PORAŻKA MARSZU PRZECIWKO IMIGRACJI - YEAH!
#polityka #imigranci #slupsk
Słupsk. Miasto powiatowe, wypełnione jest na co dzień imigrantami, głównie zarobkowymi. Są to zazwyczaj Ukraińcy oraz mieszkańcy Ameryki Płd.., większość to zapewne Kolumbijczycy. Jeśli zobaczę w mieście czy poza miastem taką prawdziwie czarnoskórą osobę (co zdarza się rzadko, Słupsk to przecież nie Warszawa czy Wrocław), to nawet mi do głowy nie przyjdzie, że to "inżynier z Afryki". Z góry zakładam, że to ktoś tu mieszka od wielu lat, a może to po prostu czarnoskóry słupszczanin.
Widok latynosów już spowszedniał słupszczanom. Obserwuję ich z boku - głównie jeżdżąc rowerem w mieście lub poza. Na początku, parę lat temu wyglądali marnie, w sumie było widać z daleka, że to imigranci zarobkowi. Dziś nie różnią się na ulicy od zwykłych mieszkańców - podłapali styl ubierania od europejczyków, bardzo lubią sami korzystać z rowerów czy hulajnóg, widziałam też ich na kilku wydarzeniach w mieście, czy na dyskotece, gdzie normalnie gadali czy bawili się z autochtonami.
Jedyna większa afera była w Słupsku kilka miesięcy temu jak kilkunastu Kolumbijczyków pobiło się na przystanku. Na widok policji każdy uciekł w swoją stronę, tych których złapano - ponieśli konsekwencje. Na ogół jednak nie stanowią żadnego zagrożenia.
Kolega regularnie zaczepia ich łamanym hiszpańskim i w takiej konfrontacji okazują się bardzo pozytywnymi i sympatycznymi ludźmi. Sama na początku bałam się, że niczym w latach 90. nastąpił exodus patusów do UK, to tu przyjadą najmniej zsocjalizowane jednostki, ale myliłam się okrutnie.
Więc tak... Nic dziwnego, że Marsz przeciwko imigrantom w Słupsku okazał się organizacyjną porażką. Nawet Głos Polski czy jak tam ta prawicowa organizacja się nazywa, nie kwapił się by wysłać do nas autobus pełen wkurzonych emerytów.
Dumna jestem z mojego miasta, oby tak dalej!












