Zdjęcie w tle
cyberpunkowy_neuromantyk

cyberpunkowy_neuromantyk

Autorytet
  • 295wpisy
  • 1228komentarzy

Piszę o rzeczach związanych z cyberpunkiem na blogu: https://cyberpunkowyneuromantyk.blogspot.com/

752 + 1 = 753


Tytuł: Invincible 7

Autor: Robert Kirkman, Cliff Rathburn, Ryan Ottley

Tłumaczka: Agata Cieślak

Kategoria: komiks

Wydawnictwo: Egmont Polska

Format: książka papierowa

ISBN: 9788328198517

Ocena: 6/10


Ten tom podobał mi się najmniej z dotychczasowych przeczytanych.


Przede wszystkim: wreszcie dochodzi do wyczekiwanej wojny z Viltrum. Problem w tym, że w moim mniemaniu została przedstawiona bardzo chaotycznie i zbyt szybko się zakończyła - nie obraziłbym się, gdyby ten wątek, po tak długich zapowiedziach, został rozciągnięty na cały tom.


Kolejnym problemem jest to, że Niezwyciężony rzeczywiście jest niezwyciężony. Wiem, jak to brzmi, jednakże parasol ochronny obejmuje także pozostałych ważnych dla fabuły bohaterów, co całkowicie zmienia wydźwięk Bardzo Poważnej Wojny i uświadomienie sobie przez Marka, że nie wszyscy mogą z niej wrócić. Niby ktoś tam ginie, ale nie do końca, ponieważ można go uratować. Trudno się przejmować losem bohaterów.


Chociaż nie ukrywam, że w pewnym momencie wyrwało mi się z ust ciche „o k⁎⁎wa” po zobaczeniu, co się wydarzyło na kolejnej stronie komiksu.


Z zeszytu na zeszyt historia staje się coraz bardziej krwawa i brutalna, jak gdyby Kirkman po początkowych „bezpiecznych” zeszytach wyrobił sobie na tyle mocną pozycję, że pozwolono mu przedstawiać fabułę po swojemu. Nie każdemu może się spodobać taka zmiana klimatu, co jak najbardziej rozumiem, jednakże sam nie mam nic przeciwko widokowi wypadających flaków i oderwanych rąk. Mimo że niespecjalnie przepadam za gore, tak tutaj świetnie to pasuje. W końcu mamy do czynienia z rasą bezwzględnych kosmitów.


Bardzo spodobało mi się otwarte zakończenie wątku Viltrumitów i mam nadzieję, że w kolejnych tomach autor wrócił do niego, żeby pokazać, co z tego wszystkiego mogło wyniknąć.


Co mi się nie do końca spodobało, to dalsze perypetie Marka już po powrocie na Ziemi. Ponownie pojawiają się wątpliwości, czy rzeczywiście słusznie postępuje, próbując ratować ludzi przed zagrożeniem, jednocześnie narażając ich na to zagrożenie. Wystarczy przypomnieć sobie walkę Marka z jego ojcem albo chociażby z poprzedniego tomu z Conquestem, kiedy spora część miasta uległa zniszczeniu. To ogółem ciekawy wątek, z którym do tej pory nie spotkałem się w innych superbohaterskich dziełach (z drugiej strony nie jestem też znawcą podobnych tekstów), że główny bohater w ogóle zastanawia się, czy rzeczywiście jest bohaterem.


Kolejne takie wątpliwości trochę mnie zmęczyły, ponieważ do tej pory Invincible nic z nimi nie robił, oprócz narzekania właśnie - spodziewałem się, że teraz będzie identycznie. Tym większe było moje zdziwienie, gdy tom zakończył się niespodziewanym zwrotem akcji.


Mimo że wciąż śledzę historię z dużym zaangażowaniem, tak tom według mnie jest wyraźnie słabszy od poprzednich. JEDNAKŻE nie mogę się doczekać kolejnych sezonów ekranizacji, ponieważ jestem bardzo ciekawy, jak zostanie zrealizowana wojna z Viltrum.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #hejtoczyta #komiksy #fantastyka

588f0a85-ad7e-49b0-ae6b-179f67036fd8
koszotorobur

@cyberpunkowy_neuromantyk - ostatnie odcinki serial też już męczyły - więc po materiale źródłowym wiedzę, że już nie będzie lepiej

Zaloguj się aby komentować

Nowa Fantastyka 05/2025


„W sprzedaży pojawiła się majowa "Nowa Fantastyka", której okładkę zdobi przepiękna grafika z najnowszej powieści Thomasa Olde Heuvelta pt. "Wyrocznia".


W numerze znajdziecie wiele smakowitych kąsków. Na pierwszy ogień idzie artykuł Michała Szymańskiego, w którym autor w oparciu o przeprowadzoną przez siebie ankietę stara się przedstawić portret polskiego fandomu fantastycznego. Lektura na pewno daje do myślenia. W tym miesiącu obchodzimy też na naszych łamach 70. rocznicę powieściowego debiutu Philipa K. Dicka - "Słonecznej loterii". Oprócz klasyki SF mamy również wywiad z przedstawicielką nowego pokolenia twórców, Soyoung Park, której dylogia "Snowglobe" szturmuje listy bestsellerów. W kolejnym odcinku "Fantastyki z lamusa" przeczytacie o filmie "6 godzin życia" z 1932 roku, a fanów uniwersum DC czeka artykuł o nowym animowanym serialu "Koszmarne Komando", stanowiącym kolejny krok wprowadzający widzów w czasy panowania Jamesa Gunna w DCU.


W dziale opowiadań czeka na Was aż dziewięć tekstów - cztery polskie i pięć zagranicznych - a wśród autorów m.im. Łukasz Kucharczyk, Wołodymyr Kuzniecow i Michela Lazzaroni. A do tego drugie komiksowe spotkanie z Ćmą, felietony, recenzje i inne stałe fragmenty gry.


"Nową Fantastykę" możecie kupić w szanujących się kioskach i empikach, a także w księgarni stacjonarnej wydawnictwa Prószyński i S-ka przy ul. Rzymowskiego 28 w Warszawie. Niezmiennie najbardziej korzystną opcją kupna jest roczna prenumerata, którą możecie znaleźć w Gildii - towarzyszy jej tradycyjnie promocja z prezentem książkowym - tym razem do wyboru efektowne wydanie "Miasteczko Salem" lub popularnonaukowa "Moralna AI".


NF jest też dostępna w Nexto oraz Legimi - w formatach czytnikowych epub i mobi oraz w pdf.


Prenumeratę "Nowej Fantastyki" znajdziecie pod tym adresem internetowym:

https://www.gildia.pl/nf


E-wydanie, które również możecie zaprenumerować, na platformie Nexto:

https://www.nexto.pl/e-prasa/nowa_fantastyka_p1204368.xml


NF w Legimi:

https://www.legimi.pl/katalog/?searchphrase=nowa%20fantastyka&sort=score


Bądźcie z nami!”


#ksiazki #czytajzhejto #fantasy #sciencefiction #fantastyka #hejtoczyta

35e36363-ab80-48bb-aa41-59c93d7d8c32

Zaloguj się aby komentować

Z racji tego, że dzisiaj jest Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich, chciałbym przypomnieć swój dość leciwy już, ale zadowalający mnie (chociaż mam w planach odrestaurowanie go) tekst o tym, czy e-booki to czytelnicza przyszłość.


