#rower

182
2965

222 848 + 44 + 10 + 26 + 16 + 3 + 46 + 157 = 223 150


Całkiem niezły tydzień, choć nic tego nie zapowiadało. O ile w poniedziałek udało nam się jeszcze wyskoczyć nad morze, tak już we wtorek skracaliśmy trasę, żeby spieprzać przed deszczem, który i tak nas dogonił. Mój entuzjazm nieco przygasł i szosa miała wolne aż do soboty.


A w sobotę... z samego rana zapakowaliśmy się z Pan @Mordi (。◕‿‿◕。) i rowerami do pociągu. Stacja docelowa: Świnoujście. Nim się jednak zakwaterowaliśmy na nocleg, wyskoczyliśmy zrobić krótką, choć niekoniecznie szybką pętelkę po niemieckiej stronie wyspy. Dojechaliśmy do pierwszego kurortu i z przykrością stwierdzam, że pod względem planowania urbanistycznego polskie miejscowości nadmorskie to na tle somsiadów chlew obsrany gównem. Za to pod względem stylu jazdy jest tak samo jak na polskich szlakach, jak nie gorzej. W krótkim czasie widzieliśmy, jak jeden pedalarz prawie został ugryziony przez psa, a inny uciekał w krzaki przed dziecięcym kamikaze na rowerku. Tyle dobrego, że ruch samochodowy jest całkowicie wypchnięty z najładniejszej części pasa nadmorskiego. Nie widziałam też przeklętych hulajnóg elektrycznych.


Po kilku kilometrach uciekliśmy z Eurovelo 10 w głąb wyspy, a tam miłe zaskoczenie - cisza, spokój, widoczki i pagórki jak na Kaszubach. Nim wróciliśmy do Świnoujścia, zajechaliśmy jeszcze do małej rybackiej wioski nad zalewem, a tam kolejna niespodzianka. Przystań może i nie była za ciekawa, ale za to dojazd do niej drogą o nachyleniu 12% (na szczęście w dół xD) i widoczek z tejże drogi - jak z pocztówki. Aż musiałam się zatrzymać i zrobić fotę, która oczywiście wyszła tak sobie. xD


Jako że na pierwszy rzut oka można nas pomylić z mieszkańcami Afryki Subsaharyjskiej bądź też innymi Azjatami, to załapaliśmy się jeszcze na kontrolę graniczną, a potem już pojechaliśmy nie niepokojeni przez nikogo do bardzo przyjemnego pensjonatu oznaczonego jako Miejsce Przyjazne Rowerzystom. I chyba rzeczywiście takie jest, bo następnego dnia stwierdziliśmy zgodnie, że nikt nie za⁎⁎⁎ał w nocy naszych rowerów, które Mordi w przypływie kreatywności spiął trzema cienkimi trytytkami (kto by ze sobą woził zapięcie). xD Tak poza tym i oklapniętą podsiodłówką, która zaczęła mi szorować po tylnym kole, aż przetarła się na wylot, innych przypałów sprzętowych podczas wyjazdu nie stwierdzono.


Najdłuższa trasa to niedzielny powrót ze Świnoujścia, głównie szlakiem Eurovelo 10, na szczęście niezatłoczonym o tej porze roku. Najgorzej będę wspominać odcinek z Międzyzdrojów do Wisełki. Nie dość, że podjazdy jakieś takie zupełnie jak nie nad morzem, to oczywiście kilku kierowców nie wytrzymało napięcia i c⁎⁎j że zakręt, pod górkę i podwójna ciągła, oni MUSZĄ k⁎⁎wa wyprzedzić tu i teraz, oczywiście bez zachowania bezpiecznej odległości. Bardzo brakuje w tym miejscu oddzielnej drogi dla rowerów. Reszta trasy to jednak w większości CPRy i DDRy, lepsze i gorsze, ale w większości płaskie jak stół.


Te lepsze to na przykład odcinek z Rewala do Niechorza. Pierwszy raz jechałam tamtędy 8 lat temu i nie przypominam sobie, żeby była tam tak dobra infra. W Niechorzu zatrzymaliśmy się na chwilę przy latarni, na którą weszłam. SPD i metalowe schodki (drabinka?) na samej górze to może nie najszczęśliwsze połączenie, ale dla widoków warto było zaryzykować.


Te gorsze to zdecydowanie trasa z Pogorzelicy do Mrzeżyna. Tam niby coś się poprawiło, ale ogólne wrażenie z jazdy było nawet gorsze niż za pierwszym razem, no ale wtedy nie jechałam tamtędy szosą. xD Zaczyna się dość niewinnie od betonowych płyt, potem największa atrakcja odcinka, czyli 5 km bruku, następnie 3 km leśnej drogi gruntowej, w której największe dziury są zasypane wyjebogennym szutrem, a na koniec powrót na drogę z bruku, przy której na szczęście powstał kawałek cepeeru z kostki.


