#rower

182
2967

Zabrałem się za serwis obydwu rowerów.


Pierwszy rower (szosa) zawieszony bez pedałów i korby na ścianie, już wiem skąd się wzięły trzaski w korbę, to suport wolał o eutanazję. W środę będzie przesyłka.


2. rower (wół roboczy rasy cross) roz***ane hamulce, muszę dokupić te śruby mocujące V-breaki. Może zdążę do budowlanego. Opona z kolei zamówiona w złym rozmiarze, dzisiaj jest 15. dzień od odebrania zamówienia xD


Jestę mechanikę. Ja pie***le.


PS. Luzów na sterach nawet nie tykam xDD


#rower

Yes_Man

@Furto a mnie dzisiaj typ w rowerowym odmówił sprzedaży nowego łańcucha xD

Wymieniłem korbę na nową, zapomniałem o łańcuchu. Podjechałem dzisiaj po pracy, typ wziął jakiś przyrząd i powiedział że mi nie sprzeda chyba że kupię nową obręcz na tył (nie mam kasety). Łańcuch jest tak wyciągnięty że nie mógł założyć takiego przyrządu do oceny stanu

Doradził mi to i owo więc wrócę do niego po wypłacie

Zaloguj się aby komentować

185 924 + 52 = 185 976

Pojechałem sprawdzić czy moja ulubiona trasa nad jezioro Straszyńskie przez Bąkowo, rzeczywiście została odcięta przez budowę Obwodnicy Metropolitalnej. Na szczęście mapy się myliły, wiadukt jest już prawie w całości wybudowany ale jeszcze nieprzejezdny :)


Znalazłem alternatywny przejazd, też jeszcze nie oddany do użytku ale rowerem można więcej :P


#rower #mtb

<br />

Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastat.eu

#rowerowyrownik

3a603ba6-e8b4-4d52-b954-f9feef3c2d16
AdelbertVonBimberstein

@Gilgamesh jechałem z rodziną właśnie w stronę Kwidzyna z Bydgoszczy i mój syn nagle:

-Tata, haha, taaa haha, tata hdagahaha tata tam jest... Haha, tam jest zjazd haha tam jest tata BĄKOWO! Haha haha.


I beka przez 10 minut. Xd wiadomo jakie żarty bawią dzieci najbardziej.

Zaloguj się aby komentować

Czy mamy na hejto specjalistów od CNC?


W zapięciu rowerowym miałem niestandardowy metalowy elementy, który wisiał na sprężynie, sprężyna się urwała i element się zgubił. Kupiłem drugie zapięcie i posiadam znów ten element, ale chciałbym jeszcze uratować stare zapięcie.


Czy zatem ktoś w zamian za pieniądze mógłby mi pomóc i wytoczyć taki element? #cnc #rower #mechanikarowerowa

dremmettbrown

@DerMirker daj zdjęcie bo nie wiedząc jak element wygląda to można gdybać do jutra

Zaloguj się aby komentować

Praca spawacza (plastiku) mnie przeistacza. Szybkie spawanko błotnika rowerowego, pękła obejma mocująca całość do sztycy pod siodełkiem. Działa

PS burdel na warsztacie jest zamierzony, na razie nie mam czasu tego ogarnąć

#rower #majsterkowanie

0df489f4-281a-4ba0-87c4-3dfd73fd0dad
524cd091-a9b6-4046-881f-ac830037919d
Yes_Man userbar
Stashqo

@Yes_Man schludnie, choć nasrane

emdet

@Yes_Man są to jakieś określone typy plastiku które w ten sposób można łączyć? Dmuchasz jakąś konkretną temperaturą żeby stopić pręt czy na wyczucie?

Parigot

@Yes_Man Długo tym spawasz? Jeżeli tak to napisz czy warto kupić taką zabawkę czy jednak coś innego? Mam parę rzeczy z plastiku do naprawienia więc mnie to bardzo interesuje😉

Zaloguj się aby komentować

185 780 + 42 = 185 822


Ostatnio stworzyłem dwie traski, w miarę podobne rejony, ale jednak inne. Przez moje niedopatrzenie drugi raz pojechałem tę z zeszłego tygodnia. No trudno, trasa i tak fajna, a przy okazji porównać coś można. Pogoda dopisała, choć momentami mocniej wiało, ale i tak spoko.


Statystyki:


  • 8 PR'ek

  • 1 lokalna legenda (na szutrowym odcinku, to dosłownie mój drugi przejazd tamtędy, więc coś się lenią lokalsi)

  • średnia 18.6 km/h (vs ostatnie 17.8 km/h) - miły progres jak na te górki (no i jazdę w 2 strefie)

  • 145 BPM średnio (ostatnio 146) - ale de facto regres, bo mimo średniej w 2 strefie byłem 47%, a 3 strefie 42%, gdzie ostatnio miałem 52% w 2 strefie i 35% w trzeciej. Można to tłumaczyć lepszą średnią prędkością pewnie, ale nie taki jest mój cel. Plan to mieć minimum 70% w drugiej strefie (aktualnie ustawiona na 127-146 BPM), więc jest jeszcze co robić.

  • 75 średniej kadencji (bez zmian) - mam sporo górek, więc i zjazdów, więc średniej nie lubię używać tutaj. Jest ok, ale na pewno może być lepiej, czasem o to przełożenie/dwa za twardo jeździłem jak na ten typ jazdy.


#rower #rowerowyrownik #gravel

48ac8efe-6eb1-43a5-895f-02b5281261f4

Zaloguj się aby komentować

Chwilę temu kupiłem uchwyt do transportu roweru w samochodzie z ali i dzisiaj testowałem. Ogólnie na plus, ale w przypadku mojego roweru muszę niestety jeszcze zniżać siodełko, żeby rower się mieścił tak jak na zdjęciu. "Platforma" to jakaś robocza deska której mi nie było szkoda.