Można go przeczytać także na blogasku:


https://cyberpunkowyneuromantyk.blogspot.com/2021/01/cyberpunkowe-przemyslenia-czy-e-booki.html


Chciałem raz pożyczyć „kilka” książek od mojej znajomej. Skończyło się na tym, że w torbie podróżnej znalazło się ponad trzydzieści różnych pozycji (niech żyje brak zdecydowania!). Dodajcie do tego ciuchy na cały tydzień i wyjdzie Wam całkiem niezły ciężar do dźwigania. Sam chciałem. Tamta sytuacja dała mi dużo do myślenia. Zainteresowałem się czytnikami e-booków. Wizja posiadania wszystkich książek w jednym małym urządzeniu była bardzo kusząca. Tak bardzo, że w końcu kupiłem mój pierwszy czytnik. Służył mi dzielnie przez kilka lat, a gdy sprawiłem sobie nowy, równie dzielnie służył mojej cioci.

Książki to były kryształki z utrwaloną treścią. Czytać można je było przy pomocy optonu. Był nawet podobny do książki, ale o jednej, jedynej stronicy między okładkami. Za dotknięciem pojawiały się na niej kolejne karty tekstu. Ale optonów mało używano, jak mi powiedział robot-sprzedawca. Publiczność wolała lektany – czytały głośno, można je było nastawiać na dowolny rodzaj głosu, tempo i modulację.


Tak pan Stanisław Lem, w swoim „Powrocie z gwiazd” z 1961 roku, pisał o e-bookach (i audiobookach), chociaż nazwał je inaczej. Na swój sposób przewidział przyszłość.


Ale czy e-booki rzeczywiście zastąpią papierowe książki?


Przed wynalezieniem druku przez Gutenberga, książki były przepisywane ręcznie. Cały proces był czasochłonny i trudny; spróbujcie przepisać całą powieść bez ani jednej pomyłki. Czasem też kopiści zmieniali treść, bo wydawała im się nieodpowiednia. Trudno się dziwić, że tak wiele osób nie potrafiło wtedy czytać oraz że książki były drogie.


Wszystko zmieniło się w roku 1450. Nareszcie można było w łatwy i szybki sposób zrobić nie jedną, ale wiele kopii. Miało to ogromny wpływ chociażby na edukację, ale nie o skutkach wynalezienia druku chcę pisać. No, nie do końca. Mnisi stracili pracę, ponieważ coraz mniej osób zlecało im przepisanie książki. Czy to dobrze, czy nie, nie mnie oceniać.


Do czego jednak zmierzam?


Skoro wynalezienie druku sprawiło, że ręczne, mozolne i arcytrudne przepisywanie książek przeszło do historii, to dlaczego e-booki nie zrobiły tego samego? Z technicznego punktu widzenia powinny mieć tak wielki wpływ, jak druk - przecież przez brak fizycznej kopii zdecydowanie ułatwiają ich kopiowanie. Wystarczy na komputerze użyć odpowiedniego skrótu, by mieć drugiego e-booka. Dlaczego ludzie wciąż wolą czytać wydania papierowe? Wydaje mi się, że znam odpowiedź. Albo nawet kilka. Oczywiście wszystkie dotyczą sytuacji w Polsce.


1. Ludzie to tradycjonaliści, którzy nie lubią korzystać z nowych technologii. Oczywiście nie mam zamiaru uogólniać, ale tak szczerze, to ile starszych osób korzysta chociażby ze smartfonów czy komputerów? Wiem, że pod tym względem jest coraz lepiej, coraz więcej ludzi się do tego przekonuje, ale myślę, że jednak więcej osób jest na „nie”. Bo nowe, bo „komputer”, bo coś tam.


2. Aspekt technologiczny. Gdy zdecydowałem się na kupno czytnika, szukałem w Internecie informacji o różnych modelach. I tu pojawia się problem: który wybrać. Czy postawić na dość znany Kindle od Amazona, polski inkBook czy może mało znany francuski Cybook od firmy Booken? Czy wziąć z systemem pracującym na Androidzie, czy na jakimś innym? Duży czy mały? Jak długo wytrzymuje bateria? Czym się różnią formaty epub, mobi oraz PDF? Jest wiele rzeczy, które początkujący musi sprawdzić, żeby potem nie żałować swojej decyzji. A co z papierową książką? Wystarczy wejść do biblioteki/księgarni i wypożyczyć/kupić. W innych sklepach będzie się najwyżej różnić ceną (pomijam kwestię różnych wydań i twardej/miękkiej oprawy).


3. Następny aspekt technologiczny. Kiedyś czytałem, że raptem jedna trzecia osób czytających e-booki korzysta z czytników. Reszta używa tabletów, smartfonów i komputerów. Skoro się da, to dlaczego inwestować w dodatkowe urządzenie? Chociażby dlatego, że od czytania na ekranie tabletu bolą oczy, podobnie jest z monitorem komputera czy smartfona. Ludzie myślą też tak o czytnikach, co akurat jest błędne, zważywszy na technologię w nich wykorzystywaną. Ale nie da się tego wytłumaczyć każdemu.


4. Aspekt kolekcjonerski. Kiedy wchodzę do czyjegoś mieszkania, od razu widzę, czy właściciele czytają książki. Wystarczy poszukać jakichś regałów czy półek. Przy okazji równie łatwo określić wielkość zbioru. Krótko mówiąc, można się chwalić. W przypadku e-booków, no cóż, nie da się ich postawić na półkach, chyba że na tych wirtualnych. Odpowiednikiem pokoju przerobionego na dobrze zaopatrzoną, domową biblioteczkę, jest jedno urządzenie, często mieszczące się w kieszeni spodni. Czymś takim ciężko się pochwalić.


5. Opinia przeczytana w Internecie. E-book to nie prawdziwa książka. Jeśli komuś jest lepiej z taką myślą, to jego wola, nie ma co na siłę nikogo przekonywać. Po prostu zauważyłem tendencję do częstych kłótni na linii: zwolennicy książek elektronicznych i tych papierowych. Najczęściej, co mnie dziwi,j wywołują je ci drudzy, jakby przeszkadzało im, że ktoś woli korzystać z czytników.


Ogółem odnoszę wrażenie, jakoby ludzie czytający książki czuli się lepsi od innych, bardziej inteligentni et cetera, o czym można przekonać się na dowolnej facebookowej grupie skupiającej zwolenników czytania.


6. Aspekt dostępności. Papierową książkę teoretycznie łatwiej pożyczyć. Po prostu idziemy, bierzemy z półki i tyle, bez kombinowania z włączaniem komputera, noszenia kabla czy włączania Internetu. Papierową książkę teoretycznie łatwiej też przeczytać. Bierzemy i czytamy, nie martwiąc się, czy wystarczy nam baterii, czy będzie działać na naszym urządzeniu. Jedynie światło, a raczej jego brak, może być problemem. Piszę „teoretycznie”, bo wszystko zależy od osobistych preferencji.


7. Aspekt cenowy. Teoretycznie e-booki powinny być dużo tańsze od papierowych wersji. W końcu odpadają koszty druku, magazynowania et cetera. Często zdarza się jednak tak, że ceny utrzymują się na tym samym poziomie albo na korzyść papieru. Dlaczego tak jest? Oczywiście żeby zachęcić do kupowania tradycyjnych książek. Jedna osoba, która wydała własną powieść powiedziała, że w momencie pojawienia się e-booka straciła dochody z papieru. Elektroniczną książkę można w bardzo łatwy sposób „spiracić” i upowszechnić całkowicie za darmo, a jestem pewien, że wydawnictwa zdają sobie sprawę z tego ryzyka.


