Dobry wieczór, Kawiarenkowicze


Nasza zabawa #naopowiesci trwa w najlepsze, kolega @George_Stark jest tym razem gospodarzem XIII edycji .


Niniejszym przedstawiam drugi odcinek drugiego sezonu przygód szeryfa Kowalskyego, mam nadzieję, że się spodoba


Poprzedni odcinek


***


Kowalsky bez słowa wszedł do biura, rozłożył się w fotelu, bezczelnie wyłożył nogi na biurko i zapalił cygaro. Przez długi czas milczał. Nieznośną ciszę przerwał blady jak ściana biurmistrz Hopper.

- Dobrze pana widzieć szeryfie...

- A dziękuję! - ożywił się Kowalsky

- Jak zdrowie? - z głupia frant zapytał burmistrz

- świetnie. Ptaszki ćwierkają, że to pan posłał po śledczych ze st. Augustino - zmienił ton szeryf

- Musiałem, przykry obowiązek służbowy...

- Ach tak, oczywiście. Ja też mam pewne przykre obowiązki służbowe.


Po czym wstał i udał się do wyjścia. W drzwiach odwrócił się i powiedział

- Pańska ostatnia kadencja będzie niezapomniana, gwarantuję to panu.


Przyszłość szeryfa malowała się w jasnych barwach. Ostatnie wydarzenia przekonały go dobitnie, że jest urodzony pod szczęśliwą gwiazdą. Niebiosa nagrodziły mu cięzką służbę, pozbył się wszystkich problemów a i wiedział, że po takiej kompromitacji władze stanowe będą się trzymać od niego z daleka. Na dodatek znowu miał pod ręką Teddyego, tym razem uwiązanego na łancuchu zwanym Caroline. Co do niej szeryf miał wielkie plany, młodziutka, piękna, biała dziewczyna będzie świetnym wabikiem na wszelkie zło w czarnej postaci.


Niestety, mijały dni i zło się nie ukazywało. Jednak jak to mawiał Kowalsky - szczęściu trzeba czasem dopomóc.


Teddy siedząc przy swoim biurku z wielkim zainteresowaniem czytał gazetę gdy jak duch znikąd pojawił się przed nim Szeryf.


- Szykuj się, jedziemy na akcję.


- Sekundka, tylko doczytam reportaż o...


- C⁎⁎j z reportażem! - zdenerwował się Kowalsky = gdzie Caroline?


- W motelu... - niepewnie odrzekł McPenny


- Najwyższy czas żeby się nią zająć. Siedzenie w motelu to nie życie. Pojedz po nią i weź ze sobą. Spotkamy się koło mostu nad Green River.


- Mam zabrać Caroline na akcję? - zdumiał się Teddy - Po co?!


- Najwyższy czas was czegoś pożytecznego nauczyć, ja k⁎⁎wa wiecznie żyć nie będę! - zakończył rozmowę Kowalsky


Było samo południe gdy po drewnianych deskach nad Green River stukały kopyta trzech wierzchowców. 


- Dobrze się spisaliście w sądzie, zwłaszcza ty Caroline


- Dziękuję szeryfie - uśmiechnęła się panienka


- Teraz, mam nadzieję też mnie nie zawiedziesz. Dzisiaj zdecydujesz kim będziesz.


Przejechali na drugą stronę Green River i szeryf jadąc na przedzie wypatrywał czegoś na brzegu. Nie minął kwadrans jak wstrzymał konia i zsiadł z niego.


- Jesteśmy na miejscu - zakomunikował - Teddy, ty tu zostajesz i pilnujesz koni. Choćby nie wiem co, nie ruszaj się stąd ani na dwa kroki, rozumiesz?


- Tak jest - Teddy się lekko zaniepokoił


- Ty Caroline idziesz ze mną. Weź tylko butelkę whisky, nic innego nie będzie nam potrzebne - powiedział widząc jak sięga do juków


I udali się w stronę brzegu odprowadzani zaniepokojonym wzrokiem zastępcy McPennyego. Niebawem zniknęli mu z oczu wzmagając tylko niepokój. Po krótkim marszu szeryf rozejrzał się.


- No, to idealne miejsce - powiedział z zadowoleniem - gotowa do akcji?


- Tak, szeryfie - odpowiedziała Caroline


- Widać stąd rzekę, tu jest płycizna, co najwyżej woda do pasa. Widzisz tych smoluchów z wędkami po drugiej stronie?


Caroline wyjrzała przez zarośla.


- Tak, widzę ich.


- Idź na brzeg, rozbierz się i popluskaj w wodzie.


- Szeryfie!! - zaoponowała czerwona jak burak Caroline


- Masz ich tu ściągnąć, rozumiesz? Mają tu sami przyleźć a nie ma lepszego sposobu na to.


- Ale nie tak... Nie jestem jakąś dziwką!


- A więc wracamy? Jesteś tchórzem? Tym jesteś? - spytał Kowalsky


Spojrzał na nią z pogardą, po czym się odwrócił i odszedł. Nie uszedł kilku metrów jak Caroline go dogoniła i złapała za ramię.