W każdym razie do okazjonalnego transportu bardzo mi się przyda. Dzisiaj sprawdziłem jak działa bez dodatkowego zabezpieczenia (koło i reszta gadżetów były zabezpieczone, nie jak na zdjęciu) i przy normalnej jeździe jest ok. Zresztą, następnym razem będę przyczepiał np. do zagłówka dla świętego spokoju. Jak za 40zł bardzo dobry dodatek.


#rower #aliexpress

4b18fc5a-b2d6-4750-9773-0807cb4c2003
8c11f9d1-4e7c-4f68-8c0b-658e1e5ed230
d1271ed1-e7f3-4a84-b10b-8ec2a2a78a84
6ca81de0-284c-4c7a-b4c8-4066b2c1403e
448efc14-182d-4043-b75c-8bf9b4567621
pacjent44

@nobodys ma to atest? wytrzyma ostre hamowanie?

Zaloguj się aby komentować

Zaloguj się aby komentować

#rower #podrozujzhejto #wakacje

A to są psze państwa drogi rowerowe w Słowenii. Tak się ciągną kilometrami, zazwyczaj oddalone od szos o jakieś 500m. Oznaczone, równiutkie. Marzenie.

e2c97b18-79fd-4004-a57c-22591837f8e9
13aae573-e3d8-452d-b0df-5217a1a52ae1
50e18a64-9737-4a16-854e-fe188d1f66f7
redemptor

Mnie do szczęścia wystarczyłaby lokalna sieć zwykłych ścieżek bez dziur. Jak głupi myślałem, że po zmianie prezydenta miasta na młodszego i bardziej wysportowanego coś ruszy w temacie... i nic, nawet przy modernizacji kluczowej drogi biegnącej przez miasto zrobili ścieżki na odwal się, gdzie trzeba uprawiać slalom i objazdy (chcąc legalnie jechać ścieżką, a nie chodnikiem dla pieszych).

Clark_Griswold

@ColonelWalterKurtz pewnie Pogacaromania u nich w kraju panuje i na fali robią scieżki haha ale tak serio to sztos, mega widoki i do tego mega bezpiecznie

Cathelek

Muszę pokazać rodzicom, może wspólna wycieczka, oni z okazji 50 lat zaczęli jeździć na rowerze

Zaloguj się aby komentować

Zaloguj się aby komentować

Pierwsza prawdziwa setunia od dawien dawna... Ale kurna obrzydliwy wmordęwind przez cały powrót od Kiezmarku... Wcześniej też bardzo wietrznie. Uważam że tempo całkiem ok wyszło.

#rower

3f52e2fd-cd1c-414a-a648-666fb4a61bf0
1915d6e9-f7f3-4f2d-87bd-addae175e5ef
03c9ecb8-c9e7-4ab2-b046-b88823d4b262
onpanopticon

@maciekawski where #rowerowyrownik ?

Zaloguj się aby komentować

Opornik

@GazelkaFarelka to jakaś marka alkoholu?

fonfi

@GazelkaFarelka Najpiękniejszy kolor świata - Celeste!!

dzangyl

@GazelkaFarelka piękny kolor, zakup roweru Bianchi to jedna z rzeczy, którą kiedyś muszę zrobić :). Te bidony takie czyściutkie, nie porysowane, nówki nie śmigane?

Zaloguj się aby komentować

Proszę mi wybaczyć. Jak się okazuje nie umiem pisać sonetów Niby człowiek wiedzioł, a jednak się trochę łudził.


Można się śmiać, bo wyszła mi bardziej praca domowa lat wczesnoszkolnych. Niemniej próbowałem. Zadeklarowałem się, że napiszę, więc po dużych męczarniach oto i moje wypociny. Za które siebie i Państwa przepraszam. Tematem oczywiście #rower bo ostatnio to mój główny sposób na złapanie wytchnienia i oddechu. Niemniej nie porzucam idei, w wielu rzeczach byłem beznadziejny i po wielu latach wytężonej pracy stałem się niezbyt dobry. A to już awans.


Jowej


Samotna droga, odarta z nędznych arbitraży,

Koła wścibsko przecinają gościńca grudki,

Sójka szczebiocze niby w rytm przerzutki,

kierując na manowce, chciwych dębu cykliniarzy.


Niezłomna natura z myślami mnie parzy,

Meandrycznym skinieniem dolewa odtrutki.

W milczeniu odrywa sędziwości skutki,

Na stół wykłada idee, mistrz kabalarzy.


Nie jadę naprzód – ja wracam - do zarania,

Do pierwszych pytań, do każdego wahania,

Do swoich starań, skutków owoce skromne.


Umysł mój błądzi, lecz ja go nie napomnę,

I tylko ślady kół w ziemi niezłomne,

Ulotnym świadectwem mego z sobą spotkania.


#zafirewallem #nasonety #tworczoscwlasna #diriposta

RogerThat

Elegancki jest. Aż trochę zazdro tych meandrów.

fonfi

@onpanopticon Ja nie wiem skąd ta samokrytyka. Jest na prawdę super! Zwłaszcza, że napisałeś "Rower" więc podniecony dalej nie czytałem. Żartuję oczywiście! No i same smaczki: "chciwi dębu cykliniarze", "myślami mnie parzy", "meandryczne skinienie" - no piękne!

fonfi

@onpanopticon aa tylko taguj #diriposta bo później łatwiej do podsumowania znaleźć. Gdybym nie wiedział, że na ten sonet czekam, to o mały włos by mi umknął :P.