Za Ustroniem Morskim uciekliśmy z Eurovelo na dawną DK 6, żeby zdążyć przed nadchodzącym załamaniem pogody. Prawie się udało. xD Pierwsza krótka ulewa dorwała nas 5 km od mety. Druga nie zdążyła, bo wchodziliśmy już do domu.


Max square: 14x14

Max cluster: 471 (+2)

Total tiles: 3654 (+54)


#rowerowyrownik #rower #szosa #100km #kwadraty

f72c190f-4795-4ac3-8695-cf96fb3538db
f3da78d3-c9d9-4708-9e56-1a3c767d602d
b641ddde-fe34-4f00-8a8a-7803e6155305
196aff9c-d0fd-46df-9e99-d629b3c789a5
e22dbed4-a5c6-41b8-8ac4-c87dff1e1ed2
Statyczny_Stefek

@vvitch

Nie dość, że podjazdy jakieś takie zupełnie jak nie nad morzem

W sumie to mi się tereny w kierunku od morza kojarzą z upierdliwymi pagórkami bez przerwy, jakieś tam moreny czy inne stwory łaziły i sypały kamienie.


to oczywiście kilku kierowców nie wytrzymało napięcia

Pierwszy raz w okolicach Bałtyku rowerem?

Zaloguj się aby komentować

dzangyl

@Gilgamesh ahh 15 stopni, idealna pogoda na rower, oby tylko nie padało za często.

Zaloguj się aby komentować

222 072 + 33 = 222 105

#rowerowyrownik #rower

Korzystając z ładnej pogody razem z @Zielonywewszystkim zrobiliśmy małe tournee wokół komina.

Ale on się nie przygotował i ostatnie 5km ledwie jechał. Więcej było pić! XD

39a24d76-2a04-4eed-8866-da01f4e164ac
cebulaZrosolu

@myoniwy zielony zachlał pałe z Peterem?

Zaloguj się aby komentować

Zaloguj się aby komentować

José Meiffret 19 lipca 1962 pobił rekord prędkości na rowerze, osiągając 204,73 km/h na autostradzie w Niemczech, jadąc za samochodem Mercedes 300SL. Rekord wprawdzie został już pobity (po 34 latach), ale przełożenie w rowerze robi wrażenie - ze 130 zębów na 15, czyli zawrotne 8⅔:1. Przy takim przełożeniu nie mogło być mowy o samodzielnym starcie, konieczna była pomoc motocykla do osiągnięcia około 80 km/h. Wtedy też Meiffret schował się w cieniu aerodynamicznym Mercedesa. W momencie bicia rekordu nogi francuza wykonywały około 3.1 obrotu na sekundę, w której to sekundzie pokonywał blisko 60 metrów.


https://en.wikipedia.org/wiki/Jos%C3%A9_Meiffret


#ciekawostki #rower #rekordy

4b0ca2c6-8d1c-4827-9726-8669564d7634
6cdc008d-fd27-4097-8722-8a8e0df78781

Zaloguj się aby komentować

221 778 + 53 = 221 831

#rowerowyrownik #rower

Wczoraj w końcu była ładna pogoda i czas by się przejechać rowerem.

Więc takie 53km jak ta lala wpadło.

Średnia prędkość ciulowa bo pół godziny stałem z @Zielonywewszystkim przed koncertem orkiestry.

009579f4-9b40-4491-86c2-2bd0351928c4

Zaloguj się aby komentować

Bylem dzis przetestować #rower na trasie XC (cross-country).

Co moge powiedziec? Dość pochylona geometria, dobra w teren ale słaba na asfalt. Miękki amortyzator (nawet po utwardzeniu maksymalnie), mega fajne przerzutki, płynnie pracują a 1x10 jest absolutnie wystarczające, da się rozpędzić do 40kmh a da się zrobić stromy podjazd, opony ideolo radzą sobie na piasku.

Z minusów: uchwyty kierownicy są bardzo nieprzyjemne bez rękawiczek, kłujące i obcierające dłonie, kierownica długa więc ręce są bardzo szeroko, jak dla mnie trochę za szeroko.

Ogólnie jestem zadowolony, w teren czy do lasu spoko, na asfalt będę używał swój stary rower.

Troche #pokazmorde

#rowerowehejto #dildonadiecie #hejtokoksy #sport

e4708c5d-0389-4bc5-accb-9f198e29b71f
7542823b-9104-4192-80c4-f0da8a5245f1
onpanopticon

@dildo-vaggins przyzwyczaisz się, na asfalcie też można fajnie śmigać. Jak nie robisz trudnych tras to możesz opony zmienić na mniejsze kapcie i będzie gitara.


