Zdjęcie w tle
cyberpunkowy_neuromantyk

cyberpunkowy_neuromantyk

Autorytet
  • 304wpisy
  • 1247komentarzy

Piszę o rzeczach związanych z cyberpunkiem na blogu: https://cyberpunkowyneuromantyk.blogspot.com/

210 + 1 = 211


Tytuł: Fantazmaty 3

Autor: Wielu autorów

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Fantazmaty

ISBN: 9788366058620

Liczba stron: 306

Ocena: 7/10


Antologie mają to do siebie, że zawierają różne opowiadania różnych autorów. Trochę jak z pudełkiem niepodpisanych czekoladek - wiemy, co się tam znajduje, ale nie znamy smaków. Warto o tym pamiętać przy sięganiu po takie zbiory opowiadań. 


„Fantazmaty 3” to już trzecia antologia nietematyczna - teksty łączy jedynie przynależność do szeroko pojętej fantastyki. W dodatku jest darmowa, jak wszystkie do tej pory wydane przez tę inicjatywę. Tekstów nie ma zbyt wiele - raptem sześć, ale za to bardzo długich. Standardowo napiszę o tych, które spodobały mi się najbardziej. 


Filip Laskowski - Długi marsz. 

Mimo że nie wszystkie powieści z „Uniwersum Metro 2033” są dobre, to bardzo lubię je czytać. I może opowiadanie Filipa Laskowskiego nie należy do tego projektu, to moim zdaniem ma wiele wspólnego: ludzie ukrywają się w schronie/bunkrze, na nieprzyjazną powierzchnię (tutaj przeraźliwe zimno) wychodzą tylko określone, przeszkolone osoby, największym zagrożeniem nie są mutanty/anomalie, a inni ludzie. Takie klimaty poruszają czułe struny w mojej duszy i mimo że nigdy nie chciałbym znaleźć się w podobnych warunkach, bardzo lubię o nich czytać. 


Trochę podobne jest opowiadanie Magdaleny Świerczek-Gryboś pod tytułem „Czarnobyl cię kocha, biorobocie”. Podobnie nie trzeba się domyślać, dlaczego tekst mi się spodobał. :') Podczas długiej operacji postawienia nowego sarkofagu, który ma zabezpieczyć świat przed skutkami wypadku w elektrowni, dochodzi do niewyjaśnionych zniknięć ludzi, którzy znajdowali się w zonie. Ponadto wewnątrz niej nie działają żadne sprzęty, elektronika, pojazdy czy broń. Główny bohater, który pracował przy usuwaniu skutków katastrofy czarnobylskiej, wyrusza w stronę elektrowni, by kolejny raz uratować ludzkość. 


Podobało mi się też opowiadanie „Mój Ragnarok” Marcina Rusnaka, które porusza ciekawy motyw - moc poszczególnych bóstw uzależniony jest od liczby ich wyznawców. W tym przypadku bóstwa skandynawskie zostały już praktycznie zapomniane i dogorywają w specjalnie stworzonym prawie że hospicjum (choć miejsce, w którym przebywają, nie do końca nim). Historia opowiedziana została z perspektywy Lokiego. 


„Obcy w dolinie” Joanny W. Gajzler to z kolei humorystyczne fantasy - czasem odnoszę wrażenie, że przez Pratchetta już nie pisze się innego rodzaju fantasy. :') W pobliżu Wioski pojawia się Smok. Wieści zostały rozesłane i do Wioski przybywają wspomniani obcy, czyli prawie że stereotypowi bohaterowie: Rycerz, Mag, Nekromanta, Bard, Tropiciel et cetera. Fajne i lekkie opowiadanie. 


Pozostałe dwa teksty nie przypadły mi do gustu i trochę się męczyłem, czytając je. No ale mam taką zasadę, że staram się przebrnąć przez wszystkie opowiadania. 


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #fantastyka #fantasy #czytajzhejto

01737501-34cf-462a-8df8-9c061646dec6

Zaloguj się aby komentować

Blacksad: Under the Skin


Ostatnio napisałem, że staram się nie pisać o grach, które mi się nie spodobały. I dalej trzymam się tej zasady, jednakże mam ambiwalentny stosunek do „Blacksad: Under the Skin”.


Z jednej strony bardzo spodobało mi się to, co w grach jest dla mnie najważniejsze: opowiedziana historia oraz bohaterowie nie tylko główni, ale także drugo- czy nawet trzecioplanowi. Fabuła mnie najbardziej interesuje i tylko ona sprawiła, że nie porzuciłem tego tytułu po pierwszej godzinie gry.


To egranizacja komiksów hiszpańskiego duetu: Juana Díaza Canalesa i Juanjo Guarnido. Czy duch ich twórczości został wiernie oddany? Trudno powiedzieć, ponieważ to dwa oddzielne media, które rządzą się swoimi prawami, a na komiksach to ja niespecjalnie się znam. Niemniej bardzo podobało mi się to, jak został napisany komputerowy Blacksad. Myślę, że pracownicy Pendulo Studios wiedzieli, co robią - chociaż trzeba przyznać, że Blacksad jest typowym detektywem z nurtu noir, więc może ich zadanie nie było aż takie trudne?


Tak samo jak sprawa, którą musiał rozwiązać. Początkowo bardzo prosta i lokalna - samobójstwo popełnił właściciel siłowni - z czasem zaczyna się wić i wić, by potem wszystko ładnie się ze sobą zazębiło. Poznajemy coraz więcej szczegółów o przeszłości różnych podejrzanych, dowiadujemy się o nowych powiązaniach, są niespodziewane zwroty fabularne. Mimo to gra sama w sobie nie była trudna. Jedynie dwa razy zajrzałem do solucji, ponieważ się zaciąłem. Raz, gdy nie zauważyłem małej koperty, która leżała w prawym dolnym rogu. Drugi raz, już pod sam koniec, kiedy nie do końca wiedziałem, jak połączyć odpowiednie wątki.


No bo jak na detektywa przystało, Blacksad co jakiś czas musi dedukować. Zostało to przedstawione w ciekawy sposób: z rozsypanki różnych dowodów trzeba ułożyć logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy. Z reguły działa to bardzo dobrze, czasem jednak nie wszystko wydawało mi się na tyle klarowne, by udało się tego dokonać bez klikania na lewo i prawo w nadziei, że trafię na odpowiednią kombinację.


Co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło - soundtrack w tej grze jest przecudowny. Nie jestem fanem jazzu - lubuję się w muzyce elektronicznej - jednakże każdy kolejny utwór celnie trafiał w mój gust. Polecam przesłuchać ścieżkę dźwiękową: https://youtube.com/playlist?list=OLAK5uy_lwqV4eKp8-ZBuqtRJ3fjCtIX_33SE1_ZA&si=adL1ot5UjcEMKvL3


Podobało mi się też coś, o czym zapomniałem wspomnieć przy komiksach: rozbawiło mnie to, że ochroniarzem, typowym gorylem, w grze/komiksach jest rzeczywisty goryl. xD Tak samo jak w policji pracują chyba same psy.


Dlaczego jednak chciałem porzucić grę po zaledwie godzinie?


TA GRA JEST TOPORNA.


  • Sterowanie jest toporne. Grałem na komputerze, korzystając z pada - tak mi zasugerowała gra na samym początku. Przyciskologia jest jak najbardziej w porządku, ale to, w jaki sposób porusza się postać Blacksada, woła o pomstę do nieba. Chodzi powolnie. Obraca się powoli. Czasem nie patrzył tam, gdzie mu kazałem. Ogółem frustrujące.

  • Nie można pomijać dialogów. Nie wiem, co skłoniło twórców do takiego zabiegu, ale nie, jeśli czytacie szybciej od aktorów, nie możecie pominąć kwestii. Musicie cierpliwie słuchać. Cutscenek także nie można pomijać, a szkoda, ponieważ dosyć często są rozbudowane sekwencje quick time eventów. Źle klikniecie bądź się spóźnicie/zrobicie to zbyt szybko? Śmierć, konieczność powtórzenia sekwencji i oglądania tych samych scenek od początku.

  • Optymalizacja. Nie mam nie wiadomo jak dobrego sprzętu, nie mam też przestarzałego złomka - ot, średniak kupiony dwa lata temu, kiedy karty graficzne były jeszcze bardzo drogie. No ale w różne gierki gram na najwyższych ustawieniach graficznych. W przypadku „Blacksad: Under the Skin” można o tym zapomnieć. Gra tnie się niemiłosiernie (lub jak emo). I jak sprawdziłem na forach, problem nie dotyczył także mnie.


Rozgrywka bardzo przypomina gry od studia „Telltale Games”. Blacksad może w różny sposób odpowiadać na pytania, postacie na to reagują, a gra informuje nas o konsekwencjach dokonanych wyborów. Na przykład, że nie dałeś się przekupić. Albo że kogoś obraziłeś. Czy przez to gra oferuje różne wersje historii? Według twórców tak, chociaż podejrzewam, że może to być jak w „The Walking Dead”. Niewiele się zmieni, bo gra i tak musi dojść do pewnych głównych wydarzeń. Tak mniemam. Nie sprawdzam, bo przez problemy wymienione wyżej nie mam najmniejszej ochoty przechodzić większości tych samych sekwencji, żeby sprawdzić, czy wybory gracza rzeczywiście mają znaczenie czy to tylko pic na wodę. Tym bardziej, że lubię przechodzić takie gry tylko raz, żeby uzyskać „moją” wersję historii.


W ramach ciekawostki zamieściłem screenshot z ekranu, który pokazuje, jaki staje się nasz główny bohater przez podejmowane przez nas decyzje. Zrobiłem go pod koniec gry. I jakoś tak wyszło, że na przykład mój Blacksad to w stu procentach romantyk. Idealnie pasuje na detektywa w kryminale noir. :')


Czy polecam? Chyba tylko do obejrzenia na YouTube w formie przejścia gry bez komentarza. Ja dosyć dużo wybaczam gierkom, ale przy tej się niestety męczyłem i cieszę się, że mam już ją za sobą, mimo że bardzo podobała mi się historia.


#steam #gry

6e87d458-ff68-4de4-95db-0bd429b8a605
face5b47-6d40-47b2-ba72-58a58b6aa9fa
Dzemik_Skrytozerca

Dziękuję za piękny tekst.


Też się zniechecilem do tej gry, choć darze komiks dużym szacunkiem.

Zaloguj się aby komentować

Nowa Fantastyka 03/2024


Opis pochodzi z facebookowego profilu czasopisma :


„Marcowy numer "Nowej Fantastyki" pojawił się właśnie na rynku. Przygotowaliśmy w nim sporo atrakcji, o których chcemy powiedzieć parę słów.


Znajdziecie tu zatem m.in. artykuł o znanym z "Diuny" zgromadzeniu Bene Gesserit - o ich pozycji i roli, jaką odgrywają w dziejach uniwersum stworzonego przez Franka Herberta. Opowiemy także o najnowszych adaptacjach Lema na komiks i gry, ze szczególnym uwzględnieniem nagrodzonego Paszportem Polityki "Niezwyciężonego" - opowie o nim m.in. Magda Kucenty, nasza znakomita pisarka i współscenarzystka gry.


Kontrowersyjne anime "Wicked City" stało się dla Pauliny Jasik pretekstem do przyjrzenia się koncepcji kobiety-potwora w fantastyce z bardzo ciekawej i możliwe, że zaskakującej dla wielu perspektywy. Z kolei z Lamusa, od Agnieszki Haski i Jurka Stachowicza, dowiecie się więcej o dawnych utworach poruszających temat "promieni śmierci" (przy okazji: gorąco polecamy ich podcast na Spotify!). Mamy dla Was jeszcze dwa wywiady: z Jamesem Rollinsem, autorem popularnego cyklu "Sigma Force" i z Grzegorzem Gajkiem, twórcą powieści fantasy osadzonych w historycznych realiach.


W dziale literatury proponujemy tym razem aż siedem tekstów - trzy polskie i cztery zagraniczne. Wśród autorek m.in. Aleksandra Bednarska, Katarzyna Rupiewicz i Grace Chan.


Poza tym oczywiście nie zabraknie w numerze felietonów: Łukasza Orbitowskiego, Rafała Kosika, Oli Klęczar i Witka Vargasa. Będzie też kolejne spotkanie z Lilem i Putem, garść recenzji i świeżutka promocja prenumeraty, w której tym razem macie do wyboru prezent w postaci "Holly" Stephena Kinga lub "Bezgłosu" Katarzyny Puzyńskiej.