Zaloguj się aby komentować

Pamiętaj aby dzień święty świecić

Wczoraj zacząłem, dzisiaj skończyłem. Jak lekko się teraz kręci, rower dosłownie sam jedzie. Wjechała zębatka 48 zamiast 42, muszę tylko kupić dłuższy łańcuch - nie pomyślałem o tym podczas zakupu gratów.

#rower #samnaprawiam #majsterkowanie

afa1940e-888d-43c3-a0ba-234d7aa266b3
a6b8d89c-ab8d-4f68-9891-4b1cb436d155
638a03aa-0159-478e-843e-e7a304a0c4bb
Yes_Man userbar

Zaloguj się aby komentować

#rower #mazury


Wiedziałem, że w długi weekend będę pracował, wiec wziąłem trochę wolnego przed i pojechaliśmy z braćmi na Mazury pojeździć na rowerze. Trafiliśmy do domku w obiekcie, w którym nie było nikogo innego. Znaleźliśmy za to na tarasie zamkniętego baru włączony cymbergaj, dart i bilarda :D

812ea070-ab1c-4c9b-883a-caa6ea9509f7
dbb5d0b0-38f3-44a2-b307-15a6dd0a1e8d
d49dbbc7-2be2-44fb-8d13-7743d17793d5
2cc4caa9-af05-467c-a67b-4c5c8a3b4740
b7272307-c987-41ad-82cc-aeb9a50af007

Zaloguj się aby komentować

Dziś posmigalem #rower ze starszym synem w miejsca gdzie nie byłem z 15 lat.

Młody już na tyle duży żeby nie marudzić i ewentualnie zjechać w leśna ścieżkę. Bardzo to doceniam.

Zjechaliśmy na dziką plażę i znaleźliśmy dzikie czereśnie :)

08f2b69c-64b1-4807-81e3-6489da6af60e
6a88df87-c2a9-4650-9d17-ba952a790447

Zaloguj się aby komentować

184681 + 273 = 184 954


To był bardzo ładny dzień, dokładnie taki jaki sobie można wymarzyć na epicką trasę, o ile komuś, jak mi, nie przeszkadzają upały. Bardzo pomagały gęsto rozsiane wodopoje z super zimną wodą, zazwyczaj też z korytem, gdzie można było swój durnowaty łeb zanurzać do woli celem schłodzenia i zmycia pokładów soli. Pętla wokół Alp Gailtailskich.

#szosa #rower #rowerowyrownik

8114a9f0-4f94-4aa9-b425-8dfe0a357863
d872bccc-92c3-41e3-be6c-3167b522ffae
0169bd57-0816-4e70-b416-c1fbc0ad914f
8a98fc77-a3c3-4b8a-93f0-959ebf801ec5
Shivaa

Wow, marzenie zrobić kiedyś taką trasę

Time_Machine

@austrionauta daj tych upałów trochę do nas. Tu pizga jakby początek kwietnia był.

icecrypt

Bardzo ładnie. Dej gpx ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Zaloguj się aby komentować

Dzień dobry się z Państwem,

Chwilę się zastanawiałem, czy poniższy wpis umieścić w społeczności #rower czy #zafirewallem . Zdecydowałem, że ze względu na formę i objętość jednak bardziej pasuje do Kawiarni, a nawet pod tag #naopowiesci .


Chociaż od naszego (mojego i syna) startu w wyścigu Mazowiecki Gravel minął już prawie tydzień, to dopiero dzisiaj udało mi się znaleźć trochę czasu żeby wrażenia zebrać i spisać w poniższe podsumowanie, które niespodziewanie przyjęło formę opowiadania. Wyszło ciut dłuższe niż planowałem, ale mam nadzieję, że spokojnie mogę życzyć Państwu miłej lektury.


Dla tych co nie lubią czytać - TLDR: Było super - za rok jedziemy jeszcze raz!


Aha jeszcze #rowerowyrownik

184 314 + 18 + 133 + 18 = 184 483


Mazowiecki Gravel 2025


No więc mam syna. Mam syna marudę. Zupełnie nie wiem po kim on taki jest. Chociaż się domyślam. Zwłaszcza, że cechy dziedziczne ujawniają się podobno w co drugim pokoleniu.


W ramach aktywizacji ruchowej i spędzania czasu z dzieckiem (dzieckiem! - toż to dorosły facet już jest) postanowiliśmy (już rok temu) wybrać się razem na rowerowy ultramaraton Mazowiecki Gravel. Niepomni zeszłorocznej gehenny - po raz drugi postanowiliśmy. 


Ultramaratony mają coś takiego w sobie, że jedziesz taki, przeklinasz pod nosem swoją głupotę, rzucasz w rozciągającą się po horyzont przestrzeń pytania o sens tej udręki, zastanawiasz się za jakie grzechy za własne pieniądze sam sobie to robisz, po czym na mecie, na czworaka, ze łzami w oczach i bananem na twarzy zapisujesz się na kolejną edycję. Na dwa razy dłuższy dystans.


Na szczęście, jakieś resztki rozsądku uratowały nas przed kompletną katastrofą i na dwa tygodnie przed startem, mając na uwadze to, że w tym sezonie z powodu matury syn przejechał całe zero (słownie: 0) kilometrów na rowerze, stwierdziliśmy, że dystans 250 kilometrów może być jednak lekką przesadą i skróciliśmy go do kilometrów 120. A konkretnie do 133, bo okazuje się, że organizatorzy pozwolili sobie na dużo swobody wytyczając trasę czegoś co sami nazwali MG120.


