@wombatDaiquiri
> myślisz, że to prawda, czy opierasz to na swoich doświadczeniach? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
to sie chyba nazywa fenomenologia, ale jedyną filozofię jaką faktycznie się kształciłem to filozofia nauki (na studiach), nie potrafiłbym tego wyjasnic glebiej
> czy specjalizacja nie jest odpowiedzią na to? myślę, że dzisiejsi botanicy mają lepszą światomość tego jak działają rośliny i czemu niż buszmeni
Tak, specjalizacja, można to tak nazwać.
Nie chodzi tutaj o dojście do prawdy "jak działa roślina", tylko o to, że zdolności poznawcze umysłu ludzkiego są co do zasady bardzo podobne (pomijam tutaj ewolucję, która jest powolna), a by ten biolog mógł wiedzieć jakie substancje są w pietruszce, to jego cywilizacja musi być na takim etapie rozwoju, że poprzednia wiedza "buszmena" musi zostać zapomniana, bo nie da się utrzymać naukowców, inżynierów i innych pracowników z tropienia zwierząt. Pomijam tutaj inne czynniki, ale ogólnie, chodzi mi o to, że wartościowanie społeczeństw na podstawie zdobyczy cywilizacyjnych i rozwoju wiedzy nie ma za bardzo sensu, bo społeczeństwo zawsze musi się przystosować do środowiska wokół.
>> ujarzmienie historii środowiska
>chętnie bym rozwinął temat,
W telegraficznym skrócie, przyjmuję za aksjomaty do rozważań dwie sprawy:
-
Człowiek istnieje w pewnym środowisku.
-
Środowisko to cokolwiek poza bezpośrednią kontrolą człowieka. Natura, dom sąsiada, sklep, wiadomości usłyszane telewizji. Cokolwiek nie jest twoją przestrzenią osobistą, stałą lub tymczasową będzie środowiskiem.
-
Człowiek podlega selekcji naturalnej, przetrwają najsilniejsi w danym środowisku**.**
-
Człowiek zmienia środowisko dzięki pracy (w marksistowskim ujęciu tego słowa), bo sam biologicznie i genetycznie zmieniać się nie może, tym samym zwiększa swój "fitness" (uhhh, jak to szło po polsku: dostosowanie)
Powyższe punkty są trochę niejasne, zwłaszcza 1. i 2. Czym jest człowiek? Czy to jednostka czy może grupa ludzi? Rodzina? Naród? Gdzie postawić granicę między człowiekiem (podmiotem) a środowiskiem - też sprawa niejasna. Środowisko zależy od perspektywy człowieka, więc to też sprawa subiektywna. Zatem istnieje tyle środowisk ile człowiek-ów i w zasadzie problemem jest zdefiniowanie granicy co jest człowiekiem, co jest środowiskiem.
Punkt 3. i 4. uznaję za niezmienne.
Teraz, wracając do pierwszego mojego postu: historia człowieka, to historia (definicji) aksjomatu pierwszego, a drugiego - historia środowiska (jako suma wszystkich środowisk, każdego człowieka).
Przebieg historii dziejów, całości zdarzeń, można trochę rozumieć jako właśnie przebieg tych dwóch historii.
Napisałem, wcześniej, że "istotną kwestią byłoby ujarzmienie historii środowiska i w pełni ujarzmić go przez historię człowieka, a nie na odwrot". Otóż są dwie strony medalu, które dzieją się cały czas. Bo nawiązując do Marksa, to mamy dwie klasy, jedna która tą historię ujarzmiła i może decydować o historii środowiska: właściciele niewolników, królowie, kapitaliści, którzy mają kontrolę nad środkami produkcji. Druga klasa, to pracownicy, którzy nie ujarzmili tej historii i są podlegli definicji środowiska tej drugiej klasy. Też nie mają w pełni możliwości kontrolować środowiska - demokracja to trochę fałsz, bo nie decydujesz o wielu kwestiach środowiska.
Dawniej byłoby to bardziej możliwe do zauważenia, niewolnicy nie byli zrównywani z ludźmi, tylko uznawani za podludzi (środowisko), którymi można kontrolować.
W skrócie chyba takie dodatkowe przemyślenia w kontekście marksizmu. Trochę wyszła schizo kobyła z tego tekstu, więc nie obrażę się jakbyś to zingorował albo nie nawiązał do tego, bo pewnie miałbyś za dużo pytań, bo pierdole od rzeczy