądu, mój klient chce wskazać teraz...
- Jak to? - zdziwił się sędzia
Kowalsky wstał, wyciągnął ramiona ku górze i zawołał donośnym głosem:
- Przyzywam Teddyego McPersona i Caroline Harrison!
Na sali zaczął wzrastać gwar i osłupiały sędzia aż wstał z miejsca gdy z tłumu wyszły dwie osoby. Jedną z nich była dobrze mu znana Caroline Harrison a drugą musiał być niewątpliwie Theodore McPenny.
- Dzień dobry szeryfie - zwrócili się do Kowalskyego
- Cud się stał, cud się stał! - zaczął krzyczeć na dwa głosy adwokat szeryf i oskarżony szeryf w jednej osobie
- Co to ma znaczyć?! - czerwony ze złości sędzia Bowe patrzył to na oskarżonego to na prokuratora
- Wszystko wyjaśnię. To niestety nie żaden cud - powiedział zawiedzionym głosem Kowalsky - to indolencja i głupota przedstawicieli władz w osobach agenta Collinsa, agenta Dawsona i tego grubasa tutaj, zapomniałem jak się nazywa ten prokurator...
- Robert Dale - wtrącił odruchowo osłupiały sędzia
- Oskarżenie o morderstwo na podstawie zeznania jednego świadka? - zwrócił się pytająco do oskarżyciela szeryf-adwokat
- Było... było... wiarygodne, nawet dowód rzeczowy mieli... - jąkając tłumaczył się Dale unikając wzroku sędziego
- Bo mu sam dałem ten zegarek i kazałem tak zeznać! - Kowalsky grzmotnął w pulpit
- Dlaczego? - zaciekawił się sędzia
- Bo musiałem ich ukryć, napad na biuro był zemstą na świętej pamięci sędzim Harrisonie. Obiecałem mu w ostatnich chwilach, że córka będzie bezpieczna - nikt jak Kowalsky nie potrafił mącić rzeczywistości, sam w taki przebieg zdarzeń już święcie wierzył - Więc ich ukryłem, Teddy miał jej pilnować aż wszyscy uwierzą, że naprawdę nie żyją.
- Caroline, czy tak było? - zwrócił się do panienki sędzia
- Tak było, panie sędzio - skwapliwie kiwnęła głową
Grzeczna dziewczynka - pomyślał Kowalsky - inaczej naprawdę musiałbym ją zapierdolić, przy tylu świadkach tak łatwo bym się już nie wywinął....
Blady Burmistrz Hopper drżącym głosem czytał naglówki:
"Szeryf bohater wychodzi z więzienia!",
"Kompromitacja władz! Morderstwa których nie było!",
"Zawieszeni agenci znikają bez śladu!"
Rozległo się pukanie do drzwi. Burmistrz aż podskoczył.
- Ach, to ty Lemi - odetchnął z ulgą widząc słuzącego w uchylonych drzwiach.
Ten chrząknął i powiedział grobowym głosem
- Szeryf Kowalsky przyszedł.
***
cdn.
#naopowiesci
#zafirewallem
@moderacja_sie_nie_myje co Ty szykujesz w tym układzie na wielki finał? Na co można obstawiać zakłady?
@moll Ciężko powiedzieć. Na pewno koniec będzie tragiczny i zginie jeszcze wielu czarnych
@moderacja_sie_nie_myje czyli trzeba grzecznie poczekać
"nadszedła"
I to pod takim tagiem, xd.
@Jim_Morrison Tak się sprawdza czy ktoś czytał xD
@moderacja_sie_nie_myje tego się nie spodziewałem! Super!
@splash545 Dzięki
Zaloguj się aby komentować
niestety nie mogę odpowiedzieć w wątku o krakowskich tramwajach i makłowiczu bo @Deykun mnie dał na czarną, także nie martwcie się, nie zignorowałem waszych odpowiedzi, macie rację
#gównowpis
@moderacja_sie_nie_myje też mam na czarnej a ostatnio jechałem tramwajem i wszystko rozumiałem, w dodatku "park & ride" z eleganckim akcentem
Zaloguj się aby komentować
Nie ma co przedłużać wstępu:
temat: biblioteka
gatunek: abecedarioza
limit słów: 500-2000
W skrócie: piszemy opowiadanie na temat biblioteka, zgodnie z podanym gatunkiem - każdy akapit musi się zaczynać kolejną literą alfabetu.