A gripy sobie wymień jeśli masz niewygodne. Zwłaszcza jak ci przeszkadza szeroki chwyt, to możesz takie ergonomiczne ze wsparciem sobie kupić jak pic rel.

b65e9a45-8d78-423d-813c-655315606dac

Zaloguj się aby komentować

Hejto_nie_dziala

@Yes_Man do DIY to musiałbyś to sam zrobić, chcesz zdjęcie jak zrobiłem taki uchwyt? Ten post to potwarz! Wyrzuć tag DIY

grv

To nie powygina obręczy jak tak rower będzie dłuższy czas nieużywany wisiał?

mjr_bien

@Yes_Man gratuluję ale metalowe kosztują 10 zł za sztukę

Zaloguj się aby komentować

Google przypomina, równe 2 lata temu.


W sumie to podjechałem do sklepu aby się tylko przymierzyć do roweru, a zakupić przez internet.


Na miejscu okazało się, że akurat mają #rower w moim rozmiarze i w specyfikacji którą chciałem. Dodatkowo wyrównali mi cenę do tej jaką znalazłem w internecie


Poprosiłem tylko o odkręcenie przedniego koła abym mógł wrzucić do auta.


Dziś taki rower (nowy) stoi 1,5 tysiąca taniej xD zawsze miałem łeb do interesów

307ba414-1246-4d4a-8c73-f91dd7e05cff
Gilgamesh

@PlatynowyBazant raczej deflacja w tym przypadku

PlatynowyBazant

@Gilgamesh możliwe, jakbym się znał na ekonomi byłbym bogaty 🙂

wonsz

Dopiero teraz schodzi covidowa górka, która się jeszcze skumulowała z modą na grawele. Aspre 2 płaciłem 5,8k u producenta w 2022.

Gilgamesh

@wonsz mój ojciec kupił sobie Aspre 2 w tym roku za 4 k bezpośrednio od Rometa

Zaloguj się aby komentować

221 264 + 33 + 30 = 221 327


Wczorajsze wyjazdy poza miasto. Wylotówka z Warszawy na północ absolutnie koszmarna, ale jak tylko Warszawa się kończy, to trasa w kierunku Nowego Dworu Mazowieckiego (z małym wyjątkiem) jest bardzo przyjemna


Pozdrawiam tego kogoś, kto parę dni temu mi nagadał, że nic nie kręcę na rowerku


#owcacontent #rower
Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastat.eu

#rowerowyrownik

fonfi

@bojowonastawionaowca No i nie zabrał mnie ze sobą...

bojowonastawionaowca

@fonfi nikogo nie zabieram ze sobą xD

fonfi

@bojowonastawionaowca ale ja potrzebuję motywacji. No weź mnie zmotywuj. Zmotywuj mnie panie Owco.

vredo

"Wczorajsze wyjazdy poza miasto."

@bojowonastawionaowca To wiele wyjaśnia. Myślałem, że Wełniany Włamywacz istnieje naprawdę a to tylko legenda


https://www.hejto.pl/wpis/skad-do-cholery-wzielo-sie-futro-owcy-w-moim-smietniku-hydepark

Furto

To ja na tym gifie,jako ten co parę dni temu nagadał i ma póki co w tym tygodniu przejechane 2x mniej. Gratuluję

https://tenor.com/pl/view/congratulations-pity-despise-disrespect-congrats-gif-18102839730658747673

Zaloguj się aby komentować

cebulaZrosolu

@Gilgamesh lubię te dożynkowe ozdoby z balotów

Zaloguj się aby komentować

Z serii: wstałem rano na rower, to wyrzucę na Hejto jakieś zdjęcie... #rower #polwysep

PS. Wszystkie ławki mokre, poddupnik z Helikon-Tex ratuje przerwy.

ed3d8acc-eb18-4c0a-9e01-98ea15877362

Zaloguj się aby komentować

MRDP się skończyło (ostatni zawodnik skończył 6 dni po limicie :P), teraz coś co sam bardzo lubię - relację AAR:

Tutaj wklejone z formu podrozerowerowe.info


#rower #szosa #mrdp


MARATON ROWEROWY DOOKOŁA POLSKI EDYCJA 2025
Prolog
Swoja przygodę, ale tak na poważnie z jazdą na rowerze rozpocząłem w 2016 r. zaczęło się o Maratonów rowerowych na orientację poprzez przejechanie szlaku Odra Nysa, R10, GreenVelo aż po starty w zawodach: Wisła 1200 x 3, Wschód 1400, Bałtyk Bieszczady i tak sobie dozowałem te maratony aż przyszedł czas aby stanąć przez największym w Polsce wyzwaniem czyli 4xMRDP. Poszczególne etapy ukończyłem  w limicie w czasie: MRDP Zachód 59 godzin 18 min, MRDP Góry 92 godziny 12 min, MRDP Wschód 79 godzin 33 min. Z skromnym, ale jednak bagażem doświadczeń rozpocząłem przygotowania do igrzysk jakimi jest pełna pętla MRDP na dystansie około 3200 km z wyśrubowanym limitem czasowym 240 godzin.
Przygotowanie
Nie wiedziałem jak się do tego zabrać. Wiedziałem że pewną ilość kilometrów trzeba przejechać. Do tego moje jazdy podzieliłem na przygotowanie w góry – czyli jeździłem podjazdy i interwały oraz na teren płaski czyli wyjeżdżenie. Miałem niedosyt i złość do siebie bo najdłuższe w tym roku wyjazdy jakie zrobiłem to było kilka w okolicach 200 km – tak wyszło. W sumie do startu przejechałem 6000 km, gdzie pozostali zawodnicy mieli zdecydowanie więcej. Udało się zrzucić 6 zbędnych kilogramów co było wielkim plusem szczególnie w górach. Mocno pracowałem nad głową i wymyśliłem, że kluczem do przejechania maratonu będzie spokojna, niekoniecznie szybka jazda. Analizowałem wyniki poprzednich edycji, szczególnie zawodników w moim zasięgu. Przeczytałem wszystkie relacje i całe forum www.podrozerowerowe.info.       


