#nobodycares

1
11

Psina będzie miała prawdopodobnie w następnym tygodniu usuwane kły, więc trochę się pożalę.


Ogólnie u niej zęby to najsłabsze ogniwo i kilka w swoim życiu już miała usuwanych. Prawie codziennie jej czyszczę, ale oczywiście życie pisze różne scenariusze, czasami człowiek się rozleniwiał i miał milion spraw na głowie.


W każdym razie:


  • 06.2024 miała usuwane dwa zęby u W1 (będę używał skrótów od W=Weterynarz + liczba, bo byliśmy w różnych miejscach).

  • 08.2024 przed przeprowadzką pokazałem naszemu dawnemu weterynarzowi W2, że u psa pojawiła się malutka kropka nad kłem. Powiedział, że to prawdopodobnie skaleczenie i się samo zagoi.

  • 11.2024 po zakończonym remoncie mieszkania i przeprowadzce udaliśmy się do nowego weta W3, której też pokazałem kropkę i oznajmiła "że nic tu złego nie widzi i szkoda jej, że inne psy nie mają takich ładnych zębów". Ogólnie u niej widzieliśmy, że nie ma jakiekolwiek konkretnego sprzętu i w sumie średnia wiedza (aż dziwi wysoka ocena).

  • 02.2025 to już W4 czyli przychodnia, która jest w porządku, ale ma swoje ograniczenia. Wtedy jednak już była pora na scaling zębów w narkozie i ponownie zwróciłem uwagę na tym razem nie kropkę, a kropki. Podczas zabiegu podobno coś zrobili z samymi kropkami/dziurami co miało na pewno się zagoić.

  • 07.2025 oczywiście się nie zagoiło i poprosiliśmy o konkretną poradę, co dalej. Nadal lokalny W4 nie potrafił jednoznacznie ocenić jak to ugryźć, ale dostaliśmy spray który po stosowaniu codziennie przez miesiąc + czyszczeniu tych kropek/dziurek miał pomóc. Oczywiście nie pomógł.

  • 08.2025 dostaliśmy od W4 namiary na W5 40km dalej i chyba pierwszy raz spotkałem się z weterynarzem z kompetencjami z prawdziwego zdarzenia. Wystarczyła minuta i się wyjaśniło:

"Przypuszczenie: Ropień okołowierzchołkowy - najpewniej zęby 104 204 do ekstrakcji"


Oczywiście trzeba iść do przodu i po prostu rozwiązać problem, ale nadal mam niesmak i żal do siebie (różowa jeszcze bardziej), ale i do weterynarzy spotkanych na drodze. Czasami brak sprzętu, czasami brak wiedzy, czasami jedno i drugie. Mam nadzieję, że ten cały zabieg który jest wstępnie (jeżeli badanie krwi + kardiologiczne będzie ok) zaplanowany na następny tydzień przebiegnie dobrze.


Ogólnie W5 mówiła, że w dzisiejszych czasach większość psów ma problem z zębami, ale nie każdy właściciel im zagląda do pyska. Psy w dużej części nie używają zębów tak jak dawniej i nie ścierają sobie ich tak jak powinny. Wypowiedziała się też co do np. naturalnych gryzaków, że za dużo ich ze zwierzaków wyciągała i się naoglądała dramatów, żeby mogła je polecić. Podobno nic nie zastąpi codziennego przecierania.


Ja wiem, że wiele osób pewnie powie "mój pies wszystko je i nigdy nie miał problemów z zębami" --> nic, tylko się cieszyć znam ludzi którzy bardzo dbają o zęby i ciągle im się psują, jak i takich którzy olewają i nigdy nie mieli problemów. Zęby to zęby


W każdym razie, jeszcze ze smutnego wątku do trochę innego.


Ostatnio widziałem ankietę na hejto czy "powinno się podnieść podatek za psa" i bardzo zirytowało mnie takie pierdolenie. Podatkiem jest same posiadanie psa czyli karma + wszystko związane z jego zdrowiem. Jest to kwota na rok w przypadku małego psa i ogromnego szczęścia, może zamknięcie się w tysiącu. Przy dużym psie (karma) a do tego jeszcze choroby, grube tysiące. Oczywiście pomijam patologię, która psa po prostu ma np. na wsi przez całe życie na łańcuchu.


Dla wielu osób które patrzą na psy i ich właścicieli to pewnie głównie problemy, czytaj nieposprzątana kupa, szczekanie (moll wróć, pdk) itd., ale dla osób które te psy mają to często (oczywiście i tutaj pomijam patologię samą w sobie) więcej niż lekarstwo. Pierwszy przykład z brzegu, sąsiadka która choruje psychicznie i bez psa sobie by nie poradziła (o czym też sama mówiła). Inny przykład Agnieszka Korczyńska której pies pomimo jej strasznej choroby daje wiele dodatkowej motywacji do radości z życia. Zresztą, mógłbym się założyć, że i na hejto znalazły by się osoby które trudne czasy dużo lepiej przeżyły z czworonogiem w swoim towarzystwie (czy też kot, czy też inny zwierzak).


I tym jako tako miłym akcentem proszę trzymać kciuki za uszatka


#psy #nobodycares

0016f008-b8c0-4b35-afc5-5c7a20038d77
JF_Sebastian

Weci, jak to lekarze, też mają swoje specjalizacje. Jak moje psy mialy problemy z kręgosłuprem, to szukałem ortopedy. Jak z sercem, to kardiologa. Jak z oczami to okulisty. Gdyby miały problemy z uzębieniem, to W2 na bank bylby już specem od zębów. Nie bujałbym się po przypadkowych lecznicach. Szkoda czasu i pieniędzy. Mam nadzieję, że w końcu dobrze trafiliście. Pozdrawiam.