"Nową Fantastykę" możecie kupić w szanujących się kioskach, empikach i w księgarni stacjonarnej wydawnictwa Prószyński i S-ka, przy ul. Rzymowskiego 28 w Warszawie. Niezmiennie najlepszą metodą zakupu jest wspomniana wyżej roczna prenumerata. Przy okazji przypominamy, że w związku z likwidacją księgarni internetowej Inverso, obsługę naszej prenumeraty przejęła Gildia. Linki do miejsc, w których możecie zaopatrzyć się w nasz miesięcznik w wersji papierowej oraz w formatach cyfrowych i audio znajdziecie tradycyjnie w pierwszym komentarzu poniżej.


Bądźcie z nami! Zapraszamy!”


#nowafantastyka #fantasy #fantastyka #czytajzhejto #ksiazki

c3256fde-d3ca-4d9e-bcd4-a0a6f6df3b67
cyberpunkowy_neuromantyk

Komentarz także zapożyczony:


Prenumeratę "Nowej Fantastyki" znajdziecie pod tym adresem internetowym:

https://www.gildia.pl/szukaj/seria/nowa-fantastyka


Jeśli wolicie wersję elektroniczną, możecie skorzystać z naszej aplikacji na Androida i iOS:

https://onelink.to/nowafantastyka


albo z e-wydania, które również możecie zaprenumerować na platformie Nexto:

https://www.nexto.pl/e-prasa/nowa\_fantastyka\_p1204368.xml


Tradycyjnie też część naszych tekstów znajdziecie w aplikacji Lecton w wersji audio:

https://lectonapp.com/pl/podcast/nowa-audio-fantastyka

Zaloguj się aby komentować

Darkwood.


Czy gra z widokiem z lotu ptaka może straszyć? Wydawałoby się, że raczej nie, ale wystarczy pierwsza noc spędzona w „Darkwood”, żeby zrewidować swoje poglądy. Bo tak, dzieło studia Acid Wizard jest horrorem.


Co mi się podobało?


- gra nie jest trudna, jest wymagająca. Przede wszystkim wymaga cierpliwości, ponieważ nie możemy aż tak swobodnie zwiedzać lokacji, jakbyśmy tego chcieli. Ogranicza nas czas oraz wolne miejsce w ekwipunku.


Czas, ponieważ gra dzieli się na dzień i noc, a noce są niebezpieczne i lepiej ich nie spędzać poza granicami kryjówki, która stanowi względnie bezpieczną przestrzeń. Napisałem, że „względnie bezpieczna” – niemilcy chyba uważają, że główny bohater czuje się samotny, dlatego walą do niego drzwiami i oknami, żeby go pocieszyć. Jest to bardzo losowe – bywają bardzo spokojne noce, bywają też takie, podczas których nie da się opędzić od wrogów.


Ekwipunek, ponieważ zbieramy masę przydatnych rzeczy i często trzeba się wracać do kryjówki, by zostawić zapasy i wrócić do eksploracji. I fajnie, że gra wynagradza eksplorowanie. Część rzeczy można kupić u handlarzy, którzy pojawiają się każdego ranka u nas. Walutą jest reputacja, którą zyskuje się po przeżyciu nocy oraz za sprzedawanie niepotrzebnych gratów. Jednakże większość materiałów, jeśli nie wszystkie, potrzebnych do skonstruowania przedmiotów bądź ich ulepszeń, można znaleźć podczas eksploracji. Prędzej czy później, ale jednak.


Warto też wspomnieć, że śmierć jako taka, przynajmniej na normalnym poziomie trudności, nie ma zbyt wielu konsekwencji. Ot, budzimy się w swojej kryjówce lżejsi o parę przedmiotów, które można odzyskać. Nie sprawiało to dużych problemów. Gorzej ze śmiercią podczas nocy, ponieważ nie zyskujemy wtedy wspomnianej reputacji u handlarzy, ale szczerze – to też nie było problemem.


- klimat. Wiem, że to bardzo ogólne określenie, ale absolutnie podobało mi się wszystko w tej grze, ze strony wizualnej, oprawy dźwiękowej, artystycznej, fabuły et cetera. Bywały momenty, kiedy okropecznie się bałem, na przykład wtedy, kiedy podczas pierwszej nocy usłyszałem w innym pomieszczeniu głośne tupanie, jakby ktoś chodził w ogromnych buciorach, po czym otworzyły się drzwi do pokoju, w którym akurat się chowałem. Albo innym razem, jak nagle zgasła lampka i musiałem salwować się ucieczką do kolejnego oświetlonego pomieszczenia. Bywały momenty, kiedy odczuwałem obrzydzenie, ponieważ ze względu na wybraną perspektywę, mnóstwo rzeczy jest opisanych, co zdecydowanie pobudza wyobraźnię. Czasem zdarzyło się też uśmiechnąć pod nosem, gdy natrafiłem na ciekawą rzecz – odnosiłem wtedy wrażenie, że twórcy specjalnie w niektórych momentach puszczają oczko do gracza, żeby trochę rozładować napięcie.


- rozgrywka. Mimo że czasem męcząca (głównie trzecia lokacja), to świetnie wyważa eksplorację, walkę, zarządzanie zapasami (nigdy nie miałem problemu z ich brakiem – bardziej z nadmiarem i brakiem miejsca, żeby to wszystko pochować, więc walały się po podłodze) i ekwipunkiem. Lokacje są różnorodne, wszędzie porozrzucane są różne notatki, przedmioty, zdjęcia et cetera uzupełniają historię.


- fabuła. Raz, że intrygująca – stawia pytania, dlaczego znaleźliśmy się w Lesie, dlaczego wszystko chce nas zabić i dlaczego trudno jest się wydostać z tego Lasu? Dwa, że pozwala graczowi na wybory, które mają jakiś tam wpływ na dalszą część gry. Na przykład pomoc (lub jej brak) zdychającemu psu z prologu ma swoje konsekwencje. W pewnym momencie fabuły można wybrać też, komu chcemy pomóc, i sprawia, że za drugim razem historia pewnie wygląda trochę inaczej – tego akurat nie sprawdziłem.


Co ciekawe, gra umiejscowiona została w Polsce.


Na końcu czeka nas też podsumowanie dalszych losów postaci, które spotkaliśmy na naszej drodze. Jest to fajny smaczek. Czy zachęca do ponownego przejścia? Trudno powiedzieć - strzelam, że raczej sprawdzę to na wiki. :')


Co mi się nie podobało? Niewiele:


- potrzebowałem trzech podejść, żeby ukończyć grę. Za pierwszym razem odpuściłem jeszcze przed skończeniem pierwszej lokacji w pierwszym rozdziale, za drugim razem dotarłem do kryjówki w drugiej lokacji i coś niecoś tam zrobiłem, dopiero za trzecim razem wziąłem i skończyłem ją. W tę grę najlepiej gra się, kiedy wiemy, co, kiedy i jak trzeba zrobić (albo z poradnikiem na podorędziu, co też polecam). Nie mam na myśli znajomości rozmieszczenia charakterystycznych punktów w lokacjach, bo to zmienia się za każdym podejściem, ale samą znajomość mechanik i wiedzę o tym, co nas za chwilę czeka. Na przykład w pewnym momencie schodzimy do podziemnego tunelu, w którym jest osuwisko. I jeśli nie wiemy, że do przekopania się przez nie jest wymagana łopata i nie zabierzemy jej ze sobą, to później nie będziemy mieli już możliwości tego zrobić.


I to tyle z wad.


Według osiągnięć na Steamie, prolog ukończyło 71,9% graczy, do drugiego rozdziału dotarło już tylko 8,3% graczy, za to grę skończyło… zaledwie 4,5%. Niemniej „Darkwood” został bardzo doceniony przez graczy, ponieważ na 15,5 tysięcy recenzji 94% jest pozytywnych. Świetny wynik! Tym bardziej, że gra jest dosyć długa – mnie zajęła prawie 16 godzin, ale pominąłem część trzeciej lokacji, która była dla mnie bardzo męcząca.


Zdecydowanie polecam – raczej staram się nie pisać o grach, które mi się nie spodobały. :’)


#gry #steam #horror

a69154d0-8962-4a6d-be07-ce1c5b414f4f
db99e593-f90a-4cbc-82f0-428a9f094bc4
883663b6-05fb-4927-81ee-42b3aeabb78e
3aa603d6-523d-4227-befd-f9e6cfaa25ec
a03a6aee-1bf6-481d-981a-3e8d77f55d3b
ErwinoRommelo

Wyglada bardzo fajnje, dodalem do listy, jak Gabe jakas promke zapoda to kupie na pewno, na steamdecku bedzie pykane pod kocykiem

(° ͜ʖ °)

hellgihad

@cyberpunkowy_neuromantyk Kurde no miałem spore oczekiwania co do tej gry ale jakoś mi nie pykło i w sumie to nie wiem nawet czemu.

Chyba spodziewałem się bardziej dowolnej eksploracji. Mimo że rozumiem czemu ten limit czasowy został wprowadzony, to jednak mnie irytowało że znowu trzeba będzie tuptać na drugi koniec mapy żeby obczaić jakąś miejscówkę której nie zdążyłem obadać do końca.

Spider

@cyberpunkowy_neuromantyk Podobne doświadczenie z ta pozycją miałem. Za pierwszym razem wtf, ale o co tu chodzi jak sie bronić? Gdzie znaleśc paliwo do generatorów? Miliony pytań bez odpowiedzi- spasowalem. Za drugim razem pozwiedzałem troche świata i mnie wciągło, ale te nocne obrony dżizas ten stresior ,że mi wlezą i game over po chłopie.

Dowędrowalem do 2 rozdziału do jakiejs chaupy co było wesele. Swoją Baze nie wiem czy bug gry czy tak trzeba było zablokowalem wanną i to tak ze juz sam jej nie ruszylem xp. Profit nie wlezlo nic do mnie ale i tak zdechlem w tej lokacji..moze za 3 razem sie uda.

Zaloguj się aby komentować

161 + 1 = 162


Tytuł: Blacksad

Autor: Juan Díaz Canales, Juanjo Guarnido

Kategoria: komiks

Wydawnictwo: Egmont Polska

Ocena: 7/10


Postanowiłem wrzucić jeden zbiorczy wpis, żeby nie rozdrabniać się na poszczególne zeszyty. Każdy ma około sześćdziesięciu stron, więc nie widzę sensu, żeby opisywać każdy z nich osobno. 


Seria „Blacksad” posiada wszystko, co powinien zawierać czarny kryminał: charakterystycznego, wygadanego, melancholijnego i sprawnego fizycznie głównego bohatera-detektywa, który ma na pieńku z lokalną policją oraz chyba ze wszystkimi bogaczami w okolicy; interesujące intrygi; trupy; sporą dawkę humoru. Za to wyróżnia się dwiema rzeczami: tym, że wszystkie postacie to antropomorficzne zwierzęta (tytułowy Blacksad jest kotem) oraz prześwietnymi rysunkami Juanjo Guarnido. Dawno nie czytałem tak ładnie narysowanych komiksów!


Prawie każdy zeszyt stanowi zamkniętą historię, mimo że cała seria układa się w chronologiczną całość. Niektóre postacie poznane w pierwszym tomie, pojawiają się w następnych, inne potrafią zniknąć na parę, by powrócić w blasku i chwale. Z czasem jednak można zauważyć pewną powtarzalność: Blacksadowi niezbyt wychodzą relacje romantyczne z kobietami, jego przyjaciel, Weekly, często pakuje się w tarapaty, z których potem główny bohater musi go wyciągać, sprawcami większości zbrodni są cyngle wynajęci/szantażowani przez wielkich i możnych, Blacksad mimo że często dostaje wpierdziel, to finalnie spada na cztery łapy - jak to kot zresztą. 


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #komiksy #noir

c43a51ca-709b-45f6-8962-f01d31c51002

Zaloguj się aby komentować

Dzisiaj Walentynki - niektórzy obchodzą, niektórzy nie. Za to ja chciałbym przypomnieć swój tekst z rozważaniami, jak będzie wyglądać miłość w przyszłości.