Nawet niedawna obniżka podatku VAT na e-booki nie sprawiła, że ceny drastycznie spadły. Wydawnictwa, księgarnie i pośrednicy mają po prostu więcej do podziału.


Myślę, że wymieniłem wszystkie najważniejsze powody, dla których na razie wygrywają tradycyjne papierowe książki. Uważam, że w najbliższych kilkunastu latach sytuacja się nie zmieni, ale jestem przekonany, że e-booki stanowią czytelniczą przyszłość, o ile następne pokolenia w ogóle będą chciały czytać. ; )


Argumenty?

Proszę bardzo.


Po pierwsze: czytniki naprawdę potrafią ułatwić czytanie. Między innymi oferują możliwość zmiany czcionki na bardziej czytelną i przede wszystkim większą, czego nie spotkamy w przypadku papierowych wersji. Macie problemy z czytaniem drobnych literek albo męczy się Wam wzrok? Czytnik jest dla Was.


Czcionka to jedno, rozmiar książki — drugie. Czekacie w kolejce w sklepie? Stoicie w ścisku w tramwaju czy autobusie i chcielibyście poczytać? Żaden problem. Czytnik można śmiało trzymać w jednej ręce, by w razie potrzeby bez problemu schować do kieszeni lub go z niej wyciągnąć. W przypadku papierowych wydań nie zawsze jest to takie łatwe. Niektóre, jak „To” Kinga czy „Księga wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa” to ciężkie i obszerne knigi. Owszem, istnieją wydania kieszonkowe, ale wtedy w parze z małym rozmiarem idzie mała czcionka.


Jedziecie pociągiem, jest noc, chcielibyście poczytać, ale nie chcecie włączać światła, by nie obudzić pozostałych pasażerów w przedziale? Sporo czytników oferuje opcję podświetlania ekranu, co rozwiąże Wasz problem.


Po drugie: wspomniana przeze mnie możliwość trzymania całej biblioteki w jednym małym urządzeniu, co idealnie sprawdza się podczas częstych podróży lub dłuższego urlopu, na który chcielibyście zabrać kilka bądź kilkanaście pozycji. Nie dość, że nie zabiera dużo miejsca (wspomniana kieszeń spodni), to jeszcze macie dostęp do ilu tylko chcecie książek. Skończy się zapas? Wystarczy dostęp do Internetu i można zakupić kolejne powieści, które dostaniecie praktycznie od razu.


Przydatne też dla osób, które cenią sobie minimalizm lub nie chcą marnować miejsca na regały czy półki. Gdzieś te wszystkie książki trzeba przecież trzymać, a jeśli nie na półkach, tylko w kartonach, to po co w ogóle je mieć?


Po trzecie: dostępność. Obędzie się bez sytuacji*, w których wydawnictwo stwierdza, że nie zrobi dodruku. Tu mogę przytoczyć własną: brakowało mi dwóch ostatnich części wiedźmińskiej sagi w białym wydaniu, których nie można było już zdobyć w sklepach (przyznaję, że popisałem się głupotą, odwlekając zakup, gdy było to jeszcze możliwe, ale kto by się spodziewał?), więc pozostało mi jedynie odkupić używane tomy od osoby prywatnej.


Można tutaj dodać też możliwość zabezpieczenia swoich plików poprzez wrzucenie ich na wirtualny dysk.


Po czwarte: wyszukiwanie informacji jest o wiele łatwiejsze. Chcecie przypomnieć sobie jakiś ważny dla Was fragment? Musicie wertować strony książki… albo po prostu wpisać zdanie w ramach wskazówki. Podobnie z robieniem notatek, zaznaczaniem fragmentów et cetera. To wszystko można z powodzeniem zrobić również w przypadku papieru, ale elektronika zdecydowanie to ułatwia. Może się to przydać podczas pisania różnego rodzaju prac, chociażby na studiach.


Po piąte: napisałem, że do e-booków może zniechęcać ich cena, zazwyczaj niewiele niższa od cen papierowych wersji. Jednak często pojawiają się promocje: swego czasu otrzymałem kod na pięćdziesięcioprocentową obniżkę na książki, wliczając w to też obniżone już e-booki. Piętnaście złotych za jedną powieść to niezbyt wygórowana cena.


Podobnie jest z pakietami e-booków, wśród których królowały, przynajmniej moim zdaniem, te od artrage.pl. Trzydzieści parę złotych za sześć książek? Proszę bardzo.


Nie można też zapominać o Legimi, czyli serwisie oferującym prawie nieograniczony dostęp do ogromnej bazy e-booków i audiobooków. Bardzo fajna inicjatywa, szczególnie dla osób, które czytają naprawdę dużo w ciągu miesiąca. Wtedy czterdzieści złotych za abonament, z którego możemy zrezygnować w dowolnym momencie, nie wydaje się wielkim wydatkiem, kiedy podzielimy go przez liczbę przeczytanych książek. Cztery złote za sztukę? Śmiech na sali.


Dodatkowo coraz więcej bibliotek oferuje dostęp do nieco okrojonej, ale darmowej, bibliotecznej wersji Legimi.


Oczywiście nie mam zamiaru przekonywać nikogo do kupna czytnika. Technologia lubi się psuć (chociaż Cybook, czyli ten „mój pierwszy”, nadal świetnie działa pomimo upływu lat), a sam czytnik to wydatek często kilkuset złotych już na starcie, do tego trzeba doliczyć oczywiście cenę poszczególnych powieści, które chcielibyście przeczytać. Mnie samemu zdarza się kupować papierowe wersje, ze względu na estetykę (antologię „Inne światy” kupiłem w papierze dla obrazów, a „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach” ze względu na prześliczne wydanie). Czasopisma, komiksy czy mangi też wolę w tradycyjnej formie, ale powieści i opowiadania czytam głównie na czytniku. Wygoda, łatwy dostęp i możliwość czytania w praktycznie każdych warunkach, to ważne dla mnie rzeczy, ale każdy ma swój gust.


Pewnie mogę się mylić, że e-booki to czytelnicza przyszłość, ale wystarczy spojrzeć chociażby na gry komputerowe, gdzie cyfrowa dystrybucja pokonuje tradycyjne pudełka. Jestem przekonany, że to samo kiedyś stanie się z papierowymi książkami i każdy będzie miał przy sobie swój własny czytnik (albo wszczepiony – vide cyberpunkowe ulepszenia).


Do następnego!


* Głównym niebezpieczeństwem jest wygaśnięcie licencji na sprzedaż e-booków, co na przykład spotkało niektóre z powieści wchodzących w cykl „Świat Dysku” Pratchetta.


#ksiazki #czytajzhejto #przemyslenia #tworczoscwlasna #ebook

7fab77e9-5d69-4e08-876d-9a596047ec8c
ColonelWalterKurtz

I jedno i drugie - mam bibliotekę na dysku sieciowym i na czytniku i mam bibliotekę w domu. Niektórych książek nie widzę potrzeby trzymania długimi latami w domu, niektóre warto mieć w papierze. Zdarza się, że przeczytam książkę na kindlu a i tak sobie kupię papier bo tak mnie zainspiruje.

Cori01

Bardzo dobry tekst, sama się wpisuje w aspekty o których mówisz i w zasadzie nigdy jakąś mocniej się nad tym nie zastanawiałam, mocno się utrzymuje przy myśli że wolę przerzucać kartki ręcznie, czuć ich zapach i móc postawić je na półce. A przede wszystkim ciężko mi uciec od przekonania, że czytelnik męczy oczy, ale może rzeczywiście powinnam się przekonać, zwłaszcza że czasem zdarza mi się kupić książkę która jest nieudanym zakupem i potem tak zalega na półce bo nie mam co z nią zrobić, a jedyne książki które udało mi się odsprzedać to te po angielsku 😅

3cik

Jestem wyznawcą Kindla.