AndrzejZupa

Mam psa , który też wymaga regularnego czyszczenia kłów…łączę się w bólu bo też jestem na opak…heh

Trzymam kciuki!

kiri

@nobodys trzymam kciuki i współczuję chodzenia po wetach. Mam dla psa dwóch internistów (jeden od spraw nagłych, drugi od spraw trudnych) i trzymam się ich pazurami, mimo że po przeprowadzce miewam godzinę drogi do jednego ( ‾ʖ̫‾)

Mam nadzieję, że koszta cię nie zjedzą! A zęby to faktycznie problem u psów, w schronisku sporo psów miało zęby usuwane, a na pewno większość była na czyszczeniu... Tylko, jak mówisz, to jest osobnicza kwestia i trzeba tego pilnować, a liczba osób, które zaglądają psu regularnie do pyska to jakiś procent do liczby wszystkich właścicieli...

Zaloguj się aby komentować

Ostatnio pisałem o adoptowanym przez sąsiadkę psie i mordka ma się już lepiej:


  • Przekonał się do wchodzenia i schodzenia ze schodów na klatce schodowej, co było z kilku powodów priorytetem

  • Daje sobą dużo lepiej i swobodniej kierować podczas spacerów

  • Minęła biegunka i gdybym miał zgadywać to ogromny stres był główną przyczyną (ale próbka kału trafiła do weta do zbadania)

  • Kiedy z różową się nachylamy i go głaszczemy to nie widać już takiego ogromnego napięcia jak jeszcze kilka dni temu, tak samo przy odpinaniu i zapinaniu szelek


Oczywiście pies po przejściach będzie.. psem po przejściach. Dużo by tu opisywać, po prostu obawia się, że człowiek może go ponownie uderzyć (dlatego np. nie podnosiliśmy rąk ani nie robiliśmy zbyt szybkich ruchów). Sprawia wrażenie mądrego, ale jest bardzo zamknięty w sobie i na początku było widać, że najchętniej by chciał zniknąć.


Nasza rola tu w pewnym sensie się kończy. Teraz wkroczy osoba która będzie wyprowadzać pieska kiedy sąsiadka jest w pracy. W ramach podziękowania za pomoc w tym tygodniu dostaliśmy czekoladki. Na przyjmowanie kasy od początku się nie godziliśmy


#nobodycares #psy #pokazpsa #czujedobrzeczlowiek ale i trochę nadal #feels

b0611d76-12b6-4e56-92fb-63cd41fb3a80
nobodys

i najważniejsze (oczywiście żart ale nadal cieszy)

4ae8f012-9f2c-466c-ac26-fe881148aceb
Michot

@nobodys Miło. I ludzko i psio.

Zaloguj się aby komentować

Razem z różową zaczęliśmy trochę pomagać sąsiadce z jej nowym pieskiem którego ostatnio adoptowała ze schroniska (złota kobieta, bo takie starsze typowe "burki" nie mają brania). Ogólnie pies jest w okolicy znany, błąkał się, a wcześniej musiał być bity.. Tak więc błąkając się od ludzi uciekał, a na tych bardziej agresywnych się rzucał. Od roku był w schronisku i kompletnie się zmienił. Teraz jeżeli chodzi o spacery to jest bardzo poukładany, tylko nadal mocno wystraszony zmianą. Najgorsze jest to, że boi się wchodzić i schodzić po schodach (12kg), więc stopniowo go do siebie przekonujemy, jak i do całej klatki schodowej.


Mam nadzieję, że szybko się zaaklimatyzuje i zobaczy, że już nic złego mu się nie stanie. Niektóre nawyki na pewno zostaną do końca (np. strach przed szybkim podnoszeniem ręki człowieka), ale ma szanse na całkiem dobre drugie życie.


#feels #nobodycares #psy #pokazpsa

da910fd4-2386-4ca9-8e23-72620287ce8a
TheLikatesy

@nobodys polecam pooglądać czarne podniebienie na ytb, jest tam trochę interesujących rozwiązań dla pisaków z problemami...

AndrzejZupa

Fajna mortka!

#czujedobrzeczlowiek

Zaloguj się aby komentować

Od poniedziałku jestem na redukcji. Tak, wiem: #nobodycares. Jem maks. 2200 kcal, ograniczam węglowodany, robię 3-4 treningi w tygodniu. No jest k⁎⁎wa ciężko. Tym bardziej, że mam tendencję do zajadania stresu. Cel jest taki, żeby do połowy roku pierwszy raz od wielu lat wyjść z nadwagi i dobić do 75 kg. Zaczynam od ~83 kg. Jakieś rady? Macie jakąś stronę z smacznymi, ale przede wszystkim prostymi przepisami na dania redukcyjne? #hejtokoksy #dieta

mordaJakZiemniaczek

Siłownia jak najbardziej, ale nie jako aktywność, która spala kalorie, tylko na podtrzymanie masy mięśniowej, żeby po zredukowaniu wyglądać jak się oczekiwało, a nie wciąż skinny fat. Jak już jesteś na siłce, przebrany i spocony to zrób sobie 20-30 min marszu pod górkę albo truchtu, bardzo łatwego. Nie ma co robić niewiadomo ile serii, ale każda musi być jakościowa, a ostatnia z 1 powtórzeniem zapasu albo już bez.

Przy ciągotach na słodkie mega robotę robią te wszystkie produkty high protein ( zwłaszcza czekoladowe )

Jedz w opór warzyw.

Ja nie zaczynam jeść ma redukcji dopóki mnie mocno nie przyciśnie, czasem do 12-13. Jak zjesz do wieczora 1700-1800 i do spania nie masz głodu, to nie dobijaj.

Powodzonka

bishop

Do przepisów i jadłospisu polecam diety.nfz.gov.pl . Serwis jest całkiem funkcjonalny jak na państwowy wypust. Wybierasz sobie diety, alergie, kaloryczność, ilość osób. Można wymieniać dania, są gotowe spisy dań w pdf. Oczywiście wybór dań nie jest jakiś oszałamiający ale pomaga przestawić głowę na produkty jakie powinno się jeść.

bishop

@the_good_the_bad_the_ugly aha no i podobno chat gpt też daje radę w komponowaniu jadłospisów

Zaloguj się aby komentować

Nowy rok, nowe problemy z samochodem. Czemu nowe? Bo auto miało w czerwcu 2024 remont silnika.


W weekend wracając ze sklepu zamyśliłem się i przegapiłem wjazd na miejsca parkingowe pod mieszkaniem.

