rosja cały czas testuje jedność i determinację Zachodu. De facto wojnę hybrydową już toczymy z nimi od lat. Ci emigranci na granicach, zakłócanie GPS, sponsorowanie ekstremistycznych ruchów i partii, wpływanie na wyniki wyborów (skąd niby wziął się w ostatnich prezydenckich u nas ten dziwny gość cytujący RIA Novosti?), uzależnienie Europy od ruskich węglowodorów, przerywanie kabli energetycznych i telekomunikacyjnych, sabotaże w fabrykach wojskowych, to wszystko są elementy tej wojny.
Ukraina bez zewnętrznego wsparcia szybko upadnie, w takim wypadku konflikt militarny jest właściwie pewny. Zacznie się tradycyjnie, od uciskanych mniejszości rosyjskojęzycznych w którymś z krajów bałtyckich, potem będą zielone ludziki i w końcu bratnia pomoc dzielnej czerwonej armii w walce z estońskim/łotewskim/litewskim "reżimem".
Wtedy wszystko będzie zależeć od reakcji krajów NATO (europejskich, na USA pod rządami Krasnowa nie liczę). Jeśli pójdą na całego z zaangażowaniem, wsparciem ludźmi i sprzętem, bombardowaniem Królewca i pełną blokadą gospodarczą to rosja przegra bo nie jest ani finansowo, ani demograficznie, ani militarnie w stanie rywalizować ze skonsolidowaną Europą.
Jednak jeśli (czego się obawiam) reakcja będzie ograniczona tak jak w przypadku Ukrainy a Francuzi i Niemcy powiedzą że "nie chcą umierać za Tallin" to scenariusz zapowiada się bardzo nieciekawy. Wykorzystają armie Ukrainy i Białorusi przeciwko nam, będą podbijać po jednym a po Pribałtice i Mołdawii przyjdzie kolej na nas i Finlandię.
Oczywiście można tego uniknąć ale trzeba dużo bardziej zdecydowanych działąń niż teraz, przede wszystkim odbudowania armii i potencjałó zbrojeniowych w Europie oraz dużo większego wsparcia Ukrainy bo póki oni walczą to my jesteśmy względnie bezpieczni.