Taktyka i sprzęt
Na całą pętlę, oraz wszystkie etapy przygotowałem mojego już trochę wysłużonego gravela Marina Gestalt 2. Wyposażyłem go w prawie obowiązkowa na tym dystansie lemondkę oraz bagażnik rowerowy, na którym zamontowałem sakwę. Próbowałem kiedyś jeździć z torba podsiodłową, ale stwierdziłem że solidne zamocowanie na bagażniku da mi komfort i uniknę niepotrzebnych stresów.
Jako, że lubię mieć wszystko poukładane od A do Z zrobiłem szczegółowa rozpiskę trasy oraz check listę sklepów, stacji benzynowych oraz potencjalnych noclegów na trasie.
Od początku moich wszystkich startów przyjąłem założenie że jadę mocniej, ale każdej nocy śpię w łóżku. Dla mnie łóżko i prysznic robi taką robotę regeneracyjną, że wchodzę na rower na świeżo jakbym dopiero rozpoczynał jazdę. Wyjątek stanowi pierwsza noc, która postanowiłem jechać całą ze względu na godzinę startu – 12:00.       


Start – Sokółka - 610 km czas 31 godzin 45 min
W bazie maratonu melduję się 22 sierpnia późnym popołudniem i czas spędzam na miłych pogawędkach ze znajomymi, ale w powietrzu już czuć napięcie związane z tym co nas czeka od jutra. Do bazy dociera też kolega Darek, z którym umówiłem się na wspólną jazdę ponieważ obydwaj startujemy w kategorii OPEN.
Po obfitym śniadaniu i ostatnimi poprawkami sprzętowymi ruszamy pod latarnię. Pogoda nie napawa optymizmem.
Krótka odprawa, pamiątkowe zdjęcie, humory dopisują i jest: godzina 12.00 – poszli… Spojrzałem na latarnię i pomyślałem sobie jak bardzo chciałbym tu w ciągu 10 dni wrócić.
Pierwsze kilometry zgodnie z planem i założeniami, byle nie dać się podpuścić i jechać „nie swoje”. Ostatnie 3 etapy tak właśnie było co przepłaciłem bolesnymi skurczami i zakwasami na samym początku wyścigu.
Pierwszy krótki postój w Pruszczu Gdańskim na stacji i uciekamy bo niebo jest coraz bardziej groźne. Do Elbląga dojeżdżamy na sucho, ale zaczyna padać i po chwili jest już regularna ulewa. Kolejny postój w Braniewie na stacji – suszymy się, jemy i ubieramy na noc. Jest zimno. W nocy zatrzymujemy się tylko w Bartoszycach i znowu suszenie i grzanie. Temperatura około 5 stopni i wiatr nie ułatwiają. Śniadanie na orlenie w Węgorzewie i kolejne postoje w  Filipowie i Wiżajnach zawsze po to aby się ogrzać i napić czegoś ciepłego. Na przerwę obiadową jedziemy do Sejn. Pierwszy etap pomimo warunków wchodzi całkiem dobrze. Pomimo licznych „chopek” i pofałdowania terenu północnej Polski jedziemy w dobrym równym tempie bez niespodzianek. Finał tego dnia był zaplanowany w Krynkach lub Kruszynianach, ale kończymy go w Sokółce na noclegu o godzinie 19:45. Zakupy posiłek i spać. Jesteśmy w „plecy jakieś 40 km.