Czytam mnóstwo, w papierze kupuję mało - w zasadzie tylko książki, których nie ma w formie cyfrowej.

Wygoda używania jest nie do przecenienia!

Zaloguj się aby komentować

Half_NEET_Half_Amazing

pewnie maczał sajgonkę w kieleckim

sireplama

@cyberpunkowy_neuromantyk Azjaci lubią ocet ¯\_( ͡° ͜ʖ ͡°)_/¯

StaryMokasyn

Japończycy to Niemcy dalekiego wschodu. A kto k⁎⁎wa ufa Niemcom???

Zaloguj się aby komentować

713 + 1 = 714


Tytuł: Myszy i ludzie

Autor: John Steinbeck

Tłumacz: Zbigniew Batko

Kategoria: literatura piękna

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Format: e-book

ISBN: 9788382950809

Ocena: 8/10


Piękna, choć prosta opowieść.


Od samego początku poczułem się prawie jak w domu. Steinbeck swoim czasem ciut zbyt oszczędnym stylem opowiedział historię zadziwiająco... komfortową? Nawet pomimo tego, że poruszona tematyka nie należy do najprzyjemniejszych, a zakończenie do najłatwiejszych.


Tym bardziej, że do samego końca trzymałem kciuki za dwóch głównych bohaterów, których nietypowa relacja poruszyła struny mojej duszy.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #literatura #klubczytelniczy

196c696f-452f-49a5-8f4a-b1229265b8b2

Zaloguj się aby komentować

C'mon do something.


Jakby ktoś nie wiedział, to moll założyła społeczność „Szukam Ludzia”, gdzie można się ogłaszać, żeby znaleźć swojego człowieka.


https://www.hejto.pl/wpis/zgodnie-z-zapowiedziami-w-hejtoswatki-utworzylam-spolecznosc-do-poznawania-innyc


A że ja bardzo lubię czytać opisy ludzi (taka tam moja grzeszna przyjemność), to gorąco zachęcam do skorzystania. :')


PS. Gdyby ktoś wątpił, czy to działa - potwierdzam, że tak. :')


#heheszki #memy #humorobrazkowy #zwiazki #tinder

883e42e8-6f4a-48d9-9c14-4506607f4dad
A_a

@cyberpunkowy_neuromantyk w sumie nigdy to nie żyło xd

299dcd64-d7ce-4a03-85e8-97a88d7435a4
cyberpunkowy_neuromantyk

@A_a


Dlatego postanowiłem przypomnieć, że taka inicjatywa w ogóle istnieje. : D

A_a

@cyberpunkowy_neuromantyk nikt Cię nie oleje/wysmieje/zdradzi/zawiedzie jeśli nikogo nie poznasz. Także nie spodziewaj się by ktoś się wystawił na ostrzał

824b0bf7-dbd9-4896-a99c-64f287890aac
Cori01

Również potwierdzam, że działa. Znam taki przypadek 😅

NiebieskiSzpadelNihilizmu

A że ja bardzo lubię czytać opisy ludzi (taka tam moja grzeszna przyjemność)

To się potocznie nazywa doxxing i stalking 😆

cyberpunkowy_neuromantyk

@NiebieskiSzpadelNihilizmu


Ciii...

ZygoteNeverborn

@NiebieskiSzpadelNihilizmu Mi się podoba kiedy ludziki same się doxxują w różnych miejscach, a potem protestują, że deep state ich inwigiluje..

Zaloguj się aby komentować

316 + 1 = 317


Tytuł: Mickey 17

Rok produkcji: 2025

Kategoria: Dramat / Przygodowy / Sci-Fi

Reżyseria: Joon-ho Bong

Czas trwania: 2h 17m

Ocena: 6/10


Nie wiem dlaczego - czy przeczytałem fałszywego newsa czy zasugerowałem się siedemnastką w tytule - ale spodziewałem się kontynuacji wydarzeń znanych z powieści „Mickey 7”. Tak się jednak nie stało i „Mickey 17” to po prostu ekranizacja - niestety, niezbyt udana. 


Ostatnio jakoś mam szczęście do filmów, które można podzielić na dwie części, z czego jedna mi się podoba, a druga niekoniecznie. Tak też było tutaj. 


Pierwsza, ta przyjemniejsza w odbiorze, jest mocno zabarwiona humorystycznie. Robert Pattinson świetnie poradził sobie jako sarkastyczny narrator, odgrywając rolę gapowatego bohatera opowiadającego o swoich losach. 


Tu pojawił się pierwszy zgrzyt - rozumiem, że ekranizacje rządzą się swoimi prawami, jednakże trudno jest mi zrozumieć niektóre zmiany względem pierwowzoru. Przez co całość ma gorszy wydźwięk. 


Jak inny charakter najlepszego przyjaciela Mickeya jeszcze potrafię zrozumieć, choć ani trochę mi on nie pasuje, tak nie jestem w stanie pojąć, dlaczego reżyser postanowił zmienić całą postać naczelnika kolonii. W powieści mieliśmy do czynienia z surowym, gardzącym Mickeyem z powodów moralnych/religijnych (jedna dusza powinna mieć jedno ciało i te sprawy). Tymczasem w filmie dostaliśmy gościa gardzącego wszystkimi, bo... jest po prostu bogaty i przeświadczony o swojej wyjątkowości? Przynajmniej tak to odebrałem. 


Joon-ho Bong trochę przesadził z karykaturalizacją postaci. Może i działało to w uwielbianym przeze mnie „Parasite”, tak w „Mickey 17” mocno przestrzelił. 


I tu wrócę do Pattinsona, który mam wrażenie, że dźwigał ciężar produkcji na swoich barkach. Tym bardziej, że od pewnego momentu zaczął odgrywać dwie role jednocześnie, różniące się od siebie. Co doprowadziło do interesującej mnie kwestii: 


Czy jeśli co tydzień robione są skany świadomości człowieka, to istnieje możliwość, że po wczytaniu takiego skanu otrzymamy osobę o odmiennym charakterze? To właśnie sugeruje film - Mickey nr 17 jest gapowaty, tymczasem Mickey nr 18 wydaje się być jego całkowitym przeciwieństwem. Podobnie było z wcześniejszymi klonami - różniły się usposobieniem. Ciekawa kwestia.


Równie ciekawą kwestią jest podejście do zakazanego już w filmie występowania dwóch lub więcej klonów jednocześnie. Wszystko przez człowieka, który w ten sposób do pewnego momentu bezkarnie mordował ludzi, mając alibi - w końcu przebywał w swoim domu, nie mógł wtedy grasować po ulicach. No chyba że wysłał swojego klona.


Zastanawia mnie kwestia prawna - czy jeśli neuromantyk A popełni przestępstwo, to czy neuromantyk B powinien także za nie odpowiedzieć? Oczywiście przy założeniu, że B nie wiedział o czynach A. W teorii są tymi samymi osobami, więc jeśli A mógł, powiedzmy, kogoś zabić, to B też jest do tego skłonny, prawda? W innej teorii odtworzony B może mieć odmienne usposobienie.


Niestety, nie jest to film filozoficzny - wymienione kwestie zostały wspomniane tak naprawdę mimochodem.


Czy polecam obejrzeć? Nie - lepiej przeczytać powieść. Chyba że jak ja lubicie Pattinsona, to wtedy tak - warto dla jego warsztatu aktorskiego.


