Zdjęcie w tle
Kahzad

Kahzad

Fenomen
  • 136wpisy
  • 1628komentarzy
@bojowonastawionaowca manipulujesz, lub kłamiesz, pisząc w nocie, że CPK nie może być/nie jest finansowany z funduszy UE. Mam nadzieję, że to poprawisz.

Instrument "Łącząc Europę" (CEF):

CPK otrzymał dofinansowanie z CEF na dwa projekty:
Prace projektowe dla tunelu dalekobieżnego KDP w Łodzi: 59,4 mln zł z UE (łącznie 119 mln zł)
Opracowanie projektu budowlanego dla linii KDP Warszawa-Łódź: 290 mln zł z UE (łącznie 350 mln zł)
W nowej perspektywie finansowej UE na lata 2021-2027 CPK planuje złożyć wnioski o dofinansowanie z CEF2 na łączną kwotę ponad 2,25 mld zł.

Fundusze Europejskie na Rozwój Regionalny (EFRR):

EFRR mogą być wykorzystane do dofinansowania projektów infrastrukturalnych, takich jak budowa dróg, linii kolejowych i lotnisk.
CPK może ubiegać się o dofinansowanie z EFRR na zasadach określonych w programach regionalnych.

#takdlacpk
moll

Nie wiem o co poszło, ale zdecydujcie się na jakieś konkretne tagi, bo kurwicy dostaję od blokowania co chwila nowych, bo stare robią się passe

Ljopkelsej

@bojowonastawionaowca kolega @Kahzad ma w tej kwestii rację. Komponent kolejowy wchodzi w skład CPK, zatem jego dofinansowanie przekłada się na CPK.


https://www.cpk.pl/pl/inwestycja

ed5f7c09-9311-4882-bd4c-70a13919655a
starszy_mechanik

Spłakał się i usunął konto? xD

Zaloguj się aby komentować

I znów o Polakach historycznie.

Czesław Miłosz do Jerzego Giedroycia, 15 stycznia 1981:

Drogi Jerzy,

Wróciłem z Ann Arbor, gdzie jeszcze raz byłem świątkiem narodowym i pół Detroit zleciało się na moje występy.

Dowiedziałem się też, że na wieść o nagrodzie Nobla dla Polaka pół fabryki Forda szalało z radości, dlatego że jak ktoś jest Polack, to ma w Ameryce ciężkie życie w porównaniu z Anglosasem, a jeżeli Polak dostał nagrodę Nobla, to znaczy, że musiał dwa razy być lepszy od Anglosasów. Od Ann Arbor nie mogłem się uchylić, bo obiecałem przyjechać jeszcze na wiosnę, ale teraz koniec występów i podróży, mam nadzieję wrócić wreszcie do normalnego życia.

A piszę do Ciebie w sprawie bardzo poważnej. Dostając setki listów z Polski, obcując z Polakami w Paryżu czy w Ann Arbor, czuję, że włosy zaczynają mi stawać na głowie. Listy z Polski, szczególnie te od młodzieży (m.in. prośba o pozwolenie nazwania drużyny harcerskiej imieniem Czesława Miłosza – stąd wniosek, że wkrótce będą drużyny harcerskie im. Witolda Gombrowicza), świadczą o wielkiej i zasadniczej przemianie, jaka się w Polsce odbywa, a która polega na tym, że Polska staje się tym, czym w swojej esencji zawsze była, to jest jednym wielkim organizmem narodowym, w którym Naród jest na ołtarzu, z Matką Boską jako bóstwem pomocniczym w służbie Narodu. Tak to ono i wyszło, na triumf Dmowskiego. Nb. z „Nowego Dziennika” w New Yorku wyszła Ewa Czarnecka, co miało ten natychmiastowy skutek, że dali wielki artykuł gloryfikujący Dmowskiego, pewnie nie dlatego, żeby mieli „przekonania”, ale dlatego, że to jest w powietrzu. Oczywiście dostaję mnóstwo listów, z których przeziera przekonanie o odwiecznej polskości Wilna, a i pomnik w Gdańsku, ten z moimi tekstami, jest interpretowany niedwuznacznie jako aluzja do trzech krzyży w Wilnie, że niby „miasto Gdańsk niegdyś nasze, znowu będzie nasze” raz się sprawdziło, to i sprawdzi się odwiecznie polskie Wilno.

Naprawdę nie nadaję się do roli promotora polskiego nacjonalizmu, a na to się kroi, tym co piszą do mnie listy i zbierają moje autografy do głowy nie przychodzi, że ktoś może być czymś innym niż Polak-katolik. Ten nieszczęsny naród, doszczętnie i podwójnie upupiony przez nacjonalistyczno-komunistyczną szkołę w stylu Moczara i przez opór wobec tej szkoły w domu i w kościele, ale też nacjonalistyczny, jest już jak pan Jourdain, który nie wiedział, że mówi prozą, czyli że jest we władzy dzikiego nacjonalizmu i mesjanizmu. Rozmawiałem o tym z Anitą Wasilewską i jest ona jedną z nielicznych osób, z którymi mogę się porozumieć, bo nawet nastroje w czasie wizyty papieża w Polsce nastrajały ją (rzadkość) sceptycznie.

Zastanawiam się, co mam zrobić. Niewątpliwie musimy być w kontakcie i wymieniać zdania na ten temat, jeżeli to, co Ty reprezentujesz i co przez wiele lat reprezentowała „Kultura”, tę inną Polskę, nie ma być zaprzepaszczone. Bo przecie Naród z wielkiej litery pochłonie i przyswoi wszystko, ceniąc „Kulturę” za obronę wartości narodowych, ale nie wspominając ani słowem o jej prawdziwym stanowisku, kochając Miłosza jako wieszcza i przybierając go, co ciągle się odbywa, w biało-czerwone szarfy etc. Okazuje się, że kiedy Michnik mnie potwornie zwymyślał za mój artykuł o Kisielewskim, tj. Stalińskim, pt. Duże cienie, gdzie prorokowałem to, co się teraz odbywa, nie on miał rację.

Zaiste, czym był ten nurt drugi – PPS-u, Piłsudskiego, Żeromskiego, demokracji, lewicy? Tyle jego było, ile było inteligencji pochodzenia żydowskiego. Kto wybrał Narutowicza? Czy kampania przeciw niemu ze strony endeków nie miała podstaw? Miała, bo „obcy” na niego głosowali. Trzeba na zimno zdać sobie sprawę z sytuacji i nie upajać się cudowną „jednością narodową”, ale wywalić kawę na ławę, póki jeszcze nie za późno. Oczywiście to nie pomoże, ale przynajmniej stanowisko będzie jasne.

Powiedz mi, co mam robić. Dawanie powodu do nieporozumień jest dla mnie wstrętne. Nie jestem za żadną religią narodową, błogosławioną przez Wyszyńskiego czy nawet papieża. Zostałem zaproszony do KUL na odebranie doktoratu honorowego, co mnie przywłaszczy i pokaże jako zwierzę oswojone przez ideologię narodową bez reszty, zostałem też zaproszony do Rzymu na inaugurację Instytutu Polskiego w obecności papieża, co stwarza taką sytuację, że nie mogę przecie ogłosić odczytu wyśmiewającego cały spadek Dmowskiego, którego duch unosi się nad tymi wodami.

Obawiam się, że jeżeli chodzi o katolicyzm polski, byłem zbyt optymistyczny, dlatego że obcowałem z Sadzikiem, który pod każdym względem był wyjątkiem. Moje zainteresowania religijne nie są płytkie, nie były i nie są wynikiem jakiejś koniunktury, ale też idą na razriez z całą polską narodową egzaltacją.

Notabene nie rozumiem tego bzika w Polsce z powodu nagrody Nobla. Jakieś bezmiary frustracji z tego wyłażą. I nagle sobie uświadomiłem, że o poezji polskiej ostatnich dekad można sensownie byłoby napisać, tylko traktując ją jako sofistykowany szyfr dla bardzo polskich treści politycznych, tj. pretensji do Zachodu za to, że zdradził, i olbrzymiej self-pity, czyli litowania się nad sobą – do tego sprowadza się poezja Różewicza i Herberta.

Mnie się wydaje, że nastał dla „Kultury”, i dla mnie też, czas zwrotny, w tym sensie, że tak dalej nie można: nie można stwarzać złudzenia, że „cały Naród” itd., podczas kiedy jasno i ostro sprecyzowane stanowiska są zdrowiej wszelkiej prawdziwej demokracji.

Ściskam Cię

Czesław
Źródło: Listy Literackie

#roznoscidziwnosci #historia #mypolacy
kermelanik

@Kahzad ależ on nie lubił Herberta.

Zaloguj się aby komentować

Dzisiaj znów historycznie o Polakach.