Start w sobotę, 14 dnia czerwca z plaży w Nieporęcie nad Zalewem Zegrzyńskim. Przeczuwając problemy z miejscami parkingowymi postanawiamy - no dobrze, ja postanawiam - że na start dojedziemy rowerami. Czyli dodatkowe 15 kilometrów. W jedną stronę. 


Wyruszyliśmy skoro świt o 8 rano, z lekkim poślizgiem, dlatego że: 

- skarpetki nie takie

- tato, gdzie są moje okulary?!

- synu, dojedz to śniadanie!

- tato, powerbank mi się nie naładował!!!


Droga nad Zalew Zegrzyński wzdłuż Kanału Żerańskiego jest urocza. Zwłaszcza rano. Upał jeszcze nie dokucza, pusto, cisza jak makiem zasiał…

– Tato, tato!!! Rower mi piszczy! Jak on tak będzie piszczał przez całą trasę to ja nie jadę! Zrób coś!

No w mordę jeża - wczoraj jak go szykowałem to nie piszczał. 

– Pewnie trochę wody się do piasty dostało i popiskuje. Zaraz wyschnie i przestanie.

Na szczęście, faktycznie po kilku kilometrach wszystko ucichło. No prawie wszystko.

– Tato, tato!!! Zimno mi! Daj mi kurtkę wiatrówkę!

– Jest 18 stopni, za 10 minut się rozgrzejesz i będziesz ją zdejmował.

– Ale mnie teraz jest zimno!

Dziesięć minut później.

– No faktycznie już mi ciepło. Daleko jeszcze?!


I tak, rozmawiając sobie jak ojciec z synem dotarliśmy na linię startu, gdzie okazało się, że do dystansów mam podejście równie swobodne jak organizatorzy, bo na start było nie 15 a 18 kilometrów. Co oczywiście zostało mi momentalnie przez syna wypomniane.


Start. Wyjechaliśmy z plaży, pomachaliśmy panom policjantom zabezpieczającym imprezę i skierowaliśmy się w stronę Zegrza Południowego.

– Tato, tato!! Czy my jedziemy w stronę Zegrza Południowego?!

– Tak.

– Ja tam ostatnio z kolegami byłem! Tam wszystko jest rozkopane! Boże, jak my tamtędy przejedziemy?!

Okazało się, że bez problemu. Minąwszy rozkopane krzyżowanie, po kilkuset metrach wjechaliśmy na most nad Narwią by po chwili skierować się na wschód, w kierunku Pałacu Krasińskich i dalej na Serock.

– Tato, tato!!! Ja kojarzę tą drogę!!

– Tę!

– Co?!

– Nie tą, a tę drogę.

– No przecież mówię, że ją znam! Tam jest taki dłuuuugi podjazd!! Od razu na początku?! Bez sensu! Kto tak bezmyślnie układał trasę?! Daleko jeszcze?!

Zerknąłem na profil wysokościowy na nawigacji. Faktycznie podjazd był. Całe 20m w górę i 500m długości. Niech będzie - nawet bieg w przerzutce zmieniłem. 


Zaraz za podjazdem, droga wyprowadziła nas na skraj pola, między urokliwe domki letniskowe położone nad samym zalewem. I szuter.

– Tato, tato!!! Jak to - już się asfalt skończył?! Przecież to dopiero 6 kilometr!

– Synu, to jest Mazowiecki Gravel. Jak chciałeś jechać wyłącznie asfaltami, trzeba było zapisać się na Mazowiecką Szosę.

– A to była taka możliwość?! Dlaczego mi nie powiedziałeś?!

– Była. Nie mówiłem dlatego, że masz rower “gravelowy” a nie “szosowy”.

– Aha. A daleko jeszcze?


Z osiedla letniskowego, piękna parkowa aleja zaprowadziła nas prosto do Serocka. Tutaj przez parę kilometrów poruszaliśmy się drogą rowerową wytyczoną przy dość ruchliwej trasie na Pułtusk, gdzie szum samochodowy skutecznie uniemożliwiał synowi marudzenie, aż mostem Obrońców Ziemi Serockiej przekroczyliśmy Narew po raz drugi i skierowaliśmy się wzdłuż jej brzegu na północ.

– Tato, tato!!! Chyba połknąłem muchę!

– Sprytnie synu. Trochę białka ci nie zaszkodzi. Dobrze, że masz okulary bo inaczej jadłbyś oczami.

– Ale dlaczego tu jest tyle owadów?!

– Bo jedziemy wzdłuż rzeki, w koło same podmokłe tereny. Owady lubią takie obszary.

– Jak ja nienawidzę tego latającego badziewia! Daleko jeszcze?!


Na szczęście po kilkunastu kilometrach oddaliliśmy się nieznacznie od linii wodnej, zostawiając chmary owadów i gruntową drogę przy wale, i wjechaliśmy na lokalne asfalty wijące się malowniczo między mazowieckimi polami i łąkami, pachnącymi na zmianę niebieszczącą się facelią, chabrami i… nawozem. Niesieni tym aromatem i pięknymi widokami, całkiem przyzwoitym tempem mijaliśmy wsie o ujmujących w swej prostocie nazwach, takich jak Kruczy Borek, Łęcino, Nowe Borsuki czy Borsuki Kolonia szukając miejsca na postój, bo w nogach mieliśmy już ponad 30 kilometrów. Nie licząc oczywiście drogi na start, który to fakt regularnie, co parę kilometrów, był mi przypominany.

– Tato, tato!! Tu jest piach po obręcze!! Nie przejadę! Ja wysiadam!

– Ale wysiadasz literalnie, żeby ominąć tę łachę, czy metaforycznie i mam dzwonić po mamę?