Sokółka – Włodawa – 320 km czas 5:30 – 22:00
Ustaliliśmy z Darkiem, że budzik codziennie nastawiamy na 4:00 i jak najszybciej wyjazd.
Zaczynają się schody. Schodzimy po rowery i Darek ma „kapcia”. Na wymianę ucieka cenne 30 minut. W trasie kilka razy jeszcze dopompowywał.
Po ulewach i zimnie poprzedniego dnia mnie zaczyna boleć kolano, a Darek narzeka na ból Achillesa, a jeszcze nawet w górach nie jesteśmy. Nie pada, nawet zaczynamy się rozbierać, ale kolano boli, smarowania nie pomagają. Po telefonie do żony dostałem „receptę” na kolano. „załatw sobie liść białej kapusty i pod nogawki obłóż kolano…” podziękowałem, ale powiedziałem jej, że mogłaby coś lepszego wymyślić – ja nie jestem na przejażdżce tylko na najtrudniejszym w Polsce ultra. Podjechałem do sklepu, poprosiłem o liść kapusty, zrobiłem zgodnie z zaleceniami i jazda. Po około 2 godzinach jazdy, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu mówię Darkowi, że nie boli mnie kolano i od tego momentu do mety nie rozstaję się z kapustą i do mety kolano nie bolało.
Po południu zaczyna padać i od Janowa Podlaskiego do Włodawy jedziemy w ścianie deszczu. Limit dzienny wykonany idziemy spać choć plan był 95 km dalej ze względu na płaski teren. Jesteśmy delikatnie poza limitem.


Włodawa – Przemyśl – 324 km czas 16:30
4:50 schodzimy po rowery a tu kapeć Darka i znowu 30 min w plecy. W Hrubieszowie znajdujemy sklep rowerowy, który akurat ma taki rozmiar opony i zajeżdżamy do Pit stopu na wymianę. Reszta trasy przebiega spokojnie, ale ściana wschodnia jest bardzo uboga w zaopatrzenie. Poza wiejskimi sklepikami stacji prawie wcale nie ma, nie mówiąc o barach czy restauracjach. W Przemyślu w hotelu lądujemy o 22:00 i cudem udaje nam się zamówić pizzę z dowozem. Dobrze pojedzeni idziemy spać. Góry wołają, ale nocleg miał być w Ustrzykach Górnych – 107 km w plecy wg planu który zakładał dojazd na metę w poniedziałek wieczorem. Jest jeszcze plan awaryjny czyli na mecie we wtorek do 12:00. Wg tego planu jesteśmy na styk i zero zapasu. Cały czas jadę i przeliczam choć przed startem powiedziałem sobie że przyjechanie jest najważniejsze, a limit i wynik to sprawa drugorzędna.


Przemyśl – Tylicz – 306 km czas 17:00
Ruszamy szybko bez niespodzianek. Pierwsze podjazdy wchodzą jak masełko. Podjazd na Arłamów wchodzi gładko. Oglądam się za siebie – nie ma Darka. Plan zakładał śniadanie w Ustrzykach Dolnych, gdzie chciałem na niego poczekać. Szybkie śniadanie pod sklepem – w żabce nie działa expres do kawy sprawdzam na trackerze, a Darek daleko za mną. Chwila rozterki – jadę dalej sam. Mieliśmy umowę że jedziemy razem, ale jak ktoś będzie słabszy bądź mocniejszy i zagrożony będzie limit ukończenia to się rozdzielamy. Darek bał się gór o czym nieraz mówił. Ja właśnie na góry najbardziej się nastawiałem i przygotowałem bo wiedziałem że to właśnie w górach wyścig się rozstrzygnie. Do Ustrzyk Górnych dojeżdżam całkiem spokojnie podjazdy wchodzą, nawet mijam kilku zawodników – sam jestem zdziwiony i postanawiam na obiad dojechać do Komańczy. W oczekiwaniu na schabowego dowiaduję się, że Darek z powodu narastającego bólu Achillesa wycofał się z maratonu w Ustrzykach Dolnych. Trafiło to we mnie jak piorun z jasnego nieba. Podziałało dołująco bo jak się Darkowi nie udało to prędzej czy później i mnie się nie uda. Darek był dobrze przygotowany i miał przejechane ponad 1500 km więcej niż ja więc dlaczego??. Dobrze pojedzony ruszam dalej. Kilometry i podjazdy ubywają a ja cieszę się jak kolejny podjazd mam za sobą. W tym momencie muszę wspomnieć o osobach, które dawały mi dużo wsparcia: żonie, dzieciom, rodzinie, kibicom z pracy, Radzionkowa i nie tylko oraz chłopakom z grupy Cidry na Szosie. Dawało to takiego kopa, że chciało się żyć, jechać, krzyczeć…. W końcówce dnia podjazdy między Krempną a Tyliczem dają mi nieźle w d… Na nocleg dojeżdżam o 22:00.     
 
Tylicz – Węgierska Górka – 280 km czas 16:15
Budzik na 4:00 wyjazd 4:45. Najpierw całkiem przyjemnie doliną Popradu i wiem że czeka mnie za chwilę bardzo nieprzyjemny podjazd, który bardzo źle wspominam z MRDP Góry ze Skrudziny do Tylmanowej. Temperatura wzrasta, jazda na krótko, krótki postój w Krościeńku, głęboki wdech i lecimy na najwyższy punkt trasy czyli na Głodówkę 1118 m npm. Po drodze podjazd na Łapaszankę w upale i szczyt zdobyty. Obiad w Kirach w knajpie gdzie jadłem i miałem kryzys podczas MRDP Góry. Ruszam na przełęcz Krowiarki. Wiatr w plecy profil trasy z górki więc lecę ponad 40 km/h aż do Zubrzycy. Podjazd wchodzi gładko, zjazd jeszcze lepiej. Celuję do Wisły, ale czas szybko ucieka. Dojeżdżam do Węgierskiej Górki i wiem że następnie jest podjazd przez Szare po płytach ażurowych, który chyba wolę zrobić na świeżo. Na noclegu po zakupach jestem o 21:00.   