Anglicy z miejsca roztoczyli tkliwą opiekę nad osobą generała Sikorskiego, manifestując zresztą tak dobrze jak umieli, swe sympatie do wszystkich Polaków. Churchillowi z ust nie schodziły słodycze, gdy z nami rozmawiał lub o nas pisał. Ten znakomity wódz narodu angielskiego podczas wojny, wielki mąż stanu, wielki pisarz-publicysta, w pierwszym tomie swoich pamiętników po drugiej wojnie światowej napisał jednak tak:

‘’Historia Europy ma swoją tragiczną tajemnicę, właśnie Polaków, którzy indywidualnie są zdolni do heroizmu, i posiadają cnoty waleczności i wdzięku, a którzy wykazują w swym życiu państwowym niedostatki nieuleczalne. Wspaniali w rewolcie i w czasie klęski, stają się nikczemni i nędzni w chwili zwycięstwa. Odważni z odważnych, są częstokroć kierowani przed podłych pomiędzy najpodlejszymi…. Będę miał sposobność mówić o Polakach, o bankructwie ich przygotowań i planów wojennych, o arogancji i błędach ich polityki o straszliwych rzeziach i nieszczęściach, na które zostali skazani przez wariactwa swojej polityki’

Wreszczcie mogą być ciekawe dla polskiego czytelnika uwagi, które czyni Churchill w drugim tomie swoich pamiętników wojennych o postępowaniu politycznym Szwecji

‘’Szwedzi posiadali dobra armię, mogli z łatwością wejść do Norwegii, mogli uprzedzić Niemców w zajęciu Narviku…. Ale jakim byłby w takim razie los Szwecji w miesiącach następnych? Zemsta Hitlera zaciążyłaby nad tym krajem… Szwecja miała więc do wyboru albo neutralność, albo niewolę. Nie można Szwedów ganić za to, że nie zachowała się tak jak my, na naszej wyspie’’

Cytuję ten przykład jako dowód że rozumienie angielskie jest inne od naszego. Anglicy zawsze rozważają konsekwencje każdego czynu politycznego. |Sądzę że mają rację…
Źródło: Bartosz Brown

Jeszcze bardziej zdziwieni byli Francuzi. W pierwszych miesiącach pobytu władz polskich na uchodźstwie dominowała wiara w szybkie zakończenie wojny i powrót do kraju, i do rozpoczęcia rozliczeń z przedwojennymi władzami polskimi oraz oficerami WP z rodowodem piłsudczykowskim. Utrudniano im bądź uniemożliwiano przyjazd do Francji, a także odmawiano prawa do służby w wojsku i walki za kraj.

Konflikty wśród Polaków jedynie obniżały prestiż władz polskich na obczyźnie, a gorliwość w rozliczaniu poprzednich władz tak skomentował jeden z dyplomatów francuskich:

"Śmieszny naród! Przyszli tu jako żebracy i od razu zażądali trybunałów karnych i obozów koncentracyjnych".
Źródło: Jakub Bartosik

#roznoscidziwnosci #historia #mypolacy
GrindFaterAnona

@Kahzad mocne, zwlaszcza ostatnie zdanie. Nie wiedzialem nigdy jak wygladal rzad na uchodzctwie, zawsze byl przedstawiamy tak dostojnie. ale wyglada na to ze jak zywcem wyjety z dzisiejszych czasow

Zaloguj się aby komentować

Cyprian Kamil Norwid do Michaliny z Dziekońskich Zaleskiej, 14 listopada 1862

“(…) Oto jest społeczność polska! Społeczność narodu, który nie zaprzeczam, iż o tyle jako patryotyzm wielki jest, o ile jako społeczeństwo jest żaden.

Wszystko, co patryotyzmu i historycznego dotyczy uczucia, tak wielkie i wielmożne jest w narodzie tym, iż zaiste że kapelusz zdejmam przed ulicznikiem warszawskim – ale – ale wszystko to, czego nie od patryotyzmu, czego nie od narodowego, ale czego od społecznego uczucia wymaga się, to jest tak początkujące, małe i prawie nikczemne, że strach wspominać o tem! (…)

Jesteśmy żadnem społeczeństwem.

Jesteśmy wielkim sztandarem narodowym.

Może powieszą mię kiedyś ludzie serdeczni za te prawdy; których istotę powtarzam lat około dwanaście, ale, gdybym miał dziś na szyi powróz, to jeszcze gardłem przywarłem chrypiałbym, że Polska jest ostatnie na globie społeczeństwo a pierwszy na planecie naród.

Kto zaś jedną nogę ma długą jak oś globowa, a drugiej nogi wcale nie ma, ten, o! jakże ułomny kaleka jest!?

Gdyby Ojczyzna nasza była tak dzielnem społeczeństwem we wszystkich człowieka obowiązkach, jak znakomitym jest narodem we wszelkich polaka poczuciach, tedy bylibyśmy na nogach dwóch, osoby cale i poważne – monumentalnie znamienite. Ale tak jak dziś jest, to Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku jest karzeł – i jesteś-my karykatury, i jesteśmy tragiczna nicość i śmiech olbrzymi…. Słońce, nad polakiem wstawa, ale zasłania swe oczy nad człowiekiem.“

Źródło: Listy Literackie

#roznoscidziwnosci
e5d979ef-6dce-480b-a681-904d3dc512a2
Wido

(...) że Polska jest ostatnie na globie społeczeństwo a pierwszy na planecie naród.

Trafnie to ujął, touché

kiszony_korniszon

Ponad 150 lat minęło, a nic nie straciło na swej aktualności. Smutne to.

Zaloguj się aby komentować

Jeszcze w latach trzydziestych ubiegłego wieku, o potrzebie posiadania zegara doktor Marcin Kacprzak pisał w następujących słowach -

Wielkiej też potrzeby zegara ludność nie odczuwa i widzi w nim raczej przedmiot zbytku niż konieczność. W tej sprawie otrzymaliśmy w jednym domu charakterystyczną odpowiedź. Na nasze pytanie, czy w domu jest zegar, gospodarz na kilkunastu morgach odpowiada gwarą miejscową: „Zygar, a po co zygar? Kobut prose pana, tyz dobze”.

Pierwsze zegary w domach chłopskich pojawiły się w I połowie XIX wieku, na początku w zaborze pruskim. Były to zegary stojące, szafkowe. Pod koniec wieku coraz popularniejsze stają się ścienne zegary wahadłowe, produkowane głównie w Szwarcwaldzie oraz w Czechach.

Ścienny zegar wahadłowy był znany na terenie całej Polski, ale najlepiej w Małopolsce. Tamtejsza ludność udając się na Śląsk czy Morawy w celach zarobkowych przywoziła później między innymi zegary ścienne. Zapewne tą samą drogą w II połowie XIX wieku, trafił na polskie ziemie zegar z kukułką.

Oczywiście początkowo na posiadanie zegara mogli sobie pozwolić tylko najzamożniejsi gospodarze. Jeszcze na początku XX wieku zegar był przede wszystkim wyznacznikiem statusu a dopiero w drugiej kolejności czasomierzem. Jako synonim luksusu bywał częścią wiana panny młodej.

Po pierwszej światowej do wiejskich domów trafiają kolejne modele ściennych zegarów wahadłowych oraz budziki. Są to najczęściej proste, łatwe w konserwacji modele.

Zegary traktowano z szacunkiem, uznając, że mogą mieć wpływ na życie domowników. Jednym z najczęściej przytaczanych obyczajów towarzyszących śmierci jest wszak zatrzymywanie domowego zegara.

Tak jak to wyżej zostało zaznaczone, zegar w pierwszych dekadach swojej obecności na polskiej wsi, czasomierzem był dopiero w drugiej kolejności. A dotyczyło to przecież najzamożniejszych gospodarzy. Cała reszta jeszcze przez "pewien czas", tenże mierzyła po dawnemu. Czyli według zmian zachodzących w przyrodzie. Przyglądano się wegetacji roślin, zachowaniu zwierząt (słynne pianie koguta) oraz obserwowano niebo. Niezwykle istotny był tutaj ruch słoneczny. Zauważano przesilenia astronomiczne. Ponadto obowiązywał cykl świąt religijnych. No i oczywiście wsłuchiwano się w bicie kościelnych dzwonów w ważnych liturgicznie porach.

fot: Zwieńczenie kopuł kościelnych: w Königstein

Źródło: dom sztuki ludowej

#roznoscidziwnosci #ciekawostki #historia
e7a91379-41e6-425f-b69a-f05f3bffb690
NatenczasWojski

@Kahzad zegar to narzedzie ucisku człowieka przez system. Mechanizm zniewolenia i samokontroli zniewolonego. Budzikom śmierć!

Zaloguj się aby komentować

Salut rzymski - czy faszystowski?

W starożytności, prawa ręka (z łaciny dextera, dextra; z greckiego δεξιά - dexia) często symbolizowała zaufanie, przyjaźń, czy też lojalność.

Rzeźby celebrujące triumfy wojskowe, jak te widoczne na Łuku Tytusa, Łuku Konstantyna, czy Kolumnie Trajana, stanowią najbardziej rozpoznawalne przykłady uniesionych rąk.

Mimo to, te monumenty nie odzwierciedlają jednolitego wizerunku salutu rzymskiego.

Dlaczego?

Tradycyjnie przyjmuje się, że salut faszystowski ma swoje korzenie w starożytnym Rzymie, znany jako "salutatio Romana". Niemniej jednak, brakuje konkretnych dowodów potwierdzających, że taki gest był rutynowo stosowany w tamtym okresie.

Jednak jest to najprawdopodobniej mit.

W Europie ten gest spopularyzował dopiero obraz Jacquesa-Louisa Davida "Przysięga Horacjuszy" (1784) [zdj.1].
Od tego momentu zaczęto kojarzyć ten gest z kulturą republikańską i imperialną Rzymu.
Po rewolucji francuskiej (1789) gest ten został ponownie wykorzystany przez propagandę. Obraz "Przysięga na kortach tenisowych" (1792) ukazuje Zgromadzenie Narodowe ze wzniesionymi ramionami w geście podobnym do tego z "Przysięgi Horacjuszy".

W późniejszym okresie, kiedy republikański rząd został zastąpiony przez cesarstwo Napoleona, gest ten dalej wykorzystywano na propagandowaych obrazach takich jak "Rozdanie sztandarów orłów, 5 grudnia 1804".

W XIX wieku wraz z rosnącą popularnością Rzymu i kultury antycznej, coraz częściej wykorzystywano ten motyw. Na przykład na obrazie "Ave Imperator, morituri te salutant" (Witaj Cezarze, idący na śmierć pozdrawiają cię). Stąd też wzięła się legenda o tym pozdrowieniu.

Frazę tę często przytacza się jako tradycyjne pozdrowienie, które gladiatorzy mieli wypowiadać przed walką w starożytnym Rzymie. Jednakże, historyczność tego zwrotu jest również przedmiotem debaty. Pozdrowienie to wystąpiło tylko u Swetoniusza.

W każdym razie wracając do "salutu rzymskiego".

