Jest chyba w grudniu coś magicznego, choć ta magia raczej wydaje mi się czarna (albo może szara, zważywszy na polską paletę barw?) niż biała. Niemniej, trudny jest ten grudzień, a grudniowy trud objawia się u mnie między innymi tym, że jakoś nie potrafię ułożyć nic sensownego do wiersza zadanego (choć od rana próbuję!). Ciągle wychodzi mi jednak inaczej.
W związku z powyższym, chciałem zaprezentować Państwu w ramach tagu #wolnewiersze jeden z takich wytworów, który powstał w czasie tych prób; wytwór, który, co prawda, nie rymuje się z niczym, ale przynajmniej zanurzony jest we wszystkich głównych nurtach (ściekach?) naszej kawiarenki #zafirewallem. No i przy okazji, z racji tematyki, składam za jego pomocą Państwu świąteczne życzenia, bo później może na to albo nie być albo czasu, albo nie być natchnienia (albo nawet obu naraz):
Gdyby miał zostać świętym Mikołajem
Na szczęście do szczęścia nie trzeba wiele –
ot: buteleczka, a w niej bimberek;
więc, gdyby to ja miał być Mikołajem,
wrzucałbym ludziom przez komin zajzajer.
Choć wiąże się to z pewnym problemem:
w spadku swobodnym jest przyspieszenie:
gdy prezent będzie przez komin spadał
to grawitacja prędkość mu nada,
a masa razy kwadrat prędkości
jest mniejsza od szkła wytrzymałości
bowiem butelka, choć twarda – krucha,
więc się wyleje z niej berbelucha
i żal samogonu bardzo by było
gdyby „rozlało” zamiast „wypiło”
przyszło określić mi jego stan.
Dlatego właśnie, zsiadając z sań,
opuszczę spodnie, w komin nasram
i sam samogonem się będę zachwycał
pijąc w grudniowym świetle księżyca.
***
A później, jak to po alko, nadejdzie chcica:
przed mrozem ochronię się kremem Nivea
i zwalę na dachu se renifera.
WESOŁYCH ŚWIĄT!