Węgierska Górka – Stronie Śląskie – 271 km czas 16:00
Wypoczęty ruszam na dwa podjazdy (Szare i Kubalonka) po czym oddech i 200 km po płaskim aż do Kotliny Kłodzkiej. W Wiśle na Orlenie i Lidlu śniadanie po czym ogień i do przodu. W Krzyżanowicach pod biedronką drugie śniadanie, a obiad planuje w Głuchołazach. Wieje tak silny boczny wiatr, że trudno utrzymać się na drodze, wypinam się z bloków do lepszej asekuracji, a mimo to po jednym z podmuchów ląduję w rowie. Nocleg zaplanowany w Stroniu Śląskim realizuję choć można było jeszcze jechać ale widmo zbliżającej się burzy zdecydowanie zniechęca. Nocleg 20:30 – wcześnie 


Stronie Śląskie – Zgorzelec – 299 km czas 17:00
Podjazd pod Puchaczówkę wchodzi gładko. Na szczycie mgła – zjazd lodowaty. Ciepły posiłek w Miedzylesiu na orlenie. Trzeba szybko uciekać bo po południu ulewy w kotlinie. Podjazd do Zieleńca długi, monotonny i kolejny lodowaty zjazd do Kudowy. Kawa ratuje morale. Droga stu zakrętów po remoncie aż chce się jechać, ale później jakość dróg spada. Od Włodowic przez Sokolicę to jest dramat. Dziura na dziurze łata na łacie podjazd wchodzi ciężko, a zjazd 15km/h na hamulcach. Tutaj gubię rękawiczki długie, które suszyły się na sakwie, a kurtka wkręca mi się w tylne koło.
W Świeradowie jest akurat sąsiad na wczasach i umówiłem się z nim na obiad około 17, ale dojeżdżam o 18:30 szczęśliwy ,że góry mam za sobą. Obiad i miłe spotkanie do 19:00 i sorry sąsiad, ale ja muszę do Zgorzelca. Ostatni podjazd i przed sobą płasko jak na stole i niebieskie niebo, a za mną ciężkie ołowiane chmury. Uciekam. Dojeżdżam przed 22:00


Zgorzelec – Krajnik Dolny – 319 km 15:45
Ruszam o 4:45. Przez Zgorzelec, gdzie inni mieli w ciągu dnia problemy z przejazdem przez trwający festyn – ja przejeżdżam gdy miasto śpi. W tym dniu z rana pojawia się pierwszy kryzys. Góry dały popalić mojej tylnej części ciała. D⁎⁎a odmówiła współpracy i nie chce siedzieć na siodełku. Jestem mocno obtarty przez styl jazdy. Raczej nie preferuję jazdy na stojąco i wszystkie podjazdy jadę z siodełka. Góry przejechałem o 9 godzin szybciej niż etap MRDP Góry, za co teraz płacę. Jadę na stojąco, lubuskie drogi a szczególnie bruki nie pomagają. Kilometry nie ubywają, narasta frustracja, którą dławię podwójną kawą przed Gubinem na stacji. Kryzys szybko mija, bo mam bardzo silną głowę i motywację. W zasadzie tylko poważna awaria lub kontuzja jest mi w stanie to popsuć nic poza tym, a tym bardziej boląca d⁎⁎a. Ból minie – chwała zostanie. Tutaj znowu pomocne jest wsparcie w postaci telefonów, sms-ów („Cały Radzionków na Ciebie patrzy – napierdalaj”, „Do mety w limicie – albo grubo albo wcale”, Jak się nie zmieścisz w limicie to w Radzionkowie chleba Ci nie sprzedają” itp. - dzięki). Obiad syty w Kostrzyniu, a nocleg miałem zaplanowany w Leśniczówce w Piasku. Do Osinowa przeliczam i kombinuje, że Piasek za blisko. Za piaskiem nieprzyjemny podjazd i zjazd do Krajnika, który robiąc z rana po ciemku będzie działał dołująco, więc lepiej wieczorem, a jeszcze jest widno. Znalazłem nocleg w Krajniku i o 20:30 jestem na noclegu. Nocleg okazał się strzałem w „10”. Czas na zmianę budzik na 2:00 i ogień. 