Pod koniec XIX wieku, ten salut zyskał popularność w Stanach Zjednoczonych gdzie nazwano go "Bellamy Salute". [Zdj.2 i 3] Francis Bellamy, autor Przysięgi Wierności, miał na celu stworzenie gestu, który miałby wzmocnić patriotyzm wśród amerykańskich dzieci.
James B. Upham, współpracownik Bellamy'ego, zaproponował gest, w którym ręka była wyciągnięta w stronę flagi i tak zaczęły go stosować na przykład dzieci przy składaniu wierności na flagę USA. Został wprowadzony w 1892 roku w ramach obchodów 400-lecia odkrycia Ameryki.

Podobne formy salutów zostały przyjęte przez różne grupy. Jego użycie we Francji sięga jak wspomniano wcześniej czasów rewolucji.
Salut ten był następnie stosowany przez dekady w USA.
Dopiero kiedy skończyła się I wojna światowa, Włochy twierdziły, że miasto Fime (obecnie Rijeka w Chorwacji) powinno zostać im przyznane na mocy tajnego porozumienia londyńskiego z 1915 roku.

Jednak go nie dostały.
W 1919 roku, niezadowolony z wyników traktatu wersalskiego i czując, że włoskie roszczenia do Fiume zostały zignorowane, Gabriele D'Annunzio na czele grupy irredentystów i rozczarowanych weteranów wojennych, wkroczył do miasta i ogłosił je własnością Włoch. D'Annunzio utworzył w Fiume własny rząd, który był mieszanką rewolucyjnych, nacjonalistycznych i protofaszystowskich idei.
Użył wtedy salut podczas okupacji, a Mussolini by to uczcić postanowił później go uczynić ten gest centralnym elementem faszystowskiego rytuału.

Salut stał się obowiązkowy w różnych aspektach życia publicznego we Włoszech, zastępując tradycyjny uścisk dłoni. Dopiero wtedy zaczął być kojarzony z faszyzmem.

W latach 20 i 30-tych, kiedy faszyzm zyskiwał na popularności w Europie, salut Bellamy'ego w USA zaczął być postrzegany przez pryzmat Faszytów.

Jednak dopiero wybuch wojny sprawił, że z niego zrezygnowano w USA. W 1942 roku, Kongres Stanów Zjednoczonych zmienił oficjalny gest towarzyszący Przysiędze Wierności.

Od tego momentu przysięga miała być składana z prawą ręką umieszczoną nad sercem, co miało uniknąć niepożądanych skojarzeń z faszystowskimi reżimami w Europie.

Jednak zanim to nastąpiło gest postanowili zgapić niemieccy naziści.
W Niemczech salut, sporadycznie używany przez partię nazistowską (NSDAP) od 1923 roku, stał się obowiązkowy w ramach ich całego ruchu w 1926 roku. Co ciekawe, początkowo spotkał się z oporem wewnątrz partii. Niektórzy członkowie NSDAP wyrażali zastrzeżenia co do jego używania, argumentując, że jest to gest obcy germańskiej tradycji i zbyt podobny do salutu rzymskiego stosowanego przez włoskich faszystów.

Jednak w 1933 roku, minister spraw wewnętrznych Rzeszy Wilhelm Frick wydał dyrektywę, która uczyniła salut Hitlera obowiązkowym dla wszystkich pracowników publicznych.

I tak nazwano go salutem Hitlera.
Hitlergruß, stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych i kontrowersyjnych symboli nazistowskich Niemiec.

W Niemczech salut ten był używany jako wyraz zaangażowania i lojalności wobec Hitlera i NSDAP. Służył jako narzędzie jednoczenia członków partii i jako demonstracja posłuszeństwa wobec reżimu. Był również wykorzystywany jako środek propagandowy, mający na celu pokazanie jedności i siły ruchu nazistowskiego.

Co ciekawe, Niemiecki Wehrmacht początkowo opierał się przyjęciu salutu Hitlera. Żołnierze preferowali zachowanie tradycyjnego wojskowego salutu. Salut Hitlera był wymagany tylko w określonych sytuacjach, takich jak podczas śpiewania partyjnego hymnu czy niemieckiego hymnu narodowego. Dopiero po nieudanym zamachu na Hitlera 20 lipca 1944 roku, Wehrmacht został zmuszony do zastąpienia standardowego salutu wojskowego salutem Hitlera.

Po upadku nazistowskich Niemiec w 1945 roku, salut Hitlera został zakazany i jest obecnie w Niemczech uważany za symbol nienawiści.

Gest rozprzestrzenił się do takich krajów jak Finlandia, Estania, Hiszpania czy Grecja.

Na przykład w Grecji był używany nawet podczas walk z Włochami i Niemcami w II wojnie światowej.

Jednak wróćmy do Włoch.

Adopcja salutu rzymskiego we Włoszech pod rządami Benito Mussoliniego była częścią szerszego procesu faszyzacji włoskiego społeczeństwa.

31 stycznia 1923 roku włoskie Ministerstwo Edukacji ustanowiło rytuał uhonorowania flagi w szkołach, który obejmował użycie salutu rzymskiego.

W 1925 roku, w ramach procesu faszyzacji państwa, Mussolini zaczął wprowadzać salut rzymski jako oficjalny gest w administracji publicznej. Do grudnia tego samego roku wszyscy państwowi administratorzy cywilni byli zobowiązani do używania salutu rzymskiego.

Achille Starace, sekretarz włoskiej partii faszystowskiej, był jednym z głównych propagatorów salutu rzymskiego. Krytykował on uścisk dłoni jako gest burżuazyjny i promował salut rzymski jako bardziej higieniczny, estetyczny i krótszy. Starace sugerował również, że salut rzymski nie wymaga zdejmowania kapelusza, co było uważane za bardziej praktyczne.

Salut rzymski stał się symbolem faszystowskiego ducha, stanowczości i hierarchii reżimu. Był postrzegany jako fizyczne wyrażenie ideologii faszyzmu i sposobu, w jaki wpływał on na indywidualną postawę i zachowanie.

Co ciekawe, salut rzymski dosłownie wytoczył wojnę zwykłemu uściskowi dłoni. I tak do 1938 roku, w ramach dalszych starań o eliminację "burżuazyjnych" zwyczajów, partia faszystowska zakazała uścisku dłoni w filmach i teatrze.

Ministerstwo Kultury wydało nawet zarządzenia zakazujące publikowania zdjęć przedstawiających ludzi podających sobie ręce.

I tak podczas II wojny światowej salut rzymski był powszechnie używany we Włoszech jako oficjalny gest pozdrowienia w państwie faszystowskim.

Po upadku reżimu Mussoliniego w 1943 roku i zakończeniu II wojny światowej w 1945 roku, Włochy przeszły proces denazyfikacji i demilitaryzacji, podobnie jak Niemcy.

Jednakże, w przeciwieństwie do Niemiec, gdzie salut nazistowski został zakazany i stał się tabu, we Włoszech salut rzymski nie został całkowicie wyeliminowany z użycia.

Idee faszystowskie nadal miały zwolenników we Włoszech. Niektóre grupy, w tym neofaszystowskie i skrajnie prawicowe, kontynuowały używanie salutu rzymskiego jako symbolu swoich przekonań i oporu wobec nowego demokratycznego porządku.

Co za tym idzie, proces denazyfikacji we Włoszech nie był tak intensywny jak w Niemczech. Wiele osób związanych z faszystowskim reżimem nie zostało w pełni pociągniętych do odpowiedzialności, co pozwoliło na pewną kontynuację faszystowskich tradycji i symboli.

W powojennych Włoszech trwały głębokie podziały polityczne i kulturowe. Użycie salutu rzymskiego przez niektóre grupy było częściowo aktem politycznego protestu lub wyrazem nostalgii za "rzymską" przeszłością.

Użycie salutu na pogrzebie córki Mussoliniego w 1968 roku odzwierciedlało trwałość faszystowskich symboli wśród niektórych zwolenników reżimu. [Zdj. 4]

W 1983 roku odbył się marsz na 100 rocznicę urodzin Mussoliniego. Tam faszystowska symbolika była nadal używana do wyrażania politycznej tożsamości. [Zdj. 5]

Znane postaci we Włoszech, takie jak Paolo Di Canio, czy Michela Vittoria Brambilla były posądzane o jego używanie.

I tak salut rzymski jest wśród wielu Włochów wciąż żywy. Choć tradycyjnie uważa się, że wywodzi się ze starożytnego Rzymu, brak jest jednoznacznych dowodów archeologicznych czy tekstowych potwierdzających, że był on powszechnie używany jako formalny gest pozdrowienia w tamtym okresie.

Wiele współczesnych wyobrażeń o "salucie rzymskim" pochodzi z późniejszych interpretacji artystycznych i propagandowych.

Źródło: Historia w 5 minut

#roznoscidziwnosci #ciekawostki #historia
50420853-e3d6-49a9-be3a-24a1dc533549
f23a816f-a9c9-415d-8bc0-3c41d7da661d
b69f6f97-0379-4719-9e8d-22372d6095e1
5815d139-8be0-4765-9238-a8b3a607ae31
ad17f4f7-b1cd-4773-a8a8-168172f9cdb2

Zaloguj się aby komentować

Cały świat stosuje tę samą miarę czasu, ale nie zawsze tak było. W starożytnej Grecji były dwa rodzaje czasu:

Chronos - to czas, który odmierza zegarek, każda sekunda trwa dokładnie tyle samo. Jest powtarzalny i wszyscy go znamy, ale dalej robi się ciekawie:

Kairos - to niepowtarzalny moment, chwila, którą zapamiętamy na długo albo czas, który będzie miał wpływ na całe nasze życie. Tu nie ma równych i powtarzalnych miar w stylu sekund czy minuty.

Kim był Kairos? To grecki bożek szczęśliwego zbiegu okoliczności, ale także niewykorzystanej okazji. Był przedstawiany jako postać, którą można uchwycić tylko w mgnieniu oka i nigdy nie da się jej zatrzymać.

