Zdjęcie w tle
moderacja_sie_nie_myje

moderacja_sie_nie_myje

Autorytet
  • 97wpisy
  • 5072komentarzy

Piękna ulewna sobota, więc czas na emisję kolejnego odcinka o Szeryfie Kowalskim


W #naopowiesci krucho z uczestnikami, poobiecywali różni ludzie, niektórzy też nawet nie obiecali i pustki są.


Zapowiadam zemstę, szeryf odwiedzi niedługo Pewne Gables.


Coraz więcej odcinków się robi, ciężko mi ogarniać już wklejanie linków do wszystkich a więc pozwolę sobie wklejać tylko do ostatniego, w nim będą poprzednie a jak nie w nim to w poprzednim itd.


poprzedni odcinek


***


W salonie u burmistrza Hoppera Kowalsky relacjonował wczorajsze wydarzenia. Gospodarz marszczył brwi raz po raz i nerwowo zaciągał się cygarem. 

- Walt, powiedz mi czy to nie dziwne?

- Co?

- Przyjeżdza sędzia i tego samego wieczoru jest strzelanina, wybuchy i 10 trupów w kwadrans. Dziesięć!! I spalony do gołej ziemi budynek. Nie wspomnę o dziwnych wcześniejszych wydarzeniach.

- Jakich? - szeryf wyraźnie się zaciekawił

- Ktoś wymordował jakiś ludzi w lesie przy Covenher River, siedem ciał znaleźli drwale z Wolf Trap

- Pierwsze słyszę - Kowalsky teatralnie się zdziwił

- To jest 11 mil stąd do cholery!

- O tych trupach, o Wolf Trap słyszałem

- Nie żartuj, sytuacja jest bardzo zła - burmistrz zaciągnął się cygarem i zrobił przerwę

- Śmierć sędziego oznacza, że będzie śledztwo stanowe

Hopper wyraźnie był zmartwiony i kontynuował

- Przyślą prawdziwych śledczych ze St. Augustino a nie jakiś żółtodziobów, będą wszędzie węszyć i pod każdy kamień zaglądać...

- To miałem się dać zabić żeby sędzia miał towarzystwo?! - wybuchnął szeryf - Ja tu jestem najbardziej poszkodowany! Moje śledztwo szlag trafił, tyle pracy na darmo bo nie ma już kogo sądzić i wieszać!

- A po co sędzia przyszedł do biura? - zapytał nagle burmistrz

- Jakiś gówniarz jego córce się sprośnie naprzykrzał i przez to wkurwił sędziego. Więc przyszedł mi truć d⁎⁎ę żebym coś z nim zrobił.

- Co za gówniarz?

- A skąd mam wiedzieć?! Ledwo zaczął biadolić to wleciał granat i zaczęła się strzelanina.


Kowalsky przedstawił burmistrzowi resztę wydarzeń, skromnie umniejszając lub wręcz pomijając swój udział w wielu momentach, chwaląc głównie bohaterskiego sędziego. I pożegnali się po paru rozchodniaczkach.


Agenci stanowi będą problemem - szeryf dobrze to wiedział. Nie był też naiwny, był pewien, że Hopper gra idiotę i to on posłał po śledczych. Miał jednak czas, agenci będą najwcześniej pojutrze. Dobrze, że podpalił biuro, nic tam wartościowego nie znajdą. Jednak na pewno byli jacyś świadkowie. Należałoby się zorientować w tej sprawie. Postanowił z rana złożyć wizytę miejscowemu golibrodzie który ma zakład vis a vis biura.


Punkt ósma Kowalsky przekroczył próg zakładu Classic Cuts prowadzonego przez Sama Gordona. Sam Sam był postacią bardzo tajemniczą, został bardzo młodo wdowcem, po ledwie trzech dniach szczęśliwego pożycia i od tego czasu nikt go nie widział w dwuznacznej sytuacji z jakąkolwiek kobietą.

Kowalsky dobrze znał powody takiego trybu życia Sama gdyż osobiście pomagał usuwać zwłoki szczęśliwej mężatki gdy Gordon przyszedł do niego po tym nieszczęśliwym ale bardzo podejrzanym wypadku. Zaciągnął więc dług który teraz właśnie spłaca.


- Uszanowanie szeryfie, dobrze pana widzieć - Sam uprzejmie się ukłonił widząc szeryfa u progu

- WIdzę, że licho dziś z klientami - zauważył szeryf

- Dopiero od dziesiątej przychodzą, chociaż po tym wszystkim to sam nie wiem czy dzisiaj ktoś będzie

- To dobrze, porozmawiamy sobie - Kowalsky rozsiadł się w fotelu

- Służę uprzejmie - Sam z wielką wprawą zaczął golić jednodniowy zarost szeryfa

- WIesz Sam, że jak mnie zatniesz to cię zabiję?

- Szeryfie, 17 lat pana golę i ani razu mi się to nie zdarzyło - Samowi nie drgnął nawet najmniejszy mięsień w ręce

- Wiem, tak tylko mówię - szeryf był bardzo zadowolony z usług Gordona od zawsze

- Co wczoraj widziałeś?

- Zakład tylko do 17 otwarty miałem. Siedziałem przy książce i coś mnie tknęło. Wyjrzałem przez okno i patrzę...

Sam przerwał i podniósł szeryfowi nos by podgolić mu wąsy a szeryf milczał żeby nie zabrzmieć jak kaczka co uwłaczałoby jego urzędowi

- 5 zamaskowanych kręciło się pod biurem, tylko pański i zastępcy konie były uwiązane i jakiś powóz stał obok, myślałem, że chcą ukraść więc zszedłem na dół żeby ich wystraszyć z dwururki

- A nie mogłeś z okna? - zapytał szeryf

- Nie, strzelbę mam w gabinecie za ladą

- I co dalej?

- Byłem w połowie schodów a tu jak nie huknie! I do środka wbiegają

- I nie przyszedłeś mi pomóc? - zapytał zawiedzonym głosem szeryf

- Szeryfie, ja tylko z brzytwą coś umiem zrobić... - zadrżała Samowi pierwszy raz ręka

- Wiem, pamiętam Betsy, brzytwą to umiesz robić... - przerwał Kowalsky

- Widziałeś jakiś innych świadków?

- Stary Lane żebrał niedaleko i na⁎⁎⁎⁎ny zaczął uciekać ale nie w tą stronę i przebiegł tędy podczas najgorszej kanonady. Nikogo innego nie widziałem, wszyscy pouciekali.

- Dobrze więc Sam. Przyjdą tu agenci niedługo, powiesz im, że po wszystkim wyszedłem niosąc bardzo cięzki długi pakunek zarzucony przez ramię, wrzuciłem go do powozu, potem tak samo wyniosłem trochę mniejszy a po wszystkim wróciłem, po chwili budynek zaczął się palić i wybiegłem. Tylko mi coś wypadło przy drugim drugim pakunku, a jak odjechałem, znalazłeś to - szeryf wręczył mu bardzo drogi, złoty damski zegarek.

- Dobrze szeryfie, może pan na mnie liczyć


Kowalsky zadowolony wyszedł od golibrody. Czyń dobro a dobro do ciebie wróci w dwójnasób - szeryf był pewien że to z Bibli. Pozostawał tylko pijaczek Lane. Wiele razy mu odpuszczał, nie chciał mieć zawszawionych cel. Znalazł go bez trudu w okolicach salonu.

- Leny, do mnie!

Pijaczek z trudem ale jednak przydreptał. Sztywność ruchów spowodowana wieloletnim nadużywaniem nadawała tylko komiczności całej sytuacji.

- Taak?

- Dzień wczorajszy pamiętasz? - zapytał

- Pewnie że tak - Leny nawet dzisiejszego nie pamiętał

- Ile ci dałem? - zastawił pułapkę Kowalsky

- Dwa dolary - bez zastanowienia odpowiedział

- Dwa dolary?! -szeryf pożałował, że dał Teddyemu pieniądze, kretyn porozdawał tak jak się spodziewał

- O tu mam jeszcze trochę z nich - wyciągnął dolara i parę centów

- A co potem?

- Noo, pić się chciało... Trzeba się nawadniać... Pan Szeryf?! - zorientował się pijaczek i struchlał

- Idziesz ze mną Leny. Ładny dzień dziś będzie. A wieczorem będziesz szczęśliwym mężem i ojcem takim jak byłeś, pamiętasz to jeszcze?


I poszli razem. Tylko Leny nie wrócił już, w starej stoczni się upił, nieszczęśliwie upadł i więcej nie powstał. Nieszczęście wróciło konno do miasta przy akompaniamencie bicia kościelnych dzwonów.


***


cdn.


#zafirewallem

ErwinoRommelo

Xd wciąga lepiej nie połowa netflixowych seriali

inskpektor

@moderacja_sie_nie_myje No fajny świat, tylko może żeby coś więcej się działo w tych mikro odcinkach? Jakiś akcent, ktoś komuś w mordę dał albo jakieś bez karnie poderżnięte gardło. Coś co by wywołało jakieś oczekiwanie na następny odcinek - czy morderca zostanie ukarany etc. Bo tak to dużo gadaniny z której nie wiele wynika. Ale zastrzegam że przeczytałem tylko ten odcinek więc może jestem nie w temacie i dlatego taki odbiór.

splash545

W piątek próbowałem coś skrobnąć ale chyba zbyt mocno chciałem przekombinować. Widocznie jego bohater musi posiadać jakiś element mnie w sobie bo w innym przypadku w ogóle tego nie czuje i nie wiem co mam pisać.

Dziś zacząłem pisać od nowa z nową koncepcją, jest zaczęte i mam nadzieję, że przez nockę to dopnę ale już nic nie obiecuje xd

Zaraz sobie jeszcze przeczytam te i poprzednie Twoje opowiadanie bo zapomniłem o nim ostatnio.

Zaloguj się aby komentować

Cybulion

Zobaczyli stan wisły (22cm) to chcieli pomoc. A ze puścili do odry to tak poprostu wyszlo

Zaloguj się aby komentować

Uszanowanie w ten piękny wieczór


Przypominam, że jeszcze tylko dwa dni do końca obecnej edycj i #naopowiesci


Miałem chwilkę czasu który twórczo wykorzystałem więc zapraszam na siódmy już odcinek mojego dzieła o szeryfie Kowalskym. jest on bezpośrednią kontynuacją poprzedniego odcinka który jak wiadomo był zabarwiony romantycznie.


Nie będę się dłużej rozpisywać we wstępie, poniżej linki do poprzednich epizodów


s01e01

s01e02

s01e03

s01e04

s01e05

s01e06


***


- Często krzywda sprowadza lepszy los. Wiele rzeczy runęło, aby wznieść się wyżej - spokojnym głosem przytoczył cytat Seneki Kowalsky


Odpowiedział mu osłupiały wzrok sędziego


- Szeryfie... Domagam się aresztowania tej kanalii, natychmiast!


Szeryf wstał i podszedł do zapłakanej dziewczyny.


- On cię skrzywdził?


Milcząco pokiwała głową.


Szeryf dobył colta, odciągnął kurek i podał Caroline


- Jeśli tak było jak mówisz to go zastrzel - powiedział


- Szeryfie, co pan... - zaczął sędzia Harrison ale szeryf go uciszył spojrzeniem


- Po prostu spójrz na drania, wyceluj i strzel, to proste.


Caroline uniosła drżącą dłonią rewolwer w stronę zastępcy ale tylko jak napotkała jego wzrok, rzuciła broń na podłogę


- Nie mogę! Skłamałam, to nie tak było... - szybko krzyknęła zanosząc się głośnym płaczem i tuląc do ojca


- Ależ kochanie, co ty mówisz?!


- Bałam się, że się dowiesz, ta przeklęta Fran zaraz by wypaplała, widziała jak wychodził...