#filmmeter #filmy #ogladajzhejto #sciencefiction

6dd053f7-ebd4-4a38-bafd-6d9f1f69ef7b
AureliaNova

Bo imho jest to też satyra na pewnego pomarańczowego człowieka i ogólnie sytuację z miliarderami w USA. Jak każda satyra z Hollywood jest tak grubo ciosana, że przestaje być śmieszna i zaczyna żenująca - ale świetnie się nadaje do oglądania ironicznego :)

Mi się film w sumie podobał, ale pomogło nastawienie, że jest to głupiutki film, ciągnięty przez pojedyncze elementy i grę aktorską :P

Fly_agaric

@AureliaNova

Mi się film w sumie podobał, ale pomogło nastawienie, że jest to głupiutki film, ciągnięty przez pojedyncze elementy i grę aktorską

O właśnie. Książki nie czytałem, więc nie miałem oczekiwań. W konwencji się połapałem szybko i biorąc na to poprawkę całkiem zgrabnie mi się to obejrzało.

Nie jest arcydzieło, w żadnym razie. Nie zapisze się w annałach kinematografii. Jednak, w zalewie chłamu jakiego filmoteki ostatnio przeżywają to jest to coś, po poświęceniu na co 2 godzin nie czuję straty.

Zaloguj się aby komentować

660 + 1 = 661


Tytuł: Dungeons & Dragons. Legendy Wrót Baldura

Autor: Jim Zub, Max Dunbar

Tłumacz: Marek Starosta

Kategoria: komiks

Wydawnictwo: Egmont Polska

Format: książka papierowa

ISBN: 9788328157552

Ocena: 4/10


Nie jestem fanem „Baldur's Gate” - co prawda, przeszedłem jedynkę wraz z dodatkiem i do pewnego momentu udzielał mi się klimat przygody, gdy wraz z grupką bohaterów przemierzałem dzikie tereny. Tak samo uwielbiam samo uniwersum Zapomnianych Krain - spędziłem lata na odgrywaniu postaci w tym właśnie settingu. Jednakże gdyby nie to, że komiks został mi pożyczony przez kolegę, na pewno nie sięgnąłbym po niego.


Opowiedziana historia jest według mnie co najwyżej przeciętna, bohaterowie rzucają infantylnymi tekstami - rozumiem, że heroic fantasy rządzi się swoimi prawami, a Minsc od zawsze rzucał dennymi tekstami pokroju „gdzie trzeba skopać tyłek złu, tam ja w niego przykopię”, ale wciąż to do mnie nie przemawia.


Na pewno na plus jest wspomniany Minsc razem z Boo (i ikonicznym okrzykiem „po oczach go!”), tak jak obecność Corana - chodzi o sam fakt wykorzystania dobrze znanych postaci, taki „fan service”. Podobały mi się także rysunki, w szczególności szkice na samym końcu komiksu. Ale to chyba już standard w czytanych przeze mnie komiksach, że częściej zachwycam się warstwą estetyczną niż fabułą.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #komiksy #czytajzhejto #dnd #fantasy

bd735d91-0a56-495b-b307-ab138822e151

Zaloguj się aby komentować

47 + 1 = 48


Tytuł: Split Fiction

Developer: Hazelight Studios

Wydawca: Electronic Arts

Rok wydania: 2025

Gatunek: akcja | przygodowa

Użyta platforma: PC (Steam)

Czas gry: 13 (wątek główny i wszystkie poboczne historie)

Ocena: 10/10


Sytuacje, w których przyznaję jakiemuś dziełu najwyższą ocenę, zdarzają się niezwykle rzadko - pokusiłbym się o stwierdzenie, że wcale. Są jednak pewne wyjątki i tym wyjątkiem jest „Split Fiction”, czyli kolejna gra twórców „It Takes Two” i „A Way Out”.


I kurczę, myślałem, że w segmencie gier kooperacyjnych dla dwóch osób poprzeczka została tak wysoko zawieszona przez „It Takes Two”, że trudno będzie to przebić.


NIC BARDZIEJ MYLNEGO


Rany, jaka ta gra jest cudowna! Dawno nie grałem w coś, co sprawiłoby mi tyle radości z samej rozgrywki i wywołało we mnie tyle wybuchów śmiechu. Oczywiście duża w tym zasługa grania z kumplem, który ma równie popsute poczucie humoru co ja.


To pierwsza cecha, którą się zachwycałem już w osobnym wpisie - wystarczy, że grę kupi jedna osoba. Wtedy całkowicie za darmo może udostępnić kopię drugiej. Tak też się stało w naszym przypadku, ale nie ukrywam, że kupiłem własną kopę w celu wsparcia twórców. Należy im się.


Ogromne wrażenie wywarła na mnie pomysłowość i mnogość mechanik. Na przykład do jednego poziomu, dodatkowego zresztą, wpakowanych zostało więcej mechanik niż czasem w przypadku całych gier! Podziwiam kreatywność twórców i to, jak bawili się formą. Pod tym względem finałowy rozdział jest najlepszy - aż trudno opisać, jak bardzo rozwalił mi głowę. : D


Chyba jedynym mankamentem zauważonym przeze mnie jest fabuła - początkowo całkiem zgrabnie zarysowująca motywacje głównych bohaterek, z czasem jednak zaczęła się silić na poważniejsze, nie do końca pasujące moim zdaniem, tony. Pokrótce: obie kobiety to aspirujące pisarki, które chciałyby opublikować swoje opowieści. Zgłosiły się do firmy, która miałaby im w tym pomóc. Zrządzeniem losu obie trafiły do tej samej „maszyny” umożliwiającej przeżycie wymyślonych historii - a to sprawiło, że ich pomysły zostały wymieszane. No i z czasem wychodzi, że ich twórczość to jeden (albo główny) z sposobów na poradzenie sobie z różnymi problemami.


Struktura rozgrywki jest bardzo podobna do „It Takes Two” - historia została podzielona na rozdziały i raz mamy do czynienia z fantastyką naukową, a raz z fantasy. Każdy rozdział oferuje odmienne mechaniki i mimo że niekiedy widać recykling rozwiązań znanych z poprzedniej gry, to jednak za każdym razem jest powiew świeżości.


Zdecydowanie polecam każdemu fanowi gier kooperacyjnych. „Split Fiction” może nie oferuje związkowej historii jak „It Takes Two”, jednak i tak powinno się świetnie nadać do przejścia z dziewczyną/żoną/kochanką, która nie przepada za grami komputerowymi, ale chciałaby spróbować.


#gry #steam #gamesmeter

bd1b34bc-3fe5-4720-9774-0e8dc7073453
sawa12721

@cyberpunkowy_neuromantyk Słyszałem pozytywne rzeczy o tym tytule, ale największym dla mnie szokiem jest, że wydawcą jest EA.

cyberpunkowy_neuromantyk

@sawa12721


Spokojnie - nie widać, żeby EA w jakikolwiek sposób ingerowało w proces twórczy. : )

Bigos

@cyberpunkowy_neuromantyk Samo to jest szokujące

Hoszin

Jeszcze jak bym miał z kim zagrać.

cyberpunkowy_neuromantyk

@Hoszin


Myślę, że na pewno by się znalazł ktoś chętny na tagu #gry : D

pawlox

Na pewno zagramy z żoną It Takes Two było świetne na split screenie, A Way Out przeszedłem z kumplem online. Teraz zastanawiam się czy w Split Fiction grać z drugą połówką na kanapie (wygodniej, można sobie razem pokomentować) czy rozjeść się do oddzielnych pokoi (żeby jedno nie widziało ekranu drugiego, może byłaby większa frajda)

cyberpunkowy_neuromantyk

@pawlox


Ekran i tak jest bez przerwy (z drobnymi wyjątkami) współdzielony, więc cały czas widać, co robi druga osoba.