- Dobrze, zrobię to! - wykrzyczała to ze złością w oczach - tchórzem nie jestem! Już nie!


I zaczęła zrzucać z siebie ubrania. Szeryf uśmiechnął się w duchu, tego właśnie się spodziewał.

Po paru chwilach całkiem naga Caroline piszcząc radośnie pluskała się w rzece. Kowalsky zajął dogodne miejsce i w ukryciu czekał na rozwój wydarzeń. Nie musiał długo czekać, na odległym drugim brzegu dwie czarne postacie wstały, chwilę przypatrywały się z oddali występowi dziewczyny i powoli zaczęły się zbliżać brodząc w płytkiej wodzie. Caroline nie wyszła ze swojej roli, bawiąc się i śmiejąc radośnie.

Smoluchy cały czas się zbliżali aż dziewczyna zwróciła ku nim głowę udając zaskoczoną i po chwili piszcząc zaczęła uciekać w stronę brzegu potykając się co chwila. Czarnuchy były szybkie, po paru chwilach dogonili ją, pochwycili i szamocącą się dziewczynę zaciągnęli w stronę zarośli, rozglądając się przy tym na wszystkie strony. Wyższy z nich, rzucił Caroline na ziemię i zaczął rozpinać pas u spodni. Mniejszy doskoczył do niej i trzymał ją mocno, wnet blade pośladki dziewczyny zaczęły się czerwienić pod soczystymi uderzeniami skórzanego pasa. Caroline darła się w niebogłosy.

- Będziesz grzeczna? To przestanę - powiedział dryblas


- Będę! - skwapliwie obiecała łkająca dziewczyna


- No to się zabawimy, klękaj - mniejszy z murzynów opuścił spodnie i wyciągał kuśkę


- Ja też mogę? - zza ich pleców odezwał się Kowalsky trzymając swoje colty w dłoniach


Caroline w mig się uwolniła z rąk zaskoczonego smolucha i zniknęła w gęstwinie.


- Ręce w górze padalcu - rzucił szeryf do mniejszego który próbował podnieść spodnie - stój jak stoisz, poczekamy chwilę na panienkę, zaraz wróci. I wtedy się zabawimy.


Po chwili rzeczywiście pojawiła się Caroline z tą różnicą, że pospiesznie ubrana i w jej oczach już nie było łez tylko wściekłość.


Szeryf podał jej swojego colta i powiedział - Teraz właśnie wybierzesz kim będziesz.


Kowalsky uderzeniem kolby strzelby w głowy pozbawił przytomności obu murzynów.


- Połamię im te kulasy żeby nie uciekli - dodał


Fachowo zabrał się do rzeczy, mocnymi uderzeniami gruchotał kolejno kości nieprzytomnych osobników. Dryblas się ocknął i dorobił się jeszcze złamanego nosa.


Mniejszego murzyna Kowalsky ocucił nurzając mu głowę w zimnej rzece.


Jęczących z bólu i błagających o litość posadził przy niewielkim drzewie.


- No, są gotowi - powiedział z wyraźną satysfakcją


- Chcę żeby cierpieli bardziej - warknęła Caroline z wściekłością celując do niedawnych oprawców


- Możemy ich podpalić, taki wstęp do tego co ich czeka w piekle.


- Zróbmy to - ochodzo się zgodziła


Kowalsky otworzył litrową whisky, pociągnął dużego łyka i podał Caroline która zrobiła to samo. Następnie podniósł leżacy pas, oplótł murzynów za szyje do drzewa i obficie oblał ich whisky aż wysuszył butelkę do cna. Ci w przerażeniu obserwowali jak podaje zapaloną zapalniczkę Caroline która z uśmiechem rzuciła ją w ich kierunku. Po chwili łagodny szum rzeki przerwał przeraźliwy wrzask dwóch gardeł murzyńskiej pochodni. Szeryf z dziewczyną stali i bez słowa obserwowali aż krzyki ucichły i czarne tułowy w bezruchu dopalały się do reszty.


- Nawet Jezus nienawidził wędkarzy - powiedział Kowalsky - Wracajmy.


cdn.


***


#naopowiesci

#zafirewallem

Komentarze (7)

moll

@moderacja_sie_nie_myje nie powinno być tułowia? albo zewłoki... Byłoby malowniczo

moderacja_sie_nie_myje

@moll Pewnie tak powinno być - zezwłoki, podoba mi się ale pewnie w tamtych czasach nie znali takich słów jeszcze

moll

@moderacja_sie_nie_myje może znali, albo i fajniejsze trochła!

splash545

@moderacja_sie_nie_myje będzie co czytać popołudniu

splash545

@moderacja_sie_nie_myje no to był zdecydowanie mocny odcinek.

moderacja_sie_nie_myje

@splash545 Niedługo będzie finito bo już mi się nie chce tego ciągnąć

splash545

@moderacja_sie_nie_myje ciekawi mnie ten finał

Zaloguj się aby komentować