No dobra, zrobię krótkie kółko wokół domu, nic się nie stało.


Warto jeszcze dodać, że był to dzień kiedy się rozpadał śnieg a wcześniej asfalt obficie okryła sól drogowa.


Wracając do okolic pierwotnego miejsca parkingu, zobaczyłem, że na asfalcie są tęczowe ślady (placki)..

Na ulicy XY jeździła już garstka osób, więc w głowie pojawiła mi się scena z filmu chłopaki nie płaczą:


"cicho. cicho, cicho, cicho. k⁎⁎wa, to chyba mój"


Sobota wieczór, humor popsuty. Za temat zabrałem się w poniedziałek z rana, kiedy nie padał już śnieg i warsztaty były otwarte.


A więc:


  1. Sprawdziłem na tylnej kamerce samochodowej, czy to na pewno moje plamy. Potwierdziło się, że 11.01 była lipa, bardzo dobrze widoczna na mokrym, osolonym asfalcie. Co ciekawe 10.01 problemu na kamerce jeszcze nie było widać.

  2. Podstawiłem duży karton pod samochód.

  3. Odpaliłem i sprawdziłem, czy coś kapie. KAPAŁO ciemne gunwo (pikachuface.jpg)

  4. Sprawdziłem stan oleju, nadal bliżej MAX

  5. Odpaliłem ponownie samochód i zobaczyłem, czy od góry da się sprawdzić w czym jest problem. Olej lał się przez przewód od pompy vacum.


Wizyta pieszo u lokalnego mechanika, pokazałem zdjęcia i nagranie. Potwierdził, że na 99% jest to wina przewodu.

30 minut później samochód stał na lawecie i dał się podwieźć do warsztatu całe 2 minuty.


W warsztacie wadliwy pęknięty przewód usunęli, wymienili na nowy + uszczelki, wyczyścili zaplamione miejsca. Testowali czy na pewno już nie cieknie i z 320km zasięgu paliwa po testach zrobiło się 190km.


Dzisiaj odebrałem samochód, chwilę pojeździłem po mieście i za miastem. Wcześniej jeszcze podjechałem na chwilę do warsztatu, bo poziom płynu chłodniczego był bliżej stanu MIN niż MAX. Szef warsztatu pokazał mi, że wszystko jest ok i jak dokładniej można sprawdzić ten poziom (na zimnym silniku). W każdym razie dolał płynu do obu zbiorników i nie chciał za to już kasy.


Minusy:


  • o 1000zł chudszy portfel

  • kolejny wkurw


Plusy:


  • akcja działa się w mieście a nie daleko od domu

  • udało się szybko zorientować, że jest wyciek (pogoda bardzo w tym pomogła)

  • szef lokalnego warsztatu był bardzo uprzejmy i pomocny, dobry kontakt na przyszłość


Dzisiaj jest losowanie nagród Inpost. Chętnie bym przygarnął te Renault Megane E-Tech


#2025 #samochody #zyciezyciejestnobelo #nobodycares


https://streamable.com/42u2qw

Half_NEET_Half_Amazing

chłop się rozpisał jakby samochód z klifu spadł z teściową w środku a to tylko wężyk..

kubex_to_ja

@nobodys ło, to się nie lało, to zapierdalalo jak z kranu xD

Petrolhead

Płyn chłodniczy dolewaasz w warsztacie?

Zaloguj się aby komentować

Nie jestem fanem trzymania wszystkiego w sieci, co ma oczywiście swoje minusy.


Raz na jakiś czas muszę robić backupy nowych zdjęć na komputer i dyski zewnętrzne, akurat dzisiaj jest taki dzień.


Dzień backupu/kopii zapasowej to oficjalnie 31.03, ale już teraz zachęcam do wspólnego zgrywania ważniejszych plików na nośniki zapasowe


#nowyrok #backup #protip #nobodycares

3d4a68a9-7cea-4c96-9626-878ce6de16ac
Hajt

Świat dzieli się na tych co robią backupy i tych co dopiero zaczną je robić 🙂

Budo

Back up na fizyczny dysk ok dwa razy do roku, polecam ten styl życia.

jarobot

Podrzucam pomysł wykorzystania którejś z usług "cold storage" jako nośnik off-site dla backupów typu disaster recovery.


Np. Amazon S3 Glacier Deep Archive to koszt ~$1/miesiąc/TB, a więc mega tanio w porównaniu do kupowania dedykowanych nośników fizycznych.


Zadbajcie tylko o odpowiedni backup danych dostępowych do AWS (hasło + dostęp do authenticatora) w sytuacji po prawdziwym disaster typu "wszystkie moje urządzenia spaliły się razem z domem".

Zaloguj się aby komentować

Dzwonię do rodziców raz na kilka tygodni. Ogólnie nie mam z nimi zgrzytów, ale czasami rozmawia się jak ze słupem.


Ostatnio poruszyliśmy temat kilku wcześniejszych dramatów rodzinnych i efektów z nimi związanych.


<Matka stwierdziła, że w pewnym momencie jak w 2 miesiące przytyłem 30kg to było przecież normalne, bo nudziło mi się, dorastałem i lubiłem jeść. (była to przeprowadzka do obcego kraju)


<Innym razem kiedy choroba ojca pochłonęła nam przez kilka dobrych miesięcy życie, to też nie widziała niczego dziwnego w tym, że dobiłem do swojej wagi maksymalnej w ciągu krótkiego okresu. I znowu, miałem apetyt i pewnie jadłem z nudów.


<Kiedy 10 lat temu sam miałem duży problem to również nie widzieli z ojcem w tym niczego złego, że w ciągu krótkiego okresu dobiłem do swojej minimalnej wagi. Widocznie byłem zarobiony i zapominałem jeść.


Kiedy powiedziałem wczoraj rodzicom, że te zarówno zajadanie jak i głodzenie było skutkiem ubocznym stresu to nadal się z tym nie zgadzali, bo "przecież nie płakałeś jak twoja siostra, więc jaki mogłeś mieć stres".


Mam ich za osoby jako-tako inteligentne, ale czasami ich ignorancja mnie rozbraja.


