Podobno pojawiła się książka o młodości Geralta, to i pojawiło się opowiadanie o młodości Szeryfa Kowalskyego
Link do poprzedniej części
***
s02e03
10 letni Walt kręcił się niespokojnie na werandzie. Nie mógł się doczekać aż wuj Stan wreszcie przyjedzie. Tymczasem siedział już drugą godzinę a jego ani widu ani słychu.
- Tato! Nadal go nie ma!
- Jak przyjedzie to będzie - uciął krótko ojciec
Więc Kowalsky Jr. nadal czekał. I późnym wieczorem się doczekał. W oddali widać było coraz to większy tuman kurzu. Do uszu Walta dobiegał donośniejszy z każdą chwilą tętent końskich kopyt. Wuj Stan na wierzchowcu wyglądał jak prawdziwy kawalerzysta. Zatrzymał konia kilkumetrowym ślizgiem co wprawiło chłopca w prawdziwy zachwyt. Niewielu tak umiało.
- Jak dorosnę to będę taki jak ty wujku!
- Będziesz jeszcze lepszy, Walt - odpowiedział Stan
Poczochrał chłopca po czuprynie i wszedł do środka. Walt słyszał tylko urywki rozmowy: 'Nie znalazłem jej...' i krzyki ojca: ' Nie rozpłynęła się w powietrzu k⁎⁎wa mać!'. Znów o matce, to już się robi nudne - pomyślał mały Walt. Odeszła to odeszła, po co jej szukać?
Wuj wyszedł na werandę i zapalił papierosa.
- Chcesz? - mrugnął do chłopca podając paczkę
- Stan, do k⁎⁎wy, przestań! - krzyknął ojciec z głębi domu
- Żartowałem przecież...
- Słyszałem jak rozmawialiście. Dlaczego jej szukasz? - zagadnął po chwili chłopiec
- Bo to twoja matka, młody
- A może nie chce być znaleziona?
- Może... - Stan zaciągnął się papierosem - Jutro jadę do miasteczka, masz ochotę się wybrać?
- Pewnie! Straszne tu nudy...
- Bądz gotów o świcie bo budzić cię nie będę.
Walt uwielbiał wyprawy z wujkiem Stanem. Niczego mu nie bronił, na wszystko pozwalał, traktował go jak dorosłego, nie to co ojciec. Grubo przed świtem to Stan zastał Walta gotowego do wyprawy, krzątającego się po obejściu koło swojego konia. Nie minęło parę chwil i razem z wolna ruszyli na wschód.
- Zanim pojedziemy do miasteczka musimy pewną sprawę załatwić... - odezwał się Stan
Chłopiec w milczeniu skinął głową.
- Musisz mi jednak obiecać, że nie piśniesz słowa ojcu. To dobry człowiek ale to robota dla twardzieli, rozumiesz? A mój brat do nich nie należy.
Walt aż pokraśniał, wujek go doceniał przynajmniej. Na 'robotę' zabrał i to taką dla twardzieli. A ojciec to by mu kazał konia czyścić i wiadra szorować cały dzień.
- Masz robić co powiem, bez żadnego ale.
Po kilku milach dojechali pod bród. Po drugiej stronie rzeki był las i obozowisko na plaży. Stało kilka wozów, namiot i krzątało się przy nim kilka postaci.
- Nie śpią już... Widzisz Walt, mądrzy ludzie mówią, że kto śpi ten nie grzeszy. A teraz popatrz na nich. Sami grzesznicy...
- Oto koń trupio blady a imię siedzącego na nim Śmierć. I Otchłań mu towarzyszyła - powiedział po chwili do Walta grobowym głosem klepiąc konia
Zdjął z pleców strzelbę i podał chłopcu.
- To twoja chwila Walther. To plemię zabiło ci matkę. Bądz bez litości. Bo oni ci jej nie okażą.
Z wuja Stana dziwny był kaznodzieja. Brat ojca ale zupełnie inny człowiek. Walt zastanawiał się często dlaczego ojciec nie jest taki choćby w części jak Stan.
Przekroczyli bród i dwóch barczystych murzynów zastąpiło im drogę.
- Czego tu? - zapytali groźnie
- Ze słowem bożym jedziemy, dobrzy ludzie, przepuście nas - pojednawczo powiedział Stan
- Nic tu po was, wypierdalać!
- I Otchłań ich pochłonęła... - teatralnie wręcz zawiesił głos
Walt w mig zrozumiał, przyłożył strzelbę do ramienia i spokojnie nacisnął spust. Murzyn padł jak rażony na ziemię a drugiemu głowę przestrzelił kulą z colta Stan. I rozpętało się piekło, pod jednym z wozów wybuchła celnie rzucona laska dynamitu, namiot zajął się ogniem, zaskoczeni czarni padali jak muchy. Walt jak zahipnotyzowany patrzył na ten taniec Śmierci i Zniszczenia. Kogo nie dosięgła kula to dosięgnęła kolba. Po paru minutach rzezi cisza spowiła całą plażę. Przerwał ją dochodzący z niedaleka tłumiony płacz.