- Wszystko w porządku panie sędzio? - troskliwie zwrócił się Kowalsky do Harrisona który nagle usiadł blady ciężko oddychając


- Tak... ledwo wysapał odpinając zapięte pod samą szyję guziki


- Jak będziecie wychodzić to przeproście McPennyego za to nieporozumienie - to mówiąc szeryf po prostu skierował się do wyjścia. Diabli nadali sędziego z tym bachorem - pomysłał - ja w obyczajówce nie robię.


Ledwo wszedł do przedsionka w oknie mignęła czarna morda. Kowalskyemu los wyraźnie sprzyjał, uśmiechnął się pod nosem gdy jednym kopniakiem w ławę zatarasował drzwi wejściowe. Przykucnął i wrócił migiem do głównej sali.


- Mamy gości, moi drodzy - zapowiedział uroczyście dobywając colty


Wtem rozległ się głośny brzdęk rozbijanej szyby. Teddy w ułamku sekundy pociągnął Caroline zza biurko i przewrócił je pulpitem do wejścia. Sędzia na czworakach ruszył w stronę gabloty z bronią i już był w połowie drogi gdy do sali wtoczył się granat


- Uuu, na poważnie idą - szeryf nie tracił humoru, doskoczył do niego i kopniakiem posłał go do holu skąd przybył. Sekundę później nastąpiła eksplozja. Ogłuszający huk i cały budynek zatrząsł się w posadach. Po drzwiach i ścianie do holu pozostała tylko pustka z dziurawą podłogą, cała sala zniknęła w tumanach kurzu i drewnianych szczątkach.


- Uwaga, zaraz wejdą - Kowalsky informował o przyszłych wydarzeniach na bieżąco

- Ilu ich? - pokryty kurzem i resztkami drzwi sędzia ładował strzelbę jakby mu 20 lat ubyło

- Za mało


I ze strony holu rozległy się strzały, istna kanonada pocisków rozbijała się na ścianach nie pozwalając obrońcom wyściubić nosów z kryjówek ani na sekundę. Ostrzał skoncentrował się na przewróconych blatach, przygwożdzony Teddy i sędzia nie mogli nawet ujrzeć napastników. Sytuacja stawała się coraz gorsza.


- Kryjcie się tchórze, sam ich pozabijam - mruknął zawiedziony szeryf


- Poddajcie się! - rozległo się z holu z kilku gardeł - Chcemy tylko tego sk⁎⁎⁎⁎syna z gwiazdą!


- Tego z wąsami czy bez? - odkrzyknął odruchowo Kowalsky i zarechotał grubasznie


Odpowiedziała mu kanonada. Spojrzał szeryf z ukosa na strzępy biurka Teddyego i Caroline. Długo nie wytrzymają - pomyślał.


Znowu wszystko na jego głowie. Dzisiaj nie pokonam wrogów bez walki, przepraszam Sun Tzu - zmartwił się trochę na duchu szeryf. Musiał się dostać do piwnicy, z budynku nie było drugiego wyjścia. Co znaczyło także, że nie było drugiego wejścia - szeryf był urodzonym optymistą. Nie zastanawiając się więc zbyt wiele zacząl strzelać na oślep i pobiegł na schody na dół. Fortuna nadal mu sprzyjała, jakaś zbłąkana kula strąciła mu tylko kapelusz.


Będąc w piwnicy rozejrzał się i dojrzał rumowisko pod zawaloną częścią stropu. WIęźniowie przykuci łancuchami do ścian w swoich celach wyglądali na całych. Przytuleni do podłogi nie wydawali z siebie żadnych dzwięków. Malutkie okienko z solidnymi kratami nie dawało możliwości wyjścia na zewnątrz ale szeryf już miał plan okrążenia i wybicia do nogi napastników.


Po cichutku wdrapał się na rumowisko i ujrzał przez dziurę w suficie sylwetkę jednego z bandytów zajętego ostrzeliwaniem oblężonych. Załadował swoje colty, miał 12 kul w pierwszym rzucie a napastników było najwyżej pięciu, może sześciu.


- Koniec zabawy, rzucaj drugiego - rozległo się u góry


- Poddajemy się, przestańcie - rozległ się rozpaczliwy głos sędziego


Po chwili silna eksplozja na górze zrzuciła szeryfa z rumowiska i dalsza część holu częściowo się zawaliła.


Odgłos napastników wbiegających do środka sali upewnił go, że to najlepszy moment na zadanie druzgocącej klęski bandzie smoluchów. Podciągnął się cichutko na belce stropowej i w mig był już na górze.

Osrożnie stąpając między dziurami zawalonego stropu doszedł do otworu w ścianie i dostrzegł pięciu zamaskowanych czarnuchów celujących do siedzącego w kącie Teddyego tulącego do siebie przerażoną dziewczynę. Sędzia leżał nieopodal w kałuży krwi przygnieciony zawalonym fragmentem ściany.


- Gdzie ten c⁎⁎j szeryf?!


- Mnie szukacie? - zapytał z nieukrywaną ciekawością ktoś zza ich pleców. Kowalsky stał z coltami w obu rękach.


I nie minęły dwie sekundy a z wystrzelanych rewolwerów wydobywał się już tylko dym. Cztery ciała leżały w bezruchu na podłodze a jeden z napastników klęczał trzymając się za brzuch na którym błyskawicznie powiększały się dwie krwawe plamy. Szeryf wolno podszedł do niego i zerwał mu przepaskę z czarnej gęby.


- Kogoś mi przypominasz - powiedział jakby do siebie - A już wiem, tę k⁎⁎wę z lasu

- To była... moja siostra... - wykrztusił z dużym trudem

- I jej nie obroniłeś, co z ciebie za brat, czarnuchu? Pedaliłeś się gdzieś z tymi brudnymi cwelami jak ci siostrę mordowałem? - spytał szeryf z odrazą


Teddy wtulił twarz Caroline w siebie, nie chciał żeby widziała to co się zaraz stanie. Szeryf szarmancko odczekał chwilę, następnie kopnął rannego zamaszyście w brzuch, wygrzebał solidną nogę spod resztek biurka i karzącą ręką sprawiedliwości rozłupał mu czaszkę kilkoma uderzeniami. I udał się do piwnicy.


Po chwili rozległy się jęki i błagania o litość przerywane skrzypieniem kolejno otwieranych drzwi do cel i głuchymi dzwiękami uderzeń. I jęki ucichły. Na pobojowisku nastała głęboka cisza przerwana po chwili przez kroki na schodach. Bardzo zadowolony z siebie szeryf stanął przed skulonymi postaciami.


- Puść ją, Teddy - wyciągnął rękę do dziewczyny, która z przerażeniem patrzyła na zakrwawioną lagę z wbitymi resztkami kości i oblepioną włosami


- Szeryfie, błagam, oszczędź ją... - wydusił McPenny


- Albo ty albo ona


- To zabij mnie - bez wahania odpowiedział


- Nie, proszę nie zabijaj go! - Caroline błagalnie podniosła zapłakane oczy


- To się zdecydujcie albo oboje was zapierdolę!


Popatrzyli na siebie, przytulili się i razem odpowiedzieli


- Rób co musisz.


Więc Kowalsky zrobił co musiał.


***


cdn.


#zafirewallem

splash545

@moderacja_sie_nie_myje ale jak to 2 dni? A to nie do niedzieli?

CzosnkowySmok

@moderacja_sie_nie_myje nie mam nawet kiedy naczteryrymy walnąć...

Ledwo jakieś #smoczebajanie dałem radę...

splash545

@moderacja_sie_nie_myje noo gruby odcinek, nie spodziewałem się takiej ilości akcji Oczywiście plus za cytat Seneki i ten Sun-Tzu również. No i bardzo podobało mi się jak szeryf rozpykał sytuację z oskarżeniem o gwałt.

Zaloguj się aby komentować

Minęły cztery dni i niewiele się dzieje w #naopowiesci


Żeby rozruszać leniwe towarzystwo postanowiłem przyspieszyć emisję kolejnego odcinka mojej opowieści o szeryfie Kowalskym.


Poprzednio był tragiczny dla czarnuchów biwak, teraz czas na odcinek w formie romantycznej


Linki do poprzednich części (znajomość poprzednich wysoce wskazana)


s01e01

s01e02

s01e03

s01e04

s01e05


***


Teddy McPenny siedząc w biurze i czekając na szeryfa okrutnie się niepokoił. Gdyby nie to, że mają w celi mordercę, dwóch trochę winnych żydów i niewinnego stajennego można by powiedzieć, że w miasteczku urząd szeryfa jest niepotrzebny a sam Kowalsky wypełnia przestępczą pustkę. I on także był w to wszystko zamieszany. Gdyby ojciec wiedział w jakie sprawy jego syn się wmieszał... Nie znał zamiarów szeryfa i wolał ich nie znać. Dla swojego własnego dobra.


Gdy w końcu szeryf wrócił nad ranem bardzo zmęczony ale wręcz promieniejący radością, Teddy wolał nie pytać o wydarzena z poprzednich godzin. Poprosił o kilka wolnych godzin. Kowalsky od razu się zgodził, nie chciał żeby widok zastępcy zepsuł mu taki piękny dzień.


I to się dobrze dla najmłodszego McPennyego złożyło. Odkąd wpadł w bagno śledztwa postanowił żyć pełnią życia, podświadomie czuł, że dużo mu już tego życia nie zostało, chociaż miał ledwie 26 lat. Z 50 dolarami w kieszeni czuł się królem życia. Przechadzając się po ulicach i myśląc co z takim majątkiem zrobić wszedł prosto pod nadjeżdzający powóz. Woźnica zaklął siarczyście i w ostatniej chwili wstrzymał konie a Teddy odruchowo odskoczył i wylądował w błocie.

- Życie ci nie miłe?!- krzyknął czerwony ze złości powoźnik

- Do zastępcy szeryfa mówisz!

- Ja pana sędziego wiozę!


W tym momencie z powozu wyszedł na oko 50letni bardzo elegancki jegomość.

- Pan wybaczy mojemu woźnicy, nerwowy jest strasznie

- W porządku, nic się nie stało... - Teddy starał się wytrzepać błoto ze spodni i kamizelki

- Zastępca szeryfa Theodore McPenny - ukłonił się grzecznie

- Jestem sędzia Benjamin Harrison a to moja... no wyjdz kochana... - zwrócił się do pasażerki


Z wozu wyszła wyraźnie rozbawiona widokiem umorusanego błotem zastępcy młodziutka panienka


- To moja córka Caroline


Prześliczna panienka grzecznie się ukłoniła obdarzając zastępce szerokim i szczerym uśmiechem a jej figlarne oczka zaświeciły się jak gwiazdki. I w tym momencie Teddyemu serce zabiło szybciej. Sto razy szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Zapomniał języka w gębie i zaczerwienił się jak sztubak. Caroline doskonale bawiła się zakłopotaniem zastępcy aż w końcu sędzia przerwał tę scenę.


- Jesteśmy umówieni u pana burmistrza z sędzią Nortonem na wieczór. Mam nadzieję, że zastaniemy tam też szeryfa i pana. Do zobaczenia więc.


Po czym wsiedli oboje do powozu i udali się w dół ulicy w stronę hotelu. A Teddy długo stał na środku ulicy odprowadzając ich wzrokiem. Wrócił do biura, usiadł za blatem i starał się wyryć w pamięci każdą milisekundę ze spotkania z cudnym aniołem w postaci Caroline.


- Co z tobą Teddy do cholery, trzeci raz cię wołam! Naćpałeś się?! - przerwał mu krzyk Kowalskyego


Niezadowolony z przerwanego marzenia zastępca tylko westchnął głęboko, wstał i wszedł do biura szeryfa


- Przepraszam szeryfie. Zamyśliłem się.

- Coś takiego, to do ciebie niepodobne Teddy. Dlaczego jesteś tak uświniony?