Do czego zmierzam z tym wszystkim? Jeżeli macie w swoim kręgu osoby które ostatnio bardzo szybko nabrały kilogramów albo je straciły i wam na nich zależy, to warto zapytać co się u takiej osoby w życiu dzieje.


Jeżeli to nie jest określona dieta w której ktoś chce szybko schudnąć albo przytyć to istnieje duże ryzyko, że dzieje się coś więcej.


W większości przypadków nie jest tak, że ludzie nagle dowiadują się o istnieniu majonezu kieleckiego (czy tam winiary..) i zaczynają go do wszystkiego dodawać i tyć. Tak samo przeważnie "od tak" nie rezygnujemy z posiłków, które się sprawdzały u nas przez lata. Tak samo większość ludzi nie jest jak Christian Bale który do filmów rotuje swoją wagą i sylwetką.


Swoją drogą, może kiedyś wy również mieliście takie epizody nagłych zmian wagi w dużej mierze przez sytuację życiową?


#nobodycares #rozkminy

Enzo

@nobodys może nie jedz tyle a nie rodziców się czepiasz

Wielu rodziców nie rozumie wielu rzeczy, zawsze tak było.

maly_ludek_lego

Swoja droga, co do rodzicow, to tez bylem kiedys w kryzysie, jak mialem 17/18 lat - niestety oni zupelnie nie kumali, ze mozna np takiego dzieciaka wyslac do chociaz psychologa xD I zreszta nadal tak jest.

Na szczescie, jak juz bylem dorosly, to sam wiedzialem, jak takie rzeczy ogarnac. Teraz przynajmniej mam wsparcie od partnerki w razie czego, a i pojscie do psychologa nie jest niczym strasznym. Ot normalna wizyta w razie jakiejs gorszej zyciowej sytuacji.

Znajomy, ktory ma depresje tez wiedzial co i jak, poszedl do psychiatry po leki. Mam wrazenie, ze nasze pokolenie millenialsowe jest o wiele bardziej swiadome i nie stygmatyzuje tak zdrowia psychicznego. Dla tamtego pokolenia cokolwiek zwiazanego z psychologiem/psychiatra to "pojscie do czubkow" XD

Ot spad po komunie i ruskiej mentalnosci.

pluszowy_zergling

Oj niezła dyskusja się wywiązała, za to lubię hejto

Podsumowując

@nobodys

Ja osobiście po latach doświadczeń.


  • Liczę kalorie - ale nie obsesyjnie, obserwuję trendy bardziej niż co do grama, u mnie sprawdza się Cronometer, bo angielski to wręcz mój drugi język, ale Fitatu jest w PL najbardziej popularne.

  • Staram się - bo Ci nie zawsze wyjdzie - jeść świadomie i komponować sobie papu tak, by nie mieć żadnych hipoglikemii wynikających z bomb kalorycznych... dziś Wigilia więc będzie challenge, bo nawet jakbym chciał to nie wybiegam jedzenia O_o Tak samo staram się mieć w lodówce zdrowe, a w szafce głęboko słodkie, by dostęp do zdrowego był łatwiejszy ^_^

  • No i ruch, aktywność fizyczna to konieczność, by czyścić głowę, może dla Ciebie np książki, filmy, seriale, muzyka, jest coś, co Cię odrywa od tego całego światowego bajzlu i pozwala się uspokoić.

  • Obecnie sen jest dla mnie największym wyzwaniem, no ale sobie wymyślam coraz to ciekawsze cele jeśli chodzi o fitness, to muszę nad tym pracować konsekwentnie.


Jak widzisz, przez lata nie jest idealnie, ale jakoś ta waga ani nie szoruje po dnie ani nie poszła w kosmos, czyli jakoś-tam działa, oby jak najdłużej (A wiadomo, kolarze, biegacze chcą być patykami)

ef644e24-fa4d-4863-b83b-d373938ca73b

Zaloguj się aby komentować

Pora na podsumowanie roku 2024, który pod wieloma względami mnie przeorał i był bardzo zmienny.


Będzie to długi wpis z różnymi rozkminami i pozwolę sobie założyć tag #nobodycares którego czasami planuję używać w przyszłości. Będzie to też dosyć symboliczny wpis, bo (przypadkowo) mój 1000 na stronie.


Styczeń 2024 zaczął się niewinnie. Minął pierwszy rok od utworzenia konta na hejto, wtedy jeszcze miałem wystarczająco wiele swobody na regularne wypady na siłownię jak i tworzenie dłuższych ankiet. Zacząłem również czytać książki i faktycznie do połowy roku udało mi się ich ukończyć ponad 10. Wszystkie moje sportowe cele (hehe) na 2024 rok zaplanowałem na czerwiec/lipiec, jednak życie zweryfikowało.


Do kwietnia było stabilnie i można powiedzieć, rutynowo. W kwietniu uzyskaliśmy wiadomość gdzie różowa (wtedy narzeczona) dostała się na specjalizację z psychiatrii. Wyglądało na to, że przeprowadzimy się z miasta wojewódzkiego do powiatowego i bardzo nam ta zmiana pasowała. Byliśmy zmęczeni dużym miastem. Musieliśmy szukać samochodu, bo mieszkając przez wiele lat w centrum dużego miasta był on nam zbędny, a nawet problematyczny.


<KIŁA (w sensie samochód, nie choroba)>

Tutaj zaczyna się pierwsza jazda i nauczka na przyszłość (wcześniej się tym nie żaliłem). W przeszłości kupiłem kilka samochodów i wiadomo, że używki nie są idealne, ale zawsze byłem zadowolony. Tym razem: co się nawkurwiałem to moje. Podczas jazdy testowej KIĄ (teraz mówimy na nią kiła) wszystko wydawało się być OK. W skrócie: Przyśpiesza, hamuje, skręca, nic nie stuka, nic nie puka, nie dławi się, każdy bieg wchodzi gładko, samochód jedzie prosto, cud, miód, malina. Czyli tak naprawdę większość czego oczekuje się od gruza za trochę ponad 10k. Powrót do domu 100km, wszystko ok. Kolejna wycieczka z psiną w góry 150km, wszystko ok. Jakiś czas później przegląd. Głównie zalecenie wymiany opon (co planowałem zrobić) i wymiana jednej żarówki. Dodatkowo informacja, że podwozie ma małą plamę od oleju. Wcześniej tego nie widziałem, a w Mondeo ST220 przez X lat silnik się lekko pocił i nigdy z tego tytułu nie sprawiał dalszych problemów, również kuzynowi któremu sprzedałem Forda i jeździł nim jeszcze przez kilka lat.