Kryteria oceniania są proste - im więcej grzmotów tym lepiej, grzmoty się liczą za każde napisane opowiadanie.
Podsumowanie odbędzie się za dwa tygodnie, tj 27 października w godzinach wieczornych.
Zapraszam wszystkich bardzo serdecznie do udziału
#zafirewallem
@moderacja_sie_nie_myje tylko błagam, bez opowiadań w jednym akapicie xD
@bojowonastawionaowca Takie się jeszcze nie zdarzyło o ile mnie pamięć nie myli
@moderacja_sie_nie_myje co to znaczy abecedarioza?
Edit. Aaa doczytałem xd
@moderacja_sie_nie_myje @KatieWee można prosić jakieś podsumowanko?
@splash545 Podsumowanko będzie jutro, dzisiaj nie mam jak niestety.
@moderacja_sie_nie_myje
Zaloguj się aby komentować
Obejrzałem sobie The North Water, polecony mi zresztą tutaj
@moderacja_sie_nie_myje niby na wodach, a nie ma na VODach?
@deafone Moje bezpieczne wody to Zatoka
@moderacja_sie_nie_myje free spirit
Zaloguj się aby komentować
Zwycięzca ostatniej edycji #naopowiesci skomplikował trochę sprawę kolejnego odcinka mojej powieści, rzucając temat Ursus c360 w formie sielanki. Oczywiście taka przeszkoda to żadna przeszkoda jak się jest odpowiednio uzdolnionym literacko. Żeby nie przedłużać, oto ostatni odcinek sezonu pierwszego
Poprzedni odcinek
***
Piątek trzynastego października zaczął się zupełnie zwyczajnie. Nic nie zwiastowało nadzwyczajnych wydarzeń. Kowalsky drzemał w starym budynku po banku który robił za tymczasowe Biuro Szeryfa. Gdy otworzył oczy zegar ścienny wskazywał punkt dwunasta. To dobra pora na rozprostowanie kości - pomyślał. Wyszedł więc na zewnątrz przeciągając się jak stary kot. Brakowało mu bardzo starego fotela, każde przetarcie na nim i niedoskonałość była idealnie dopasowana do jego ciała. Z rozrzewnieniem wspominając wysłużony mebel wzrok Kowalskiego przykuł ciemnoszary wóz, stojący nieopodal w zaułku. Nie zastanawiając się dłużej podszedł i bezceremonialnie zaczął tłuc pięścią w drzwi. Po kilku sekundach z zewnątrz rozegł się głos młodej kobiety
- Już wychodzę!
I ukazała się szeryfowi bardzo ładna, młoda cyganka.
- Czym mogę służyć piękny panie?
- Co tu k⁎⁎wa robisz?
- Ukazuję przyszłość - uśmiechnęła się tajemniczo
- Znasz przyszłość i nie wiedziałaś że przyjdę i każę ci wypierdalać stąd?
- Wiedziałam że przyjdziesz Szeryfie, dlatego tu właśnie jestem - pewnym głosem odpowiedziała
- Nie wierzę w te bzdury, wypierdalaj stąd z tym barachłem! - stanowczo rozkazał Kowalsky
- Nalegam szeryfie, proszę do środka, sam się pan przekona że to nie są bzdury - nie dawała za wygraną cyganka
Kowalsky, wzruszył ramionami, nie miał nic lepszego do roboty więc postanowił się trochę rozerwać. Wszedł do środka. Z zewnątrz wóz wydawał się znacznie mniejszy. Na ścianach wisiały talizmany, małe kości, szmaciane laleczki ponakłuwane tu i ówdzie. W powietrzu czuć było intensywny zapach jakiś ziół i wywarów. W rogu w klatce siedziała sowa i wlepiała w niego swoje wielkie oczy, obserwując każdy jego ruch. Na środku wozu stał mały stolik z dwiema poduszkami po obu jego stronach. Na nim zaś gruba, bogato zdobiona tkanina przykrywała jakiś kulisty kształt.