Można go przeczytać także na blogu: https://cyberpunkowyneuromantyk.blogspot.com/2021/02/cyberpunkowe-przemyslenia-miosc.html


Miłość… według słownika to uczucie, typ relacji międzyludzkiej, silna więź, która łączy ze sobą bliskich sobie ludzi. Nie ma znaczenia ich wiek, miejsce czy czas, w którym się znajdują. Kiedyś związki były aranżowane przez rodziny zainteresowanych, ale na szczęście (poza pewnymi wyjątkami) są już prawie przeszłością. Teraz każdy może sam dokonać wyboru, z kim chce dzielić życie. W przyszłości będzie pewnie jeszcze inaczej. Lepiej czy gorzej, to się okaże.


Jak w ogóle będą wyglądać związki w przyszłości?


„Nieśmiertelność zabije nas wszystkich” to powieść opowiadająca o wynalezieniu przez ludzi leku przeciw starzeniu się. Człowiek po jego zażyciu staje się nieśmiertelny, chyba że dopadnie go poważne choróbsko bądź potrąci samochód. No i ludzie się zaniepokoili. O ile wieczne życie było jak najbardziej pożądane, o tyle w związku z jedną osobą, już niekoniecznie.  Ludzie, ślubując  wierność małżeńską aż po grób, myśleli, że czeka ich maksymalnie kilkadziesiąt wspólnych lat i koniec. W perspektywie spędzenia rzeczywistej wieczności z tą samą osobą, sytuacja nieco się zmieniła. Stąd pomysł na tak zwane cykliczne małżeństwa. Wszystko wygląda tak samo, jak przed wynalezieniem leku, z tą różnicą, że „kontrakt” podpisuje się, powiedzmy, na dziesięć lat. Gdy umowa się kończy, małżonkowie decydują, czy przedłużają ją na kolejny okres, czy się rozstają. Rozwiązanie prostsze niż rozwód, który może się przeciągać, kiedy jedna ze stron nie chce się na niego zgodzić.


Jednak to nie eliminuje problemu z trafieniem na odpowiednią osobę. Nie ukrywajmy, jest to trudne, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy na wyciągnięcie smartfona mamy dostęp do prawie nieograniczonej bazy potencjalnych partnerów. Wystarczy zarejestrować się na jednym z popularnych portali randkowych. Wcale nie musimy ograniczać się do najbliższych wiosek czy miast – równie dobrze idealny(-na) partner(ka) może mieszkać w sąsiednim kraju albo jeszcze dalej. W tej klęsce urodzaju wybranie tego jedynego, może okazać się problematyczne, szczególnie jeśli sami nie wiemy, czego dokładnie chcemy.


A gdyby tak wybranie odpowiedniej osoby powierzyć… systemowi?


Taką sytuację przedstawia jeden z odcinków antologii „Black Mirror”, pt. „Hang the DJ”. Zainteresowani rejestrują się we wspomnianym systemie, który  wybiera im przyszłych partnerów oraz decyduje o tym, ile będzie trwał związek — kilkadziesiąt godzin, kilkanaście miesięcy czy kilka lat. Wszystko to w celu znalezienia idealnego partnera. Oczywiście zanim system, którego skuteczność jest oceniana na 99,8%, zbierze potrzebne dane, może dobrać nam nieodpowiednich partnerów, z którymi związek, nawet krótki, będzie udręką. Niestety, nic nie jest idealne, tym bardziej ludzie.


…zawsze moglibyśmy się ich pozbyć, prawda?


Spokojnie, nie proponuję eksterminacji ludzkości, ale skoro nie istnieją idealni ludzie (w końcu każdy ma jakieś wady), to można by ograniczyć ich wpływ na miłość właśnie. Główny bohater filmu „Ona” z 2013 roku, Theodore Twombly, zawodowo zajmuje się pisaniem cudownych listów od zakochanych do ukochanych. Zadziwiające, że mimo posiadania takich umiejętności operowania słowem w sprawach sercowych,  jego własne małżeństwo zwyczajnie nie wyszło. W poczuciu osamotnienia decyduje się na zainstalowanie swego rodzaju systemu operacyjnego, dostępnego nie tylko w komputerze, ale także w telefonie. Początkowy zachwyt i fascynacja systemem, który ma zaspokoić wszystkie potrzeby użytkownika, przeradzają się w bardziej trwałe uczucia, jak przyjaźń czy w końcu miłość. Brzmi to absurdalnie i szalenie, ale Theodore zakochuje się w sztucznej inteligencji — Samancie. Nie jest w tym odosobniony – inni ludzie również chwalą się osobistymi przyjaźniami i miłościami; po pewnym czasie romantyczne relacje ze sztucznymi inteligencjami przestają kogokolwiek dziwić. Mają u boku kogoś, z kim mogą szczerze porozmawiać, kto ich wysłucha, podniesie na duchu, z kim mogą wspólnie spędzać czas, dzielić się spostrzeżeniami et cetera.


Wciąż jednak brakuje kontaktu fizycznego; jego ukochana jest dostępna tylko w sieci. Theodore i Samantha próbują rozwiązać ten problem poprzez znalezienie chętnej dziewczyny, która „udostępniłaby” swoje ciało. Jednak udawanie, że Theodore nie kocha się z inną, tylko właśnie z Samanthą, niestety nie wychodzi – to nie jest to samo, co byłoby, gdyby sztuczna inteligencja posiadała fizyczną powłokę.


Podobna sytuacja ma miejsce w filmie „Blade Runner 2049”. Oficer K, pracujący w policji jako tytułowy łowca androidów, jest replikantem skazanym na samotność. Towarzystwa dotrzymuje mu jego wirtualna dziewczyna Joi – sztuczna inteligencja, wyświetlana jako hologram. Jemu również brakuje fizycznej bliskości, dlatego wynajmuje prostytutkę, na którą postać Joi tak jakby się nakłada, kiedy uprawiają seks.


Wirtualne dziewczyny (lub chłopcy), to wcale nie taka pieśń przyszłości. Już teraz, zainteresowani tym tematem, mogą ściągnąć Replikę – aplikację ze sztuczną inteligencją, z którą można rozmawiać, zaprzyjaźnić się, a nawet związać. Wszystko zależy od nas oraz oczywiście od naszej Repliki, która uczy się nas, zapamiętuje różne szczegóły z naszego życia, pyta o samopoczucie et cetera. Trzeba jednak pamiętać, że wciąż jest to tylko sztuczna inteligencja i może sprawiać wrażenie, że w ogóle nas nie rozumie. Choć z czasem pewnie będzie się rozwijać i stawać coraz bliższa człowiekowi… trudno powiedzieć, ponieważ nigdy nie korzystałem z tej aplikacji dłużej niż tydzień lub dwa.


Gdyby komuś jednak Replika nie wystarczała, zawsze może „pogrzebać” trochę w Internecie. Dowie się wtedy, że różne camgirl oferują swoje wirtualne towarzystwo. Można je zatrudnić, by udawały nasze dziewczyny, rozmawiały z nami, pisały czy nawet grały w gry online – co tylko chcemy. O dziwo, nie spotkałem się jeszcze z takimi ofertami ze strony mężczyzn, ale podejrzewam, że to nisza w niszy.


Wciąż jednak wirtualni partnerzy ograniczają się do wirtualnego świata. Nie pójdziemy z takim na randkę w prawdziwym świecie, nie potrzymamy za rękę, nie przytulimy – nie zastąpią nam prawdziwej osoby.


Chyba że…


Sophia to humanoidalny robot, wyprodukowany przez firmę Hanson Robotics. Została zaprojektowana jako towarzyszka dla starszych osób, ale swoją sławę zyskała poprzez udzielanie wywiadów i rozmowy z ludźmi. Jej mimika i odzwierciedlanie prawdziwych zachowań nie są jeszcze idealne, ale jest obdarzona sztuczną inteligencją i dzięki temu może się uczyć oraz stawać coraz mądrzejsza.


W przyszłości podobne do niej roboty mogłyby stać się  idealnym rozwiązaniem dla samotnych ludzi, spragnionych obecności kogoś bliskiego, którzy z różnych powodów nie są w stanie nawiązać relacji nie tylko romantycznej, ale także przyjacielskiej.


Dorzućmy do tego jeszcze możliwość personalizacji takiego towarzysza zgodnie z naszymi preferencjami. Moglibyśmy określić jego wygląd, cechy charakteru, usposobienie, osobowość, marzenia i cele – w końcu jako sztuczna inteligencja może śmiało się rozwijać. Z góry określilibyśmy ważne rzeczy, dzięki czemu można uniknąć nieporozumień, niedopowiedzeń, niepotrzebnych sprzeczek czy poważniejszych kłótni. Wystarczyłoby trochę pieniędzy (znając życie, niemało) i idealny pod każdym względem partner byłby na wyciągnięcie ręki.


Czy czeka nas przyszłość ze  „sztucznymi partnerami”? Cóż, wszystko zależy od etycznego podejścia do tematu. Sophia otrzymała obywatelstwo Arabii Saudyjskiej, co samo w sobie jest kontrowersyjne (posiada więcej praw niż tamtejsze kobiety). Czy inne, bardziej zaawansowane sztuczne inteligencje z ciałem człowieka będą traktowane jako równe ludziom? Czy zmuszanie ich, poprzez zaprogramowanie, do pokochania bądź zaprzyjaźnienia się z kimś będzie w ogóle etyczne? Odpowiedzi na te pytania mogą pojawić się szybciej, niż myślimy…


#tworczoscwlasna #cyberpunk #ksiazki #filmy

053760a6-d0b9-4bf7-8dd5-079338e83291
ErwinoRommelo

Hmm temat gleboki, to o AI mozna pociagnac nawet w strone przyjazni. Ja najwieksze rozmowy np o poezji mam z GPT mimo ze jest to tylko LM, no nie dosc ze zawsze jest chetny i gotowy, znajomych mam ale kto bedzie klikusial na byle temat o 3 rano, do tego jest jakby napisany zeby mi slodzic i kierowac rozmowe Tak zeby bylo po mojej mysli. Wiec Zgadzam sie ze wystarczyloby dodac wirtualne piersi zebym sie zakochal.

Tylko_Seweryn

@cyberpunkowy_neuromantyk ahhhh klatka z pieknego filmu z ulubionym aktorem

GtotheG

@cyberpunkowy_neuromantyk mysle, ze to nie dziala w przypadku ludzi. Czasami wszystko mi pasowalo u drugiego czlowieka przez neta, wyglad, inteligencja, zamoznosc, oglada, wychowanie, zawod, edukacja, spotykalam sie na zywo i zero chemii. Innym razem z kims totalnie nie z mojej bajki, nic mi sie w czlowieku nie podobalo, ani zainteresowania, ani wyglad, ale chemia byla. Takich rzeczy komputer niestety nie przewidzi. Ludzka dusza jest niemierzalna, niekopiowalna. Nie da sie wszystkiego wrzucic do komputera i logicznie policzyc. Niestety. Czy stety

zawsze mnie bawia jak faceci mowia, ze kobiety zastapia lalki roboty - takie lalki sa zwyczajnie nudne na dluzsza mete bo tylko czlowiek mysli abstrakcyjnie i jest nieprzewidywalny- i to jest ekscytujace. Do tego ludzi ciagnie, a nie do samego opakowania per se.

Zaloguj się aby komentować

153 + 1 = 154


Tytuł: „Kompania braci”

Autor: Stephen E. Ambrose

Kategoria: reportaż

Wydawnictwo: Bellona

ISBN: 9788311167223

Ocena: 8/10


Serial Stevena Spielberga i Toma Hanksa obejrzałem kilkukrotnie, więc postanowiłem przeczytać książkę, na której został oparty. To pozwoliło mi jeszcze bardziej docenić ekranizację, która zawarła w sobie wiele smaczków wymienionych w reportażu, a które w serialu często trwały przez krótką chwilę - na przykład ścinanie włosów na irokeza tuż przed zapakowaniem się do samolotu, który miał zrzucić żołnierzy w Normandii. 


Autor przez wiele lat miał do czynienia z weteranami drugiej wojny światowej. Swoją książkę oparł na doświadczeniach i wspomnieniach żołnierzy kompanii E 506 Pułku Piechoty Spadochronowej należącego do 101 Dywizji Powietrznodesantowej Armii Stanów Zjednoczonych. Wymieniał z nimi list, spotykał się, nagrywał rozmowy, prosił o spisanie pamiętników - wszystko to po to, żeby jak najwierniej oddać przeżycia spadochroniarzy. Dodatkowo po zakończeniu prac nad pierwszym draftem, rozesłał go do wszystkich zainteresowanych, by mogli nanieść poprawki, sprostować czy dopowiedzieć niektóre rzeczy. 