Uważam, że siła tych gier tkwi we wspólnym siedzeniu przed jednym ekranem. : )

Zaloguj się aby komentować

I znów trzeba szukać nowej pracy - firmie odwidziało się i uznała, że w moim obecnym dziale wystarczy jedna osoba (mimo że rekrutowała mnie, ponieważ stwierdziła, że jednak przyda się druga osoba). Z tego powodu nie przedłużą mi umowy po końcu okresu próbnego.


Po przejrzeniu aktualnych ofert pracy zaczynam się poważnie zastanawiać, czy by nie uderzyć do WCRu. xD


#pracbaza #zalesie

wiatraczeg

@cyberpunkowy_neuromantyk

>WCR

Idź idź, będziesz naszą wtyką.

cebulaZrosolu

@cyberpunkowy_neuromantyk jak Ci to przechodzi przez myśl to idź. Kolegi z roboty córka poszła to mówi, że gówno co robi (jakieś zaopatrzenia coś a'la katering, ciasta rozwozi itp) i kasy bierze więcej niż on xD

wiatraczeg

@cebulaZrosolu W sumie to się zgadzam. Jakby nie patrzeć, wojsko to jest taka jakby korporacja, tam też na jedną jednostkę przypada kilku kucharzy jakieś administracyjne posady. Sprzątaczki czy coś podobnego. Nie ląduje się od razu w okopie xD

Trawienny

@cebulaZrosolu @cyberpunkowy_neuromantyk


"Now you remember what the draft man said

Nothing to do all day but stay in bed"

Rozpierpapierduchacz

@cyberpunkowy_neuromantyk może mieli więcej roboty, to sobie ściągnęli kogoś za mniejsze pieniądze, bo próbny, i zaraz zrobią to samo. Zakładam, że Januszera, a nie ponowne przekalkulowanie zysków i strat

cyberpunkowy_neuromantyk

@Rozpierpapierduchacz


Koleżanka poszła na dwumiesięczne L4 i stąd decyzja, że przydałby się ktoś na zastępstwo. No ale widać uznali, że to była jednorazowa sytuacja.

Zaloguj się aby komentować

266 + 1 = 267


Tytuł: Na rauszu

Rok produkcji: 2020

Kategoria: Dramat / Komedia

Reżyseria: Thomas Vinterberg

Czas trwania: 1h 55m

Ocena: 8/10


Jak zwykle pozwolę sobie na odrobinę prywaty.


„Na rauszu” opowiada historię o czterech kumplach-nauczycielach, wśród których jeden, Martin, jest szczególnie znudzony życiem. Nauczanie nie sprawia mu przyjemności, z żoną praktycznie się mijają, a synowie z kolei nawet go nie słuchają. Kumple namawiają go do przetestowania teorii, jakoby w ludzkiej krwi brakowało 0,05% alkoholu do optymalnego stanu. No i zaczynają pić.


Czy to opowieść o zgubnym działaniu alkoholu? Poniekąd. Początkowo bohaterowie czują się wyśmienicie, jednakże z czasem dostrzegają pierwsze negatywne skutki, aż finalnie stwierdzają, że muszą przerwać eksperyment, ponieważ sytuacja powoli wymyka się spod kontroli.


Czy film gloryfikuje alkohol? Tylko z pozoru. Moim zdaniem stanowi wyzwalacz, motor napędowy do działania ku nauce cieszenia się życiem. Martin czuje swego rodzaju luz: zaczyna eksperymentować z metodami nauczania; wraca do robienia rzeczy, które kiedyś sprawiały mu przyjemność, a które porzucił; udaje mu się chociaż po części odbudować zaniedbaną relację z żoną; świetnie się bawi z przyjaciółmi.


I tutaj odrobina prywaty. Lata temu też byłem zniechęcony życiem i nie widziałem nadziei, że w przyszłości mogłoby być dobrze - a dopiero co wszedłem w dorosłość. Do tego stopnia, że rozważałem ostateczne rozwiązanie - najpierw jednak chciałem spełnić swoje marzenie i pojechać na jeden event muzyczny. Może to zabrzmi głupio, ale prawie cały weekend spędzony na dobrej zabawie uświadomił mnie, że kurczę, w życiu jednak może być fajnie. Do tego stopnia, że dzisiaj rzadko kiedy zdarzają mi się negatywne myśli i po prostu staram się cieszyć tym, co mam i robić rzeczy, które sprawiają mi przyjemność. Nawet jeśli to prozaiczne czynności, jak czytanie książek czy jazda na rowerze.


Czy alkohol i inne używki pomagają? To zależy. Uważam, że zbyt jednak łatwo wpaść w pułapkę uzależnienia i myślenia, że „jeśli się nie napiję, to nie będę się dobrze bawił”. Sztuką jest cieszyć się życiem bez „upiększaczy” w postaci różnych substancji psychoaktywnych.


Wygenerowano za pomocą https://filmmeter.vercel.app


#filmmeter #filmy #ogladajzhejto

8f2ac7a0-84dc-447b-bb80-d2d5a655ad39
NiedyspozycjaRzeczywistosci

@cyberpunkowy_neuromantyk Taniec na końcu nie do zapomnienia

MrAjL

Duńczycy generalnie mają poważny problem z alkoholem. Spory odsetek odebranych praw jazdy itp. Miałem okazję kiedyś gadać w pubie (przy piwie he he) na Bornholmie z kimś, kto o tym mówił wprost. Poza tym są samotni mocno, bo zamknięci. W takim kontekście film ten nabiera jeszcze innego wymiaru.

cyberpunkowy_neuromantyk

@MrAjL


Czy wytłumaczył może, skąd bierze się ta zamkniętość?

creed

Jeden z tych filmów, których popularności nie rozumiem. Potworne nudy, a nie jestem jakimś fanem kina akcji. Pewnie kwestia gustu czy po prostu subiektywnej oceny.

Zaloguj się aby komentować

533 + 1 = 534


Tytuł: Doktor Jekyll i pan Hyde

Autor: Robert Louis Stevenson

Wydawnictwo: Masterlab

Format: e-book

ISBN: 9788379914852

Liczba stron: 120

Ocena: 6/10


Trudno pisze mi się o rzeczach, które mnie nie poruszyły w jakiś sposób. Nie twierdzę, że ta powieść jest zła. Nie twierdzę też, że jest wybitnie dobra. W ogóle ocenianie czegoś po prawie stu pięćdziesięciu latach od premiery jest dosyć trudne. Coś, co kiedyś mogło być nowatorskie, świeże, przełomowe, dzisiaj niestety takie już nie jest. 


Samą historię doktora Jekylla znałem chociażby z „Van Helsinga”, toteż fabuła, a tym bardziej Wielka Tajemnica, nie stanowiły dla mnie zaskoczenia. A szkoda, bo to wcale niezła opowieść o upadku człowieka. 