Zastępca opowiedział wydarzenia sprzed dwóch godzin, pomijając wątek anielski.


- K⁎⁎wa mać, nie wiedziałem, że tak szybko nowy sędzia przyjedzie - Kowalsky zmartwił się trochę - Jak on się nazywa?

- Harrison

- Nie słyszałem o nim, pewnie z końca stanu go przysłali. No nic, dowiemy się u burmistrza co to za jeden. Przebierz się i ruszamy zaraz.

- Niezbyt się czuję szeryfie...

- To zmiataj stąd i idz się przewietrzyć, sam pojadę do Hoopera.


Szeryf jadąc do burmistrza nie wiedział czego się spodziewać. Starego sędziego Nortona miał owiniętego wokół palca, z nowym może nie pójść tak łatwo. Był jednak dobrej myśli.

- Nie należy gniewać się na okoliczności, gdyż nic je to nie obchodzi - Kowalsky od niedawna dobrze znał przemyślenia starożytnych. Od siebie też by dołożył co nieco, umysł miał ostry jak brzytwa.


Umacniając się w duchu wspominając słynne cytaty filozofów dojechał na miejsce. Przy wschodnim skrzydle stał powóz, na którym kiwał się leniwie woźnica paląc papierosa. Lokal burmistrza czekał przy głównym wejściu, jak tylko spostrzegł szeryfa raźnym krokiem ruszył ku niemu.

- Już czekają, zajmę się koniem

- Masz tu piątaka Lenny - szeryf był nadzwyczaj hojny - sam trafię


Przy kominku w największym salonie siedział burmistrz i dostojny mężczyzna jeszcze w sile wieku, z zadbaną brodą, okularach z oprawkami ze szczerego złota iz cygarem w ustach.

- Jest pan, szeryfie - powiedział gospodarz wstając - szeryf Walther Kowalsky, sędzia Bejnamin Harrison, poznajcie się panowie


Energicznie uścisnęli sobie dłonie, glęboko patrząc w oczy.


- Przepraszam bardzo panów, to spotkanie nieformalne oczywiście... - zaczął sędzia

- Oczywiście, że nieformalne - skwapliwie przytaknął burmistrz - sędzia Norton nie dotarł niestety, źle z nim bardzo...

- Przepraszam za nieobecność córki, nie czuje się dobrze po tej długiej podróży - kontyunował Harrison - bardzo chciałem żeby panowie ją poznali

- A ja przepraszam za nieobecność mojego zastępcy, musiałem wysłać go do łaźni przez pewne zaistniałe okoliczności - powiedział Kowalsky patrząc na sędziego


I sędzia z burmistrzem wybuchnęli śmiechem. Szeryf dołączył się z mają przerwą - Już wcześniej sobie pogadali - pomyślał.


- Przysłano mnie gdyż sędzia Norton złożył urząd. A na wokandzie jest sprawa morderstwa i należy jak najszybciej przeprowadzić proces - sędzia od razu wyłożył karty na stół

- Mamy sprawcę i zleceniodawcę - potwierdził Kowalsky

- Czy dowody są pewne?

- Tak, morderca się przyznał i wskazał zleceniodawcę.

- To trzeba zaraz zebrać przysięgłych. Co do kaucji... - sędzia się dłużej zastanowił

- Za sprawcę nie wyznaczać, za Goldbauma co najmniej 1000$ - wtrącił szeryf

- Goldbaum? To zleceniodawca? - zdziwił się sędzia

- Tak

- Znam to nazwisko, jego rodzina nie mieszkała kiedyś w St. Augustino? - zapytał sędzia Harrison

- Nie wiem, u nas to nie istotne kto kim jest i gdzie mieszkał, jest albo winny albo nie - szorstko powiedział Kowalsky - chyba, że jest czarny, dodał w myślach

- A więc morderca zostaje w areszcie, a za Goldbauma kaucja 2500$ - z uznaniem pokiwał głową sędzia gdyż właśnie takiej odpowiedzi oczekiwał


Kowalsky się w duchu zdziwił. Ale nie dał znać po sobie, coś mu w tym człowieku się nie podobało. Popalili cygara i miło spędzili resztę wieczoru oddając się ulubionej grze burmistrza - texas hold'em. Kowalsky stracił swoje 150 baksów ale się nie gniewał na okoliczności mając w pamięci maksymę Marka Aureliusza.


Teddy po wyjściu z biura nie mógł zebrać myśli. Wałęsał się po zapuszczonych uliczkach i mimowolnie podążał w stronę hotelu. Długo mu to zajęło aż w końcu znalazł się naprzeciw. Hotel był jednym z najokazalszych budynków, dwupiętrowy murowany budynek, pięknie zdobiony, z balkonami wyglądał jak nie z tej bajki w porównaniu z okolicznymi ruderami. Wtem na drugim piętrze w oknie uchyliły się zasłony i ukazała się w nim Caroline. Czekała na niego, przyłożyła palec do ust i po chwili zaprosiła go gestem. Teddy zrozumiał w mig ten nieskomplikowany język. Popędził do recepcji.

- Proszę o wolny pokój

Recepcjonistka zmierzyła go wzrokiem, patrząc na ubłocone ubranie

- Nie mamy wolnych niestety...

- A teraz? - Teddy wyciągnął 10 dolarów i położył na blacie, zawsze chciał to zrobić

- Nie mamy wolnych pokoi - powtórzyła z mniejszym przekonaniem

- Jestem zastępcą szeryfa do cholery! Potrzebuję pokoju w celach slużbowych! - zniecierpliwił się McPerson

- Wiem kim pan jest - recepcjonistka nie dała się zastraszyć - tylko mamy wolny jeden apartament z balkonem za 30 dolarów

- Biorę! - Teddy już nie mógł wytrzymać


Zapłacił, dostał klucz i popędził na górę. Znalazł się na drugim piętrze i szedł wgłąb korytarzem kolejno mijając 202, 203, 204... 206, 207... Gdy przechodził obok 208 drzwi się lekko uchyliły. Stanął niepewnie, wziął głęboki oddech i wszedł. Opierając się o komodę w rozpiętym szlafroku stała Caroline. Spojrzałą na zastępcę, zagryzła delikatnie wargę i przyciszonym głosem powiedziała

- Zamknij drzwi i chodź do mnie...

Teddy mógł wraz z opadającym szlafrokiem podziwiać kolejno piękne, kształtne piersi, wciętą talię przy której już zaczął zrzucać z siebie ubranie nie odrywając oczu od cudnego widoku. Ledwo szlafrok znalazł się na podłodze dwa splecone nagie ciała wśród jęków rozkoszy wprawiały w miarowy ruch ciężkie dębowe łoże. I Teddy był w siódmym niebie.


Nad ranem w doskonałym humorze przyszedł do biura, szeryfa jeszcze nie było. Kowalsky bowiem dopiero co wyjechał od burmistrza. Dobrze podpity burmistrz tak wylewnie się żegnał z sędzią i szeryfem, że trzy razy wracali dokończyć posiedzenie i dopiero rano sędziemu udało się urwać a w ślad za nim gdy burmistrz opadł już z sił wyjechał Kowalsky. Kto jak kto ale Hopper to się bawić umiał. Trzy dni po takiej zabawie chorował ale cóż, czego się nie robi dla gości.


Zmęczony szeryf dotarł w końcu do biura. Bez słowa minął zastępcę i skierował się do swojego gabinetu uciąc sobie drzemkę. Ledwo oczy zamknął, według ściennego zegara po dwóch godzinach, obudziły go głośne hałasy i krzyki z poczekalni.

Wyszedł wkurwiony żeby spacyfikować natrętów i ujrzał czerwonego ze złości sędziego z zapłakanym podlotkiem wskazującym na oniemiałego Teddyego


- Tatku, to on mnie skrzywdził! To on mnie siłą wziął, nie mogłam nic zrobić!


***


cdn.


#zafirewallem

splash545

@moderacja_sie_nie_myje Wiadomo plusik za kierowanie się stoicką sentencją przez szeryfa Fajnie udało Ci się wybrnąć z tematu przekładając jego ciężar na postać zastępcy i zakończenie pasuje od ogólnego klimatu cyklu. Trochę się obawiałem, że jakby to szeryf miał zostać bohaterem romantycznego epizodu to wyszłoby to śmiesznie albo niepokojąco. Dobrze z tego wybrnąłeś i w ogóle zręcznie prowadzisz całą fabułę naprzód.

To, że nie ma wielu opowiadań to się nie przejmuj bo termin daleki i np ja zawsze w drugim tygodniu zazwyczaj pisze swoje i z innymi też często jest podobnie.

Zaloguj się aby komentować

Miałem inny plan na ten odcinek z cyklu o szeryfie Kowalskym ale z racji tego, że sam taki temat wybrałem to na szybko dopisałem pasujący fragment


Poprzednie odcinki:


s01e01

s01e02

s01e03

s01e04


***


Stara Goldbaumowa siedziała pod biurem szeryfa już 6 godzin. Kowalsky mijał ją już raz dziesiąty powtarzając - już za chwilkę - mając nadzieję, że pójdzie w cholerę. Nie docenił jednak jej uporu i w końcu dla świętego spokoju postanowił ją przyjąć.

- Wejść!

Stara podreptała do drzwi sapiąc i stękając. Z trudem je otworzyła i weszłą do środka.

- Panie szeryfie, ja po prośbie...

- Jakiej?

- Bo wiecie, mój mąż aresztowany i u was w celi siedzi - sapała pospiesznie

- Aaa, no tak, teraz pamiętam

- No właśnie i ja chciałam go zobaczyć jeśli można

- Ciężka sprawa, przepisy nie pozwalają - teatralnie zmartwił się szeryf

- Ja tu mały datek przyniosłam, wiecie, ciężką służbę macie, ja doceniam - powiedziała wyciągając zwitkę banknotów

- Wykluczone, próby przekupstwa są karalne. Jednak jest to sposób żeby się z mężem zobaczyć. Chcecie tego? Celę obok dostaniecie.

- A nie, nie aż tak to ja nie chcę - szybko schowała pieniądze - nie mówcie mu o tych pieniądzach bo go szlag trafi

- Dobrze - łaskawie zgodził się szeryf

- A czy dostaje koszerne jedzenie? - zmartwiła się Goldbaumowa

- Nie, nie dostaje żadnego jedzenia... - ze szczerością powiedział Kowalsky

- Dzięki Bogu! - ucieszyła się pobożna kobiecina - przynajmniej nie grzeszy

- Muszę was już pożegnać, bo zło nie śpi - powiedział szeryf wstając i po prostu wypchnął Goldbaumową za drzwi


I w istocie, Kowalsky miał wiele pracy przed sobą. Smolucha czekał proces a sędzia Norton był już stetryczałym dziadygą niezdolnym do pełnienia urzędu. Nowy sędzia jeszcze nie przyjechał. Mógł zjawić się lada dzień. O ławę przysięgłych był spokojny. Będzie z miejscowych i klepną wszystko czego sobie zażyczy. Tylko czy murzyn zezna co należy? Ciężki jest los stróża prawa - pomyślał. Mógł wziąć tę forsę od Goldbaumowej, przez chwilę byłby ten los lżejszy.

- Teddy!

- Tak?

- Goń starą i weź od niej te pieniądze. A jak już da to powiedz, że stary nie chce jej widzieć - Kowalsky jak nikt umiał nie brudzić własnych rąk i mieć czyste sumienie


Ze zdobycznych dwustu dolarów odpalił zastępcy pięćdziesiąt. Szeryf zawsze miał gest. Idz i zabaw się - rozkazał. Dobrze wiedział, że Teddy nie umie się bawić. Da forsę ojcu albo nakupuje jakiś szmat dla kochanych siostrzyczek. Jego strata - pomyślał. Czas kontynuować śledztwo, więc dla zebrania myśli wybrał się na wycieczkę po okolicy.