- Proszę usiąść na poduszce Szeryfie - zachęciła go pięknym uśmiechem
Szeryf bez słowa wykonał polecenie. Cyganka usiadła po drugiej stronie, chwyciła dłonie szeryfa i zaczęła nucić jakąś dziwną melodię. Rozejrzał się jeszcze raz po wozie i zdumiał - w klatce siedział czarny kot, tak samo świdrujący go ślepiami. Kobieta zamilkła i wyczekująco patrzyła szeryfowi w oczy.
- Pokaż mi więc przyszłość - powiedział
- Pamiętaj jednak szeryfie, że taką prośbą zaciągasz dług...
- Jestem na poważnym plusie u Lucyfera - przerwał Kowalsky nie tracąc humoru
- W takim razie spojrzyj w przyszłość - to mówiąc szybkim ruchem zdjęła przykrycie ze stolika
Kula była czarna jak najczarniejsza noc. Szeryf wytężał z całych sił wzrok i po dłuższej chwili mrok zaczął rzednieć. Wielki, oślepiający błysk i ujrzał Kowalsky roznącą kulę ognia pochłaniającą całe miasto. I cienie ludzi na murach. Mgła zasnuła wizję.
W kuli nagle zaczęło coś warczeć i terkotać. Kowalsky siedział jak zahipnotyzowany. Z mgły wyłonił się zółty ciągnik jadący w polu, na jego burcie widniał napis Ursus. Wielkie koła z łatwością przecinały zwały błota. Na bramie gospodarstwa wielkimi literami napisane było Dożynki Radom 1970. I kula zaczęła znów zachodzić mgłą.
Po chwili z mgły wyłoniły się dwie postacie w kapeluszach i z gwiazdami na piersi. Jedna z nich podniosła rękę i palcem wskazała na szubienicę. Kowalsky poczuł zaciskający się sznur i z coraz większym trudem łapał powietrze.
- Dość... - wyszeptał ostatkiem sił
Cyganka natychmiast zakryła kulę. Szeryf nie od razu poczuł ulgę ale wreszcie mógł złapać oddech.
- Co to było do diabła?! - spytał zdumiony po chwili
W tej chwili przerwało im głośne, natarczywe pukanie. I Kowalsky się obudził. Nie od razu dotarło do niego gdzie się znajduje, rzucił okiem na gabinet i z uczuciem ulgi stwierdził, że to był tylko sen. Ale stukanie przechodzące w łomot było jak najbardziej rzeczywiste. Ktoś się dobijał do drzwi frontowych, przezornie przez Szeryfa zaryglowanych. Nie spiesząc się podszedł do drzwi, uniósł żelazną sztabę, przekręcił klucz i otworzył. Jego oczom ukazały się dwie postacie w kapeluszach i z gwiazdami na piersiach.
- Szeryf Walther Kowalsky? - spytał ten wyższy
Kowalsky skinął głową
- Agent Dawson i agent Collins - wskazał ruchem głowy na niższego - Proszę oddać broń i odznakę. Jest pan aresztowany za podwójne morderstwo i podpalenie.
cdn.
***
#zafirewallem
@moderacja_sie_nie_myje bardzo zgrabnie wkomponowane, nawet Radom się załapał
@moll To na pewno krzywdzące ale Radom mi się jakoś wiejsko kojarzy, jest takim naturalnym siedliskiem traktorów
@moderacja_sie_nie_myje czyli Radom to taki PGR, bo mi się to raczej kojarzy z PGRem albo kółkiem rolniczym
@moderacja_sie_nie_myje szanuję za konsekwencję
@splash545 Jak się napisało A to trzeba napisać B
Zwycięzca ostatniej edycji #naopowiesci skomplikował trochę sprawę kolejnego odcinka mojej powieści, rzucając temat Ursus c360 w formie sielanki.
Nie zaliczam.
W temacie jasno podałem:
lekki ciągnik rolniczy Ursus C-330
a nie C-360, który to jest średnim ciągnikiem rolniczym.
Przykro mi.
