I znów o Polakach historycznie.

Czesław Miłosz do Jerzego Giedroycia, 15 stycznia 1981:

Drogi Jerzy,

Wróciłem z Ann Arbor, gdzie jeszcze raz byłem świątkiem narodowym i pół Detroit zleciało się na moje występy.

Dowiedziałem się też, że na wieść o nagrodzie Nobla dla Polaka pół fabryki Forda szalało z radości, dlatego że jak ktoś jest Polack, to ma w Ameryce ciężkie życie w porównaniu z Anglosasem, a jeżeli Polak dostał nagrodę Nobla, to znaczy, że musiał dwa razy być lepszy od Anglosasów. Od Ann Arbor nie mogłem się uchylić, bo obiecałem przyjechać jeszcze na wiosnę, ale teraz koniec występów i podróży, mam nadzieję wrócić wreszcie do normalnego życia.

A piszę do Ciebie w sprawie bardzo poważnej. Dostając setki listów z Polski, obcując z Polakami w Paryżu czy w Ann Arbor, czuję, że włosy zaczynają mi stawać na głowie. Listy z Polski, szczególnie te od młodzieży (m.in. prośba o pozwolenie nazwania drużyny harcerskiej imieniem Czesława Miłosza – stąd wniosek, że wkrótce będą drużyny harcerskie im. Witolda Gombrowicza), świadczą o wielkiej i zasadniczej przemianie, jaka się w Polsce odbywa, a która polega na tym, że Polska staje się tym, czym w swojej esencji zawsze była, to jest jednym wielkim organizmem narodowym, w którym Naród jest na ołtarzu, z Matką Boską jako bóstwem pomocniczym w służbie Narodu. Tak to ono i wyszło, na triumf Dmowskiego. Nb. z „Nowego Dziennika” w New Yorku wyszła Ewa Czarnecka, co miało ten natychmiastowy skutek, że dali wielki artykuł gloryfikujący Dmowskiego, pewnie nie dlatego, żeby mieli „przekonania”, ale dlatego, że to jest w powietrzu. Oczywiście dostaję mnóstwo listów, z których przeziera przekonanie o odwiecznej polskości Wilna, a i pomnik w Gdańsku, ten z moimi tekstami, jest interpretowany niedwuznacznie jako aluzja do trzech krzyży w Wilnie, że niby „miasto Gdańsk niegdyś nasze, znowu będzie nasze” raz się sprawdziło, to i sprawdzi się odwiecznie polskie Wilno.

Naprawdę nie nadaję się do roli promotora polskiego nacjonalizmu, a na to się kroi, tym co piszą do mnie listy i zbierają moje autografy do głowy nie przychodzi, że ktoś może być czymś innym niż Polak-katolik. Ten nieszczęsny naród, doszczętnie i podwójnie upupiony przez nacjonalistyczno-komunistyczną szkołę w stylu Moczara i przez opór wobec tej szkoły w domu i w kościele, ale też nacjonalistyczny, jest już jak pan Jourdain, który nie wiedział, że mówi prozą, czyli że jest we władzy dzikiego nacjonalizmu i mesjanizmu. Rozmawiałem o tym z Anitą Wasilewską i jest ona jedną z nielicznych osób, z którymi mogę się porozumieć, bo nawet nastroje w czasie wizyty papieża w Polsce nastrajały ją (rzadkość) sceptycznie.

Zastanawiam się, co mam zrobić. Niewątpliwie musimy być w kontakcie i wymieniać zdania na ten temat, jeżeli to, co Ty reprezentujesz i co przez wiele lat reprezentowała „Kultura”, tę inną Polskę, nie ma być zaprzepaszczone. Bo przecie Naród z wielkiej litery pochłonie i przyswoi wszystko, ceniąc „Kulturę” za obronę wartości narodowych, ale nie wspominając ani słowem o jej prawdziwym stanowisku, kochając Miłosza jako wieszcza i przybierając go, co ciągle się odbywa, w biało-czerwone szarfy etc. Okazuje się, że kiedy Michnik mnie potwornie zwymyślał za mój artykuł o Kisielewskim, tj. Stalińskim, pt. Duże cienie, gdzie prorokowałem to, co się teraz odbywa, nie on miał rację.

Zaiste, czym był ten nurt drugi – PPS-u, Piłsudskiego, Żeromskiego, demokracji, lewicy? Tyle jego było, ile było inteligencji pochodzenia żydowskiego. Kto wybrał Narutowicza? Czy kampania przeciw niemu ze strony endeków nie miała podstaw? Miała, bo „obcy” na niego głosowali. Trzeba na zimno zdać sobie sprawę z sytuacji i nie upajać się cudowną „jednością narodową”, ale wywalić kawę na ławę, póki jeszcze nie za późno. Oczywiście to nie pomoże, ale przynajmniej stanowisko będzie jasne.

Powiedz mi, co mam robić. Dawanie powodu do nieporozumień jest dla mnie wstrętne. Nie jestem za żadną religią narodową, błogosławioną przez Wyszyńskiego czy nawet papieża. Zostałem zaproszony do KUL na odebranie doktoratu honorowego, co mnie przywłaszczy i pokaże jako zwierzę oswojone przez ideologię narodową bez reszty, zostałem też zaproszony do Rzymu na inaugurację Instytutu Polskiego w obecności papieża, co stwarza taką sytuację, że nie mogę przecie ogłosić odczytu wyśmiewającego cały spadek Dmowskiego, którego duch unosi się nad tymi wodami.

Obawiam się, że jeżeli chodzi o katolicyzm polski, byłem zbyt optymistyczny, dlatego że obcowałem z Sadzikiem, który pod każdym względem był wyjątkiem. Moje zainteresowania religijne nie są płytkie, nie były i nie są wynikiem jakiejś koniunktury, ale też idą na razriez z całą polską narodową egzaltacją.

Notabene nie rozumiem tego bzika w Polsce z powodu nagrody Nobla. Jakieś bezmiary frustracji z tego wyłażą. I nagle sobie uświadomiłem, że o poezji polskiej ostatnich dekad można sensownie byłoby napisać, tylko traktując ją jako sofistykowany szyfr dla bardzo polskich treści politycznych, tj. pretensji do Zachodu za to, że zdradził, i olbrzymiej self-pity, czyli litowania się nad sobą – do tego sprowadza się poezja Różewicza i Herberta.

Mnie się wydaje, że nastał dla „Kultury”, i dla mnie też, czas zwrotny, w tym sensie, że tak dalej nie można: nie można stwarzać złudzenia, że „cały Naród” itd., podczas kiedy jasno i ostro sprecyzowane stanowiska są zdrowiej wszelkiej prawdziwej demokracji.

Ściskam Cię

Czesław
Źródło: Listy Literackie

#roznoscidziwnosci #historia #mypolacy
kermelanik

@Kahzad ależ on nie lubił Herberta.

zgrzyt

@kermelanik może przez zazdrość?

Zaloguj się aby komentować