Dzieńdobrywieczór się z Państwem,
O mały włos zapomniałbym o opowiadaniu. Ale na szczęście nie zapomniałem. To znaczy ściśle mówiąc, to zapomniałem, ale zostało mi przypomniane. W każdym razie jest. Teraz mogę mieć jedynie nadzieję, że czytając będziecie mieli Państwo przynajmniej tyle frajdy ile ja miałem przy pisaniu.
Uprzedzając pytania: tak - Doris jest postacią autentyczną (tą z załączonego dla atencji zdjęcia), nie - nie potrafi gadać. Ale szaleć w środku nocy i drzeć się w niebogłosy już zdecydowanie tak. Wszelkie podobieństwa i zachowania są całkowicie nieprzypadkowe.
Zatem - nie przedłużając - zapraszam Państwa do lektury opowiadania powstałego na potrzeby zabawy #naopowiesci w kawiarni #zafirewallem .
------------------
Koci Punkt Widzenia, czyli tuńczyk, polityka i programowanie rozproszone
— Doris, wróciłem! - krzyknął Ryszard w głąb mieszkania zamykając drzwi wejściowe za sobą.
— Dobra, zaraz przyjdę - dało się słyszeć zaspany głos z głębi mieszkania, gdzieś z okolicy sypialni.
Pomimo, że był piątek - a w piątki Ryszard zazwyczaj kończył pracę wcześniej - tego dnia dotarł do domu dość późno. Wieszając lekko przemoczoną kurtkę na wieszaku, usłyszał znajome ziewnięcie, które zawsze towarzyszyło przeciąganiu i rozciąganiu się świeżo rozbudzonej Doris. Poszedł do kuchni i wstawił czajnik z wodą żeby zaparzyć sobie herbatę.
— Jesteś głodna? Nałożyć ci coś? — krzyknął do Doris lustrując przy okazji zawartość lodówki.
— Jest wieczór. Oczywiście, że jestem głodna. I nie musisz się tak drzeć.
Ryszard aż podskoczył słysząc głos bezpośrednio za plecami i obejrzał się przez ramię obrzucając Doris karcącym wzrokiem.
— Chryste, mówiłem ci tyle razy, żebyś się tak nie zakradała. Zawału kiedyś dostanę.
— Ja się nie zakradam. Ja po prostu tak się poruszam. Jak mam inaczej chodzić? - odparła ze znudzeniem — F komsu jessem kotem — dodała niewyraźnie, wylizując sobie prawą łapę — A koty poruszają się cicho.
— Akurat! Nagram to i odtworzę ci o 4 nad ranem, jak przegalopujesz przez mieszkanie i moje łóżko niczym stado dzików.
— O! kochany - od zoomies to ty się odczep. Dobrze wiesz, że tego nie da się kontrolować.
— Hektor u sąsiadki jakoś kontroluje - rzucił złośliwie Ryszard
— Czy ty widziałeś tego spaślaka?! On nawet nie jest w stanie wylizać sobie jajek pod ogonem. Albo raczej tego co po nich zostało. A co dopiero przebiec parę metrów.
Mówiąc to, zeskoczyła ze stołu, na krawędzi którego przeprowadzała przed chwilą powierzchowną toaletę i usiadła zgrabnie przy miskach, wyglądając jak koci egipski posążek.
— No dobrze, niech ci będzie. Kurczak czy tuńczyk? - zapytał Ryszard trzymając dwie puszki w ręku.
— Tuńczyk. Tylko podgrzej trochę. Nie lubię takiego z lodówki. Powinien mieć temperaturę świeżej myszki. A tak w ogóle to gdzie byłeś do tej pory, hę?
— Zasiedziałem się w biurze bo próbowałem rozwiązać problem synchronizacji procesów w serwerach - wiesz, to o czym ci wczoraj opowiadałem. A później skorzystałem z zaproszenia na obiad od Anki.