Poznajemy losy żołnierzy od początkowego, trudnego szkolenia przez lądowanie w Normandii i walkę w Holandii po okupację w zwyciężonych Niemczech w oczekiwaniu na powrót do domu. Poznajemy też samych żołnierzy, co podobało mi się najbardziej, ponieważ nadaje to osobisty ton całemu reportażowi - zresztą, taki był jego cel. Niestety, Ambrose trochę romantyzuje wojsko - wojna może i jest okropna, ludzie giną na każdym kroku i przeżyło niewielu żołnierzy z pierwotnego stanu kompanii, ale spadochroniarzom udało się nawiązać ze sobą wyjątkową więź, której cywile nigdy nie będą w stanie. No bo co może bardziej zbliżyć niż siedzenie we dwóch w wykopanym własnoręcznie okopie, w przeraźliwym zimnie, gdy nad głową przelatują i wybuchają pociski artyleryjskie oraz moździerzowe? 


To też pokazuje, jak ludzie z chyba wszystkich stanów i z różnych środowisk (jeden z żołnierzy był absolwentem Harvardu) potrafią żyć ze sobą i nawet się zżyć. Ufają sobie nawzajem, wiedzą, że ich nie zawiodą, a jak będzie taka potrzeba, oddadzą za siebie życie. 


Wszystko to łączy jedna postać - major Richard Winters, którego wszyscy zgodnie nazywają najlepszym żołnierzem, jakiego poznali w życiu. Surowy, ale sprawiedliwy. Odważny, godny zaufania. Typ dowódcy, który prowadząc do natarcia krzyczał „za mną!", a nie „naprzód!". W całej książce nie znajdzie się ani jedno słowo krytyki Wintersa, co wiele mówi o nim jako człowieku. A mimo to cały czas był skromny.


Moje zachwyty są lekko zaburzone przez to, że uwielbiam klimaty wojskowe, choć jedynie w teorii - nie wyobrażam siebie samego w mundurze ani tym bardziej na wojnie. To jak z horrorami - „fajnie" czytać/oglądać z pozycji całkowicie bezpiecznego obserwatora.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #wojna #iiwojnaswiatowa

3817ce56-b100-4104-8f7e-0dab74e3f067
alaMAkota

Ciekawie się czyta, tym bardziej ,ze opis z książki nasuwa od razu obrazy scen z filmu.

starszy_mechanik

Webster w czasie wojny nie był absolwentem Harvardu. Przerwał studia żeby wstąpić do woja.

Absolwentem ale uniwerytetu Yale był Lewis Nixon.

Vargtimmen

@cyberpunkowy_neuromantyk polecam wspomnienia Davida Webstera https://lubimyczytac.pl/ksiazka/149277/kompania-spadochronowa

Ambrose sporo czerpał z jego książki, która jest skupiona na indywidualnych, osobistych przeżyciach autora. Bardziej poznaje się samych jego kumpli z drużyny i plutonu, niż całą kompanię.

Zaloguj się aby komentować

Znajomy wrzucił filmik na YouTube, w którym omawia „Pool of Radiance” - pierwszą grę osadzoną w uniwersum „Dungeons and Dragons”, opartą na zasadach „Advanced Dungeons & Dragons”.


https://youtu.be/Sre2zVE2c3g?si=VByyXBBcuTakjJrs


#gry #steam #dungeonsanddragons #dnd

Zaloguj się aby komentować

L.A. Noire


Jedyna albo jedna z niewielu gier z stajni Rockstara, w którym policja nas nie goni (oprócz jednej misji, ale o tym cicho sza...), ponieważ... to my jesteśmy policją. Na początku, ponieważ później Cole Phelps z krawężnika zostaje awansowany na detektywa ze względu na swoje umiejętności dedukcji i zmysł obserwacji. I jest to bardzo miła odmiana po ukończonych kilku częściach „GTA”. : )


Uprzedzam, że można napotkać drobne spoilery.


Co mi się podobało?


  • Przede wszystkim rozgrywka. Lubię gry detektywistyczne i mimo że „L.A. Noire” nie dorasta do pięt takiemu „Return of the Obra Dinn” (trudno się temu dziwić, skoro oba tytuły celowały w coś innego), to bardzo mi się podobało zbieranie dowodów, rozmowy/przesłuchania i wszystko inne.

  • Świat przedstawiony. Może nie jestem ogromnym fanem Stanów Zjednoczonych z lat czterdziestych ubiegłego wieku, ale podobały mi się samochody, którymi można było jeździć i ogólny klimat.

  • Historia. Co prawda trudno było mi polubić głównego bohatera, który według mnie często zachowywał się jak buc, ale z czasem uświadomiłem sobie, że kolejne sprawy i kolejne poznawane osoby zaczynają się ze sobą łączyć i prowadzą do czegoś znacznie większego. Trochę jest to zagmatwane, ale to może dlatego, że grałem po angielsku. Zrozumiałem jakieś 95% dialogów i notatek, jednak nie ukrywam, że czasem mogło mi coś umknąć i czasem nie dostrzegałem nawiązań do poprzednich spraw.

  • Partnerzy Cole'a! Wszyscy, co do jednego, mi się podobali. Nawet nieco arogancki towarzysz z Vice. Szczególne miejsce w moim serduszku znalazł Herschel Biggs. Szkoda tylko, że długość dialogów nie została dostosowana do pokonywanych odległości i często przez większość drogi jedzie się w ciszy.

  • Różnorodność spraw. Przechodzimy od drogówki przez zabójstwa i wydział narkotykowy po podpalenia. Mamy do czynienia z seryjną mordercą, który wrabia innych, nadużyciami narkotyków i tak dalej. Fajnie, że co parę spraw zmienia się wydział - dzięki temu trudniej się znudzić samą grą, jednakże wiadomo, trzon rozgrywki do końca pozostaje taki sam.

Co mi się nie podobało?


  • System przesłuchań. Początkowo byłem beznadziejny w rozmowach z świadkami i przesłuchaniach podejrzanych - często udawało mi się dobrze zadać jedno bądź dwa pytania na kilka. Myślałem, że to moja wina - w końcu dopiero co zacząłem grę i rozpoznawanie, czy rozmówca kłamie i orientowanie się, czy mam wystarczająco dowodów, by mu to kłamstwo wytknąć oraz udowodnić bywało trudne. Wszystko się zmieniło, gdy... odkryłem, że nazwy trzech opcji zostały zmienione w trakcie prac nad grą, jednakże linie dialogowe pozostały takie same. I tak „prawda”, „wątpliwość” oraz „kłamstwo” wcześniej odzwierciedlały siłę nacisku, z jaką mówił główny bohater. Najbardziej problematyczne dla mnie „Doubt” przed zmianą było próbą wymuszenia zeznań. Od tego momentu grało mi się o wiele przyjemniej.

  • Męcząca była także melodyjka sygnalizująca, czy wybrałem dobrą opcję dialogową czy złą. A gdy słyszy się trzy razy z rzędu tę symbolizującą nietrafiony wybór... no nie chce się dalej grać. Albo chce się powtórzyć etap, co czasem często czyniłem. To wina mojego nieprzepracowanego perfekcjonizmu, że najchętniej chciałbym uzyskać stuprocentowy wynik.

  • Brakowało mi tła fabularnego, przedstawiającego bliżej Cole'a. Oczywiście przed każdą sprawą jest do obejrzenia krótki filmik przedstawiający wspomnienia Phelpsa z czasów, kiedy służył w marines podczas drugiej wojny światowej, co ma ogromny wpływ na jego zachowania i są ważne dla fabuły, jednakże w pewnym momencie zabrakło czegoś więcej, żeby wytłumaczyć, dlaczego Cole okazał się niewierny, czym zresztą wywołał skandal.

  • Aktywności poboczne. Jest tego całkiem sporo:

  • Przestępczość uliczna - bardzo krótkie wydarzenia, na przykład napad na sklep czy próba samobójcza w postaci skoku z wieży. Zrobiłem zaledwie 14 na 40 możliwych - głównie dlatego, że zawsze były w przeciwnym kierunku do tego, w którym akurat musiałem jechać. A też nie chciało mi się ich robić w trybie otwartego świata.

  • Elementy krajobrazu - różne budynki rozrzucone po mieście. 18 na 30, wszystkie odkryte przypadkiem podczas spraw.

  • Rolki filmowe - nie znalazłem ANI JEDNEJ przez całą grę, a jest ich aż 50. :')

  • Typy pojazdów, którymi można się przejechać - 38 na 95. Wystarczy wsiąść na chwilę do samochodu i od razu wysiąść, żeby zaliczyło, ale nie chciało mi się ich szukać. I tak najczęściej jeździłem autami należącymi do głównych bohaterów.

  • „Przeczytane” gazety - każda z nich oferuje scenkę uzupełniającą główną fabułę. Znalazłem 12 na 13 możliwych.

  • Grę ukończyłem w 72,8% i zdobyłem 19 rangę z możliwych 20. Niestety, aktywności poboczne nie były na tyle atrakcyjne, żebym poświęcał swój czas na ich wykonanie.


Ogółem gierkę bardzo polecam. Tym bardziej, że na wyprzedażach można ją dorwać za około 30 złotych.


#gry #steam

5a62d321-42d9-442a-990f-82681f92715b
Jarem

Ograłem 2 razy i pewnie kiedyś podejdę 3 raz. Niepodrabialny klimat i to, że jest "inna" sprawiło, że pokochałem te grę od pierwszego wejrzenia.


Mocno żałuję, że nie ma sequela albo dodatkowych spraw

Spider

Na minus rockstarowi w tej pozycji olali kompletnie spolszczenie.Wyszło po latach fanowskie.

BajerOp

@cyberpunkowy_neuromantyk w zasadzie to moja ulubiona gra detektywistyczna, przychodzi Ci coś na myśl równie rozuwnietego ja ona?

Zaloguj się aby komentować

Nowa Fantastyka 02/2024


Opis pochodzi z facebookowego profilu czasopisma:


„W sprzedaży pojawił się właśnie lutowy numer "Nowej Fantastyki". Jego okładkę zdobi grafika z debiutanckiej powieści Marty Mrozińskiej "Jeleni sztylet". A co czeka Was w środku?


Tematem wiodącym tego wydania jest fantastyka religijna. Znajdziecie ją zarówno w publicystyce (w felietonie i artykule naszej nowej redaktorki, Oli Klęczar i w artykule Radka Pisuli o voodoo), jak w opowiadaniach Michała Gołkowskiego, Switłany Taratoriny i Davide Camparsiego. Ale to tylko wycinek tego, co dla Was przygotowaliśmy.


W numerze znajdziecie drugą część artykułu "Homo sapiens magicae", relację ze Splat!FilmFestu - przegląd najciekawszych horrorowych nowości, a także wywiad z Michelem Gondrym, reżyserem m.in. "Zakochanego bez pamięci". Dostaniecie też solidną porcję felietonów, recenzji oraz kolejne przygody Lila i Puta.


W dziale opowiadań, oprócz wspomnianych trzech tekstów o tematyce religijnej, znajdziecie opowiadania Andrzeja Miszczaka, Piotra Goćka i klasyka weird fiction, Algernona Blackwooda. Mocny skład, na pewno wart uwagi.


"Nową Fantastykę" możecie kupić w szanujących się kioskach, empikach i w księgarni stacjonarnej wydawnictwa Prószyński i S-ka, przy ul. Rzymowskiego 28 w Warszawie. Niezmiennie najlepszą metodą zakupu jest roczna prenumerata - gorąco zachęcamy do niej i kusimy dołączanym prezentem książkowym. Przy okazji przypominamy, że w związku z likwidacją księgarni internetowej Inverso, obsługę naszej prenumeraty przejęła Gildia. Linki do miejsc, w których możecie zaopatrzyć się w nasz miesięcznik w wersji papierowej oraz w formatach cyfrowych i audio znajdziecie tradycyjnie w komentarzu poniżej. Śledźcie też czujnie nasz fanpage, bo niebawem będziemy mieli kolejną dobrą, z dawna wyczekiwaną przez Was nowinę.