Krajnik Dolny – Ustka – 352 km czas 17:00
Wyjazd z  Krajnika i super nawierzchnie dróg. Kilometry mijają szybko, drogi puste i szybko docieram do Szczecina na Orlen, gdzie zaplanowałem śniadanie. Z Orlenu ruszam do Międzyzdrojów, gdzie  szukam apteki, aby czymś jeszcze złagodzić ból. Drugie śniadanie i do Kołobrzegu. Liczyłem na wiatr zachodni bo 90% wiatrów w Polsce wieje z zachodu, ale nie tym razem – kierunek południowo wschodni. W Kołobrzegu mega kebab i kawa i lecę do Ustki. Były myśli aby już ciągnąć do mety, ale po analizie stwierdziłem po co?. Kilka godzin wcześniej na mecie nic mi nie da a istnieje ryzyko, że na zmęczeniu i ostrym bólu d.. coś może się w nocy zdarzyć. Decyzja nocleg w Ustce i na spokojnie w limicie do mety. Dojeżdżam o 19:30, zakupy na ostatnie kilometry i spać. 


Ustka – Rozewie (meta) – 130 km – czas 519 (2:30 – 7:49)       
Budzik na 2:00 i o 2:40 na trasie. Chłodna głowa do końca, zero ścigania, spokojna jazda do mety – to moje założenia. Po kilku kilometrach widzę czerwoną lampkę, po następnych kilometrach znowu mrugają dwie. Wyprzedzam kolejnych zawodników, jestem dumny z siebie że jeszcze mam siły. Ostatnie podjazdy to w sumie zmarszczki. Powoli planuję wjazd na metę, ale zaraz urywam myśli bo na mecie jeszcze nie jestem. Jeszcze wszystko się może zdarzyć. Spoglądam na tracking i przede mną jeszcze trzech zawodników, z którymi od Międzylesia się tasuję. Oni mają zupełnie inny styl jazdy niż mój i inną taktykę. Naciskam na pedały i na liczniku grubo ponad 30 km/h. skąd ta moc po 9 dniach jazdy. Doganiam ich w okolicach jeziora Żarnowieckiego i po krótkiej jeździe razem, rozmowami i wspominaniem tego co za nami, zostawiam ich na podjeździe do Krokowej i samotnie zmierzam do mety. Metę planowałem między 9-10, a osiągam ją ze łzami szczęścia w oczach o 7:49. Euforia radości spojrzenie na latarnię, o której marzyłem 10 dni temu, medal, pamiątkowe zdjęcia i co… Już nie trzeba dalej jechać choć jestem w takim stanie psychicznym i fizycznym, że gdyby można było wymienić d… do mógłbym jechać drugie kółko.


Epilog
„Gdy emocje już opadną…”
Udało się zrealizować moje marzenie, a Maraton Rowerowy Dookoła Polski edycja 2025 był dla mnie najważniejszą imprezą rowerową tego roku, oraz zwieńczeniem moich dokonań w ultra. Przejechałem trasę, i zmieściłem się w wygórowanym limicie 240 godzin z czasem 235 godzin i 49 minut. Pogoda od startu nie rozpieszczała (deszcz, wiatr i zimno), ale w dalszej części była do zaakceptowania. Rower spisał się bardzo dobrze i przejechał bezawaryjnie, a mnie również ominęły większe kontuzje. Poza bolącym kolanem na początku (wyleczone liśćmi kapusty) i bardzo obtartym tyłkiem w końcówce maratonu nie odniosłem uszczerbku na zdrowiu. Wszystko zagrało tak jak zaplanowałem. Na szczęście ominęły mnie awarie i większe kontuzje. Żeby przejechać taki maraton trzeba mieć w głowie a nie w nogach. Trzeba mieć cel i za wszelką cenę dążyć do niego, trzeba umieć znaleźć motywację szczególnie wtedy gdy przychodzi kryzys. Mnie się to wszystko udało w dużej mierze dzięki wsparciu najbliższych oraz temu, że ja ten maraton jechałem już przynajmniej od pół roku. Ja nim żyłem każdego dnia, czytając, sprawdzając trasę na mapie,  sklepy, orleny, noclegi itp. Robiąc tabelki w exelu. Może zabrakło czasu na lepsze przygotowanie fizyczne, za to lekcje z przygotowania psychicznego odrobiłem w 100 %.
MRDP 2025 kończył czteroletni cykl , który udało mi się zaliczyć w całości czyli: MRDP Zachód 59 godzin 18 min, MRDP Góry 92 godziny 12 min, MRDP Wschód 79 godzin 33 min i MRDP 235 godzin 49 min co razem daje 466 godzin 52 min. na dystansie ponad 6700 km plasując się po 4 edycjach na 12 miejscu. Jestem bardzo zadowolony i bardzo dziękuję z wsparcie, pchanie kropki i bardzo miłe powitanie na dworcu w Radzionkowie. Świętowania nie było końca, a maraton zapamiętam do końca życia. W prezencie otrzymałem kosz wypełniony maściami do d… oraz główką kapusty.

cd28cd5f-a1e0-40a2-b5dd-ac719038133a
0x34

@Ragnarokk wszędzie już ten Facebook jest sponsorem

Ragnarokk

@0x34 Potrzebowałem dużo więcej czasu niż powinienem xD

Zaloguj się aby komentować

#rower odebrany z serwisu.