— Tej z pracy?! Tej co ma tę szylkretową kotkę Plamkę?! Chcesz mi powiedzieć, że kładłeś łapy na obcym futrze?! - syknęła Doris, a oczy zmieniły się w szparki i złowieszczo zabłysły.
— Byłem u Anki. Nie u Plamki. — próbował bronić się Ryszard
— Jasne! Ale ta mała małpa siedziała ci na kolanach!? Nie kłam! Widzę jej kłaki na twoich spodniach!
— Owszem, Plamka jest bardzo towarzyska…
— Masz w domu Rexa Kornwalijskiego, a łazisz głaskać jakiegoś parchatego dachowca?! - warczała coraz bardziej nakręcona Doris
— Hej! To było rasistowskie! - oburzył się Ryszard
Na szczęście sprzeczkę przerwało piknięcie mikrofalówki i letnia kocia karma z tuńczykiem znalazła się, z charakterystycznym mlaśnięciem, w misce. Na ten dźwięk Doris, zupełnie jak gdyby nic się przed chwilą nie stało, zaczęła kręcić ósemki między nogami Ryszarda, zaczepiając go ogonem i głośno przy tym mrucząc. Postawił miskę na podłodze, zalał sobie herbatę i usiadł na kanapie przyglądając się jak kocica pałaszuje zawartość miski z takim zapałem, że kawałki jedzenia fruwały dookoła lądując jej nawet między uszami.
— Jesz jak prosię… - skwitował.
— Kwjaaaa?! - oburzyła się Doris z pełnym pyszczkiem, przez co pytanie zabrzmiało bardziej jak kwiknięcie, dopełniając całości obrazu.
Ryszard uśmiechnął się pod nosem, zostawił kocicę w spokoju i włączył kanał informacyjny, żeby nadrobić zaległości z całego dnia. Akurat pokazywali relację ze sprzeczki prezydenta Zełeńskiego z Trumpem i J.D. Vansem w Gabinecie Owalnym. Zaproszeni do studia komentatorzy i eksperci w równie nerwowy co panowie prezydenci sposób, prowadzili ożywioną dyskusję, przekrzykując się i próbując przewidzieć co z tej awantury wyniknie dla szeroko pojętej geopolityki.
— A ci dwaj co znowu nawywijali?
Ryszard po raz kolejny wzdrygnął się zaskoczony głosem tuż przy jego uchu. Spojrzał groźnie na siedzącą na oparciu kanapy i wyraźnie zadowoloną z efektu zaskoczenia kocicę.
— Jeszcze nie wiem, dopiero włączyłem informacje, ale najwyraźniej nie bardzo mogą się dogadać.
— A to wszystko przez to, że nie ma tam kota - oceniła Doris - Koty łagodzą obyczaje. Tyko obecność kotów gwarantuje, że ludzie są spokojni, racjonalni i zachowują odpowiedni dystans do siebie i świata.
— A to ciekawe, masz na to jakieś dowody, czy tak na poczekaniu sobie wymyśliłaś? No i weź odwróć się jak wylizujesz się tym tuńczykiem. Nieludzko śmierdzi ci z pyska.
Na ten komentarz kocica przerwała w połowie wylizywanie futra na brzuchu i spojrzała na niego z groźnie położonymi uszami. Jednak złowrogi w zamyśle wygląd pyska, zniweczył całkowicie, komicznie wysunięty do połowy język. Ryszard parsknął śmiechem, wziął kocicę na ręce i - ewidentnie niezadowoloną - posadził sobie na kolanach.
— No to jak to jest z tą mądrością i łagodzeniem obyczajów, co? - zapytał wracając do tematu rozmowy.