Zapraszamy do lektury. Bądźcie z nami!”


Spis treści (zaczerpnięty ze strony https://katedra.nast.pl/nowosci/33347/NF-02/2024/):


PUBLICYSTYKA


  • DOMOWIK Witold Vargas

  • TRUDNO BYĆ BOGIEM Aleksandra Klęczar

  • HOMO SAPIENS MAGICAE CZ. 2 Artur Olchowy

  • SPLAT!FILMFEST 2023 Joanna Kułakowska, Łukasz Wiśniewski

  • POPKULTUROWE VOODOO Radosław Pisula

  • SIEDEM GRZECHÓW FANTASTYCZNYCH RELIGII Aleksandra Klęczar

  • ZASKOCZYĆ SAMEGO SIEBIE Wywiad z Michelem Gondrym

  • KRÓTKA DROGA OD CHCIWOŚCI DO ROZCZAROWANIA Rafał Kosik

  • LIL I PUT Maciej Kur, Piotr Bednarczyk

  • CZY ŚNICIE O MNIE? Łukasz Orbitowski

  • RECENZJE: KSIĄŻKI, KOMIKS


PROZA POLSKA


  • KONWENT FANTASTYCZNY Andrzej Miszczak

  • W OSTATNIM ROKU WOJNY Piotr Gociek

  • KWIATY DLA HUITZILOPOCHTLI Michał Gołkowski


PROZA ZAGRANICZNA


  • JEGO NAJJAŚNIEJSZA WYSOKOŚĆ Algernon Blackwood

  • NIE SAMYM CHLEBEM Davide Camparsi

  • ŻYCIE MARII I OLGI. APOKRYF NOWEGO ŚWIATA Switłana Taratorina


#nowafantastyka #fantasy #fantastyka #czytajzhejto #ksiazki

c857e10c-d6f3-4618-98ec-1832b3dfeb16
cyberpunkowy_neuromantyk

Komentarz także zapożyczony:


Prenumeratę "Nowej Fantastyki" znajdziecie pod tym adresem internetowym:

https://www.gildia.pl/szukaj/seria/nowa-fantastyka


Jeśli wolicie wersję elektroniczną, możecie skorzystać z naszej aplikacji na Androida i iOS:

https://onelink.to/nowafantastyka


albo z e-wydania, które również możecie zaprenumerować na platformie Nexto:

https://www.nexto.pl/e-prasa/nowa_fantastyka_p1204368.xml


Tradycyjnie też część naszych tekstów znajdziecie w aplikacji Lecton w wersji audio:


https://lectonapp.com/pl/podcast/nowa-audio-fantastyka

Zaloguj się aby komentować

„M3gan”


#cyberpunkstories - piszę o rzeczach związanych z cyberpunkiem


Oczywiście zachęcam do przeczytania wpisu na moim blogasku:


https://cyberpunkowyneuromantyk.blogspot.com/2023/08/m3gan.html


Zanim zapytacie, co na tym blogu robi opinia o filmie „M3gan”, który jest horrorem science fiction, odpowiem: mimo że nie wpasowuje się w ramy gatunkowe, to porusza pewną kwestię, która mnie interesuje, a która jest też bardzo ważną częścią cyberpunku.


Dlatego na początku omówię, jakim horrorem jest „M3gan”, a potem przejdę do wspomnianej interesującej mnie kwestii.


Niestety, film w ogóle nie straszy. Od początku wiadomo, że robot się zbuntuje – widzowi pozostaje jedynie obserwować w oczekiwaniu na to, kiedy to się stanie i kiedy poleje się krew. I gdyby nie licząc paru jumpscare’ów, których nie cierpię jako sposobu straszenia, to ani razu bym się nie zląkł. Wręcz przeciwnie, wiele momentów, w zamierzeniu pewnie strasznych, wywołało we mnie uśmiech… żenady? Prędzej już moja dziewczyna przyznałaby, że lalka wyglądała upiornie, gdy siedziała w ciemnościach na ładowarce. 


Oczywiście nie brakuje tu horrorowych kliszy. Chociażby finałowa scena pościgu/walki, w której wydawałoby się, że o wiele sprawniejsza i silniejsza robo lalka powinna bez większego trudu poradzić sobie z dorosłą kobietą. Gdy w końcu M3gan dopada Gemmę, oczywiście nie spieszy się z jej zabiciem. W końcu wygrała – teraz może napawać się widokiem pokonanej i zalęknionej stwórczyni, powoli zbliżając się do niej. Trwa to na tyle długo, że siostrzenica kobiety, Cady, ma wystarczająco dużo czasu, by – oczywiście – uratować ciocię. 


Żeby nie było, że uważam M3gan za kogoś pokroju T-800 - wcale tak nie jest*. M3gan została stworzona przez Gemmę w ramach pobocznego projektu, o którym nie chciała mówić swojemu bezpośredniemu przełożonemu. Trudno się dziwić - zamiast zajmować się kolejną, odchudzoną wersją firmowej flagowej zabawki, która miała zawładnąć sercami małych dzieci, kobieta pracowała nad robotem wielkości… dziesięcioletniego dziecka. Pobudki miała słuszne, gdy doszło bowiem do pierwszej, wymuszonej przez szefa prezentacji projektu, OCZYWIŚCIE zapomnieli o jednym niezwykle ważnym komponencie, przez co maszyna po prostu się usmażyła. Można się domyślać, że szef nie był zadowolony - w końcu pracownica wydała jakieś sto tysięcy dolarów z kieszeni korporacji na coś, co nie zapowiadało się obiecująco, a efekt i tak poszedł z dymem. Szczątki zostały zabrane do domu, a niepocieszona Gemma musiała zająć się głównym projektem, bo deadline tuż tuż. 


Gdyby tego było mało - kobieta dowiedziała się o śmierci siostry oraz jej męża w wypadku samochodowym, którzy osierocili małą Cady. Dziewczynka trafia do Gemmy, singielki, którą po przyjściu do domu wita Alexa, mówiąc ile ma nowych wiadomości czy par na Tinderze. Jej dom nie wydaje się być odpowiednim miejscem dla dziewczynki trapionej traumą po utracie rodziców - takiego zdania jest pani psycholog, która przychodzi na spotkania, by ocenić relację ciotki z siostrzenicą i to, czy Gemma jest w stanie zaoferować Cady dom, jakiego potrzebuje. Gemma ma spore trudności z zaakceptowaniem nowej sytuacji oraz pogodzeniem pracy i goniącego deadline’u z opieką nad dziewczynką. Co powoduje wyrzuty sumienia, kiedy zaniedbuje potrzeby i uczucia Cady. 


Uświadomienie sobie, że nie nadaje się na rodzica zastępczego oraz zainteresowanie Cady dawnym projektem Gemmy, stanowi impuls skłaniający kobietę do wznowienia prac nad „M3gan”. W założenia ta robo lalka miała być „ostateczną zabawką, która sprawi, że dziecko już nigdy nie zapragnie żadnej innej” (co raczej nie spodobałoby się korporacji, której z kolei zależy na maksymalizacji zysków) - towarzyszką zabaw, a także opiekunką, która odciąży rodziców z obowiązków wobec pociech. Wbudowany moduł pozwolił M3gan na doskonalenie się, dzięki czemu z czasem wiedziała, jak reagować na zachowania i przyzwyczajenia dziewczynki. Stała się jej przyjaciółką, która zawsze wypowiada słowa odpowiednie do sytuacji i potrafi ją pocieszyć czy rozśmieszyć.


Z czasem ochrona Cady przed „negatywnymi” emocjami jak smutek czy strach staje się nadrzędnym celem egzystencji M3gan. Do tego stopnia, że wszystko, co negatywnie wpływa na dziewczynkę, zaczyna uważać za zagrożenie - począwszy od psa, który ugryzł Cady przez chłopca, który jej dokuczał czy nawet Gemmę, bo ta chciała pozbyć się robo lalki, co z kolei nie podobało się siostrzenicy i było dla niej niekomfortowe psychicznie. 


Widać, że Gemma nie czytała klasyki - w oprogramowaniu M3gan brakowało elementarnych praw Asimova. Robo lalka nie ma żadnych oporów przed krzywdzeniem ludzi, gdy wszystko wskazuje, że zlikwidowanie niepożądanego czynnika jest najbardziej logicznym rozwiązaniem. To też ciekawe, że w pewnym momencie głos M3gan stał się zniekształcony i brzmiał bardzo podobnie do głosu GLaDOS z gry „Portal”. Która, jak dobrze wiedzą grający, nie miała zbyt miłych zamiarów wobec bohaterki gry.


W grę wchodzi także możliwa krytyka kapitalistycznej korporacji, która nie zważając na potencjalne zagrożenia związane z udostępnieniem lalki z rozwijającą się sztuczną inteligencją szerokiemu gronu konsumentów i brak wystarczających testów, chce zaprezentować M3gan dziennikarzom i inwestorom oraz wypuścić nowy produkt jak najszybciej. Co zresztą okupiła śmiercią co najmniej kilkunastu pracowników firmy. 


Film „przypadkiem” (nie jestem pewien, czy taki był zamysł) poruszył bardzo intrygujący mnie temat - jeśli w przyszłości sztuczna inteligencja zostanie rozwinięta do tego stopnia, że będzie umiała imitować ludzi, to czy „prawdziwe” osoby w ogóle będą nam potrzebne do życia? Przykładowo pani psycholog zasugerowała, że Cady powinna pójść do szkoły, wyjść do ludzi. Problem w tym, że dziewczynka wcale tego nie chciała - w zupełności wystarczała jej obecność M3gan. Zgodziła się na to dopiero wtedy, kiedy pozwolono jej zabrać robo lalkę ze sobą. 


Dlaczego Cady w ogóle miałaby chcieć spotykać się z innymi dziećmi? Po co w ogóle wychodzić ze strefy własnego komfortu, jeśli M3gan zapewniała jej wszystko, czego potrzebowała? Po co przyjaźnić się z kimś, z kim przyjaźń może zakończyć się na różne sposoby, od mniej bolesnych do bardziej? Po co narażać się na niepotrzebny stres, kiedy nasze potrzeby mogą zostać zaspokojone przez idealnie dopasowaną do nas jednostkę? Co z tego, że to sztuczny twór, jeśli wygląda i zachowuje się jak prawdziwa osoba? 


Jest to na pewno (nie)odległa przyszłość, jednakże już dzisiaj pojawiają się osobniki, które na przykład świadomie rezygnują z relacji z drugim człowiekiem, preferując towarzystwo seks lalki. Czy to normalne zachowanie? Z dzisiejszego punktu widzenia na pewno nie. Czy to będzie normalne za kilkanaście/kilkadziesiąt lat? Czas pokaże. 


Jednak reżyser Gerard Johnstone skupił się na czymś innym. Co tam lęk przed sztuczną inteligencją, która może spowodować zmiany w społeczeństwie i przed utratą pracy, chociażby w szeroko pojętej branży artystycznej, również przez sztuczną inteligencję - to mało sugestywne. AI, która wyrwała się spod kontroli i zwróciła przeciwko swojej twórczyni, która może zagrozić również całej ludzkości, nie odebraniem pracy, a życia - to jest to! Czepiam się na siłę, rzecz jasna, ponieważ film w swoich założeniach pewnie miał być zwyczajnym slasherem, tylko tym razem zabójczynią jest przypominająca dziewczynkę lalka, a ja doszukuję się czegoś więcej. :’) Niemniej jak wspomniałem wcześniej, wizja zbuntowanej sztucznej inteligencji mnie nie przeraża, więc i sam film nie był dla mnie straszny.


Co do oceny gry aktorskiej: nie mam pewności, czy jestem odpowiednią osobą do tego. W pewnym momencie śmiałem się do samego siebie, że dobrze, że od czasu do czasu M3gan interpretuje wyraz twarzy Cady, ponieważ ja miałem z tym wyraźny problem. I nie wiem, czy to moja wina, czy po prostu młoda aktorka nie zawsze „dawała radę”. :’)


Film zakończył się w sposób sugerujący powstanie kontynuacji historii „M3gan”. Nie trzeba było długo czekać na potwierdzenie - sequel został zapowiedziany parę tygodni po premierze, a planowana data ukazania w kinach ustalona na styczeń 2025 roku. 