– Jeszcze nie wiem.

To ewidentnie była oznaka, że zapracowaliśmy na chwilę odpoczynku. W związku z tym dosiedliśmy się - chociaż to tylko figura stylistyczna, bo tak naprawdę to staliśmy po prostu pod czyimś płotem - do grupki innych, pokonanych przez piaskową łachę uczestników wyścigu. Wcinając banana, Snickersa i żel energetyczny, kibicowaliśmy i żartowaliśmy z tych co usilnie próbowali nie spaść z rowerów przedzierając się przez faktycznie dość długi, sypki i mocno zdradliwy kawałek trasy. 


Nabrawszy siły, energii i chęci - no dobrze, z tą chęcią to może nie przesadzajmy - ruszyliśmy dalej. Kolejne kilometry to było istne gravelowe niebo, gdzie długie szutrostrady, leśne dukty i drogi pożarowe o nawierzchniach, które choć pokryte żwirem, to zdecydowanie lepsze niż niejeden wiejski, wysłużony asfalt, niosły nas przez kolejne kilkanaście kilometrów. Nawet syn przestał chwilowo marudzić. Chociaż podejrzewam, że to raczej efekt tego, że zakleił się Snickersem. 


Kiedy jednak tempo ponownie zaczęło nam spadać, w okolicy 50 kilometra zdecydowaliśmy się na kolejną krótką przerwę. Na skrzyżowaniu dróg, znaleźliśmy uroczą kapliczkę schowaną w cieniu wielkiej topoli i otoczoną ławeczkami, które jako że maj już się skończył, były wolne od lokalnych babć. Idealne miejsce na krótki odpoczynek i faszerowanie się cukrami w różnej postaci i stanie skupienia.


Tym razem nie zabawiliśmy długo i już po kilkunastu minutach zebraliśmy się i ruszyliśmy dalej. Jeszcze przed połową trasy minęły nas “charty” z dystansu MG250, poruszający się co najmniej dwa razy szybciej od nas oraz grupa kilkunastu pań jadących w jednakowych, firmowych strojach Dantex, Dłutex czy jakiejś innej perły polskiego nazewnictwa zakończonej na “…ex”.

– Tato, tato!! Siku mi się chce.

– No to stańmy tu gdzieś w lesie.

– Eee, aż tak to mi się nie chce.

– Dobrze, to powiedz jak już Ci się będzie tak chciało.

– Daleko jeszcze?

W ten sposób dotarliśmy do 65 kilometra gdzie, niemalże idealnie w połowie trasy, był sklep. Jako że powoli kończyły nam się napoje w bidonach nie omieszkaliśmy skorzystać z nadarzającej się okazji. Zakupiliśmy izotoniki z Igą Świątek szydzącą z nas bezczelnym uśmiechem z etykiety, zimną oranżadę i colę. Ja uzupełniłem też zapas Snickersów, skoro wiedziałem już, że doskonale działają zarówno na zmęczenie jak i marudzenie syna.

– Tato, tato!! A może ta pani w sklepie pozwoli mi się wysikać w toalecie.

– Nie pozwoli.

– Ale dlaczego, przecież musi mieć tutaj toaletę.

– Nie pozwoli, bo jakby w ramach precedensu (trudne słowo) pozwoliła tobie, to musiałaby pozwolić też innym. Wyobraź sobie jakby wyglądała ta toaleta jakby przetoczyło się przez nią kilkaset osób.

– Ale ja jednak spróbuję.

– Spróbuj.

Dwie minuty później.

– Nie pozwoliła. Daleko jeszcze?

– Nie, już tylko połowa.


Zaopatrzeni, napojeni i z wciąż jednym pełnym pęcherzem pojechaliśmy dalej. Po kilku kilometrach asfaltów klasy Kongo, znowu zaczęły się leśne szutry. Dogoniliśmy grupę dziewczyn spod znaku Dywanex siedzących na skraju drogi. Chociaż Mazowiecki Gravel to wyścig typu self-support, to jednak kultura nakazywała nam chociaż zapytać: 

– Wszystko OK? Czegoś wam potrzeba?

– Masażu od prawdziwego mężczyzny – odkrzyknęły dziewczyny

– To muszę was zmartwić, bo prawdziwi mężczyźni to jadą na dystansie MG500, tutaj to możecie liczyć tylko na takich jak my.


Od nas masażu nie chciały. Może to i dobrze, bo zupełnie się na masowaniu - zwłaszcza w warunkach polowych - nie znam. 

– Tato, tato!! Daleko jeszcze?

– Niedaleko. A co?

– No bo mi się ciągle siku chce.

– No to zjedźmy tutaj, kawałek w boczną drogę i się wysikasz.

– Ale ja mam nieśmiały pęcherz.

– A 20 kilometrów do Wyszkowa wytrzyma? 

– Nie.

– No to sikaj.

Zatrzymaliśmy się przy leśnej, bocznej dróżce gdzie wziąłem rower od syna.

– Sikaj.

– Nie mogę! Nie leci!

– Zaraz poleci. O widzisz, już leci.

– Ale tu lata jakieś robactwo!! Coś mi usiadło na nodze! Odgoń tego robaka! Aaa, on mi na siusiaku chce usiąść!!  

– Nie machaj tak tą ręką bo sobie nasikasz na rękawiczkę.

– Aaa, nasikałem sobie na rękawiczkę!!


I tak z mokrą rękawiczką ale pustym pęcherzem udało nam się pojechać dalej. Raptem po kilkuset metrach, przy skraju drogi stała drobna dziewczyna i ze zrezygnowaną miną uważnie oglądała tylne koło. Chociaż, jak już wspominałem, Mazowiecki Gravel to wyścig typu self-support, to jednak kultura i “białorycerskość” nakazała nam zapytać:

– Wszystko ok?