Każdy wie, że czas naturalnie zwalnia w momentach fizycznego bólu albo dużego niebezpieczeństwa. Mówimy wtedy, że „czas się zatrzymał” albo był jakby „w zwolnionym tempie”. Czas wolniej płynie także wtedy, gdy się nudzimy. Z kolei osiem godzin snu trwa w naszym postrzeganiu krótki moment, w ogóle nie odczuwamy wtedy czasu. Podobnie dzieje się, gdy oglądamy telewizję czy media społecznościowe. Tutaj jedna godzina nie jest równa drugiej.

Jak kontrolować kairos?
Kairos to nie tylko długość postrzegania czasu, ale przede wszystkim jego jakości. Już w starożytności ludzie zauważyli, że można cały dzień spędzić ”na niczym”. Czas przeciekający nam przez palce to zawsze jest chronos, nie kairos. Hipokrates, ojciec współczesnej medycyny, mówił, że „Kairos to coś, w czym jest mało chronosu”. To przeciwności, ale kairos zawsze będzie występował rzadziej.

I teraz najważniejsze - nie mamy żadnego wpływu na chronos, bo nie zmienimy długości trwania sekundy. Ale możemy próbować tworzyć więcej kairos w naszym życiu. Po prostu robiąc więcej rzeczy, które będą miały wpływ na nasz dzień i naszą przyszłość albo pozostaną dla nas niezapomniane.

Dla każdego z nas będzie to coś innego i będzie się zmieniać wraz z naszym wiekiem. Musimy sami zadać sobie pytanie, które momenty dnia są dla nas najważniejsze, jak można je wykorzystać do zrobienia czegoś istotnego, przydatnego bądź wartego zapamiętania.

Dla mnie dobrym ćwiczeniem na rozróżnienie kairos od chronos jest pisanie dziennika. Za każdym razem, gdy mam problem z opisaniem co działo się wczoraj, to wiem, że brakuje mi kairos. Oznacza to, że robiłem dużo monotonnych i powtarzalnych rzeczy, a brakuje mi pojedynczych momentów wartych zapamiętania. Mogą one się pojawić przypadkowo (i być pozytywne albo negatywne), ale możemy je też planować.

Źródło: Przemek Gerschmann

#roznoscidziwnosci #ciekawostki
52067e5a-574a-4bb0-86ac-4e66658d1028
przemoko90

Przeczytałem kouros ( ಠ ͜ʖಠ)

Zelich

No i pyk Kairosik po przeczytaniu tego ciekawego posta

cweliat

@Kahzad czyli jak mam 8h w pracy, ktore dluza mi sie niemilosiernie i 8h snu, ktore mija niezauwazalnie, a do tego 8h grania w gierki, gdzie ledwo sie obejrze a juz te 8h minelo, to ktora z tych trzech rzeczy to kairos?

Zaloguj się aby komentować

Dzień dobry,
Dziś dalsza część odpowiedzi na pytania.

@madhouze
a ja z innej beczki - dobrze się zarabia na Twoim stanowisku?

Ogólnie - jeżeli chemik zarabia słabo to jest słabym chemikiem
Na moim stanowisku zarabiam przyzwoicie. Stać mnie na życie i nawet na trochę "szaleństw". Wydaję zdecydowanie za dużo na planszówki i książki
Moje aktualne stanowisko nie jest szczególnie dobrze płatne, jednak wiedza i doświadczenie, którego teraz nabieram pozwoli mi w przyszłości pójść na swoje i zostanie niezależnym konsultantem. Związanym jedynie projektami a nie umową o pracę.

@konto_na_wykop_pl
Dlaczego akurat "platynowo-złote (95/5)"? Wiem, że stop jest twardy i bardzo odporny na ścieranie, ale w Twojej branży chyba bardziej chodzi o odporność chemiczną. Dlaczego nie stosuje się np. srebra? Chodzi o temperaturę topnienia?

@adikb słusznie zauważył wytrzymałość chemiczną. Sam też wymienileś kilka dobrych powodów- wytrzymałość termiczną. Do tego dodałbym jeszcze fakt, że nie analizujemy platyny i złota, a srebro już tak. Nie możesz stosować naczyń z pierwiastków, których szukasz w próbce.

@ErwinoRommelo
jaki Byl twoj najlepszy dzien w pracy? W sensie taki ze sobie powiedziales o kurwa zajebiste zadanie, co wtedy zrobiles i o co chodzilo ( wiadomo tak nakresl sprawe zeby taki dabil jak ja z wiedza na poziomie liceum zrozumial.)

Hmmm... to było wtedy, gdy zrozumiałem XRF (co to za technika wyjaśniałem we wcześniejszym wpisie) na tyle, żeby zrozumieć ile jeszcze mogę się dowiedzieć.
To co mnie kręci to możliwość rozwoju i kiedy widzę ile jeszcze przedemną do nauczenia się, do poznania, wtedy pojawia się "O kurwa! Zajebiście!"
Takie momenty mam też kiedy siedzę nad danymi i nie mają one sensu, a nagle przychodzi olśnienie i wszystkie klocki wpadają na swoje miejsce i mam wreszcie sensowny rezultat razem z wyjaśnieniem "dlaczego" ten resultat jest jaki jest.
I teraz może trochę więcej o samym raportowaniu rezultatów.

To że poszczególne osoby przeprowadzają analizy i obliczenia to jedno. Potem druga osoba sprawdza to rozumowanie na podstawie notatek i obliczeń i ma się zgadzać - dwie osoby się podpisują pod wynikiem. A na koniec jeszcze, zanim wyślemy certyfikat z oficjalnym, certyfikowanym wynikiem - wszystko sprawdza jeszcze trzecia osoba i też się podpisuje. Nie ma opcji, aby wziąć wynik "z powietrza", choć zdaża się aby wynik "naciągnąć". Przy czym, jeżeli komukolwiek potem to "naciąganie" wyda się zbyt "naciągane" to próbka wraca do ponownej analizy.

Aby wyjaśnić "naciąganie" - przykład.
Przy ICP OES mamy krzywe kalibracyjne dla poszczególnych pierwiastków i na tej podstawie otrzymujemy wyniki. Przy czym stosujemy również standard wewnętrzny (internal standard). I jeżeli wyniki wychodzą nieznacznie przesunięte to możemy zastosować faktor standardu wewnętrznego, aby "wyprostować" wyniki.

Upraszczam, więc nie traktujcie tego jak wykładu chemii analitycznej, a raczej jako ciekawostkę z pracy w labie

Rozpisałem się, więc na dzisiaj już wystarczy. Jeżeli pojawią się jeszcze jakieś pytania, to uwzględnie je przy następnej okazji.

#analitykachemika #chemia #ciekawostki
ErwinoRommelo

@Kahzad aa czyli klasycznie, mysle ze kazdy kto robi w dziedzinie mniej wiecej naukowej musi miec w sobie milosc do takich eureka! momentow. Niby kolega wyzej mowil ze dragi to bys robil jak lysy z breaking bad ale taki moment gdzie meczysz problem dniami czy godzinami i w koncu zklada sie to w logiczna odpowiedz kopie lepiej niz kreska koksu. Fajny jest tez aspekt kolaboracji ktory opisales: czesto takie problemy sa tak skomplikowane ze jedna osoba nie wystarzca i wtedy kazdy tylko doklada jedna czesc ukladanki zeby koniec koncow dojsc do wspulnego rozwiazania. Super kontent byle tak dalej!

Zaloguj się aby komentować

Rok temu znalazłem dziwną muchę na szybie, ale wtedy nie byłem pewien co to. Niedawno naukowcom udało się jednak zrekonstruować ostatnie godziny życia takiej muchy-zombie kontrolowanej przez grzyba. Symptomy pasują - na oknie prawdopodobnie eksplodował mi Owadomorek muszy.
To podstępny patogen powodujący u much tzw. "chorobę szczytową" (summit disease) - tuż przed śmiercią ofiary są zmuszane do poszukiwania wysokich miejsc, gdzie będą czekać na śmierć o konkretnej, wybranej przez grzyba porze. Ten bowiem lubi zabijać... wieczorem.
Pisząc wcześniej o eksplozji wcale nie przesadzam - to nie jest brud na szybie, a chmura lepkich zarodników, których wyrzut był tak silny, że niczym w kreskówkach, na szkle odbił się nawet kształt muszych nóg.Zarodniki dojrzewają na przypominających armatki wodne strukturach grzybni, które wystrzeliwują je z ogromną siłą na odległość nawet kilku metrów. Cel jest jeden - trafić i skutecznie zakazić inną muchę.Gdy się uda, zarodnik szybko kiełkuje i wnika do wnętrza organizmu owada, gdzie pożera tzw. ciało tłuszczowe (odpowiednik m. in. wątroby) i rozrasta się, docierając w końcu do mózgu. Zauważono, że zainfekowane muchy zawsze umierają o podobnej porze, w okolicy zachodu słońca, nawet jeśli są trzymane w całkowitym zaciemnieniu. Podobny efekt występuje u innych, spokrewnionych grzybów, które celują np. w południe lub też porę tuż przed wschodem słońca. Jak to robi?W mózgu dociera do neuronów zegarowych, regulujących rytm okolodobowy muchy. Nie wiadomo do końca, czy sam również potrafi odmierzać czas, czy tylko zuchwale przejmuje zegar biologiczny ofiary i "ustawia" na nim godzinę śmierci.
Po dostaniu się grzyba do mózgu, mucha ma jeszcze około 48 godzin życia. Ten w tym czasie atakuje kolejne jego obszary, odpowiedzialne m. in. za wydzielanie hormonów, przerywa barierę krew-mózg i wydziela do krwi (hemolimfy) owada substancje o nieustalonym do końca składzie. Ich pobranie i wstrzyknięcie zdrowym muchom zaczyna wywoływać objawy przejęcia przez grzyba, charakterystyczne dla muchy-zombie,ale nie ustalono jeszcze mechanizmu, który za to odpowiada. Na 24 godziny przed śmiercią odpowiednie struktury mózgu owada są już jednak całkowicie przejęte przez grzyba, dzięki czemu na ok. 2,5 godziny przed śmiercią stymuluje on nagły wyrzut tzw. hormonu juwenilnego, który "ożywia" wyczerpaną, zmorzoną głodem muchę. Zwiększona na krótko przed śmiercią ruchliwość pozwala odszukać i zająć jakieś wysokie miejsce, gdzie ofiara przysiada i sama przykleja się, np. do szyby, lepką substancją wypływającą z otworu gębowego, po czym rozkłada skrzydła tak, by nie stawały na drodze zarodnikom i... kona. Grzybnia przebija wtedy ciało muchy i dosłownie eksploduje tysiącami armat nabitych zarodnikami.