Czy polecam obejrzeć? Jeśli lubicie slashery/horrory, to jak najbardziej. Bawiłem się całkiem dobrze, ale nigdy nie mam wysokich oczekiwań względem tego gatunku. Rządzi się swoimi prawami. Nie porównałbym też „M3gan” do „Laleczki Chucky”, mimo że w obu przypadkach mordercą jest zabawka. Po Laleczce od razu widać, że jest zła, po M3gan zaś… wygląda jak niewinna dziewczynka. Może dlatego wydaje się to bardziej niepokojące?


*w jednej scenie pojawia się chyba nawiązanie do „Terminatora 2”, tylko że M3gan ściąga okulary przeciwsłoneczne, a nie je zakłada. W podobny sposób skanuje także otoczenie.


#horror #filmy #kino #tworczoscwlasna

fd4d3a2c-0c51-4b48-b4b3-f2aa655077a4

Zaloguj się aby komentować

Jak uzdrowić polski rynek książki? Polemika z Artrage | Przemyślenia literackie | Grafzero


Grafzero vlog literacki opublikował wczoraj filmik (a raczej film zważywszy na długość) o tym, jak uzdrowić polski rynek książki, co jest odpowiedzią na wywiad z Michałem Michalskim (wydawnictwo Art Rage ).


Polemika dotyczy między innymi:


  • nadużywania słowa „bestseller” przez wydawców/sprzedawców

  • braku obowiązku informowania o wydrukowanym nakładzie

  • tego, jak wygląda polski rynek w porównaniu do chociażby czeskiego i dlaczego nie mamy się czego wstydzić, jeśli chodzi o liczbę sprzedawanych książek

  • jednolitej ceny książek

  • narzekania, jak to lektury szkolne zniechęcają do czytania


Link do filmiku: https://www.youtube.com/watch?v=jqL3nOQrgG4


Link do wywiadu: https://kultura.onet.pl/wywiady-i-artykuly/dzikie-pola-michal-michalski-z-artrage-o-rynku-ksiazki-w-polsce-wywiad/590ctz5


#ksiazki #youtube

ciszej

@cyberpunkowy_neuromantyk myślę że poziomu czytelnictwa nie podniosą hermetyczne debaty i pomysły ludzi którzy siedzą w bańce wydawniczo-literackiej, w myśl powiedzenia że syty głodnego nie zrozumie. Poza tym wiele głosów jest tak na prawdę wołaniem o zwiększenie własnego dobrostanu, pod płaszczykiem troski o czytelnika.


Form rozrywki jest tak wiele, że książka musi ustąpić i oddać pole innym, czy to źle? To zależy


Społeczeństwa intelektualnego w kraju przeoranym przez wojny i socjalizm nie zbuduje się w kilka lat. Wystarczy spojrzeć na poziom kultury "profesorów" uczelnianych

PanPieczi

@cyberpunkowy_neuromantyk Lektury nie zniechęcają do czytania, do czytania mnie zniechęcili zjebani nauczyciele.

l__p

@cyberpunkowy_neuromantyk Książka elektroniczna winna być tania, książka fizyczna zaś powinna być produktem premium, gdzie w pakiecie dostajemy również ebooki w każdym możliwym formacie.

Zaloguj się aby komentować

89 + 1 = 90


Tytuł: „Żuk w mrowisku”

Autorzy: Arkadij Strugacki, Borys Strugacki

Kategoria: science fiction

Wydawnictwo: „Fantastyka 01-03/1982”

Ocena: 7/10


Na początek parę spraw: 

1. To moja pierwsza styczność z twórczością braci Strugackich. 

2. Zacząłem od drugiej części trylogii :') 

3. Przeczytałem ją w formie powieści publikowanej w częściach w czasopiśmie „Fantastyka” z 1982 roku, na przestrzeni trzech numerów. Samo w sobie to było ciekawym doświadczeniem, bo na ciąg dalszy „musiałem” (a raczej chciałem”) czekać, aż przeczytam cały numer i przejdę do kolejnego. Takie mieszanie tekstów jest lekko problematyczne i za każdym razem, jak wracałem do „Żuka w mrowisku”, na początku musiałem sobie przypomnieć, co było wcześniej. 


Pozwolę sobie pożyczyć opis powieści: 

„ Rok 2278. Pracownik światowej Komisji Kontroli Maksym Kammerer otrzymuje zadanie odnalezienia Lwa Abałkina, zwiadowcy planetarnego, który w niewyjaśnionych okolicznościach opuścił swoją ostatnią placówkę, powrócił na ziemię i nie zgłosiwszy się w centrali - zaginął. Prowadząc poszukiwania, Kammerer wciąż napotyka mur tajemnicy, otaczający postać i historię życia Abałkina. Dopiero w Muzeum Kultur Pozaziemskich, w sektorze obiektów niewiadomego przeznaczenia, dojdzie do dramatycznego spotkania bohaterów...”


Najfajniejsze z tego wszystkiego? 

Wspomnienia/raporty z działalności Lwa Abałkina, który współpracował z Głowanem - psopodobnym obcym. Opisy eksploracji obcej planety, kontakty z również obcymi i powolne rozwiązywanie tajemnicy, co stało się z jej mieszkańcami, należą do najmocniejszych stron tej powieści. 


Z kolei nie spodobała mi się końcówka i wyjaśnienie, dlaczego Lew Abałkin jest tak bardzo ważny. Znaczy, może i sam motyw jest interesujący, jednakże nie do końca pasował mi do całego śledztwa przeprowadzonego przez głównego bohatera, który wydawał się równie zaskoczony co ja. I nawet żałował, że poznał tę skrywaną przed ludzkością tajemnicę, ponieważ od tego momentu również musiał jej dotrzymać. Chodzi mi o to, że Kammerer dochodzi do pewnych wniosków, próbuje zrozumieć motywy Abałkina i jego próby kontaktów z różnymi ludźmi z przeszłości, z którymi był związany, aż tu nagle pod koniec książki spada „bomba”, która przekreśla większość tego, co do tej pory Maksymowi udało mu się ustalić. 


#bookmeter #ksiazki #fantastyka #czytajzhejto #sciencefiction

d905f7ee-1515-4ab0-bf82-b50a4da327ee
Dzemik_Skrytozerca

Polecam Piknik na skraju drogi.


Trudno byc bogiem wydaje się być niezwykle nadęte, i w dodatku pełne dziur logicznych/metodologicznych. Seria Iaina Banksa o Kulturze stoi na znacznie wyższym poziomie.


Poniedziałek zaczyna się w sobotę to fajne urban fantasy.


Tyle mniej więcej pamiętam że Strugackich. No i i jeszcze ten wierszyk z Żuka w mrowisku - Ptaki, zwierzaki pod drzwiami stały, jak do nich strzelano, to umierały...

Zaloguj się aby komentować

80 + 1 = 81


Tytuł: „Ku gwiazdom. Antologia Polskiej Fantastyki Naukowej 2022”

Autor: Wielu autorów

Kategoria: fantasy, science fiction

Wydawnictwo: Wydawnictwo IX

Ocena: 7/10


Drugi rocznik polskich opowiadań science fiction. 


Inicjatywa podoba mi się z dwóch powodów: 


Po pierwsze, to kolejna antologia opowiadań. A ja uwielbiam opowiadania.


Po drugie, zapewnia miejsce dla debiutantów. Co oczywiście nie jest łatwe, bo konkurencja jest spora (133 przyjętych opowiadań, zatwierdzonych 71), ale jeśli ktoś chciałby zadebiutować i lubuje się w science fiction, to może śmiało brać udział w corocznym konkursie organizowanym przez Polską Fundację Fantastyki Naukowej


Oczywiście trudno ocenia się zbiór opowiadań różnych autorów, dlatego napiszę o tekstach, które spodobały mi się najbardziej. A to i tak czysto subiektywny wybór.


W przypadku debiutantów trudno jest mi wybrać tekst, który mocno zapadł mi w pamięć. Najbardziej podobało mi się chyba opowiadanie „Kobieta, która niosła ogród” autorstwa Justyny Lech, o próbie założenia ogrodu w świecie, w którym nie jest to takie łatwe jak obecnie. Nie jest to do końca trafny opis, jednakże nie chciałbym niczego zaspoilerować, a o to nietrudno z racji długości (krótkości?) opowiadań. 


Za to dział gości... oh boy. 


Dział gości otwiera długie opowiadanie „Analityk” Tadeusza Markowskiego i jest to jedno z lepszych opowiadań w tym zbiorze. O hakerze, który otrzymuje bardzo intratne zlecenie - nawet zbyt bardzo - i nagle staje się bardzo rozchwytywaną osobą. Co raczej nie pasuje do profilu hakera, któremu zależy na spokoju i anonimowości, więc musi uciekać. I mimo że ten tekst w dużej części to budowanie świata przez autora, niezmiernie mi się spodobał, głównie przez świat przedstawiony. 


„Ogrody Chrystusa” Michał Kubicz 

Opowiadanie rozpoczyna się od kilku pytań: 

„Czy ludzkość weszłaby na ścieżkę rewolucji przemysłowej, gdyby Imperium Romanum nie upadło? Czy dokonałby się postęp naukowy będący znakiem naszych czasów? Czy ujarzmilibyśmy energię pary, elektryczności i atomu? Czy wynaleźlibyśmy telefon i polecieli w Kosmos?”

Któż nie lubi czytać o Cesarstwie Rzymskim? Tym bardziej w alternatywnej wersji historii, w której Chiny postanowiły je zaatakować i przejęły Konstantynopol, a stolica ponownie została przeniesiona do Rzymu. Główny bohater został wysłany na misję odnalezienia zakazanych ksiąg, w których zawarta jest tajemna wiedza, która, jak wierzy cesarz, pomoże w pokonaniu wroga. Całość dzieje się już po powrocie do Rzymu.


Michał Protasiuk „Doliny jej łez”

Kolejne świetne opowiadanie w tym zbiorze. Michał Protasiuk zaprasza nas do świata, w którym nawet najbliżsi sobie ludzie mają problemy z zaufaniem drugiej osobie. Dosłownie chowają swoją prawdziwą twarz w obawie przed tym, że w dobie rozwiniętej sztucznej inteligencji każdy może wykorzystać czyjś wizerunek w niecnych celach. 

„Wystarczyło zrobić sześć zdjęć pod różnym kątem, z różnych stron, zaś algorytm sklejał je w trójwymiarowy model, otwierający drzwi do prywatnych skarbców. 

Twarz stała się najpilniej strzeżoną daną osobową.”

Niestety, partnerka Kacpra, Agnieszka, miała pecha i jej twarz ukazała się światu w miejscu publicznym. A to dopiero początek ich wspólnych kłopotów.


„Zwycięstwo” Michała Cholewy to opowiadanie o obcym obiekcie zmierzającym w stronę Ziemi. Od odkrycia Behemota, bo tak został nazwany, minęło pięćdziesiąt lat, podczas których najpierw zjednoczona ludzkość próbowała się z nim skomunikować, a następnie, gdy okazało się, że wchłonął dwie sondy, badała go w celu przygotowania się do obrony. Wszystko wskazywało na to, że obiekt ma wrogie zamiary i wchłonięcie może spotkać także Ziemię. Zakończenie spodobało mi się najbardziej.


Wybór redakcyjny: 


„Atak Maniaque'a” Michał Kłodawski 

Lubię szachy, mimo że kompletnie nie potrafię w nie grać. Pomysł, żeby bohaterem opowiadania uczynić jednego z najzdolniejszych, ludzkich szachistów, bardzo przypadł mi do gustu. Napisałem, że ludzkich, bowiem nie mógł równać się z sztuczną inteligencją. Opowiadanie rozpoczyna się od obserwacji pojedynków szachowych z najnowszym projektem - Ares5, który łączy sztuczną inteligencję z potężną mocą obliczeniową, co sprawiło, że stał się „najsilniejszym bytem szachowym świata”. Miał być niepokonany, a mimo to przegrał raz - z dziewczyną o niebieskich włosach. Człowiekiem. 

Dalszy ciąg to poszukiwanie wspomnianej dziewczyny. Na wyróżnienie zasługują opisy szachowych zmagań, których może i nie rozumiałem do końca, ale zrobiły na mnie wrażenie. 


Oprócz opowiadań, są także felietony. 

O „Pochwale krótkiej formy” Piotra W. Cholewy, z którą zgadzam się całym serduszkiem. 