Myślę więc, ok, w warsztacie ogarną wymianę opon, wymienią olej, filtry, klocki hamulcowe i może uda im się powiedzieć czy jest jakiś problem.

Problem pojawił się przed wizytą w warsztacie, bo na autostradzie wyskoczył Check Engine i oczywiście tryb awaryjny, w którym samochód miał osiągi malucha.


Oddałem samochód do warsztatu (po fakcie mogę powiedzieć, że bardzo dobry warsztat) i powiedziałem jaki jest problem. Wymienili wszystko co mieli wymienić, sprawdzili check engine i generalnie samochód był już gotowy do wydania. Robią jazdę testową i coś zaczyna stukać w silniku.. dzwonią do mnie i pierwsze zdanie to "musi Pan do nas przyjechać i to zobaczyć", tymczasem OP pikachuface.jpg.


Bez rozpisywania się: Silnik do wymiany albo remontu. Komis albo wcześniejszy sprzedawca musiał znać problem i zalewał silnik tzw. doktorem (czyli konsystencja przypominająca miód) a sama uszczelka była oczywiście silikonem. Wcześniej wydawało się zarówno mi: jak i kilku osobom którym pokazałem samochód, jak i na stacji diagnostycznej, jak i warsztatowi - że silnik chodzi w porządku. Działo się to właśnie do momentu wymiany oleju.. (polecam odcinek kickstera "Kupiłem KIĘ!" gdzie miał trochę podobną przygodę)


Dzisiaj całkiem inaczej bym podszedł do sprawy, ale wtedy samochód był mi prawie na cito potrzebny, więc zdecydowałem się na remont. Panowie sprawnie ogarnęli temat i po miesiącu samochód śmigał. Miał jeszcze jedną mniejszą bolączkę która wyszła z czasem, ale to już załatwił teść, bo ja nie miałem więcej nerwów i wtedy wolnego czasu. Finalnie remont oczywiście kosztował tyle co sam samochód. Był to najgorszy zakup w moim życiu, ale jeździ i będzie jeździć do jego usranej śmierci Po docieraniu silnika (3000km) przyjechałem do warsztatu w ramach gwarancyjnej wymiany oleju i podczas wymiany z ponad godzinę porozmawiałem z kilkoma mechanikami o tym samochodzie, samochodach i ogólnie życiu (wrzesień, okres powodziowy, wiele osób z okolic zalanych anulowało terminy w warsztacie więc mechanicy mieli więcej luzu w pracy).


Ta przygoda dała mi bardzo dużo do myślenia. Dodam jeszcze, że różowa mnie wtedy bardzo wspierała i nie uważała tę sytuację za porażkę.


<MIESZKANIE>

To teraz zostawiamy temat samochodu i zaczyna się w pewnym sensie ciekawszy, czyli początki przeprowadzki do powiatowego 150km od domu i tak naprawdę odkrywanie nowego miasta.

Różowa miała zacząć swoją pracę 1 sierpnia, więc wcześniej musieliśmy już się przeprowadzić. Najpierw planowaliśmy wynająć coś na rok i zastanowić się czy opłaca się kupić własne mieszkanie albo ogólnie żyć w danym miejscu. Z ciekawości oglądaliśmy jedną nieruchomość na sprzedaż, ale nie okazała się ciekawa. Tu wkracza przypadek.. bo kobieta z biura nieruchomości wspomniała, że będzie mieć mieszkanie na sprzedaż, ale nie jest jeszcze wystawione, bo w etapie czyszczenia. Po wyczyszczeniu i usunięciu meble nam je chętnie pokaże.


Wyczyszczone musiało być bardzo dokładnie, ze względu na wcześniejszego właściciela mieszkania (wątek bardzo ciekawy, ale za prywatny oby go opisywać).

Po oględzinach bardzo nam przypasowało miejsce w którym się znajduje mieszkanie, sam budynek też w porządku, garstka sąsiadów (po fakcie mogę stwierdzić, że wszyscy tu są pomocni i mili), cisza i spokój. Mieszkanie co prawda ruina przez wcześniej wspomnianego właściciela, ale rodzice różowej mają spore doświadczenie przy remoncie ruin.

Ja nie byłem przekonany, ale teściowie i różowa przekonywali, że zakup i remont będzie dobrym pomysłem.


Ustaliliśmy plan oraz podział kosztów i zadań (udało się bez kredytu).

Co tu dużo pisać, u notariusza podpisaliśmy umowę (z którą też był lekki cyrk przez biuro nieruchomości) i różowa z teściową zrobiły casting na ekipę, która by miała podjąć się remontu.

Ja niestety w tym czasie nie mogłem być przy pełnym castingu, bo 150km dalej miałem umówiony zabieg z psem gdzie miała mieć wyrwane 2 zęby, dodatkowo zaplanowane wizyty w PGNiGu i inne obowiązki.

Teściowie mają swojego sprawdzonego "majstra", niestety musiał on pozostać opcją awaryjną, bo 150km robi różnicę i mogło by się to nie opłacać. Na castingu pojawiały się różne osoby i "co jeden to lepszy". Panu który np. chciał na wstępie zwrot kosztów za benzynę (15km) z góry podziękowaliśmy. Na szczęście na sam koniec pojawił się najbardziej ogarnięty majster z prawdziwego zdarzenia, który zwykle nie podejmuje się takich małych remontów mieszkań (głównie przetargi), ale dla nas zrobił wyjątek. Wysłał nam kosztorys który był sensowny oraz umowę remontu, na którą się zgodziliśmy. Pod koniec czerwca maszyna ruszyła.