– Powietrze mi zeszło. Tylko nie wiem czy po prostu zeszło czy dziura.

– Pomóc Ci?

– Nie trzeba.

– No to pomożemy.


Zatrzymaliśmy się więc, żeby pomóc. Skomplikowaną metodą uciskania opony palcami, fachowo stwierdziliśmy to, co koleżanka i tak już wiedziała, że faktycznie nie ma w niej powietrza. W oponie znaczy się, nie w koleżance. Chociaż ona też wyglądała na wypompowaną. Dziewczyna trzymała już naszykowaną swoją kieszonkową mini pompkę.

– Poczekaj, mam większą – powiedziałem z dumą i odpiąłem swoją półmetrową retro-pompkę, którą miałem przymocowaną do ramy, na co syn stanął trzy metry dalej i udawał, że mnie nie zna – Tą będzie zdecydowanie szybciej.

Faktycznie wystarczyło kilka mocniejszych ruchów, żeby napompować koło.

– Pojedź kawałek, zobaczymy czy nie będzie schodzić. Jak się okaże, że to dziura to pomożemy Ci z dętką.

Wsiedliśmy na rowery, ruszyliśmy ale po jakiś 200 metrach okazało się, że to chyba jednak dziura, bo powietrze znowu zupełnie uszło. Rozstawiliśmy się obok drogi i raźnie zabraliśmy się za wymianę dętki. Oraz za opędzanie od wielkich czerwonych mrówek. Na szczęście operacja przebiegła szybko i sprawnie i już po kilku minutach i kilkunastu ugryzieniach mogliśmy jechać dalej. Elwira, bo tak koleżanka miała na imię (tak na prawdę miała inaczej, ale na potrzeby tej historii nie ma to najmniejszego znaczenia) pojechała kawałek z nami zabawiając nas rozmową. Dowiedzieliśmy się, że jedzie z kolegami, ale każdy mniej więcej swoim tempem i mają się zjechać za chwilę na pitstopie w Wyszkowie.


Szybko okazało się, że Elwirze ewidentnie nie pasowała nasze turystyczne tempo, więc pomachaliśmy sobie i koleżanka popędziła w siną dal.

– Tato, tato!! Daleko jeszcze?

– Ale do końca czy do popasu w Wyszkowie?

– Na razie do popasu.

– To nie. Już za chwilę będziemy.

I rzeczywiście minęliśmy pierwsze zabudowania Wyszkowa i w kilka minut dojechaliśmy do restauracji, którą ktoś, zupełnie nie wiem dlaczego, postanowił oryginalnie nazwać “Wyszkowianka”. Ochlapaliśmy się w toalecie, złapaliśmy po misce zupy pomidorowej, butelkę piwa bezalkoholowego i zaczęliśmy się rozglądać za wolnym stolikiem. Niestety nie było takiego. Zapytaliśmy więc pana, który siedział sam przy czteroosobowym stole czy możemy się dosiąść. Okazało się, że co prawda pan jedno miejsce trzyma dla kolegi, który zaraz ma dojechać, ale dwa pozostałe możemy sobie zająć.


Niezręcznie jest tak siedzieć przy jednym stole i się do siebie nie odzywać (syn się nie odzywał, bo nie miał siły) więc zapytałem pana czy ten stary Author co stoi obok jest jego. Okazało się, że tak. A że ja też jechałem na starym Authorze (MTB z 1998 roku przerobionym na gravela) to bardzo szybko znaleźliśmy wspólny język i między łyżkami zupy pogrążyliśmy się w dyskusji, że kiedyś to były czasy i rowery a teraz to nie ma ani czasów, ani rowerów.


W pewnym momencie okazało się, że kolega dla którego pan trzymał miejsce przegapił Wyszków (a przynajmniej Wyszkowiankę) i jest już kilka kilometrów dalej na trasie. W związku z czym przemiły pan złapał pośpiesznie swojego Autora i ruszył w pogoń, życząc nam powodzenia. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, ale też zebraliśmy się bo do mety mieliśmy jeszcze jakieś 50 kilometrów.

– Tato, tato!! Wahoo (nawigacja, przyp. red.) mi się rozładowuje.

– No dobrze, to podłączmy do niego powerbank.

– Nie ładuje się!! Boże, zgubimy się tutaj i nie dojedziemy do domu! Dzwoń po mamę!

– Spokojnie, może kabel się uszkodził. Podjedźmy na stację benzynową po nowy, bo dalej to już tylko pola.

– A daleko jeszcze?

– Do stacji? Nie - o tam już ją widać.


Jak postanowiliśmy - tak zrobiliśmy. Zaopatrzyliśmy się w nowiutki, bielutki kabel microUSB marki “Krzak” i już po kolejnych kilku kilometrach bateria w Wahoo padła całkiem. Niestety - co okazało się dopiero później - nawigacja, a konkretnie gniazdo ładowania dokonało swojego żywota. Wyścig gravelowy - piękna śmierć dla komputera rowerowego. Na szczęście mieliśmy drugi.


Z Wyszkowa wyjechaliśmy nad naburzańskie wioski, pola i łąki, gdzie na mniej więcej setnym kilometrze czekała na nas największa atrakcja na trasie - przeprawa przez bród na rzece Fiszor.

– Tato, tato!! Daleko jeszcze?

Teraz bez nawigacji, która zanim wysiadła pokazywała synowi dystans i odległość do mety, pytanie wybrzmiewało z nieznośną częstotliwością.

– Niedaleko, do brodu jakieś 2 kilometry.