Miasteczko było podupadłą dziurą pośrodku niczego, do najbliższego większego miasta - Brokenwater było prawie półtora dnia drogi konno. Przejechał wzdłuż rzeki już dobrych kilkanaście mil.

Słońce chyliło się ku zachodowi gdy w oddali nad lasem zobaczył strużkę dymu.

Kogo tu diabli przynieśli w takie pustkowie? - zapytał sam siebie Kowalsky. Przeczucie mu mówiło, że dobrze ten wieczór się nie skończy.

Podjechał ku granicy lasu starając się nie być ani chwili na widoku. Zsiadł z konia, zdjął strzelbę i zarzucił na plecy, sprawdził czy colty łatwo wychodzą z kabur i zaczął się skradać w stronę widocznego z oddali ogniska. Przystawał co chwila kryjąc się wśród drzew. Do obozowiska miał jeszcze kilkaset metrów. Zbliżał się do celu powoli i ostrożnie. Niedaleko obozowiska jakaś postać kręciła się wśród koni, których Kowalsky naliczył siedem. Ani trochę nie odebrało to szeryfowi animuszu, wręcz przeciwnie, amunicji miał dosyć.


Słońce już zaszło i robiło się coraz ciemniej. Tęgi dryblas dorzucił drewna do ognia który rozświetlił kilka siedzących tyłem do niego sylwetek. Licząc tego przy koniach brakuje jeszcze jednego - pomyślał. Chowając się w zaroślach postanowił zaczekać. Jedna z postaci przy ognisku podniosła się i podeszła do dryblasa. Ogień oświetlił ich murzyńskie twarze które szeryf już widział wyraźnie - Chór gospel w lesie? - zdziwił się Kowalsky. Co tu robią te czarnuchy? Odruchowo sięgnął ręką po strzelbę. Żałował, że nie miał granatu.


Przypatrywał się uważnie, jeden cień nadal kręcił się przy koniach, dryblas usiadł przy ognisku i parę metrów dalej pod drzewem dostrzegł leżącą postać zawiniętą kocem. No, to już wszyscy - ucieszył się.


Kowalsky wytężał słuch ale nie mógł wyłowić ani słowa z przyciszonej rozmowy przy ognisku. Czekał całą wieczność aż w końcu ziewanie stało się głównym odgłosem dobiegającym z obozowiska i przy ogniu oprócz dryblasa został tylko jego kompan a pozostała trójka rozłożyła się nieopodal. Jeden z nich bezceremonialnie wsunął się pod koc śpiącej postaci.

Co za dewianci - oburzył się stróż prawa - jeszcze chwila i koniec biwaku, padalce.


Kwadrans później, gdy wartownik zbliżył się do ogniska a dryblas powstał, Kowalsky wyskoczył z zarośli z dwururką. Nocną ciszę przerwał huk i dryblas padł jak rażony gromem, ułamek sekundy później po drugim błysku wartownik pada wprost do ogniska. Szeryf dobywa colty i strzela. Dwie kule znikają w plecach siedzącego przy ognisku starca. Kolejne dosięgają zrwające się w pośpiechu z posłań postacie. Błyski i huki wystrzałów cichną dopiero gdy iglica uderza w puste komory. Kowalsky nie traci czasu, chowa wystrzelane colty i podnosi rewolwer leżacy przy dryblasie. Odruchowo sprawdza - nabity. Przechodzi obok każdego leżacego i strzela dla pewności.

- Koniec biwaku czarne sk⁎⁎⁎⁎syny!

- Miałem rację, że ten wieczór nie skończy się dobrze. Dla smoluchów - dodaje w myślach uśmiechnięty. Jest już koło kolejnego leżącego i dobija go. 

Wtem drobna postać leżąca w objęciach trupa przy drzewie zrywa się i sprintem biegnie w stronę koni. Kowalsky spokojnie podchodzi do trupa starca, podnosi leżącego przy nim Springfielda i robi kilka kroków w stronę polany z końmi. Przykłada karabin do ramienia i gdy tylko czarny cień pojawia się na grzbiecie konia naciska spust. Błysk, huk i dalej biegnie już sam koń. Szeryf bez pośpiechu zbliża się ładując swoje colty. Przystaje nad leżacą, zakapturzoną postacią i spogląda na oświetloną księżycem i wykrzywioną bólem twarz młodej murzynki. Bezgłośnie rusza ustami z których płynie strużka krwi.

Szeryf pochyla się nad nią.

- Co mamroczesz?

- Kim... jesteś... diable?

- Jestem szeryf Kowalsky.

Wyciera rękawicą zachlapaną krwią gwiazdę i strzela.


***


#naopowiesci

#zafirewallem

splash545

@moderacja_sie_nie_myje

- Nie, nie dostaje żadnego jedzenia... - ze szczerością powiedział Kowalsky

- Dzięki Bogu! - ucieszyła się pobożna kobiecina - przynajmniej nie grzeszy

xd

No dobra powiedzmy, że jakiś biwak tu wplotłeś, ale serio spodziewałem się jakiegoś romansu Kowalskyego czy coś

Zaloguj się aby komentować

Jako zwycięzca poprzedniej edycji, mam przyjemność ogłosić kolejną odsłonę zabawy #naopowiesci


Temat: Biwak


Kategoria: Literatura romantyczna


Liczba słów: 800 - 2500


Termin: 15.09.2024


Zapraszam wszystkich pisarzy-amatorów bardzo serdecznie. Można fantazyjnie poświntuszyć i to jeszcze

przy tym wygrać


Generalnie te wytyczne to luźno będę traktować, nie będę nikomu słów wyliczać. Stricte będzie traktowany tylko temat i termin.


#zafirewallem

CzosnkowySmok

@moderacja_sie_nie_myje harlekin w kamperze

Będzie się działo xD

splash545

@moderacja_sie_nie_myje w sumie to czekałem aż ktoś wrzuci tego typu zadanie kompletnie nie z mojej bajki. No to będę miał wyzwanie

KatieWee

@moderacja_sie_nie_myje moderacjo mój drogi, do której godziny jutro #naopowiesci ? Bo ja na wyjeździe a na telefonie to się słabo pisze

Zaloguj się aby komentować

Mało czasu mam na wszystko ale kilka chwil w tygodniu się zawsze znajdzie, żeby pociągnąć dalej historię Szeryfa Kowalskyego #naopowiesci


Poniżej linki do poprzednich epizodów


S01E01

S01E02

S01E03


***


Kowalsky będąc w doskonałym humorze postanowił zaglądnąć do burmistrza. Burmistrz Hopper pewnie jak każdego wieczoru uchlewał się wyborną whisky więc musiał się pospieszyć. Do willi wpuścił go lokaj uprzedzając, że burmistrz ma gości. Szeryfowi to nie przeszkadzało, wiedział kto przyszedł i czego chciał. Bezceremonialnie wparował do gabinetu przerywając ożywioną dyskusję.


Naprzeciwko burmistrza siedział Goldbaum i Rosenbaum. Nagłe wtargnięcie szeryfa sprawiło, że zamilkli obaj i momentalnie pobledli.


- Dobrze, że jesteście, spodziewałem się, że was tu zastanę.

- Szeryfie, to poufna rozmowa, bardzo prosimy żeby Pan wyszedł... - poprosił grzecznie Goldbaum

- Już wyjaśniliście burmistrzowi dlaczego chcecie farmę Personów? I kim był twój synek Rosenbaum?

- Jako przybranemu rodzicowi, Rosenbaumowi należy się... - powiedział starszy z Żydów

- Stryczek wam się należy a nie majątek dzieciaka! - zezłościł się Szeryf

- Mam zeznanie sprawcy, że to oni zlecili to morderstwo - zwrócił się do burmistrza Kowalsky


Oczywiście nie miał żadnego zeznania ale to był tylko drobny szczegół. Wywarło to jednak odpowiednie wrażenie - Rosenbaum wyglądał jakby miał zemldeć a burmistrz gniewnie zmarszczył brwi.


- Zlecili morderstwo bo gdyby dzieciak dożył pełnoletniości to farma byłaby jego jako ostatniego z rodziny. Więc go zamordowali bo rozwiązali przy tym dwie sprawy - pozbyli się spadkobiercy, wszyscy dowiedzieli się kim był naprawdę i teraz to Rosenbaum ma prawo do jego majątku.

- Czy to prawda? - zapytał Burmistrz

- Nie, nie, to kłamstwo - szybko odpowiedział Goldbaum

- Goldbaum, nazywasz mnie kłamcą?! - oburzył się szeryf. Żyd wydał właśnie na siebie wyrok śmierci - ucieszył się w myślach.

- Panie szeryfie, mówiłem o mordercy, kłamie w zeznaniach... - usprawiedliwiał się

- Chodzmy już - ciągnął za rękaw przyjaciela coraz bledszy Rosenbaum

- Pójdziecie ale prosto do celi

- Ale szeryfie...

- Mordy w kubeł! Jesteście aresztowani pod zarzutem zlecenia morderstwa - Kowalsky poszedł za ciosem


Przywołał lokaja i kazał mu czym prędzej jechać po zastępcę mcPennyego. Po kwadransie już dobijał się do zaryglowanych drzwi biura szeryfa. Zdziwiony Teddy czym prędzej popędził do rezydencji burmistrza. Unikał spojrzenia szeryfa ale w końcu na ułamek sekundy spotkali się wzrokiem i zastępca struchlał - On wie, wszystko wie, po cholerę tam złaziłem? - pomyślał w przerażeniu. Kowalsky istotnie wiedział ale na razie nie zaprzątał sobie tym głowy.

Zawieźli aresztowanych żydów do biura i wrzucili ich do cel obok Smolucha. Szeryf rzucił okiem na kubek stojący obok krat. Wiedziałem, że ten idiota nie odstawi go w tym samym miejscu - pomyślał rad ze swojego sprytu


Gdy znaleźli się na górze, zastępca wziął głęboki wdech.

- Szeryfie, byłem wcześniej na dole wbrew rozkazowi

- Wiem Teddy, kubek stał obok drugiego pręta a ten sk⁎⁎⁎⁎syn nie mógł go dosięgnąć. Specjalnie go tak postawiłem. A teraz stoi obok czwartego pręta.

- Nie wiem co mnie napadło...

- Ja ci powiem co, wrodzony kretynizm. Wybaczam ci ostatni raz - Kowalsky był nadzwyczaj łaskawy

- Dziękuję szeryfie - Teddyemu kamień spadł z serca

- Ale od teraz, za każdym razem jak coś spierdolisz, zapierdolę ci jedną siostrę i tak aż zostaniesz jedynakiem. I sierotą bo ojca też ci zapierdolę, rozumiesz?!

- To się już nigdy nie powtórzy - zastępca wiedział, że Kowalsky nie rzuca słów na wiatr

- No, to teraz bierzemy się za robotę - szeryf był z siebie bardzo zadowolony, nikt tak nie umiał zarządzać kadrami jak on


Rosenbaum nie może dostać ziemi Personów. Kowalsky nie mógł do tego dopuścić. Wystarczyło tylko jakoś zmusić Smolucha żeby zeznał co trzeba. Trzeba się kimś posłużyć. I Kowalsky dobrze wiedział kim.


Pojechali z zastępcą pod miasteczko, gdzie jeszcze zwijał się cyrk. Z głównego namiotu już nic nie zostało, tylko kilka ławek pakowanych przez tragarzy, obóz jednak niewiele się zmniejszył, nadal wszędzie kręcili się cyrkowcy z przeklętymi karłami biegającymi wśród skrzyń, wozów i innych rupieci. Drugi dzień się zwijają, przeklęte lenie - pomyślał szeryf. I skierowali się w stronę stajennych. Jak ci tylko zobaczyli Kowalskyego od razu próbowali się pospiesznie oddalić ale szeryf na to nie pozwolił


- Ty garbaty, do mnie! - krzyknął tak donośnie, że aż dwugłowa kobieta stojąca dobre sto metrów dalej się odwróciła

- Szybciej, kulawy nie jesteś przecież - ponaglał


Struchlały stajenny stanął przed obliczem szeryfa.