Źródło: Dariusz Dziektarz

#roznoscidziwnosci #ciekawostki #natura #nieprzyjedzeniu
4b957337-1b9c-46e3-bae3-a7b7d0e568c2
42db4004-847c-4f12-bf59-ed68edc52ebf
4bb477f6-842e-49db-a3d9-e47c17388610
48370fed-8bd2-4037-9169-e08a8093667c
43588eea-81ae-4b84-8213-3a64119acff4
argonauta

Przypomina mi się komedia polityczna Braindead. Polecam :D

https://www.youtube.com/watch?v=BqS152nIMq4

Amebcio

@Kahzad Widziałem raz coś podobnego - taka mucha przykleiła się na zewnątrz okna mojego mieszkania... Na 14 piętrze. Wpięła się nie tylko nóżkami ale ssawką też, po śmierci zostawiła podobną chmurę jak ta pokazana na zdjęciu

DexterFromLab

@Kahzad tragedia jednej istoty może być szczęście dla innej.

Zaloguj się aby komentować

W 2015 roku kanadyjski żołnierz Robert Giblin zadźgał swoją ciężarną żonę, a następnie wyrzucił ją z balkonu. Następnie odebrał sobie życie, sam skacząc z balkonu.

Jego ostatnim postem na Facebooku przed popełnieniem tego ohydnego czynu był ten obrazek z podpisem „Szczęście jest”

Oryginalny wpis:
In 2015, Canadian soldier Robert Giblin stabbed his pregnant wife to death and then threw her off the balcony. He then ended his own life by jumping off the balcony himself.

His last Facebook post before committing the heinous act was this imagine with the the caption “Happiness is”

Źródło: Morbid Knowledge

#roznoscidziwnosci #ciekawostki
dda4da8b-2213-45c4-9239-3bfb90e3c1bc
banan

kanadyjski żołnierz

@Kahzad wojsko zryło banie, Boże, Chryste Panie

Zaloguj się aby komentować

Albrecht Dürer, Madonna z dzieciątkiem i małpą, Norymberga, ok. 1498 r.

Piękna, delikatna rycina słynnego niemieckiego artysty. Ale po co Dürer umieścił na tym rysunku małpę? Co ona tutaj robi? (Zdj.1)

Albrecht Dürer był uznanym malarzem i grawerem okresu renesansu. Jego drzeworyty i miedzioryty stały się popularne w całej Europie, a rozwiązania zaczerpnięte z jego prac inspirowały artystów i wywierały nieustanny wpływ na sztukę malarską i rzeźbiarską XVI w. Podobnie jak inne ryciny Dürera, „Madonna z dzieciątkiem i mapką” była po wielokroć kopiowana i reprodukowana, np. przez włoskiego rytownika epoki renesansu Agostino Veneziano czy też przez braci Wierix - flamandzkich mistrzów rytownictwa. Ciekawostką jest, jak w specyficzny sposób kompozycję Dürera wykorzystał burgundzki malarz Juan de Borgoña.

Już wykonana kilka lat przed „Madonną z małpą” grafika „Święta Rodzina z motylem” (ok. 1495) ukazywała szybki rozwój Dürera w rzeźbiarskim modelowaniu postaci i umiejętnym dobieraniu pejzażowego tła. Motylek na tej litografii (Zdj. 2) widnieje w prawym dolnym rogu niemal niezauważalny, jednak gdy już się go dostrzeże, jego obecność przydaje delikatności całemu przedstawieniu. Podobną rolę pełnią zające na rysunku, któremu nadano tytuł „Święta rodzina z trzema zajączkami” (Zdj. 3).

Grafika Madonny z Dzieciątkiem Jezus na ręku i udomowioną małpą przez wieki była przedmiotem przeróżnych interpretacji. Widzimy Maryję siedzącą na drewnianym, niskim ogrodzeniu pośród wiejskiego krajobrazu, trzymającą na kolanach Dzieciątko Jezus. Matka przygląda się łagodnie zabawie syna z małym ptaszkiem. To zapewne szczygieł - wg wierzeń ludowych zapowiedź męki Chrystusa (szczygieł żył wśród kolących, gęstych krzewów kojarzących się z cierniami). Zdaniem niektórych historyków sztuki, narysowany tu ptak możne także być symbolem dusz ulatujących do nieba, które Odkupiciel ma wybawić.
Matka Boża opiera swobodnie rękę na Starym Testamencie, w którym proroctwa zapowiadały przyjście na świat Mesjasza. Jej wysmukła sylwetka zwraca uwagę delikatnością szaty, która została mistrzowsko udrapowana przez Dürera.

Nad głową Dziewicy widać aureolę, zaś pukle włosów młodej kobiety układają się faliście i w rytmiczny sposób. Z tyłu artysta przedstawił malowniczy krajobraz, w którym dominuje szachulcowa budowla (z tzw. muru pruskiego) zidentyfikowana przez znawców jako położona w pobliżu Norymbergi walcownia produkująca drut. Co ciekawe, już kilka lat po powstaniu dzieła Dürera, dokładnie ten sam budynek skopiował do swojej mitologicznej sceny zatytułowanej „Ganimedes” włoski rytownik Giulio Campagnola (Zdj. 4).
Na grafice Dürera od zabudowań oddziela Maryję i Dzieciątko leniwie wijąca się rzeka. Wspomnieć trzeba koniecznie o nadrzecznych zaroślach i wierzbach, ale przede wszystkim o symbolice roślin: po lewej stronie babka lancetowata, która miała wymowę antydemoniczną (osłabiała moc szatana, który nie miał dostępu do Matki Bożej), z kolei po prawej stronie dziewanna pospolita - chroniąca przed nieszczęściem i nazywana „warkoczem Maryi”, „matką ziół” czy też „berłem Królowej Niebios”.

Najbardziej zaskakującym elementem grafiki jest jednak obecność na niej włochatego ssaka. Skąd on się tutaj wziął? Dla jednych badaczy owa małpa jest odniesieniem do wszelkiego zła i szatana, którego Chrystus ma pokonać; inni uważają, że figlarne stworzenie to symbol dokonań artystów, którzy w czasach Dürera coraz wierniej potrafili odtwarzać, czyli „małpować” rzeczywistość. Przyjrzyjmy się bliżej tajemnicy umieszczenia egzotycznej istoty na tym przedstawieniu.

Egzotyczne zwierzęta, zwłaszcza małpy, były popularnym obiektem zainteresowania Europejczyków przez całe średniowiecze. Pod koniec XV w., czyli w epoce odkryć geograficznych, i wtedy, gdy Dürer tworzył swoją litografię, do bogatych domów sprowadzano coraz większą ilość żywych zwierząt schwytanych w odległych krainach i przywożonych statkami. Kupcy z Norymbergi, rodzinnego miasta artysty, wg dokumentów zakupili w owym czasie w Portugalii małpy z Indii, a później z Brazylii. Miały one służyć jako zwierzęta domowe w posiadłościach zamożnych klientów. Obok małp najbardziej poszukiwanym żywym towarem były także papugi. Zwierzę, które utrwalił Dürer, zostało przedstawione na tyle dokładnie, że badacze są zgodni co do tego, że jest to makak berberyjski, gatunek z podrodziny koczkodanów do dziś występujący na obszarach górskich Maroka i Algierii, oraz na Gibraltarze. W czasach Dürera kolonie makaków występowały także w zachodniej Tunezji i prawdopodobnie na południu półwyspu iberyjskiego. Artysta zapewne zobaczył makaka w Norymberdze lub w innym niemieckim mieście. W każdym razie szczegółowość odtworzenia zwierzęcia świadczy o tym, że przyglądał mu się bardzo długo. Wszystko wskazuje również na to, że mistrz z Norymbergii uległ fascynacji tymi niezwykłymi stworzeniami.
Z twórczości i pism Dürera wiadomo, że był on w szczególny sposób zaintrygowany wszystkim, co egzotyczne.

W pamiętniku, który pisał podczas pobytu w Niderlandach, dał wyraz swojemu zainteresowaniu małpami, a także egzotycznymi ptakami i gadami. W grudniu 1520 r. podczas pobytu w Antwerpii zanotował: „Jch hab 4 goldgulden für mehr Kätzlein geben”. „Czery złote guldeny” by mieć „mehr kätzlein” - więcej kociąt... Funkcjonował wówczas termin „Meerkatze” który nazywał małpy „kotami morskimi”, czyli kotami pochodzącymi z morza (morzem przypływały do Europy). O rożnych gatunkach tych zwierząt mówiono w ten sposób jeszcze w XV i XVI wieku; oprócz tego niektóre z małp nazywano także „Hundsaffe” - małpami-psami.

Spośród licznych zakupów Dürera podczas owej podróży, nabycie małpy było drugim spośród najdroższych wydatków - jedynie płaszcz, który kazał sobie uszyć, był bardziej kosztowny. Skrupulatne zapiski artysty wspominają także o innych żywych stworzeniach: małej zielonej papudze, którą Albrecht podarował w prezencie żonie Agnieszce w sierpniu 1520 r. (kupiła później dla niej klatkę); drugiej papudze kupionej dwa tygodnie potem dla znajomego, małym żółwiu i jeszcze jednej, trzeciej papudze. W 1521 r., gdy Dürer przebywał w Brukseli, także kupi tam małpy, w tym podarował w prezencie żonie Agnieszce w sierpniu 1520 r. (kupiła później dla niej klatkę); drugiej papudze kupionej dwa tygodnie potem dla znajomego, małym żółwiu i jeszcze jednej, trzeciej papudze. W 1521 r., gdy Dürer przebywał w Brukseli, także kupi tam małpy, w tym prawdopodobnie pawiana. Szkicował go później i pisał notatki o jego wadze i rozmiarach. Podróże i zakupy o których mowa, były późniejsze niż powstanie „Madonny z małpką”, ale Dürer już we wcześniejszych dziełach umieszczał te zwierzęta na grafikach.