@George_Stark
Zaloguj się aby komentować
Odhaczony temat ( dwór królewski - pojawił się tutaj, daję słowo
Link do poprzedniej części, w niej do poprzednich
s01e09
***
Kowalsky zatrzymał się w Saloonie. Nie miał zresztą innego wyjścia, biuro szeryfa po ostatnich wydarzeniach nie nadawało się już do niczego, nawet szczury się stamtąd wyniosły. Woń spalenizny wciąż było czuć w całej okolicy. Musiał się dobrze zastanowić, śledztwo stanowe to nie przelewki, wiedział także, że burmistrz za niego karku nadstawiać nie będzie.
Zamówi więc pokój z kąpielą i towarzystwem Amy, jak zwykle zresztą.
- Szeryfie... - przerwała mu rozmyślania słodka Amy - Co z Teddym?
- Nie martw się tym teraz słonko - uciął krótko szeryf
- To mój brat, jak się mam nie martwic?!
- K⁎⁎wa mać, to znaczyło żebyś zamknęła mordę!
- Jesteś bez serca, draniu! - Amy wybiegła z pokoju z płaczem
Była bardzo zżyta z Teddym, w końcu był jej ukochanym młodszym braciszkiem. Starsze siostry traktowały go z nienawiścią, uważały że odebrał im matkę która zmarła krótko po jego porodzie. A ona starała się mu wynagrodzić wszystkie złe chwile, także ze strony ojca. Płacząc na zapleczu wróciła myślami do wydarzeń sprzed osiemnastu laty...
Była późna jesień, coraz zimniej, wiatr dawał się już mocno we znaki. Stary już Skinny ledwo zipiał, wlókł się z trudem, kładąc się słychać było jak trzeszczą mu wszystkie stawy. Ale jednak nadal żył, już ponad 13 lat. Jak na czworonoga było to sporo. Amy i Teddy byli do niego bardzo przywiązani, był to bowiem ukochany pies ich matki. Amy doskonale pamiętała jak paruletni Teddy jeżdził na nim jak na rumaku, gdy bawili się w księżniczki i rycerzy. Dom robił za dwór królewski i dzielny 5 letni braciszek z pogrzebaczem w ręce jeździł odbić uwięzioną na stole księżniczkę Amy. I tak do czasu aż pijany ojciec dobudził się i przerywał zabawę tłukąc malca i psa pasem grubym na pół cala. Któregoś dnia jednak Skinny po prostu zniknął.
Szukali go wszyscy, nawet Rose i Mary, chociaż te z dziwnym uśmieszkiem.
- Wiedzą jędze co się z nim stało - myślałą na głos Amy
- Nie martw się Amy, znajdziemy go - pocieszał starszą siostrę maly Teddy
Poszukiwania zaczęły się standardowo, od oględzin legowiska. Wyglądało normalnie, pchły po nim skakały radośnie. A kto go ostatni widział? To należało ustalić. Pierwsze na przesłuchanie została wytypowana koścista Mary
- Kiedy widziałaś go ostatni raz? - zapytał Teddy
- Spadaj smarkaczu!
- Więc to twoja sprawka! Nasza mama go uwielbiała, jak ci nie wstyd? - oburzył się mały detektyw
- To była moja mama a nie twoja, zasrańcu! - zakończyła przesłuchanie 14 letnia wówczas Mary
- Kochanie nie mów tak, to nie jego wina, umarła bo tak widocznie miało być - na wpół trzeźwy ojciec miewał czasem przebłyski człowieczeństwa
Zawzięty Teddy postanowił przesłuchać kolejną z sióstr, pulchną Rose
- Gdzie byłaś wczoraj?
- Nie twój interes - zarechotał grubasek
- Widziałaś tam Skinnyego?
- Nie, Skinnyego nie widziałam ale widziałam coś lepszego - i mrugnęła znacząco
- Co takiego?
- Hihi, naprawdę nie twój interes
- Rose, do k⁎⁎wy, znowu się włóczyłaś po ulicach? Masz 15 lat a ubierasz się jak d⁎⁎⁎ka! - krzyknął stary McPenny otwierając butelkę
Mały detektyw pokręcił głową i dał jej spokój. Przyszła kolej na Amy.
- Kiedy ostatnio widziałaś Skinnyego? - zapytał poważnie
- Dwa dni temu, bawiliśmy się z nim na podwórku, nie pamiętasz?
- Pamiętam Amy, ale to oficjalne przesłuchanie
- A przepraszam
- Więc dwa dni temu?