- Jesteś aresztowany

- Zza co?

- Dowiesz się w swoim czasie. McPenny, bierz go i zmywamy się stąd


Teddy bez słowa wykonał polecenie. A karły dobrze pamiętając co je czeka nie przeszkadzały stróżom prawa. Ci szybko wrócili do biura.

Szeryf kazał zastępcy wrzucić do celi nową zdobycz i przyprowadzić Smolucha.


Na twarzy murzyna rysowało się zdziwienie. Ledwo stanął przed szeryfem, zapytał

- Za co aresztowaliście Philipa?

- Widział jak zamordowałeś dzieciaka i nie powiadomił władz.

- Niemożliwe!

- Ustaliliśmy to ponad wszelką wątpliwość - Kowalskyemu nawet nie drgnęła powieka

- Nie mógł mnie widzieć, wymknąłem się pod wieczór, mieli wyprowadzać konie na występ, dziesiątki ludzi musiało ich widzieć

- I co z tego? Jak mówię, że tak było to tak k⁎⁎wa było - Kowalsky zdenerwował się nie na żarty

- Chcesz się przekonać że się przyzna? zapytał po chwili


Odpowiedziało mu milczenie


- A może wrócimy do lepszych metod?


Smoluch nie odpowiedział


- Pamiętasz co się stało z twoimi koleżkami? On teraz siedzi w jednej z tych cel. Mam go powiesić jak tamtych śmieci?

Teddy poruszył się niespokojnie. Szeryf usadził go szybkim spojrzeniem. I wyczekująco patrzył na murzyna.

Ten pod diabelskim wzrokiem Kowalskyego długo nie wytrzymał, spuścił głowę i zapytał

- Czego wy ode mnie chcecie?

- Prawdy.

- Jakiej prawdy?

- Takiej którą zaraz usłyszysz. I zeznasz to pod przysięgą.


I zaczął szeryf przyciszonym głosem objawiać Smoluchowi własną wersję prawdy. Zastępca McPenny siedział jak zahipnotyzowany i w duchu nie wierzył w to co widział i słyszał. Ale nic nie powiedział.


cdn.

splash545

Nad wyraz skuteczne metody prowadzenia śledztwa

Zaloguj się aby komentować

Nie chce mi się spać bo gram w The Callisto Protocol i mam przerwę teraz więc wrzucę jak wszyscy śpią


Kolejna trzecia już część mojej opowieści #naopowiesci

Będzie więcej części bo na pewno nie zmieszczę się w czterech, póki co ten sezon będzie miał co najmniej 6 odcinków. Deadline 01.09.24r na pewno zostanie przekroczony, gdyż w mojej opowieści jest zbyt dużo problemów z różnej maści mniejszościową hołotą do rozwiązania. Zresztą w Kawiarence #zafirewallem zasady są luźne.


Część druga tutaj , w niej link do części pierwszej


***


Teddy McPerson wiercił się niespokojnie przy swoim biurku i raz po raz spoglądał na drzwi biura szeryfa. Zbierał się na odwagę i gdy już miał wstać to cała odwaga z niego momentalnie uchodziła. I tak od dwóch godzin.

- K⁎⁎wa mać Teddy, czego chcesz?! - ryknął Kowalsky zza drzwi. Szeryf ewidentnie miał szósty zmysł.


Zastępca pojawił się w drzwiach i ze zmęczoną od wysilku intelektualnego twarzą starał się ubrać w słowa plątaninę myśli.


- Szeryfie... Zastanawiam się...

- Nad czym?

- Dlaczego go nie zapytaliśmy o tego dzieciaka?

- A po co?

- No, żeby się przyznał albo co...

- Przecież wiem, że to on - wzruszył ramionami szeryf - mi jego przyznanie niepotrzebne

- A co on mówił o tych trzech którzy się powiesili zanim wtedy uciekł? Że szeryf dobrze wie jak skończyli...

- A kto go wie o co mu chodziło? Coś jeszcze? - zakończył dyskusję Kowalsky

- To wszystko.


Zastępca odwrócił się i pomaszerował do siebie. A Kowalsky zaczął się zastanawiać czy Teddy rzeczywiście jest idiotą za jakiego go miał czy tylko tak dobrze go udaje.

Jeszcze tylko tego brakowało, żeby pilnować tego cymbała - pomysłał - Gdyby się babą urodził byłby dziwką, tak jak jego siostry? Ciekawe jaką babą byłby Teddy? Czy tak grubą jak Rose, kościstą jak Mary czy śliczną jak Amy? Teoretycznie, gdyby nie zbieg okoliczności to za zastępcę mam dziwkę - podsumował w myślach. A dziwkom nie wolno ufać. Wstał i udał się do wyjścia.


- Teddy, wychodzę, wrócę późno, wszyscy mają się trzymać z dala od więźnia, ty też. Jak wrócę to będziesz wolny do jutrzejszego wieczora

- Tak jest szeryfie


Kowalsky skierował się prosto do burdelu. Wziął pokój, zamówił kąpiel i postanowił zabawić się z Amy. Ale co innego zaprzątało mu myśli. To były godziny próby.


Teddy przez trzy kwadranse dzielnie bił się z myślami. Szeryf nic mu nie wyjaśnił, po prostu uciął dyskusję. Nie dawało mu to spokoju. Po czwartym kwadransie postanowił zejść do więźnia i samemu go przepytać. Zamknął starannie drzwi do biura, zaryglował od wewnątrz, a jak szeryf wróci i zacznie się dobijać to powie, że chciał się chwilkę przespać. Uspokojony tym genialnym pomysłem, wziął lampę i zszedł do piwniczki. Nie zapomniał wziąć też dzbanka wody i pajdy chleba której nie dojadł na lunch.


Smoluch tak jak poprzednio siedział skulony w kącie. Jak tylko zobaczył światło to wymamrotał

- Wody...

Teddy stanął przed celą, spojrzał na pełny kubek i spytał zawadiacko

- Dlaczego nie wypiłeś?

- Wody... powtórzył smoluch

- Dam ci czystą wodę i chleb ale odpowiesz na moje pytania

Smoluch kiwnął głową energicznie

Zastępca podniósł kubek, wylał wodę i napełnił świeżą. Podał więźniowi przez kraty. Smoluch wypił duszkiem zawartość.

- Dziękuję. Pytaj więc.

- Zabiłeś tego chłopaka na farmie?

- Tak.

- Dlaczego?

Murzyn cofnął się do głębi celi i zamilkł. Teddy spróbował z innej strony.

- A co z twoimi wspólnikami sprzed lat?

- O to powinieneś zapytać szeryfa.

- Pytam ciebie.

- Czyżby szeryf się nie chwalił? - zdziwił się smoluch

- Nie chrzań tylko odpowiadaj.

- Obecny szeryf a wtedy zastępca był w mojej celi tylko raz. Powiedział, że mnie uroczyście powiesi a reszta tutaj skończy.

- Wiedziałem, że nie kłamie. Jego ojciec był człowiekiem honoru a on to diabeł wcielony - dodał po chwili

- Dlaczego szeryf pozwolił ci uciec?

- To długa historia

- Nie spieszy mi się... - rzekł Teddy i oparł się o ścianę

- Personowie cieszyli się złą sławą w całym stanie. Każdy miał krewnych którzy dostali się w ich krwawe łapy

- Więc postanowiłeś wymordować całą rodzinę?

- Nie musiałem nawet szukać pomocników, sami do mnie przyszli, wybrałem trzech najbardziej zawiętych. Przysięgliśmy sobie, że jak nam się nie uda to spróbują następni.

- Ale się udało.

- Nie do końca. 

- Jak to? - zdziwił się mcPenny


Smoluch głęboko westchnął. Pamiętał każdą sekundę tamtej nocy. Bardzo długiej nocy, najdłuższej w jego życiu.

Farma Personów była okazalsza niż inne. NIezliczone ilości akrów ziemi które niegdyś uprawiali niewolnicy teraz służył za pastwiska. Przyczajone przy stajni czarnuchy dyskutowali przyciszonymi głosami

- Pamiętajcie, nie krzywdzić nikogo ze służby - przypomniał najczarniejszy z nich

- Jasne - pokiwała głowami trójka pozostałych

- Uwe mówię poważnie, tej nocy umrzeć mają tylko Personowie...

- Zaczynamy, po cichutku...

Przyczajone postacie skradały się w stronę posiadłości właścicieli. Zgodnie z planem, weszli do środka od ogrodu, Kal wdrapał się na dach oranżerii i jednym susem znalazł się na balkonie na piętrze. Smoluch po chichutku poradził sobie z zamkiem w bocznych drzwiach i razem z Abe jak duchy wsunęli się do środka. Uwe miał czekać na zewnątrz w pogotowiu.

Abe skradał się korytarzem w stronę holu aż jego uszu dobiegły dzwięki ożywionej rozmowy w jednym z gabinetów. Teraz albo nigdy - pomyślał. Wyciągnął nóż i Z impetem wparował do środka. Dwie kobiety zamarły w bezruchu, poznał je od razu. Z fotografii które mógli obejrzeć w gazetach. Personowie nie stronili od prasy, wręcz przeciwnie, wszędzie było ich pełno. To była stara Personowa i jej synowa. Palcem nakazał milczenie i pokazał na pierścionki na dłoniach. Te zaczęły je pospiesznie zdejmować i wtedy Abe zaatakował. Na młodszą wystarczyły dwa ciosy w piersi, upadła bez słowa, stara zaczęła się drzeć więc podciął jej gardło. Porzęzij sobie k⁎⁎wo - powiedział lodowatym głosem

W tym czasie Kal na górze szukał sypialni dziecięcych. Krzyki starej Personowej obudziły seniora który czym prędzej wybiegł z dwururką ale Smoluch przyczajony do ściany zaatakował go jak żmija. Jeden szybki ruch i Theodore Person pada na wznak jak rażony gromem. Teraz to będzie zabawa - powiedział murzyn biorąc do ręki strzelbę.

Wtem w jednym z pokojów przed nim rozbrzmiewa płacz przechodzący w szloch i gorączkowe uspokajanie. Czarnuch wparowuje do środka i widzi przed sobą murzynkę tulącą małą blondyneczkę która patrzy na niego wielkimi, przerażonymi oczami.

- Odłóż ją i wynoś się! - krzyczy

- Nie - odpowiada spokojnie niańka

- Bo i ciebie zapierdolę! - strzela w sufit

- Boga się boję a nie ciebie szubrawcu!

Smoluch strzela, zdobiona drewnem ściana w ułamku sekundy staje się mozaiką czerwieni, różu, fragmentów kul, tkanek i kości. Bezgłowe ciało wciąż trzymające dziecko pada na dywan. Mała Betsy płacze, jest cała we krwi ale nawet nie draśnięta. Murzyn strzela ponownie. I rozlega się tylko głuchy dzwięk iglicy. Noż k⁎⁎wa! - krzyczy. I tłucze dziecko kolbą jak oszalały, aż małe ciałko staje się wiotkie jak worek szmat i cichnie na wieki. W tej samej chwili ktoś zrywa się spod łóżka i wybiega z pokoju. Malec kieruje się w stronę schodów na dół.

Uwe słysząc strzały i krzyki wparowuje do środka. Najmłodszy z Personów od razu zobaczył go z góry i przezornie jego bieg przeszedł w skradanie. Murzyn wbiegł na górę, nie dostrzegając malca ukrytego za solidnym krzesłem, który teraz przed sobą ma tylko schody i otwarte na oścież drzwi, tylko tam dobiec...