- Widzisz Walt jak świnki beczą? Znajdz je! - rozkazał Stan
Chłopiec bez słowa wykonał rozkaz, nieopodal za grubym konarem chowała się murzynka z paruletnią płaczącą córeczką. Kowalsky Jr. przystanął nie wiedząc co robić. Te z przerażeniem patrzyły na strzelbę łkając na zmianę. Za plecami chłopca pojawił się Stan.
- Weź tą małą i utop. Tak jak cię uczyłem z Rustym, pamiętasz?
Chłopiec dobrze pamiętał swojego ukochanego psa. Wtedy wujek powiedział, że nauka z tamtego dnia mu się przyda w przyszłości.
Wyrwali więc dziecko z rąk matki, Stan za włosy przytrzymywał murzynkę patrzącą na to jak dziesięciolatek spokojnie zanurza głowę dziewczynki w nurcie rzeki. Pośród spazmów płaczu matki przytrzymywanej silną ręką wielebnego z każdą sekundą z małej uchodziło życie. Po parunastu wierzgnięciach małe ciałko stało się bezwładne. Walt popatrzył na wpół otwarte martwe oczy.
- Nawet nie walczyła. Nie to co Rusty. - powiedział z pogardą
- Świetnie się spisałeś młody - z uznaniem pokiwał głową Stan
- Bądzcie przeklęci! - wykrzyknęła murzynka - A ty gnoju, skończysz na szubienicy! - zwróciła nienawistne oczy do chłopca
- Dziecko mi straszysz?! - oburzył się nie na żarty Stan i poczęstował ją solidnym kopniakiem
Dwaj jeźdzcy w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku wracali na drugi brzeg rzeki gdy wiszące na gałęzi ciało charczało i próbowało dobyć ostatniego oddechu.
- Wujku, to na pewno byli oni?
- Nie, ale podobni. Jeszcze wielu ich zostało.
cdn.
***
Aaha i wprowadzam osobny tag do śledzenia przygód Szeryfa #szeryfkowalsky gdyż zamierzam rozszerzyć markę i chyba zrezygnuję z publikowania pod tagiem #naopowiesci
#naopowiesci
#zafirewallem
Link do poprzedniej części
***
s02e03
10 letni Walt kręcił się niespokojnie na werandzie. Nie mógł się doczekać aż wuj Stan wreszcie przyjedzie. Tymczasem siedział już drugą godzinę a jego ani widu ani słychu.
- Tato! Nadal go nie ma!
- Jak przyjedzie to będzie - uciął krótko ojciec
Więc Kowalsky Jr. nadal czekał. I późnym wieczorem się doczekał. W oddali widać było coraz to większy tuman kurzu. Do uszu Walta dobiegał donośniejszy z każdą chwilą tętent końskich kopyt. Wuj Stan na wierzchowcu wyglądał jak prawdziwy kawalerzysta. Zatrzymał konia kilkumetrowym ślizgiem co wprawiło chłopca w prawdziwy zachwyt. Niewielu tak umiało.
- Jak dorosnę to będę taki jak ty wujku!
- Będziesz jeszcze lepszy, Walt - odpowiedział Stan
Poczochrał chłopca po czuprynie i wszedł do środka. Walt słyszał tylko urywki rozmowy: 'Nie znalazłem jej...' i krzyki ojca: ' Nie rozpłynęła się w powietrzu k⁎⁎wa mać!'. Znów o matce, to już się robi nudne - pomyślał mały Walt. Odeszła to odeszła, po co jej szukać?
Wuj wyszedł na werandę i zapalił papierosa.
- Chcesz? - mrugnął do chłopca podając paczkę
- Stan, do k⁎⁎wy, przestań! - krzyknął ojciec z głębi domu
- Żartowałem przecież...
- Słyszałem jak rozmawialiście. Dlaczego jej szukasz? - zagadnął po chwili chłopiec
- Bo to twoja matka, młody
- A może nie chce być znaleziona?
- Może... - Stan zaciągnął się papierosem - Jutro jadę do miasteczka, masz ochotę się wybrać?
- Pewnie! Straszne tu nudy...
- Bądz gotów o świcie bo budzić cię nie będę.
Walt uwielbiał wyprawy z wujkiem Stanem. Niczego mu nie bronił, na wszystko pozwalał, traktował go jak dorosłego, nie to co ojciec. Grubo przed świtem to Stan zastał Walta gotowego do wyprawy, krzątającego się po obejściu koło swojego konia. Nie minęło parę chwil i razem z wolna ruszyli na wschód.