Podobał mi się sposób, w jaki wypowiadali się bohaterowie. Z braku lepszego określenia użyję słów jak „barwnie” czy „kwieciście”, może też nieco „przesadnie dramatycznie” w niektórych sytuacjach.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #klubczytelniczy #czytajzhejto

b3e36ded-9d97-4141-9a2e-88ac799f5ff4

Zaloguj się aby komentować

510 + 1 = 511


Tytuł: Invincible. Tom 6

Autor: Robert Kirkman, Ryan Ottley, Cory Walker

Tłumaczka: Agata Cieślak

Kategoria: komiks

Wydawnictwo: Egmont Polska

Format: książka papierowa

ISBN: 9788328142268

Liczba stron: 336

Ocena: 8/10


Kulminacja chyba wszystkich rozpoczętych do tej pory wątków - ledwo opadł kurz po bardzo poważnym ataku na Ziemię, superbohaterów i Niezwyciężonego, to po chwili pojawiło się jeszcze większe zagrożenie. (Nie)zwyciężonemu udało się w końcu wykaraskać z doznanych obrażeń, to żeby mu się nie nudziło, nastąpił kolejny atak. Strasznie dużo działo się w ramach tego tomu i można pokusić się o stwierdzenie, że nawet zbyt dużo. Jednak serial zdecydowanie lepiej dawkuje emocje, no ale powtórzę się, Kirkman miał sporo czasu, żeby przemyśleć historię.


Zmiana stroju na niebiesko-czarny nasuwa mi skojarzenia z Spider-Manem, kiedy ten połączył się z symbiontem, przez co jego zachowanie stało się bardziej mroczne. Podobnie Niezwyciężony zaczął dostrzegać, że wahając się przed zabiciem złoczyńcy pozwolił na jego ucieczkę po tym, jak ten doprowadził do śmierci kilku milionów ludzi. Ciekawa zmiana w sposobie myślenia głównego bohatera.


Jestem ciekawy, jak to będzie z Niezwyciężonym w kolejnych tomach. Mam pewne obawy, że jego viltrumiańska krew może przejąć nad nim kontrolę.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #komiksy #czytajzhejto #hejtoczyta #fantastyka

1e02fc48-6c96-48a7-9954-dfac42907296
American_Psycho

Dwa ostatnie odcinki 3sezonu były za⁎⁎⁎⁎ste, 10/10. A komiksów nie czytałem.

cyberpunkowy_neuromantyk

@American_Psycho


Ja zacząłem, ponieważ nie mogłem się doczekać dalszego ciągu historii. :')

pingWIN

@American_Psycho To już 3 sezon wyszedł? Pierwszy mi się bardzo podobał, a drugi... cóż, no trochę zawiódł i gdzieś go zostawiłem w połowie chyba.. warto wrócić dla 3 sezonu?

Fafalala

Planuje się zabrać za kompletowanie komiksów. Serial mnie porwał do reszty, aż dreszcze z ekscytacji miałam momentami.

Boję się tylko, że aby przechować tyle taak ogromnych tomów, to musiałabym magazyn wynająć do tego.

cyberpunkowy_neuromantyk

@Fafalala


Dlatego wypożyczam je z biblioteki. :')

Fafalala

@cyberpunkowy_neuromantyk szprytnie. XD

Felonious_Gru

@cyberpunkowy_neuromantyk wujku, to nie ten niezwyciężony!

cyberpunkowy_neuromantyk

@Felonious_Gru


Ten nasz, polski, czeka w kolejce. Zarówno książka, jak i komiks. : )

Felonious_Gru

@cyberpunkowy_neuromantyk zapomniałeś o audiobooku i grze.

Zaloguj się aby komentować

238 + 1 = 239


Tytuł: Hardcore Never Dies

Rok produkcji: 2023

Kategoria: Dramat

Reżyseria: Jim Taihuttu

Czas trwania: 1h 47m

Ocena: 8/10


W „Hardcore Never Dies” reżyser przedstawia dość wiernie bardzo popularną w Holandii subkulturę - gabberów. Takich ogolonych na zero gości, chodzących w charakterystycznych dresach i airmaxach oraz słuchających szybkich, mocnych gatunków muzyki elektronicznej. Narkotyki też są, niestety, nieodłączną częścią. :')


Nie będę ukrywał, że głównie dlatego zdecydowałem się na obejrzenie tego filmu - hardcore i pochodne są mi bardzo blisko, sama subkultura niekoniecznie, jednakże jej znajomość bardzo ułatwia zrozumienie niektórych wątków. No i przyda się wyrobiona tolerancja na hałas, ponieważ często puszczane są gabberowe kawałki.


Oprócz tego jest dosyć klasyczna historia o destrukcyjnym wpływie starszego brata na młodszego, który daje się zafascynować „luźnym” stylem życia. Film bardzo przypomina mi „Hooligans” z Elijahem Woodem, jednakże nie dajcie się zwieść mojej wysokiej ocenie - jest podyktowana mocnym sentymentem.


#filmmeter #filmy #hardcore #muzykaelektroniczna #ogladajzhejto

050becd1-c365-4fcd-a0e3-9e0375d20698

Zaloguj się aby komentować

Zaloguj się aby komentować

440 + 1 = 441


Tytuł: Mickey7

Autor: Edward Ashton

Tłumacz: Paweł Dembowski

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Format: e-book

ISBN: 9788383351773

Ocena: 7/10


Bardzo lekkie science fiction, z humorem i poruszające ciekawe zagadnienie, czy odtworzona osoba to wciąż ten sam człowiek czy ciało pozbawione duszy.


Główny bohater jest wymienialnym - takim gościem do zadań specjalnych, przede wszystkich z wysokim prawdopodobieństwem śmierci. W reaktorze doszło do wycieku i ewentualna naprawa wiąże się z przyjęciem kilkukrotnej dawki śmiertelnej? Wysyłasz Mickeya. Podejrzewasz, że w atmosferze znajdują się bardzo groźne bakterie czy wirusy? Wystaw na ich działanie Mickeya, żeby zobaczyć, co się stanie. A potem zaszczep jego kolejnego klona, żeby przekonać się, czy szczepionka zadziała.


Taka osoba jest bardzo przydatna podczas kolonizacji nowej planety i wokół tego kręci się część powieści.


Samo tworzenie klonów po śmierci poprzedniego jest ciekawym pomysłem, ale wydaje mi się nieco nielogiczne, że ograniczają się wyłącznie do wymienialnego. Dlaczego inni, ważniejsi członkowie wyprawy kolonizacyjnej, nie mają swoich kopii zapasowych, które można by przywrócić w razie śmiertelnego wypadku?


Wiąże się to oczywiście z uprzedzeniami wobec wymienialnych. Niektórym ludziom bardzo nie podoba się fakt, że ktoś po śmierci odżywa - według nich to nie jest już ten sam człowiek, a dziwny twór pozbawiony duszy, której ponoć nie da się skopiować.


Narrator wspomina też o innych próbach kolonizowania planet, i tych nieudanych, z różnych powodów, jak i tych zakończonych sukcesem. W ten sposób naturalnie opowiada o świecie, w którym przyszło mu żyć i mimo że nie jest to pomysły bardzo oryginalne, to zostały spisane w przyjemnym dla czytelnika stylu.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #sciencefiction #fantastyka

8c68667f-920b-4598-bf1c-ec4caae64499
Oberon

Książka bardzo przyjemna, czekam na film

cyberpunkowy_neuromantyk

@Oberon


Ja też. Za książkę zabrałem się głównie dlatego, że spodobał mi się trailer filmu. X)

Zaloguj się aby komentować

Bardzo podoba mi się prokonsumenckie podejście Hazelight Studios.


To studio specjalizuje się w tworzeniu prześwietnych gier kooperacyjnych dla dwóch osób. Na koncie mają wspaniałe „A way out” i jeszcze lepsze „It Takes Two”, a dwa dni temu wypuścili „Split Fiction”.