A Smoluch już krąży po parterze, spodziewa się tu zastać jeszcze braciszków Personów, wiecznie pijanego Roba i inteligencika Eddyego. Roba znajduje w jadalni. Leży na krześle i stole zarazem wśród pustych butelek.

- Ktoś ty? - bełkocze

- Śmierć - odpowiada Smoluch

- A to Pani... heep... nie do mnie... ojciec... trzeci... heeep... pokój po lewej... heep... na górze

Czarnuch wbija mu nóż aż po samą rękojeść. I jeszcze raz. I ponownie. Jakie to było łatwe - pomyślał Smoluch.

Eddyego znajduje skulonego w spiżarni.

- Wyłaź!

- Niee... - odpowiada struchlały szukając okularów na podłodze

- To ci pomogę - smoluch wyciąga go za włosy i rzuca na podłogę jadalni. 

Eddy widząc niewyraźnego trupa wie, że to już koniec.

- Naukowo udowodniono, że czarnuchy są bardziej skłonne do agre...

Murzyn nie dał mu skończyć, dzgając go bez pamięci. Napluł na zwłoki i udał się wolnym krokiem do holu, gdzie czekali już kompani.

- Wszyscy?

Odpowiedziała mu cisza.

- K⁎⁎wa, wszyscy?

- Wnuczka nie żyje - zaczęli wyliczać

- Stary Person też nie

- Stara, synowa i dwóch synalków też już w piekle

- Smarkacz uciekł... - powiedział ze smutkiem Smoluch


Przetrząsnęli całą rezydencję a po malcu ani śladu.

- Nie znajdziemy go, może uciekł w pola?

- K⁎⁎wa mać! K⁎⁎wa mać! - Smolucha już diabli brali ze wściekłości

- Podpalmy chatynkę, jak tu gdzieś jest to się usmaży - wtrącił Uwe

- Dobra myśl - przytaknął szybko Kal


Po paru chwilach pożar był widziany już z miasteczka, w oddali rozlegały się strzały.

- Nic tu po nas, zmywamy się - zarekomendował Smoluch


- I po tym wszystkim szeryf ci pozwolił uciec z celi? - przerwał mcPenny

- Stwierdził, że jeśli na tym się wszystko zakończy to uzna, że Personów dopadła sprawiedliwość.

- Musiałem przysiąc, że nigdy tutaj nie wrócę i powiem swoim, że sprawa zakończona, Personowie nie żyją.

- A co z tym dzieciakiem?

- Szeryf się tym miał zająć.

- Ale wróciłeś.

- Przypadkiem, cyrkowcy mnie przygarnęli. Ledwo tu przyjechaliśmy to go zobaczyłem i poznałem od razu...

- Jak to? Po tylu latach? - niedowierzał Teddy

- Miał znamie na lewej ręce. Jak go tylko przy cyrku zobaczyłem... Krew mnie zalała, wiedziałem, że to on, blondynek, odpowiedni wiek i znamie. No i stało się.

- Złamałeś przysięgę. Z tego się już nie wywiniesz.

- Jestem już na stryczku, wiem o tym. Ale co ty na nim robisz?

Teddiego przeszedł dreszcz, właśnie zdał sobie sprawę, że przyjście tutaj to był bardzo głupi pomysł. Lepiej było nie wiedzieć. Zabrał smoluchowi kubek, napełnił i postawił koło krat.

- Nie było mnie tu! - rzucił murzynowi kawałek chleba i szybko wyszedł z piwniczki.


***


cdn.

splash545

Ta część wyjątkowo mocna. Widzę, że tu sami antybohaterowie się kreują i dobrze.

Rozważania na temat dziwek i natury zastępcy xd


Jak się nie wyrobisz do 1.09 to będziesz pisał następne części poza konkursem i tyle. Nie ma co się przejmować - jak masz wenę to pisz, bo czyta się spoko. A może nawet uda Ci się wpasować jakiś odcinek w temat lub gatunek następnego konkursu

Zaloguj się aby komentować

Druga część mojej opowieści w naszej kawiarenkowej zabawie #naopowiesci . Nie mam niestety czasu żeby całość napisać więc muszę iść na kompromis i dawkować lekturę po kawałku

Pierwsza część


....


Od razu go poznał. 11 lat minęło a jego czarna gęba tak samo czarna jak wtedy gdy go widział ostatni raz, może nawet czarniejsza. Kowalsky powolnym ruchem wyciągnął colta, skierował w jego stronę i wycedził przez zęby

- Mam cię!


Smoluch podniósł wzrok znad Bibli i odpowiedział ze starannie udawanym zdziwieniem:

- Słucham?

- Morda i wykurwiaj na zewnątrz! - warknął szeryf


Kaznodzieja odwrócił się i czując lufę colta na plecach powoli wyszedł z namiotu a za nim Kowalsky. Ta niecodzienna scena wzbudziła żywe zainteresowanie wśród wszechobecnych dziwolągów których zaczęło się zbierać coraz więcej. Skąd oni się biorą? - zastanowił się, doliczając się już siedmu karłów normalnych i dwóch syjamskich.

- Zmiatać stąd ale już! Władza przyszła i każe wypierdalać wszystkim do swoich zajęć! - użył swoich oratorskich zdolności


Niestety nie pomogło, tłum pokrak zaczął gęstnieć, karłów się już namnożyło czternastu a trzech klownów pojawiło się znikąd. Szeryf mocniej przycisnął lufę colta do pleców Smolucha i krzyknął:

- Zaraz będzie tu cmentarz a nie cyrk! Drugi raz nie powtórzę!


Momentalnie tłum zaczął rzednieć, pozostał tylko jeden karzeł którego Kowalsky poczęstował solidnym kopniakiem. I ciepłym słowem. Parę chwil później zjawił się zastępca Teddy McPerson któremu szeryf rozkazał związać Smolucha jak wieprza i odwieźć do miasta.


Sam wracał okrężną drogą starając się uporządkować myśli. Nie spieszyło mu się bo miał o czym myśleć. Jak to możliwe, Smoluch, po tylu latach, po tym co się stało? Bezczelnie tu wraca?


Aresztowanie spowodowało w mieścinie sensację, pod aresztem zebrał się już tłum ciekawskich. Jak tylko szeryf pojawił się pod biurem doskoczyli do niego i tarasują drogę. Dajcie mi przejść! - krzyczy do tłumu - najpierw przesłuchanie, potem proces ale szubienicę już możecie stawiać! Udobruchany tłum rozstępuje się a Kowalsky kiwa głową w podziękowaniu. Nagle przystaje - Co tu tak parchem śmierdzi!? Goldbaum wyłaź, wiem że to ty!

Tłum rechocze i wypycha Żyda w pierwszy szereg.

- Powiedz swojemu braciszkowi żeby jutro do mnie przyszedł! Z Rosenbaumem.

Żyd tylko skinął głową i pośpiesznie się oddalił, cały czas notując coś zawzięcie.

- A wy zmiatać mi stąd! - szeryf zwrócił się do tłumu - Jutro ciąg dalszy.


Tej nocy w miasteczku prawie nikt nie zasnął. Oprócz Kowalskyego rzecz jasna.


Nazajutrz był dziwny poniedziałek. Inny niż wszystkie. Szeryf gniewnym krokiem przechadzał się po całym biurze, zlękniony Teddy nie śmiał nawet podnieść wzroku znad swojego biurka i tak ceremoniał ten przerwało pukanie do drzwi.

- Szeryfie, przyszliśmy...

- Nareszcie! Wejść, zamknąć mordy i siadać - łaskawie rozkazał Kowalsky


Rzucił kilka groźnych spojrzeń i wszedł do swojego biura. Po paru minutach które zdawały się wiecznością rozległ się jego głos - Goldbaum, wejść!


Żyd niepewnym krokiem ledwo przestąpił przez próg - Zamknij drzwi! To nie jest chlew ani nie bożnica - Kowalsky nie tracił rezonu.

Goldbaum zazwyczaj nie był strachliwy ale w szeryfie było coś, czego należało się obawiać.

- Czym mogę służyć, szeryfie?

- Dobrze że pytasz Goldbaum ale o tym służeniu później - ton szeryfa zrobił się bardziej pojednawczy

- Ja już wszystko wiem. Wiem kto i dlaczego zabił szczeniaka - Kowalskyemu nawet nie zadrżała powieka

- Słucham szeryfie...

- Wiem także, że i ty wiesz.

- Jak to?

- Żydzie! Nie rób ze mnie durnia! Powiedziałem, że wiem WSZYSTKO - szeryf zaczął stukać palcami w pulpit biurka

- Ja naprawdę nie rozumiem...

- Zaraz zrozumiesz. Mogę o wszystkim zapomnieć ale nie za darmo.

- A za ile? - wyrwało się Żydowi a Kowalsky już tryumfował

- No i wpadłeś parchu jeden! Wołaj Rosenbauma, dogadamy się.

Po chwili drugi Żyd się pojawił przed biurkiem szeryfa.

- A więc słucham moje gołąbeczki.

Żydzi spojrzeli po sobie w milczeniu.

- A więc ja zacznę. Opowiem wam pewną historię. Zabito małego żydka. Szeryfowi d⁎⁎ę zawraca nie papa-żydek tylko sąsiad-żydek. Nasuwa się pytanie, kim dla kogo był mały żydek? - Kowalsky nie był w ciemię bity

Żydzi dalej milczeli ale Rosenbaum nerwowo zaczął okiem mrugać.

- No więc?

Odpowiedziała cisza.

- Wypieprzać mi stąd. A ty Goldbaum się zastanów dobrze nad darowizną, targować się nie będziemy.

Wyszli w milczeniu tylko Rosenbaum nerwowo łypał okiem na przyjaciela.


Kowalsky uśmiechnął się szeroko. Nic mu nie powiedzieli ale dużo sam wymyślił i na pewno coś ukrywają. Teraz tylko trzeba przesłuchać Smolucha. Do jego uszu dobiegły jakieś głosy sprzed budynku, wystawił głowę przez okno i zobaczył ciekawskich którzy wypytywali o coś wychodzących Żydów. Ci rozkładali ręce i kręcili głowami. Trzeba wywrzeć presję na tym plemieniu żmijowym - pomyślał.

- Nie rozmawiać z podejrzanymi! - krzyknął z okna

Żydzi pobledli i zaczęli pospiesznie się oddalać gonieni przekleństwami i kamieniami. Tak to się robi Teddy, patrz i ucz się - wyraźnie zadowolony szeryf mrugnął na zastępce.

- No, teraz czas na tego gównojada pod nami. Chodzmy do piwnicy, weź lampę, kubek z wodą i klucze do celi.


Zeszli do piwnicy, pełnej wilgoci, brudu i smrodu. Małe okienko ledwie oświetlało zarysy krat kilku pustych cel i jedną skuloną postać w kącie. Lampa przyniesiona przez zastępcę sprawiła, że od razu zrobiło się przytulniej. Ciemna postać powstała brzęcząc łańcuchem przytwierdzonym do ściany.

- Poznajesz mnie? - zapytał Kowalsky

- Tak.

- Dlaczego znowu oglądam twoją mordę w tej celi? Tak ci się tu podoba?

Smoluch nie odpowiedział.

- Za mało was tatko przycisnął. 3 się powiesiło a ty gnoju jeden uciekłeś.

- Nie uciekłem. Twój ojciec mnie wypuścił.

- Nie pi⁎⁎⁎ol! - zdenerwował się szeryf - Wiesz, że zawiśniesz?

- Wiem.

- Osobiście postawię szubienicę, tak jak 11 lat temu.

- Dlatego właśnie ojciec ci nie powiedział, że pozwolił mi uciec.

- Żal mu się zrobiło czarnuszka i ot tak go wypuścił?

- Uszanował moje prawo do zemsty, Personowie zasłużyli na śmierć. Wszyscy.