- Zanim pojedziemy do miasteczka musimy pewną sprawę załatwić... - odezwał się Stan
Chłopiec w milczeniu skinął głową.
- Musisz mi jednak obiecać, że nie piśniesz słowa ojcu. To dobry człowiek ale to robota dla twardzieli, rozumiesz? A mój brat do nich nie należy.
Walt aż pokraśniał, wujek go doceniał przynajmniej. Na 'robotę' zabrał i to taką dla twardzieli. A ojciec to by mu kazał konia czyścić i wiadra szorować cały dzień.
- Masz robić co powiem, bez żadnego ale.
Po kilku milach dojechali pod bród. Po drugiej stronie rzeki był las i obozowisko na plaży. Stało kilka wozów, namiot i krzątało się przy nim kilka postaci.
- Nie śpią już... Widzisz Walt, mądrzy ludzie mówią, że kto śpi ten nie grzeszy. A teraz popatrz na nich. Sami grzesznicy...
- Oto koń trupio blady a imię siedzącego na nim Śmierć. I Otchłań mu towarzyszyła - powiedział po chwili do Walta grobowym głosem klepiąc konia
Zdjął z pleców strzelbę i podał chłopcu.
- To twoja chwila Walther. To plemię zabiło ci matkę. Bądz bez litości. Bo oni ci jej nie okażą.
Z wuja Stana dziwny był kaznodzieja. Brat ojca ale zupełnie inny człowiek. Walt zastanawiał się często dlaczego ojciec nie jest taki choćby w części jak Stan.
Przekroczyli bród i dwóch barczystych murzynów zastąpiło im drogę.
- Czego tu? - zapytali groźnie
- Ze słowem bożym jedziemy, dobrzy ludzie, przepuście nas - pojednawczo powiedział Stan
- Nic tu po was, wypierdalać!
- I Otchłań ich pochłonęła... - teatralnie wręcz zawiesił głos
Walt w mig zrozumiał, przyłożył strzelbę do ramienia i spokojnie nacisnął spust. Murzyn padł jak rażony na ziemię a drugiemu głowę przestrzelił kulą z colta Stan. I rozpętało się piekło, pod jednym z wozów wybuchła celnie rzucona laska dynamitu, namiot zajął się ogniem, zaskoczeni czarni padali jak muchy. Walt jak zahipnotyzowany patrzył na ten taniec Śmierci i Zniszczenia. Kogo nie dosięgła kula to dosięgnęła kolba. Po paru minutach rzezi cisza spowiła całą plażę. Przerwał ją dochodzący z niedaleka tłumiony płacz.
- Widzisz Walt jak świnki beczą? Znajdz je! - rozkazał Stan
Chłopiec bez słowa wykonał rozkaz, nieopodal za grubym konarem chowała się murzynka z paruletnią płaczącą córeczką. Kowalsky Jr. przystanął nie wiedząc co robić. Te z przerażeniem patrzyły na strzelbę łkając na zmianę. Za plecami chłopca pojawił się Stan.
- Weź tą małą i utop. Tak jak cię uczyłem z Rustym, pamiętasz?
Chłopiec dobrze pamiętał swojego ukochanego psa. Wtedy wujek powiedział, że nauka z tamtego dnia mu się przyda w przyszłości.
Wyrwali więc dziecko z rąk matki, Stan za włosy przytrzymywał murzynkę patrzącą na to jak dziesięciolatek spokojnie zanurza głowę dziewczynki w nurcie rzeki. Pośród spazmów płaczu matki przytrzymywanej silną ręką wielebnego z każdą sekundą z małej uchodziło życie. Po parunastu wierzgnięciach małe ciałko stało się bezwładne. Walt popatrzył na wpół otwarte martwe oczy.
- Nawet nie walczyła. Nie to co Rusty. - powiedział z pogardą
- Świetnie się spisałeś młody - z uznaniem pokiwał głową Stan
- Bądzcie przeklęci! - wykrzyknęła murzynka - A ty gnoju, skończysz na szubienicy! - zwróciła nienawistne oczy do chłopca
- Dziecko mi straszysz?! - oburzył się nie na żarty Stan i poczęstował ją solidnym kopniakiem
Dwaj jeźdzcy w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku wracali na drugi brzeg rzeki gdy wiszące na gałęzi ciało charczało i próbowało dobyć ostatniego oddechu.
- Wujku, to na pewno byli oni?
- Nie, ale podobni. Jeszcze wielu ich zostało.
cdn.
***
Aaha i wprowadzam osobny tag do śledzenia przygód Szeryfa #szeryfkowalsky gdyż zamierzam rozszerzyć markę i chyba zrezygnuję z publikowania pod tagiem #naopowiesci
#naopowiesci
#zafirewallem