------
TLTR: Refleksje nad eutanazją, list od pacjentki
Prosiła żeby udostępnić wszystkim. Nie musisz się zgadzać. Przeczytaj.
-----
Refleksje nad eutanazją, list od pacjentki
Dr Maciej Jędrzejko Tata Ginekolog
NIE USZLACHETNIA…
„Szanowny Panie Doktorze
Macieju Jędrzejko,
Piszę do Pana ten list z miejsca, do którego nie dociera już nadzieja.
Nie piszę po to, by prosić o jeszcze jedną próbę.
Piszę, bo moje życie zbliża się do końca – i bardzo bym chciała, żeby jego zakończenie miało jeszcze sens.
Nie tylko biologiczny.
Ludzki.
Zna mnie Pan dobrze. Zrobił Pan dla mnie więcej niż ktokolwiek na świecie poza moją rodziną, mężem i dziećmi. Ale jeśli zdecyduje się Pan opublikować mój list – proszę, niech Pan zmieni moje imię na Eutanazja, bo to imię brzmi pięknie jak Anastazja.
Mam zatem na imię Eutanazja.
Mam 44 lata.
Jestem mamą dwóch córek – Kasi (lat 6) i Basi (lat 8 ) - Pan, zdaje się, też ma chłopców w podobnym wieku – więc zrozumie Pan więcej niż inni.
Kiedyś byłam prawniczką.
Potem nagle stałam się pacjentką.
Zgłosiłam się za późno – poprzedni lekarz powiedział, że jestem „za młoda na raka” i nie wysłał mnie na USG, rezonans, ani mammografię.
A ja zaufałam jego palcom,
a nie swoim…
Dziś jestem resztką człowieka,
którego pamiętam z lustra.
Rak piersi IV stopnia z przerzutami do kości, wątroby, a ostatnio – do kanału kręgowego – nie zostawił mi wiele.
Nie chodzę. Nie poruszam się sama. Jestem pod opieką hospicjum domowego. Cudowni ludzie.
Nie zostało mi już nic – może poza świadomością. I bólem. Na który nie pomaga już morfina. Ani fentanyl. Ani medyczna marihuana.
Wiem, że to może być tzw. przejaśnienie świadomości – taka ostatnia jasność, która czasem pojawia się na kilka dni przed śmiercią. I właśnie dlatego piszę – bo to może moje ostatnie słowa, których już nie wypowiem.
Piszę, żeby się pożegnać.
Nie przyjadę już do Pana na wizytę – choć uwielbiałam te spotkania. Wchodziłam do Pana załamana, a wychodziłam pełna siły. To Pan sprawił, że przeżyłam dłużej niż przewidywały mediany i statystyki.
Pamiętam, jak mówił Pan o seksie i beta-endorfinach. Wtedy myślałam: „Co za nietakt… ja umieram, a on mi o orgazmach opowiada…”
Ale chcę, żeby Pan wiedział: dzięki tym rozmowom, nasz seks z mężem – w ostatnim roku mojego życia – był najlepszy w całym naszym małżeństwie.
Mimo amputacji piersi, otworzyłam się na niego. A On – patrzył na mnie tak, że uwierzyłam, że jestem piękna.
Zrozumiałam wreszcie, że „prawdziwa miłość to patrzenie sercem, a nie receptorami wzroku” – tak, jak Pan mówił.
Gdy byłam zdrowa, miałam naprawdę ładny biust. Ale nie wierzyłam, że jestem piękna. Dopiero po amputacji – uwierzyłam. Dopiero w chorobie – zrozumiałam.
Panie Doktorze – Pan ma jakąś tajemną moc. Zmienia Pan świat słowem. Ludzie czytają Pana długie posty, wbrew wszelkim algorytmom.
Dlatego piszę do Pana – nie do ministra, nie do lekarza, nie do księdza. Do Pana – bo Pan rozumie cierpienie, ale go nie mitologizuje.
Był Pan współtwórcą filmu „O tym się nie mówi” w reżyserii Marka Osiecimskiego – filmu, który powinien być lekturą obowiązkową w każdej szkole medycznej. To nie był film. To był krzyk kobiet, którym odebrano prawo wyboru.
W jednej ze scen, doktor (a dziś już chyba profesor) Maciej Socha opowiada o ostatnich dniach ks. prof. Józefa Tischnera. Kiedy Tischner nie mógł już mówić, przekazał swoim bliskim na kartce jedno zdanie: „…nie uszlachetnia...”
To prawda.
Ja, prawniczka, żona, matka, pacjentka potwierdzam:
cierpienie nie uszlachetnia
To zdanie powinno być wyryte nad wejściem do każdego hospicjum, każdego sejmu, każdego kościoła i każdej sali sądowej, gdzie decyduje się o życiu innych ludzi.
Bo ja już wiem. Wiem, co znaczy oddawać mocz przez cewnik.
Być karmioną przez PEG.