W 1496 r. narysował małpę na widocznym miejscu w „Dwunastoletnim Jezusie w świątyni” (Zdj. 5). Gatunek widocznej tu małpy nazywano później po niemiecku Nonnenaffe (małpa-zakonnica) ze względu na wieniec z białego futra przypominający kołnierz noszony przez niektóre zakonnice.
Zakupione małpy przywiązywano do miejsca łańcuchami, żeby nie uciekły. Wzmacniało to symbolikę zwierzęcia, które należało spętać - podobnie jak powinny być spętane i ujarzmione zło i grzeszność. Ale czy o taką symbolikę chodziło Dürerowi, gdy umieszczał małpę obok Maryi z Dzieciątkiem? Nie można tego wykluczyć. Ale równocześnie artysta mógł dać ukryty wyraz swoich fascynacji i sympatii do zwierzątka. Czy nie świadczy o tym monogram artysty umieszczony bardzo blisko końca małpiego ogona? Makak patrzy na nas z zainteresowaniem, podobnie jak spoglądał zapewne na samego Dürera. Jeśli ktoś pamięta kultowy film „Planeta małp” z 1968 r., przyjdzie mu do głowy podobne, intensywne spojrzenie (Zdj. 6, kom 1).

Niemiecki rytownik z pewnością nie mógł dostrzegać w obserwowanej małpie tego, co przedstawi ponad trzy wieki później Karol Darwin. W XV wieku, podobnie jak od wielu stuleci, ludzie dopatrywali się wśród zwierząt - psów, kotów, wilków, osłów, lisów i innych - podobieństwa do własnych zachowań, zalet i przypadłości. Małpy były pod tym względem dosyć wyjątkowe i na pewno budziły zastanowienie - to od nich ukuto termin „małpowanie”. Z tych wszystkich obserwacji zrodziło się jeszcze jedno zjawisk: artyści zaczęli umieszczać małpy na obrazach niczym błaznów - komentujących przedstawioną scenę. Od tego był już tylko krok, by za ową namalowaną małpą skrył się sam autor dystansujący się od wydarzenia. Wiadomo, że Albrecht Dürer lubił w swoich dziełach przedstawić tak ujęte, komentujące scenę postaci. (Zdj.7, kom 1) Jednak w przypadku „Madonny z dzieciątkiem i małpą” uznanie narysowanego tu zwierzątka jako wyobrażenie samego artysty byłoby raczej zbyt daleko idącą interpretacją.

Źródło: kazef

#roznoscidziwnosci #sztuka
a6764b6c-6561-4e6a-a282-a6264ff0cfe9
4372fe38-33fe-41fd-a11d-57ece13cd0ca
4d5e31ea-0bde-4009-8b9d-1690b67a2b97
7fdf9d4a-b846-4e52-a093-7eaabbdcb86d
de6022d2-ab6b-46c2-8a13-4b0f22681115
Jim_Morrison

Kurwa, przeczytałem "Maradona z dzieciątkiem".

Kahzad

@Jim_Morrison niby "Maradona z dzieciątkiem", a tu małpa

Zaloguj się aby komentować

Good news everyone!

Od 2013 do 2022 europejski ranking satysfakcji z życia (skala 0-10) przeszedł gruntowną przebudowę.
Ranking 2022:
1. Szwajcaria 8.0
2. Austria 7.9
3. Polska, Rumunia, Finlandia 7.7.

EU 7.1.

28. Grecja 6.7
29. Niemcy 6.5 (spadek z 7.3)
30. Bułgaria 5.6.

Sukces Polski, która od 2013 poprawiła wynik o 0.4 z 7.3 na 7.7.
Inne historie sukcesu to:
Cypr o 1 (z 6.2)
Portugalia o 0.8 (z 6.2)
Węgry o 0.8 (z 6.1)
Bułgaria o 0.8 (z 4.8)
Rumunia o 0.6 (z 7.1)
Czechy o 0.5 (z 6.9)

Kilka państw zaliczyło bardzo duże spadki satysfakcji z życia.
Niemcy o 0.8 (z 7.3)
Dania o 0.5 (z 8.0)
Szwecja o 0.5 (z 7.9)
Norwegia o 0.3 (z 7.9)
Finlandia o 0.3 (z 8.0)

W jest największy poziom pesymizmu od 1950 roku (wg Allensbach Institute).
Przyczyny?
sytuacja ekonomiczna
poczucie niepewności związane z wojną na Ukrainie
jakość rządzenia
szybki wzrost nielegalnej imigracji

Źródło: Radek Zyzik

#dobrewiesci #roznoscidziwnosci
Jim_Morrison

Ta, ostatnie osiem lat to była kraina miodem i mlekiem płynąca, istny, kurwa, raj.

Kahzad

@Jim_Morrison jest różnica pomiędzy "raj", a "jest lepiej niż 10 lat temu".


Zresztą wiele osób mówi i pisze, że w Polsce jest coraz lepiej nie dzięki politykom i rządzącym, a wbrew ich staraniom. Więc mniej to ma wspólnego z tym kto rządzi, a więcej z tym kim my jesteśmy

Zaloguj się aby komentować

Powia­da dia­beł spod krzy­ża:

– Ja, ja, ja nimi rzą­dzę, opę­ta­łem, za­da­łem ob­se­sję ciała, że już się nie wy­zwo­lą z uści­sku ma­te­rii, spod wła­dzy dóbr i miar zmy­sło­wych: przy­jem­no­ści oczu, przy­jem­no­ści uszu, przy­jem­no­ści ję­zy­ka, przy­jem­no­ści skóry, przy­jem­no­ści żo­łąd­ka, przy­jem­no­ści lę­dź­wi. W tym świe­cie żyją, o tym świe­cie myślą, temu świa­tu służą.

Po­wia­da asce­ta z krzy­ża:
– Ja, ja, ja nimi rzą­dzę, oświe­ci­łem, ob­ja­wi­łem pry­mat ducha, uj­rze­li, że ciało jest je­dy­nie przed­mio­tem, szatą umy­słu, mogą zatem zro­bić z nim, co chcą, widzą bo­wiem do­sko­na­le: ciało to nie ja, ja ciało je­dy­nie noszę, za­kła­dam tę szatę na czas by­to­wa­nia ziem­skie­go, ale mógł­bym inną, i choć z szaty cał­kiem wyjść nie przy­stoi, to nie ona mnie czyni czło­wie­kiem, nie ona.

Komentarz: czyżbyśmy porzucili hedonizm Ciała, na rzecz hedonizmu Umysłu?

Źródło: Jacek Dukaj "Po Piśmie", fragment rozdziału "Trzecia Wojna Światowa Ciała z Umysłem"

#cytaty #roznoscidziwnosci #filozofia
HolenderskiWafel

Ciekawa książka, ale też się nie zgadzam z główną tezą, że pismo zaniknie i że nastąpi zmiana cywilizacyjna z kultury piśmiennej. Zresztą Dukaj sam podaje pod koniec książki dobre kontrargumenty. Pismo jest konieczne chociażby w naukach ścisłych i prawniczych. Literatura daje też możliwość opisania myśli bohatera, a film nie.

A to że coraz mniej ludzi czyta - cóż, to nigdy nie był jakiś znaczący procent

Zaloguj się aby komentować

Dzień dobry!

Zgodnie z obietnicą odpowiadam na pytania z poprzedniego posta. Stwierdziłem jednak, że będzie to tyle tekstu, że zacznę odpowiadać wcześniej i podzielę na kilka wpisów.

Wołam pytaczy i przytaczam ich pytania, aby wygodniej się czytało.

Zapraszam do pierwszej ściany tekstu

@jarezz 
"20-25 lat temu zapytałbym jak pewien biały proszek co sobotę w domu otrzymać.

Dzisiaj zapytam czy jest jakiś domowy sposób na łamanie w krzyżu albo coś szybszego i mocniejszego niż viagra. ¯\_( ͡° ͜ʖ ͡°)_/¯"

Co do białego proszku to zakładam, że chodzi o proszek do prania - głównie to węglan sodu, trochę mydła, nadboranu sodu. I masz najprostszy proszek. A jeżeli miałeś na myśli kokainę to pytanie do botaników bardziej niż chemików
Co do medykamentów to ja chemik, nie farmaceuta, więc niestety nie pomogę

@Klapek00

"O,.spoko. No to będzie ogólnie. Czy istnieje tania i łatwo dostępna metoda na usunięcie z wody jonów chlorkowych? Mam wodę destylowaną zanieczyszczoną śladową iloscią wody morskiej ( zanieczyszczenie rzędu 180-200 ppm). Czy wymyślono już jakąś metodę chemiczną aby woda znów była destylatem czy całość do wymiany jak zawsze?"

Odwrócona osmoza. Kwestia dostępności i taniości jest subiektywna
Tutaj masz artykuł na ten temat https://www.sciencedirect.com/science/article/abs/pii/S0048969722002649
Na moje oko całość do wymiany. Taniej i szybciej.

@Spleen
" czy podczas studiów mają miejsce tendencje do eksperymentowania z produkcją narkotyków lub materiałów wybuchowych albo jakichś super silnych kwasów? Czy są jakieś pogadanki z wykładowcami aby tego nie robić itp? Wyobrażam sobie, że z takiego wydziału chemii to masa ciekawych historii musi być z czasów studenckich."