- Mocne słowa jak na malpę na łańcuchu - skwitował szeryf - Czym podpadli? Nie miałem okazji zapytać wtedy bo byłem zajęty ciesielką, może kojarzysz

- Majątku dorobili się na krzywdzie mojej rodziny! Mojego dziadka stary Person jak psa tu przywlókł. I po 20 latach służby jak psa go wyrzucił!

Smoluch zrobił długą pauzę

- Przysiągłem się zemścić i to zrobiłem.

- Coś takiego, nie może być... - niewzruszony szeryf teatralnym gestem wywrócił oczy - A tych 3 bambusów to nie umiało na poczekaniu takich łzawych historyjek wymyślać?

- Dobrze wiesz szeryfie jak skończyli...

- Morda! - wrzasnął Kowalsky.


Teddy starał się zrozumieć co właśnie usłyszał.


Sk⁎⁎⁎⁎syn - powiedział do siebie w myślach Kowalsky. Nie był pewien czy myśli o ojcu, Teddym czy o Smoluchu

- Chcesz wody? - zapytał po chwili

- Tak.

Szeryf rozpiął rozporek, wyciągnął penisa, wsadził go do kubka z wodą i chwilę nim pomieszał. Starannie ustawił kubek przy kracie i skierował się bez słowa do wyjścia. Zastępca dreptał zaraz za nim oświetlając drogę i piwnica znowu pogrążyła się w mroku.


cdn.

splash545

@moderacja_sie_nie_myje ciekawie się fabuła rozwija. Już myślałem, że ta akcja z penisem się skończy jeszcze obrzydliwej xd

Zaloguj się aby komentować

Kolega @splash545 zaprosił do #naopowiesci to nie mogłem odmówić


Szeryf Kowalsky zaciągnął się cygarem, leniwie spoglądając na leżącą na biurku gazetę. Znów ten przeklęty żyd nasmarował paszkwila na rękę sprawiedliwości w mojej osobie - pomyślał. 

No znaleziono zwłoki dzieciaka i co z tego? Od parchów był, bardziej by się zmartwił zabitym psem. Poza tym on dużo zrobił w tej sprawie.


- Szeryfie, można? - wystawił przez drzwi trwożliwie głowę jego zastępca

- Czego?

- Znowu przyszli z gminy...

- Mówiłem że mnie nie ma!

- Przyszli już trzeci raz dzisiaj


Kowalsky popatrzył na jego młodą twarz z ledwo zarysowaną szczeciną pod nosem, Teddy to dobry chłopak ale głupi jak but, zresztą jak wszyscy od McPennych. Tyle że z córek starego McPennego przynajmniej jakiś pożytek ludzie mają.

- Wpuść ich - rzekł wręcz z łaskawośćią

Młodzieniec odskoczył od drzwi i popędził po interesantów. Nie minęło kilka chwil i już przez drzwi wchodzi starszy Goldbaum z jakimiś bliżej nieznanymi osobnikami. Wyglądali jak bracia ale oni wszyscy tak wyglądają - pomyślał Szeryf. Rozwodząc się w myślach nad stopniem ich pokrewieństwa w biurze zapanowała cisza, przerywana smutnym bzyczeniem muchy usiłującej wydostać się przez okno. Nawet mucha się ich brzydzi - Kowalsky dużo myślał. W jego głowie zawsze coś się działo. W końcu starszy zebrał się na odwagę i wydukał:

- Sze... szeryfie, myśmy tu przyszli dowiedzieć się jakie są postępy w śledztwie... Ludzie się niepokoją...

- Ludzie?! Jacy ludzie!? Kto konkretnie?

- No... wszyscy w miasteczku....

- W imieniu swoich się wypowiadaj a nie uczciwych ludzi! - gniewnie przerwał Kowalsky

- Przecież my uczciwi Żydzi

- Ty siebie słyszysz Goldbaum?! Słyszysz jak to brzmi?! Nie rozśmieszaj mnie! A lichwą to kto się zajmuje!? Myślisz, żę ja nie wiem co tam w sklepie się dzieje?!

- A co do postępów, byłby pan Szeryf łaskaw, przecież to dziecko Rosenbauma było... - szybko zmienił temat starszy

- Śledztwo jest w toku, tyle mogę powiedzieć na tę chwilę.


Żydzi widząc, że nic więcej nie wskórają odwrócili się i wyszli. Szeryf po chwili wstał, otworzył okno uwalniając muchę, wystawił głowę i krzyknął za Goldbaumem

- A jak jeszcze raz twój braciszek napisze coś o moim biurze to Morze Czerwone mu się przypomni, może być pewien!

Stary żyd nawet nie śmiał odwrócić głowy tylko pospiesznie umykał razem z pomocnikami w stronę swojego sklepu. Zadowolony z siebie szeryf rozłożył się na starym fotelu, przeciągnął jak stary kot i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku postanowił się zdrzemnąć.


Śnił mu się znowu ten dzień sprzed tygodnia. Dzień w którym przerażony Teddy McPenny przybiegł krzycząc, że znalaziono martwego Aarona Rosenbauma. I cały dzień wtedy szlag trafił. Partyjkę z burmistrzem Hopperem którego ograł łącznie już na 1600$ także szlag trafił. Ale to może i dobrze bo tego dnia karta mu nie szła albo burmistrz w końcu nauczył się szachraić tak dobrze jak on.

Morderstwo w tym sennym miasteczku to było coś naprawdę niecodziennego. Nie, że się nie zdarzyło wcześniej. Personowie byli pierwsi ale to było bardzo dawno, jeszcze za szeryfowania jego ojca. A skoro jest morderstwo to i jest sprawca. Przeprosił więc burmistrza i wyszedł z Teddym. Pojechali konno na miejsce zbrodni - na opuszczoną farmę Personów. Tych Personów, prekursorów ofiar lokalnych morderstw. To nie mógł być przypadek.


Ciało chłopaka leżało przy płocie, widać uciekał ale ktoś go dopadł. Duża rana z tyłu głowy i leżąca nieopodal siekera sama wskazywała przyczynę zgonu. Kowalsky zamyślił się - dlaczego sprawca nie zabrał siekiery? Jest całkiem dobra, można wymyć i lata jeszcze posłuży. Pokręcił głową z niesmakiem nad ludzkim marnotrawstwem. Sam by ją wziął ale zebrało się już sporo gapiów.


- Odpędz ich McPenny - rozkazał stanowczo.


Zastępca z groźną miną zaczął wymachiwać rękami krzycząc i złorzecząc gapiom aż w końcu cofnęli się. Ujrzał szeryf w oddali redaktora Goldbauma który skrupulatnie coś notował. No, jutro będzie co czytać przy sraniu. Nie miał szacunku do pismaków a zwłaszcza żydowskich.

Pokręcił się jeszcze przy zwłokach kilka chwil, obejrzał dokładnie miejsce zbrodni, kazał schować Teddyemu siekierę do torby i zawieźć do jego biura. Gwizdnął na młodszego Goldbauma ale zamiast Żyda przybiegł bezpański pies i zaczął obwąchiwać zwłoki. Wtedy Kowalsky doznał olśnienia. W miasteczku nie było psów tropiących ale pies to w końcu pies. Pochylił się nad czworonogiem i szepnął mu do ucha - szukaj piesku, szukaj!

O dziwo kundel zachował się jak rasowy terier, odchylił łeb, poruszał nozdrzami i zaczął truchtać w kierunku miasteczka nie odrywając nosa od ziemi. Podjął trop - pomyślał szeryf z uznaniem. Wsiadł więc na konia i ruszył za nim. Minęli farmę Robinsonów, przy cyrku który za nią się rozłożył pies przystanął, chwilę pokręcił się w kółko, przechylił głowę jakby namyślając się, szczeknął i pognał do miasteczka.

Szeryf jadąc za nim już obmyślał następne kroki wtem pies wbiegł do znajomegu budynku i zaczął wewnątrz ujadać. Kowalsky przystanął, popatrzył na wielki szyld z napisem SHERIFF'S OFFICE... Czyżby Teddy? Co do k⁎⁎wy? Zsiada z konia, sięga po rewolwer, otwiera z łomotem drzwi i co widzi? Kundla szczekającego nad torbą z siekierą i Teddyego z tym swoim głupim wyrazem twarzy. I tak się wkurwił że aż się obudził.


Drzemka skończona, trzeba się zabrać za śledztwo - pomyślał. Nie miał żadnych notatek bo i tak doskonale wszystko pamiętał. No i cały czas ten dzień mu się śnił. Zaczął odtwarzać w myślach ponownie zdarzenia z tego dnia. Żadnych podejrzanych. Jedyną różnicą między wszystkimi innymi dniami było to morderstwo. Spojrzał na wiszące rewolwery ojca na ścianie i wrócił myślami do sprawy morderstwa Personów...

Był wtedy nieopierzonym młokosem, zastępcą Papy. Szkoda, że już go nie ma, od razu by rozwiązał tą sprawę. A on nie miał nawet podejrzanego. Ale wtedy było łatwiej - pomyślał - miasteczko nie było taką zapyziałą dziurą której już nawet parowce nie odwiedzają. Tak, parowce... Gdyby były parowce od razu miałby podejrzanych. Tak jak Papa. Ten to miał nosa. Od razu zwęszył że to sprawka czarnuchów z załogi. Zaraz, zaraz a ten cyrk? Cyrk jest niecodzienny w tak zapyziałej mieścinie. To nie może być zbieg okoliczności.

- McPenny, do mnie! - krzyknął

- Tak szeryfie? - zdyszany zastępca pojawił się w ułamku sekundy

- Co z tym cyrkiem? Zwinęli się już?

- Mają wieczorem ostatni występ

- No to się przejdziemy. Do wieczora daleko, spotkamy się na miejscu przed występem


Mając kilka godzin w zapasie szeryf udał się do burmistrza na partyjkę. Hopper przy kartach nawet słowem nie wspomniał o śledztwie, to w nim Kowalsky lubił najbardziej - wiedział co jest ważne a co nie. Niestety burmistrz poczynił kolejne postępy w grze i bilans niebezpiecznie zbliżał się ku przełamaniu a do tego szeryf nie mógł dopuścić.

- Burmistrzu, w śledztwie niebawem będzie przełom - zagaił

- mhm - burmistrz nie podjął tematu

- Mam już podejrzanych...

- mhm - Hopper nie dał się zdekoncentrować

- Podobno Goldbaum będzie teraz finansować kampanię Morgana... - rzucił z resztkami nadziei jeszcze Kowalsky

- CO K⁎⁎WA?! Pejsaty sk⁎⁎⁎⁎syn! - burmistrza aż potelepało ze złości

- Też tak uważam - przytaknął szybko szeryf udając, że nie widzi wysypujących się kart z rękawa burmistrza

- Pan wybaczy burmistrzu ale muszę się zająć śledztwem - pożegnał się szybko, rad z siebie, że przynajmniej tajemnica przegranych partyjek została właśnie rozwiązana.


Kowalsky ruszył w stronę cyrku. Miał jeszcze dużo czasu do występu więc postanowił się rozejrzeć. Już z oddali widać było ogromny cyrkowy namiot pamiętający chyba bitwę pod Saratogą i nieco od niego oddalone pomniejsze namioty, kilkanaście wozów, konie i niezliczoną ilość różnych skrzyń i innego rupiecia wśród których kręcili się jacyś ludzie. I właśnie wśród tych ludzi szeryf miał nadzieję znaleźć coś podejrzanego.

Po dobrym kwadransie dojechał do obozowiska, zsiadł z konia i pewnym krokiem wszedł między namioty. Wszędzie kręciły się pomalowane postacie, klowny, karły a Kowalsky szedł w stronę dwóch stajennych.

- Ty, garbaty, podejdź tutaj! - zawołał

- NIe Ty k⁎⁎wa mać!