— No weźmy takiego Piechocińskiego i jego Miauczura - zaczęła Doris, wydeptując czwarte już kółko na kolanach Ryszarda w poszukiwaniu właściwej miejscówki - łażą sobie na grzyby, robią selfiaki, wrzucają ciekawostki do internetu. Świat dookoła płonie, a oni heheszkują - zero spiny. O, albo taki Larry…
— Jaki Larry, nie kojarzę żadnego Larrego.
— No ten co jest Głównym Myszołapem w służbie Sekretariatu Gabinetu na Downing Street w Londynie. Ci to dopiero mają dystans do siebie. Nie ma to jak brytyjski humor, nie? Widziałeś kiedyś zdenerwowanego brytola? Pijanego - owszem. Głośnego też. Ale zdenerwowanego…?
— A Brexit? To chyba nie była zbyt rozsądna decyzja? A podjęta za “kadencji” Larrego, nie?
— Ryszard, nie udawaj głupiego. Przecież tak jak ja, dobrze wiesz, że dzięki staraniom Larrego zarówno David Cameron jak i Theresa May byli przeciwni Brexitowi. Jedyne czego ten napuszony angielski sierściuch nie dopilnował to tego porąbanego pomysłu z referendum. No ale może akurat był zajęty obowiązkami i łapał myszy. W każdym razie to na pewno nie jego wina.
— A Fiona? - drążył Ryszard
— Jarkowa Fiona, ta histeryczka?! - Doris aż przysiadła z wrażenia i przestała ugniatać ciasteczka na miękkim brzuchu Ryszarda - To akurat wyjątek. Ona faktycznie jest zdrowo rąbnięta. Myślę, że to schronisko ją tak załatwiło zanim ją stamtąd zabrał. Kto wie co tam się mogło dziać. A do tego przeraźliwie linieje. Powinna bardziej o siebie zadbać. Zwłaszcza o tę przetłuszczoną sierść na ogonie i rozdwojone końcówki. Biedna kocica. Ale trafił swój na swego… A… A pamiętasz Socks’a?
— Tego kota Clintonów? Pamiętam, co z nim? - zaciekawił się Ryszard
— No właśnie, przypomnij sobie jak wyglądała polityka Clintona jak Socks mieszkał w Białym Domu. Reformy gospodarcze, reformy edukacji, a żeby daleko nie szukać to przecież za jego prezydentury przyjęto nas do struktur NATO dzięki czemu teraz możemy spać w miarę spokojnie. - wyliczała Doris - Chyba nie myślisz, że ten stary erotoman sam to wszystko wymyślał?
— No właśnie, nie dało się uniknąć tych seksafer? Przecież to się później ciągnęło za nim latami - dopytywał Ryszard
— Nooo, akurat z faktem, że Bill miał problem z utrzymaniem ptaszka w spodniach to Socks niewiele mógł zrobić. A do tego ta cała Linda z jej nagraniami jak Socks z Billem instruują Lewinsky co ma mówić. Kto mógł podejrzewać… W każdym razie, jak widzisz, za każdym człowiekiem sukcesu stoi kot. Albo kocica.
— Mój boże… - zamyślił się Ryszard
— Boga w to nie mieszaj. Już ci kiedyś tłumaczyłam, że ONA, na swoje podobieństwo stworzyła koty, a was - ludzi - z końcówki ogona, żeby miał nas kto karmić. Nie wracajmy do tego.
— Jasne, jasne - pojednawczo mruknął Ryszard drapiąc Doris za uchem - ale może chodźmy już spać bo późno się zrobiło.
Doris, jak gdyby tylko czekając na to zaproszenie, zeskoczyła z wdziękiem z kolan Ryszarda i potruchtała w kierunku sypialni. Przystanęła na chwilę w progu i obejrzawszy się żeby sprawdzić czy za nią idzie, rzuciła od niechcenia:
— Jak się wyśpisz, to ci jutro pokażę jak ogarnąć tę synchronizację procesów w serwerze. Na wielką kuwetę - ileż można się męczyć z taką pierdołą…
1234 słowa. Wliczając tytuł.