Zależy od osoby. "Eksperymentatorów" jest niewielu. Wykładowcy bardziej wspominają o problemie niż robią pogadanki. Ogólnie to widząc, na przykład, jak wygląda nitrowanie celulozy i ile to wymaga zachodu, to wystarcza, aby odpuścić sobie nitrowanie toluenu
Toluen nitruje się w obecności stężonego kwasu siarkowego przy niskiej temperaturze, nie chcesz "spalić" reakcji dlatego trzeba pilnować temperatury. Inaczej TNT nie wyjdzie.
I tak, historii ze studiów jest sporo. Ale to już przy piwie się opowiada

@Spleen
"jeszcze jedno mam, wyjdzie z tego prawie ama: czy posiadając wiedzę chemiczną, występuje jakiegoś rodzaju "zboczenie zawodowe" I sprawdza się skład różnych produktów? (Żywność, kosmetyki, środki czyszczące) I jeśli tak, to czy kiedyś znalazłeś coś w składzie, co Cię zaniepokoiło?"

Tak, mam takie zboczenie, że czytam składy. Zarówno jedzenia, jak i tzw. chemii. Pozwala mi to czasami dokonać wyboru.
Co do niepokoju... trudno powiedzieć, bardziej widząc słaby skład to odpuszczam kupno. Na przykład kiedy widzę chlorek sodu (NaCl) na początku składu żelu do ciała, to wiem że jest beznadziejny i nie warto go brać.
Lata temu, kiedy jeszcze dodawano benzoesan sodu do jedzenia, to był to dla mnie też wyznacznik, aby nie brać produktu. Obecnie jest z tym lepiej i to co najbardziej teraz mnie zniechęca do kupna to syrob glukozowo-fruktozowy.

@Papa_gregorio
"Jeśli miałbyś określić taki ramowy podział dnia (procentowo) to ile mniej więcej czasu spędzasz na przygotowanie materiału, pomiary, raporty i inne obowiązki?
I drugie, czy miałeś jakiś najbardziej wymagający materiał który koniec końców udało Ci się zanalizować? Cóż to było?"

Trudno powiedzieć. Zależy od próbki i od testów
Bywa różnie, co jest jednym z powodów dlaczego lubię tę pracę
Badanie próbki zaczynam od sprawdzenia papierów. Czy próbka i testy zostały wprowadzone do systemu zgodnie z zamówieniem klienta. Następnie określam, czy zamówienie klienta ma sens. Na podstawie doświadczenia mogę stwierdzić, że na przykład ICP dla danej próbki nie ma sensu i lepszy jest XRF. Albo stwierdzam, że test jest OK, jednak wybrana metoda wymaga zmiany. Czasami "na oko" widać, że próbka która wg klienta jest glinokrzemianem zawiera frakcje metaliczne. W takim wypadku zmieniam procedurę na bardziej zachowawczą. Kiedy skończę z papierkami i planowaniem co i w jakiej kolejności robić, przechodzę do samych testów. Dla pojedynczej próbki może to być od 5 minut do kilku godzin, zależy co klient sobie życzy. Np. sprawdzenie zawartości węgla i siarki w próbce to kilkanaście minut. Jeżeli jednak mam robić XRF, XRD i kilka innych to już trzeba liczyć z 6 godzin.

Co do drugiego pytania:
Najbardziej wymagającym badaniem jest XRD. Rzadko się zdaża, aby szybko poszło. Zazwyczaj są to mozolne godziny dopasowywania wykresów, porównywania pików oraz kombinowania z chemicznie identycznymi związkami, różniącymi się jednak strukturą krystaliczną. A jak jeszcze klient nie powie czego, mniej więcej, można się spodziewać w próbce, to zabawy jest więcej.
Bardzo upierdliwe są próbki z tlenkiem magnezu. Ma on tendencję to zakrywania innych związków obecnych w próbce. Mieliśmy też próbkę, której skład określiliśmy za pomocą XRF, jednak przez kilka dni nie udawało się dopasować wykresów. W końcu po lepszym "przyjrzeniu się" próbce i zrobieniu głebszego researchu odnośnie materiału wyszło, że można w próbce spodziewać się jeszcze związków litu. Po uwzględnieniu litu wszystkie klocki wskoczyły na swoje miejsce i wykres wyszedł pięknie. Problem w tym, że litu nie zobaczymy na XRF (z powodu metod, które stosujemy, oraz bo jest bardzo lekki - najniżej schodzimu do sodu). Było dużo zabawy i zabrało nam to wiele godzin, aby rozgryźć ten problem.

Każdy kto dotarł do tego miejsca może zadać pytanie. Odpowiem przy następnej okazji

#analitykachemika #chemia #ciekawostki
myoniwy

Skąd wziąć sulfobursztynian? To coś co dodaje się do prania.

Kahzad

@myoniwy to surfaktant. On jedynie ułatwia pranie, samodzielnie niewiele zrobi. A kupisz go w Grupie PCC (firma chemiczna) na tony

Papa_gregorio

@Kahzad Dzięki za odpowiedź!

jarezz

@Kahzad nie, nie kokainę miałem na myśli, a krajowe produkty ale to już nie leży w moich zainteresowaniach.


Ciekaw jestem tylko czy łatwo zdobyć materiały i urządzenia do produkcji amfetaminy i czy proces produkcji jest mega wymagający czy w domu można ogarnąć.


Nie pytam co, ile i jak mieszać trzeba. Stopień trudności mnie bardziej interesuje.


PS. Co do koksu, to oprócz liści to tam mega dużo chemii do rafinacji używają. Tyle, że opłacało się kartelom sieci drogerii otwierając, żeby legalnie sprowadzać aceton z Europy do Kolumbii.

Kahzad

@jarezz najtrudniej jest zdobyć materiały. Prekursory są kontrolowane. Szkło i sprzęt można kupić. Przeprowadzenie reakcji, mając insfrukcję, jest stosunkowo proste. Oczywiście nie licz na wysoką wydajność i czystość


Ad. koki

Tak, myk polega na ekstrakcji kokainy z liści. A potem na oczyszczeniu. I tu faktycznie chemia wkracza.

Zaloguj się aby komentować

8 POWODÓW. DLACZEGO POLSKA TO DOBRE MIEJSCE DO ŻYCIA?

Ostatnie wpisy podkreślały raczej negatywne zjawiska gospodarcze. Nie można przecież wiecznie narzekać, choć to nasza specyficzna cecha narodowa i jej kultywowanie jest nieodłącznym elementem życia. Dzisiaj jednak poruszymy wątki pozytywne, a naprawdę jest ich trochę. Polska wbrew pozorom to nie jest takie złe miejsce do życia, dlaczego?

1. Bezpieczeństwo

Czasy osiedlowych chuliganów doczekały się prawie swojego końca. Wyjście wieczorową porą na Łódzkie Bałuty nie oznacza straconego portfela, a sama Polska plasuje w czołówce najbezpieczniejszych państw świata. W rankingach zagrożenia terroryzmem jesteśmy prawie na samym dole stawki, a przodują tam takie kraje jak Wielka Brytania i Niemcy (GTI index 2022 r.).

Wśród Państw Unii Europejskiej pod względem zgłoszonych przestępstw, jedynie dwa kraje w Unii Europejskiej mają lepsze wyniki od nas. Średnia unijna wynosi 11 proc. populacji, natomiast w Polsce jest to 4.4 proc. (Eurostat, 2021 r.). Podobnie wygląda to w kwestii przemocy seksualnej (Statista, 2020 r.).

W Polsce na 100 tys. mieszkańców jest to ok. 8 przypadków, natomiast w takiej Szwecji już 204 przypadki. Oczywiście nadal się zdarza spotkać na ulicy wariata, ale Polska jest naprawdę bezpiecznym krajem na tle Europy.

2. (Prawie) wszędzie jest czysto

Wizyta w toalecie na niemieckiej autostradzie nie należy do najprzyjemniejszych wydarzeń w życiu człowieka. Ogólnie trzeba przyznać, że w Polsce jest czysto. Nie ma problemu z leżącymi tygodniami śmieciami na ulicy, czy zaniedbanymi żywopłotami w małych miastach powiatowych. Nasze małe miasteczka na tle swoich odpowiedników w Europie są czyste, schludne i zadbane. Może wieje trochę betonozą, ale nie mamy się czego wstydzić.

3. Powszechne płatności kartą

Ponad 65 proc. Polaków płaci bezgotówkowo (WIB, 2021 r.). Płatność kartą stała się standardem, od jakiegoś czasu na niektórych bazarach nawet da się zapłacić w ten sposób. Mamy jednak zakorzenione zamiłowanie do wolności i ponad 80 proc. Polaków nie chce, by gotówka była wycofana z obiegu (IBRiS 2023 r.). Spróbuj teraz zapłacić kartą w nieturystycznej restauracji na południu Włoch, czy gdzieś pośród niczego w Austrii. Powodzenia.

4. Powszechność aplikacji

W dużym mieście, jeżeli zamarzy Ci się czekolada o północy, to bez wychodzenia do sklepu przyjedzie Ci kurier w 20 minut z twoim zamówieniem. Nie jesteśmy skansenem świata. Naprawdę mamy rozbudowany system zamówień różnych przedmiotów przez aplikację. Nawet do lekarza można pójść z elektronicznym dowodem tożsamości i nie ma potrzeby trzymania go w portfelu.

5. Gonienie, gdy inni stoją

Polska ma nadal potencjał do rozwoju, kiedy kraje bogatego zachodu praktycznie stanęły w miejscu. W 2022 r. polskie PKB per capita wynosiło ok. 80 proc. średniej unijnej. Utrzymując dotychczasowe tempo rozwoju, za ok. 14 lat dogonimy średnią Unii Europejskiej (WEI, 2023).

6. Mniej wielopokoleniowych różnic kapitałowych

Gdybyście zwrócili uwagę na europejskie firmy, to zauważylibyście, że ich tradycje potrafią sięgać nawet setek lat. Tradycja kapitalizmu w Polsce jest bardzo krótka i owszem, jest wielu bardzo bogatych ludzi, którzy zyskali głównie podczas przemian ustrojowych. Jednakże nadal da się coś u nas robić, a rynek nie jest całkowicie zabetonowany. Choć coraz mniej jest na nim powietrza.