Oczywiście znalezienie drugiej chętnej osoby jest nieco problematyczne, jeśli nie ma się dziewczyny/chłopaka, których można namówić do zagrania (a z doświadczenia wiem, że to idealne gierki dla par). Pozostaje szukanie przez internet.


Do tanga trzeba dwojga, do co-opa dla dwóch osób także są potrzebne dwie persony. I co zrobiło Hazelight Studios? Nie zmusza nikogo do kupienia dwóch kopii, żeby zagrać razem. Wystarczy, że kupi jedna osoba, a drugą może całkowicie za darmo zaprosić do dołączenia - na Steamie pojawia się wtedy pozycja „Split Fiction - dostęp dla znajomych”. I mimo że wcale nie musiałem, ponieważ kolega udostępnił mi taką kopię, to kupiłem grę „na własność”. To studio zdecydowanie zasługuje na każde pieniądze. : D


#gry #steam #coop

1bce0fc4-0350-454c-9401-5249a8ec127d
Bigos

Steam ma funkcję Remote Play Together i chyba polega to na tym samym.

HmmJakiWybracNick

A way out było spoko, ale It takes two w mojej ocenie było zbyt długie i po kilku godzinach było nudne. Do tego zachowanie bohaterów było irytujące i czasami bezsensowne/niezrozumiałe. Z coop fajne jest też to rozbrajanie bomby (zapomniałem nazwy) i cała seria gier We were here

cyberpunkowy_neuromantyk

@HmmJakiWybracNick


Mnie „It Takes Two” cieszyło do samego końca i ustawiło wysoką poprzeczkę, jeśli chodzi o wprowadzanie nowych mechanik. : D Ale fakt, fabuła była dosyć miałka. Chociaż czy w przypadku takiej gry rozgrywka nie jest bardziej istotna?


„We were here” przeszedłem jedną czy dwie części. Jak przypomnisz sobie nazwę tej gry z rozbrajaniem bomby, to daj znać, proszę. : )

HmmJakiWybracNick

@cyberpunkowy_neuromantyk Keep Talking and Nobody Explodes

Zaloguj się aby komentować

Sweet_acc_pr0sa

@cyberpunkowy_neuromantyk 2024 byl sredni ale cieszę się że się nie wyhuśtałem ostatecznie xd

cyberpunkowy_neuromantyk

@Sweet_acc_pr0sa


Jak to czasem mówią, samobójstwo to ostateczne rozwiązanie tymczasowego problemu.

lexico

@Sweet_acc_pr0sa ja mam tak od 2021

Zaloguj się aby komentować

Czy jest na sali ktoś, kto byłby w stanie doradzić mi w wyborze roweru? : )


Mój budżet to około 3k PLN. Jestem w stanie dołożyć tych kilka stówek, jeśli zrobiłoby to znaczącą różnicę, ale bez wpadania w szał zakupowy, że o, wystarczy kolejne pięćset i będzie jeszcze lepiej, a potem tysiąc, żeby dopłacić do ramy z wyższego segmentu et cetera. :')


Planuję jeździć po Bielsku-Białej i w okolicach, tak do 50 km. Wspominam o tym dlatego, że do tej pory jeździłem głównie po płaskim terenie i nie za bardzo wiem, czego się spodziewać. W góry per se raaaczej się nie wybieram, wolałbym ograniczyć się do asfaltu i podobnych.


W oko wpadł mi FELT Verza Speed 20, jednakże wcześniej korzystałem z niezbyt drogiego crossa od Krossa, więc też nie do końca wiem, czego się spodziewać po innym rodzaju roweru. :')


#rower #bielskobiala

Sweet_acc_pr0sa

@cyberpunkowy_neuromantyk kup treka od lazzaro na allegro, kupilem zonie, wtedy za jakos 1900 pln o oferowal najlepsze graty wzgledem ceny, jezdzilo mi sie na nim lepiej jak na moim super ghoscie za 5 klockow wiec xD


Raczej bedzie ci sprawial radosc zaoszczedozny hajs mozesz przechlac albo wymienic pedały(bo byly srednie), zalozyc błotniki etc

WysokiTrzmiel

Rzuć okiem na rowery trekkingowe. W tym budżecie wybór jest spory.

Belzebub

Też polecam Lazzaro chociaż sam jeżdżę commencalem

Zaloguj się aby komentować

388 + 1 = 389


Tytuł: Port Cieni

Autor: Glen Cook

Tłumacz: Tomasz Nowak

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Rebis

Format: e-book

ISBN: 9788380625242

Liczba stron: 448

Ocena: 4/10


W końcu przeczytałem!


Nie wiem, czy to to kwestia zmęczenia długą serią (to jedenasty tom), czy jakością powieści, czy zmianą tłumacza, ale „Port Cieni” czytało mi się po prostu źle.


Zacznijmy od tego, że powieść została wydana prawie dwadzieścia lat po ostatniej części. Z reguły nie jestem pozytywnie nastawiony do powrotów do zakończonych już serii (patrzę na pana, panie Sapkowski) i na szczęście autor nie podjął się napisania ciągu dalszego historii, tylko postanowił przedstawić wydarzenia, które miały miejsce po pierwszej powieści.


Wracamy do czasów, w których Czarna Kompania wciąż służyła Pani. Niestety, nie jest to powrót do formy znanej z pierwszej „trylogii”, kiedy głównym bohaterem wciąż była cała Czarna Kompania, a nie jeden z jej członków (jak to bywało w późniejszych postaciach). Oczywiście, inni członkowie bandy najemników wciąż są obecni, jednakże ta obecność jest dość marginalna.


Osobiście mi się to nie spodobało tym bardziej, że Konował przeszedł przemianę w człowieka bardziej wulgarnego i prostackiego. Również jego stosunek wobec kobiet mocno się zmienił, jakby zaczął myśleć główką, a nie głową. Nie przypominam sobie czegoś takiego w poprzednich częściach, za to tutaj regularnie czułem po prostu niesmak.


Sama fabuła też nie była zbyt ciekawa. Autor postanowił ujawnić trochę tajemnicy z czasów, gdy Dominator wciąż żył. Przedstawił wydarzenia, które miały bezpośredni wpływ na to, co działo się w teraźniejszości. Niestety, całość była poszarpana. Konował wielu rzeczy po prostu nie wiedział, o wielu dowiadywał się po prostu po fakcie - jakby tak naprawdę stał z boku wydarzeń, a nie był jej częścią, przez co ucierpiała także sama narracja, która przypomina bardziej osobisty dramat, a nie kolejny tom kronik.


Czy warto przeczytać? Moim zdaniem nie - można śmiało pominąć ten tom, w moim odczuciu dopisany na siłę, który niewiele wnosi do zakończonej już historii Czarnej Kompanii. Może moje wrażenia byłyby zupełnie inne, gdybym przeczytał „Port Cieni” w kolejności chronologicznej, a nie po ostatniej części.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #fantasy #fantastyka

13920770-f965-4492-bc83-bf9881ccbfe6
TomAsh

Nie mialem kompletnie zadnego problemu z czterema tomami kronik, oprocz oczywiscie tego, ze to fantasy z innej epoki

Ale Port Cieni byl dziwny. Dwa glowne problemy dla mnie: duzo niepotrzebnego przeklinania i autorowi sie chyba cos pojebalo z prawdziwym imieniem Pani.

cyberpunkowy_neuromantyk

@TomAsh


Wydaje mi się, że się nie pomylił, tylko nie chciał zdradzić, która z sióstr jest Panią - to wychodzi bodajże dopiero w trzeciej części? „Port Cieni” z kolei dzieje się po pierwszej.

Zaloguj się aby komentować