– To powinno być go już widać. A ja go nie widzę! Zresztą tu są same pola! No gdzie jest ten bród!?

– Zaraz dojedziemy.


Dojechaliśmy. Przy brodzie czekał na nas nieoficjalny pitstop zorganizowany przez kibicujących, okolicznych mieszkańców. Zostaliśmy nakarmieni i zaopatrzeni w banany, można było uzupełnić bidony wodą i zrobić sobie zdjęcie przy zaimprowizowanym stoliku z różnymi antykami i szpargałami.

– Tato, tato!! Przecież tam jest woda po kolana! Jak my to przejdziemy!

– Zdejmujesz buty, wieszasz sobie za sznurówki na szyi, bierzesz rower na ramię i idziesz.

– Ale tam są kamienie i jakieś tłuczone cegły na dnie! Pewnie nawet szkło. Na pewno się poślizgnę!

– Dlatego spakowaliśmy do sakwy buty do chodzenia w wodzie. Zakładaj.

– To się nie może udać!

– Uda się.

Udało się. Przeszliśmy na drugą stronę, nawet nie mocząc rowerów. Co prawda ja dwa razy zgubiłem po drodze klapka i niewiele brakowało, żebym wywinął orła próbując go założyć stojąc na jednej nodze z 14 kilogramowym rowerem na ramieniu. Ale udało się. Na drugim brzegu siedliśmy sobie na trawie, żeby wytrzeć nogi. Obok nas siedziały już dziewczyny z Dębexu, które przeprawiały się dosłownie chwilę przed nami i teraz na mokre nogi zakładały skarpety i buty.

– Popatrzcie, chłopaki to mają ręcznik. Przydałby się taki. - skomentowała jedna z nich.

– Bo ja, droga Pani, to z racji bycia weteranem tego brodu, jestem przygotowany - skrupulatnie przemilczałem fakt, że ręcznik do sakwy w ostatniej chwili wrzuciła mi żona  

– Tak często Pan tędy jeździ?

– Tak , codziennie do pracy – zażartowałem – i właśnie pokazuję synowi jaką ojciec ma drogę do roboty.

– No właśnie! Ucz się młody, ucz! Bo jak nie, to będziesz jak stary codziennie do pracy przez bród, a zimą przez zaspy się przedzierał - wtrącił wesoło jakiś starszy jegomość.

– A o której startowaliście? - zapytał kolejny

– O 9:25.

– Matko, ja o 8:00! To ja tak wolno jadę?!

– Możliwe, chociaż zakładam, że pan raczej dystans 250 a my 120 kilometrów.

– Faktycznie. To mnie uspokoiliście.

Jak widać atmosfera wesoła, a śmiechom nie było końca.


Od brodu do mety zostało nam jakieś 30 kilometrów. Większość asfaltami przez leżące nad Bugiem malownicze wsie i osiedla letniskowych działek, gdzie Warszawiacy uciekają na weekendy i wakacje. Na tych ostatnich kilometrach zagęściło się od zawodników i bez przerwy doganiali nas i wyprzedzali kolejni zawodnicy z dystansu MG250, ale nam to zupełnie nie przeszkadzało i toczyliśmy się swoim tempem, rozkoszując się krajobrazem skąpanym w popołudniowym słońcu.

– Tato, tato!! Daleko jeszcze?

– Niedaleko. Jakieś 13 kilometrów.

– To ja sobie tutaj usiądę i cichutko umrę, dobrze?

Oho, ewidentnie nadszedł czas na ostateczne środki zaradcze. Wyciągnąłem z sakwy tajną broń - czarną saszetkę żelu SIS Beta Fuel Ultra Turbo Super Hiper Dual Boost. Albo - zgodnie z informacją na etykiecie - zapewni nam Ultra Turbo dawkę energii, albo taka ilość chemii spowoduje gwałtowny rozstrój żołądka. Tak czy siak efekt powinien być taki sam - wjedziemy pędem na linię mety. Miły truskawkowo limonkowy smak rozlał się ciepłem po naszym organizmie i już po chwili pędziliśmy - no dobrze, toczyliśmy się - w kierunku mety. Ulicą Wczasową wjechaliśmy do Białobrzegów, skąd - utyskując na plączących się wszędzie pieszych - ścieżką rowerową dotarliśmy do Nieporętu. Jeszcze tylko korek na moście przed rondem koło McDonalds, ostatnie metry i meta!


Dojechaliśmy.

– Tato, tato!! Dzwoń po mamę, bo ja to rowerem do domu nie wracam…


Epilog.

Kiedy na mecie odbieraliśmy medale i gratulacje od organizatorów usłyszeliśmy radosne “To oni!”. Okazało się, że to Elwira biegnie do nas ze swoją ekipą.

– Chłopaki, zobaczcie - to oni pomogli mi z dętką na trasie.

Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że ekipa Elwiry to ten sam właściciel starego Authora, z którym jedliśmy zupę w Wyszkowiance i kolega, który się zagapił i na tę zupę się nie załapał. 800 osób startujących w wyścigu a my pomagamy na trasie jakieś losowej osobie, po czym spokojnie, niczego nieświadomi jemy sobie obiad siedząc przy stoliku z jej znajomym. Chyba trzeba puścić Lotto.


Aha. Mój rower do samochodu już się nie zmieścił, do domu musiałem dokręcić te dodatkowe 15 kilometrów. To znaczy 18.


A w przyszłym roku pojedziemy MG250.