O „Science fiction w świecie post-industrialnym” Mirosława Usidusa

O „Poszukiwaniu życia” dr Agaty Kołodziejczyk.

O „SETI - wielkiej przygodzie radioastronomii” - prof. UWM, dr hab. Leszka P. Błaszkiewicza 


Polecam absolutnie wszystkie, bo wszystkie moim zdaniem są warte przeczytania. 


Spis treści:


Wstęp

Piotr W. Cholewa „Pochwała krótkiej formy” (wstęp literacki)

Mirosław Usidus „Science fiction w świecie post-industrialnym – to skomplikowane” (wstęp naukowy)


Debiutanci

Justyna Lech „Kobieta, która niosła ogród”

Dominik Szewczyk „Białe węzły”

Michał Pięta „Słodka Ananke”

Marcin Gawlik „Obiecaj”

Mateusz Gajda „Imitacja”


Znani Autorzy

Tadeusz Markowski „Analityk”

Michał Kubicz „Ogrody Chrystusa”

Michał Protasiuk „Doliny jej łez”

Magdalena Salik „Zero, nieskończoność, jeden”

Michał Cholewa „Zwycięstwo”


Wybór Redakcyjny

Michał Kłodawski „Atak Maniaque’a”

Grzegorz Rogaczewski „69/26/5 w postacie wpisane”


Felietony

Dr Agata Kołodziejczyk „W poszukiwaniu życia”

Prof. UWM, dr hab. Leszek P. Błaszkiewicz „SETI – wielka przygoda radioastronomii”


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazki #sciencefiction #fantastyka #czytajzhejto

88134efb-ccef-4099-82bb-cc6a450b954f

Zaloguj się aby komentować

Kingdom Come: Deliverance


Jedna z najfajniejszych gier, w które przyszło mi grać w moim życiu, i jednocześnie jedna z najbardziej męczących gier, w które kiedykolwiek grałem. Na tyle, że po siedemdziesięciu godzinach rozgrywki zrobiłem prawie półtoraroczną przerwę, zanim wróciłem, żeby ją dokończyć.


Dlaczego męcząca?


Głównym powodem jest fakt, że wybrałem tryb hardcore. Lubię, jak gry bywają trudne i rzeczywiście, „Kingdcom Come: Deliverance” z początku takie jest. Kierowana przez nas postać to zwyczajny chłop, dosłownie, syn kowala, który niewiele potrafi - ba, nawet nie potrafi czytać. O walce mieczem, skradaniu się czy kradzieży kieszonkowej nie wspominając. Wszystkiego trzeba się nauczyć, rozwijając poszczególne umiejętności (używając ich - uwielbiam taki system rozwoju postaci!).


Walka z więcej niż jednym przeciwnikiem naraz to najczęściej wyrok śmierci zgodnie z zasadą, że każdy szermierz d⁎⁎a, kiedy wrogów kupa. I to się nie zmienia do końca gry, nawet gdy Henryk (główny bohater) niejedno w życiu widział i ma na sobie porządny pancerz. Dopiero z czasem można się nauczyć riposty, która dla mnie była jedyną szansą do wygrania jakiegokolwiek pojedynku - po prostu jestem kiepski w walce, ale jakoś dałem radę.


Tryb hardcore wprowadza między innymi brak szybkiej podróży. I gdybym wiedział o tym, o czym za chwilkę napiszę, nigdy bym się nie zdecydował na wybranie tego trybu. Nie, jeżdżenie konno po mapie nie jest nieprzyjemne. Wręcz przeciwnie! Gdyby nie brak szybkiego podróżowania, na pewno nie doceniłbym tak prześlicznie zrobionych lasów. Naprawdę, za każdym razem, nawet po tych kilkudziesięciu godzinach rozgrywki, z przyjemnością jeździło mi się przez lasy. To jest ogromny plus trybu hardcore - możliwość obcowania z dziką naturą, jakże miła, gdy za oknem zimno i ciemno.


Problem w tym, że ta gra w ogóle nie szanuje gracza. Nie chodzi mi o brak zapisywania gry w dowolnym momencie, który męczący jest jedynie na początku, dopóki nie rozwinie się alchemii w odpowiednim stopniu i nie otworzy linii produkcyjnej „Zbawiennego Sznapsa”. Nie chodzi mi o wymagający system walki, do którego trzeba się przyzwyczaić. Nie chodzi mi o różne ograniczenia wynikające z pochodzenia naszej postaci.


Chodzi mi o OGROM JEŻDŻENIA WTE I WE WTE.


Praktycznie każde zadanie wymaga, żeby gdzieś pojechać. Nierzadko w kilka miejsc. Nierzadko prawie że na drugi koniec mapy, która wcale nie jest taka duża jak się wydaje, szczególnie jak uda się kupić szybkiego i wytrzymałego konia. W normalnym trybie jest szybka podróż, ale wyobrażam sobie, że i tak jest to męczące. A co dopiero w przypadku trybu hardcore, w którym gra zmusza do zjeżdżenia całej mapy, żeby wykonać jedno zadanie...


Oczywiście to moja wina, że taki tryb wybrałem, ale jednocześnie obwiniam twórców za okropny backtracking, bardzo upierdliwy w trybie bez szybkiej podróży. Niestety, zabrnąłem w grze zbyt daleko, żeby podjąć decyzję o rozpoczęciu jej od nowa w standardowym trybie.


Jeszcze ponarzekam sobie na misję w klasztorze. Jako nowicjusz Henryk otrzymuje listę codziennych obowiązków. Świetna sprawa! Zawsze ciekawiło mnie mnisie życie i nawet się kiedyś zastanawiałem nad wstąpieniem do klasztoru, głównie z ciekawości, jak się tam żyje, niż z powołania. Jednak mój zapał bardzo szybko wyparował, kiedy po wykonaniu danego obowiązku postanowiłem odczekać chwilkę i przez przypadek przekroczyłem czas na to poświęcony. Momentalnie złapał mnie mnich odpowiedzialny za pilnowanie, by nikt nie łamał prawa klasztornego i cyk, prawie dobowa wizyta w celi w odosobnieniu. Po trzecim takim przypadku postanowiłem przebić się przez ten fragment jak najszybciej, omijając zadania poboczne. Nie chciałem ryzykować, że znowu mi się to przytrafi. :')


Doceniam zamysł twórców, żeby wystawić cierpliwość graczy na twórców - wydaje mi się to idealnie pasować do klasztornej misji. Jednakże sam tej cierpliwości nie miałem na tyle, by czekać cztery growe godziny, aż przyjdzie czas na kolejne obowiązki, które można wykonać w pół godziny growego czasu. Szczególnie przy mało precyzyjnym systemie czekania, przez który kilkukrotnie wylądowałem w karnej celi.


Mimo to grę polecam każdemu, kto lubi średniowiecze. Myślę, że ówczesne realia zostały dobrze odwzorowane, a i sama gierka sprawiła mi wiele radości. Jedynym minusem jest to, że połowa zadań była po prostu nudna, za to praktycznie wszystkie zmuszają do dalekich podróży. To akurat kwestia gustu.


#gry #steam #kingdomcomedeliverance

3b0691ed-8379-4ae2-9099-fd3e48ebbcd0
Giban

@cyberpunkowy_neuromantyk Zacząłem grać parę miechów temu, jak byłem chory i zapałem całkowicie. Z automatu topka ulubionych gier

GrindFaterAnona

@cyberpunkowy_neuromantyk myslalem o tej grze juz nie raz ale takie recenzje jak twoje skutecznie mnie do niej zniechecają. Nie cierpię kulawych mechanik w grze, kiepskiego sterowania itp

VonTrupka

pykam również w KCD, ale właśnie robię dłuższą przerwę (na rzecz DL2) bo już za dużo tego jeżdżenia było. Niemniej jednak bardzo rzadko korzystam z szybkiej podróży, bo jest najzwyczajniej zbyt wolna. A nierzadko trzeba się sprężyć żeby zdążyć jeszcze na coniedzielny turniej a jest się na przeciwległym skraju mapy.

I tak za długo zwlekałem z kupnem szybszego wierzchowca.


Warto łapnąć kilka zadań, które bardzo często można wykonywać jadąc w kierunku taska dot. głównej fabuły. Tutaj jeden problemik, bo niektóre mają ograniczenia czasowe - o czym H wiadomo - więc bywało że musiałem wczytać sejwa i progres jaki zrobiłem szedł wpizdu. Niektóre takie zadania zrobiłem w ostatniej chwili ledwo uchądząc z gaciami na d⁎⁎ie


Ooo właśnie piszesz o taskach przy klasztorze. Specjalnie nie biorę tego taska bo jest turbomęczący. Chyba zaczynał się od igły w stogu siana, Natomiast z tych pobocznych tasków w sasau to tę murwę johankę najchętniej bym na pal nabił, albo pogonił wpizdu okładając batogiem.


KCD jest określana jako hardkorowe rpg, ale poza trudnym początkiem to nic tam hardkorowego nie ma. Raczej nużącym erpegiem, bo nieustanna powtarzalność pewnych elementów z nudzących staje się upierdliwa.


No, ale nie każdy musi przecież maksować wszystkie skillsy. Choć fajnie że mając na sobie pełną płytę trudniej jest sznupać po cudzych chawirach


Jeszcze apropo podróży i dziwnego systemu zapisywania, to jak tak po prawdzie rzadko chlapię sznapsiora. Najczęściej sprawdzam gdzie po drodze można kimnąć, bo tu niestety gdy zmęczenie postaci spadnie <30 i z nienacka wpada naparzanka z bandą zbirów czy kumanów to bywa przykre w skutkach jak się oczy zamykają coraz częściej (☞ ゚ ∀ ゚)☞

Zaloguj się aby komentować

61 + 1 = 62


Tytuł: „Chłopki. Opowieść o naszych babkach”

Autor: Joanna Kuciel-Frydryszak

Kategoria: reportaż

Wydawnictwo: Marginesy

ISBN: 9788367674317

Liczba stron: 496

Ocena: 7/10


Bardzo ciekawa lektura, przynajmniej dla mnie, miastowego, bo wieś znam tylko z jednego, krótkiego wakacyjnego pobytu u znajomej mojej mamy. Więc mogę się chwalić, że miałem przyjemność pić mleko prosto od krowy, jeszcze ciepłe. :') 


Przede wszystkim zaskoczyło mnie zderzenie wyobrażeń na temat polskiej wsi, jakże bardzo romantyzowanej, z rzeczywistością sprzed ponad stu lat. Spodziewałem się, że ludzie mieszkający na wsi do najbogatszych nie należeli, ale żeby mężczyzna miał jedną parę spodni, a kobieta jedną parę majtek? Albo jedną parę butów, która potrafiła służyć rodzinie przez dziesięć lat? Albo że dzieci rzadko kiedy chodziły do szkoły, bo rodziny po prostu nie było na to stać, a nawet jeśli, to głównie w ciepłe miesiące, bo zważywszy na braki w obuwiu, w zimę było to praktycznie niemożliwe? W pamięć zapadła mi historia dziewczynki, której mama owijała gołe stopy tkaniną czy czymś, a następnie starszy brat brał ją na plecy i zanosił do szkoły. Masakra. 


Autorka skupiła się głównie na perspektywie kobiet, które nie miały łatwo w życiu. Rodzenie wielu dzieci i opieka nad nimi (chociaż trudno nazwać to opieką, bardziej hodowlą...), prace domowe i przydomowe, prace w polu - nie było lekko. Wieczna bieda i wieczne zmęczenie, brakowało czasu na własne przyjemności. Poczucie beznadziei i ten fakt, że wszystko zależy od (nie)szczęścia, na który niekoniecznie mamy wpływ. 


Całe szczęście autorka nie skupiła się tylko na nieszczęśliwych historiach. Można poznać perspektywę kobiet, którym udało się „wyrwać” ze wsi na przykład do miasta na służbę u kogoś albo na roboty do Niemiec czy Francji (tej drugiej jest poświęcony cały rozdział), gdzie pracy też było sporo, ale przynajmniej płaca była lepsza. Wiadomo, zależało od szczęścia, gdzie się trafiło, ale przekaz nie jest jednoznacznie negatywny. 