<GDZIES TRZEBA ŻYĆ, czyli pół-przeprowadzka>

Remont generalny to niestety nie kwestia jednego miesiąca, więc musieliśmy wynająć jakieś mieszkanie. Tym się trochę stresowaliśmy, bo wielkiego wyboru nie było, a nie każdy też akceptuje zwierzęta w domu. Na szczęście trafiła nam się super para która własnoręcznie wyremontowała mieszkanie 33m2 pod wynajem i na start było w sam raz. Akurat w tamtym miejscu nie chcielibyśmy z wielu powodów mieszkać dłużej (i tu, nie będę się rozpisywał), ale kilka miesięcy na przechowanie się było ok.


Właściciele tak jak wspominałem okazali się bardzo uczciwi i pomocni, w przyszłości na pewno jeszcze się spotkamy i porozmawiamy.


Sama pół-przeprowadzka była z logistycznego punktu widzenia (jak to przeprowadzki) męcząca, ale kiła (nadal samochód) cała wypakowana dzielnie wszystko przewoziła.


<NOWA PRACA RÓŻOWEJ>

A więc po X latach na studiach medycznych różowa zaczyna pracę. Oczywiście bardzo się stresuje, i w tym momencie zaczyna się moja rola prywatnego psychologa dla początkującego psychiatry.

Na początku była podekscytowana. Chwilę później stwierdziła, że w oddziale większość przypadków to uzależnienia od alkoholu i narkotyków (kiedyś wydawały jej się dosyć nudne, ale to się zmieniło) i czy ona na pewno dobrze wybrała.

Było wiele skrajnych emocji związanych z pracą i przez chwilę też myślałem: na kij my kupiliśmy mieszkanie i je remontujemy. Teraz mogę powiedzieć, że nadal ma co do swojej pracy różne przemyślenia, jednak się w niej spełnia i jest z niej zadowolona. Po czasie wydaje mi się, że nowa praca + pół-przeprowadzka + ślub kilka tygodni później + remont mieszkania + kolejna przeprowadzka w głowie to było za dużo, i dopiero teraz może się w pełni koncentrować na swojej pracy i po niej dokształcać w wolnym czasie. Swoją drogą przez (albo dzięki) mojej roli cichego psychologa mam wiele informacji z jej pracy z pierwszej ręki i widzę w których kwestiach świat psychiatrii się sprawdza, a w których jest wielkie pole do poprawy.


<PRZERWA NA ŚLUB>

Jakie remonty, jaka praca?? OPie czy zapomniałeś, że w połowie sierpnia masz ślub?

Na nasze szczęście organizowaliśmy tylko cywilny + restauracja na 20 osób. Całość ograniczyła się do tego, że ślub cywilny zajął 20 minut w ładnym urzędzie stanu cywilnego, a później luźny czas w restauracji z wcześniej zarezerwowanym noclegiem. Nie musieliśmy się przejmować tym, że będą osoby które zobaczymy pierwszy raz w życiu. Dalsze ciotki, wujki, siurki z którymi człowiek się spotyka na takich spotkaniach raz w życiu i już ich nie pamięta. Tylko najważniejsze dla nas osoby i tę decyzję podjęlibyśmy ponownie. Ah, no i nie było alkoholu! Różowa najbardziej się stresowała tym, że ktoś potajemnie kupi/przyniesie alkohol. Na szczęście aż takich alkusów w rodzinie nie mamy. Było za to kilka zgrzewek piccolo, więc symbolicznie zastąpiło inne trunki.


Sam ślub nie był męczący. Bardziej męczące były spore przebiegi które musieliśmy robić wokół ślubu, bo czasami musieliśmy być w kilku miejscach na raz.


Różowej oświadczyłem się rok wcześniej. Ze statusu konkubiny (żartowaliśmy, że konkubicy), do statusu narzeczonej zrobiła lvl up do pełnoprawnej żony.


<REMONT>

To mógłby być najdłuższy wpis, ale postaram się ograniczyć. Nie dziwię się, że niektórzy nagrywają vlogi z generalnych remontów albo budowy domu, bo o tym często można pisać książki.

Mieliśmy ustalony termin wyprowadzki z mieszkania wynajmowanego na końcówkę października, czyli do tego czasu remont musiał być gotowy (musiał się zakończyć w kilka miesięcy).

Niestety przez to, że gonił nas czas nie mogliśmy wielu rzeczy zaplanować na spokojnie, dodatkowo nie byliśmy na miejscu i przyjeżdżaliśmy sprawdzać pracę tylko co tydzień, dwa. Ogólnie niektóre kwestie wyszły dobrze, niektóre mniej, ale na prawie każdym etapie miałem wrażenie, że muszę myśleć za innych (i tak niestety było). Rolą różowej i teściowej było zajęcie się projektowaniem łazienki i kuchni + wnęki w przedpokoju (z tym, że przedstawiłem im kilka punktów które muszą być w projekcie). Koniec końców kiedy różowej zaczęła się praca to ja byłem na każde zawołanie i musiałem się o wszystko dopraszać. Problemem nie był sam "majster" i jego załoga, tylko to, że traktowali te mieszkanie jako faktycznie coś pobocznego. Gdyby mieli wszystkie dostępne materiały typu okna/drzwi itd. to jestem przekonany, że remont mógłby się zakończyć w trochę ponad miesiąc. Przyznam się też, że za bardzo pod względem technicznym (nie estetycznym, bo brzydko mówiąc miałem wyjebane na kolory ścian i innych elementów) zaufałem wyborze różowej i teściowej.


Podam kilka przykładów:

- Mamy dosyć budżetowe drzwi wejściowe, co prawda z bolcami antywłamaniowymi, ale bez wizjera ani drugiej "zasuwy" czy chociaż wygodnego sposobu na zamykanie zamka od wewnątrz (trzeba zamykać się od środka kluczem).

Za to mamy tapety za grube tysiące, gdzie sam tapeciarz to koszt 4k..

- Różowa wymyśliła, że chce mieć bidetkę w łazience 2x1,50m. Bidetka którą zamówiły nie pasowała do standardu zamontowanego przez fachowców, bo ściana między łazienką a kuchnią była za cienka. OPie Opie, ratuj! Musiałem więc poszukać takiej, która będzie pasować i wymóg "MUSI BYĆ CZARNA". W sklepach można było zapomnieć, w internecie znalazłem tylko 2 modele które się nadają (marki no-name).