93246a68-5844-463d-aa25-59b9619ff3cb
4fc7410d-cd8c-4807-8007-7882f2982473
31a3c14c-aa5c-41f1-a7ed-02a342505e86
c3e6c497-e598-4b96-a3d1-546c67d659e5
f6d01fc4-a61c-49e4-b692-0e90ba08630d
AndrzejZupa

A czy oni sprawdzają czy jedziesz gravelem czy można przemycić też cross’a? Zaciekawiłem się i chętnie bym spróbował za rok…

onpanopticon

To ja już miałem priva pisać do @fonfi że gdzie relacja, gdzie chociaż adnotacja do równika. No nie pochwali się nawet.


Ale... no tak. To przecież nie tylko rowerzysta, ale też grafoman-artysta, co w kawiarni za Firewallem sobie mieszkanko urządził


Super relacja! Zarówno zachęca do takich przygód, jak i może stanowić lekką przeszkodę w promowaniu rodzicielstwa i zwiększania dzietności w Polsce xD


Za rok sądzę, że moja forma będzie już odpowiednia, to mam nadzieję, że widzimy się na trasie. Bo właśnie w owe 250 bym celował.

pingWIN

@fonfi super relacja! Wcześniej dałem piorun, ale dopiero teraz miałem "chwilę", żeby przeczytać


Ehhh, teraz trzeba poszukać okoliczne imprezy tego typu i formę poprawiać

Zaloguj się aby komentować

Ten grubas w czarnym dresie powinien mieć obitą mordę i później od razu na dołek. Takich śmieci trzeba zgłaszać bezwzględnie.


Czy czujecie się bezpiecznie jadąc na rowerze po polskich drogach?


https://www.youtube.com/watch?v=FrltuwN7EGo


#rower #polska #polskiedrogi #kryminalne

Czy czujesz się bezpiecznie jeżdżąc rowerem po polskich drogach?

241 Głosów
xsomx

@cyber_biker W życiu nie wyjechałbym rowerem na żadną drogę w Polsce, po której jeżdżą też samochody.

To można klasyfikować jako tendencje samobójcze, jazdę po polskich drogach. Za dużo wariatów ma samochody w tym kraju.

FriendGatherArena

@cyber_biker nie jezdzę rowerem po drogach. Wyjebane, niech mi mandat wlepią za jazdę po chodniku. 100zl mandatu to dobra cena za życie. Ja sie w Polsce samochodem po drogach boje jezdzic, a co dopiero rowerem

Jarasznikos

@cyber_biker Dużo jeżdże na rowerze i miałem kilku kierowców, którzy nie mogli znieść faktu mojego istnienia. Raz mi gość zajechał drogę gdy wyprzedzałem sznur samochodów stojących w korku. Wyjechał kołem aż za pobocze, na ziemie.

Najgrubszą jednak akcje miałem gdy raz gość w podobnych okolicznościach nie chciał dać się wyprzedzić i dociskał mnie do krawężnika po prawej. Gdy mimo tego się przecisnąłem i pokazałem mu faka (głupio zrobiłem, nie powinienem, jakby wlepiła mi policja za to mandat to nawet bym sie nie bronił). Jechał za mną kilometr ponad, dwukrotnie zajeżdżał mi drogę chcąc mnie zatrzymać, aż w końcu mu się udało i odgrażał mi się pięściami. Ja sie zastanawiam co Ci ludzie mają w głowie? To nie był jakiś byczek karczej docięty na maska. Zwykły chłop. Co by było jak jak byłbym jakimś pojebem i obiłbym mu ryj?

Zaloguj się aby komentować

Już dawno nic mnie tak nie umęczyło. Plastikowe, wkręcane zaślepki czy jak to się tam nazywa które rozpadały się w rękach.

Korba której nie dało się zdjąć z ośki, dopiero po nacięciu kątówką i użyciu przecinaka to cholerstwo zeszło. Wygięte zębatki to nieskuteczne użycie ściągacza do łożysk.

Ech, biednemu zawsze korba stanie bokiem

Na szczęście jutro zakupię nowe klamoty i będzie rowerek jak nowy. I to z większą zębatką

#rower #majsterkowanie

9dcb63ea-1711-41c6-82e6-a9a76fb0e13c
da2063eb-e468-4f66-8c2a-3ed9d9c927fd
f04542eb-536a-427c-814b-77806be743a4
Yes_Man userbar
Dzielny

@suseu ja akurat wczoraj ściągałem korbe w córki rowerze. Całe 19 zł za prosty ściągacz. 1 minuta i ściągnięte.

Gorzej było z jednym pedałem ale potraktowałem go ogniem 😁 już nie stawiał oporu 😉

cebulaZrosolu

@suseu no! Albo podjechać do #pulawymiasto to bym Ci pożyczył bo mam taki


@Yes_Man

Amhon

@Yes_Man miesiąc temu ściągałem nowego Srama i to gówno piekielne na kwadrat. Sram AXS jak już poszła śruba używając do tego imbusa i przedłużki, to miał nawet wbudowaną śrubę do wycisniecia całej korby z pressfita.

Natomiast kwadrat to jest jakiś pomiot piekielny. Ostatni raz sam wymieniałem support, nigdy więcej nie chce tego powtarzać.


Sram jeżdżony przeze mnie, katowany po >200W godzinami, a kwadrat używa moja dziewczyna jeżdżąc z dzieckiem xD

Furto

@Amhon Ja przegrałem kiedyś walkę z 2-3 letnim rowerem i jego korbą na kwadrat, a miałem najechane może z 2k km. Szosę tłukę z pasją i hollowtech II złazi bez problemu przy corocznym serwisie.

the_good_the_bad_the_ugly

Tylko na gwinty w nowym supporcie i korbie napierdol smary przeciw zapiekaniu to następnym razem pójdzie lżej.

Zaloguj się aby komentować