- Tak detektywie
- Czy było coś podejrzanego?
- Tak, pierwszy raz w życiu Skinny nie zjadł kiełbasy, nawet jej nie tknął
- Też to zwróciło moją uwagę - przytaknął Teddy
Przesłuchano także ojca
- Tato, gdzie może być Skinny? Widziałeś go ostatnio?
- Nie mam pojęcia, przedwczoraj się z wami bawił i zniknął jak kamfora
- Pamiętasz to?
- Tak, patrzyłem przez okno raz na jakiś czas co tam wyprawiacie, ledwo zipiał od waszych zabaw
- Myślisz, że uciekł bo nas miał dosyć?
- Nie, nie, nie to miałem na myśli
- Przecież byłeś pijany, jak mogłeś widzieć?
- Nie jestem ślepcem! - ojciec się zdenerwował
- Tato, a dlaczego tyle pijesz? z pewnych wahaniem spytał mały Teddy
- ....
- Dlaczego tato? - naciskał dalej
- Po prostu muszę mieć jakąś towarzyszkę życia, teraz tylko ona mi została... Przez ciebie! - rzucił ze złością na wpół wypitą butelką
Przesłuchania nie przyniosły nic ponad to co było już wcześniej wiadome. Poszukiwania zostały rozszerzone na podwórko, od razu Teddyemu rzucił się w oczy skobel od furtki w stronę lasu - był zarzucony odwrotnie. Mały detektyw sam go zamykał i robił to jak należy.
- Jest trop! - wykrzyknął podniecony do Amy
- Szukajmy dalej - odpowiedziała poruszona
Przeszli dobry kawał drogi szukając wzrokiem jakiegokolwiek śladu. Nic nie znajdywali więc szli coraz dalej. Aż doszli do lasu.
- Powinniśmy się rozdzielić - zaproponowała Amy stojąc przed wąwozem
- Nie, nie zostawię cię samej! - zaprotestował mały śledczy
- Ale tylko na chwilę, będziemy się nawoływać
- Nie, zapomnij o tym - powiedział ściskając siostrę za rękę
Więc szli dalej. I dalej, aż już nie było widać niczego oprócz okalających ich drzew. Nigdy nie byli tak daleko. I doszły ich odgłosy jakiejś głośnej rozmowy i śmiechów.
- Zbliżmy się, tylko nie wychylajmy - szepnął do siostry Teddy
- Dobrze - przytaknęła bezgłośnie
Doszli do krzaków w odległości kilkudziesięciu kroków od kilku postaci które piły whisky i co chwilę wybuchały śmiechem. Rozpoznał z daleka zastępce Walthera, syna szeryfa Andrewa Kowalskyego w towarzystwie dwóch synów starego Joeya, miejscowego rzezimieszka i pasera.
- To na pewno oni! - mały Teddy się poderwał
- Zaczekaj - odruchowo zakrzyknęła Amy
Podpite towarzystwo zaalarmowane nagłym krzykiem zwróciło swoje twarze w ich stronę.
- A wy tu czego? Wypierdalać! - krzyknął Billy
- Zaczekaj głąbie - wstrzymał kompana Kowalsky
Podszedł do dzieciaków i zapytał łagodnie
- Nie za daleko od domu jesteście? Wracajcie bo ojciec się niepokoi
- Ojciec jest pijany, na pewno się nie niepokoi - stanowczo odrzekł Teddy
- W sumie masz rację - zastępca kiwnął głową
- Szeryie, widział pan może tu naszego psa Skinnyego? - zastępca mile ułechcony mianem szeryfa był teraz nadzwyczaj w dobrym humorze
- Widziałem. Jest tutaj.
- Gdzie?
- Nie wiem czy chcesz to usłyszeć.
- Szeryfie, gdzie on jest? - młody detektyw nie dawał za wygraną - Zostaw ją! - krzyknął widząc jak młody Joey przytrzymuje i zaczyna obmacywać Amy, rzucając się z pięściami na podpitego amanta
- Billy, teraz to mnie wkurwiłeś! - zastępca wyciąga colta
Sekundę później Billy i jego brat Ricky leżą z dziurami w głowach.