- Panie ale my oba garbate... próbował się usprawiedliwić jeden

- Zaraz jeszcze będziesz szczerbaty, koniojebco pierdolony! - Kowalsky wiedział jak rozmawiać z nizinami społecznymi

- A ty brudasie won mi stąd - odprawił dość grzecznie drugiego


Po takim przygotowaniu gruntu pod przesłuchanie szeryf zaczął wypytywać

- Gdzie byłeś w zeszłą niedzielę?

- Tutaj

- A nie tam? - Kowalsky zaczął ściągać rękawiczki

- Gdzie? Mówię że tutaj panie szeryfie


Szeryf wyciągnął z kieszeni kastet i zaczął się nim bawić. Stajenny momentalnie pobladł.

- Panie szeryfie przysięgam, tutaj byłem!

- Cały dzień?

- Caluśki dzień, Bóg mi świadkiem, niech zdechnę jak łżę!

- To ty sk⁎⁎⁎⁎synu Boga za świadka bierzesz a w kościele w Dzień Święty nie byłeś tylko tu wśród końskiego łajna?!

- Wielebny Jim mówi, że każda praca miła Bogu jest...

- Pierdolenie, co to za wielebny skoro takie herezje opowiada?

- A dołączył przed paroma tygodniami do nas, co wieczór nabożeństwo odprawia, święty człowiek i taki mądry!

- Gdzie jest teraz?

- Pewnie modli się w namiocie, ten przy którym świece dwie się palą - wskazał stajenny na namiot w oddali, okazalszy niż inne.


Odegnał stajennego ruchem głowy i sprawdzając czy rewolwery latwo wychodzą udał się w stronę namiotu kaznodziei.

Stanął przed wejściem, uśmiechnął się pod nosem i bezceremonialnie wparował do środka. 


I zdębiał w pół ruchu. Przed nim, trzymając Biblię w ręce stał Smoluch.



#zafirewallem

splash545

@moderacja_sie_nie_myje szeryf Kowalski jest takim wyrazistym sk⁎⁎⁎⁎⁎ynem, że świetnie się czyta narrację prowadzoną z jego osoby. Daje to też smaczki typu:

Nawet mucha się ich brzydzi

xd

Fajnie, że wpasowałeś akcję w realia dzikiego zachodu, nie spodziewałem się tego i robi to opowiadanie mega klimatycznym. Rozumiem, że będzie cześć druga?

Zaloguj się aby komentować

Niv

@moderacja_sie_nie_myje nawet moderacja?;)

Bystrygrzes

@moderacja_sie_nie_myje tylko zdrowia dla zony potrzebuje. Bede wstedy najszczesliwszy.

TRPEnjoyer

@moderacja_sie_nie_myje no to się chyba nie polubimy.

Zaloguj się aby komentować

Opornik

@moderacja_sie_nie_myje https://www.hejto.pl/wpis/heheszki-antysemityzm-3?commentId=81b9aeda-45b8-4c1a-bdbe-e71b1e935821

jimmy_gonzale

Trzeba więc wrócić do robienia skrinów.

Zaloguj się aby komentować

Zaloguj się aby komentować

Chciałem zobaczyć czy nie zapomniałem jak się to robi


Ballada o smoluchu


Jak narodził się ten wrzód?

pośród jęków i hałasu

ledwo gębą wyszedł wprzód

i już skacze wprost do lasu


wnet przekroczy rzeki próg

wody wszędzie tak głębokie

czy dla niego skończon trud?

długie małpie jego skoki


rzec by można o dziwadle

jak u wszystkich zresztą czarnych

w roli matki małpa płowa


zawsze będzie niedomyty

diabła tak pod skórą chowa

by mu ulżyć chwytam cegłę...


#nasonety

#diriposta

#zafirewallem

moll

@moderacja_sie_nie_myje z tym jak z jazdą na rowerze

splash545

Końcówka lekko mnie zaskoczyła

moderacja_sie_nie_myje

@splash545 Zaskakujące bo póki co to nic złego mu się jeszcze nie przydarzyło (oprócz bycia czarnym).

splash545

@moderacja_sie_nie_myje no właśnie!

DiscoKhan

@moderacja_sie_nie_myje jakbyś wczoraj 5 sonetów wysmarował na ten temat, nic a nic z wprawy nie wyszedłeś!

Zaloguj się aby komentować

suseu

@moderacja_sie_nie_myje Tak, a o co chodzi?

GordonLameman

Niech on zrezygnuje z występów w reprezentacji.

jimmy_gonzale

Wiedział że przegial i na wszelki wypadek padł że niby też dostał i że to wypadek. Dla mnie spoko, może się uda przeszkodzić bramkarzowi.

Zaloguj się aby komentować

Po kilku mniejszych zestawach jak buldożerek i ciężaróweczka za niespełna 3 dychy, ratrak, rolniczych traktorkach czyli 42168 i 42136 kupiłem sobie coś większego, mianowicie 42129 czyli samochodzik zetros z silniczkami.


Niestety pudełko jest w takim stanie jak na zdjęciu, debilizm zapakować mniejsze, sztywniejsze pudełko z paroma woreczkami do większego z resztą elementów. No ale lego chyba robi to specjalnie


Ciekaw jestem jak wygląda zdalnie sterowane i silniczki bo wcześniej miałem kontakt z zelektrykowanym po kablu lego w zestawie technic 8094 30 lat temu i siostra miała 6991, który mi się w k⁎⁎wę bardziej podobał.


#lego

2322774c-4e81-4d5b-be34-12ba5873c4be
enio

@moderacja_sie_nie_myje Jak bardzo przyzwyczajony jesteś do grania na telefonie używając kontrolera dotykowego? Ta aplikacja taka jest. Jeżeli znasz Racing Brick - Węgier ze swoim kanałem na yt, to możesz skorzystać z alternatywnych sposobów sterownia. Na przykład kontroler od konsoli Xbox. Ja mam tylko porównanie z Audi E Racing i jest fajna zabawa.

moderacja_sie_nie_myje

@enio Nie jestem wcale przyzyczajony. Masz tego etrona? Zamierzam kupić, podobno jest jest jakis powerpack ze sloweni który dupę urywa.

enio

@moderacja_sie_nie_myje Tak, mam etrona Audi. Na zwykłych silniczkach całkiem nieźle śmiga :P. Chciałbym zamontować na nim jakieś rozwiązanie do jazdy FPV XD Nie próbowałem nigdy tych dodatków BuWizz. Chyba trochę kosztują.

Zaloguj się aby komentować

Taki tylko gościnny występ bo dawno mnie tu nie było a podobno obijacie się i mało się tworzy wiekopomnych dzieł a i z uczestnikami krucho. Tak więc żeby zachęcić do poetyckiego wysiłku zapraszam do przeczytania mojego soneciku i sklecenia swojego


I believe i can fly


Leci smoluch jumbojetem

źle się czuje bo się schlał

i założył źle skarpetę

w jego głowie istny szał


siedzę za nim, kosę klecę

plastikową robię stal

i po gardle mu przelecę

taki talent Pan mi dał


czarnuch będzie wnet wspomnieniem

kaca minie go cierpienie

teraz tylko go pogrześć


obok lecą białe mewy

czarne mięso już chcą jeść

i tak po nim żadnej schedy


#nasonety

#diriposta

#zafirewallem

ErwinoRommelo

https://streamable.com/j10djo przed chwila z tego bekę miałem we wpisie od @DziwnaSowa, ehh matryca symulacji się zacina bo Hejto w koncu update apki wypuscili.

DziwnaSowa

@ErwinoRommelo przypadek? Ten timing śmierdzi. xD

c3836088-b3b4-4ce9-a8b2-4477d510c18b
moderacja_sie_nie_myje

@DziwnaSowa Nie ma przypadków, coś mi pod kopułą zaśpiewało ni stąd ni zowąd ten kawałek no i się napisało bo to murzyn śpiewał.

Zaloguj się aby komentować

Oglądałem niedawno netflixowy serial o Dahmerze i naprawdę się dziwię, że można coś tak sp⁎⁎⁎⁎zyć, netflix wspiął się na wyżyny swojego wokespierdolenia. Zrobili z historii o seryjnym mordercy-geju-kanibalu telenowelę z murzyńskimi aniołami i białymi diabłami którzy ich na każdym kroku gnębią, po piątym odcinku przestałem oglądać bo aż żenada mnie brała od słodkości i lukrowania życia murzyńskich gejów i ich rodzin. Aż kibicowałem Dahmerowi żeby ich wszystkich wytłukł ale chyba nie taki był cel scenarzystów.


#netflix #seryjnimordercy

Opornik

@moderacja_sie_nie_myje

>murzyńskimi aniołami i białymi diabłami


Przecież to jest już standard. W Avatar 2 po stronie "złych" zaledwie jeden maori i chyba ze dwoje azjatów.


W Rebel Moon na pełnej k⁎⁎⁎ie - ci źli są wszyscy biali, w dodatku taki nazi vibe dali że aż oczy szczypią.


To szczucie na białych leci od dekad, i widać efekty - co raz częściej przepraszają za to że w ogóle żyją.

monke

@moderacja_sie_nie_myje ciekawe, bo oglądając ten serial zupełnie co innego zwróciło moją uwagę.

moderacja_sie_nie_myje

@monke Co zwróciło Twoją uwagę?

monke

@moderacja_sie_nie_myje to, że serial został tak nagrany, że zaczynasz współczuć temu mordercy-kanibalowi.

deafone

@moderacja_sie_nie_myje J⁎⁎ać #netflix, już dawno z tego gówna zrezygnowałem.


#jebacnetflix

moderacja_sie_nie_myje

@deafone Ja skusiłem się tylko dlatego, że lubię tematykę seryjnych morderców, serie kryminalne i podobne ale takiego gówna to się nie spodziewałem.

Opornik

@moderacja_sie_nie_myje materiał na moderatora!

Zaloguj się aby komentować

Po 24 latach od ostatniej zabawy LEGO Technic kupiłem sobie kilka małych zestawów i boję się otworzyć paczki bo myślę, że mnie nie będą jarać tak jak przed laty. Kupiłem 42163 i 42147 za kilkadziesiąt złotych, paulanerków za stówkę i nie mogę przemóc się żeby je otworzyć ( LEGO ofc, piwo otworzyłem) xD

cec

Jak Cię nie będą jarać to zaoszczędzisz kupę kasy ¯\_(ツ)_/¯

pepe_delfin

Ten spychacz jest super, niedawno składałem i było absolutnie warto. Zaskakująco dużo zabawy jak na tak mały zestaw 👌

moderacja_sie_nie_myje

@pepe_delfin Tak, zajebisty jest. złożyłem też. Stopień skomplikowania i zmyślne rozwiązania mnie zaskoczyły, naprawdę ktoś nad tym pogłówkował. Malutki taki, 1/3 tej ciężarówki ale frajda ogromna

M4G33k

Też miałem blokadę przed powrotem do Technicsow bo eeee to już nie to samo, ale myliłem się - bawiłem się świetnie, te 2 modele mimo że są małe to są bardzo satysfakcjonujące i w budowaniu i działaniu ich mechanizmów

Zaloguj się aby komentować

PlatynowyBazant20

@moderacja_sie_nie_myje się nie myje

Curumo

@moderacja_sie_nie_myje przespałeś 4 dni. Myślę, że to Felo albo Def wrzuca xD szukajcie, a znajdziecie.

nbzwdsdzbcps

@Curumo To nie usunął sam z własnej woli konta?

maximilianan

@moderacja_sie_nie_myje ja np. kucam przy siku

AdelbertVonBimberstein

@maximilianan wstyd, ale przynajmniej wiem że to nie ty lejesz na deskę. Został @Oczk i @spawaczatomowy . Bo jak odszedł @bojowonastawionaowca to już nie trzeba szczotkować klozetu przynajmniej.

maximilianan

@AdelbertVonBimberstein XD

Zaloguj się aby komentować