O jak mi się dzisiaj nie chciało iść na siłownię. Naprawdę myślałam, żeby iść dopiero jutro. No ale dobra, jakoś się udało. Przysiady znów były w 5 seriach w "piramidkę" - 41-46-51-46-41 kg. Czyli ogólnie w każdej serii (względem poprzedniego razu) doszedł kilogram. Boję się trochę o swoje kolana, już nawet nie wspomnę o tym, że trzeszczą niemiłosiernie przy przysiadach, ale ogólnie - często mnie bolą, nawet przy chodzeniu. Boję się w takiej "dłuższej" perspektywie, czy np. teraz sobie "przysiadam" a za np. 20 lat nawet nie będę w stanie się ruszać. A nie taki jest plan. Po to ćwiczę, żeby za te 20 i więcej lat (jeśli będą mi dane) być tak sprawna, by móc funkcjonować samodzielnie. A nie wiem, czy teraz nie robię sobie krzywdy.
Anyways - w wyciskaniu udało mi się we wszystkich 3 seriach zrobić po 8 powtórzeń. Co prawda z walką o życie przy końcówce ostatniej serii, ale zawsze.
+5 kg w HT (nie znoszę tego ćwiczeniaXD), brzuszkach na maszynie i wyciskaniu na łydki. +2 powtórzenia w serii (można było tak naprawdę zrobić więcej i z większym ciężarem, ale lenistwo motzno) i 1kg względem ostatniego razu w wiosłowaniu na maszynie. Gdybym robiła wiosłowanie sztangą rzecz jasna wynik nie byłby taki ładny, bez dwóch zdań.
Do tego wszystkiego pół godziny jazdy na rowerku stacjonarnym, które dało 10.5 km. Waga mi stoi, mimo że pilnuję kalorii. To jakiś ponury żart.
Apka = Strong
#silownia #hejtokoksy