- Przeszkodziliście w tajnej misji - powiedział zawiedziony zastępca - trzy miesiące pracy na darmo, k⁎⁎wa mać, już myśleli że mnie kupili!
- Sze...ry...fie... - zaczęła zszokowana Amy
- Chodźmy do tego psa - Kowalsky, patrząc jednak z uznaniem na młodego McPennyego który zachował zimną krew
Doszli wnet do grubego drzewa, ułamanego ponad metr nad ziemią i pod przywalonym pniem leżał Skinny. Ciemnobrunatne plamy na jego ciele i zmasakrowana głowa jasno wskazywały na przyczynę śmierci.
- Co... co mu się stało? - zaciskając pięści spytał mały detektyw
- Wasz ojciec go zabił, spotkaliśmy go wczoraj nad ranem parę chwil po tym jak coś zaczęło kwilić na pół lasu i wnet ucichło.
- Ale.. ale dlaczego to zrobił?
- Pewnie dlatego, że był stary. Tak tu ludzie robią.
- Dranie! - Amy otrzeźwiała i trzęsła się ze złości
- Nic nie poradzę moja droga, za zabicie człowieka jest stryczek, za zabicie psa nic nie grozi - wzruszył ramionami zastępca
- Czy pana powieszą? Za tych dwóch? - spytał nagle Teddy
- Nie kolego, mnie nie powieszą, od wieszania to jestem ja. Zapamiętaj to dobrze - zaśmiał się Kowalsky
***
cdn.
#zafirewallem
Zaloguj się aby komentować
Zaczęło się bardzo skromnie ale porządni ludzie przysiedli i napisali w ostatniej chwili kilka opowiadań co mnie osobiście bardzo ucieszyło.
Tematem tej edycji był Blwak ( xD ) a samo opowiadanie miało być romansem. Wszyscy uczestnicy sobie z tym świetnie poradzili, dzieła były bardzo zabawne, napisane w bardzo fajnej formie.
Żeby nie czekać dłużej, ogłaszam, że zwyciężyła rzutem na taśmę @KatieWee
Oto lista opowiadań:
Mareczek Kanapkożerca - @KatieWee - 24**
Biwak, łódka i jajecznica - @moll - 15**
Stilo - @splash545 - 21**
Szeryf Kowalsky s01e08 - @moderacja_sie_nie_myje - 18**
Szeryf Kowalsky s01e07 - @moderacja_sie_nie_myje - 12**
Szeryf Kowalsky s01e06 - @moderacja_sie_nie_myje - 11**
BL 98WAK - @George_Stark - 13**
Pozwolę sobie napisać kilka słów w podsumowaniu o każdym z autorów.
@KatieWee świetnie się czyta wszystko co piszesz, naprawdę jesteś bardzo udalentowaną osobą, widać że jesteś mega oczytana i zdecydowanie jesteś dowodem na to, że kobiety też umieją pisać, tylko te najbardziej znane pisarki są po prostu przereklamowane i tworzą kupę a nie literaturę.
@moll , Twoje opowiadanie jest super, świetnie pokazałaś różnice między tym samym wydarzeniem z punktu widzenia kobiety i z punktu widzenia chłopa. Bardzo zabawne dzieło, czytało się z ogromną przyjemnością.
@splash545 , bardzo fajne połączenie tematów, cieszę się że jednak napisałeś, uwielbiam takie klimaty, zaskakujący zwrot pod sam koniec, każdy piorun pod tym opowiadaniem jest w pełni zasłużony, do wygranej brakło bardzo niewiele
@moderacja_sie_nie_myje nie, do siebie nie będę pisać.
@George_Stark super nawiązałeś do literówki w temacie którą popełniłem, nawet z takiej drobnostki może powstać świetne opowiadanie
Wszystkim uczestnikom bardzo dziękuję, udział w tym konkursie był ogromną przyjemnością, tych którzy nie mogli wziąć udziału w obecnej edycji serdecznie zapraszam do wzięcia udziału w następnej.
#naopowiesci
#zafirewallem
#podsumowanienaopowieści
@KatieWee gratulacje!
@moderacja_sie_nie_myje @moll @splash545 Dziękuję!!!
@KatieWee Zasłużone gratulacje!
Zaloguj się aby komentować