- Różowa z teściową przy planowaniu zabudowy wnęki w korytarzu zapomniały, że nad przejściem będzie zamontowana klimatyzacja. Tak więc małe górne drzwiczki szafki zawadzają przy otwieraniu o klimę.

- Listwy przypodłogowe.. zresztą, szkoda gadać.


Fachowcom pod różnymi względami też za bardzo zaufałem i na dzień dobry po przeprowadzce mieliśmy zapchany odpływ prysznicowy i nieszczelną kabinę prysznicową (która swoją drogą była dosyć droga ale 2/10 i wolałbym jakiś głęboki brodzik akrylowy). Stolarze jak montowali meble kuchenne to oczywiście nawet po przyklejeniu wydrukowanych zdjęć gdzie są umieszczone kable się przez nie przewiercili. Zrobiłem dokładny rzut mieszkania gdzie mają być listwy a gdzie ma ich nie być, i oczywiście jeden majster zapomniał pokazać drugiemu, więc były poprawki. O termin malowania dopraszaliśmy się kilka razy (sam malarz 10/10). Pod koniec musiałem też przypomnieć, że ma być zmywarka i czemu nie ma jeszcze adaptera na 2 odpływy. Tak samo wszyscy zapomnieli o tym, że kocioł gazowy musi mieć zasilanie/gniazdko. Po prostu jeżeli chodzi o grube prace wszystko przebiegało super, ale wykończeniówka.. gdybym miał zgadywać, to na pewno niektóre rzeczy zrobiłbym (chociaż lvl noob) lepiej, nawet, gdyby mnie przy tym prąd kopnął.


To się trochę pożaliłem Ogólnie większość tematów panowie ogarnęli sprawnie, ale mieli duże przestoje przez inne większe roboty (np. remont szkoły i deadline z tym związany).


<PEŁNA PRZEPROWADZKA>

Pod koniec października musieliśmy się przeprowadzić do docelowego mieszkania. Ja dzięki temu, że pracowałem zdalnie mogłem się przeprowadzić szybciej i odbierać tam np. sprzęt AGD i różne meble, które po pracy czasami sam, czasami z różową składałem. Samą przeprowadzkę wspominam dosyć przyjemnie głównie przez fakt, że nareszcie mogliśmy zacząć mieszkać w jednym miejscu. Wynajmowane mieszkanie ładnie wysprzątaliśmy, właściciele oddali nam kaucję co do złotówki i zamieniliśmy ze sobą jeszcze kilka miłych słów. Przewieźliśmy również pozostałości ze starego mieszkania (kiła ponownie załadowana po sam dach + teść miał akurat dostęp do busa, tak samo załadowany).


Z ciekawostek to różowa nie kłamiąc ma lekko z 500kg książek i były zapakowane w walizki i różne torby ala ikea.


Przeprowadzka udana, więc można zacząć bezstresowo żyć, prawda?


Nie do końca. Już w pierwszy wieczór powstał problem o którym wyżej pisałem, czyli prawie nieistniejący odpływ pod prysznicem. Na dodatek myśleliśmy, że nowa pralka też jest popsuta, bo zrobiła się pod nią kałuża. Kałuża powstała, bo fachowcy widocznie mało fachowo zamontowali kabinę prysznicową, albo model jest upośledzony, albo jedno i drugie. W każdym razie pralka na szczęście nie była uszkodzona.


Zaczął się stres, czy z tym odpływem uda się coś zrobić, ale 2kg kwasu cytrynowego i 2kg sody oczyszczonej na to w 100% pomogły. Z kabiną nadal muszę się brzydko mówiąc j⁎⁎ać, bo jest to jakaś anomalia (ale spoko spoko, teraz będę miał więcej czasu i ogarnę). Prysznic wytrącił nas z równowagi, bo najbardziej nam w łazience właśnie na nim zależało, miał być "bezproblemowy". Marzyło nam się coś w stylu walk-in ze zwykłymi zasłonami, ale przez metraż łazienki było można o tym zapomnieć i wybór był ograniczony. Może kiedyś


Jeżeli chodzi o same mieszkanie to było i jest w sam raz. Blisko do sklepów, blisko do parku/lasu, różowa ma blisko do pracy, okolica spokojna, nie czuć smrodu smogowego (a w niektórych częściach miasta czuć), gwarancja zaparkowania samochodu pod budynkiem (nawet gdybyśmy mieli kilka samochodów). Ogólnie szybko się przyzwyczailiśmy do tego miejsca. Po przeprowadzce musieliśmy jeszcze poskładać i ustawić/zawiesić jakieś małe meble i dodatki. Na tym się miało skończyć. Nareszcie było można koncentrować się na rutynie, mieć więcej czasu na czytanie książek, zapisać się ponownie na siłownię, pojeździć rowerem nawet pomimo już słabej pogody, różowa mogła się zacząć w pełni koncentrować na nowej pracy.


Tak miało być, a jak było?

cytując Dzień Świra:

-Miałem wiersz napisać, wiersz.. d⁎⁎a z pisaniem, c⁎⁎j z poczytaniem. Nawet sportu w gazecie nie zrozumiem. Jestem w proszku. Kompletnie rozmontowany.


<HALO HALO, JAKIE HOME OFFICE, "WRACAMY DO BIURA">

Na początku listopada czyli akurat krótko po naszej "pełnej przeprowadzce" jakieś 240 osób łącznie ze mną dostały informację, że albo "wracamy" do siedziby biura na drugim końcu polski, albo się rozstajemy ze swoją pracą.

W takim momencie np. kijowa kabina prysznicowa poszła w odstawkę i musiałem się zaangażować w zrozumienie sytuacji, która nawet teraz jest symbolicznym "c⁎⁎⁎em w d⁎⁎ę" (będą ją jeszcze analizować pewne instytucje). W pewnym poście opisywałem problem. W skrócie osoby które przez wiele lat pracowały w pełni zdalnie (grubo przed covidem) miały się teraz zdecydować, czy chcą pracować w biurze czy tracą pracę. Jest to tzw. wypowiedzenie zmieniające warunki pracy i płacy przy którym nawet grupy chronione nie są chronione.