Mieć wyłonioną stomię. Wyć z bólu po cichu, w nocy, mimo pompy z morfiną.
Wiem, co znaczy bać się nie śmierci – tylko tego, jak długo jeszcze potrwa umieranie.
To nie duchowa podróż.
To rozkład.
To bezradne czekanie w bólu na śmierć.
Panie Doktorze – błagam Pana, nie jako pacjentka, ale jako człowiek – niech Pan opublikuje ten list.
Niech Pan wykrzyczy to, czego ja już nie zdążę powiedzieć:
CZŁOWIEK MA PRAWO ODEJŚĆ GODNIE, GDY MEDYCYNA I PSYCHOLOGIA SĄ BEZRADNE.
Nie proszę o śmierć.
Proszę o możliwość wyboru.
Bo teraz – to Wy, Narodzie – jesteście panami mojego cierpienia. To Wy podejmujecie decyzję, czy mam zdychać, czy odejść.
Ja w Polsce mogę popełnić samo***stwo – ale nie mam już siły. Nie wstanę, nie sięgnę po tabletki, nie rzucę się z okna.
W Polsce muszę zdychać.
Ale wiem, że jeśli będzie trzeba – mój mąż… przyłoży mi poduszkę do ust, gdy już nie będę dawać rady.
Tylko że on będzie z tym żył.
Z poczuciem, że mnie zabił.
A ja chcę, żeby ktoś – jak w Holandii, jak w Belgii, jak w Kanadzie – usiadł przy mnie, wziął za rękę i powiedział:
„Nie możemy już nic więcej zrobić. Szanuję Pani decyzję. Zaraz Pani zaśnie.”
I teraz pytanie do Was – do tych, którzy to czytają:
Gdybyś był na moim miejscu – chory terminalnie, połamany, w bólu, który rozrywa duszę – czy chciałbyś mieć prawo, by zakończyć to wszystko zanim staniesz się tylko ciałem do przewijania pampersa?
A jeśli byłbyś na miejscu mojego lekarza – co byś powiedział?
„Nie, nie pozwolę Ci odejść, bo moja wiara mi na to nie pozwala”?
Czy może:
„Kim ja jestem, by Ci tego zabronić, kiedy zrobiłaś już wszystko, a medycyna skapitulowała wobec Twojego cierpienia?”
I przypomnij sobie –
swojemu psu pozwoliłeś odejść bez bólu, bo nie chciałeś, żeby się męczył.
Z poważaniem,
Eutanazja Kowalska
Katowice dn 05.04.2025”
Szanowni Państwo, pracuje na oddziale onkologii ginekologicznej, i niby powinienem być „odporny” ale nie jestem, jakikolwiek komentarz w tej chwili jest ponad moje siły.
Jesli mogę Cię prosić o spełnienie tej ostatniej prośby Pacjentki to udostępnij jej list. Ale myślę że każdy dorosły człowiek w tym kraju powinien ten list przeczytać.
Pani Eutanazjo - to tak głęboki i potężny przekaz, że ja mogę tylko powiedzieć : DZIĘKUJĘ. Myślę, że wszyscy : wierzący i niewierzący, lewoskrętni i prawoskrę
tni jesteśmy z Panią. Nie jest Pani sama.
Z wyrazami szacunku
Dr Maciej Jędrzejko Tata Ginekolog
https://www.facebook.com/share/p/1BeiMDNbsE/
#eutanazja #onkologia #medycyna #nowotwory

@moll Popełnianie samobójstwa nie powinno być zakazane.
To z czym nigdy się nie zgodzę to to, że powinno być systemowo wspierane.
Dlatego nie rozumiem całego problemu: państwo nie powinno zabraniać sprzedawania ludziom trucizny (broni itd.), ale nie powinno też być wykonawcą samowyroków i systematyzować ich planowania i wykonania - to droga do eugeniki. Więc ja się dziwię każdemu kto pisze takie emocjonalne długie listy: "dzieje mi się krzywda, bo nie strzeliłam samobója, zróbcie to za mnie, bo ja chcę umrzeć ale nie chcę tego robić sama". Widocznie nie chcesz dość mocno.
Temat osób które nie mają już siły nawet wypowiedzieć swoją wolę to osobny temat, odnoszę się tylko do tego przypadku.
A co do cierpienia i tego czy uszlachetnia czy nie:
Nieprawdą jest że "co mnie nie zabija to mnie wzmacnia": jest całe spektrum rzeczy pomiędzy, które w różnej proporcji trochę zabijają i wzmacniają.
Ale to jednocześnie oznacza, że prawdopodobnie każde trochę "uszlachetnia", nawet jeśli marginalnie. Więc prawdopodobnie jest to prawda, czego najlepszym dowodem jest list tej Pani: zdobyła się na opublikowanie swoich bardzo głębokich przeżyć, co samo w sobie jest warte szacunku, podejrzewam że zrobiła to pierwszy raz w życiu.