Jeździ się inaczej niż tym co miałem, hamulce żyleta trzeba się ich nauczyć, tak samo kierownica szeroka i prosta a amortyzator dość miękki. Przerzutki chodzą mega gładko i nie klekoczą - piękna sprawa. Czuć że to już nie budżetowy model bo ramiona korby są metalowe, pedaly też a uchwyty kierownicy przykręcane a nie gumowe kondony co się ześlizgują.

Muszę się go nauczyć bo prowadzenie jest zupełnie inne. Może jutro się gdzieś wybiorę.

#rowerowehejto #dildonadiecie

a83e289b-87e8-406d-ad90-d6387fc7eec2
Precell

Ale kierownicę to bym przyciął bo szpagat rękami zrobić można

Furto

Ale ładny ten zielony

sranko_csv

>hamulce żyleta


xD poczekaj aż odkryjesz czterotłoczkowe

Zaloguj się aby komentować

#rower zamówiony, jaram się bo ostatni raz rower sobie kupowałem chyba z 15lat temu 😁

Wybrałem MTB Hardtail czeskiej marki Superior z wyposażeniem Shimano Deore czyli takim dwie półki lepszym niż Altus czy Tourney, hamulce tarczowe hydrauliczne. Waży trochę ponad 14kg.

Rower już został wysłany do serwisu rowerowego więc może w niedzielę będę już śmigał na rajdzie rowerowym w Otwocku 💪

#rowerowehejto #dildonadiecie

9cf952c0-f469-47eb-845d-55ac06b1467f
pacjent44

@dildo-vaggins to Czesi robią ramy?

dildo-vaggins

@pacjent44 zależy co masz na myśli “robią” - nie są to gotowce jakich pełno, ogólnie to ramy są ich designu unikalne, cała geometria, badania konstrukcji i pomysły oraz patenty są ich. Tak samo formy do ich produkcji, ale sama produkcja ramy jest wykonywana przez podwykonawców - ale rowery są malowane i składane w 100% w Czechach i każdy egzemplarz wychodzi z ich linii produkcyjnej.

Bystrygrzes

@dildo-vaggins poczekaj az sie rozrosna jeszcze bardziej, braknie mocy w czechac i pojda w pisssdu do tajwanu.

Chunx

@dildo-vaggins elegancko

wonsz

Będziesz pan zadowolony, a przynajmniej moja córka nie narzeka na wersję damską 859

60a62a20-ad3d-45df-85f1-6ca210c6326b

Zaloguj się aby komentować

onpanopticon

@austrionauta o cię wuj, ale piękne zdjęcie.

ddffc46f-d45c-4680-adb2-74ed92a14539

Zaloguj się aby komentować

#prawo


bardzo boli a zarazem wkurw..


Mianowicie przed moim zacnym wieżowcem stoją dwa pojazdy od miesięcy nieużywane- wraki.


Teraz pytanie co z tym zrobić? jako społecznik poszłłłem do spółdzielni i usłyszałem ze jak ma OC to może stać.


Dobra ok niech stoi ale co dalej? w sensie narodził mi się tip że może kupię zdezelowanego busa za parę groszy OC opłacę i heja, po co złazić po #rower do piwnicy jak se zrobię schowek przed klatką.


Po co kupować blaszaki jak przed klatką sobie mozna zrobić garaż tyle ze koła musi mieć i OC i może sobie stać.


W tym przypadku OC to jak podatek od nieruchomości.

rmbobster

Masz rację, kupujesz busa i masz magazyn w super niskiej cenie. Na cmentarzu w Mikołowie od kilku lat stoi chyba stary Partner i robi za składzik dla sprzedawcy zniczy.

lipa13

@death070 Oczywiście, że możesz sobie zrobić taki magazyn, prawo wydaje się być bezsilne w tego typu przypadkach. U mnie na osiedlu od lat stoją takie graty zawalone po dach wszelkim śmieciem. Wiem, że było to zgłaszane wiele razy ale nikt z tym nic nie robi. Jeden warzywniak poszedł o poziom wyżej i ma za magazyn busa podłączonego do prądu z normalną klimatyzacją zamontowaną na dachu xD

Godwin91ek

@death070 z busem to nie głupi pomysł. Jednak zwróć uwagę na oznakowanie miejsca parkingowego. Jak jest tam T-30, to jest ograniczenie dla masy całkowitej pojazdu.


"Umieszczona pod znakiem D-18 tabliczka T-30 wskazuje sposób ustawienia pojazdu względem krawędzi jezdni oznaczonej na tabliczce barwą szarą oraz że miejsce jest przeznaczone dla pojazdów samochodowych o dopuszczalnej masie całkowitej nieprzekraczającej 2,5 t."

Zaloguj się aby komentować