7. Można ściągać od innych

Przez to, że pewnego rodzaju rozwiązania znane np. z Holandii czy Stanów Zjednoczonych wchodzą do nas z opóźnieniem, to w Polsce jest wielu „ślizgaczy”. Nazywam tak osoby, które ślizgają się pomiędzy branżami i uelastyczniają się do tego, co podpatrzą gdzieś zagranicą, a u nas tego nie ma.

8. Brak bezrobocia i kultura pracy

Polska jest w czołówce krajów z najniższym bezrobociem w Unii Europejskiej. Nie pracuje ten, kto ma komornika (oficjalnie) lub mu się nie chce. Polacy mają również dosyć wysoką kulturę pracy. Jeżeli ktokolwiek miał do czynienia z Włochem lub Hiszpanem, ten wie – o czym mówię.

Młodzi w dużych miastach mogą również liczyć na elastyczne zatrudnienie, dostosowane do ich grafiku na studiach. Jeszcze 10, czy 15 lat temu nie było o to tak łatwo jak teraz.

Źródło: Cezary Bachański

#dobrewiesci
mismatched_puzzle

Mam takie wrażenie, że na Polskę narzekają najbardziej ludzie, którzy nigdzie nie byli i wiedzę czerpią z telewizji lub internetu. W filmach zachód wygląda pięknie - romantyczny Paryż, urokliwe uliczki w Barcelonie, nowoczesny Berlin, a w stanach to już w ogóle sielana i american dream... Tylko jak się tam już pojedzie, to się okazuje, że wystarczy zejść odrobinę z tych "filmowych" ulic i wcale nie jest tak pięknie. Oczywiście są miejsca zdecydowanie ładniejsze, do dziś pamiętam na przykład, jakie wrażenie zrobiły na mnie te mniejsze bawarskie miasteczka. Podobała mi się też Skandynawia, ale ta mniej miejska. Natomiast ja uważam, że im człowiek więcej podróżował i widział na żywo, tym przychylniej patrzy Polskę, bo nie jest aż tak źle, jak się zwykło mówić

To co mnie najbardziej irytuje u nas, to ilość cwaniactwa i kombinatorstwa. Chyba cecha postkomunistyczna, że trzeba kombinować, żeby się dorobić i jak ktoś wali w ciula na podatkach, nie płaci pracownikom, kombinuje, żeby faktur nie opłacać, otwiera kolejną spółkę, jedną, drugą trzecią, jakieś kombinacje alpejskie robi, których nawet nie rozumiem, to jest niby OBROTNY. Dodatkowo prawo niejako zachęca do takiego podejścia, bo jak nie zakombujesz to ci zabiorą, a przepisy są tak skomplikowane, że sprzyjają cwaniakowaniu i szukaniu kruczków i trików, szzególnie, że kary są nie tylko nie nieuchronne, ale zwykle zbyt niskie. Wydaje mi się, że głównie z tego wynikają narastające różnice społeczne, na styl wschodni - ludzie są albo bogaci, bo kombinują, albo biedni, bo nie chcą/nie potrafią kombinować. Są oczywiście wyjątki ale pracuję już 22 lata i wydaje mi się to raczej regułą. To mnie najbardziej boli.

conradowl

Fajnie, szkoda tylko, że 15 lat temu to ja właśnie byłem po pierwszym roku pracy ale dziś, gdybym był młodszy to bym nie wyjeżdżał. Zresztą siostra kiedyś jeździła to do Szkocji, to do Holandii - od trzech lat już siedzi w Warszawie. Jest lepiej, to widać po znakojomych i rodzinie.

Zaloguj się aby komentować

Dzień dobry!

Spory czas nie pisałem, jako że trudno pisać interesujące teksty dla szerszej publiczności w niszowym temacie

W związku z tym dzisiaj proponuję, abyście Wy zadali interesujące Was pytania związane z moją dziedziną (chemia analityczna, ewentualnie chemia) ja za tydzień, w kolejnym wpisie, postaram się odpowiedzieć na nie w satysfakcjonujący sposób.

Dziś tylko krótko w temacie.
Na zdjęciu widzicie naczynka do odlewania (wspomniane w poprzednim wpisie). Otóż te naczynka, mimo że platynowo-złote (95/5), z czasem "psują się". Pojawiają się na nich rysy, niedoskonałości, odkształcają się.
W związku z tym trzeba je regularnie polerować i wyciskać pod prasą, aby były równe. Dodatkowo nie mogą się różnić między sobą. Tzn. jeżeli na wszystkich 4 odlejemy określony CRM (co to wyjaśnione w jednym z poprzednich wpisów) to zakres odczytu głownych pierwiastek nie może przekraczać określonej wartości.

Ostatnio zajmowałem się właśnie tymi naczynkami. Zajęło mi to prawie 12 godzin, jednak zakres wyników na pierwszym pierwiastku to było 0,31%, a na drugim 0,17% co jest dobrym wynikiem

Pozdrawiam!

P.S. Nie zapomnijcie zadać pytania!

#analitykachemika #ciekawostki #chemia
b2acb986-cc2a-4c51-abf5-413c5b288d7e
dziki

Mmm, chemia analityczna, dzięki przedmiotowi o takiej nazwie mój kumpel nie musiał już więcej pojawiać się na politechnice wrocławskiej xD

ErwinoRommelo

jaki Byl twoj najlepszy dzien w pracy? W sensie taki ze sobie powiedziales o kurwa zajebiste zadanie, co wtedy zrobiles i o co chodzilo ( wiadomo tak nakresl sprawe zeby taki dabil jak ja z wiedza na poziomie liceum zrozumial.)

HolenderskiWafel

Dlaczego po chemii jest tak trudno o dobrą pracę? Kiedyś myślałem, że każdy inżynier bez problemu sobie coś znajdzie, ale koledzy po chemii na polibudzie narzekali, że jedyna opcja praca w Rokicie za minimalną

Zaloguj się aby komentować

Naj­pierw war­to­ścio­wa­nie we­dług atrak­cyj­no­ści ciała ucho­dzi­ło za nie­etycz­ne i nie­em­pa­tycz­ne, po­nie­waż na ciało nie mie­li­śmy wpły­wu, nie wy­bie­ra­li­śmy go, było nam dane od Boga (losu, na­tu­ry).
Potem, dzi­siaj – nie wy­pa­da tak war­to­ścio­wać, po­nie­waż choć wpływ mamy, wy­ma­ga on pie­nię­dzy, toteż ciało i sze­rzej: wy­gląd – jest po­chod­ną sta­tu­su ma­te­rial­ne­go i lu­dzie war­to­ściu­ją­cy wedle ciała nie róż­nią się od dra­pież­nych dar­wi­ni­stów eko­no­micz­nych.

Ale ceny spa­da­ją, tech­no­lo­gie ta­nie­ją, prze­ra­bia­nie ciała staje się coraz ła­twiej­sze, coraz na­tu­ral­niej­sze, po­cząw­szy od hi­gie­ny oso­bi­stej, ubio­ru; coraz cień­sza tu gra­ni­ca mię­dzy cia­łem wir­tu­al­nym i cia­łem fi­zycz­nym, i już za chwi­lę –

„Za­dbaj o sie­bie! To nie­uprzej­me – być brzyd­kim”.

Naj­głęb­szym wpły­wem por­no­gra­fii na kul­tu­rę nie są re­wo­lu­cje w savoir-​vivrze sy­pial­ni, prze­su­nię­cie gra­ni­cy in­tym­no­ści czy ba­nal­ność pięk­na z „Play­boya”, lecz pho­to­shop wbu­do­wa­ny już na stałe w nasze oczy.

Źródło: Jacek Dukaj "Po Piśmie", fragment rozdziału "Trzecia Wojna Światowa Ciała z Umysłem"

#roznoscidziwnosci #cytaty #ksiazki #filozofia
Dalmierz_Ploza

Już pół biedy jak ktoś jest w jakiś sposób nieforemny, nieproporcjonalny - to bardzo trudno zmienić. Ale by się uczesać, ogolić, umyć, ubrać czy ogarnąć trochę twarz u kosmetyczki - to już nie są duże pieniądze do zainwestowania a poprawiają mocno nasz obraz u innych.

moll

@Dalmierz_Ploza tylko gdzie jest granica między można a trzeba?

DiscoKhan

@Dalmierz_Ploza ubrać ale jak? Wedle powszechnego wzoru, od linijki?


Dla mnie na przykład sporą część współczesnej garderoby wygląda zwyczajnie źle, nawet za garniturami nie przepadam, przed ustandaryzowanymi garniturami ubiory oficjalne znacznie lepiej się prezentowały w naszym regionie.


No i jest dosyć solidny zgrzyt jak ktoś się "postara" a w cudzych oczach wygląda gorzej aniżeli ktoś kto włożył zero wysiłku w swój ubiór.


Gdzie znowu, dochodzi do absurdów gdzie w ubiorze codziennym ludzie przekładają - względną jak już pisałem - estetykę nad funkcjonalność. Brak kieszeni w ubiorze itd. to jest tak powszechny powód do narzekań, że to głowa mała. Ale jak się wspomni komuś żeby na codzien nosił bojówki to wielu wręcz czuje się obrażonym.


Gdzie znowu ja na co dzień wyglądam byle jak ale jak szykuje się do wyjścia to kobiety częściej mój ubiór komplementują.


To co się obecnie dzieje z modą powszechną to jest naprawdę kolejny absurd.


Twarz iść do kosmetyczki ogarniać, nie masz nic lepszego do roboty? xD


Jednocześnie jak chodziłem z rozbitym czołem to się zainteresowanie płci przeciwnej miałem największe ze szramą na czole... Ty to byś to jeszcze próbował ukrywać i pudrować zamiast po prostu mieć rozbite czoło i tyle.

Zaloguj się aby komentować

Następna