Nie będę opisywał WIELU chamskich zagrywek, jednak znam sytuację od wewnątrz i kiedy myślisz, że nic Ciebie nie zaskoczy, to wchodzi firma i mówi "pa na to". Samo to, że we wrześniu cała korporacja dostała wiadomość, że wszyscy wracają do biur, a HRy przez 2 miesiące przekonywały nas, że pod żadnym względem nie chodzi o nas. Zresztą, nawet przy końcowym etapie rozstawania się z firmą dział HR okazał się inwalidą, i większość ich działań według mnie sztuczna inteligencja może bez problemu w przyszłości zastąpić (czyli np. wciskać kit).


Tak więc jestem w okresie wypowiedzenia do końca stycznia i żegnam się z firmą. Podpisałem rozwiązanie umowy za porozumieniem stron, które tym razem jest dużo bardziej korzystne niż w przypadku zwykłego wypowiedzenia. W tle dzieją się jeszcze pewne rzeczy, ale nie zmienia to faktu, że tu już nie mogę ani nie chcę pracować.


<bez większego planu na 2025>

Cele na nowy rok? Nie no, nawet nie żartujmy. Wiele osób chce od razu szukać i zaczynać nową pracę, a ja chwilę odpocznę, szczególnie od korporacji. Różowa teraz musi nadrabiać naukę związaną ze swoją pracą oraz dyżury, więc będę chciał ją jak najbardziej w tym przez jakiś czas wspierać (czyli potocznie mówiąc pranie, sprzątanie, gotowanie, i innych spraw załatwianie). W weekendy ma ostatnio chwiejny nastrój i w pewien egoistyczny sposób muszę jej pomóc to ogarnąć, żebym w przyszłości sam się mógł bardziej koncentrować na własnej dalszej drodze.


Ludzie z pracy mają różne sytuacje i niektórym bardzo te wieści siadły na psychikę. Mi było na początku smutno (uczucie bycia wykorzystanym), później byłem nastawiony bardziej bojowo (pozdrawiam owcę), a od jakiegoś czasu pogodziłem się ze zmianą w życiu.


<ogólnie o 2024>

W okresie czerwiec-sierpień schudłem przez nerwy 10kg. W młodości zajadałem stres a od lat sytuacje stresujące powodują u mnie mocny skurcz brzucha i kompletny brak apetytu (jem na siłę). Z plusów robiłem rutynowe badania krwi, kału, moczu, USG tarczycy i nic niepokojącego z nich nie wyszło. Wiem, że są ludzie którzy mają dużo gorzej i moje przejścia mogą kogoś śmieszyć (nawet własną matkę i ojca), ale łatwiej jest się przyznać do różnych emocji niż np. zapijać je alkoholem.

Z kolejnych pozytywów to poznałem wiele ciekawych osób które pokazały mi trochę inny obraz na świat. Niektórzy mnie zaskoczyli, ale oczywiście były też osoby na których się mocno zawiodłem.


Dlaczego teraz planuję zrobić sobie chwilę przerwy? A dlaczego nie? Po wielu latach wydaje mi się, że jest to dobry czas na przerwanie wyścigu szczurów.

Mieszkanie gotowe i spłacone, samochód jeździ (nic lepszego mi nie potrzebne), brak dzieci do utrzymywania, jakaś poduszka finansowa nadal jest, różowa teraz też nie może narzekać na zarobki.


Nie nastawiam się, że w 2025 będzie lepiej albo gorzej. Będzie mi prostu inaczej.


Zastanawiałem się przez chwilę czy nie skasować swojego konta na hejto przy nowym roku, ale hasztag.. bezprzesady, bo to już by podchodziło pod chorobę Grubej Ryby Co ciekawe stoicyzm też w niektórych sytuacjach pomógł mi popatrzeć na całość z innej perspektywy niż bym to zrobił X lat wcześniej, i w pewien sposób się poddał.


P.S. ulubioną grą w tym roku został.. Battlefield 2042, w który prawie co weekend gramy z kuzynem i kumplami.


#rozkminy #2024 #2025

conradowl

Dobrze się czytało, życie potrafi zaskoczyć. Powodzenia w kolejnym roku

nobodys

@conradowl Dzięki i udanego roku

bartek555

Kurde, ale kronika. W sumie to nie powiedzialbym, ze to byl zly rok. Ot, nornalne zyciowe problemy. Najwazniejsze, ze (jakby banalnie to nie brzmialo) wszyscy zdrowi :) wesolych swiat

Shivaa

Miałeś zdecydowanie ciekawy rok, oby następny dał ci więcej odpoczynku i relaksu 😉

Zaloguj się aby komentować

dzisiaj baba se kupiła aszwagande i łaziła naćpana. No, może nie naćpana ale wyluzowana. Udało się wyjść w dresie na miasto nie przejmując się, że ludzie będą krzywo patrzeć na łachmaniarza. Takie spoko rozluźnienie ᕙ(⇀‸↼‶)ᕗ


#gownowpis #nobodycares #narkotykizawszespoko

GazelkaFarelka

@AdelbertVonBimberstein napisała przecież.. możesz chodzić w dresie po mieście.

Budo

@AdelbertVonBimberstein nic w taki sposób jak opka napisała, coś sobie wyświetliła w głowie ( ͡° ͜ʖ ͡°)

KLH

@SunSenMeo Bez dresu?

Zaloguj się aby komentować

Dzwiedz

@Dzika_kaczka_bez_dzioba już po 16:00, daj znać co i jak!

Sezonowiec

Oby to była dobra Kobitka. Stres wskazany, bo za kilka latek możesz żałować umowy, która nie przynosi korzyści dla Chłopa. Powodzenia życzę tak czy owak na nowej drodze życia.

Zaloguj się aby komentować

Dzika_kaczka_bez_dzioba

@JesteDiplodokie ja niestety wódki nie pije 😁

Zaloguj się aby komentować