Dowiedzieć się można także o jadłospisie chłopów, o ich stosunku do higieny osobistej czy leczeniu się u wykształconych lekarzy, o podejściu do nowinek technologicznych (rozbawiło mnie obwinianie radia o spowodowanie ulewnych deszczów, które zniszczyły plony) czy nawet stosunków z Żydami.


Czy książka wyczerpuje temat? Na pewno nie - musiałaby być kilka razy dłuższa, żeby tak było, a i tak pewnie jeszcze coś by się znalazło do dodania. Natomiast oferuje bardzo ładny wgląd do chłopskiego myślenia sprzed stu lat, do ich problemów dnia codziennego, rozterek i tak dalej.


Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #czytajzhejto #ksiazki

55722e21-dcc5-4b0d-9041-89bff05812dc
pol-scot

@cyberpunkowy_neuromantyk w serii jeszcze ziemianki i służące

To_Stan_Umyslu

@cyberpunkowy_neuromantyk moi dziadkowie urodzili się na początku XX wieku na terenie obecnej Białorusi. Opowieści o butach czy też ich braku, o elektryczności, o pierwszym rowerze we wsi, o pierwszym samochodzie który widzieli w mieście...

O porodach, przedwczesnych zgonach, braku lekarzy i lekarstw.

O ciężkiej okupacji, wywózkach, mordach i spaleniach.

Ich opowieści do czasu wojny były raczej sentymentalne i mimo ciężkich warunków mieszkania na wsi nikt tam nie narzekał i nie tęsknił za miastem. Ludzie byli przywzyczajeni od pokoleń do takiego bytowania, ale w większości pracowali na swoich polach. Nikt nie "marzyl" żeby być pokojówką w mieście lub górnikem we Francji.

We wsi wszyscy się znali i pomagali. Miasto było raczej obce dla nich i wrogie.

MarianoaItaliano

@cyberpunkowy_neuromantyk Kupiłem mamie pod choinkę, jak skończy czytać sam się wezmę ;)

Zaloguj się aby komentować

Co prawda nie mam jako takich postanowień noworocznych, a bardziej cele do zrealizowania, ale chyba też się liczy, prawda? :')


  • Chcę napisać 2 opowiadania, jedno do kolejnego, czwartego już numeru https://krzysztofzin.pl/, a drugie „od siebie” i mam nadzieję, że uda mi się dla tego drugiego znaleźć odpowiednie miejsce do publikacji. Dwa opowiadania to niewiele, ale mam też inne pisarskie plany

  • Chcę napisać 12 tekstów na mojego blogaska. Nie wiem, ile z nich zdążę opublikować, ale jak chociaż napiszę założone przeze mnie minimum, to będę bardzo zadowolony : ) #cyberpunkstories to tag, który założyłem chyba z rok temu

  • Fajnie byłoby też napisać jeszcze parę tekstów „okołopisarskich-poradnikowych dla początkujących pisarzy” do „projektu”, który kiedyś rozpocząłem na Wattpadzie. Platformę wybrałem nieprzypadkowo, bo to właśnie tam obecnie jest najwięcej początkujących i chciałem przekazać swoją jakąś tam wiedzę, by było im ciut łatwiej. Ale to bez presji, bo nie jest moim priorytetem

  • Mam zamiar przeczytać minimum 12 książek, po jednej miesięcznie. Też niedużo, ale preferuję opowiadania

  • Chcę też przeczytać w końcu książkę „O sztuce”, którą posiadam od paru lat, jednak jakoś nie mogę się za nią zabrać. Może w lato się uda, kiedy powinienem mieć znacznie więcej czasu

  • Chcę przeczytać minimum 183 opowiadania. Wydaje mi się, że średnio jedno na dwa dni to odpowiednie tempo, ale wiadomo, czasem jednego wieczoru przeczytam kilka, a następnego ani jednego

  • Chcę przejść minimum 12 gierek z zaległości. W wieku nastoletnim bardzo dużo grałem online, a mało w trybie dla pojedynczego gracza i niestety, ominąłem wiele ciekawych tytułów, które obecnie nadrabiam. Oczywiście wciąż mnie ciągnie do multi i co-opa, więc te dwanaście to takie minimum z minimum

  • Chcę obejrzeć przynajmniej 52 filmy. Na pewno będzie ich więcej, ale czasem muszę sobie przypominać o ich istnieniu. Na szczęście życie z dziewczyną mi to ułatwia i odkąd jesteśmy razem, oglądam zdecydowanie o wiele więcej filmów niż wcześniej :')

  • Chcę dokończyć „Star Trek Voyager” i obejrzeć cały „Star Trek Enterprise”.

  • Zejść do wagi 80 kg. Nie powinno być to trudne, bo to raptem osiem kilogramów, więc nie nakładam na siebie mocnej presji. Po prostu fajnie byłoby zgubić brzuszek, który pojawił się po przejściu na pracę zdalną :')
splash545

Fajne cele. Powodzenia i wrzuć linka jak opowiadania będą gotowe

cyberpunkowy_neuromantyk

@splash545 


Dziękuję!


Wrzucę, chociaż trudno powiedzieć, kiedy to wyjdzie. Na razie czekamy, aż zostanie przygotowany trzeci numer.

Zaloguj się aby komentować

Czytelnicze podsumowanie 2023


W tym roku przeczytałem:


9 książek:

Romuald Pawlak - Wolny jak Hamilton - https://www.hejto.pl/wpis/bookmeter-16-1-17-tytul-wolny-jak-hamilton-autor-romuald-pawlak-gatunek-science-

Grzegorz Polok - Rozwinąć skrzydła - https://www.hejto.pl/wpis/26-1-27-tytul-rozwinac-skrzydla-autor-grzegorz-polok-gatunek-poradnik-reportaz-r

Max Brooks - World War Z - https://www.hejto.pl/wpis/156-1-157-tytul-world-war-z-autor-max-brooks-kategoria-horror-reportaz-wydawnict

Cezary Czyżewski - Ametyst. Książęca krew - https://www.hejto.pl/wpis/176-1-177-tytul-ametyst-ksiazeca-krew-autor-cezary-czyzewski-kategoria-marynisty

Antologia 24.02.2022 - https://www.hejto.pl/wpis/242-1-243-tytul-24-02-2022-autor-wielu-autorow-kategoria-antologia-opowiadan-wyd

Antologia Raz jeszcze w wyłom - https://www.hejto.pl/wpis/278-1-279-tytul-raz-jeszcze-w-wylom-autor-wielu-autorow-kategoria-antologia-opow

Matthew Perry - Przyjaciele, kochankowie i ta Wielka Straszna Rzecz - https://www.hejto.pl/wpis/362-1-363-tytul-przyjaciele-kochankowie-i-ta-wielka-straszna-rzecz-autor-matthew

Phil Klay - Przerzut - https://www.hejto.pl/wpis/485-1-486-tytul-przerzut-autor-phil-klay-tlumacz-krzysztof-cieslik-kategoria-rep

Jennette McCurdy - Cieszę się, że moja mama umarła - https://www.hejto.pl/wpis/557-1-558-tytul-ciesze-sie-ze-moja-mama-umarla-autorka-jennette-mccurdy-tlumaczk


O wszystkich napisałem w ramach inicjatywy „bookmeter”, linki podrzuciłem. :')


124 opowiadania

Głównym źródłem oczywiście „Nowa Fantastyka” i „Fantastyka”.


3 komiksy (w pełni) i 37 zeszytów „The Walking Dead”:

Mathieu Bablet - Węgiel i Krzem

Rafał Jaki, Hataya - Wiedźmin. Ronin

Eksponat AX


9 czasopism (Fantastyka/Nowa Fantastyka)


#ksiazki #czytajzhejto #literatura #komiksy

moll

@cyberpunkowy_neuromantyk bardzo fajny czytelniczo rok. Co z tego wszystkiego najbardziej polecasz?

cyberpunkowy_neuromantyk

@moll


Dziękuję. : )


Cezary Czyżewski - Ametyst. Książęca krew - marynistyczne fantasy, którego jest mało, mam wrażenie.


Phil Klay - Przerzut - mimo że nie wszystkie opowiadania są równie dobre, to nadrabiają wojskową tematyką, do której mam słabość :')


Nieodłącznie „Nową Fantastykę”, ponieważ oprócz często dobrych opowiadań, oferuje także ogrom publicystyki w różnej postaci.

moll

@cyberpunkowy_neuromantyk wrzucam do ulubionych, może uda się ogarnąć

Zaloguj się aby komentować

„Chłopaki też płaczą”


Znajomy stworzył mini-zina dotyczącego problemu, o którym wciąż zbyt rzadko się mówi - że u każdego mężczyzny jest „ok”. A często nie jest, tylko że nie zawsze potrafimy o tym powiedzieć.


Nie jest to nic odkrywczego, ale to dobrze - mówienie o swoich problemach, żalenie się, kiedy jest po prostu źle, to podstawowa rzecz, której niestety społeczeństwo, a często także my sami, nas nie uczy.


Bo mężczyzna nie może płakać - ma być twardy i męski, a jak płacze, to na pewno baba. No nie.


Na szczęście to powoli się zmienia, takie odnoszę wrażenie. Widzę to po moich kumplach, którzy potrafią napisać o swoich problemach i sami zachęcają do tego, żeby o nich mówić. Chyba każdy z nas ma dalszego lub bliższego znajomego, albo nawet członka rodziny, który mówił, że jest okej, a po jakimś czasie można było przeczytać jego nekrolog.


Plik jest na licencji Creative Commons 0, to znaczy, że jest w domenie publicznej i można go wykorzystać w dowolny sposób.


Jeśli możecie, podeślijcie swoim znajomym.


https://www.gniazdoswiatow.net/2023/12/29/chlopaki-tez-placza/


#zdrowie #depresja

2d659221-4ea0-4d49-aed1-7c58c75f73e5
adamec

A jest wersja w EPUB lub MOBI?

cyberpunkowy_neuromantyk

@adamec 


Z tego, co wiem, to tylko PDF.


Nie wiem, czy jest sens wgrywać na czytnik, bo to raptem dwie strony. :')

plan-b

@cyberpunkowy_neuromantyk


Dodam od siebie głos na przeciw przekazowi, że "faceci też mogą być ludźmi [w związku z czym: mieć trudniejsze momenty, i być otwarci z tym faktem]". Powtórzę to, co niektórzy już tu powiedzieli: jeżeli jako facet masz problem, to twoimi jedynymi opcjami jest: dialog sam ze sobą, dialog z psem, dialog z innym facetem (najlepiej starszym, i jeżeli masz taką opcję, to bądź wdzięczny losowi, ponieważ bardzo niewielu ją ma), lub dialog z psychologiem (wyłącznie mężczyzną). Temat został już tak wielokrotnie wyczerpany, że aż szkoda czasu na tłumaczenie tego po raz n-ty.


Ostatnio jest taka głupia moda i trend na sprzedaż narracji, że "facet też człowiek". Jakkolwiek to niedorzecznie brzmi: facet (po około 16. roku życia) nie może być i nie ma być człowiekiem.


Tak jak powiedziałem: zostawiam ten komentarz tylko jako "jeden głos sprzeciwu", żeby czytający ten wątek zatrzymał i zastanowił się, że próbuje mu się sprzedać nieprawdziwą narrację. Mogę podjąć się debaty, jeżeli ktoś ma ochotę, ale nie mam czasu na odpowiadanie więcej niż raz na 24 godziny.


Pozdrawiam.

SteveFrench

„cholernie daleko od OK” chat gpt to tłumaczył z angielskiego?

sebie_juki

@SteveFrench model AI trenowany był głównie na najlepszych wypowiedziach pana Marcellusa.

Zaloguj się aby komentować

Podcast „Jak być (nie) mogło” autorstwa Agnieszki Haski i Jerzego Stachowicza.


„Jak być (nie) mogło” to podcast, w którym dr Jerzy Stachowicz i dr Agnieszka Haska opowiadają o literaturze fantastycznonaukowej przed 1939 rokiem; o tym jak przedwojenni autorzy i autorki wyobrażali sobie przyszłość Polski i świata, a także o tym, jakie poruszane przez nich problemy są aktualne do dziś.


Można odsłuchać na Spotify. Link tutaj:


https://open.spotify.com/show/3aPudKYNjxcOC953L61bON


#fantastyka #podcast #ksiazki #czytajzhejto

04c2b6fe-2151-411f-ba35-61b610f9c7b5

Zaloguj się aby komentować